Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2018, 21:10   #170
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Gdy sen był równie absorbujący co dzień, nie było mowy o wypoczynku, przynajmniej nie w sensie psychicznym. Gdy bardka otworzyła oczy i ujrzała zarys znanego jej pomieszczenia, westchnęła ciężko, przewracając cię na drugi bok. Może po śmierci zazna trochę spokoju?
Tymczasem czarownik już wstał, choć było wyjątkowo wcześnie i robił im śniadanie. Chaaya uśmiechnęła się w napływie czułości do posępnego magika i zgarnęła swoje włosy z twarzy, siadając w pieleszach. Chciała poskarżyć się żartobliwie na temat spędzonej nocy, lecz coś mignęło jej na ramieniu rubinowym blaskiem. Zdziwiona przyjrzała się obitej i pogryzionej przez insekty skórze, zmartwiona, iż mogła się poważnie zranić. Skóra jednak nie wyglądała jakby była rozcięta i… szczerze mówiąc, nie przypominała nawet skóry.
To były łuski. Gadzie… łuski.
Gładkie i ciepłe w dotyku. Nie były, ani przyklejone, ani wbite. One… rosły. Na niej.

- JARVISIEEE!!! - krzyknęła jak oparzona tawaif, jednym, sprawnym susem wyskakując z łóżka. - JARVISIE ZDEJMIJ TO ZE MNIEEE!!! AAA!!! - darła się Dholianka niczym kotka na płonącym dachu, gibiąc się i szaleńczo wymachując rękoma jakby nie mogła się zdecydować, czy walczy z czymś na sobie, czy przed sobą.
- CISZEJ TAM! - huknął zza ściany Nveryioth, obudzony panicznymi piskami. - NORMALNE ISTOTY JESZCZE ŚPIĄ!
- Kamalo. Kamalo. Co się stało? - Przywoływacz oderwał się od tego co robił, by pomóc swojej kochance. Był równie zaniepokojony co ona, ale zachował zimną krew.
- Na ramieniu..! Mam coś na ramieniu! - Dziewczyna podbiegła do mężczyzny, odsłaniając wspomniane miejsce. - To na pewno przez tego demona! Rzucił na mnie klątwę!
- POWIEDZIAŁEM ZAMKNIJ SIĘ! - ryknął rozeźlony smok z pokoju obok.
- Usiądź spokojnie i daj mi się przyjrzeć, boli cię to jakoś, pali? - zapytał czule Jeździec, chwytając delikatnie rękę tancerki.
Ta zrobiła smutną minę dziecka, siadając posłusznie na krześle, ale chyba nie czuła się na nim zbyt wygodnie, zwłaszcza, że była naga… a drewno siedzenia stare i chropowate.
- Nie… nie boli… ale jest!
- Nie boli - zamruczał czarownik i coś wyszeptał pod nosem.
- Nie jest to klątwa żadnego rodzaju. - Musnął łuski i wyraził podejrzenie. - Nie posprzeczałaś się może ze Starcem ostatnio?
- To on zaczął! - obruszyła się kurtyzana, wyrywając rękę z delikatnych objęć. - Myślisz, że to jego klątwa? - Sundari z jakiegoś powodu pominęła wyjaśnienia, na temat przeklętego pochodzenia łusek.
- Nie wyglądają szpetnie. Raczej na takie egzotyczne piegi - odparł Jarvis i polizał narośl. - Czujesz coś? Mój dotyk?
- Nie skamienieje od tego? - spytała smutno kobieta, zgarniając włosy za ucho. - Czuję… nie są zbyt grube.
- Nie wydaje mi się… - Mag pogłaskał ją po ramieniu i poprawił okulary na nosie uśmiechając się. - Nic ci nie grozi. Jesteś teraz trochę bardziej gadzia… a właściwie bardziej smocza. Ale nic raczej nie grozi. Starzec pewnie by nie pozwolił uszkodzić ciała, w którym mieści się jego dusza.

