Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2018, 03:54   #287
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Nie szkodzi, Kohen-san -odparła Maruiken miło i uprzejmie, ale taka kurtuazyjność nie wynikała z ciepła jej serca. Iye. Tak jak i wiele innych cech składających się na jej postać, tak samo jej elegancja i obycie były owocami długich lat odpowiedniego rzeźbienia jej przez Mateczkę. Potrafiła więc z tą samą chłodną, czasem drażniącą uprzejmością reagować na rozmaite sytuacje. Nie tylko na towarzystwo kochanka, sojusznika czy potencjalnego informatora, ale także w obliczu zagrożenia. Pozornie wesołym tonem droczyła się z Matką Głodu, kusiła ku sobie okrutnego Kasana i nawet teraz, będąc tak blisko rytuału mającego uczynić z niej zwierzynę na łasce mnichów, Leiko nie ukazywała niczego oprócz opanowania. A i to nie było bez powodu.
Ludzie mieli w zwyczaju chętniej ufać i zwierzyć się uśmiechom niż grymasom. Również mało kto spodziewał się zabójczego ostrza zza maski subtelnego uśmiechu.




A zatem łowczyni z tym latami wyćwiczonym, trochę kocim wyrazem twarzy, pochyliła się teraz ku kociołkowi. Widok jego zawartości uniósł jedną z jej brwi - Ale czy nie wolałbyś zjeść trochę ryżu z rybą? Albo gęstą zupę z warzywami? Jeśli drażni Cię gwar gospody, to sama mogę Ci przynieść trochę jedzenia - wyprostowała się podnosząc spojrzenie na czarownika. Swą troskę o niego podszywała własnymi celami -Wszyscy musimy mieć siły na łowy.

- Już jadłem dzisiaj.
- odparł z uśmiechem Kohen i dodał mieszając w kociołku.- Niestety to co wolałbym, nie jest tym co powinienem spożyć Maruiken-san.
Skrzywił się przyglądając zawartości naczynia, mało apetycznej nawet dla niego -To mi pomoże bardziej w nabraniu sił.- wytłumaczył smętnym tonem głosu.

-Odnoszę wrażenie, że niezbyt służy Ci nasza obecna bezczynność. Zarówno po pokonaniu Matki Ogrów na mokradłach, jak i tamtego dwugłowego demona plującego czarnym ogniem, zdawałeś być się.. - łowczyni przechyliła głowę poszukując odpowiedniego określenia, które nie uraziłoby mężczyzny. Wprawdzie przez tyle lat życia z chorobą musiał się już nasłuchać wiele od innych ludzi, czasem nadmiernie troskliwych lub po prostu pogardliwych, ale Leiko nie chciała wbijać mu dodatkowych szpil. A przynajmniej nie celowo.
-Gomen za wyrażenie, ale po prostu zdrowszy. Silniejszy. Zupełnie, jak gdyby zabijanie Oni dodawało Ci energii - jej enigmatyczny uśmiech poszerzył się odrobinę, kiedy dodała z beztroską nutą w głosie - To byłoby całkiem przydatne i niezwykłe, ne?

- Hai… bo tak jest.
- potwierdził Kohen. Uśmiechnął się tajemniczo zerkając łowczynię -Taka moja sztuczka, którą poznałem podczas podróży.- zełgał gładko.

-Oh? -zainteresowała się Maruiken, nie od razu wytykając czarownikowi to kłamstewko. Wszak sama się zawsze wzbraniała przed wspominaniem o swoim przekleństwie - Czyżbyś zatem przekazywał swą wiedzę innym? A może po Japonii wędruje nauczyciel, który odnajduje uczniów i ich naucza tej sztuczki? -w zastanowieniu opuszką palca wskazującego musnęła swą dolną wargę w urokliwym geście. Delikatnie bardzo, aby ani nie rozmazać barwnika na ustach, ani nie pobrudzić nim swej skóry - Bowiem widziałam ją już wcześniej.

-U kogo?
- zapytał mężczyzna udając brak zainteresowania, choć sądząc po całej jego napiętej sylwetce, był bardzo zainteresowany.

Łowczyni bez trudności dołączyłam do tej gierki bezinteresowania, w której sama potrafiła być całkiem biegła. Takie od niechcenia rzucanie słodkich kąsków nieraz okazało jej się przydatne.

- U kilku łowców. I nie tylko łowców - odparła bez wdawania się w szczegóły. Z obojętnością stawiała sobie leniwe kroczki wokół kociołka. Spojrzeniem obrzucała skromną chatynkę zamieszkałą przez czarownika, a także wzrokiem przesuwała po jej najbliższym otoczeniu. Jednak to, co pozornie było brakiem zainteresowania, tak naprawdę było poszukiwaniem intruzów. Maruiken Leiko nie przepadała za dzieleniem się swoimi sekretami z niepożądanymi osobnikami.

-Ale przede wszystkim.. -przystanęła bliżej mężczyzny, by ten mógł z łatwością wychwycić szept uciekający z jej ust. Spoglądając na niego przymrużyła złociste oczy, a na dodatek znów rozchyliła wargi w tym subtelnym uśmiechu właściwym osobie, która wie więcej niż inni się po niej spodziewają - U siebie, Kohen-san. Cóż za niezwykły zbieg okoliczności, prawda?

-Hai. Niezwykły.
- przyznał Kohen, którego obecność odstraszała ciekawskich jak łowny kocur odstraszał myszy. Zamilkł wpatrując się w kociołek. - Albo i nie… Kami czasami ingerują w losy ludzi, kierując ich krokami ku miejscom które winni odwiedzić, osobom które winni poznać.

- Hai, to jest.. jedno wytłumaczenie
- zgodziła się łowczyni, jednak jako kobieta twardo stąpająca po ziemi, niezbyt wierzyła by sami Kami pchali ich w stronę rytuału. Ale już Chińczycy jak najbardziej - Inne jest takie, że nie tylko ja wiem o naszej drobnej sztuczce. Albo o innych, o jakich nie wspominamy zbyt głośno. Mogę sobie z łatwością wyobrazić cudze zafascynowanie naszymi.. umiejętnościami.
Towarzystwo czarownika rzeczywiście było wygodne, przynajmniej w kwestii odstraszania intruzów. Nie było wielu takich miejsc, gdzie nie sięgałyby oczy i uszy Hachisuka. A mimo to Leiko zachowywała przezorność i jej głos ani na moment nie podnosił się do tonu wyższego niż szept - Obecnie w Shimodzie, oprócz naszej dwójki, jest jeszcze czworo innych podobnych nam osób. Z pewnością komuś pasuje, że jesteśmy wszyscy w jednym miejscu. Nie uważasz?

-To bardzo ciekawe… ale mówisz o czterech osobach. Wśród około setki łowców zgromadzonych tutaj.
- zadumał się Kohen przyglądając się kobiecie - Taki talent jak nasz… niewątpliwie skazuje nas na ścieżkę łowcy Oni, Maruiken-san. Nikt mnie nie wypytywał o moje… talenty. Nikt nie sprawdzał co potrafię. Nikt się nie zainteresował. Więc skąd ktoś miałby wiedzieć? To raczej przypadek lub znak od Kami.

-Mało który sekret da się rzeczywiście ukryć
- stwierdziła Leiko, która wiedziała trochę więcej o odkrywaniu cudzych sekretów niż zwyczajny łowca demonów - A jeśli ja wiem, to znajdą się też inni znający drobny sekrecik naszej piątki.. cóż, podobno siódemki według niektórych pogłosek. Albo według legend, jeśli wierzyć słowom małych miko i tajemniczych pielgrzymów.

Ciężar tych wszystkich informacji, które ta niewysoka i smukła kobieta musiała samotnie nosić na swych barkach, aż wyrwał westchnienie z jej piersi. Jednak nie byłaby córką swej drogiej Mateczki, gdyby pozwalała sobie na rozkojarzenie nadmiarem zagadek. Dlatego też zaraz ręce skrzyżowała na piersi i spoglądając na czarownika, dodała - I nie wszyscy z naszym talentem są łowcami, Kohen-san. Jedno z.. nas jest olbrzymim bushi wędrującym z Chińczykami. Inne jest zaledwie nieletnią dziewczynką, która straciła bliskich tylko ze względu na ten talent.

