Berwyn poobwiązywał sobie rany, w efekcie czego przestał mocno krwawić. Krew nadal sączyła się przez prowizoryczne opatrunki, a każdy ruch sprawiał ból, ale przynajmniej Bossończyk nie obawiał się już, że jeszcze krok i padnie nieprzytomny na ziemię. Z jednego ze stojaków wziął łuk - zwyczajny, lekki łuk myśliwski, bardziej nadający się do strzelania do bażantów niż polowania na magów, ale lepszy rydz niż nic... Podążył za znikającym za drzwiami Cymmeryjczykiem, który z kolei biegł za kapłanem.
Constantus po wybiegnięciu z baraków, natychmiast skręcił w lewo i jeszcze raz w lewo. Znów był w korytarzu, który prowadził do miejsca, z którego przyszli. Nim Areon wychynął zza rogu, usłyszał kolejny huk, jaki spowodowała tajemnicza substancja, którą posługiwał się Constantus i zobaczył odblask światła na ścianach. Bezpośrednio potem rozległ się krzyk.
Gdy Cymmeryjczyk wybiegł już za winkiel, wprost przed sobą widział znikającego w dymie kapłana. Podążający za barbarzyńcą, Makhar i Berwyn byli nieco wolniejsi, mieli też więcej czasu aby rozejrzeć się dookoła. Na prawo od drzwi z koszar znajdowały się kolejne, drewniane drzwi, a mniej więcej na wprost nich kamienny portal, z wyrzeźbionymi trupimi czaszkami, przetykanymi herbowymi tarczami. Za portalem panował nieprzenikniony mrok.