Santiago uśmiechnął się blado do Kroenerta i wzruszył ramionami. To znaczy wzruszyłby, gdyby ciało nieco bardziej słuchało swojego właściciela. Za to jego mina wyrażała fatalistyczne stwierdzenie "no i co poradzisz?"
De Ayolas nie miał problemów z tym, że Stirganie nie chcą ich w taborze. Już dawno zbrzydło mu obozowe życie i cały ten rozgardiasz podczas festynów. A skoro wiedźma rzeczywiście miała na sumieniu mroczną sztukę, to pozostawanie w takim towarzystwie byłoby nieroztropne.
- Zacznę pakować nasze rzeczy. - Stwierdził tylko i znowu się uśmiechnął.