Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2018, 16:25   #116
Rozyczka
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Przydała by się wasza pomoc, a raczej waszych zwierzęcych towarzyszy, niech trochę powarczą na nich. Tortury są męczące, więc wszystko co może dodatkowo wpłynąć na rozmowność jeńców się przyda — Torin w wspólnym zwrócił się swoich towarzyszy.
Tortury? Jakie znowu tortury?Elely niedowierzając patrzyła to na krasnoluda, to na jego narzędzia rozgrzewane w co dopiero rozpalonym ognisku. — Ty chyba oszalałeś! O mało co ich nie pozabijaliśmy, a ty chcesz ich jeszcze teraz torturować?
Niziołka powiodła wzrokiem po pozostałych szukając wsparcia.
Nie możemy zniżyć się do poziomu tortur. Nie jesteśmy jakimiś dzikimi barbarzyńcami — powiedziała Astine, patrząc na Torina z niedowierzaniem. — Jak ci to w ogóle mogło przyjść do głowy? Myślałam, że jesteś po stronie tych dobrych!
Czyli nie uważasz, że cel uświęca środki?Ivor spojrzał na Elely. — Nawet dla dobra twojej wioski?
Są chyba jakieś granice. Może mamy ich później jeszcze żywcem spalić? — krzyknęła tropicielka.
Czasami sama wiara w groźby czyni cuda — odparł Ivor. — Poza tym… Ciekaw jestem przede wszystkim, co powie Elely. Ona jest, że tak powiem, życiowo zainteresowana. Oczywiście nie musimy ich torturować. Można ich oddać w ręce mieszkańców wioski.
Ale przecież można na razie spróbować po prostu porozmawiać, a nie od razu przypalać gorącym żelazem! Nawet nie zamieniliście z nimi słowa — powiedziała Elely. — Nie mówię, że jeżeli będzie trzeba to nie można ich nastraszyć, albo co, ale tortury to powinna być ostatnia opcja z możliwych, a nie pierwsza!
Niektórych sam widok narzędzi tortur skłania do wylewności — stwierdził Ivor. — Tortury też nie gwarantują prawdomówności. Każdego by trzeba przepytać w taki sposób, by pozostali nie słyszeli jego odpowiedzi.
Akurat zgadzam się z obydwojgiem. Spróbujmy może obu ścieżek? Najpierw zadajmy pytania, potem pogrozimy. Jak dalej będą milczeć to wtedy pomyślimy nad innym rozwiązaniem — dodał Xhapion. Nie chciał na razie zdradzać się ze swoimi talentami, ale po słowach Astine o “dobrej stronie” delikatny uśmiech pojawił się na jego ustach.
Nie znam się na torturach. Równie dobrze mogę ich od razu zabić. Nic nie szkodzi by ich postraszyć rozgrzanym żelazem.
Torin spokojnie przemówił we wspólnym do towarzyszy. Potem ogrzewając nad ogniem jedno z narzędzi zwrócił się w smoczym do koboldów.
Czemu atakujecie wioskę niziołków. Co z waszym przywódcą, który handlował z niziołkami.
Stal narzędzia przybrał ciemnobrązowy kolor, wtedy zbliżył ją do oczu jeńców bez słowa by ich nastraszyć.
Shee’ra ze zgrozą przyglądała się temu co szykował Torin i co wspierał Ivor.
Absolutnie nie zgadzam się na żadne tortury! — krzyknęła — Jeśli nie przestaniecie natychmiast będziecie mieć ze mną do czynienia! — półelfka stanęła po stronie Elely. A Nazir razem z nią.
Koboldziemu młodzikowi zrzedła mina na widok podstawionej pod nos stali. Niemniej jego starszy kompan niedoli nie wydawał się zbytnio przestraszony, a raczej zły.
Zdadzickie suje! Ukady, łask, tooak! O potym nóz w plecy! Narzych porwać!
Toak! Oca mi zbrali! — zaraziwszy się bojowym duchem wtrącił młodzik.
Cicha! — zganił go starszy.
Jezteście tazy sami jał oni. Jał ta ibok — ruchem głowy wskazał Elely. — najperw łagadna mino, a traz zo? Przyalać nas cce!
Na nieszczęście grupy, koboldzia mowa była dla większości z nich kompletnie niezrozumiała. Jedyną zaś osobą, która była w stanie cokolwiek pojąć ze szczekliwego dialektu, był Torin.
Ktoś ich rozumie? — spytała towarzyszy, a potem zwróciła się do koboldów — Język wspólny znacie?
Torin mówił podobnie do nich. Ale jak mam być szczera, wolę aby on nie był naszym tłumaczem, bo Mielikki jedna wie co im będzie mówił — odpowiedziała Astine.
Torinie, co oni mówią? — spytał zaklinacz, który ani nie znał smoczego, ani też nie miał żadnych zaklęć, które pozwalałyby na zrozumienie tego języka.
Torin wbił rozżarzony pręt w ziemię. Po czym odezwał się w płynnym smoczym.
Chcecie mówić wysłucham was. Mówcie, nie szczekajcie jak psy, jeden przez drugiego. O co chodzi? Czemu pierwsi zatakowaliście mieszkańców wioski, z którymi handlowaliście? Czemu nas zatakowaliście, skoro i my nie mieliśmy z wami żadnej zwady? Mów. — Wskazał na starszego.
Koboldowi najwyraźniej nie spodobały się słowa krasnoluda bowiem zmarszczył pysk i zmrużył oczy. Patrzył podejrzliwie, to na Torina, to na Elely.
Jaj zaptaj — łbem wskazał na niziołkę. — My ne piewsi, oi piewsi. Nasych łdnych kmienow chieli, ale chiwi so i zdrada nam uczyni. Wielki Kapłan Qorr rcję mił, a Kirkrim gupiec. Śepy. Te parzywe młe ludze poywać nasych, by nasą wedzę zdobć. I zabjać! Zabjać i zostawać w las dla zwiezów na poarcie. Łowcy nas znaleli śldy. Zaki butw młych, a potem młych i dżych. Znamy takch jak y. Tez chą nase kmienie, nase dmy, ale my sę nie dać! Qorr pawdę zna! Sm Kurtulmak jeo ustmi mówi! Znisczy zdrjcy!
Co z Kirkrimem, który chciał pokoju pomiędzy waszymi rasami — kontynuował przesłuchanie Torin.
Kirkrim słby, Qorr we co jet lepze dla klnów. Kurtulmak da nm zmstę! Pokae prwdę o Krikrimie! Qorr bdzie wodzem, jak by owinno i prepdzi młe ludzie, ktre sme waczyć ne chą! Jeno takch jak ws posłają!
Torin pokręcił tylko głową.
Qorr da wam jedynie śmierć i zniszczenie, nic nie zostanie z Waszego plemienia.
Potem kapłan Moradina przeszedł na wspólny.
Twierdzi, iż zaatakowaliście ich pierwsi. — Spojrzał wymownie na Elely. — Podobno zrobiliście to dla ich kamieni. Więc jak jest? I co jeszcze przed nami ukrywacie? — Wpatrywał się w niziołkę, obserwując jej reakcje.
Z wyrazu twarzy niziołki można było bez problemu wyczytać, że nie podobają jej się takie zarzuty.
My ich nie zaatakowaliśmy. Wraz z Duninem i Arvanem dokładnie przepytaliśmy wszystkich z Ostoi. Arvan nawet posuwał się do użycia magii względem tych, co do których to miał wątpliwości — odpowiedziała, a ton jej głosu wskazywał, że jest lekko dotknięta oskarżeniami krasnoluda. — Co do kamieni to oczywiste, że w osadzie znalazłyby się osoby, które chętnie by zagarnęły ich trochę dla siebie, ale nie są przecież głupi. Wiedzą o tym, że Dunin by się o tym dowiedział i mieliby kłopoty, o ile wcześniej nie dobrałyby się do nich koboldy. I nic przed wami nie ukrywam! Mówię tyle ile wiem!
Torin pokiwał głową.
Ten starszy to fanatyk Kurtulmaka, ichniego przeklętego bożka. Od niego dowiedziałem tylko, że kapłan Qorr namawia ich na ataki na waszą wieś. Nie wiem co z byłym przywódcą Kirkimem, lecz uważa go za słabego, może jeszcze żyje. Podobno ich łowcy w lesie znaleźli ślady dużych i małych butów, co miało, według nich, świadczyć o winie wioski. Ze starszego więcej się nie da wyciągnąć. Pogadam jeszcze z młodym. Podobno jego ojciec zaginął, on myśli — Wskazał głowa na młodszego — że porwany przez mieszkańców wioski. Dajcie knebel trzeba pokazać trochę stanowczości, no i uniemożliwić temu drugiemu mówienie.
Czyżby jednak była w to zamieszana jakaś trzecia strona? — rozmyślał na głos Xhapion.
Duże buty mogą oznaczać kogoś spoza wioski — powiedział Ivor. — Spytaj go, czy widział sam te ślady i ile dni temu to wszystko się stało.
Myślicie, że ktoś przybył do Wysokiego Lasu, by przejąć od Koboldów ich klejnoty?Elely również myślała na głos. — A te wzięły ich za kogoś z Ostoi? Ale dlaczego mieliby ich porywać?
Może ktoś chce skłócić was i koboldy i pozbyć się jednych i drugich z okolicy. Może ktoś potrzebował małych niewolników — wysunął przypuszczenie zaklinacz. — Albo… do jakichś eksperymentów…
Kto mógłby chcieć to zrobić? — spytała Astine, spoglądając to na Elely, to na Ivora.
Nie mam pojęcia — przyznała Elely wyraźnie zmartwiona.
Nie ma co go o to dopytywać, wyraźnie powiedział, iż łowcy znaleźli ślady. Muszę zapytać tych co to strzelali z łuków lub jeźdźca złowieszczej łasicy jeśli żyje. Pamięta ktoś, który to był?Torin przygotowywał w międzyczasie knebel z kawałka liny.
Po tych słowach znowu podszedł do starszego kobolda i przemówił w smoczym.
Zatem szanujesz tylko siłę i chcesz chronić waszą wiedzę. Jakbyś miał co chronić psie — mówił szybko przebierając palcami lewej dłoni chronionej pancerną rękawicą. Swoboda ruchów palców wiele mówiła o mistrzostwie wykonanie oksydowanej na czarno pełnej zbroi płytowej, lecz miało to na celu odwrócenie uwagi od prawej dłoni krasnoludzkiego kapłana. Torin zadał szybki podbródkowy by zbić z pantałyku kobolda, oraz by pokazać młodszemu koboldowi kolejnemu do przepytywania, że wymaga od niego pełnej współpracy. Szybkimi ruchami zakneblował pysk starszego kobolda.
Gad obserwował co robi krasnolud, lecz mimo to nie spodziewał się ciosu, który był szybki i silny. Pancerna rękawica wbiła się w pysk kobolda, aż trzasnęło. Więzień odleciał kawałek i zaczął jęczeć z bólu. Z rozdziawionych szczęk pociekło trochę krwi. Torin nie tracił czasu, tylko bezpardonowo zatkał mu usta kneblem ze sznura. Jeniec wił się i charczał w niebogłosy. Knebel zaczął lekko zabarwiać się na czerwono.
Potem krasnolud zwrócił się do młodszego z koboldów.
Tyle czasu żyliście w zgodzie z mieszkańcami a zaatakowaliscie ich niesprowokowani, tak jak i nas. Dlaczego? W wiosce nie ma żadnych jeńców koboldzkich jak do tej pory będziecie pierwsza partią. Chcę wiedzieć gdzie znaleźliście ślady i kiedy, oraz kiedy te wszystkie rzecz, o które oskarża ten fanatyk — wskazał na starszego zakneblowanego kobolda — miały miejsce. Twoje prawdziwe odpowiedzi pomogą i wam i niziołkom, którzy nadal chcą z wami pokoju i handlu, mimo że zamordowaliście kilku z nich.
Oczy młodzika rozszerzyły się ze strachu. W chwili, kiedy stanął nad nim kapłan, jego pokryte łuską ciało zaczęło dygotać, a także desperacko próbował się odsunąć od brodacza. Spojrzał raz jeszcze na swojego pobitego przyjaciela i wymienił z nim spojrzenia… i nie rzekł krasnoludowi nic, co mogło być wynikiem silnego ducha, bądź paraliżującego strachu.
Co ty wyprawiasz?! — niziołka weszła pomiędzy brodacza i jego kolejną ofiarę. — Dlaczego go tłuczesz? Nie widzisz co robisz?! Przecież mówił!
Torin, opanuj się! — odparła przerażona tropicielka. — On się nawet bronić nie może!
Z ich słów wynika, że szanują tylko siłę i do tego dążą, by ich plemię było silne a przynajmniej do tego dąży nowy przywódca ich plemienia kapłan Qoor. Zresztą nie uderzyłem mocno, to był lekki cios by tylko zbić z pantałyku zadufanego fanatyka i wyrwać młodszego spod jego wpływu. Zresztą gadajcie z nimi sami. Ratowałem ich, opatrywałem ich, a nadal tymi samymi kłamstwami nas zwodzą. Zastanówcie się, przez czas gdy dalej będę zadawał pytania, co zrobimy z tymi jeńcami. Ciągnięcie ich dalej taktycznie jest głupotą, zostaje zabranie do wioski niziołków, czyli powrót. Oczywiście są też i inne opcje, jeśli chcecie ich zabić. Teraz zejdźcie z drogi. — delikatnie odsunął i wymianą niziołkę.
Pamiętaj, że to co ty uważasz za kłamstwa oni mogą widzieć jako szczerą prawdę — rzekła Elely ewidentnie niezadowolona z zachowania krasnoluda.
Dokładnie — sapnęła równie niezadowolona Shee’ra.
Znasz krasnoludy. Zawsze dotrzymujemy słowa. Wioska chce dobrych stosunków z waszym plemieniem. Kirkim szedł dobrą drogą. Qoor prowadzi was do zguby, nie pozwolą byście dalej mordowali jej mieszkańców. Przysłużysz się sobie i plemieniu mówiąc. Co zrobiliście z Kirkimiem? Żyje? Jest więziony? Jeśli żyje to gdzie go trzymacie. — kontynuował wypytywanie w smoczym.
Koboldzi młodzik z trwogą przysłuchiwał się słowom krasnoluda. Spoglądał raz po raz na swojego pobitego ziomka, lecz szybko skupiał się znów na brodaczu, jako, że ten górował nad nim. Wreszcie przełknął ślinę i powiedział w swym dialekcie.
Słwa Kirkrima to kamstwo, ułda. Qorr wieny jest strym zwycajom, dobrym zwycajom, klan pokae swoą siłę! — młodzik próbował grać hardego, ale pod wpływem wiercącego, krasnoludzkiego spojrzenia szybko spokorniał. — Kirkrim… Wód Kirkrim dale wodem… ale to acykapan Qorr wi jak uczyni nas silymi. Znalaz zdrada i prowdzi nas ku spawiediwoci. Wikszoć nadal za Kirkrimem, ale y ne. Kedy on błdzi Qorr otrymał wizję od Kurtulmaka.
Zatem sprzeciwiasz się woli wodza i plemienia. Atakowałeś mieszkańców wioskę wraz z wichrzycielem Qoor, wbrew woli twojego wodza. Zastanów zatem co będzie, gdy oddamy was w ręce Kirkima oskarżonych o mordowanie mieszkańców wioski. Czy aby będzie tak słabym jak myślisz? Za chwilę znów porozmawiamy.
Odwrócił się i podszedł do towarzyszy. Koboldowi natomiast mina zrzedła, gdy począł rozmyślać o słowach krasnoluda.
Zatem są dwie frakcje, Pokojowa wodza Kirkima, za którym idzie większość plemienia oraz kapłana Qoor-a, mniejszość, której przedstawiciel nas zaatakowali. Kapłan kieruje się według jego słów wizjami, dzięki którym odkrył zdradę, zapewne chodzi mu o zdradę mieszkańców wioski. Oczywiście może to być kłamstwo, byśmy wiodąc jeńców weszli w paszczę lwa a na miejscu okazało by się, że Kirkim już dawno był zabity. Bylibyśmy wtedy w pułapce.
To skonfrontujmy obie frakcje w obozie koboldów. Skoro Kirkrima wspiera nadal większa część plemienia, to może uda się wszystkie szczegóły wyjaśnić kiedy przyprowadzimy im “nieposłusznych”? Bez bicia… Nie sądzę, żeby ten kobold był na tyle cwany, żeby nas w pułapkę prowadzić — dodała na koniec Shee’ra.
Są sprytne. W końcu stosują pułapki i trucizny. To już świadczy o ich sprycie. W przypadku istnienia dwóch frakcji wszystko będzie zależało, na którą się natkniemy. Zapewne nie będziesz chciała iść jako ich jeniec. Jakie jeszcze pytania, oprócz tych o ślady mam zadać.Torin czekając na kolejne pytania towarzyszy zastanawiał się jak może wyglądać siedziba koboldów i jakie pułapki może skrywać. Przypominał sobie jak wyglądały dwie jaskinie koboldów, które zdobywa w obronie krasnoludzkich osad.
Warto by się dowiedzieć, gdzie dokładnie znajduje się ich osada. Wtedy moglibyśmy się upewnić, że natkniemy się na odpowiednią frakcję najpierw. No i warto by się postarać, żeby najpierw ujrzeli nas, dopiero potem jeńców — wtrącił Xhapion głęboko nad czymś zamyślony.
Torinie, zdajesz się sporo wiedzieć o koboldach. Może mógłbyś powiedzieć nam coś o tym bogu, co ułatwiło by zadanie
— Zgadzam się z Shee’rą. Skoro sytuacja przedstawia się tak, a nie inaczej to trzeba by jak najszybciej udać się do ich klanu. Z tego co mi opowiadał Dunin o Krikrimie, to nie ma on być pochopny, a wytrwały i rozważny. Nie jestem też pewna tego, jak niektórzy mieszkańcy Ostoi mogliby zareagować na jeńców. Ich serca nadal krwawią, a to nie będzie sprzyjać powrotowi do dawnych stosunków — rzekła Elely popierając druidkę oraz martwiąc się o mieszkańców osady.
Torin podrapał się po brodzie. Przez chwilę przypominał sobie, czego się dowiedział z ksiąg i opowieści innych kapłanów.
Tak, Kurtulmak to złe tajemnicze bóstwo koboldów. Niewiele wiadomo o dogmatach ich wiary. podobno jest ich stwórcą. On to też nauczył koboldy kradzieży, najazdów i objawił im tajemnice magii, którą miał skraść podobno od smoczych bóstw. Jest on zaprzysiężonym wrogiem gnomów, po tym jak zmierzył się z Garlem Świetlistozłotym i tamten uwięził go na wieczność w jaskiniach. Owa mitologiczna historia ma tłumaczyć to dlaczego koboldy mieszkają głównie w jaskiniach. Niewiele jednak daje nam wiedza o tym.
Fakt, niewiele… — przytaknęła Shee’ra Torinowi, a odnosząc się do słów Xhaphiona dodała — będziemy pewnie musieli podzielić się na dwie grupy. Jedna zostałaby z jeńcami, druga poszłaby rozmawiać z Kirkrimem.
Żadna ze mnie mistrzyni rozmów. Jeśli pozwolicie, będę pilnować jeńców — stwierdziła Astine, spoglądając na Torina. Jego wyjaśnienie uspokoiło ją nieco… Chociaż sama uważała, że zniżanie się do poziomu bicia jeńca nie jest czymś godnym kapłana, to w każdym razie miał przynajmniej powód i w miarę szlachetne jak na taki czyn intencje. — Ostoja nie jest znowu aż tak bardzo na uboczu… Może jakiś gnom miał tego pecha, że wpadł na koboldy służące Quoorowi, te go napadły i wymyśliły to kłamstwo o agresji ze strony niziołków? Chociaż nie, teraz jak tak sobie to powiedziałam to sobie uświadomiłam, że to bezsens.
Znów masz racjęElely zgodziła się z Shee’rą. — I tak musielibyśmy czekać, aż koboldy dojdą do siebie na tyle, by iść o własnych nogach. Jest ich zwyczajnie za dużo, by ktoś ich niósł. Jedna grupa powinna zająć się nimi, pilnować opatrunków oraz więzów, kiedy druga będzie się starała dotrzeć do Krikrima…
Niziołka przerwała, bowiem gdzieś z boku dobiegł szmer. To Helena odzyskiwała przytomność. Elely podeszła do niej szybko i pomogła usiąść na posłaniu.
Jak się czujesz?
E… słabo… trochę skołowana… — stęknęła Helena, której jeszcze kręciło się w głowie. Sądząc po minach kompanów musiało upłynąć nieco czasu od chwili, gdy zwaliła się jak kłoda. — Co się stało… działo? — spytała niezbyt mądrze.
Trucizna — odparła Shee’rana szczęście, z tego co widać dochodzisz do siebie. Jak nabierzesz sił opowiem ci co się działo, bo trochę cię ominęło Heleno. Na razie odpoczywaj jeszcze.
Helena skinęła głową i pociągnęła się do pozycji siedzącej, opierając się o drzewo. Wyciągnęła z plecaka bukłak i zwilżyła wyschnięte usta, pytająco spoglądając na Shee’rę i Elely.
 
Rozyczka jest offline