Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2018, 14:47   #26
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
- Się za wcześnie nie ciesz… O ile wyjdziemy stąd wszyscy żywi, to mam do powiedzenia parę słów tobie i temu kretynowi - druidka rzuciła oschle szeptem. Uważała próbę ocalenia Daivyna za samobójstwo, ale w sumie dzięki Alladien ona sama wciąż żyła i nie mogła zostawić kapłanki. “Pożałujesz tej decyzji idiotko” pomyślała wyzywając sama siebie.
- Najlepszy w skradaniu jest Keek, spróbowałbys go ściągnąć, a Alladien by pomogła ci wejść na górę skoro już zaczęła zdejmować zbroję.- Kargar spojrzał na odkryte ciało urodziwej kapłanki, ale niewiele widział w mroku.
- Ja zostanę z tyłu i będę was ubezpieczać bo niewiele widzę. - wyszeptał.
Aurora za pomocą prostej, druidycznej sztuczki wyczarowała dźwięk rozzłoszczonego sowiniedźwiedzia. Głośny skrzek rozdarł ciszę jaskiń, aby zamilknąć. Za skałami, za którymi wcześniej w walce kryli się awanturnicy przed ostrzałem, zoś zamamrotało, ale szybko ucichło.
“Są” - pomyślała Alladien, spoglądając wymownie na resztę drużyny.
- Wywabić je tutaj? - spytała najciszej jak umiała.
-nie wiem czy damy im radę, ale na pewno nie powinniśmy wchodzić w pułapkę na ich warunkach, jakby można było ich jakoś odciągnać… - odparł szeptem Kargar.
- Gdybyśmy tylko mieli własną pułapkę… - westchnęła kapłanka. - [i]Chociaż to mało honorowe z drugiej strony.
- Się przejmujesz honorem w takiej sytuacji… - szepnęła Aurora. - Chrzanić honor, ja chcę przeżyć.
- Na wojnie nie ma prawdziwego honoru, tylko zwycięzcy i przegrani - mruknął Kargar.
- A zawsze się ze mnie śmiali, że noszę to ze sobą niepotrzebnie. - rzuciła druidka grzebiąc w plecaku. Po chwili wyciągnęła pułapkę na niedźwiedzie. - To gdzie chcecie to rozłożyć?
- Daj to na środek, elfko. Będzie ubaw - warkliwy głos w thyatiańskim przerwał im szeptanie w korytarzu. Chwilę później coś wielkiego spadło przed wejście do jaskini. Wielki niedźwieżuk uśmiechnął się paskudnie, a jego ślepia kryły jakąś dziwną, zwierzęcą inteligencję. - Czego chcecie? Przyszliście po elfa? - wielgachną jak bochen chleba, owłosioną łapą wskazał na wiszącego jak szynka wojownika. Jego ruch był chyba sygnałem dla reszty, bo dzwoniąc lekko bronią, przeskoczyło otaczającą półkę skalną skałę, najwyraźniej wisząc na niej po drugiej stronie kolejnych trzech niedźwieżuków. Jeden krył się w rogu, obok wejścia. Kolejnych trzech wchodziło po woli po kamiennym przejściu, trzymając niedbale swoje okute metalem pałki. Osiem paskud stało spokojnie, czekając na najmniejszą reakcję ze strony awanturników.



Aasimarka skinęła jedynie głową, po czym dodała.
- Zależy nam… Mi na tym, żeby każdy wyszedł stąd żywy. Tyle. Czego za niego chcecie?
- ”Zależy nam, aby każdy wyszedł stąd żywy” - zmałpował pociesznie niedźwieżuk. - Dobre! Od razu do rzeczy. Podoba mi się ta samica. Może zechce być moja jak ta draka się skończy? - zarechotał obleśnie i zaraz spoważniał - Tak się składa samico, że masz dziś szczęście. Elfia padlina jest dziś na sprzedaż. Pogadamy? Czy zechcecie siedzieć w tej dziurze jak szczury? - zaproponował niedźwieżuk.
Aurora spojrzała pytająco po towarzyszach.
- Wychodzimy? - spytała szeptem.
- Dość tego krycia się po kątach! - stwierdził Kargar z nutą desperacji, po czym wyszedł.
- Jestem Kargar, wojownik z Thyastis. Słyszeliśmy o Czarnym Panie, pracujecie dla niego?
- Pracujecie? - to słowo było chyba obce niedźwieżukowi który odsunął się lekko robiąc miejsce pozostałym awanturnikom. Kargar wiedział, znając gobliński język i nieco zwyczajów zielonoskórych, że niedźwieżuki były agresywne, ale uwielbiały leniuchować. Jakby dla potwierdzenia tej pogłoski, pozostałe Niedźwieżuki przysiadły na kamieniach, trzymając jednak broń w pogotowiu - komendę nad nami miał Glutbagg...wymachiwał swoją lagą i lał nas biczem. Ale już nic nie powie, i sobie nie pomacha… - zarechotał potwór wyjmując z torby głowę goblina w śmiesznej czapce. Niedźwieżuk trącił palcem jeden z dzwoneczków - ale wciąż jest skurwysyn zabawny, hehe.
- No jest, ale już sobie nie pożartuje….-Wojownik zaśmiał się z nieukrywaną satysfakcją, przypominając sobie sztuczki tego błazna, które niemal kosztowały go życie.
- To w sumie wam pomogliśmy, dzięki naszemu atakowi mieliście okazję by dorwać małego skurwiela, czyż nie?
- Dużo się działo, gdy nas nie było… - odparła kapłanka, spoglądając na makabryczne trofeum jej rozmówcy. - My nie jesteśmy jak on. Nie chcemy krzywdy, a jedynie przejścia na powierzchnię.
- My też… - mruknął niedźwieżuk - i dlatego ten elf jeszcze żyje. Mamy problem z pewnym korytarzem - warknął i popatrzył na otwór w skale mniej więcej na wysokości pięćdziesięciu stóp, lekko na prawo od miejsca, w którym się znajdowali. - Jeśli pomożecie nam w wyjściu na powierzchnię, oddamy elfa i rozejdziemy się, każdy w swoją stronę.
Słysząc słowa stwora Aurora także wyszła z korytarza.
- Czyli wystarczy, że was stąd wyprowadzimy? Tylko tyle? - spytała z lekkim niedowierzaniem. Niedźwieżuk uśmiechnął się tylko, o ile wyszczerzenie kłów mogło uchodzić za coś w rodzaju uśmiechu i kiwnął głową.
- Chyba w jakiś sposób damy radę, co? - spytała towarzyszy. Ten układ był dla nich uśmiechem od losu, nawet jeśli wydawał jej się podejrzany.
- A na czym polega problem z tym korytarzem? - zapytał się Kargar, zastanawiając się czy jednak Ixion i inni bogowie im nie sprzyjają, choć oczywiście musieli być ostrożni.
- Hehehe, nie taki głupi na jakiego wygląda… - zachichotał niedźwieżuk zbliżając pysk do twarzy wojownika. Kargar poczuł odór gorzałki. Dużej ilości gorzałki. - Nieumarli. Trupy, chłepcące krew i zabierający dusze. Wy macie samice biegłe w magii. Widziałem sztuczki. Wy poprowadzicie i przegonicie duchy, my oddamy elfa - wyjaśnił niedźwieżuk.
Kargar stawił czoła spojrzeniu wodza niedźwieżukow bez mrugnięcia okiem, starając się nie okazywać wewnętrznego niepokoju - czy w czwórkę mieli szanse przeciwko nieumarłym którym niedźwieżuki bali się stawić czoła?
- Wiecie skąd tam ci nieumarli się wzięli? No i z elfem nasze szanse byłyby większe - dodał. - I tak nie mamy wyboru bo też chcemy stąd wyjść.
- Nieumarli? - spytała Alladien, spoglądając raz jeszcze na dziurę. - Ilu?
- Nie wiem. Chyba dużo. Trzech naszych próbowało. Wrócił jeden, całkiem siwy. Bełkotał, że zjadły tamtych, pożarły ich dusze. Zjedliśmy go potem, bo taki był...dziwny - wzruszył mocarnymi ramionami niedźwieżuk.
- Zajrzę tam na chwilę i określę z czym przyjdzie nam się zmierzyć. Chcę wiedzieć z czym przyjdzie nam się zmierzyć. Wiecie może, która jest godzina? - dodała, spoglądając z pewną nadzieją na niedźwieżuki.
Potwory tylko tępo się na siebie popatrzyły.
- Idziemy, czy nie?
- Idziemy, tego możecie być pewni. Ale wolałabym wypocząć i przygotować się przed walką, skoro aż trzech waszych wojów nie podołało. Nie wiem tylko czy mam na to czas.
- Nie mamy. Wybiliśmy kilku, którzy próbowali nas powstrzymać. Zjedliśmy też tego szamana. Poszli po taran. To tchórze, ale niedługo będą dobijać się do tej bramy - Niedźwieżuk szybko zreferował problem - Bierzcie mięso, zabieramy się stąd! - rzucił do swoich kamratów i poszedł dopilnować, aby przejście po ścianie przebiegło sprawnie.
- Och… - westchnęła Alladien. Perspektywa walki z hordą nieumarłych z jednej strony i hordą goblinów z drugiej strony nie była dla niej zbyt kusząca. Ale nie miała teraz za bardzo innych opcji. - Macie rację, chodźmy! - dodała, wspinając się najpierw po Daivyna. Kiedy była już na górze, zanim zaciągnęła go na ziemię, położyła mu dłoń na klatce piersiowej i pozwoliła jej anielskiemu ojcowi przywrócić łucznika do stanu przytomności.
- Hej! Zaraz stąd wyjdziemy, ale musimy się przebić przez nieumarłych. Niedźwieżuki nam w tym pomogą. Wiem, że nie czujesz się najlepiej, ale potrzebujemy twojej pomocy. Uwolnisz się sam?
Elf ledwo dostrzegalnie skinął głową.
- Co się dzieje? - spytał tak cicho, że nie usłyszała go nawet Alladien.
- Słucham? Zresztą nieważne, zaraz ściągnę cię na dół, potem cię uwolnimy i idziemy walczyć. Będę cię osłaniać. - rzekła i zaczęła ściągać skrępowanego elfa na dół, starając się nawet nie spoglądać na goblinie mięso, chociaż, nieszczęśliwie, je też musiała znieść.
Gdy tylko Daivyn znalazł się na twardym gruncie podreperował swoje nieco nadszarpnięte zdrowie.
- Z ręki wściekłych goblinów czeka nas śmierć, z nieumarłymi może pomoże moc Alladien - westchnął z nutą rezygnacji Kargar, szykując się do wspinaczki we wskazane przez stwory miejsce. Po drodze spróbował poszukać swojego toporka, którym zabił jednego z goblinów. Niestety poszukiwania zakończyły się niepowodzeniem.

Kargar zanim się wspięli chwycił skłonną do, jego zdaniem niemal szaleńczego bohaterstwa Alladien za ramię.
- Najlepiej niech oni idą przodem - wyszeptał. - Pamiętaj, że nie jest sztuką zginąć, musimy przeżyć.
- Mogę puścić ich przodem, wyglądają mi na takich co lubią wojaczkę, ale nie będę ich traktować jako mięso armatnie. Postarajmy się po prostu i ich wyciągnąć stąd żywymi - odpowiedziała Alladien.
 
Asmodian jest offline