Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2018, 22:50   #226
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację

Kapłani nie wykazywali jakiegokolwiek zapału do walki i zamiast wesprzeć strażników, rzucili się do ucieczki. Nawet ten, który przed momentem został użyty w roli kuli do kręgli, na czworakach przeciskał się między nogami walczących.

Strażnicy wysypywali się z dwóch pomieszczeń po przeciwnych stronach korytarza. Szybki rzut oka pozwalał stwierdzić, że jest ich więcej niż dziesięciu. Ale w ograniczonej przestrzeni korytarza nie byli w stanie wykorzystać swojej przewagi liczebnej. Obok siebie mogło ich stanąć najwyżej trzech, a i tak trochę sobie przeszkadzali. Przeciwko sobie mieli tylko dwóch awanturników - Areona i Berwyna, którzy z furią podjęli walkę.

Jeden ze strażników, ten który stał się obiektem magicznego zaklęcia przygotowanego przez Stygijczyka, chwilę stał bezradnie wpatrując się w oczy Makhara, a potem opuścił miecz i pobiegł do kraty, którą chwycił i zaczął szarpać, wzywając Nadanisusa.

Alarm i rozgardiasz jaki zapanował w podziemiach zwabił także tych strażników, którzy odpowiedzialni byli za pilnowanie wejścia. Przybiegli z wyciągniętą bronią, ale Theo i Arslan byli na miejscu, osłaniając tyły. Hyrkańczyk jednego z nich poczęstował strzałą z łuku, który nie wiadomo jakim sposobem udało mu się ukryć pod habitem i teraz wyciągnąć. Strażnik padł z przestrzelonym gardłem. Ku kolejnym skoczył złodziej, ale kwestią czasu było jak ulegnie...

Trzech strażników już leżało rozpłatanych na posadzce, a Cymmeryjczyk i Bossończyk nadal zbierali krwawe żniwo. Nie obyło się bez ran, ale kondycja awanturników była na tyle dobra, że jeszcze długo mogli prowadzić walkę.

I w tym momencie pojawił się Constantus. Wyszedł z pomieszczenia po prawej stronie z zakasanymi rękawami szaty. W dłoni coś trzymał.

- Przeklęci! Zdrajcy prawdziwego boga! Heretycy! - krzyczał. W jego oczach płonął ogień fanatyzmu. - Zginiecie! Zginiecie wszyscy, psy Asury!

Nie przejmując się, że w zwarciu są zarówno wrogowie jak i jego sojusznicy, kapłan cisnął trzymany w ręce przedmiot. Niewielka szklana kula uderzyła w ziemię i rozprysnęła się. Natychmiast coś błysnęło i rozległ się ogłuszający huk. Eksplozja odrzuciła wszystkich naokoło. Jeden ze strażników już się nie podniósł. Dwóch innych leżało na ziemi i jęczało. Berwyn również leżał na ziemi, a z jego habitu unosił się dym. Cymmeryjczyk obdarzony refleksem pantery zdołał uskoczyć. Oberwało się nawet Makharowi, który stał nieco dalej. Wszystkim dzwoniło w uszach, a w oczy wgryzał się piekący dym.

- Pomóżcie! - krzyknął z tyłu Theo. Jego ręka zwisała bezwładnie, a z głębokiej rany tryskała krew.
 
xeper jest offline