- Doprawdy? Skąd ty to wszystko wiesz? I… jak poznałaś te informacje?
- zadumał się Takami zszokowany jej słowami. - Rozumiem, że widziałaś jak ja korzystam z mej sztuczki. Ale kiedy widziałaś tego olbrzyma w walce?
Spojrzał na Leiko dodając.- I ja zetknąłem się z ową legendą, lecz… to opowieść, stara i przekazywana z ust do ust. Trudno powiedzieć ile w niej jej prawdy, a ile zmyśleń.

-Te ziemie to nie tylko demony i Hachisuka. To także ludzie niezwiązani z klanem, których zainteresowało nasze pojawienie się
-Maruiken już wiedziała, że mało kto od razu zawierzał jej słowom. To wszystko czego doświadczała, czego się zdążyła dowiedzieć w trakcie tutejszych łowów, brzmiało po prostu zbyt absurdalnie. Także i dla niej samej. Dlatego odpowiadała czarownikowi cierpliwie i ze spokojem. Oraz dość enigmatycznie, gdyż sama jeszcze nie była pewna, ile naprawdę może mu zdradzić.
-Ale z nas dwojga to zapewne Ty wiesz więcej o miko i ich wróżeniu z ognia. Sam możesz ocenić, czy jedna z nich potrafiłaby wykorzystać swe rytuały do odnalezienia kogoś z naszymi talentami -zadzwoniły cichutko kolczyki zdobiące jej uszy, kiedy przechyliła głowę pod wpływem nagłej myśli -A może sam śniłeś o białym lisie?

Przez chwilę milczał usłyszawszy jej słowa i wyraźnie nimi zaskoczony.
- Kitsune… to nie był lis. To była biała kitsune. A one są kuglarkami i oszustkami. Wodzenie ludzi za nas jest częścią ich natury. - wyjaśnił cicho czarownik wpatrując się w ciecz w kociołku - A co do miko… Nie wiem. To łaski Kami, a nie moc dostępna śmiertelnym.
Spojrzał na Leiko pytając. - Czemu nas szukała?

Słowa mężczyzny zasiały ziarenko niepewności w duchu Maruiken. Nie rozmyślała wcześniej nad tym pozornie nieważnym szczegółem jakim były formy przyjmowane przez Ayame, gdy ta nawiedzała innych w snach. Nie posądzała jej o bycie Kitsune. Jeśli rzeczywiście prawdziwą naturą małej miko miało być oszukiwanie i mamienie innych, to jakąż byłaby potężną istotą, że nawet Leiko zdołała zwieść swoimi opowiastkami.

-Jest jedną z nas i.. poszukiwała pomocy. Według niej, jej wróżb czy łaski Kami, coś złego się dzieje na ziemiach Hachisuka, choć jeśli rzeczywiście jest Kitsune, to nie powinnam wierzyć jej słowom.. -rysa pojawiła się na masce spokoju i uprzejmości noszonej przez kobietę. Było nią zaciśnięcie się warg w wąską kreskę na myśl o tym, że dziewczyneczka mogłaby ją oszukać - Miałam na początku wiele wątpliwości. Nie miałam powodów, aby jej wierzyć. Jednak na własne oczy widziałam wiele zła w trakcie naszych łowów dla klanu. Wiele zła, którego nikt z Hachisuka nie potrafił wyjaśnić. Bądź nie chciał i wręcz zakazywał o tym komukolwiek wspominać.

-To zrozumiałe zachowanie.
- ocenił youjutsusha dorzucając kolejne wątpliwości.- Wojna się skończyła śmiercią wielu ludzi, ale miecze jeszcze tkwią w dłoniach. Hachisuka są bogaci… ale jeśli uznani zostaną za słabych, pobliscy daimyo rzucą się na nich jak stado wilków na rannego jelenia. Nic dziwnego, że mimo problemów z Oni chcą pokazać, że kontrolują sytuację. Sama powinnaś… no cóż…- uśmiechnął się ironicznie. -... właściwie to nie wiesz. Ty będąc silna udajesz słabość w walce. Oni, będąc osłabieni, udają silnych by walki uniknąć.

- Masz rację, Kohen-san. Z pewnością coś ukrywają, ale obawiam się, że niekoniecznie własną słabość. A my niestety znaleźliśmy się w samym środku sieci ich intryg i zapewniam Cię, że nie przez przypadek
- kobieta odwróciła spojrzenia od mężczyzny i w zadumie zawiesiła je na podejrzanie bulgoczącym kociołku.
Oh, jakież to było idealne uosobienie tej sytuacji, jaka obecnie miała miejsce na ziemiach Hachisuka. Paskudne, ciemne i pełne niewiadomych, wobec których Leiko miała mocno mieszane uczucia. Czarownik nie mógł sobie zrobić posiłku bardziej pasującej do okazji.

-Czy wiesz, że szacowni goście klanu wierzą legendzie o tej Siedmiookiej bestii i dzielnym samuraju, który zjadł jej oczy? - w drgnięciu uniosła się jedna z jej malowanych brwi, co można byłoby nawet uznać za ironiczne podkreślenie wypowiadanych słów. Bardzo subtelne, ale jednak ironiczne - A przynajmniej wierzą w tę jej wersję, w której później ów demon zostaje spętany i uwięziony głęboko w jaskini. I podobno niebiańskie ostrze użyte do jego pokonania, również ma być gdzieś ukryte.

- A ty nie wierzysz, prawda Maruiken-san?
- zapytał całkiem poważnym tonem Kohen mieszając w kociołku.- Mimo że jesteś łowczynią Oni, a jedno z wakizashi w twoim arsenale wygląda na dość niezwykły oręż.
Spojrzał na Leiko dodając.- Nie wiem w co wierzą Hachisuka czy Chińczycy. Ale jeśli szukają owego niebiańskiego ostrza… cóż, nie nasz to problem. Tak jak i dworskie intrygi. To są sprawy które rozgrywają się ponad naszymi głowami. Przepychanki przy komnatach daimyo między jego samurajami i doradcami są powszechne.

-Ha, to prawda
-zgodziła się kobieta, która pomimo podawania się za łowczynię, nadal większe doświadczenie miała w igraniu sobie ze śmiertelnikami o całkiem ludzkich instynktach i reakcjach -Wolę polegać na tym co znane i sprawdzone zamiast na bajkach, którymi straszy się dzieci. Jednak legenda o Siemiookiej bestii, bohaterskim samuraju i jego potomkach, nie byłaby jedyną ożywioną na ziemiach Hachisuka.

Leiko sięgnęła ręką za swe plecy, ku wakizashi wygodnie umocowanemu za dorodną kokardą ciasno przewiązanego obi. Płynnym ruchem wyciągnęła je ze zdobnego saya, po czym ułożyła płasko na swych dłoniach. Spoglądała na nią z taką czułością i zadowoleniem, jaka zwykle błyszczała w oczach matek, kiedy patrzyły na swoje dzieci. Tyle, że to dzieciątko z łatwością rozcinało cielska demonów i kąpało się w ich krwi. A i Maruiken nie odczuwała macierzyńskiego instynktu.

-Także i za istnieniem tego ostrza musi się kryć niezwykła opowieść. Jest ono kolejnym dowodem na łączący nas los, bowiem tylko ktoś z naszym talentem mógł poddać się próbie widmowych strażników. I reaguje tylko pod naszym dotykiem, tak jak wtedy, gdy Akado-kun pochwycił je w dłoń -poruszyła ostrożnie dłońmi, aby światło dnia odbiło się w smukłym ostrzu, wszem i wobec ukazując zabójczy urok tej broni. Łowczyni na moment zaledwie podniosła spojrzenie i zerknęła na czarownika - Ale Ty nie używasz w walce broni, ne? Ciekawe zatem, jaki dla Ciebie przyjęłoby kształt.

- Nie dowiemy się dopóki nie sprawdzimy, prawda?
- Kohen ostrożnie wyciągnął dłoń i po chwycił ostrze broni. Gdy Maruiken je puściła, rękojeść zaczęła pochłaniać ostrze. Zarastać je drewnem rękojeści. Oręż szybko się zmieniał, stając dość solidnym i pięknie zdobionym kijem bō.

-Imponujące…- wstał podpierając się jej bronią niczym starczym kosturem, który zmniejszył się od razu dostosowując do jego potrzeb, choć stracił wiele ze swej bojowej użyteczności. To… było intrygujące. Jej magiczne wakizashi, zmieniło w dłoniach mężczyzny dwa razy swój kształt.

-Hai. Naprawdę wyjątkowe -”i moje”, chciała jeszcze dodać ta część Leiko, w której wtedy, głęboko w kopalni na ziemiach Sasaki, wakizashi obudziło niezdrową fascynację. Wprawdzie Kohen nie był pierwszą osobą, której pozwalała dotknąć swojego zabójczego skarbu, lecz przy każdym takim momencie coś paskudnie skręcało się w jej duchu. Gdyby dotyczyło to innej kobiety, to wtedy można byłoby takie uczucie przyrównać o zazdrości o wyjątkowo zdolnego kochanka. Chociaż kusi stwierdzenie, że widok Kojiro w ramionach innej kobiety również nie wprawiłby Maruiken w zachwyt.

-Sądząc po wykonaniu, miecz należący do Wilczka musiał wyjść spod ręki tego samego mistrza. Tylko dlaczego ktoś miałby stworzyć bronie przeznaczone właśnie dla naszej siódemki? I akurat tę ukryć głęboko na ziemiach klanu? -zastanawiała się, jednocześnie bardzo nieśpiesznie obchodząc czarownika, by móc z każdej strony przyjrzeć się nowej formie swego wakizashi. Raz nawet uniosła dłoń i opuszką palca wskazującego powiodła po powierzchni kija - A może Ty spotkałeś się kiedyś z podobnym orężem, Kohen-san? Bądź znana jest Ci ich natura?

- Postrzegasz tą kwestię od złej strony. Ten oręż nie dla naszych rąk przeznaczony. Tylko dla naszych przodków, z którymi to krew dzielimy. A to oznacza Maruiken-san… żeś córką możnego samurajskiego rodu. Jako i ja najwyraźniej. Synem nie córką… oczywiście.
- zażartował podając łowczyni laskę, która z powrotem zaczęła stając się znów wakizashi.
-Kiedy trzymasz je w dłoniach, pomyśl o tym co ci potrzebne… a ono… zmieni się w przedmiot jakiego pragniesz.- poradził.

-Czy zatem powinnam Cię teraz nazywać bratem? - i Leiko pozwoliła sobie na drobny żarcik. Z pewnością czarownik nie podejrzewał, że ona nagle zacznie postrzegać jego, Ayame, Sogetsu, Wilczka i tego olbrzyma chińczyków, za swoją rodzinę. Więzy krwi, bycie córą zamożnego samuraja, wyklętego rodu, czy zwykłych chłopów pracujących na polach ryżowych - nic takiego nie miało dla niej znaczenia. Ktoś jej nie chciał i porzucił na progu przed domek Chiyome, a Leiko nie mogła sobie wyobrazić lepszej matki. Ani lepszego rodzeństwa od swych siostrzyczek.

-Niektórzy uważają, że bohater tej legendy pochodził właśnie stąd. Z ziemi Hachisuka. Chociaż zapewne niejeden klan rości sobie prawa do jego pochodzenia. Jednak to przynajmniej by wyjaśniało, dlaczego ta broń była ukryta akurat tutaj.. - z tymi słowami łowczyni opuściła spojrzenie na ostrze, ponownie trzymane płasko na dłoniach.

Co jej.. potrzebne? Przedmiot mogący powstrzymać mnichów przed dokonaniem rytuału, broń do pokonania ich demonów, białowłosych samurajów i do utorowania sobie drogi ku zagubionej siostrzyce. Pomoc.. o którą nigdy się nie prosiła, ale teraz, jako zwierzę zwabione prosto w pułapkę zastawioną przez Chińczyków, poszukiwała jej w najmniej spodziewanych źródłach.
Potrzebowała zatem.. cudu. Więcej czasu. I cierpliwości. A wątpiła by wakizashi, choć piękne i będące jej skarbem, mogło ją tym obdarować.

- Każdy ród samurajski ma własną legendę na temat swego pochodzenia. Nieważne czy mającą oparcie w prawdzie, czy będącą jeno kłamstwem wynikającym z pychy. Opowieści z dawnych lat… z czasem ulegają zmianom. - stwierdził cicho Kohen i uśmiechnąwszy się dodał.- Zresztą… jeśli chcesz, możesz mnie zwać swym braciszkiem. Będzie to wielki honor usłyszeć takie słowa z twych ust.
Sięgnął czarką do przygotowanej brei. Nabrał jej nieco i z wyraźnym obrzydzeniem wypił.

Maruiken odczekała cierpliwie, aż czarownik przełknie swój posiłek. Potem uśmiechnęła się delikatnie, jak na osłodzenie tego wyraźnie paskudnego smaku wykrzywiającego jego twarz w grymasie - Jeśli jest prawdą co nam powiedziano i rzeczywiście możemy się spodziewać prawdziwej hordy demonów skuszonych rytuałem, to czeka nas prawdziwa uczta. Z pewnością i Ciebie napełni siłami, ne?

Wprawionym ruchem obróciła wakizashi w dłoniach, po czym ukryła jego blade, fascynujące ostrze z powrotem w saya umocowanej za więzami swego obi. Wolne ręce schowała wygodnie w rękawach i splotła pod piersiami uwypuklającymi kimono, a głowę zaś przechyliła w konsternacji -Być może powodem jest mój brak doświadczenia, lecz.. przyznaję, że nie do końca rozumiem naturę tego rytuału. W jaki sposób ma on oczyścić te ziemie z Oni? I czemu do tego celu potrzebują odurzonej kobiety?

-Odurzonej kobiety?
- te słowa zdziwiły czarownika. Przyglądał się w zdumieniu łowczyni.- Jak to? O czym ty mówisz Maruiken-san?

Ręce kobiety, dopiero co ukryte wygodnie w długich rękawach kimona, momentalnie i bez najmniejszego problemu wyswobodziły się spomiędzy fałd materiału. Jedna dłoń sięgnęła ku wargom o śliwkowej barwie, by musnąć je palcami w uspokajającym geście.

-Czy pamiętasz jak Nanashi-san i Akado-kun wspominali, że widzieli palankin strzeżony przez grupę samurajów oraz jasnowłosego bushi o egzotycznej urodzie? Później sama miałam okazję ich zobaczyć, razem z przewożoną kobietą, która nie sprawiała wrażenia w pełni świadomiej swojej sytuacji - język Leiko był zwinny nie tylko w przyprawianiu mężczyzn o niepokojące fantazje, ale również w zniekształcaniu prawdy dla swoich celów. Czarownik nie musiał znać wszystkich szczegółów - Mnisi musieli zaczekać z rytuałem, bo ten palankin miał opóźnienie w dotarciu do Shimody. Ale właśnie niedawno przybył, więc przygotowania ruszyły. A zatem ta kobieta musi być im niezbędna w rytuale, nie uważasz? Tylko.. jakie rytuały wymagają wykorzystania człowieka, Kohen-san?

Kohen-san… nie odpowiedział. Słowa Leiko po prostu go zszokowały. Wpatrywał się w ogień w milczeniu. Długo tak trwał niczym żywa rzeźba. Nieruchomy i zamyślony.

-Magia krwi…- rzekł w końcu cicho. - Krwawa ofiara… magia zakazana przez pierwszych cesarzy, zarówno tu jak i na kontynencie. Zwoje z jej tajnikami zostały zniszczone lata temu.

Mała miko już wcześniej opowiadała Maruiken o intencjach mnichów, ale całkiem innym wrażeniem było usłyszeć o tym z ust czarownika, osoby zaznajomionej z magią i nie mającej powodów do podejrzewania Chińczyków o tak odrażające zapędy. Nie musiała również dopytywać się o charakter tej magii, nazwa mówiła sama za siebie. Jeśli zaś tą odurzoną kobietą rzeczywiście była jej droga siostrzyczka..
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem