Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2018, 01:22   #65
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Leonor większość dnia zajadała jagody i takie śmieszne korzonki, które Oleg też uznał za jadalne, ale niestety nie halucynogenne. Potem zaś zaczęła się przygotowywać na śmierć. Gdy tylko żołnierze się zbliżyli narzuciła kaptur na głowę, chwyciła mocniej swój kij i zastanawiała się, czy Detlef zdoła powtórzyć swój wyczyn z desantu. Sądząc po zdeterminowaniu była na to nadzieja. Potem jak zwykle ktoś mówił za dużo i dowódca Bert przekomarzał się z dowódcą Baronem przed innym dowódcą, który szukał miecza.

Stuknęła kijem w kamień, głośno, żeby odwrócić uwagę Baryły od wojny na górze. Po czym niespiesznie podeszła do owego sierżanta. Zdążyła w tym czasie błysnąć rapierem, na który z pewnością sierżant Baryła musiałby poświęcić ze trzy lata żołdu. Miała czas, musiał wiedzieć, że się go nie boi, podobnie jak jego dwudziestu zbrojnych. W sumie, nie bała się go. Śmierć to takie życie tylko gdzie indziej. Tam też sobie pewnie poradzi. Odzywała się kiedy chciała, bo chorąży też nie był jej straszny. Wysłanniczkosiostra czegośtam mogła wszystko.

- Niech Was błogosławi Myrmidia, Bogini Wojny żołnierzu! Chwała Pani! Niech jej odwaga wiedzie Cię szczęśliwie przez wszystkie bitwy.
Potem odwróciła się i położyła rękę na głowie Barona. Długą estalijską rękę, delikatną, ale nie znającą sprzeciwu i zaczęła mamrotać w swoim języku modlitwę mówiącą o uspokojeniu chorego człowieka. Czuła, że w wymyślaniu rzeczy znikąd jest naprawdę dobra.
Odwróciła się niespiesznie i rzekła do Baryły.
- Tak jest codziennie, nawet kilka razy w ciągu dnia - rozpaczliwie próbowała sobie przypomnieć jakieś nazwisko. Mogła jednak nie spać na tych wszystkich nudnych niekończących się spotkaniach - Znacie dowódcę Cychoda, sierżancie? - spojrzała na niego, tak aby pomyślał, że lepiej go znać. - Krewny - spojrzała smutno - Na jego oczach jego oddział po prostu wyparował. Cały czas myśli, że dowodzi. Widzi ich kilka razy w ciągu dnia. Tak realnie jak was teraz - zniżała głos jak tylko mogła, tak jakby przekazywała informacje z zaufaniu - to straszna choroba. Umysłu. - napawała się tym słowem jak by było magiczne.
- Wiecie jak to jest ze szlachcicami. Znacie życie sierżancie. Oni liczą, że on wydobrzeje. Wielkie perspektywy miał, naprawdę. Potrafię go uzdrowić, tchnąć w jego serce odwagę i rozum, ale… - oderwała się nagle, jakby zdradzała tajemnicę.
- Sierżancie Baryła. To wy tu decydujecie co jest jakie. Chorąży robi co może, ale nie nad wszystkim ma kontrolę - mruknęła przenosząc wzrok na Barona - Zaufanie… - popatrzyła jeszcze raz na Baryłę - to ważna sprawa.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline