Kula zagłębiła się w ciało wieśniaka. Roel wiedział, że człowiek już widzi bramy do ogrodów jego patrona, a raczej miał nadzieję, że będzie w stanie je dojrzeć.
Niespodziewanie widok łapiącego ostatnie tchnienie mężczyzny sprawił, że przez jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Powstał pod żebrami i zatrzymał się w gardle, jakby ktoś wpompował w jego wnętrze mocnego półtoraka. Aż zachciało się więcej. Szybko jednak skarcił się za to uczucie. Wiedział, że to narkotyk po który nie wolno mu sięgnąć. - Przyjmij go do siebie - wyszeptał szybko patrząc na nieruchome ciało zanim spadł na niego grad ciosów jego pobratymców. Ci jednak nie byli w stanie mu zagrozić... jeszcze.
Roel zacisnął zęby, złapał łańcuch swej broni i w odpowiedniej chwili wyskoczył by owinąć go wokół ramienia rozjuszonego fanatyka. Zaparł się nisko na nogach i warcząc gardłowo zatoczył łuk schwytanym mężczyzną na tyle szybko by pozbawić go równowagi i posłać pod nogi pozostałych. Chciał tym zyskać nieco dystansu i czasu by wyprowadzić cios w tego, który ustanie na nogach. |