~ MASH-ALL…
~ A tej co znowu odbiło?
~ ...AAAH!!! ~ zaskandowała uradowana Deewani, piszcząc jak podniecone dziecko z okazji wycieczki do cukierni. Tradycyjnie inne maski nie za bardzo pojmowały z czego tu się cieszyć, po tak mrożącym krew w żyłach poranku.
~ JESTEM SMOKIEEEEM!!! ~ Chłopczyca, nawet jeśli osamotniona w swej radości i błędzie, nie zważała na zrzędliwość pozostałej reszty.
~ W twoich snach… ~ skwitowała kwaśno jedna z sióstr.
~ Raczej w pobożnych życzeniach o takim śnie ~ dodała inna.
~ POTĘŻNYM! PRADAWNYM! NIEPOKONANYM SMOKIEM, ZIEJĄCYM PRAWDZIWYM OGNIEM Z SAMYCH PIEKIEEEEŁ!!!
~ Raczej z ogniska w lesie, jeśli takie rozpalisz… ~ oceniła ozięble kolejna z dziewcząt.
~ Prędzej ten ogień komuś ukradnie… ~ zażartowała następna.
~ BÓJCIE SIĘ MNIE BOM MROCZNA I STRASZNAAA!!! HAHA! DZISIAJ ŁUSKI, JUTRO OGON, POJUTRZE CAŁE CIAŁO, HAAA-III! SPOPIELĘ CAŁE TO NUDNE MIASTO! UPIEKĘ NA CIEMNE SKWARKI KAŻDEGO Z MIESZKAŃCÓW!!! ~ snuła swe krwiożercze wizje emanacja, piszcząc i gwiżdżąc i obijając się w umyśle jak rozbrykany młody, byczek, bo do wdzięcznej sarenki brakowało jej ogłady. ~ A POTEM… POTEM… ICH WSZYSTKICH ZJEEEM! ŁIIIHIHIHIHI!
~ Dobra… to już chyba oficjalne… ~ stwierdziła skonsternowana Ada. ~ Ona od zawsze była nieco szurnięta, ale po tym całym wygnaniu, gdzie spędziła mnóstwo czasu ze Starcem… całkowicie straciła kontakt ze światem. Zostawcie ją samą sobie…
~ Nie możemy jej tak po prostu zostawić… a jak zrobi sobie krzywdę? ~ zaprotestowała Nimfetka, która wszak miała miękkie serce.
~ Niby jak? Ona nie istnieje… a panowanie nad ciałem jej nie interesuje odkąd uciekłyśmy z Pawiego Tarasu i Ranveer umarł. W najgorszym wypadku poleci do zgreda, piać mu swoje chore fantazje. ~ Intelektualistka była niewzruszona, tak jak i większość innych wcieleń. Najstarsza z nich w końcu westchnęła przyzwoleńczo i krnąbrna tancerka pozostała sama sobie.

- Acha… - Chaaya nie wydawała się przekonana, ale zdawała się być spokojniejsza. - I nadal ci się podobam? - zapytała spuszczając speszony wzrok na dół. Jarvis wykorzystał tą chwilę do ataku. Jego dłoń zepchnęła ją na łóżko za krzesłem, kładąc jej ciało na nim. Nachylił się szybko, nie dając dziewczynie okazji do reakcji i całował zachłannie jej usta, wodząc drapieżnie dłonią między jej udami.
- Czy to wystarczy za odpowiedź? Czy mam być bardziej… przekonujący? - wyszeptał muskając językiem szyję tawaif.
- Jeszcze troszeczkę… nie wiem czy nie udajesz - odparła pozytywnie zaskoczona bardka, uśmiechając się delikatnie. - Możesz mieć przecież ukryte przede mną zdolności, jak na przykład bycie zawodowym aktorem…
- Raczej złodziejem… - mruknął jej kochanek smakując skórę szyi. Przesunął palcami po jej nagim biuście, brzuchu i znów sięgając do jej podbrzusza, zabrał się palcami za delikatne jego “otwieranie”. Kamala poczuła “złodziejskie wytrychy” czule dotykające jej intymnego zakątka.
- Złym i podstępnym… - przytaknęła rozochocona kurtyzana, rozstawiając ugięte nogi, szeroko na boki. - Podobam ci się nawet taka poobijana? - dopytała, jakby kwestia czarodziejskich preferencji, była co najmniej sprawą życiową.
- Zerkam w twe oczy… i tonę. Muskam twe usta i się upajam. Chwytam za twe piersi… i pożądam całej i całkowicie - mruczał Jarvis, nie przerywając wodzenia językiem po jej ciele. - Jedyny wpływ jaki mają na mnie twoje siniaki i zadrapania to sprawiają, że... się martwię o ciebie i trudniej mi będzie… nie być delikatnym. Nie mogę być… dzikim kochankiem, widząc je.
To była prawda… Dholianka była w tej chwili instrumentem, na którym on wygrywał dość spokojną i cichą melodię. Dotykał strun jej zmysłów z delikatnością i uczuciem. To było miłe, acz czy nie preferowała, gdy okazywał dziką stronę swej natury?
- Nie tylko złodziej, ale i poeta… trafiła mi się niezła partia - stwierdziła chochliczo tancerka, uśmiechając się na wpół czule, na wpół złośliwie.
Przyglądała się leniwie skupionej na pieszczotach sylwetce nad sobą, nieznacznie gładząc palcami co tylko się dało. Bark, łokieć, szyję, ucho, plecy.
- Nie musisz się o mnie martwić… przegrałam jedynie wojnę z komarami i kilkoma krzakami. Nic specjalnego, by się tym chwalić… - wyjaśniła zawstydzona, lecz mag dosłyszał w głosie pewne wahanie, jakby prawda nie do końca została wyjawiona.
- Powiedz wszystko… przecież się nie obrażę, ani nie zezłoszczę - zachęcał do zwierzeń czarownik, całując obecnie biust kochanki… omijając jednak wszelkie sińce i głębsze zadrapania. Skupiony był na ruchach palców, co jednak utrudniało skupienie samej Sundari.

- Nvery zabrał mnie wczoraj na wycieczkę poza miasto… - wyjaśniła złotolica z pewnymi komplikacjami na tle oddechowo-dźwiękowej, rumieniąc się przy tym może z zawstydzenia, a może z pożądania. - Nie… mieliśmy planów… konkretnych planów, gdzie chcemy się udać… lataliśmy to tu… to tam, aż nie zdecydowaliśmy, że lądujemy…

~ Nie mów mu... ~ oznajmiła twardo Umrao. ~ Nie mów, bo przestanie.
~ Nie chcemy żeby przestał… ~ dołączyła Nimfetka, biorąc stronę erotycznej natury.
~ Buzia na kłódkę! ~ dodała para innych masek i faktycznie tawaif, jakby się naturalnie zacięła, a jej myśli rozproszyły od wzbierającej przyjemności, bo przerwała swą opowieść, oddychając coraz szybciej.

- Mhmmm? - Pewnie Jarvis by jakoś to skomentował, ale jego usta zajęte były smakowaniem ciała kochanki, muskaniem jej szyi i piersi językiem w tych akurat miejscach, które były szczególnie wrażliwe na jego dotyk. Wszak znał już niektóre słabe punkty swej wybranki.
Nieśpiesznie poruszał palcami w kwiecie jej kobiecości, budując powoli napięcie, które stanie się falą rozkoszy, przetaczającą się w niej, by wyrwać się na wolność z jej ust w postaci głośnego jęku ekstazy… za kilka chwil.
Nie poganiał. Był cierpliwy.
- Nie mhhh… nie mhaj na mnie… - zaprostestowała dziewczyna, ale była już dawno głęboko w swoim świecie. Jej spojrzenie było błędne i otumanione, jeśli nie całkowicie niewidome. Za to jedna jej nóżka zawędrowała wysoko do góry, wskazując palcami przykurzony sufit, aż w końcu nie objęła wdzięcznie czarownika w pasie, a jej właścicielka nie poddała rytmowi smukłych palców w jej wnętrzu.
Traf chciał, że w tym samym momencie, Nveryioth wszedł do pokoju, mówiąc od wejścia coś, czego oboje, Chaaya z mężczyzną, nie zrozumieli. Smok w mig dostrzegł zaistniałą scenę. Zdębiał. Zbladł (o ile się jeszcze bardziej dało), położył coś kwadratowego i ciężkiego na podłodze, po czym wyszedł, przy akompaniamencie szczytującej tawaif.

