10-08-2018, 16:01 | #221 |
Reputacja: 1 | Areon uważnie się rozglądając spod kaptura osłaniał Berwyna. Tylko czekał aż zza drzwi wypadną strażnicy. Cóż, idący obok kapłan nie wyglądał na ciężkiego. Szybki rzut klechą powinien zatrzymać strażników wystarczająco długo by przygotować się do walki z nimi. |
10-08-2018, 23:24 | #222 |
Reputacja: 1 | Makhar podążył za Berwynem i Areonem, rozglądając się dookoła. Kiedy jego towarzysze wypatrywali czających się strażników, on starał się szukać zagrożeń bardziej nienaturalnego charakteru. Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 10-08-2018 o 23:28. |
11-08-2018, 22:25 | #223 |
Reputacja: 1 | Drzwi nie były zamknięte. Awanturnicy i kilku z kapłanów Mitry, którzy postanowili im towarzyszyć przeszło do długiego korytarza, który rozciągał się na wprost i na lewo od drzwi, tworząc wydłużoną literę L. To co było po lewej stronie, ginęło w mroku, gdyż tamtej części nie oświetlały żadne źródła światła. Na końcu tunelu przed sobą, w chybotliwym świetle łuczywa wiszącego w uchwytach na ścianie, widać było zakratowane przejście, a za nim schody wiodące w górę. Było to prawdopodobnie wyjście do znajdującej się wyżej posiadłości. Nieco wcześniej znajdowały się prowadzące w lewo i prawo, przegrodzone drewnianymi drzwiami przejścia. I to właśnie zza drzwi dobiegał podniesiony głos Constantusa! Głos umilkł i w tym momencie na korytarz zaczęli wybiegać uzbrojeni w miecze, przyodziani w łuskowe pancerze i stalowe łebki strażnicy. Jeden z nich zamiast skierować się ku intruzom, po prostu przebiegł przez korytarz i wpadł do sąsiedniego pomieszczenia. Rozległy się krzyki, wyraźnie słychać było słowo "Alarm!". Ktoś zaczął kląć. Speszeni pojawieniem się strażników kapłani zatrzymali się, niepewnie spoglądając wokoło. Constantusa nie było widać, ale wszyscy chwilę wcześniej wyraźnie słyszeli jego głos. - Koniec zabawy - odezwał się jeden ze strażników. - Zrzucajcie habity i złóżcie broń! Jak nie będziecie podskakiwać, to po prostu zostaniecie przekazani w ręce przedstawicieli prawa i potraktuje się Was jako zwykłych włamywaczy. Lord Nadanidus nie będzie naciskał na surową karę. A jeśli nie posłuchacie, zaraz zostaniecie zmasakrowani. Jest Was tylko pięciu... Nim ostatnie słowo przebrzmiało w rozbrzmiewającym echem korytarzu, Aeron chwycił zaskoczonego, stojącego obok kapłana wpół, podniósł nad głowę i ze zwierzęcym rykiem wydobywającym się z gardzieli, wymachującego kończynami cisnął w kierunku strażników. Krzyczący duchowny uderzył w grupę zbrojnych, wywracając kilku z nich niczym kręgle. Powaleni zaczęli się szybko zbierać z podłogi. Taka odpowiedź Cymmeryjczyka oznaczała wybór drugiej z zaproponowanych intruzom opcji. |
12-08-2018, 14:51 | #224 |
Administrator Reputacja: 1 | Berwyn zazwyczaj nie wierzył w obietnice, a już w żadnym wypadku nie uwierzyłby w obietnice kogoś takiego jak Constantus. Ani, tym bardziej w obietnice Nadanidusa. Był przekonany, że ledwo złożyliby broń, od razu zostaliby poddani różnym metodom przesłuchać, z których żadne nie przypadłoby im do gustu. A w ręce prawa trafiliby jako niemożliwe do zidentyfikowania zwłoki. Zresztą i tak ewentualne pertraktacje zostały przerwane przez Aerona. Berwyn poszedł za ciosem, atakując akbitańskim toporem najbliższego strażnika, chcąc skorzystać z zamieszania, jakie wprowadziła działalność Cymmeryjczyka. |
12-08-2018, 20:17 | #225 |
Reputacja: 1 | Makhar spodziewał się pułapki. Może nawet spróbowałby ugrać coś gadaniem, ale barbarzyńca to uniemożliwił.... i tak wszystko do tego zmierzało. Najplepszą drogą byłoby pewnie sforsowanie przejścia do posiadłości, niezależnie od powodzenia misji dla Kanclerza, pożądał ksiąg mistycznej wiedzy i innych artefaktów Nadanidusa. |
14-08-2018, 22:50 | #226 |
Reputacja: 1 | Kapłani nie wykazywali jakiegokolwiek zapału do walki i zamiast wesprzeć strażników, rzucili się do ucieczki. Nawet ten, który przed momentem został użyty w roli kuli do kręgli, na czworakach przeciskał się między nogami walczących. Strażnicy wysypywali się z dwóch pomieszczeń po przeciwnych stronach korytarza. Szybki rzut oka pozwalał stwierdzić, że jest ich więcej niż dziesięciu. Ale w ograniczonej przestrzeni korytarza nie byli w stanie wykorzystać swojej przewagi liczebnej. Obok siebie mogło ich stanąć najwyżej trzech, a i tak trochę sobie przeszkadzali. Przeciwko sobie mieli tylko dwóch awanturników - Areona i Berwyna, którzy z furią podjęli walkę. Jeden ze strażników, ten który stał się obiektem magicznego zaklęcia przygotowanego przez Stygijczyka, chwilę stał bezradnie wpatrując się w oczy Makhara, a potem opuścił miecz i pobiegł do kraty, którą chwycił i zaczął szarpać, wzywając Nadanisusa. Alarm i rozgardiasz jaki zapanował w podziemiach zwabił także tych strażników, którzy odpowiedzialni byli za pilnowanie wejścia. Przybiegli z wyciągniętą bronią, ale Theo i Arslan byli na miejscu, osłaniając tyły. Hyrkańczyk jednego z nich poczęstował strzałą z łuku, który nie wiadomo jakim sposobem udało mu się ukryć pod habitem i teraz wyciągnąć. Strażnik padł z przestrzelonym gardłem. Ku kolejnym skoczył złodziej, ale kwestią czasu było jak ulegnie... Trzech strażników już leżało rozpłatanych na posadzce, a Cymmeryjczyk i Bossończyk nadal zbierali krwawe żniwo. Nie obyło się bez ran, ale kondycja awanturników była na tyle dobra, że jeszcze długo mogli prowadzić walkę. I w tym momencie pojawił się Constantus. Wyszedł z pomieszczenia po prawej stronie z zakasanymi rękawami szaty. W dłoni coś trzymał. - Przeklęci! Zdrajcy prawdziwego boga! Heretycy! - krzyczał. W jego oczach płonął ogień fanatyzmu. - Zginiecie! Zginiecie wszyscy, psy Asury! Nie przejmując się, że w zwarciu są zarówno wrogowie jak i jego sojusznicy, kapłan cisnął trzymany w ręce przedmiot. Niewielka szklana kula uderzyła w ziemię i rozprysnęła się. Natychmiast coś błysnęło i rozległ się ogłuszający huk. Eksplozja odrzuciła wszystkich naokoło. Jeden ze strażników już się nie podniósł. Dwóch innych leżało na ziemi i jęczało. Berwyn również leżał na ziemi, a z jego habitu unosił się dym. Cymmeryjczyk obdarzony refleksem pantery zdołał uskoczyć. Oberwało się nawet Makharowi, który stał nieco dalej. Wszystkim dzwoniło w uszach, a w oczy wgryzał się piekący dym. - Pomóżcie! - krzyknął z tyłu Theo. Jego ręka zwisała bezwładnie, a z głębokiej rany tryskała krew. |
15-08-2018, 08:25 | #227 |
Administrator Reputacja: 1 | Byli tacy co twierdzili, że szlachetna sztuka walki na tym polega, że z mieczem w dłoni opór przeciwnikowi się stawia... i niech wygra lepszy. Albo ten, po czyjej stronie stoją bogowie. Cmentarze pełne były takich szlachetnych (i naiwnych) i Berwyn od dawna uważał, że nie liczą się środki, a ostateczny efekt, i że należy używać wszelkiej dostępnej broni, by przeciwnika pokonać. Jeśli nie oszukujesz, by wygrać, to za mało się starasz i tyle. Najwyraźniej Constantus uważał dokładnie tak samo... Magia, jakiej użył, zwaliła Berwyna z nóg, na szczęście nie na tyle okazała się groźna, by Bossończyk musiał się wycofać z walki. Berwyn zerwał się na równe nogi. Nie zważając na to, że habit się dymi, ruszył między leżącymi strażnikami w stronę przeklętego kapłana, chcąc toporem wybić mu z głowy wszelkie myśli o podżeganiu do rebelii. |
17-08-2018, 08:22 | #228 |
Reputacja: 1 | Makhar był rozczarowany że dotknięty urokiem strażnik nie był w stanie otworzyć przejścia, ale po chwili musiał zająć się walką o życie. Wpadli w pułapkę, szczęśliwie umiejętności walki jego kompanów niwelowały przewagę liczebną wroga. Potem pojawił się Constantus, któremu wiara najwyraźniej nie zabraniała posługiwać się alchemicznymi sztuczkami, znanymi stygijczykowi. -Szczam na Asurę, głupcze! Syknął czarownik, skupiając wolę do kolejnego zaklęcia. Usłyszał wołanie o pomoc Theo i obrócił się do tyłu. Stwierdziwszy, że jak złodziej padnie on będzie następny, skierował spojrzenie w stronę atakującego go strażnika. |
17-08-2018, 20:56 | #229 |
Reputacja: 1 | Nic nie wskazywało na to, że Makhar znów posłużył się magią. Skupił wzrok na strażniku, a ten w jednej chwili zaprzestał walki, upuścił miecz i z wrzaskiem padł na podłogę. Zwinął się w kłębek i miotał się tam i z powrotem, usiłując w jakikolwiek sposób opanować ból, który eksplodował w jego ciele. Theo odskoczył od niego i ciężko oparł się o ścianę. Arslan wykorzystał fakt, że ma przed sobą wolne pole i posłał kolejną strzałę, raniąc ostatniego ze strażników, którzy nadbiegli z tyłu. Berwyn za cel obrał sobie Constantusa. Jednak aby do niego dotrzeć, musiał przebić się przez stojących mu na drodze strażników. Tych zdolnych do walki było jeszcze czterech. Cymmeryjczyk był szybszy od Berwyna i wymachując mieczem zaszarżował. Uderzył w pierwszego. Tamten sparował. Siła ciosu była tak duża, że miecz strażnika pękł. Ułamany kawałek klingi z brzękiem poszybował nad głowami walczących i ugrzązł w drzwiach. Kolejny sztych Areona przebił wrogowi gardło. Berwyn też dopadł do wrogów i starł się z dwoma z nich. Wymieniał ciosy, ale trafił na lepszych szermierzy. Za nic nie mógł spenetrować zastawy z dwóch mieczy i sam znów został zraniony. W bucie czuł krew spływającą z rany nad kolanem. Za plecami strażników widział Constantusa, który wbiega do pomieszczenia po lewej stronie. Zdwoił wysiłki w końcu niemal odcinając rękę wroga. Na placu boju pozostało tylko dwóch strażników, którzy już zaprzestali ataków i wycofywali się do drzwi - tych samych, za którymi zniknął kapłan. Ostatnio edytowane przez xeper : 17-08-2018 o 21:01. |
17-08-2018, 21:30 | #230 |
Administrator Reputacja: 1 | Gdy się powiedziało 'a', należało powiedzieć 'b'. Tak mawiano, w co Berwyn nie do końca wierzył, chociaż sens powiedzenia był mu doskonale znany. No ale uważał, że w tej sytuacji powiedzenie ma jak najbardziej zastosowanie. Skoro wysłali w objęcia Mitry tylu jego wyznawców, to co stało na przeszkodzie, by dokończyć dzieła - iść za ciosem i zwiększyć grono męczenników za wiarę - najpierw o strażników, stojących między nim a drzwiami, a potem o Constantusa. Noga go bolała, a krwi w bucie zbierało się coraz więcej, ale to nie tyle mogło, co musiało poczekać. Ze zdwojoną pasję zaatakował strażnika, licząc na to, że Areon rozprawi się z następnym. A potem będą mogli dopaść uciekającego kapłana. |