Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2018, 13:51   #20
Jendker
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
 
WIELKI BŁĘKIT
Kuo -Toa ruszyli, człapiąc odnóżami po drewnianych balach pomostu.Za nimi podążał Tetoteco. Drogę zagrodziła im drewniana krata, wstawiona nieudolnie, acz przemyślnie w poprzek wąskiego korytarza. Wojownicy Kuo-Toa uderzali swoimi rybimi ciałami, aż krata pękła i obaliła się z głośnym hałasem. Atak postępował, a mokre płetwy wojowników człapały po skalistej posadzce korytarza. Kolejne jęki goblinów z przodu, i kolejnych czterech wojowników wlekło swoje nieprzytomne ofiary w stronę jezior, aby zniknąć z nimi w głębinach. Goblińscy strażnicy w wąskiej wartowni nie byli w stanie powstrzymać stłoczonej w korytarzu masy łuskowatych ciał. Chodnik biegł dalej, spiralnie do góry, pod bardzo ostrym kątem.Kiedy wychynęli zza długiego zakrętu korytarza, ich oczom ukazała się w końcu ogromna jaskinia. Jej środkiem płynęła rzeka, a huk wodospadu nieopodal podpowiadał, że to ona właśnie spada kilkadziesiąt stóp poniżej czyniąc ten okropny hałas na dole. Czarodziej wydedukował, że musieli znajdować się mniej więcej na poziomie widocznej z dołu strażnicy. Przed sobą zaś, mieli położony w poprzek rzeki, drewniany mostek, szeroki na dziesięć stóp. Pachniało strawą. Gdzieniegdzie można było dostrzeć skrzynie, worki i inne skarby, będące najpewniej jakimś wojennym wyposażeniem, lub łupami.Liczne groty i zakamarki mogły ukryć mnóstwo skarbów. Mogły też ukryć całą armię. I ukryły, bo dopiero czarodziej poprzez swojego chowańca mógł jako pierwszy dostrzec wynurzające się z ciemności kształty. Podłoże zakołysało się, kiedy dwa ogromne głazy opadły z hukiem, za plecami Tetoteco, zamykając podążających przez jaskinię ryboludzi w potrzasku i zagradzając przejście całkowicie.
Potrzeba by chyba giganta, aby podniósł choćby jeden z tych ogromnych kamieni. Kuo-Toa, nieprzyzwyczajone do walki na powierzchni, albo być może zbyt naiwne, nawet nie przypuszczali, jakąż to niespodziankę przyszykowały im przebiegłe gobliny. Świsnęły strzały, a z grot po obu stronach ścieżki dobiegło ostrzegawcze warczenie.



Goblińscy niewolnicy ruszyli z wrzaskiem na wroga, próbując zatrzymać go przed mostem. Uzbrojeni w strzałki i parę długich noży rzucają w najbliższych Kuo-Toa strzałkami. Byli prawie nadzy, jeśli nie liczyć przepasek biodrowych. Jeden Kuo-Toa, naszpikowany strzałkami zwalił się krwawiąc z licznych ran do wody. Walka o podziemną rzekę ofiacjalnie się rozpoczęła, a pierwsza krew zostaje przelana przez gobliny. Wrzaski triumfu odbiły się echem od sufitu jaskini. Chwilę potem, ostrzegawczy warkot doszedł z obu jaskiń znajdujących się po bokach ścieżki prowadzącej na most. Ze znajdujących się tam skalnych jam spadli na Kuo-Toa włochaci brutale, rąbiąc swoją wielką bronią na prawo i lewo. Dwóch Kuo-Toa padło pod ciosami ogromnych, nabitych kolcami maczug.
Goblińscy strzelcy napięli swoje krótkie łuki, i wypuścili strzały prosto w stłoczony przy moście oddział Kuo-Toa. Dwóch ryboludzi, naszpikowanych strzałami niczym jeże upadło na posadzę jaskini, brocząc krwią. Przywódca Kuo-Toa uniósł swoją różdżkę, skrzecząc w jakimś dziwnym narzeczu, jednak zarówno symbolika gestu, jak i gestykulacja podpowiedziała czarodziejowi, że zaraz znów będzie musiał poćwiczyć pływanie. Zagrzmiało, i woda w rzece zaczęła podnosić swój poziom, wylewając z brzegów i zalewając właściwie wszystko...poza jednak skupionymi na półkach skalnych goblińskich strzelcach. Dowódca goblinów też wrednie się uśmiechał, stojąc na tej części chodnika, która znajdowała się wyżej, niż reszta jaskini. Niezadowolone mogły być Niedźwieżuki, które w tej chwili doświadczali na własnej skórze pojęcia wojskowego - mięso armatnie. Woda przykryła też tłoczących się na moście niewolników, ale tymi chyba obie strony niespecjalnie się przejmowały.
Coś jeszcze czaiło się w uryciu. Gdzieniegdzie uwazny obserwator mógłby pewnie dostrzec błyski metalu w ciemniściach, szuranie czy porarkiwania, świadczące o obecności dużej grupy wojowników, jednak trwała walka, a hałas przez nią powodowany sprawiał, że nie dałoby się odkryć, któż to czaił się w ciemnościach.

