Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2018, 15:51   #25
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Keek i Daivyn ruszyli ponownie w stronę wielkiej jaskini goblinów, w której poprzednio walczyli. Tym razem jednak nie zobaczyli już łuny ognisk, i jedynie wyczuwalny zapach dymu podpowiadał koboldowi, że ogniska zostały już wygaszone. Przystanęli na skraju korytarza. Nie było w jaskini żywej duszy, a przynajmniej tak wam się zdawało, słychać było jedynie szum wodospadu w oddali i odgłos kapiącej ze ścian wody. Oczy wasze próbowały wypatrzeć wroga, który mógłby czaić się w ciemnościach, ale nie dostrzegły nikogo. Kobold zauważył ślady poprzedniej walki, ciał goblinów jednak nie było. Dookoła walały się jedynie szczątki połamanych strzał, choć nigdzie nie widział włóczni, i grotów do nich, które pękały na kamieniach kiedy gobliny tak niewprawnie nimi walczyły.
- Widzisz to, co ja? - Daivyn, nie do końca wierząc swoim oczom, spojrzał na Keeka. - Poszły sobie. Bo nie wygląda na to, że śpią.
Przez moment usiłował cokolwiek wypatrzeć.
- Rozejrzę się - powiedział, po czym powoli i ostrożnie zaczął schodzić po schodach.
- Ostrożnie - szepnął kobold, ściskając nerwowo łuk - Coś tu zdecydowanie śmierdzi.
Keek stąpał ostrożnie w pewnej odległości za Daivynem, aby nie stracić go w mroku.
Elf widział plamy krwii pokrywające całe przejście. Najpewniej wywleczono tędy wszystkich zabitych na półce skalnej, nie mówiąc o wojowniku, który wypuścił na tym przejściu całe wiadra goblińskiej posoki. Efl dostrzegł, że drewniana krata przegradzała duże przejście, które wcześniej było otwarte i przez które do jaskini wlewały się wcześniej goblińskie posiłki.
- Nie ma nikogo - powiedział szeptem Daivyn. - Co ich mogło wypłoszyć?

Ponownie się rozejrzał dokoła, wypatrując ewentualnego niebezpieczeństwa.
Elf wszedł na kamienne przejście, próbując wypatrzeć coś w mroku. Kontury zlewały się we wszystkie odcienie szarości, a cieknąca woda gdzieś ze ściany, połączona z szumem powodowała, że nawet bystre zmysły elfa nie były w stanie dostrzec niebezpieczeństwa.
Kobolda coś w ostatniej chwili tknęło, na tyle szybko, by rozpłaszczyć się w pobliżu wyjścia do jaskini, kiedy wielki, kudłaty i niesamowicie cichy kształt, podobny do małpy opadł w dół, rozdzielając kobolda od elfa. Kobold widział szerokie plecy niedźwieżuka, który najpewniej zaczaił się nad wejściem, korzystając z osłony jakiejś skałki.
- Nie sądziłem, że czarownik będzie miał rację. Myślałem, że elfy nie są głupie. - zagrzmiał w Thyatiańskim niedźwieżuk, mrożąc elfa w miejscu.
Kolejny kształt przechodził przez skały, które wcześniej osłaniały awanturników przed morderczymi salwami goblinów, a trzeci powoli czaił się nieopodal dogasającego ogniska. Wszyscy zaciskali w ręku oszczepy, a na plecach zawieszone na rzemiennych paskach spoczywały ogromne, nabijane metalem maczugi.
- Odłóż łuk. Wtedy nie będzie bolało - zarechotał ten przy ognisku.
Elf rzucił się w stronę wyjścia z jaskini.
- Liczyłem na to… - mruknął jeden z niedźwieżuków i runęli razem na elfa.

Daivyn próbował prześlizgnąć się pomiędzy jednym niedźwieżukiem, który próbował odciąć mu drogę od strony skałek, i drugim, który zasłaniał mu wejście do jaskini. Ten drugi okazał się jednak nie do obejścia i elf zmuszony był zanurkować między jego włochatymi nogami, próbując desperacko się wycofać. Niedźwieżuk zdjął z pleców swoją okutą żelazem pałkę i zamachnął się oburącz. Ciało elfa poleciało na skały, gdzie zastygło nieruchomo. Pozostali zbliżyli się do elfa, zabierając mu broń. Wchodzący po kamiennym przejściu wyciągał ze skórzanej torby jakieś rzemienie, zamierzając spętać elfa.

Keek, przywierając płasko do skał, ściskał nerwowo swój łuk. Widział, jak niedźwieżuki zabierają elfa i przeklinał w myślach jego głupotę oraz swoją bezradność. Zamknął w końcu oczy, odwrócił się i pognał ile sił w małych, gadzich nogach w stronę reszty drużyny. Wątpił, że zdąży przyprowadzić wsparcie, ale wolał mieć nadzieję.
Niedźwieżuki nie spostrzegły kobolda, wymykającego się z jaskini. Po kilkunastu minutach, był już z powrotem z resztą awanturników, którym cały ten czas dłużył się niemiłosiernie.

- Porwali go! - wykrzyczał profesor w przerwie między kaszlem i dyszeniem ze zmęczenia. - Niedźwieżuki zastawiły tam pułapkę, tak jak przewidziałem, a ten - kobold wstrzymał się od skonkretyzowania jaki “ten” był z Daivyna - zszedł po schodach. Otoczyli go, stłukli i związali!
- Mówiłam, że to kretyński pomysł! - Aurora rzuciła nerowo.
- Nie może być! - Alladien blada poderwała się na równe nogi. - Musimy go uratowac, szybko! Wiesz dokąd mogli go zabrać?
- Brama, z której wcześniej przybyły ich posiłki, była teraz zamknięta, ale nie widziałem żadnego mechanizmu - wyjaśnił Keek. - Mnie nie widzieli i wolałem nie czekać aż mnie wywęszą.
- Mamy więc szanse go ocalić. Spieszmy się! - rzuciła kapłanka, pospiesznie nakładając tarczę a rękę i szykując swoją maczugę. - Była tam cała trójka tych potworów?
- Widziałem tylko trzy, nie wiem czy gdzieś nie kryło się ich więcej - powiedział profesor. - Mówili też coś o jakimś czarowniku. Nie wiem czy chodziło im o goblina-błazna czy jeszcze kogoś innego.
- A możesz nie być tak narwana?!
- druidka syknęła w stronę aasimarki. - Też chcę mu pomóc, ale działając pochopnie skończymy jak on.
- Nie możemy teraz spokojnie stać i obmyślać zawiłe strategie, każda sekunda jest teraz na wagę złota. Plan trzeba wymyśleć w biegu - odparła kapłanka.
Elfka westchnęła.
- Czemu czuję, że za jego głupotę zapłacimy wszyscy? Chodźmy, ale jeśli go uratujemy to sobie z nim tak porozmawiam, że będzie chciał do tych goblinów wracać.
Kargar westchnął ponuro, przypominając sobie jak stracił swoich braci z kompanii.
- Jak wszyscy chcecie to możemy ruszać mu z pomocy ale rozumiecie że rzucając się na oślep wszyscy zginiemy? Nie damy rady całemu plemieniu.
- To próbuje właśnie wyjaśnić Alladien, ale nasza pani altruistka myśli chyba, że da radę zbawić cały świat
- rzuciła nerwowo Aurora.
- I dlatego po drodze opracujemy plan - odparła Alladien. - Nie wiem, przehandlujemy go w zamian za coś, przekradniemy się cichcem do obozu, może odwrócę ich uwagę i ściągnę na siebie ich wojów a wy w tym czasie uwolnicie więźniów… Nigdy nie byłam na tyle bystra, aby zajmować się wymyślaniem strategii, nie oczekujcie tego ode mnie.
- Na pewno po tym jak wybiliśmy ich piętnastu braci będą chcieli go na cokolwiek przehandlować… - Druidka parsknęła z irytacją. - Może jeszcze omówimy wymianę przy herbatce? A o tym, że nie potrafisz sklecić planu, trzeba było pomyśleć zanim upierałaś się o pójściu tamtą drogą z powodu pieprzonego wschodu słońca. Bo to, że oni poszli na ten zwiad i to, że Daivyn prawdopodobnie zginie to wina nie tylko jego głupoty, ale i twojego uporu.
- Sam wyszedł z propozycją zwiadu… Nawet mu pobłogosławiłam przecież. - odpowiedziała kapłanka, czując że ogarnia ją powoli panika.
- No to może w takim razie podziękować za swój los twojemu bogu. Widać ile warte było jego błogosławieństwo, zresztą nie musiałby wychodzić z propozycją zwiadu, jakbyś się nie upierała jak osioł, tylko odpuściła sobie pomysły z wracaniem drogą na której o mało nas nie pozabijali! - W druidce narastała wściekłość i bezradność. Z jednej strony chciała pomóc elfowi, w końcu należał do jej rasy, a z drugiej uważała próbę ratowania go za szczyt głupoty i pchanie się na śmierć.
Kargar rozdarty, podrapał się po łysinie przeskakując spojrzeniem między towarzyszami. Z jednej strony nie miał ochoty oddawać życia za elfa którego nie znał, z drugiej czy bogowie postawili jego i Alladien na ich drodze z jakieś przyczyny?
- Jeżeli Alladien nie jest pewna że prowadzi nas Ixion, możemy spróbować tej drugiej odnogi, co o tym myślisz Keek?
- Nie chcę tam wracać
- Profesor miał przed oczami obraz brutalnych niedźwieżuków - Ale nie chcę też zostawiać tam Daivyna.
Aurora zakryła twarz dłonią. “Zginiemy, kurwa zginiemy” pomyślała.
- Czyli rozumiem, że solidarnie idziemy ratować tego idiotę? - spytała wyglądając zza dłoni na towarzyszy.
- Keek, ty tam byłeś. Myślisz, że chcą go zabić? I jeśli tak, to czy chcą zrobić to szybko? Bo może uda nam się zebrać siły. I mam na myśli porządne zebranie sił, a nie siedzenie na zimnej podłodze przez godzinę. Nawet jeśli nie wyruszymy po niego, to sądząc po tym co się w tych podziemiach dzieje i tak nam to pomoże. - odparła Alladien.
- Gdyby chcieli go zabić to już by nie żył - westchnął Keek. - Nie wiem jakie mają plany wobec niego. Ale skoro Kargar i Aurora nie chcą tam iść to i ja zostaję.

Alladien ruszyła naprzód, podążając w kierunku jaskini goblinów. Awanturnicy się przez chwilę wahali, jednak nikt nie miał chyba ochoty ryzykować skóry dla mało znanego elfa, który zignorował wszelkie głosy rozsądku. Alladien po kilkunastu minutach dotarła w pobliże wyjścia z jaskini. Było ciemno, a ogniska, które rozświetlały całą jaskinię jakiś czas temu, w czasie walki w tej chwili musiały być wygaszone, bo nic nie mogło rozświetlić ciemności.
Wzrok aasimarki łowił jedynie cienie, się czarnobiałe, a w mroku czaiło się wiele cieni, które mogły być jakimś ukrytym przeciwnikiem. Po chwili dojrzała lekko ruszający się obiekt w jaskini, na granicy jej nadnaturalnego wzroku. Wisiał, niczym worki w jaskini pająka, jednak był mniejszy. Oczy aasimarki dostrzegły omotaną grubą liną sylwetkę elfa. Długie włosy majtały się bezwładnie. Był nieprzytomny, wisząc w pobliżu półki skalnej na której walczyli.
Alladien czuła rosnący coraz bardziej niepokój, nie mając teraz nikogo, kto osłaniałby ją w walce. Mimo wszystko nie zrezygnowała z postawionego sobie celu i postanowiła odratować jakoś biednego elfa.
Rozejrzała się po sklepieniu jaskini, zastanawiając się jakim sposobem gobliny zaniosły tam elfa.
Tymczasem nieco dalej w korytarzu Keek wiercił się bez przerwy w miejscu. Po chwili, nie potrafiąc dłużej wytrzymać z gryzącym go sumieniem, wybuchnął:
- Uh, dlaczego pozwoliliśmy tej kretynce tam pójść samej?! Chodźmy za nią, pójdę z przodu po cichu na wszelki wypadek, ale nie zostawiajmy ich samych.
- Aaah…
- warknęła Aurora. - Dobra, idziemy po tych skończonych idiotów. Jeżeli uda nam się ich stamtąd wyciągnąć i wrócimy wszyscy cali, to niech lepiej ta kapłanka prosi tego swojego pieprzonego boga o błogosławieństwo, bo nie ręczę za siebie - dodała.

Alladien próbowała wypatrzyć wroga w jaskini, ale bez szans. Było tak ciemno, że nic nie dało się zobaczyć, poza wiszącym na suficie elfem, którego widziała i tak w odcieniu szarości, i bardziej jako kształt. Z kolei słuch... szum wodospadu w oddali i odgłos kapiącej ze ścian wody tłumił wszelkie odgłosy skradania.
Aasimarka przypomniała sobie słowa kobolda. Gdyby chciały zabić elfa, ten już byłby martwy… Z pewnością miał rację. Widząc, że ma jeszcze trochę czasu oraz dręczona złymi przeczuciami, postanowiła wycofać się na chwilę w głąb korytarza aby przygotować się do swojego zadania. Postanowiła po cichu zdjąć z siebie ukochaną zbroję, jakże nieprzydatną, a wręcz ciążącą jej przy nadchodzącym zadaniu. Poprosiła również cicho Ixioma o pomoc.
Zanim zdążyła zdjąć zbroję, usłyszała człapanie z korytarza, ciche. To nadchodziła reszta awanturników.
- Wiedziałam, że można na was liczyć - wyszeptała Alladien. - Naszego przyjaciela jedynie związano i zawieszono na sklepieniu jaskini. Miałam się właśnie tam zakraść, uleczyć go nieco i uciec stamtąd po cichu. - dodała, ciągle szepcąc.
 
Kerm jest offline