Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2018, 18:44   #21
Rozyczka
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Strzała elfa poszybowała w mrok, prosto w stronę pleców jednego z goblinów. Wbiła się prosto w ich środek, z głośnym plaśnięciem, przebijajac goblina na wylot. Jucha bryznęła na twarz jego kamrata, siedzącego tuż obok niego, i obgryzającego jakiś gnat. Zdziwiony śmiercią towarzysza spojrzał w górę i wrzasnął ostrzegawczo. W oka mgnieniu na dole zagotowało się jak w garncu, kiedy zaskoczone gobliny próbowały dopaść swojej broni i posiekać elfa na kawałki.
Kargar wyciągnął miecz, przygotowując się do obrony schodów.. Szykował się do desperackiego boju z goblinami, czyli tego co robił nim pojawiło się światło, może znalazł się w jakimś koszmarze? W każdym razie przyszedł czas zobaczyć, co potrafią jego kompani.
Keek podążał za wojownikiem przygotowując swój bat, gotów uderzyć pierwszego goblina jaki wbiegnie po skalistym przejściu.Kargar stanął za skałą, szeroko rozstawiając nogi, gotów skosić swoim mieczem nacierających pod górę wrogów.
Chmura odłamków rozpryska się na boki. Jeden z goblinów obok uderzonego pociskiem pada przeszyty dziesiątkami lodowych drobinek. Ten, w którego celowała po prostu się rozpadł, rozerwany przez lodowe zaklęcie. Ostatni, siedzący przy ognisku po prostu padł na ziemię, i odłamki jedynie przeleciały mu nad plecami.
Alladien rzuciła świętym płomieniem, jednak goblin był zbyt zręczny i uniknął pędzącego w jego stronę płomienia
Kolejny strzał elfa posłał jeszcze jednego goblina na posadzkę jaskini, martwego
Aurora uderzyła zimnem w goblina, który jednakże nic sobie z tego zaklęcia nie robił. Mruknął tylko, potarł ramiona i sięgnął po broń. Dwa gobliny, będące pomiędzy pomnikiem a półką skalną rzuciły się aby wziąć swoje okrągłe tarcze, po czym ruszyły w stronę skał, na których przycupnęli awanturnicy. Zwinne potwory wskoczyły na kamienie, i poczęły się wspinać do góry. Ich czerwone oczy gorzały żądzą mordu. Strażnicy ujęli mocniej w ręku swoje włócznie, po czym ruszyli w górę kamienistej ścieżki. Mniej więcej w połowie przystanęli, rzucili włócznie w stronę Kargara i Alladien, ale jedna włócznia odbiła się od zbroi wojownika, a druga została rzucona tak nieudolnie, że trafiła w skały poniżej i złamała się w pół. Kargar zamachnął się silnie. Toporek zawył w powietrzu i wgryzł się w ciało jednego z goblinów — strażników. Ten nawet nie zawył, kiedy jego ciało ciśnięte siłą toporka osunęło się w dół kamienistej ścieżki.
Kargar wyszczerzył się triumfalnie, na widok spadajacego w dół truchła, po czym zawołał w goblińskim:
— Z drogi głupcy, Czarny Pan nas przysyła!
Strażnik, który słyszał wołanie Kargara jedynie się roześmiał, maniakalnie szczerząc zęby — wyrwiemy Ci ten kłamliwy język— warknął w odpowiedzi.
Jeden z goblinów, stłoczonych przy ognisku w pobliżu dużego wyjścia z jaskini zagadał coś do swoich kamratów i szybko wybiegł z jaskini, po czym dało się słyszeć głośne nawoływanie, najpewniej o pomoc.
Reszta goblinów szybko uzbroiła się w to, co miała pod ręką. Błysnęły szable i groty włóczni, kiedy zwinne potwory rzuciły się, próbując szturmem wspiąć się po skalnej ścianie. Aurora zauważyła swoim bystrym wzrokiem jednego z goblinów chyłkiem przemykającego do stojącego w głębi namiotu, w którym zniknął. W międzyczasie gobliny parły też przez wąskie przejście, najpewniej szykując się na spotkanie z Kargarem i Alladien.
Alladien wzięła spory zamach i rzuciła toporkiem prosto w pysk jednego z biegnących pod górę goblinów. Niestety, topór jedynie obciął mu kawałek ucha i potwór nacierał ze swoimi kamratami dalej, z łbem pokrytym własną juchą.
Daivyn trafił w jednego z goblinów pędzących po wąskim przejściu na górę, który niósł jedną z włóczni. Potwór zachwiał się trafiony strzałą w pierś po czym z wrzaskiem spadł w dół, kilkanaście stóp poniżej, rozbijając się o podłoże jaskini
Lodowy pocisk Aurory trafił jednego z goblinów, poważnie go oszraniając. Ten jednak wstrząsnął łbem i ruszył dalej, pchany żądzą mordu. Oba gobliny wkrótce stanęły na górnej krawędzi półki, zwinnie przeskakując skały, które osłaniały awanturników przed goblinami. Aurora zobaczyła w ich oczach oczach tylko nienawiść.
Z namiotu, do którego chwilę wcześniej wbiegł jeden z goblinów wychynęła najdziwniejsza postać, jaką dotychczas widzieli awanturnicy. Goblin, ubrany w strój błazna, ozdobiony resztkami swoich wrogów nie należał do codziennych widoków. Te konkretne indywiduum roześmiało się na całe gardło i ruszył prosto na ołtarz, stojący przed pomnikiem, maniakalnie wykrzykując w dziwnym, nieznanym nawet Kargarowi języku.
Pozostałe gobliny zaczęły wykrzykiwać: Boyagh! Boyagh! Boyagh! i jakby z większym ferworem i ochotą poczęły piąć się po skałach, na których przycupnęli awanturnicy.
Do jaskini wrócił też goblin, który wybiegł wcześniej przez większe przejście. Za nim podnosił się już całkiem słyszalny łomot...to budziły się wojenne bębny. Bystre ucho elfów naliczyły co najmniej trzech bębniarzy, budzących do walki nie wiadomo ilu goblińskich wojowników. Prawdziwa walka, miała się więc dopiero zacząć.
Pierwszy z goblinów, wchodzących po wąskiej kładce w końcu do Kargara, zamierzając uderzyć go swoją włócznią. Świsnął bicz Keeka, a ogromny miecz wojownika opadł w dół. Bat niemalże owinął się wokół kostek wojownika, omal nie wypadając koboldowi z ręki, Kargar zaś uderzył pewnie i mocno. Krew bryznęła na boki, kiedy z goblina odpadło coś w rodzaju ćwiartki, jakby ktoś kroił nie ciało, a owoc arbuza. Ciało potwora spadło ze ścieżki w dół. Kolejny podszedł do wojownika, i zamachnął się swoją szablą, ale chybił okrutnie.
Pozostali wciąż wspinali się zwinnie, i już tylko kilkanaście stóp dzieliło resztę malowanej bandy od stłoczonych na półce awanturników. Jakaś duża grupa zbliża się z pomieszczenia obok.
—Wytrzymajcie! — krzyknęła do towarzyszy Alladien i uderzyła goblina swoją maczugą. Cios obszedł trzymaną przez potwora tarczę i uderzył go prosto w łeb, raniąc go(trafienie, rana). Wstrząsnął parszywym łbem i wzniósł swoją szablę, zamierzając chlasnąć nią w plecy oddalającej się kapłanki. Jego mroczni bogowie chyba nie zamierzali mu dziś błogosławić, bo szabla uderzyła jedynie w kamienie, w miejscu, w którym przed chwilą była aasimarka.
Goblin zaczął prześmiesznie kicać na ołtarzu, początkowo jedynie wywołując uśmiech wśród wszystkich, którzy mogliby zobaczyć jego przezabawne popisy. Wkrótce jednak, od patrzenia w niego zaczynało niektórym kręcić się w głowie, a od jego dziwnie rozbawiających zaśpiewów miało się wrażenie, że podłoga na której stali zaczyna się dziwnie huśtać...to jednak nie był wpływ jego tańca, a raczej... zaklęcia, które nagle zostało rzucone przez tego przedziwnego czarownika.
Keek wybałuszył oczy, jakby dostrzegając coś w oddali. Mógł jedynie kołysać się, tak jakby próbował łapać równowagę na kołyszącej się powierzchni. Piszczał, jakby zaraz miał zwymiotować. Próbował otrząsnąć się z pod działania zaklęcia, ale nie zdołał.
Kargar uniósł swoją broń do ciosu. Nie wiadomo, czy taki miał zamiar ale coś kazało mu podnieść broń i kręcić nią jakieś dziwne młyńce. Nie mógł opanować rąk, a broń świstała niebezpiecznie, kilka razy przechodząc kilka cali od głowy stojącego za Kargarem kobolda, i od stojącego przed wojownikiem goblina… ta koszmarna wyliczanka trwała dosłownie chwilę, po czym broń z mlaśnięciem wbiła się w czaszkę goblina, którego ciało spadło pięćdziesiąt stóp poniżej. Kargar stał, wstrząsając głową, próbując opanować ręce nad którymi stracił właśnie kontrolę… daremnie jednak.
Daivyn podniósł łuk i wycelował w tańczącego na ołtarzu goblińskiego czarownika.Zawahał się, jego ręce zaczęły drżeć, a twarz wykrzywiła się w grymasie...litości? Jego oczy napełniły się ogromnym współczuciem dla tak uroczo i niewinnie wyglądającej istoty. Elf opuścił łuk
— Nie... nie mogę... on jest taki słodki... — powiedział.
Aurora rzuciła zaklęciem w rannego goblina. Znów trafiła, tym razem jednak całkowicie niegroźnie, bo oszroniła mu jedynie buty, choć goblin syknął nieco z bólu i wyglądał już na nieźle przemrożonego
Raniony przez Aurorę goblin wskazał na nią palcem — Boyagh! — po czym rzucił się za nią w pogoń, dopadając ją jak cofnęła się w kierunku wyjścia, mijając Alladien. Zamachnął się swoją włócznią, ale chybił straszliwie uderzając nią o jakąś skałę obok. Drzewce prysnęło szczapami drewna. Goblin dobył noża, a elfka mogła dostrzec desperację w jego oczach. Drugi ruszył ku kapłance, zamierzając uderzyć ją krzywą szablą. Cios zadzwonił jednak o twardy pancerz Alladien. Kolejny wpadł na skalną półkę, z wyciągniętą szablą. Ponownie jękliwy odgłos szabli uderzającej o pancerz kapłanki rozniósł się echem po jaskini. Po drugiej stronie skalnej półki wdrapywali się kolejni przeciwnicy. Zwinni zabójcy przeskoczyli wystające skały, otaczając Kargara i Keeka. Zwinny kobold uniknął pchnięcia włócznią. Istny grad ciosów sypał się na wojownika, aż iskry szły, kiedy krzywe szable odbijały się bezsilnie od jego kolczugi. Wściekłe warknięcia goblinów, którzy nacierali desperacko zagłuszały kroki kolejnych dwóch, wspinających się po wąskiej kładce.
Kapłanka widziała już zaklęcia wpływające na umysł i to było jedno z nich, choć nie mogła rozpoznać jakie konkretnie rzucił ten przedziwny czarownik.
Następnie usiłowała zepchnąć tarczą goblina z półki skalnej. Wepchnęła swoją tarczę prosto w pysk potwora i rzuciła się w stronę krawędzi półki, spychając próbującego wierzgać goblina. Fiknął przez wystające skały i runął z wrzaskiem w dół, roztrzaskując się pięćdziesiąt stóp poniżej
Śmiesznie wyglądający czarownik rzucił się pędem w stronę ściany naprzeciwko ołtarza, przemieszczając się zwinnie w pobliże kamiennego wejścia na półkę. Najwyraźniej zamierzał on zachęcać swoich kamratów do walki, tradycyjnie jak każdy gobliński przywódca nie angażując się w bezpośrednią walkę. Jego oczy wciąż lśniły, a histeryczne zaśpiewy wciąż docierały do uszu Keeka i Kargara.
Keek na moment próbował wstrząsnąć głową, walcząc z zaklęciem jednak złośliwe zaklęcie wciąż siedziało w jego głowie. Tym razem zaczął okładać biczem na wszystkie strony. Huk z trzaskającej broni spowodował ,że gobliny lekko cofnęły się zdezorientowane..bicz śmigał na wszystkie strony. Daivyn poczuł piekące uderzenie w plecy, kiedy kocówka bicza kobolda rozcięła ubranie, zostawiając czerwoną pręgę na skórze(—5HP) Kobold potrząsnął głową...zdając sobie sprawę co zrobił. Zaśpiewy i kołysanie pod nogami zniknęły. (DC 12, zdany, zaklęcie nie działa, od następnej tury normalne działanie)
Kargar wciąż błądząc wzrokiem dokoła, wydawał się nieobecny. opuścił broń i po prostu zaczął schodzić po kamiennym przejściu, kołysząc się na boki niebezpiecznie. Dwa gobliny popatrzyły po sobie, dostrzegając szansę na przebicie się przez obronę wojownika, i ponowiły atak. Cios szablą przebił się w końcu przez kolczugę, i czerwona krew trysnęła z boku wojownika, który jednak nawet nie poczuł ciosu wciąż schodząc po kamiennym przejściu. Kiedy jednak omal nie wpadł na pędzących z drugiej strony goblinów, obudził się, wstrząsając głową.Kargar potrząsnał głową, zdezorientowany co się z nim działo, lecz wojenne doświadczenie pozwoliło mu szybko ocenić sytuację, najwyraźniej jego umysł był wcześniej pod wpływem pierdolonej magii.
— Potrzebuje magii leczącej! — zawołał w stronę czaromiotów. Był ranny i na mniej korzystnej pozycji, ale zamierzał jeszcze utoczyć sporo krwi temu ścierwu.
Daivyn czuł podświadomą niechęć, by strzelać do goblina, którego uznał za tutejszego szamana. Poza tym były ważniejsze sprawy do zrobienia — na przykład gobliny atakujące Keeka i Kargara. Wybrał jednego z nich i strzelił. Strzała elfa gładko ubiła kolejnego goblina, trafiając prosto w serce. Potwór padł jak szmaciana lalka ciśnięta na podłogę. Elf nie cieszył się aż tak z tego osiągnięcia. Zostało jeszcze trochę goblinów, a na dodatek Meek machał swym biczem jak oszalały... Daivyn odsunął się poza zasięg bicza, a potem podreperował trochę swoje zdrowie, nadwyrężone przez broń kompana.
Aurora tym razem całkowicie nie trafiła goblina, który podszedł tak blisko niej. Goblin, na którego omal nie wpadł Kargar dźgnął go swoją włócznią po czym zaszwargotał w swoim języku — zrobię Ci dziurę na robaka! — i cofnął się w tył przejścia w dół, jakby prowokując wojownika. Jego kolega ruszył na Kargara, z uniesioną szablą w dłoni, jednak ponownie kolczuga uratowała wojownika przed krzywą klingą. Goblin cofnął się o kilka stóp, wabiąc wyraźnie Kargara i prowokując go.
— No chodź, tchórzysz? — sapał goblin machając szablą wyzywająco.
W tym czasie dwa gobliny uwijały się obok kobolda, zamierzając najpewniej pociąć go na kawałki. Włócznia ponownie zaryła się w podłoże kamiennej półki, szczerbiąc się i krzesając iskry. Krzywa szabla przeszła przez desperacką obronę kobolda, i cięła go po plecach. Ostrze szabli goblina zgrzytało po pancerzu Alladien, bezsilne, niezdolne do przebicia tak dobrego pancerza. Aurora dostrzegła błysk sztyletu siwego od szronu goblina, którego tak desperacko próbowała wykończyć zaklęciami.
— Otworzę Ci gardło dziwko! — warknął goblin i tylko Kargar mógłby elfce przetłumaczyć tą inwektywę. Dziewczyna poczuła ukłucie w ramieniu, bolesne i paraliżujące. Harmider dochodzący z dużego przejścia przybierał na sile i już za chwilę miało się okazać jakież to nowe nieszczęście spotka awanturników, któży toczyli śmiertelny bój z goblinami.
Alladien spojrzała mimowolnie na Kargara, a następnie wzniosła modły do swego boga.
— Ixionie, pomórz temu człowiekowi wrócić do zdrowia.
Ku jej zadowoleniu, czar zadziałał. Mógł co prawda zrobić to lepiej, a wojownik ciągle był poharatany, jednak teraz powinien móc przetrwać przynajmniej następne uderzenie będąc ciągle na nogach.
Następnie wróciła myślami do swojej prywatnej walki. Postarała się zdzielić przez łeb goblina, który zaatakował przed chwilą druidkę tak, aby powalić go tylko na ziemię. Wykonała też krok w ich stronę, aby móc lepiej ich bronić. Alladien uderzyła goblina swoją maczugą, posyłając go nieprzytomnego na podłogę skalnej półki.

Czarownik goblinów pokracznie zaszedł swoich kamratów od tyłu i pociesznie wyglądając zza ich pleców zwrócił się do wojownika.
— Jesteś popierdółką wojownika. Nędzną kreaturą która zaraz się zesra! — rzucił obraźliwie. Kargar poczuł ból w skroniach i ledwie wypuścił swoją broń z palców, które nagle straciły gdzieś swoją siłę.
Gobliny śmieją się do rozpuku widząc, jak taka parszywa istota jak kobold próbuje się przed nimi popisywać.
Kargar wściekle potrząsnął głową, próbując otrząsnąć się z wpływu zaklęcia.
—Zapłacisz za to, błaźnie, twoi bracia giną jak muchy! — Zawołał w goblińskim wycofując się ostrożnie i atakując jednego z wrogów walczącego z dziwacznym koboldem, nie mógł w gniewie zapomnieć o taktyce, bo przypłacą to życiem.Daivyn wycelował w kolejnego goblina, posyłając go do jego mrocznych bogów.
Zaklęcie Aurory oszroniło goblinowi nieco końcówki uszu a szron pokrył gluty zwisające mu z nosa. Gobliny walczące wysoko na półce skalnej widząc pogrom wśród towarzyszy zawahały się na moment, ale desperacja, czy też może obecność czarownika na dole i nadzieja na rychłe posiłki przeważyła. Ponownie ruszyli do ataku. Ciosy chybiały celu. Kobold okazał się być zbyt prześmiewczy i zbyt zwinny dla goblina, który z coraz większą furią próbował go trafić, ale jakimś sposobem nie potrafił. Alladien dziękowała w duchu płatnerzowi, u którego zamawiała pancerz, bo ten zdołał już nieźle wyszczerbić broń atakującego goblina, którego ciosy po prostu bezsilnie ześlizgiwały się na boki. Tupot oznajmił jednak przybycie posiłków. Piętnastu goblinów, uzbrojonych w krzywe szable, krótkie łuki i okrągłe tarcze z wymalowaną czerwoną farbą jakąś wyszczerzoną gębą wtargnęło do jaskini, rozsypując się u podnóża półki skalnej jak pchły na psie
— Zastrzelić! — rzucił krótką komendę czarownik stojący obok nich. Tym razem nie wyglądał już śmiesznie, a raczej złowieszczo, kiedy wskazał pazurzastą łapą desperacko walczących na górze awanturników. Świsnęły krótkie łuki…
Ryk nieco większych stworzeń przedarł się przez salwę z łuków. Kobold od razu poznał, co to za stworzenia. Futrzaści, wielcy i agresywni, zapędzani przez gobliny do walki tylko w jednym celu. Aby rozrywały przeciwników na strzępy. Gobliński przywódca najwyraźniej nie chciał dziś brać jeńców, wiedząc, że niedźwieżuki miały w zwyczaju od razu zjadać to, co udało im się zabić.
Grad strzał zaczął spadać na kamienną półkę z koszmarnym stukotem, z których każdy, mógł oznaczać czyjąś śmierć. Kargar jakimś cudem nie został trafiony. Jedna strzała tylko niegroźnie zrykoszetowała od jego opancerzonych pleców i zaklekotała gdzieś w skałach poniżej. Szczęście uśmiechnęło się dziś do wojownika. Keek, zbyt mały by w ogóle stać się celem po prostu przez chwilę się nie ruszał. Trik chyba wypalił, bo kiedy kobold otworzył oczy, zobaczył dwie strzały wbite nieopodal w szczeliny skalne. Śmierć musiała jeszcze chwilę poczekać na kobolda. Aurora widziała pierzastą śmierć zbliżającą się od góry, i dlatego dała wdzięcznie lekki krok w bok. Pocisk rozbił się o skały. To również nie był dziś jej dzień na umieranie. W plecy goblina walczącego z Keekiem wbiły się dwie strzały. Jego oszronione uszy zatrzęsły się, a oczy wyrażały jedynie zdziwienie. Mruczał coś, padając i najpewniej mogło to być słowo…”Dlaczego?”.
Daivyn miał znacznie mniej szczęścia. Dwa pociski, wypuszczone po mistrzowsku uderzyły w elfa. Jeden dosyć poważnie przebijając mu ramię, i niemal rzucając elfem o skałę. Kolejny drasnął jedynie udo, ale elf już i tak był ranny. W tej chwili słaniał się na nogach. Alladien poczuła uderzenie strzały w plecy. Pocisk wciąż tkwił między oczkami kolczugi, która jednak wciąż uparcie odmawiała wrogiej broni choćby draśnięcia ciała aasimarki. A może chroniło ją dziś coś więcej niż tylko stal? W każdym razie goblin, który z nią walczył oberwał strzałą w ucho, i wobec niewrażliwości swojego wroga na ciosy jego szabli, a w dodatku jeszcze strzał łuczników, musiał skapitulować. Cofnął się z przestrachem, przeskoczył krawędź półki i zaczął zwiewać, zwinnie czepiając się skalnej ściany. Ostatni z wymalowanych goblinów, którzy wcześniej prowokowali Kargara rzucił się do ostatniej, desperackiej szarży, próbując zatrzymać wycofującego się wojownika i ocalić coś w rodzaju honoru goblińskiego. Uderzenie jednak ześlizgnęło się po zbroi wojownika, ale goblin nie zdołał już się wycofać i patrzył przestraszony na wielkie, ociekające goblińską posoką ostrze Kargara.
Wyraz zadowolenia ze strachu goblina szybko zniknął z twarzy mocarnego wojownika, gdy rozejrzał się dookoła. Połowa jego grupy była poważnie ranna, a widok pędzących niedźwieżuków wspartych oddziałem łuczników wróżył ich kres.
— Wycofujemy się! — zawołał.
— Wszyscy słyszeli? — wtórował wojownikowi Keek — Nacieramy w alternatywnym kierunku, tego się nie spodziewają!
Alladien podeszła do krawędzi półki i posłała za goblinem święty płomień który uderzył w stwora. Przez chwilę jego ciało płonęło, przyczepione do skały, potem pojedyncze kawałki ciała poczęły spadać z urwiska, zostawiając dwie osmalone, wczepione w szczeliny skalne łapska.
Czarownik ponownie wskazał ręką wojownika.
— Tchórz. Rozpowiem wszędzie, jak to uciekałeś przede mną! Wielki wojownik uciekający przed bandą goblinów...pchy! — dramatycznie i niemalże komediowo stwór ponownie rzucił zaklęcie, od którego Kargarowi trzęsły się wcześniej ręce z wściekłości. Tym razem jednak był spokojniejszy, lub też może nie robiło to na nim takiego wrażenia. Goblin z wściekłością splunął i wskazał wojownika łucznikom.
— Zabić! Zabić ich wszystkich!
Keek chlasnął goblina batem. Jego pysk przecięła czerwona wstęga, ale przyzwyczajony najwyraźniej do bata potwór nawet nie mrugnął. Kobold zawinął jednak biczem, okręcając go wokół szyi goblina i zgrabnie szarpnął. Kark goblina pękł z koszmarnym trzaskiem. Kobold popatrzył chwilę na jego zdziwione oczy i spokojnie szedł w kierunku wyjścia z jaskini.
Daivyn uniósł ponownie łuk, celując w najbliższą postać...pociesznego goblina kicającego i tańczącego szyderczo przed szykiem swoich popleczników. Tym razem ręce elfa nie zadrżały i strzała poszybowała w stronę goblina, uderzając go w ramię. Stwór zwinął się na ziemi, tarzając się dramatycznie, śmiertelnie ranny... by po chwili z głośnym śmiechem wstać i otrzepać się z kurzu pokrywającego podłoże jaskini.
— Kawał! Hahaha! — wrzasnął zadowolony ze sztuczki.
Elf nie czekał na puentę i wybiegł z jaskini
Brutale ruszyły do ataku z typową finezją. A raczej jej brakiem. Ogromne, włochate stopy łomotały po skalnej podłodze kiedy biegły w stronę kładki. Przystanęły jednak u jej podnóża, wyciągając ogromne, okute metalem oszczepy. Pociski, ciśnięte mocarnymi łapami potworów pofrunęły w stronę kładki, mierząc w stojącą na niej postać kapłanki.
Alladien poczuła trzy potężne uderzenia, a metaliczny odgłos odbił się echem, przebijając nawet gwar i tupot nadciągających wrogów. Jeden dziryt rozwiał jedynie jej długie włosy wbijając się u jej stóp za plecami. Jeden oszczep, zgięty niby zygzak wciąż sterczał wbity w tarczę, Jeden po prostu pękł sypiąc odłamkami. Tarcza wytrzymała i tą próbę.
Czarownik wskazał samotną postać na półce skalnej.
— Zabić! Zabić! — łuki znów się uniosły. Świsnęły strzały, które poszybowały wysoko, opadając łukiem na skalną półkę
Strzały odbijały się ze stukotem od skalnej zasłony, za którą stała kapłanka. Część wbiła się w jej kolczugę, nie przebijając jej jednak. Większość odbiła się od tarczy, która przypominała w tej chwili tarczę strzelniczą, nie porządną osłonę. Jeden jednak łucznik, wymawiając modlitwę do swojego mrocznego boga, uniósł łuk, zmrużył jedno oko i posłał strzałę pod nieco innym kątem. Pocisk wbił się w ramię kapłanki, zmęczonej już obroną. Krew trysnęła z rany, niemal powalając ją na ziemię.
— Zabita! Zabita! — stwór wyskoczył w górę, nagradzany okrzykami radości jego tchórzliwych i niekompetentnych kamratów, chcących się mu podlizać jako nowemu bohaterowi.
Alladien resztką woli powstrzymała się przed krzyknięciem z bólu, po czym zamarkowała atak, chcąc odwrócić uwagę przeciwnika i bezpiecznie udać się w dalszą część jaskini.
Przywódca gobliński nie ryzykował wejścia za niedźwieżukami samotnie na półkę skalną. Bliższa mu była własna skóra więc przezornie wycofał się za linię łuczników. Skądś wyciągnął długi bicz, którym chłostał teraz swoich kamratów, łajając ich za brak celności.
 
Rozyczka jest offline