Gobliński przywódca ponownie rzuca oszczepem w Kuo-Toa jednocześnie znów wrzeszcząc jakąś komendę. Trafia w jednego Kuo-Toa raniąc go całkiem poważnie. Jucha ryboluda barwii wodę w rzece.
Dwaj wojownicy ryboludzi rzucili się, aby depseracko powstrzymać napierające z boku włochate Niedźwieżuki, ale daremnie. Jeden jedynie został draśnięty przez zwinnego ryboluda. Nieco lepiej szło wojownikom, którzy zaczęli mordować próbujących się utrzymywac na powierzchni niewolników. Trzech zanużyło się pod wodę, przebitych włóczniami Kuo-Toa aby nigdy już nie wypłynąć na powierzchnię. O to jednach chyba chodziło przebiegłemu goblinowi, bo tylko uśmiechał się złośliwie.
Mnisi Kuo-Toa rzucili się na niewolników. Woda zabarwiła się na czerwono goblińską krwią, kiedy mnisi darli pazurami i zębami goblińskie ciała. Kolejnych czterech przeciwników zniknęło pod wodą.
Tetoteco zanużył się tak, że nad głowę wystawała mu tylko głowa. Będąc w wodzie byli w miarę bezpieczni, zarówno łucznicy jak i niedźwieżuki będą musiały się napracować żeby ich trafić. Ale to dalej nie wyglądało dobrze, zdawało mu się że gobliny mają jeszcze jedną pułapkę w zanadrzu z którą tylko czekają aż wejdą na most. Chwycił swoją kulę i podniósł nieco nad głowę.
Chos przestrzeni nie dał mu odczytać poprawnego i jedynego rozwiązania, ale trzy niestabilne księżyce zdawały się krzyczeć co ma zrobić. Przyglądał się jak planety są pochłaniane i niszczone w przestrzeni kosmicznej.
- Tutaj juszz nie będą potsszebne. - I zaczął poruszać ręką, zmieniając orbitę trzech księżyców. Po chwili trzy ciała opuściły swoje planety i powędrowały w przestrzeń, wylatując z kuli w kierunku goblińskiego przywódcy. A potem nabrał powietrza i dał nura pod wodę.
Gobliński przywódca popatrzył zdziwiony na trzy kule energii lecące w jego stronę. Zareagował jak typowy, gobliński przywódca, woląc śmierć swoich podkomendnych od swojej. Sięgnął za załom korytarza, przy którym stał i szybko szarpnął, zamieniając się miejscami z goblińskim tarczowniekiem. Ten nie wiedział jeszcze co się dzieje, i dlaczego jego szef go szarpie, ale potem odwrócił głowę...i umarł, kiedy pociski dosłownie rozerwały go na strzępy.
Goblińscy niewolnicy desperacko próbowali odeprzeć mnichów i wojowników ale daremnie. Ich ciosy nie przebijały twardych, rybich łusek lub całkowicie chybiały ich śliskich od śluzu ciał. Niedźwieżuki miały niejakie problemy z walką na wodzie, pomimo znacznej muskulatury, która czyniłaby z nich wprawnych pływaków.Nie byli jednak w tym specjalnie biegli, a po za tym ich kudły szybko nasiąknęły wodą i stały się ciężkie, niczym zamoczony w wodzie pies i równie mało ruchliwe. Waliły jednak swoimi wielkimi maczugami, tak mocno, że udało im się rozłupać głowę jednego Kuo-Toa, który krwawiąc opadł na zalane dno jaskini. Kolejny został ranny, kiedy maczuga uderzyła go w jedną z jego łap. Niedźwieżuki, powoli płynęły w stronę przywódcy Kuo-Toa, zamierzając dodać sobie jego głowę jako kolejne trofeum.
Goblińscy strzelcy: Goblińscy strzelcy posłusznie wykonali rozkaz swojego dowódcy, skupiając ogień na przywódcy Kuo-Toa. Chmara strzał pofrunęła w stronę wynurzonego do pasa ryboluda...trzy czarno upierzone strzały uderzyły go w pierś. Zaklęcie, które powodowało, że jaskinia była zalana straciło swoją moc momentalnie, i wszyscy, którzy unosili się na wodzie powoli opadli na podłogę jaskin, która pokryta jeszcze gdzieniegdzie wodą, stała się zdradliwa niczym lód na wiosnę.
Kolejne zaklęcie przywódcy odbiło się echem jego skrzeczenia w podziemnej jaskini. Duchy jakichś istot morskich i wodnych, błękitne niczym niebo, błyszczące niczym perłowa macica zaczęła krążyć wokół Kuo-Toa. Jeden z nich dotknął Niedźwieżuka, po chwili przechodząc przez niego. Tetoteco zobaczył, jak wyjmuje on z niego coś ciemnego, jakby pierwotnego i barbarzyńskiego i ciska o skałę. Kolejne duchy atakowały już kolejne niedźwieżuki, które zaczęły ryczeć z przestrachu. Dwóch z nich pada na ziemię, z wyrwanymi przez duchy duszami, jeden, o silniejszej woli wciąż broni się przed bezcielesnym atakiem.Rybolud ruszył dostojnie do przodu, człapią swoimi stopami, próbując wejść na mostek. Duchy podążały za nim. otaczając go i broniąc.

Gobliński przywódca wyskoczył zza załomu skalnego, za którym się ukrył, i stojąc jedną stopą na rozerwanym na strzępy popleczniku wskazał ponownie łucznikom cel. Przywódca Kuo-Toa był zdaniem goblina zbyt groźny, by pozostawiać go przy życiu. Rzucił ponownie oszczepem, i znów trafił, ale szef ryboludzi był zbyt twardy aby przejmować się kolejnym pociskiem w jego ciele. Wojownicy Kuo-Toa wciąż napierali, niczym automaty czy bezmyślne golemy. Być może napędzała ich jakaś wola, a może po prostu byli zbyt głupi by odczuwać emocje. Ostatni niewolnik padł pod ciosem włóczni. Kolejni próbowali dopaść strzelających w nich łuczników i przywódcę. Bez rezultatu jednak. Łucznik zwinnie uniknął ciosu włóczni, zaś wojownik atakujący goblińskiego przywódcę, biegnąc po śliskiej i mokrej powierzchni poślizgnął się i pojechał do przodu na swoim rybim brzuchu. Goblin zarechotał, widząc desperackie wysiłki jego wrogów. Mnisi wpadli w jedną grupę łuczników. Pazury śmigały we wszystkie strony,ale zdołały trafić jedynie jednego strzelca, który padł z rozszarpanym gardłem.

Tetoteco zebrał mgławice gwiezdnego pyłu z kul i uformował ją górkę na swojej dłoni, po czym dmuchnął a srebrny pył powędrował w kierunku załomu w którym stał gobliński przywódca, tak by nie trafić ryboludzi. Po czym sam wskoczył do wody, nurkując nisko. Zaklęcie spowodowało, że przywódca odwrócił się i zaczął wrzeszczeć na swoich podkomendnych, których najpewniej część po prostu sobie przysnęła. Niedźwieżuki rozprawiły się już całkiem sprawnie rannym już wojownikiem Kuo-Toa, ruszając od tyłu na kładkę. Ryboludzie znaleźli się w potrzasku.Świsnęły oszczepy, rzucone silną ręką kudłatych brutali. Dwa wbiły się w przywódcę w plecy. Strażnicze duchy, odesłane w jakiś pozaziemski wymiar odeszły, zostawiając przywódcę niemal bez obrony.
Goblińscy Strzelcy wciąż strzelały w Kuo-Toa. Strzały śmigały gęsto, ale tego Tetoteco nie mógł już oglądać. Jedynie słyszał przytłumione odgłosy wściekłej walki, prowadzonej na kładce.

Nurt porwał go w stronę wodospadu i czarodziej mógł tylko bezsilnie czekać, aż znajdzie się na krawędzi wody. Tymczasem jednak jego obecność w wodzie nie została niezauważona. Pierwszy oszczep wszedł z impetem w wodę, przecinając ją niczym nóż masło...to zgromadzeni na brzegach w rezerwie tarczownicy goblińscy mieli za zadanie polować na wszystkie Kuo-Toa, które mogłyby się wymknąć z podziemnej pułapki. Czając się na brzegach rzeki niczym rybacy polujący na pstrągi, zaczęli swoją część roboty…
Jeden oszczep dosięgnął celu, niemal przyszpilając pazurzastą stopę Tetoteco do skalistego podłoża, ten jednak niesiony prądem płynął dalej, nie dając goblinom szansy na powtórzenie swojego sukcesu.
Czarodziej widział już przed sobą białą, gotującą się kipiel wodospadu...miał tylko jedną szansę. Skoczył dobrze, ale woda i tak cisnęła nim porządnie, kiedy spadał w dół. Zakotłowało nim porządnie i rzuciło w stronę skały. Stracił przytomność. Ciało czarodzieja porwane szybkim nurtem zostało wyrzucone przez przejście z kratą. Wolno płynęło w stronę łódki.
 

Ostatnio edytowane przez Jendker : 16-08-2018 o 13:55.
Jendker jest offline