Jeździec odczekał chwilę przyglądając się leżącej piękności z czułością i pożądaniem. Pocałował jej usta, a w tym pocałunku zawarł całe swoje pragnienie. Zdecydowanie miał ochotę na więcej, na gwałtowniej… ale to, że miał, nie oznaczało wszak tego, że zaraz dostanie. Bardka znała na tyle swojego kochanka, by wiedzieć… że potrafił się nią delektować niczym winem całymi godzinami, co czasami jej odpowiadało.
- Wiesz co podrzucił? - zapytał zaciekawiony przywoływacz, bardziej skupiony na ciele kobiety, niż na podrzuconym przedmiocie.
Kamala nie spieszyła się z odpowiedzią. Zadowolona po przebytych pieszczotach, przeciągnęła się leniwie na łóżku, po czym objęła rękoma chłopaka za szyją.
- Książkę… tą od twojego przyjaciela. Przeczytał ją i dziś będziemy sprawdzać ile z niej zrozumiał i zapamiętał - wytłumaczyła, odwracając twarz w kierunku drzwi. - Mam tam zaznaczoną listę zakupów i takie tam pierdoły na dzisiejszą zabawę.
- A ta… wczorajsza przygoda? - zagaił mimochodem towarzysz i choć już nie czuła jego dotyku między udami, to ten nadal całował jej szyję oraz wodził palcami po brzuchu i piersiach. Delikatnie rozpraszając jej zmysły.
- Połóż się, proszę - mruknęła cicho dziewczyna, opierając dłonie na barkach ukochanego.
Magik oderwał się od ciała, które wielbił, czyniąc to o co prosiła go połowica.
- Wyglądają nawet uroczo na tobie. Dają posmak egzotyki. Te łuski. Na pewno cię nie oszpeciły - mruknął ciepłym tonem głosu.

- “Egzotyyyki”. - Sundari fuknęła w żartach, zamieniając się z czarownikiem pozycjami. Usiadłszy mu na biodrach, kobieta zabrała się za rozpinanie guzików u jego koszuli, uśmiechając się przy tym łagodnie.
- Gdy wylądowaliśmy… okazało się, że miejsce to nie było do końca opuszczone… - wznowiła swą opowieść, odsłaniając kości obojczyka, nad którymi się pochyliła, by delikatnie je ucałować, po czym odrzuciła głowę do tyłu z pełną dumy manierą, a może się tylko stroszyła jak przepióreczka przed swoim bażantem.
- Pokłóciliśmy się… jak to my… i rozdzieliliśmy… - W tej części historii, wyraźnie posmutniała lub na samo wspomnienie na powrót się zezłościła, bo nie była już tak cierpliwa z dalszym rozbieraniem wybranka.
Jej czyny okrojone były z ponętnej otoczki, skupiając się na celu, czyli odsłonięciu wszystkich skarbów jakie miał do zaoferowania Jarvis.
- Znasz się trochę na demonach? - spytała z nagła, po czym potrząsnęła głową. - Oczywiście, że się znasz… mówiłeś, że… eksperymentowałeś trochę… no i jesteś czarownikiem, COŚ musisz wiedzieć…
- Tak. Mam sporą wiedzę o innych planach egzystencji - potwierdził mężczyzna, poddając się grzecznie pieszczotom.
- To było opuszczone miejsce kultu… złego kultu i jak się później okazało, nie było takie opuszczone, ale powtarzam się… - Zamyśliwszy się na chwilę, tawaif spojrzała na ramię z czerwonymi łuskami, błyszczącymi w jej oczach jak żywy ogień.
- Wyglądał jak demoniczny noworodek z nieodciętą pępowiną, miał jakąś taką dziwną twarz… i strasznie zniewieściały, przesłodzony głos. Starzec kazał mi się wynosić czym prędzej z tego miejsca… ale Nveremu podobała się mała rozmowa z tym czymś.

- Odzywał się? - Zaniepokoił się przywoływacz, po czym dodał cicho. - Nazywają ich atropalami. Ja słyszałem… o trzech tych abominacjach. Ta którą miałaś nieprzyjemność spotkać… wedle tekstów elfów, stworzyła pierwsze wampiry. A właściwie… ich pierwotne, bardziej zwierzęce wersje.
- To była figurka… z początku wydawała się być zwykłą figurką, ale po chwili się odezwała i zaczęła ruszać. To coś mówiło, że zostało zapomniane, ale jego dzieci wciąż kroczą po tej ziemi… były tam też cztery sarkofagi… i ukryte drzwi, ale uciekliśmy. Sądząc po reakcji i tym jak to coś próbowało nas złapać… to myślę, że żywi do nas pewną urazę - dokończyła opowieść Kamala wzruszając ramionami i ponownie dostrzegając zmiany na swojej złotej skórze. Mimowolnie dotknęła łusek opuszkami, gładząc je delikatnie.
- Jesteś pewien, że to nie jest klątwa? - spytała zmartwiona czymś niewypowiedzianym.
- Na pewno nie atropal ją zesłał. Jego rodzaj - odetchnął głęboko mag i rzekł. - Atropale to przedwcześnie urodzone lub… urodzone martwe dzieci bóstw, półbogów, tytanów i innych istot tego rodzaju. Jeśli negatywna energia przebudzi ich do egzystencji, to ich potęga jest powiązana z nekromancją… nie pokrywają ludzi łuskami. A ten którego spotkaliście raczej nie był atropalem… ten posąg to zapewne było coś, jak gruba szyba między wami, a nim. Mógł was widzieć, mógł mówić… ale niewiele więcej mógł zrobić. Przynajmniej na razie.
- Mógł też czarować… i… śnił mi się dzisiaj… i dzisiaj mój bark… - Westchnęła Sundari. - Nie ważne. Skoro ci się podobam, kochajmy się tu i teraz.
- Czy czułaś jego świadomość w tym śnie? - zapytał Jarvis muskając palcami szyję kurtyzany. - Mówił coś do ciebie? Słyszałaś jego myśli?
- Nie… tylko go obserwowałam, jak… śpi - odpowiedziała w przerwach między spontanicznymi całuskami na jego piersi. - Albo coś podobnego… wydawał się być pochłonięty czymś, większym ode mnie… byłam tylko nic nieznaczącym ziarenkiem piasku.

Chłopak tymczasem leżąc, głaskał dziewczynę po puklach jej włosów.
- W takim razie to nie on. To może być również wina Starca… Jego obecność sprawiła, że zdołałaś zajrzeć tam gdzie ów atropal jest… ale tylko poprzez sen, więc jesteś bezpieczna. Gdyby on cię sprowadził, to by cię nie ignorował Kamalo. - wyjaśnił, rozkoszując się jej pieszczotami i pozwalając na dalszą inicjatywę.
- Nie mówmy już o tym… to straszne - oznajmiła Chaaya, liżąc szorstką od dniowego zarostu szyję partnera. - Te łuski też są straszne… nie lubię zmian, a jednak… dążę do nich… - szeptała mu do ucha, jakby wstydziła się przyznawać do swoich dziwnych zachowań, czy upodobań.
Jednak jej palce rozpinające czarownikowe spodnie, nic ze wstydu nie miały. Były szybkie, sprawne i pewne. Wiedziały co robiły i wiedziały czego chciały.
Gdy męskość została uwolniona z barier materiału, Dholianka wróciła do kreślenia językiem szlaczków na odkrytym torsie ukochanego, systematycznie pracując nad apetytem u nich obojga, choć w głównej mierze skupiała się bardziej na leżącym kochanku. Oddając całą czułość i delikatność jaką od niego zaznała, przy jednoczesnym poświadczaniu, że choć jej ciało pełne było siniaków i zadrapań, to nie było obolałe. Ono wciąż pragnęło tego nieprzewidywalnego zwierza jakie czaiło się na dnie duszy Smoczego Jeźdźca.

- Dobrze… uciekliście i wróciliście tutaj? - zapytał czarownik, rozkoszując się pieszczotą kobiety. Sięgnął dłonią niżej, wsuwając palce między jej włosy i głaszcząc ją niczym ulubioną kotkę.
Nie poganiał jej do niczego, choć widziała jak bardzo jest jej spragniony. Miarę tego wszak miała wprost przed oczami, w swoich dłoniach.
- Och… Oooch… no… cóż… - Bardka była wyraźnie zmieszana tym pytaniem. Na chwile uścisk jej rąk na magicznej różdżce przywoływacza, zelżał niebezpiecznie, grożąc ucieczką.
- Cóóóż… nie do końca. Ja nadal byłam zła, a nasz wylot miał sprawić mi nieco… ulgi… więc nie mogliśmy ot tak wrócić… to znaczy… w sumie mogliśmy, ale Nveryioth miał… inne… plany.
- Jeśli nie chcesz… mówić… to nie musisz - szeptał Jarvis, spoglądając na nią czule. - Nie obrażę się.
- Byliśmy u ducha… - burknęła dziewczyna, wyraźnie gnębiona poczuciem winy.
- Acha… u tego… ducha? - westchnął mag smutno, ale dość szybko się rozpogogodził. - Coż… wszystko dobre co się dobrze kończy. Najważniejsze, że jesteś cała i zdrowa. Co powiedział duch o wisiorku?
- Nic bo się z nim nie spotkałam… gdy wylądowaliśmy… znowu się pokłóciłam z Nverym i on poszedł gadać z duchem, a ja poszłam w las… - Tawaif skubała włoski na piersi mężczyzny, układając je w różnych kierunkach. - Zgubiłam się. Zostałam sterroryzowana przez świeżblisa. Jak przed nim uciekałam, wpadłam do poletka z krwiożerczymi kijankami i ostatecznie utknęłam na drzewie na dobrą część naszej wyprawy. Gdy Nvery mnie odnalazł, znowu się pokłóciliśmy, ale tym razem wróciliśmy do domu.
Jarvis z trudem tłumił się śmiech, słysząc jej relację z wyprawy. Odetchnął w końcu głośno i rzekł czule.
- Najważniejsze że nic ci, nic wam nie jest.
- Podejrzewam, że to śmieszne… ale mi jakoś nie jest do śmiechu - odparła urażona tancerka, podszczypując kochanka w sutek.
- Zemsta smakuje jednak najlepiej na zimno… poczekam, przyczaję się i zobaczymy jak to jest, gdy się ktoś z ciebie będzie śmiał. - Jej groźba nie była jednak tak straszna, bo uwieńczona została namiętnym pocałunkiem w usta oraz charakterystycznym uniesieniem krągłych bioder, które gotowe były do dosiądnięcia towarzysza.
- Najważniejsze… że zobaczę twój uśmiech - mruknął partner po pocałunku, błądząc palcami po nogach obejmującej go piękności. - Dziś… kiedy będziesz tylko moja?
- Przecież teraz jestem - wytknęła mu czule Dholianka, z westchnieniem przyjmując gościa do siebie. Przyjemny dreszcz przeszył jej ciało od podstawy kręgosłupa, wyginając nieco w tył i przyprawiając o uśmiech, przygryzanej lekko, dolnej wargi.
- Chodzi… mi o to, że ja chcę cię też… porwać. Później. Może do teatru, może do świątyni miłości elfów, może gdzieś indziej… jeszcze nie wiem. - Jeździec drżał od przyjemności, patrząc z pożądaniem na kurtyzanę, oblizując spierzchnięte wargi. Była piękna w jego oczach, upragniona. Nie było innych ponad nią. Czuła to też między udami, pragnienie przeszywające ją rozkoszą przy każdym ruchu bioder.
- To mnie porwij, a nie zadajesz pytania… - stwierdziła trzpiotnie Chaaya, powoli i rytmicznie bujając się na czarowniku, by rozgrzać się i przygotować do intensywniejszej zabawy. Jej wybrany nie potrzebował takich zabiegów i aktualnie doznawał słodkich tortur od jej spolegliwego łona.
- Po spotkaniu z Gamnirą mam kilkugodzinne okienko, zanim nie spotkam się z Nveryiothem… może być? - dodała w przelocie.
- Może być… wtedy cię porwę i wieczorem też… zabiorę i nie puszczę… - pojękiwał coraz głośniej przywoływacz, czując jak bujające się biodra tawaif zabierają go do niebiańskich krain.

Gdy już ustalili czas domniemanego porwania, tancerka uznała, iż nadszedł czas na grande finale. Wczesawszy palce w swoje włosy, sciągnęła je do tyłu, podskakując żwawo na palu rozkoszy, aż jej piersi podskakiwały przypominając dwa, okrągłe królicze kuperki, uciekające przed myśliwym.
Do czasu… aż przyjemność nie wydarła jęku z obojga kochanków i Kamala nie ułożyła się obok chłopaka, owiewając jego ucho ciepłym i zdyszanym oddechem.
- Jeśli myślisz, że to koniec… to się bardzo mylisz. Wkrótce znów nabiorę wigoru… - zagroził zakochany, ale jego połowicę wszak gonił czas. Już powinna się spotkać z Gamnirą.
- Oby szybko… zaraz muszę wychodzić - odparła cierpiętniczo ślicznotka, przekręcając się na drugi bok, by popatrzeć na drzwi. Leżała kilka oddechów nieruchomo, po czym wstała i podeszła do podrzuconej księgi, którą podniosła, perfidnie wypinając się pośladkami w kierunku leżącego, a następnie nie zwracając na niego uwagi i zaczęła wertować kartki.
- Złośnica… - Usłyszała za sobą, a potem poczuła jak kochanek zaciska dłonie na jej pośladkach i ociera się swym orężem o jej pupę,… jakby ostrzył miecz na ostrzałce. Efekt był zresztą podobny, jarvisowa duma wyraźnie, powolutku, wracała do życia.
- Pragnę cię tak mocno, tak bardzo… - szeptał rozkoszując się widokami i dotykiem jej krągłej pupy.
Sundari popatrzyła znacząco w jego kierunku znad księgi, przerywając podróż opuszkiem wskazującego palca po linijkach zawiłego tekstu.
- Jak dokładnie? Sprecyzuj proszę twoje bardzo - poprosiła łagodnie, rozważając odłożenie tomu na bok, ale w końcu wróciła wzrokiem do tabelek i rysunków.
- Bardzo mocno… chcę się z tobą kochać, godzina po godzinie… wielbić twoje ciało pocałunkami. Rozpakowywać je z kolejnych sukni, niczym prezentów przeznaczonych dla mnie. - Jego biodra się bujały, więc złotoskóra czuła oręż mężczyzny i jego rosnącą gotowość. Jeszcze trochę droczenia… i Jarvis pęknie… znała go na tyle, by to wiedzieć. Jeszcze trochę i nie będzie delikatnym kochankiem, a bestią pełną pożądania.
- HA! Już wiem dlaczego tak nie lubię demonologii i całej tej otoczki wokół niej… to przypomina cholerną geometrię! Nienawidzę matematyki, nie ma nic nudniejszego w świecie! - fuknęła gniewnie panna z wyuzdanym uśmieszkiem pod nosem, zamykając z łopotem drewnianą okładkę, po czym wyprostowała się dumnie i odwróciła do czającego się za nią adoratora.
Jej twarz była rumiana, a oczy roziskrzone, pytanie tylko czy ze złości, czy może z pożądania?
- Wiesz czego jeszcze nienawidzę? - odparła butnie, łapiąc dłońmi smukłą twarz towarzysza. - Opieszałych kochanków!
Ich usta zetknęły się nagle, gdy niziutka kurtyzana podskoczyła, by dosięgnąć warg ukochanego. Gdy z powrotem stała na ziemi, zaśmiała się nad samą sobą, obejmując go w pasie i opierając się plecami o drzwi - ich przyszłe łoże rozpusty.
Magik chwycił ją w pasie i uniósł, przyszpilając do drzwi swą włócznią pożądania, przy jej aprobacie zresztą. Całował ją zaczął zachłannie, błądząc językiem po jej wargach i napierając na nią szybkimi szturmami bioder. Tym razem dzikość dominowała na delikatnością, toteż tempo ich figli było szybsze i elektryzująco przyjemnie. Chaaya oplotła nogami przywoływacza w pasie, polegając jedynie na sile sztychów przeszywających jej ciało. Jej głowa i barki sunęły po drewnie, a dolna część pleców uderzała o drzwi w takt jęków rozkoszy.
W tej chwili dla Chaai nie liczyło się nic poza gorącym ciałem mężczyzny, dociskającym ją brutalnie do ściany. Jeśli on płonął, to ona wraz z nim, tak jak teraz, obsypując się chaotycznymi pocałunkami, skupieni na wspólnym celu jakim była ekstaza.

- Bądź po stokroć przeklęty… - odezwała się zmęczona, acz szczęśliwa, wtulając się jak czepliwe i ufne zwierzątko w tors czarownika, gdy trwali oszołomieni po niedawnych przeżyciach. - Tęsknię za tobą, a przecież jesteś tuż obok… - szepnęła mu zmysłowo do ucha, opuszczając nogi na podłogę. - Kocham cię, ale muszę już iść…
- Porwę cię… jak tylko będzie okazja. Porwę na dłużej… tak jak ostatnio - mruczał Jarvis przez chwilę, mocno tuląc do siebie upragnioną i głaszcząc po włosach. - Wróć do mnie… jak najszybciej.


 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline