Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-08-2018, 16:31   #111
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Popo0łudnie i wieczór obfitowało w ważkie wydarzenia i rozmowy, a poranek wcale nie był lepszy. Nim Helena się obejrzała znajdowała się w centrum bitwy z koboldami, a jej dłonie umazane były krwią Astine. Następną rzeczą jaką poczuła był przeszywający ból... A potem było już po walce. Widać było, że wygrali głównie dzięki łasce Torma i Tymory, gdyż z tego co zdołała się zorientować największy wkład w pokonanie przebiegłych koboldów miały psowate. Mimo trucizny wszyscy przeżyli; zwłaszcza Elely, za co Helena odmówiła szybką dziękczynną modlitwę. Potem zaś wraz z krasnoludem zabrała się za leczenie siebie, towarzyszy... i koboldów.

- Na uciekinierów nic nie poradzimy. Im szybciej przesłuchamy tych tutaj, tym lepiej. Obawiam się, że tamci mogą ściągnąć posiłki
- rzuciła Helena do najemników, stabilizując i podleczając jeńców. Jeśli to możliwe wolała zostawić kilka zaklęć na potem; przed nimi był jeszcze cały długi dzień wędrówki. Tylko bogowie wiedzieli co jeszcze stanie na ich drodze.

Kapłanka spojrzała na Elely. Ich priorytetem powinno być zapewnienie wiosce bezpieczeństwa, lecz wznowienie handlu również leżało w ważkim interesie niziołków.

- Co mamy zrobić potem z jeńcami? Zabierzemy ich ze sobą? - spytała małej przewodniczki. - Sądzisz, że plemieniu zależy na odzyskaniu swoich ludzi?

 
Sayane jest offline  
Stary 07-08-2018, 19:37   #112
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
rużynowi kapłani ruszyli czym prędzej ratować życie umierających koboldów. Nie każdemu mogło być to do końca w smak, lecz musieli pamiętać o wytycznych postawionej im misji. Ich celem jest zaprowadzenie pokoju bądź wyeliminowanie zagrożenia, a aby móc próbować rozwiązać sprawę dyplomatycznie nie można było pogarszać i tak już trudnej relacji pomiędzy obiema rasami. Na całe szczęście usilne starania Heleny oraz Torina dały bardzo dobre rezultaty i większość z koboldów udało się ocalić, w tym niektórych wręcz w ostatniej chwili. Niestety jeden z młodszych gadoidów, dokładniej ten, którego jako pierwszego powalił krasnolud wykrwawił się. Młodzian nie miał praktycznie szans, ponieważ w miejscu, gdzie dogorywał trwało starcie jego pobratymców z brodaczem, którzy to w ferworze walki zapomnieli o nieszczęśniku.

patrzywszy rannych trzeba było się nimi zająć, czyli odpowiednio mocno spętać, by nie mogli uciec. Wszyscy awanturnicy zebrali się więc przy swoich plecakach w poszukiwaniu lin, kiedy to niespodziewanie Helena zatoczyła się i upadła. Shee’ra oraz Torin dopadli do niej i poczęli sprawdzać co się dzieje. Krasnolud nie spostrzegł żadnej poważniejszej rany, ani wpływu magii, niemniej kobieta pozostawała nieprzytomna. Ułożyli kapłankę na najbliższym posłaniu i pozostawili przy niej Torina, by ten doglądał jej stanu. Pozostali zajęli się wiązaniem jeńców oraz zbieraniem łupów.

wiązywanie koboldów nie było w większości przypadków trudne, bowiem praktycznie wszyscy leżeli nieprzytomni. Najwytrwalej szarpał się młodzik złapany przez Sauga, lecz w końcu zrozumiał sytuację, w której się znalazł i spokorniał. Pojmany gadzi wojownik nie stawiał oporu, lecz po jego minie dostrzec można było, że nie raduje się z perspektywy bycia jeńcem, a ruchliwe oczy szukały okazji do ucieczki. Ostatecznie koboldy zgromadzono przy obozowisku drużyny, gdzie pilnowały ich Nazir wraz z Saugiem, a Nevermore z zaciekawieniem dreptał sobie dookoła nieprzytomnych jeńców, zaś przez tych świadomych bezsilnie odganiany.


międzyczasie Xhapion począł, z drobną pomocą magii, badać znajdującą się na grotach koboldzich strzał truciznę, a Torin zdążył odkryć, że za stanem kapłanki stoi właśnie to mazidło. Niemniej nie miał pojęcia z jakiego rodzaju trutką mają do czynienia, ani tym bardziej, czy może mieć ona zgubne działanie na życie Heleny. Jedyne co wiedział to to, że ta nie obudzi się zbyt szybko, jeśli w ogóle. W chwili, kiedy krasnolud wstał znad kobiety, zobaczył zgromadzone przy wygasłym palenisku łupy. Składał się na nie przede wszystkim koboldzi oręż, głównie w postaci włóczni, łuków oraz proc. Poza tym była także sakiewka wypełniona różnego rodzaju cennymi kamieniami, symbol Kurtulmaka oraz amulet zdarty z szyi czempiona. Kapłan chwycił go w dłoń i pod opuszkami palców wyczuł delikatne muśnięcie magii. Kiedy podniósł wzrok znak błyskotki ujrzał wpatrzone w siebie dwa podobne do psich, ale obrośnięte łuską, pyski.

Co z Heleną? – zapytała zmartwiona Elely.

 
Zormar jest offline  
Stary 09-08-2018, 21:01   #113
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
- Trucizna. - splunął krasnolud z odrazą. - Jak wcześniej, mówiłem koboldy stosują podstępy, pułapki, są w ich repertuarze również trucizny.
Nieprzytomna kapłanka to problem. Przydała by się pomoc Heleny. Torin zajął się ranną starając się przypomnieć, co też można by było podać zatrutej. W końcu kapłani wtłaczali w niego wiedzę o leczeniu. Było niej i tez o leczeniu naturalnymi środkami trucizn wszelkiego rodzaju. Zapewne w okolicznych lasach były zioła, które mogły by stanowić odtrutkę. Moradin w swej mądrości tak stworzył świat, że jeśli trucizna pochodzi z tych okolic, to i odtrutka na nią znajduje się niedaleko. Musiał sobie tylko przypomnieć. Dokładnie obejrzał ranę obwąchał, potem wziął jedna z niewystrzelonych strzał koboldów unurzaną w truciźnie.
- Uważajcie na tą maź to trucizna. - powiedział wskazując na grot.
Obejrzał dokładnie grot z trucizną, obwąchał, potem lekko posmakował samym koniuszkiem języka. Wiedział, że w ten sposób można odkryć rodzaj substancji w tym trucizny. Potem ujął symbol Moradina.
- Odkryj truciznę. - zaintonował w krasnoludzkim. Wiedział, iż wykrycie trucizny może mu podpowiedzieć odtrutkę na nią.

***

Łupy klejnoty to było to co rozpalało serca krasnoludów niemal jak u smoków.
- Klejnoty warte są około stu pięćdziesięciu sztuk złota, jak na takich szmaciarzy dużo. Z broni warta uwagi jest tylko mistrzowska włócznia, z pancerzy ten to mistrzowska skórznia, - powiedział wskazując na skórznie czempiona. - Też warte trochę grosza. Pewnie około 230 sztuk złota udało by się nam za nie otrzymać w wiosce. Reszta z wyjątkiem amuletu, od którego wyczuwam magię transmutacji, to złom niewarty tachania, no sztylety można brać jeśli komuś brakuje. Proponuję podziału dokonać dopiero po powrocie do wioski. potrafię dużo dźwigać zatem wezmę skórznie, ktoś mógł by na czas transportu zając się włócznią.
Po czym zaczął zdejmować z nieprzytomnego mistrzowską skórznie. Może odkryje jeszcze coś cennego ukrytego pod nią. Często tak robią zwłaszcza złodzieje a koboldy to złodziejska rasa.

***

Torin przyciągnął przytomnych koboldów do ognia.
Potem przyniósł tam swoje narzędzia.
- Przydała by się wasza pomoc, a raczej waszych zwierzęcych towarzyszy, niech trochę powarczą na nich. Tortury są męczące, więc wszystko co może dodatkowo wpłynąć na rozmowność jeńców się przyda. - w wspólnym zwrócił się swoich towarzyszy.
Poświęcił nieco czasu na rozpalenie ognia. Wszak trochę czasu tu jeszcze pozostaną ze względu na zatrutą Helenę Potem ogrzewając nad ogniem jedno z narzędzi zwrócił się w smoczym do koboldów.
- Czemu atakujecie wioskę niziołków. Co z waszym przywódca, który handlował z niziołkami.
Stal narzędzia przybrał ciemnobrązowy kolor, wtedy zbliżył ją do oczu jeńców bez słowa by ich nastraszyć.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 14-08-2018 o 20:42.
Cedryk jest offline  
Stary 13-08-2018, 00:04   #114
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Poprzedniego wieczora przy ognisku


Xhapion siedział nieopodal wpatrzony w ogień. Elely ciągle płakała wtulona w ramiona Heleny. Nie wypadało teraz o to pytać, ale lepszego momentu nigdy nie znajdą.
Wszyscy byliśmy świadkami niesamowitego wydarzenia. Natura tego zjawiska jest mi jeszcze obca, ale myślę, że razem możemy dojść do sedna tej historii. Czy wszyscy mieli równie złowieszcze wizje? Co o tym sądzisz Ivorze?
Nie wiem, czy wszyscy – odparł zagadnięty – ale moja niezbyt dobrze się kończyła, przynajmniej dla mnie.
– Mi nic się w mojej wizji nie stało, ale moja wioska…
– odparła Astine, obejmując kolana rękoma. – Wszyscy tam zmarli, a potem ktoś ich… – Głos jej się załamał. Próbowała coś dodać, ale nie udało jej się przekonać. – Nie chcę o tym rozmawiać, po prostu jak to wszystko się skończy, wrócę tam najszybciej jak się da. To nie była nawet pierwsza taka wizja, jakiej doświadczyłam… Musimy się spieszyć. Proszę.
– Z czym się śpieszyć?
– spytała Helena, głaszcząc po plecach i kołysząc lekko niziołkę niczym roztrzęsione dziecko.
Z tym zadaniem z koboldami. Chcę szybko wrócić do domu i upewnić się, że wszystko tam jest dobrze…
– Nie traktowałabym tego aż tak dosłownie
– pocieszyła ją kapłanka. – Czy każdy miał taką… personalną wizję? Bo moja była raczej… – Helenie ciężko było określić jaka. Dla kapłana morderstwo jego boga *jest* osobiste, bardziej niż osobiste. Jednak nie można go porównywać ze zniszczeniem wioski czy poronieniem, które – jak to okrutnie by nie brzmiało – są dość powszechnymi wydarzeniami.
Krasnolud wpatrywał się w niewielki metalowy element, właśnie pieczołowicie przez niego ozdabiany rylcami do metalu.
To coś wyciągnęło nasze obawy i je zwielokrotniło. Chociaż głupota czarodziejów, czy jak to oni lubią uważać, tfuu... pasja badawcza jest już przysłowiowa. Jakieś głupie wizje nie muszą mnie przekonywać, iż czarodzieje wpakują nas w kłopoty. Zresztą czyż nie ma ma na to dobitnych dowodów. Mówi się im by nie korzystali z odpowiedzi piekielników, robią to. Mówi się by nie dotykali, oni dotykają. Khymm… – chrząknął i znów zagłębił się w pracy.
Helena nie była przekonana czy morderstwo bóstwa jest największą obawą kapłana, ale nie skomentowała.
Jak dla mnie mogą być tak ciekawscy jak chcą, byleby nie sprowadzali na nas wizji rodem z piekieł… – wtrąciła się tropicielka.
Shee’ra? – kapłanka spojrzała na druidkę. Miała wrażenie, że ta rozmowa zmierza donikąd.
Dla jednych głupotą jest chęć poznania świata, dla drugich rozgłaszanie na wiele mil swojej obecności w imię jakiś obcych bytów, krasnoludzie – wtrącił Xhapion. Nie chciał jednak dalej ciągnąć tej dyskusji. Wolał skupić się na faktach. – To co wydarzyło się przy menhirze było zdecydowanie zaorkiestrowane. Potrzeba było trzech obdarzonych mocą osobników żeby aktywować kryształ. To nie była wyłącznie pułapka. Ktoś miał w tym swój cel. Co do samych snów...Nie jestem pewien, czy moja wizja skupiała się na obawach. Z pewnością była dziwna, a najdziwniejszym jej elementem był trójnogi wilk. Czy również u was się on pojawił?
Czarodziej spojrzał na Astine, jakby to od niej domagał się odpowiedzi na ostatnie pytanie.
Nie, nie było żadnego wilka. Tylko jesienny chłód i… Cmentarz z dyni. Ale żadnych wilków tam na szczęście nie było… – odpowiedziała blondynka.
Ja byłam na boskim planie – dodała Helena, ciesząc się, że zaczęli mówić o konkretach. Uprzedzenia Torina nie ułatwiały rozmowy.
– [i]Jakie obawy?[/] – Ivor spojrzał na krasnoluda i pokręcił głową. – U mnie to był krąg magów – powiedział. – Ale nie mam pojęcia, jakim celom miał służyć ten rytuał.
Shee’ra przysłuchiwała się dialogowi, ale dopiero zagadnięta przez Helenę postanowiła się włączyć chociaż wspomnienia wizji wciąż przyprawiały ją o mdłości.
Ja… spłonęłam… jakaś ognista istota sprawiła, że płomienie usmażyły moje ciało aż do kości. – Spojrzała na swoich towarzyszy. – Nigdy takich stworzeń nie widziałam. Czy mieliśmy po prostu przeżyć śmierć swoją czy bliskich? Nie wiem. Może do rytuału z kryształem potrzebne było cierpienie?
Kto jeszcze z was zginął w swojej wizji? – spytał Ivor.
Demony czy też diabły, to zabiło mnie, a przedtem całą drużynę. To coś – wskazał głową na kryształy – gra na naszych obawach. Potęgując je. Dziwna druidyczna magia.
– Ja nie
– odparła Helena. Nie do końca zgadzała się z teorią Torina, jednak sama nie miała lepszej. – Może tylko ci, którzy dotykali menhiru? Nie czujecie się gorzej od popołudnia? – Wskazała na kryształy.
Fizycznie czuję się tak jak zawsze – wzruszyła lekko ramionami Shee’ra – a jeśli to magia druidyczna, to ja jej nie rozpoznaję...– odparła na słowa Torina.
Mi też nic nie dolega – powiedział Ivor. – A ten... ozdobnik – spojrzał na wrośnięty w skórę kryształ. – Jak na razie w niczym mi nie przeszka.
Ja również czuje się doskonale, nie licząc sztywności karku, ale to pewnie od leżenia na twardej ziemi noc w noc. Musimy jednak wyczulić zmysły na jakiekolwiek efekty kamienia.
Xhapion przyjrzał się blaskowi odbitemu od ogniska opalizującemu na wrośniętym w jego dłoń darze.
Może spróbujcie hm… jakichś silniejszych zaklęć niż wykrycie magii? By w najmniej odpowiednim momencie nie okazało się, że kryształy blokują magię, utrudniają koncentrację zsyłając wizje. czyu coś podobnego – zasugerowała Helena.
W zasadzie można by sprawdzić, rzucając jakiś czar, czy zaklęcie na nas jakoś wpływa – powiedział Ivor. – Coś drobnego i, najlepiej, kawałek od was.
– Rzucałeś “drobne” wykrycie magii i nic się nie stało, prawda?
– zauważyła kapłanka. – Ewentualnie coś na was, czy was chroni… – myślała głośno.
Nie mam nic drobnego w tym stylu. I, prawdę mówiąc, wolałbym nie sprawdzać, czy kryształ chroni przed czymkolwiek. To zbyt niebezpieczne.
Ale sprawdzenie czy ma jakikolwiek wpływ na magię może być ustrzec przed późniejszym niebezpieczeństwem. Zgadzam się z Heleną. Proponuje jednak sprawdzić to już rano. Nie ma co ryzykować tego wieczora. Skupmy się na koboldach. W jaki sposób chcemy podejść do tej sprawy? – czarodziej spróbował zmienić temat. Dowiedział się już czego chciał, a raczej potwierdził to co podejrzewał.
Przez noc można odespać i odmodlić zużyte moce; a jeśli się rano poranimy to co wtedy? – zaprotestowała Helena. Jednak reszta wyraźnie nie paliła się do eksperymentowania, więc nie miała zamiaru naciskać. Pewnie na ich miejscu sama też nie byłaby do tego chętna. – Co do koboldów to masz zamiary wymyślić coś więcej niż to, o czym rozmawialiśmy w wiosce? Wobec braku informacji najlepiej jakiegoś złapać i spytać dlaczego chcą walczyć, mścić się czy cokolwiek innego wymyśliły. – odpowiedziała czarodziejowi.
Wzięcie kogoś na spytki do bardzo dobry pomysł – przytaknął zaklinacz.
Myślicie, że mogą wiedzieć coś o tych kamieniach? Wizja eksperymentowania z nimi na ślepo jakoś mi się nie podoba po tym, jak skończyły się ostatnie badania – spytała Astine. – Nie żebym się na tym znała czy coś.
Nie – zaprzeczył Ivor. – Nie mam zamiaru rozmawiać z nimi o kamieniu i mam nadzieję, że nieprędko się o nim dowiedzą. Ale powód ataku na wioskę jest ważny. A nawet najważniejszy. Kto, dlaczego i jak to przerwać. Trzy pytania.
Jak uważasz. To ciebie dotyczy, nie mnie… – odpowiedziała mu tropicielka.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 14-08-2018, 08:39   #115
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Poranek po walce

Opatrywanie wrogich koboldów nie było przyjemne, ale należało to zrobić. W końcu mieli zadbać o bezpieczeństwo wioski, a i handel z koboldami też się do tego zaliczał. Helena westchnęła i otarła pod z czoła. Jakoś dziwnie się czuła, jak zaraz po przebudzeniu po postrzale. Nie mogła skupić wzroku i... Więcej nie zdążyła pomyśleć, bo padła jak kłoda tam gdzie stała.

Astine podbiegła szybko do kapłanki, blednąc ze strachu. Trucizna, znowu ta przeklęta trucizna! Za niedługo strach będzie chodzić po trawie, bo a nuż i ją otruli?
Xhapion schował kusze i wyciągnął jedną z wbitych w korę strzał. Przyjrzał się cieczy spływającej po grocie. Sięgnął do splotu skupiając energię na wykryciu tajemnic dziwnej mikstury.
Interesujące – szepnął pod nosem, jak to miał w zwyczaju. Podszedł do Astine i nieprzytomnej Helene.
Nie ma strachu. Trucizna nie jest zabójcza. Najprawdopodobniej jest to jakaś forma dendrotoksyny mająca na celu sparaliżowanie ofiary. Za jakiś czas się obudzi, możliwe że bez żadnych skutków ubocznych.
– Pewnie nas słyszy
– powiedział Ivor. – Niektóre trucizny mają takie właściwości. Wyjdzie z tego. Tyle tylko, że będzie pamiętać to niezbyt przyjemne odczucie.
– Mylisz się Ivorze, nic się nie słyszy. Nic się też nie widzi i nie czuje. A co do skutków ubocznych, ja w każdym razie nic nie czuję na teraz, oby później też ich nie było
– powiedziała Astine.
Jedyne co możemy teraz zrobić to ułożyć ją wygodnie na posłaniu. Nie mam tutaj niestety możliwości przygotować odtrutki czy odpowiedniej antytoksyny. Zresztą na razie i tak nigdzie się nie wybieramy – dodał czarodziej przywołując kruka na przedramię i zmierzając w stronę krasnoluda.
– Nie słyszy? To nawet lepiej – powiedział zaklinacz. – To musiałoby być okropne uczucie nie móc poruszyć ręką i nogą i równocześnie mieć świadomość wszystkiego, co się dzieje dokoła. Dobrze, że ją to ominęło.

Z braku lepszych pomysłów drużyna ułożyła kapłankę najwygodniej jak to było możliwe i zajęła się przesłuchiwaniem jeńców.

 
Sayane jest offline  
Stary 21-08-2018, 16:25   #116
 
Rozyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Przydała by się wasza pomoc, a raczej waszych zwierzęcych towarzyszy, niech trochę powarczą na nich. Tortury są męczące, więc wszystko co może dodatkowo wpłynąć na rozmowność jeńców się przyda — Torin w wspólnym zwrócił się swoich towarzyszy.
Tortury? Jakie znowu tortury?Elely niedowierzając patrzyła to na krasnoluda, to na jego narzędzia rozgrzewane w co dopiero rozpalonym ognisku. — Ty chyba oszalałeś! O mało co ich nie pozabijaliśmy, a ty chcesz ich jeszcze teraz torturować?
Niziołka powiodła wzrokiem po pozostałych szukając wsparcia.
Nie możemy zniżyć się do poziomu tortur. Nie jesteśmy jakimiś dzikimi barbarzyńcami — powiedziała Astine, patrząc na Torina z niedowierzaniem. — Jak ci to w ogóle mogło przyjść do głowy? Myślałam, że jesteś po stronie tych dobrych!
Czyli nie uważasz, że cel uświęca środki?Ivor spojrzał na Elely. — Nawet dla dobra twojej wioski?
Są chyba jakieś granice. Może mamy ich później jeszcze żywcem spalić? — krzyknęła tropicielka.
Czasami sama wiara w groźby czyni cuda — odparł Ivor. — Poza tym… Ciekaw jestem przede wszystkim, co powie Elely. Ona jest, że tak powiem, życiowo zainteresowana. Oczywiście nie musimy ich torturować. Można ich oddać w ręce mieszkańców wioski.
Ale przecież można na razie spróbować po prostu porozmawiać, a nie od razu przypalać gorącym żelazem! Nawet nie zamieniliście z nimi słowa — powiedziała Elely. — Nie mówię, że jeżeli będzie trzeba to nie można ich nastraszyć, albo co, ale tortury to powinna być ostatnia opcja z możliwych, a nie pierwsza!
Niektórych sam widok narzędzi tortur skłania do wylewności — stwierdził Ivor. — Tortury też nie gwarantują prawdomówności. Każdego by trzeba przepytać w taki sposób, by pozostali nie słyszeli jego odpowiedzi.
Akurat zgadzam się z obydwojgiem. Spróbujmy może obu ścieżek? Najpierw zadajmy pytania, potem pogrozimy. Jak dalej będą milczeć to wtedy pomyślimy nad innym rozwiązaniem — dodał Xhapion. Nie chciał na razie zdradzać się ze swoimi talentami, ale po słowach Astine o “dobrej stronie” delikatny uśmiech pojawił się na jego ustach.
Nie znam się na torturach. Równie dobrze mogę ich od razu zabić. Nic nie szkodzi by ich postraszyć rozgrzanym żelazem.
Torin spokojnie przemówił we wspólnym do towarzyszy. Potem ogrzewając nad ogniem jedno z narzędzi zwrócił się w smoczym do koboldów.
Czemu atakujecie wioskę niziołków. Co z waszym przywódcą, który handlował z niziołkami.
Stal narzędzia przybrał ciemnobrązowy kolor, wtedy zbliżył ją do oczu jeńców bez słowa by ich nastraszyć.
Shee’ra ze zgrozą przyglądała się temu co szykował Torin i co wspierał Ivor.
Absolutnie nie zgadzam się na żadne tortury! — krzyknęła — Jeśli nie przestaniecie natychmiast będziecie mieć ze mną do czynienia! — półelfka stanęła po stronie Elely. A Nazir razem z nią.
Koboldziemu młodzikowi zrzedła mina na widok podstawionej pod nos stali. Niemniej jego starszy kompan niedoli nie wydawał się zbytnio przestraszony, a raczej zły.
Zdadzickie suje! Ukady, łask, tooak! O potym nóz w plecy! Narzych porwać!
Toak! Oca mi zbrali! — zaraziwszy się bojowym duchem wtrącił młodzik.
Cicha! — zganił go starszy.
Jezteście tazy sami jał oni. Jał ta ibok — ruchem głowy wskazał Elely. — najperw łagadna mino, a traz zo? Przyalać nas cce!
Na nieszczęście grupy, koboldzia mowa była dla większości z nich kompletnie niezrozumiała. Jedyną zaś osobą, która była w stanie cokolwiek pojąć ze szczekliwego dialektu, był Torin.
Ktoś ich rozumie? — spytała towarzyszy, a potem zwróciła się do koboldów — Język wspólny znacie?
Torin mówił podobnie do nich. Ale jak mam być szczera, wolę aby on nie był naszym tłumaczem, bo Mielikki jedna wie co im będzie mówił — odpowiedziała Astine.
Torinie, co oni mówią? — spytał zaklinacz, który ani nie znał smoczego, ani też nie miał żadnych zaklęć, które pozwalałyby na zrozumienie tego języka.
Torin wbił rozżarzony pręt w ziemię. Po czym odezwał się w płynnym smoczym.
Chcecie mówić wysłucham was. Mówcie, nie szczekajcie jak psy, jeden przez drugiego. O co chodzi? Czemu pierwsi zatakowaliście mieszkańców wioski, z którymi handlowaliście? Czemu nas zatakowaliście, skoro i my nie mieliśmy z wami żadnej zwady? Mów. — Wskazał na starszego.
Koboldowi najwyraźniej nie spodobały się słowa krasnoluda bowiem zmarszczył pysk i zmrużył oczy. Patrzył podejrzliwie, to na Torina, to na Elely.
Jaj zaptaj — łbem wskazał na niziołkę. — My ne piewsi, oi piewsi. Nasych łdnych kmienow chieli, ale chiwi so i zdrada nam uczyni. Wielki Kapłan Qorr rcję mił, a Kirkrim gupiec. Śepy. Te parzywe młe ludze poywać nasych, by nasą wedzę zdobć. I zabjać! Zabjać i zostawać w las dla zwiezów na poarcie. Łowcy nas znaleli śldy. Zaki butw młych, a potem młych i dżych. Znamy takch jak y. Tez chą nase kmienie, nase dmy, ale my sę nie dać! Qorr pawdę zna! Sm Kurtulmak jeo ustmi mówi! Znisczy zdrjcy!
Co z Kirkrimem, który chciał pokoju pomiędzy waszymi rasami — kontynuował przesłuchanie Torin.
Kirkrim słby, Qorr we co jet lepze dla klnów. Kurtulmak da nm zmstę! Pokae prwdę o Krikrimie! Qorr bdzie wodzem, jak by owinno i prepdzi młe ludzie, ktre sme waczyć ne chą! Jeno takch jak ws posłają!
Torin pokręcił tylko głową.
Qorr da wam jedynie śmierć i zniszczenie, nic nie zostanie z Waszego plemienia.
Potem kapłan Moradina przeszedł na wspólny.
Twierdzi, iż zaatakowaliście ich pierwsi. — Spojrzał wymownie na Elely. — Podobno zrobiliście to dla ich kamieni. Więc jak jest? I co jeszcze przed nami ukrywacie? — Wpatrywał się w niziołkę, obserwując jej reakcje.
Z wyrazu twarzy niziołki można było bez problemu wyczytać, że nie podobają jej się takie zarzuty.
My ich nie zaatakowaliśmy. Wraz z Duninem i Arvanem dokładnie przepytaliśmy wszystkich z Ostoi. Arvan nawet posuwał się do użycia magii względem tych, co do których to miał wątpliwości — odpowiedziała, a ton jej głosu wskazywał, że jest lekko dotknięta oskarżeniami krasnoluda. — Co do kamieni to oczywiste, że w osadzie znalazłyby się osoby, które chętnie by zagarnęły ich trochę dla siebie, ale nie są przecież głupi. Wiedzą o tym, że Dunin by się o tym dowiedział i mieliby kłopoty, o ile wcześniej nie dobrałyby się do nich koboldy. I nic przed wami nie ukrywam! Mówię tyle ile wiem!
Torin pokiwał głową.
Ten starszy to fanatyk Kurtulmaka, ichniego przeklętego bożka. Od niego dowiedziałem tylko, że kapłan Qorr namawia ich na ataki na waszą wieś. Nie wiem co z byłym przywódcą Kirkimem, lecz uważa go za słabego, może jeszcze żyje. Podobno ich łowcy w lesie znaleźli ślady dużych i małych butów, co miało, według nich, świadczyć o winie wioski. Ze starszego więcej się nie da wyciągnąć. Pogadam jeszcze z młodym. Podobno jego ojciec zaginął, on myśli — Wskazał głowa na młodszego — że porwany przez mieszkańców wioski. Dajcie knebel trzeba pokazać trochę stanowczości, no i uniemożliwić temu drugiemu mówienie.
Czyżby jednak była w to zamieszana jakaś trzecia strona? — rozmyślał na głos Xhapion.
Duże buty mogą oznaczać kogoś spoza wioski — powiedział Ivor. — Spytaj go, czy widział sam te ślady i ile dni temu to wszystko się stało.
Myślicie, że ktoś przybył do Wysokiego Lasu, by przejąć od Koboldów ich klejnoty?Elely również myślała na głos. — A te wzięły ich za kogoś z Ostoi? Ale dlaczego mieliby ich porywać?
Może ktoś chce skłócić was i koboldy i pozbyć się jednych i drugich z okolicy. Może ktoś potrzebował małych niewolników — wysunął przypuszczenie zaklinacz. — Albo… do jakichś eksperymentów…
Kto mógłby chcieć to zrobić? — spytała Astine, spoglądając to na Elely, to na Ivora.
Nie mam pojęcia — przyznała Elely wyraźnie zmartwiona.
Nie ma co go o to dopytywać, wyraźnie powiedział, iż łowcy znaleźli ślady. Muszę zapytać tych co to strzelali z łuków lub jeźdźca złowieszczej łasicy jeśli żyje. Pamięta ktoś, który to był?Torin przygotowywał w międzyczasie knebel z kawałka liny.
Po tych słowach znowu podszedł do starszego kobolda i przemówił w smoczym.
Zatem szanujesz tylko siłę i chcesz chronić waszą wiedzę. Jakbyś miał co chronić psie — mówił szybko przebierając palcami lewej dłoni chronionej pancerną rękawicą. Swoboda ruchów palców wiele mówiła o mistrzostwie wykonanie oksydowanej na czarno pełnej zbroi płytowej, lecz miało to na celu odwrócenie uwagi od prawej dłoni krasnoludzkiego kapłana. Torin zadał szybki podbródkowy by zbić z pantałyku kobolda, oraz by pokazać młodszemu koboldowi kolejnemu do przepytywania, że wymaga od niego pełnej współpracy. Szybkimi ruchami zakneblował pysk starszego kobolda.
Gad obserwował co robi krasnolud, lecz mimo to nie spodziewał się ciosu, który był szybki i silny. Pancerna rękawica wbiła się w pysk kobolda, aż trzasnęło. Więzień odleciał kawałek i zaczął jęczeć z bólu. Z rozdziawionych szczęk pociekło trochę krwi. Torin nie tracił czasu, tylko bezpardonowo zatkał mu usta kneblem ze sznura. Jeniec wił się i charczał w niebogłosy. Knebel zaczął lekko zabarwiać się na czerwono.
Potem krasnolud zwrócił się do młodszego z koboldów.
Tyle czasu żyliście w zgodzie z mieszkańcami a zaatakowaliscie ich niesprowokowani, tak jak i nas. Dlaczego? W wiosce nie ma żadnych jeńców koboldzkich jak do tej pory będziecie pierwsza partią. Chcę wiedzieć gdzie znaleźliście ślady i kiedy, oraz kiedy te wszystkie rzecz, o które oskarża ten fanatyk — wskazał na starszego zakneblowanego kobolda — miały miejsce. Twoje prawdziwe odpowiedzi pomogą i wam i niziołkom, którzy nadal chcą z wami pokoju i handlu, mimo że zamordowaliście kilku z nich.
Oczy młodzika rozszerzyły się ze strachu. W chwili, kiedy stanął nad nim kapłan, jego pokryte łuską ciało zaczęło dygotać, a także desperacko próbował się odsunąć od brodacza. Spojrzał raz jeszcze na swojego pobitego przyjaciela i wymienił z nim spojrzenia… i nie rzekł krasnoludowi nic, co mogło być wynikiem silnego ducha, bądź paraliżującego strachu.
Co ty wyprawiasz?! — niziołka weszła pomiędzy brodacza i jego kolejną ofiarę. — Dlaczego go tłuczesz? Nie widzisz co robisz?! Przecież mówił!
Torin, opanuj się! — odparła przerażona tropicielka. — On się nawet bronić nie może!
Z ich słów wynika, że szanują tylko siłę i do tego dążą, by ich plemię było silne a przynajmniej do tego dąży nowy przywódca ich plemienia kapłan Qoor. Zresztą nie uderzyłem mocno, to był lekki cios by tylko zbić z pantałyku zadufanego fanatyka i wyrwać młodszego spod jego wpływu. Zresztą gadajcie z nimi sami. Ratowałem ich, opatrywałem ich, a nadal tymi samymi kłamstwami nas zwodzą. Zastanówcie się, przez czas gdy dalej będę zadawał pytania, co zrobimy z tymi jeńcami. Ciągnięcie ich dalej taktycznie jest głupotą, zostaje zabranie do wioski niziołków, czyli powrót. Oczywiście są też i inne opcje, jeśli chcecie ich zabić. Teraz zejdźcie z drogi. — delikatnie odsunął i wymianą niziołkę.
Pamiętaj, że to co ty uważasz za kłamstwa oni mogą widzieć jako szczerą prawdę — rzekła Elely ewidentnie niezadowolona z zachowania krasnoluda.
Dokładnie — sapnęła równie niezadowolona Shee’ra.
Znasz krasnoludy. Zawsze dotrzymujemy słowa. Wioska chce dobrych stosunków z waszym plemieniem. Kirkim szedł dobrą drogą. Qoor prowadzi was do zguby, nie pozwolą byście dalej mordowali jej mieszkańców. Przysłużysz się sobie i plemieniu mówiąc. Co zrobiliście z Kirkimiem? Żyje? Jest więziony? Jeśli żyje to gdzie go trzymacie. — kontynuował wypytywanie w smoczym.
Koboldzi młodzik z trwogą przysłuchiwał się słowom krasnoluda. Spoglądał raz po raz na swojego pobitego ziomka, lecz szybko skupiał się znów na brodaczu, jako, że ten górował nad nim. Wreszcie przełknął ślinę i powiedział w swym dialekcie.
Słwa Kirkrima to kamstwo, ułda. Qorr wieny jest strym zwycajom, dobrym zwycajom, klan pokae swoą siłę! — młodzik próbował grać hardego, ale pod wpływem wiercącego, krasnoludzkiego spojrzenia szybko spokorniał. — Kirkrim… Wód Kirkrim dale wodem… ale to acykapan Qorr wi jak uczyni nas silymi. Znalaz zdrada i prowdzi nas ku spawiediwoci. Wikszoć nadal za Kirkrimem, ale y ne. Kedy on błdzi Qorr otrymał wizję od Kurtulmaka.
Zatem sprzeciwiasz się woli wodza i plemienia. Atakowałeś mieszkańców wioskę wraz z wichrzycielem Qoor, wbrew woli twojego wodza. Zastanów zatem co będzie, gdy oddamy was w ręce Kirkima oskarżonych o mordowanie mieszkańców wioski. Czy aby będzie tak słabym jak myślisz? Za chwilę znów porozmawiamy.
Odwrócił się i podszedł do towarzyszy. Koboldowi natomiast mina zrzedła, gdy począł rozmyślać o słowach krasnoluda.
Zatem są dwie frakcje, Pokojowa wodza Kirkima, za którym idzie większość plemienia oraz kapłana Qoor-a, mniejszość, której przedstawiciel nas zaatakowali. Kapłan kieruje się według jego słów wizjami, dzięki którym odkrył zdradę, zapewne chodzi mu o zdradę mieszkańców wioski. Oczywiście może to być kłamstwo, byśmy wiodąc jeńców weszli w paszczę lwa a na miejscu okazało by się, że Kirkim już dawno był zabity. Bylibyśmy wtedy w pułapce.
To skonfrontujmy obie frakcje w obozie koboldów. Skoro Kirkrima wspiera nadal większa część plemienia, to może uda się wszystkie szczegóły wyjaśnić kiedy przyprowadzimy im “nieposłusznych”? Bez bicia… Nie sądzę, żeby ten kobold był na tyle cwany, żeby nas w pułapkę prowadzić — dodała na koniec Shee’ra.
Są sprytne. W końcu stosują pułapki i trucizny. To już świadczy o ich sprycie. W przypadku istnienia dwóch frakcji wszystko będzie zależało, na którą się natkniemy. Zapewne nie będziesz chciała iść jako ich jeniec. Jakie jeszcze pytania, oprócz tych o ślady mam zadać.Torin czekając na kolejne pytania towarzyszy zastanawiał się jak może wyglądać siedziba koboldów i jakie pułapki może skrywać. Przypominał sobie jak wyglądały dwie jaskinie koboldów, które zdobywa w obronie krasnoludzkich osad.
Warto by się dowiedzieć, gdzie dokładnie znajduje się ich osada. Wtedy moglibyśmy się upewnić, że natkniemy się na odpowiednią frakcję najpierw. No i warto by się postarać, żeby najpierw ujrzeli nas, dopiero potem jeńców — wtrącił Xhapion głęboko nad czymś zamyślony.
Torinie, zdajesz się sporo wiedzieć o koboldach. Może mógłbyś powiedzieć nam coś o tym bogu, co ułatwiło by zadanie
— Zgadzam się z Shee’rą. Skoro sytuacja przedstawia się tak, a nie inaczej to trzeba by jak najszybciej udać się do ich klanu. Z tego co mi opowiadał Dunin o Krikrimie, to nie ma on być pochopny, a wytrwały i rozważny. Nie jestem też pewna tego, jak niektórzy mieszkańcy Ostoi mogliby zareagować na jeńców. Ich serca nadal krwawią, a to nie będzie sprzyjać powrotowi do dawnych stosunków — rzekła Elely popierając druidkę oraz martwiąc się o mieszkańców osady.
Torin podrapał się po brodzie. Przez chwilę przypominał sobie, czego się dowiedział z ksiąg i opowieści innych kapłanów.
Tak, Kurtulmak to złe tajemnicze bóstwo koboldów. Niewiele wiadomo o dogmatach ich wiary. podobno jest ich stwórcą. On to też nauczył koboldy kradzieży, najazdów i objawił im tajemnice magii, którą miał skraść podobno od smoczych bóstw. Jest on zaprzysiężonym wrogiem gnomów, po tym jak zmierzył się z Garlem Świetlistozłotym i tamten uwięził go na wieczność w jaskiniach. Owa mitologiczna historia ma tłumaczyć to dlaczego koboldy mieszkają głównie w jaskiniach. Niewiele jednak daje nam wiedza o tym.
Fakt, niewiele… — przytaknęła Shee’ra Torinowi, a odnosząc się do słów Xhaphiona dodała — będziemy pewnie musieli podzielić się na dwie grupy. Jedna zostałaby z jeńcami, druga poszłaby rozmawiać z Kirkrimem.
Żadna ze mnie mistrzyni rozmów. Jeśli pozwolicie, będę pilnować jeńców — stwierdziła Astine, spoglądając na Torina. Jego wyjaśnienie uspokoiło ją nieco… Chociaż sama uważała, że zniżanie się do poziomu bicia jeńca nie jest czymś godnym kapłana, to w każdym razie miał przynajmniej powód i w miarę szlachetne jak na taki czyn intencje. — Ostoja nie jest znowu aż tak bardzo na uboczu… Może jakiś gnom miał tego pecha, że wpadł na koboldy służące Quoorowi, te go napadły i wymyśliły to kłamstwo o agresji ze strony niziołków? Chociaż nie, teraz jak tak sobie to powiedziałam to sobie uświadomiłam, że to bezsens.
Znów masz racjęElely zgodziła się z Shee’rą. — I tak musielibyśmy czekać, aż koboldy dojdą do siebie na tyle, by iść o własnych nogach. Jest ich zwyczajnie za dużo, by ktoś ich niósł. Jedna grupa powinna zająć się nimi, pilnować opatrunków oraz więzów, kiedy druga będzie się starała dotrzeć do Krikrima…
Niziołka przerwała, bowiem gdzieś z boku dobiegł szmer. To Helena odzyskiwała przytomność. Elely podeszła do niej szybko i pomogła usiąść na posłaniu.
Jak się czujesz?
E… słabo… trochę skołowana… — stęknęła Helena, której jeszcze kręciło się w głowie. Sądząc po minach kompanów musiało upłynąć nieco czasu od chwili, gdy zwaliła się jak kłoda. — Co się stało… działo? — spytała niezbyt mądrze.
Trucizna — odparła Shee’rana szczęście, z tego co widać dochodzisz do siebie. Jak nabierzesz sił opowiem ci co się działo, bo trochę cię ominęło Heleno. Na razie odpoczywaj jeszcze.
Helena skinęła głową i pociągnęła się do pozycji siedzącej, opierając się o drzewo. Wyciągnęła z plecaka bukłak i zwilżyła wyschnięte usta, pytająco spoglądając na Shee’rę i Elely.
 
Rozyczka jest offline  
Stary 26-08-2018, 11:26   #117
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Helena skinęła głową i pociągnęła się do pozycji siedzącej, opierając się o drzewo. Wyciągnęła z plecaka bukłak i zwilżyła wyschnięte usta, pytająco spoglądając na Shee’rę i Elely.
- Dowiedzieliśmy się, że koboldy podzieliły się na dwie frakcje. Mniejszą, chcącą atakować Ostoję, której przewodzi niejaki Qor, czy jakoś tak, i większą pod rządami Kirkrima - zaczęła jej po chwili tłumaczyć Elely. - Według tego co zrozumiał Torin to kilka koboldów zaginęło, a ich łowcy znaleźli ślady butów, dużych i małych. Może to świadczyć o tym, że rzeczywiście ktoś sprowokował ich, a Qor pod pozorem wizji wskazał winnych w mieszkańcach Ostoi.
Niziołka odczekała chwilę, aż kobieta przyswoi sobie nowe informacje, po czym kontynuowała.
- Chwilę przed tym, jak się obudziłaś zaczęliśmy rozważać podzielenie na dwie grupy. Jedna miałaby przypilnować jeńców, a druga wyruszyć do klanu koboldów i dotrzeć do Krikrima - rzekła Elely wskazując najpierw na związane koboldy, a następnie na pozostałych członków drużyny. - Co o tym sądzisz?
- My
- Ivor spojrzał na pozostałą dwójkę obdarowaną kamieniami - zdaje się nie powinniśmy się rozdzielać. Więc albo powinniśmy całą trójką zostać tutaj, albo wszyscy iść porozmawiać z koboldami. Jestem za tym drugim wariantem.
- Musimy pamiętać, że ktoś, kto zna się na zajmowaniu rannymi musi zostać z koboldami
- Elely spojrzała na Helenę i Torina.
- A nie lepiej ich podleczyć - nawet kosztem utraty dnia drogi - i zabrać ze sobą? Zważywszy na to jaki dostaliśmy łomot rozdzielanie się nie wydaje mi się dobrym pomysłem - odparła kapłanka.
- Torin nie jest chętny by ich leczyć - rzekła Elely, a w jej głosie słychać było, że nie pochwala postawy krasnoluda. - Czy może coś się w tej kwestii zmieniło, Torinie?
- Nawet wyleczeni są zbyt dużym ryzykiem, żeby zabierać ich ze sobą
- pokręcił głową Xhapion. - Dodatkowo nie utwierdzi to naszych rzekomych pokojowych zamiarów
- Nie możemy wlec ze sobą dziewiątki jeńców
- powiedział Ivor.
- No jak uważacie… - skapitulowała Helena. Wyglądało, że wszystko zostało już ustalone, więc nie było sensu awanturować się po fakcie. - Mogę zostać z nimi w takim razie… - rzekła niezbyt chętnie. Co prawda według niej Torin ze swoimi uprzedzeniami nie nadawał się na dyplomatę, ale znał koboldzi, co było na dłuższą metę pewniejsze niż rzucanie raz po raz zaklęcia rozumienia języków. No i także mógł wesprzeć drużynę leczeniem. - To kto jeszcze zostaje?
- Myślę, że ja
- zgłosiła się Elely. - Dalszej drogi i tak już praktycznie nie znam, a moja obecność może sprowokować tego całego Qora.
- Myślę, że to dobry podział
- pokiwała głową Shee’ra
Wyglądało na to, że wszystko ustalone. Helena spojrzała na położenie słońca, a potem na trójcę od kamieni.
- Ruszacie jeszcze dziś, czy chcecie odnowić łaski i czary? My zostajemy tutaj, czy cofniemy się w stronę wioski by znaleźć dogodniejsze miejsce, lepsze do ewentualnej obrony? - Ostatnie pytanie skierowała do zostających z nią osób.
Torin pokręcił głową.
- To wszystko taktyka. Walka z wrogimi koboldami osłabiła nasze siły. Wielu z nas jeszcze nie jest w pełni sił. Każde odwołanie się do mocy leczniczej Moradina zmniejsza zasób mocy ofensywnych i ochronnych jakimi dysponuję przeciwko naszym wrogom. Jeśli wszyscy wracamy do Ostoi z jeńcami, jestem gotów niektórych z nich, tych w gorszej kondycji podleczyć. Jeśli czekamy dzień by odzyskać nasz moce, również mogę ich podleczyć, lecz zawsze w pierwszej kolejności wyleczę naszych do pełnego zdrowia. Jeśli mamy wyruszyć już teraz do legowiska koboldów, bez odnawiania naszych mocy, nie zmarnuję ni krztyny ofiarowanej mi przez Moradina mocy, na naszych wrogów. Zostali przez mnie opatrzeni, niech się leczą siłami natury. Lepiej mieć osłabionych jeńców niż w pełni sił.
- Dobrze opatrzeni powinni szybko odzyskać siły
- pocieszyła Helena niziołę, w duchu zgadzając się z logiką Torina. Dziewięciu jeńców w pełni sił na trzech strażników - czy raczej strażniczki - mogło nie skończyć się dobrze gdyby koboldy wpadły na pomysł by próbować ucieczki.
- Zatem jeszcze jedna wspólna noc? - zapytała Elely, wodząc wzrokiem po wszystkich.
- Preferowałbym wyruszyć natychmiast nie dając uciekinierom szans na przygotowanie kolejnych niespodzianek - naciskał czarodziej
- Zmiana miejsca obozu jest sensowna. Jest gdzieś to inne miejsce nadające się na obóz? - Torin zapytał niziołkę. - Podział drużyny jest problematyczny. Wątpię czy w cztery osoby damy radę, liczę tu naszą przewodniczkę, odeprzeć jakiś atak biorąc pod uwagę, iż zużyliśmy już część czarów i darów boskich na walkę. Nie jestem też pewny czy trzy osoby dotrą do Ostoi z jeńcami. Wolę zmitrężyć czas niż dzielić drużynę. Pamiętajcie też o truciźnie koboldów. Już na początku wyeliminowała dwóch członków naszej drużyny.
- Mości krasnoludzie, wyruszamy jako delegacja pokojowa nie oddział bojowy - skwitował te słowa z lekkim uśmiechem Xhapion. - Pozostawienie jeńców w Ostoi nie ułatwi naszej misji. Musimy pokazać dobrą wolę, jeżeli mamy uniknąć wojny
- Misja pokojowa prowadząca jeńców? Nie tak prowadzi się negocjacje. Mając jeńców dajemy oręż wrogom Kirkrima. Zakładając, iż dotrzemy do niego, a nie popleczników Qoora. Czy też nadal optujesz mości czarodzieju za podziałem drużyny. Pamiętaj jednak cały czas o jeńcach dziewięciu na trzy osoby eskorty. W dodatku mogą podjąć próbę odbicia wleczących się jeńców. Bo gdyby nawet mieliśmy baty, wątpię czy nasze towarzyszki zdecydowałyby się na chłostanie jeńców w celu zmuszenia do szybszego marszu. - Torin pokręcił głową.
- Owszem, Torinie, cały czas jestem za podziałem drużyny. Co prawda uważam, że Ty, ja oraz Ivor wystarczą na taką wyprawę, to rozumiem wątpliowści co do rozdzielania się z powodu dziwnej przypadłości, która nas dotknęła/ - wskazał na wtopiony w jego ciało kryształ.
W międzyczasie Elely zastanowiła się, czy gdzieś w pobliżu było jakieś miejsce dobre na obóz. Umysł jej nie mąciły już tak mocno lęki z wizji, a światło słońca rozbudzało wspomnienia.
- Jeżeli się nie mylę, to jakieś dwie, trzy godziny marszu, mniej więcej na północny zachód patrząc z tego miejsca, powinny rosnąć pochylone o siebie drzewa. Przed laty wichura o mało co ich nie złamała, ale przetrwały, a ich pnie układają się tak, że tworzą dobrą osłonę od wiatru oraz deszczu. Kilka razy zdarzyło się, że ci, którzy wybierali się handlować z koboldami właśnie tam się zatrzymywali.
Helena skinęła głową. Brzmiało dobrze.
Druidka również była zadowolona z propozycji Elely.
- Musimy odpocząć, fizycznie i duchowo. Kto wie czego możemy oczekiwać po drodze. Tym razem jednak proponuję wystawić warty - dodała. - Ja mogę z Nazirem wziąć pierwszą.
- Wolałabym ostatnią jeśli pozwolicie. Nie czuje się jeszcze w pełni sił
- kapłanka uśmiechnęła się przepraszająco.
- To ja wezmę drugą - zaproponował Ivor, który ideę wart popierał, a kolejność była mu obojętna.
- To trzecia dla mnie - rzuciła Astine, po czym zwróciła się do Heleny. - Tyle nas tu jest, że jeśli chcesz, nie będziesz nawet musiała iść na wartę.
- Może warto by zrobić zazębiające się warty? - Ivor wysunął kolejną propozycję. - Dwie osoby na warcie to lepsze, niż jedna.
- Słuszna uwaga
- zgodziła się kapłanka. Po tym jak trucizna nieoczekiwanie zwaliła ją z nóg wolała nie ryzykować, że znów padnie będąc sama.
- Proponowałbym dwuosobowe warty. Pojedynczego wartownika za łatwo wyeliminować. Wybrałbym wtedy ranną wartę, czyli czas gdy najpewniejszy jest atak. - Torin pogładził się po warkoczykach zawiązanych na brodzie.
- Obozujemy tutaj, czy pod tamtymi drzewami? - Elely chciała usłyszeć już jakieś konkrety.
- Tam gdzie powiedziałaś. Brzmi dużo lepiej niż to miejsce - odparła Helena.
Niziołka skinęła głową.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-08-2018, 20:19   #118
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
rzesłuchanie zakończyło się, jak również powzięto decyzję o podziale grupy. Konsekwencje takiego obrotu sprawy ciężko im było przewidzieć, bowiem informacje pozyskane od zastraszonego koboldzkiego młodzika oraz religijnego fanatyka nie musiały być prawdziwe, albo wręcz prowadziły w pułapkę. Tak samo należało się przejmować uciekinierami, którzy porzucili swych pobratymców podczas walki, a teraz byli już zapewne w drodze do klanu, by powiadomić swych ziomków o tym co się według nich wydarzyło. Tak czy inaczej pozostawało jasne, iż należy znaleźć lepsze miejsce na obóz oraz odpocząć. Szaleńcza pogoń za niedobitkami nie miała najmniejszego sensu, bowiem znali oni tutejszą puszczę, czego nie można było rzec o awanturnikach.

otarcie na miejsce zajęło im więcej czasu, niż początkowo przewidywała Elely. Winni temu byli rzecz jasna jeńcy, których większość trzeba było nieść, albo uważnie pilnować, by nie dali nogi. Młodzik nie wydawał się próbować uciekać, czego nie można było powiedzieć o jego starszym współplemieńcu. Na jego nieszczęście Torin był uważny, a także liną przywiązał siebie do więźnia. Pozostałe koboldy przytroczono do grzbietu Nazira, posadzono w siodle Sauga, bądź też Astine niosła ich na swoich barkach. Młoda dziewczyna troszeczkę zaimponowała tym części drużyny, zwłaszcza Xhapionowi oraz Ivorowi, którzy wątpili w to, czy daliby radę z taką łatwością taszczyć na swych barkach jeszcze koboldy. Poza tym wszystkim Helena wraz z Torinem musieli co jakiś czas zatrzymywać grupę, by doglądać rannych, którym od wędrówki mogły pootwierać się rany. Wyczekiwali oni z użyciem magii, bowiem nie wiadomo było, czy komuś nic się przez ten czas nie stanie. Wreszcie, po prawie czterech godzinach męczącego marszu, obolałych pleców oraz bolących ran, dotarli na miejsce.

pis Elely co do powalonych drzew nie był zbyt dokładny i teraz zrozumieli dlaczego. Otóż ich oczom ukazał się całkiem wysoki pagórek, na którego szczycie rósł górujący nad okolicą dąb, lecz to nie było najciekawsze. Mianowicie o jego pień oraz koroną oparte były trzy buki. Wszystkie rosnące dość blisko siebie, tak, iż pochylone tworzyły coś na podobieństwo daszku, czy może raczej rusztowania do takiego stworzenia. Z kolei ich korony, mocno rozłożone na boki, mogły stanowić jako taką osłonę od wiatru. Jeszcze ciekawiej zrobiło się wówczas, kiedy to podeszli bliżej, a Elely zaczęła obmacywać wzgórze pod dębem. Zajęło jej to chwilę, ale wreszcie znalazła to czego poszukiwała. Gestem przywołała do siebie Torina i wspólnie unieśli ukrywające norę wieko zrobione z drewna, ziemi oraz kamieni, teraz gęsto porośnięte mchem.
Stara nora po niedźwiedziu – rzekła wskazując na ziejący otwór. – Całkiem dobre miejsce na schowanie ekwipunku przed silnym deszczem, a także na składowanie chrustu. Odpoczniemy chwilę i przygotujemy obozowisko.

męczeni drogą poszukiwacze przygód wyciągnęli swoje posłania oraz jedzenie i pozwolili sobie na chwilę oddechu. Miejsce, w które sprowadziła ich Elely było całkiem zaciszne zaciszne i spokojne. Rosnący wokół las był gęsty, co mogło stanowić zarówno zaletę, gdyż ciężko ich będzie znaleźć, ale z drugiej strony gdyby ktoś im nieprzychylny znalazł ich tutaj, to mógłby bez problemu spróbować stworzyć zasadzkę. Tak, czy inaczej trzeba było podjąć jakieś ryzyko, a tutaj można było czuć się jakkolwiek bezpiecznie. Dość przyjemnie zrobiło się, kiedy niziołka wyciągnęła z nory trochę chrustu i bez większego problemu rozpaliła ognisko. Ciepło ognia z odczuwalną ulgą rozchodziło się po zmęczonych ciałach, jak i odpędzało chłód.


osiliwszy się przystąpiono do rozkładania reszty obozowiska. Koboldy posadzono i położono u podnóża wzgórza tak, by można było mieć na nie bez problemu oko, a następnie przeczesano okolicę. Ku ogólnemu zadowoleniu wszystko wskazywało na to, że nie trzeba się było obawiać napaści ze strony dzikich zwierząt, czy też koboldów. Dla pewności jednak zatarli większość swoich śladów, czy uszczelnili korony powalonych drzew kilkoma gałęziami. Wreszcie można było dokładniej zająć się ranami, czy to z pomocą tradycyjnej medycyny, czy też jej magicznego odpowiednika. W tym samym czasie, kiedy to Torin wraz z Heleną zajmowali się leczeniem Astine wybrała się na polowanie. Suchary i suszone mięso były pożywne, ale ile można je było jeść, czyż nie? Ostrożnie stawiając kolejne kroki, nasłuchując każdego najmniejszego dźwięku potencjalnej ofiary, zniknęła w gąszczu…

rużynowi kapłani skończyli doglądanie jeńców i zajęli się sobą oraz swoimi towarzyszami. Na całe szczęście nikt z nich nie był poważnie ranny, a dobroczynne działanie leczniczych mocy pomagało zasklepiać się ranom, jak i poprawiało samopoczucie. Niemniej by powiedzieć, iż byli zdrów jak ryby byłoby nadużyciem, bowiem boskie łaski nie działały w ten sposób. Wprawdzie składały złamane kończyny do kupy, związywały wylewające się flaki, ale nie cofały czasu. Rana jest raną i jak mówi przysłowie potrzebuje czasu. Pozytywna energia zdolna jest jedynie, albo aż, przyśpieszyć ten proces. Pozostali zajęci byli w tym czasie swoimi sprawami, czy to studiowaniem magicznych zapisków, czy też oglądaniem zaklętego koboldziego amuletu.

ddelegowani do pilnowania jeńców Nazir oraz Saug nastroszyli uszy, gdyż w krzakach niedaleko obozu coś zaszeleściło. Mimo to nawet nie podnieśli się z ziemi. Zwierzaki wiedziały kto nadchodzi. Przez zarośla przedarła się Astine niosąca młodą sarnę. Widząc ją oraz jej zdobyć pozostali szybko znaleźli się przy niej i wyręczyli z donoszenia zwierza do ogniska. Dziewczyna była spocona, ale i zadowolona, bowiem upolowanie sarny nie zawsze jest proste, zwłaszcza, gdy nie zna się okolicy. O co jak o co, ale o kolację nie trzeba było się martwić.


ierwsza warta przypadła Shee’rze i Nazirowi, druga Ivorowi oraz Torinowi, a trzecia Elely wraz z Astine. Postanowili bowiem, iż dobrze by było, gdyby ci, których czeka jutro wędrówka mogli odpocząć jak najwięcej. Wyjątkiem była tutaj Helena, której stan był wprawdzie dobry, ale jednak gdzieś z tyłu głowy gnieździły się myśli, że trucizna znów może ściąć ją z nóg. Noc była chłodna i ciemna. Gęste korony dębu oraz powalonych buków nie pozwalały na to, by światło nielicznych gwiazd mogło przebić się do oczu wartowników. Księżyc najpewniej skryty był za chmurami, gdyż nigdzie nie pojawiały się jego łuny. W samym powietrzu zaś wyczuć można było wilgoć, niechybny znak zbliżającego się deszczu. Niefortunnie dla tych, którym przyjdzie przedzierać się jutrzejszego przez puszczę.


uż z samego rana w obozowisku było głośno za sprawą krasnoludzkiego kowadła oraz stłumionego krzyku zadowolenia. Tygodnie pracy wreszcie zostały ukoronowane w postaci kunsztownie wykonanego topora o ciężkim zdobionym żeleźcu. Aż szkoda, że nie dane mu było przejść chrztu bojowego w ostatniej potyczce. W tym samym czasie Xhapion zakończył studiowanie swej księgi wypełnionej magicznymi zapiskami, a Shee’ra zakładać na łuk cięciwę. Następnie posili się, wypytali raz jeszcze młodego kobolda o trasę do klanu i wyruszyli w drogę.

akiś czas po ich odejściu Astine postanowiła, że zrobi krótki zwiad. Doglądająca ogniska Elely skinęła jej głową, a zajęta doglądaniem koboldów Helena chyba nawet jej nie usłyszała. Od chwili, gdy pozostali opuścili obóz było w nim niezwykle cicho, by nie rzec po prostu ponoru. Zarówno niziołka, jak i kapłanka nie były zbyt skore do rozmowy. Przez większość czasu siedziały tylko i rozmyślały. Dziewczyna domyślała się o czy, bowiem i ją prześladowały te straszliwe obrazy. Być może samotna chwila w lesie pozwoli odgonić nieprzyjemne myśli? Sięgnęła po swój łuk i zniknęła pośród gąszczu.

rzemykała pomiędzy drzewami niemal bezszelestnie jednocześnie wypatrując tropów, tak zwierzęcych jak i humanoidalnych. Brak śladów, poza jej własnymi z wczoraj, wskazywał na to, iż mogły czuć się bezpiecznie, o ile koboldy nie postanowią robić im problemów. Miała już zawracać do obozu, kiedy to usłyszała jakiś dziwny dźwięk, coś jakby mlaskanie wymieszane z rozrzucaniem liści. Ostrożnie ruszyła w tamtym kierunku, skryła się w cieniu najbliższego drzewa i wyjrzała zza niego, by zobaczyć miejsce, w którym to ustrzeliła sarnę. Teraz stał tam trzęsący się wilk zlizujący z liści krew. Futro miał koloru śniegu, ale straszliwie zabrudzone. Błoto, kawałki liści oraz małe gałązki wczepione w futro sprawiały, że wyglądał bardziej jak porzucony zbity kundel, aniżeli niebezpieczny drapieżnik. Najpierw sądziła, że trzęsie się on z zimna, lecz dostrzegła, że jego prawa tylna łapa była nienaturalnie wykręcona. Zwierzę z trudem utrzymywało równowagę i nie zdawało sobie sprawy z jej obecności. Okazja zupełnie jak wczorajszego wieczora z sarną…




zwórka, a właściwie piątka awanturników licząc Nazira, ruszyła czym prędzej w kierunku wskazanym przez młodego kobolda. Krasnolud nie był, rzecz jasna, przekonany co do tego, czy jest to dobry pomysł, lecz nie mieli lepszego sposobu, by trafić do koboldziej siedziby. Poranna rosa sprawiała, że poszycie było śliskie i niepewne, a zimny wiatr wiejący od strony gór niósł ze sobą wilgoć. Shee’ra doskonale wiedziała co to oznacza. Niechybnie jeszcze dziś spadnie deszcz. Wpatrując się w chmury próbowała przewidzieć, czy będą mieli do czynienia z ulewą, czy może z mżawką, lecz nie potrafiła dać jasnej odpowiedzi. Tak czy inaczej stało się dla nich jasne, że będą musieli znaleźć jakiekolwiek schronienie, by skryć się przed deszczem i móc normalnie odpocząć. Niemniej dzień był nadal młody, a oni wypoczęci, to też dzikie ostępy nie stanowiły dla nich większego wyzwania, zwłaszcza, że prowadziła ich Shee'ra.

uż w drugiej połowie dnia dostrzegli, że otaczający ich krajobraz zaczął się zmieniać. Teren robił cię z każdą godziną bardziej nierówny, kamienisty i niebezpieczny. Co i rusz trafiali na parowy, osuwiska, albo powalone drzewa. Na całe szczęście wszyscy byli na tyle czujni, by w porę zejść z niestabilnego gruntu, czy złapać spadającego towarzysza. Współpracowali na tyle dobrze, iż dzień minął im bez większych problemów. Bardzo niepokojąca była jedynie duża aktywność koboldów w okolicy, bowiem co jakiś czas natrafiali na ich ślady, czy to w postaci odcisków pazurów, czy innych śladów jak zgubione koraliki, bądź łuski. Ostatecznie jednak nie dane im było zawędrować zbyt głęboko w ich terytorium, gdyż zaczął lać deszcz. Nie była to może ulewa, lecz rozpadało się na tyle intensywnie, że trzeba było czym prędzej znaleźć schronienie, o ile nie chcieli nabawić się jakiegoś choróbska.

ożna nie bez krzty przesady stwierdzić, że ich wybawieniem był Nazir, któremu udało się znaleźć małą jaskinię. Miejsca w niej było niewiele, tyle by zmieściła się cała ich piątka i pozostało trochę wolnego miejsca na skromne ognisko. To zaś udało się rozpalić dzięki znalezionemu pod jedną z kamiennych ścian chrustowi. Mokrzy i zmarznięci marzyli tylko o tym, by się ogrzać. Po kilku nieudanych próbach Shee’ra wreszcie wznieciła niewielki płomień, który pielęgnowany przerodził się w ognisko. Małe, ale zawsze coś. Posilili się i wtuleni w futro Nazira udali się na spoczynek. Przytomny pozostał jedynie Torin, któremu przyszło mieć pierwszą wartę.


ankiem pogoda poprawiła się. Przestało padać, a spomiędzy koron drzew przebijało się ciepłe światło słońca. Shee’ra wstała ze swojego posłania i wyszła z jaskini, by się rozejrzeć. Stawiała kolejne kroki bardzo ostrożnie, gdyż wszędzie pełno było błota. Powietrze, chłodne i przesiąknięte wilgocią, przeszywało ciało, to też kobieta stanęła w promieniach słońca, by złapać trochę ciepła. Wówczas uwagę jej zwróciły ślady w błocie. Ewidentnie należały do zwierzęcia i były świeże. Niestety zbyt późno zorientowała się co pozostawiło te ślady.

ie miała pojęcia kiedy, ani jak to się stało, ale otoczyły ją koboldy. Czy to jej własne zmysły ją zawiodły, czy też może był to wynik koboldziej magii, tak czy inaczej wyciągnięte w jej stronę były cztery włócznie Ostrożnie odwróciła wzrok w kierunku jaskini i zobaczyła jak w jej wylot celuje z łuków co najmniej ósemka gadów, a drugie tyle i dwóch jeźdźców łasic trzyma wyciągnięte włócznie.

Kim jesteście i czego tutaj szukacie? – dobiegł ją z boku głos, trochę szczekliwy, ale jak najbardziej zrozumiały.
Zdziwiona przeniosła wzrok na kobolda odzianego w prostą szatę ozdobioną tu i ówdzie piórami oraz licznymi koralikami. Szczególnie zainteresował ją dzierżony przez niego kostur, na którego szczycie znajdował się kryształ górski.
Gadaj! – ponaglał, a wymierzone w nią włócznie skróciły dystans.

 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 26-08-2018 o 20:23.
Zormar jest offline  
Stary 03-09-2018, 10:55   #119
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Noc minęła spokojnie - albo miejsce na nocleg wybrane zostało idealnie, albo też koboldy nie pojawiły się w okolicy. Bo w to, że konflikt nagle się zakończył Ivor jakoś nie chciał uwierzyć.

Koboldy nie pokazywały się przez kolejny dzień, co można było odczytać jako ciszę przed burzą. Ich nieobecność jednak Ivorowi nie przeszkadzała w najmniejszym nawet stopniu - co prawda znaczna część jego zaklęć służyła tylko i wyłącznie do zabijania, ale zwykle używał ich do obrony, a przelewanie krwi istot inteligentnych nie należało do jego ulubionych zajęć.

To, że znajdowali się na terytorium często odwiedzanym przez koboldy, wprost rzucało się w oczy, pytanie tylko brzmiało, kiedy ich grupa rzuci się w oczy koboldom, którym taki drobiazg jak deszcz nie powinien przeszkadzać w patrolowaniu okolicy.

Kolejna noc, dla odmiany spędzona w małej jaskini, minęła spokojnie, lecz ranek nie był taki przyjemny, jak poprzedni. Koboldy nie zasypiały gruszek w popiele i zwiadowcy (bądź - jak to określiła Shee'ra - parlamentariusze) znaleźli się w niewąskich opałach.
Dopóki jednak Shee'ra prowadziła dialog, Ivor wolał się do wymiany poglądów nie mieszać, zaś użycie radykalnych środków odłożyć na później.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-09-2018, 00:07   #120
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Chociaż nie posłuchano jego sugestii, żeby natychmiast wyruszyć do siedliska koboldów to nie narzekał. Niecierpliwił się jednak tą opieszałością oraz przesadną ostrożnością. Zwłaszcza, że dawali w ten sposób zwiadowcom szansę na poinformowanie Qora o ich przybyciu.
Tej nocy nie zaplanowano dla niego żadnej warty. Odczekał chwilę, aż Astine zniknie w gąszczu.
- Również rozejrzę się po okolicy. Może znajdziemy jakieś zioła, które wspomogą wysiłki naszych medyków albo chociaż odkryje coś co pomoże zwalczyć truciznę koboldów. W razie niebezpieczeństwa poślę kruka.
Gwizdnął przeciągle, przywołując do siebie Nevermorre'a, zabrał kuszę oraz sakiewkę i zagłębił się w las w przeciwnym kierunku niż ich łowczyni. Początkowo rozglądał się uważnie za znajomymi paprotkami, ale gdy oddalił się na odpowiednią odległość uznał, że nie ma co sprawiać pozorów. Tak naprawdę musiał sprawdzić jedną z wielu teorii dotyczącą kryształów. Lepiej teraz, niż w trakcie zagrożenia.
Przeszedł już pewien odcinek, gdy nagle poczuł dyskomfort. Tak jakby ktoś trzymał dwa skrawki jego duszy na sznurku, a ten napiął się do granic możliwości rozciągając teraz jego jestestwo. Nie było to przyjemne uczucie. Zatrzymał się momentalnie. Pewności nie miał, ale dalsze zwiększanie odległości mogło przynieść opłakane skutki. Nie był na to jeszcze gotowy. W każdym razie Ivor miał rację. Lepiej, żeby się od siebie nie oddalali. Xhapion był przekonany, że tamci również odczuwają to co on teraz. To mogło w znaczny sposób wpłynąć na jego dalekosiężne plany, jeżeli miałby być na stałe przywiązany do tamtej dwójki. Ciekawe, jak kryształ reaguje na śmierć swojego gospodarza? Wolał się na razie o tym nie przekonywać. Nie bez głębszego zrozumienia jego istoty. Pozostawał jeszcze tylko jeden test do przeprowadzenia.
Skupił energię w dłoniach i sięgnął do splotu. Najbliższą okolicę otuliła mgła. Zaklęcie działało normalnie, nie zaobserwował żadnej reakcji kryształu. Był tym niezmiernie zawiedziony. Na razie wychodziło na to, że narośl na dłoni jedynie uniemożliwiała oddalenie się od pozostałych części. Wrócił niepyszny do obozu, tłumacząc że nie znalazł niczego przydatnego. Spojrzał wymownie w stronę Ivora i Shee. Był pewien, że oni również poczuli to samo. Przy sposobnym momencie będzie musiał z nimi o tym porozmawiać.

Wyprawa następnego dnia ruszyła tak jak ustalili. Krasnolud jako tłumacz, Shee'ra jako przewodnik oraz Ivor i Xhapion, którzy nie mogli rozstać się z piękną druidką. Bynajmniej nie z powodu jej urody. Wyprawa była napięta, w końcu nie wiadomo skąd mogły wyskoczyć kolejne koboldy. A tak naprawdę zaskoczył ich deszcz, przynajmniej Xhapiona, bo przewodniczka zdawała się tego spodziewać. Nevermore zszedł z jego ramienia, skrywając się pod płaszczem i głośno złorzecząc na padające z nieba krople. Czarodziej doskonale to rozumiał bo sam przesiąkł do suchej nitki zanim udało się znaleźć schronienie. Poszczękując zębami skupili się dookoła ognia i wkrótce zapadli w niespokojny sen z wyłączeniem wartowników.
Obudziło go dziwne przeczucie. Nazir, o którego opierał akurat głowę, podniósł się i warczał głucho. Kruk również był nerwowy. Stroszył pióra patrząc na zewnątrz. Reszta drużyny już wstała. Też wpatrywali się w wylot jaskini. Przetarł oczy bo ciągle miał wrażenie, że śni. Z dwa tuziny koboldów mierzyły do nich z łuków...
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172