Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2018, 01:19   #269
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Fenomen wyrzutów sumienia oraz intuicyjnego i bezpośredniego nabywania przekonań moralnych jest powszechnym doświadczeniem ludzi. Choć, jak wskazuje historia etyki, niejednokrotnie starano się je wyjaśnić poprzez koncepcję sumienia, zdecydowana większość współczesnych filozoficznych oraz psychologicznych analiz moralności obywa się bez tego pojęcia. Uzasadnia się to jego niewielką wartością eksplanacyjną z powodu zbytniej jego złożoności oraz przesądzaniu ważnych, a kontrowersyjnych, założeń natury metaetycznej. Pojęcie sumienia jako jednolitego modułu poznawczo-motywacyjnego, będącego elementem ludzkiej psychiki, scala bowiem moralne intuicje podmiotu, jego opinie, uczucia, emocje, zinternalizowane normy społeczne oraz specyficzne, nierzadko odrzucane, założenia dotyczące charakteru poznania moralnego czy przedmiotów tego poznania.

Oprócz zbyt złożonej natury sumienia, istnieje również wiele innych obiekcji przeciwko traktowaniu sumienia jako autorytatywnego i reliabilnego narzędzia poznania moralnego dobra lub zła, które podważają przekonanie, iż sumienie jest wystarczające w podejmowaniu decyzji moralnych. Wskazuje się, iż różni ludzie, tak członkowie jednego, jak i odmiennych społeczności, radykalnie różnią się wyrażanych sądach sumienia tak dotyczących szczegółowych kwestii jak i obowiązywania ogólnych norm. W konsekwencji powoływanie się na sumienie nie umożliwia rozstrzygnięcia wielu nowych, skomplikowanych, czy ważnych, a kontrowersyjnych problemów moralnych.

Problemów na które czwórka uciekinierów nie miała czasu. Tu nie było miejsca na dywagacje i filozoficzne dysputy o sensie przedkładania jednego życia nad drugie, bądź zostawienia dziecka na pastwę losu... o nie.
Poszło szybko, błyskawicznie nawet. Ranny malec wylądował w ramionach Franka, Dixie dostała plecak do którego pospiesznie schowała przytroczoną dotąd do paska apteczkę. Bawienie w "twoje i moje" też nie miało najmniejszego sensu.

Dwa martwe ciała, krew na trawie i jedno płaczące dziecko chyba nie mówiące po angielsku.
- Nie bój się, nic ci nie zrobimy.To jest Frank, ja jestem Dixie. Rozumiesz mnie kochanie? Jak masz na imię? Zaraz cię zbadam, dobrze? Tylko musimy zejść z widoku. - nadawała do dzieciaka, biegnąc na Frankiem i próbując jednocześnie brzmieć tak pogodnie, jakby właśnie nie była świadkiem najazdu obcej cywilizacji na ziemię, masy niemożliwych do wyjaśnienia zdarzeń... i śmierci.

Masy śmierci...

O tym też nie wolno było zapominać.
 
Driada jest offline