Gustaw nie wierzył własnym uszom jak Leonora się odezwała. Po prostu prawie mu ręce opadły i barki same chciały mu opaść, ale coś wewnątrz Barona podtrzymywało go na duchu.
- Kurwa! Koniec przedstawienia. Aż tacy tempi jesteście, że nie wiecie kiedy inteligentni ludzie rozmawiają i do tego dowódcy?- Tu zwrócił się do Berta.
- Kto tu jest dowódcą i dostał rozkazy? Wiecie o jakiś o których ja nie wiem?- Rzucił do Detlefa. - Ktoś jeszcze ma coś do powiedzenia?- Rozejrzał się po podkomendnych i zatrzymał wzrok na Leonorze.
- Szacowna służko bogini wojny i strategii. Proszę zostawić to mi. Pani ma swoje rozkazy ja swoje. Dajcie mi pracować. Ja Pani nie przeszkadzam w wykonywaniu zadania.- Odpowiedział i lekko skłonił się z szacunkiem do akolitki tak by wszyscy widzieli, że zachowuje powagę i musi być kimś ważnym.
- Hmmm. Her Baryła. Jakżem wspomniał wykonujemy polecenia dowództwa a ta kompania została sklecona w pewnym celu. Rzadko się widzi Krasnoludów, niziołka, kapłankę w takim oddziale. Z chęcią bym wyjawił co nas tu sprowadza, ale musimy zachować milczenie w tej kwestii dla dobra naszych misji. Idziemy na południe jak sami widzicie i są z nami khazadzi. Nie muszę tłumaczyć czemu. Ludzi dowództwo potrzebuje na północy i wysyłanie kilku grup byłoby marnotrawstwem ludzi więc zlepiono nas w jedną grupę, która ma do wykonania pokrywające się misje.- Próbował ostatkiem pewności siebie uratować sytuację. Modlił się w duchu by żaden z Ostatnich, oraz Galeb się już nie odezwał.