Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2018, 11:22   #35
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
- Czyli Lu nie była tak czysta, jakby tego pragnął Victor - Eddie uśmiechnął się. Najwidoczniej jego niezbyt przemyślane działanie dotyczące sieroty, która zapewne zostanie centrum zbyt wielu wydarzeń w ciągu najbliższych kilku tysięcy godzin, ściągnęło na nich całe cesarstwo. Niebieskoskóry został postawiony przed dość prostym wyborem. Mogli próbować uciec całym statkiem, bądź bezpiecznie wyminąć wszystkich myśliwcem. Tych możliwości nie dało się połączyć.
- Zastanawiam się, czy lepsza byłaby ucieczka, walka, czy też zwyczajne przyjęcie naszych gości. W końcu nie wiemy, czego chcą. - rzekł Karasu, przyglądając się ruchom żołnierzy poprzez monitoring.
- Jeśli dasz radę aktywować to coś, czym rozwaliła nas Lu, to możemy się zastanawiać - odparł, obserwując rosnącą liczbę przeciwników. - W przeciwnym wypadku, chyba lepiej uciekać. Nie wiem jak w Twoim przypadku, ale cesarstwo nigdy jakoś za mną nie przepadało - dodał.
- Ja formalnie nawet nie jestem człowiekiem, więc zobaczmy, co ta maszynka potrafi. - odrzekł syntetyk, po czym zaczął grzebać w systemie statku. Szukał opcji odpowiedzialnej za grawitację na okręcie.
- Dla bezpieczeństwa sprawdzę silniki - zakomunikował niebieskoskóry. Szukał odpowiedniego komputera by zablokować wejścia do hangaru i sprawdzić stan napędu głównego okrętu.
Karasu miał szeroki zakres wiedzy i umiejętności. Był doktorem, lekarzem, naukowcem biologicznym, choć nie pamiętał wszystkiego, czego się w tych czasach nauczył. Był też kronikarzem, była to praca mętna i na swój sposób nudna, często sprowadzana do opisywania artefaktów bez faktycznego dostępu do nich, a wyłącznie danych opisowych czy nagrań. Przynajmniej jeżeli chodziło o te faktycznie interesujące narzędzia. Komputerowcem właściwie nie był. Okrętów też nigdy nie pilotował. Zadanie znalezienia właściwego menu do kontroli grawitacji w systemie pokładowym, który okazał mieć kilka set zakładek, każda z kolekcją sekcji pod nimi, było prawdziwym wyzwaniem. Mimo tego nie łamał się.

W międzyczasie Eddie grzebał w komputerze pomocniczym. Jego doświadczenie na ten temat też było znikome, ale jednak znacznie większe niż u Karasu. W końcu znał się na statkach, zwyczajnie nie tych rozmiarów. Orientacyjnie zgadywał który komputer może mieć tego typu dostęp i sprawdzał jego opcje. Zajęło mu to nawet nie aż tak długo, zaledwie kilkanaście minut. Hangar był już zajęty przez pierwsze wojska. Dzięki kamerze widział, jak pierwsi żołnierze wbiegają do środka, a jeden z nich zaczął podpinać coś do okolicznych paneli. Był teraz w stanie kontrolować wszystkie urządzenia i elementy w hangarze. Pytanie, co zamierzał w tej sytuacji zrobić.

Karasu gorączkował się w swoich poszukiwaniach. Kątem oka widział, jak żołnierze rozchodzą się po okręcie. Weszli do hangaru, jakaś grupa pędziła do kwater i zbrojowni. Mniejsza ekipa bardzo mozolnie zmierzała w stronę mostka, byli ostrożni i prawdopodobnie, szedł z nimi kapitan. Lekarz odetchnął z ulgą, gdy w piątej sekcji atmosferycznej statku znalazł w końcu zewnętrzny interfejs sterowania warunkami okrętowymi. Najwidoczniej sekcja ta była kontrolowana z mostka w sytuacjach nietypowych, więc menu było głęboko zakopane w innych, bardziej przydatnych opcjach. Chcą uzyskać do nich dostęp, Karasu zobaczył okno autoryzacji. Komputer chciał hasło.
- Eddie, dasz radę zabarykadować wejście na mostek? Nie wiem ile mamy czasu, a to może chwilę zająć. - końcówkę zdania Karasu wypowiedział innym głosem. W tym momencie przywołał do siebie duszę Kevina Mitnicka. Nie miał czasu ani ochoty na zgadywanki, a wiedział, że ten hacker powinien poradzić sobie z problemem. Syntetyk planował powtórzyć sztuczkę Lu w miejscach, gdzie znajdowali się żołnierze. Jedynie mostek miał mieć zapewnioną standardową grawitację. Karasu nie znał w pełni możliwości tej duszy, ale starał się również przejąć kontrolę nad całym statkiem - chciał mieć do swojej dyspozycji dostępne roboty, monitoring oraz wszelakie urządzenia, które były podłączone do systemu okrętu.
- Póki co zablokuję wejścia do hangarów, to kupi trochę czasu - stwierdził niebieskoskóry, wpisując kilka odpowiednich komend. Następne odszedł od komputera i ruszył w stronę stanowiska pilota. - Jeśli tylu ich weszło na statek, raczej nie strzelą gdy włączymy silniki - wytłumaczył, aktywując poszczególne elementy systemu napędowego. Prędkość, z jaką wykonywał poszczególne akcje oraz kilka kropel potu na jego czole wskazywały, że pomijał conajmniej kilka procedur bezpieczeństwa.
Palce opętanego Karasu poruszały się błyskawicznie po ekranie, przeskakując z menu do menu. Chłopak nie miał dostępu do żadnego oprogramowania hackerskiego. Musiał liczyć tylko i wyłącznie na nieścisłości systemu, dziury w jego funkcjonowaniu. Oznaczało to, że zabawa nie będzie dla niego łatwa, nie tak jak w przypadku Eddiego, który silniki uruchomił w moment, a raczej rozpoczął ten proces. Okręt był ogromny i potrzebował dłuższej chwili na pełne rozgrzane i uruchomienie. System wypowiadał 20 minut. Eddie wiedział lepiej. Mogą ruszyć w bardzo powolnym tempie po dziesięciu i raczej nic im nie będzie. Po piętnastu mogą przyśpieszać, to wytrzymają zwykły lot. Jeżeli para pokwapi się na gaz do dechy wcześniej, to będzie ryzykować uszkodzenie silnika.

Nowy lokator Karasu był skupiony na swoim obecnym zadaniu. Był pod tym względem bardzo nabuzowany. Nie zwracał najmniejszej uwagi na inne rzeczy jak ekran kamer. Nie zdawał sobie sprawy, że raport z zamkniętymi drzwiami hangaru pobudził gości w korytarzu do mostka do bardziej agresywnego marszu. Mitnick miał jednak lepsze zajęcie: wyzwanie. Uwielbiał, gdy system z nim walczył, lub gdy należało rozprawić się z nim w nowatorski sposób. W tym wypadku niepewność była spora: czy da się w ogóle obejść ten system? Miał kilka pomysłów. Jeden szybki nie zadziałał. Drugi, dłuższy, pomógł, ale nie tak jak miał na to nadzieję. Trzeci był w ruchu. Podłużne obejście przez kilka procesów inwentaryzacyjnych. Niestety, to jak szybko on może wklepać komendy, nie przekłada się na to, jak szybko komputer jest w stanie je przetrawić. Nadchodziła chwila prawdy: Przewidywany czas pracy: osiem minut. Podskakiwało do piętnastu, czasami spadało do dwóch albo czterech. Jeżeli przejdzie, będą mieli dostęp do systemów atmosferycznych. Jeżeli nie, będą w punkcie wyjścia.

Drzwi na mostek otworzyły się.

Stanął w nich zamaskowany osobnik w zdobionym pancerzu wyglądającym nieco przestarzale. Było to jednak mylne, w imię tradycji Szlachetni Inkwizytorzy modelowali swoje generacje pancerzy możliwie podobnie do poprzednich, nie były one jednak przedawnione. Wraz z nim, do pomieszczenia weszło dwóch uzbrojonych żołnierzy. Eddie kątem oka widział jeszcze trzech za nimi, mieszających w panelu do stacji robotów. Podpięli się do niego jakimś ustrojstwem.

- Edward Duran dokuje na stacji Skidów, gdy moja jednostka ma tam postój. Szczęśliwe. - skomentował inkwizytor. - Edward Duran dokuje na stacji Skidów, gdy tam jestem, w dodatku robi to skradzionym okrętem gwiezdnym należącym do armii cesarskiej. Niewiarygodnie szczęśliwe. Dla mnie. Acz muszę ci pogratulować, jesteś chyba pierwszym przemytnikiem w historii cesarstwa, który ukradł okręt. To jest, bez wcześniejszego abordażu. - jego złota maska nie poruszała się, gdy mówił. Był to w zasadzie hełm, oddalony od jego faktycznej twarzy.

Zostało 20 minut do pełnego funkcjonowania silników.
Zostało 4-15 minut zanim Karasu uzyska dostęp do systemów atmosferycznych.

- Edward Duran we własnej osobie - stwierdził, pomijając jednak wszelakie związane z kurtuazją ukłony. Nie dość, że nie był w odpowiedniej do tego sytuacji, to zwyczajnie miał gdzieś większość tego typu konwenansów. - Dla współpracowników Eddie - dodał, spoglądając na inkwizytora. Czy jego głos kojarzył mu się z kimkolwiek? Czy był chociaż w stanie wydedukować, poza wszelkie wątpliwości, jego płeć?
- Jak widzisz tego typu wyczyny są dla mnie zbyt łatwe, teraz robię to dodatkowo w kajdanach na nogach - stwierdził, wskazując palcami na umocowane na jego kostkach ciężary. - Ot tak, OPEN - stwierdził, rzucając jednym z zapoznanych u Lucypher frazesów. Wątpił by magiczne “sezamie otwórz się” miało taki sam efekt na kajdany co na bariery energetyczne, mógł jednak spróbować.
Karasu skulił się i zaczął lamentować oraz płakać pod nosem. Nie na tyle, aby to komukolwiek przeszkadzało, ale na tyle wyraźnie by dało się to usłyszeć. Liczył, że w ten sposób nie zostanie potraktowany jako osobnik niebezpieczny, a za cywila wziętego w niewolę. Miał bowiem nadzieję na kupienie czasu - czym dłużej nie traktowano go poważnie, tym większą mieli szansę na osiągnięcie celu.
Przedstawiciel najwyższych służb porządkowych brzmiał jak mężczyzna, Eddie jednak go nie znał. Właściwie do tej pory nie miał do czynienia z inkwizycją w ogóle. Ten odłam wojskowy zajmował się polowaniem na syndykaty nadużywające artefaktów oraz ludzi z groźnymi iskrami. Jeżeli znalazł się na ich czarnej liście, była to dla niego nowina. Nie był jednak do końca pewny, jak oni funkcjonują. Zdarzyło mu się przemycać z zabarykadowanych planet towar spod ich nosa, ale zawsze na długo przed ich przybyciem. Mógł co najwyżej stwierdzić, że sam osobnik nie będzie posiadał ani iskry, ani artefaktów. Było to dla nich zakazane.
Na słowo „Open” towarzysze inkwizytora unieśli bronie w gotowości, natychmiast celując w Eddiego. Sam inkwizytor nie drgnął.
- Chwalisz się i jeszcze z dumą prezentujesz język herezji. Doprawdy, zakon miał rację, gdy wpisał cię pod obserwację. - Inkwizytor kiwnął głową, przytakując. - Poddajcie się bez walki, obydwoje. Mam żołnierzy i techników rozprzestrzenionych po całym okręcie. W dodatku znamy jego wnętrze, to sławna jednostka. - ostrzegł. - O szczegóły z gorącą ciekawością wypytam was na komisariacie albo w katedrze. - stwierdził.

Zostało 19 minut do pełnego funkcjonowania silników.
Zostało 4-15 minut zanim Karasu uzyska dostęp do systemów atmosferycznych.
- Wy nic nie rozumiecie - mówił Karasu - To zaraz wybuchnie. Wszyscy zginiemy, jak go nikt nie powstrzyma. - lamentował skulony syntetyk.
- A nie sądzisz może, bezimienny inkwizytorze, że skromny przemytnik nie miałby możliwości poznać języka heretyków? - spytał po dłuższej chwili zastanowienia. - Załóżmy że znalazłem ten statek, jednak chyba nie byłem pierwszym jego niecesarskim właścicielem? - dodał po chwili.
Inkwizytor machnął ręką na swojego towarzysza. Ten zawiesił broń na plecach, po czym podszedł do Karasu, pochylając się przy nim. Opancerzony osobnik miał zamiar przerzucić ramię syntetyka przez bark i wynieść go z pokładu.

W tym czasie inkwizytor odpowiedział Eddiemu:
- Tak. Na pewno wątpię, aby jedna osoba zrobiła coś takiego samemu, nieważne jak magiczna. Ale o tym porozmawiamy na przesłuchaniu. Choć do nas, opuścimy okręt. Nie chcę cię widzieć przy konsoli sterowej ani minutę dłużej. - Stwierdził inkwizytor. Jego maska kompletnie zasłaniała jego twarz, wliczając oczy, przez co niemożliwym było stwierdzić, czy to żądanie było typowym zarządzeniem, czy reakcją na wykrzykiwania Karasu.

Zostało 18 minut do pełnego funkcjonowania silników.
Zostało 3-17 minut zanim Karasu uzyska dostęp do systemów atmosferycznych.
- NIE DOTYKAJ MNIE, JA TEŻ JESTEM ZARAŻONY! - krzyknął medyk odsuwając się od żołnierza. W jego zachowaniu dało się wyczuć przerażenie, najwidoczniej schizofremia syntetyka znalazła nietypowe zastosowanie. Haker był ewidentnie przerażony sytuacją, a Karasu wykorzystywał to na swoją korzyść. A przynajmniej tak mu się wydawało - Skarbiec głupcy, on nas wszystkich wysadzi! - powiedział roztrzęsionym głosem naukowiec.
- Czyli potwierdzasz, że nie ukradłem tego statku od cesarstwa - dodał, rozkładając ręce na boki. Nie był do końca pewien co robi Kurasu. Już kilka razy widział, jak syntetyk całkowicie zmieniał swoje zachowanie, nabierając zupełnie innej mowy ciała. Kto wie, może i tym razem syntetyk zdradzał swoich chwilowych towarzyszy. W oczach inkwizytorów opinia medyka i tak nie miała znaczenia. Z drugiej strony… Czy zdanie “nieczystego” człowieka było odbierane chociaż trochę inaczej.
- Łaskawie daję ci szansę. - sprostował Inkwizytor. Podniósł dłoń, pokazując trzy palce. Jego drugi towarzysz kliknął coś przy swoim magazynku i bez ceregieli wypalił go w syntetyka. Kilkadziesiąt strzałek wbiło się w jego ciało. Na szczęście ten organizm nie miał wnętrzności, które mogliby otruć bądź uśpić. W tym czasie ten pierwszy żołnierz, od którego doktor odskoczył, zdjął swoją broń z pleców.

Zostało 18 minut do pełnego funkcjonowania silników.
Zostało 1-12 minut zanim Karasu uzyska dostęp do systemów atmosferycznych.
Karasu nie do końca wiedział jak ma zareagować na ten nagły ostrzał, dlatego padł na ziemię i zaczął trząść się jakby dostał malarii. Chciałby poprawić efekt poprzez toczenie śliny z ust, ale jego organizm nie był żywy, dlatego pozostało mu leżeć twarzą do ziemi i udawać drgawki. Nie wiedział, czy dobrze zareagował na ostrzał, ale kompletny brak reakcji mógł być bardziej podejrzany. Z tego powodu zwyczajnie zaryzykował.
- No i co mi zepsuliście zakładnika - Eddie był wyraźnie zszokowany. Cokolwiek było w tych strzałkach, raczej nie powinno zadziałać na chmarę nanobotów. Jedną ręką ustawił autopilota, by rozpoczął procedurę startu za 8 minut. Ruszył w stronę syntetycznego towarzysza, zamierzając wyciągnąć kilka ze strzałek z ciała Kurasu. - Z ciekawości, czym zgrzeszył? - spytał.
- Paranoja. Najpewniej przez narkotyki. Nie powinien dostawać konwulsji po zastrzykach nasennych. - stwierdził inkwizytor. Gdy Eddie ruszył w stronę Karasu, dwójka żołnierzy zaczęła iść w jego stronę, trzymając ręce na karabinach. Mniej-więcej na środku pomieszczenia trójka się spotkała. Bez ceregieli, przemytnik skasował petenta po prawej niemal natychmiastową pięścią. Niemożliwym było zarejestrowanie ataku żywym okiem, więc towarzyszący mu drugi zobaczył tylko jak z hełmem wgniecionym w twarz, jego kolega odlatuje na podłogę. Nie chcąc tracić czasu, Eddie odskoczył w tył, starając się przejść za żołnierza, który w odruchowy sposób zamachnął się bronią i cisnął kolbą w brzuch niebieskoskórego, co lekko zabolało. Mniej-więcej też w tym momencie rozległ się wartki i ogłuszający ryk piły mechanicznej. Zaciskając dłonie na swoim szerokim mieczu, Inkwizytor włączył ostrze w obroty i zaczął powoli iść w kierunku niebieskoskórego. Jego krokom towarzyszyła smuga dymu spalinowego wydobywającego się z rękojeści.
Niebieskoskóry zamierzał uderzyć otwartą dłonią w tył głowy przeciwnika, tym razem wykonując “zaledwie” zwykły cios ręką znajdującą się bliżej celu. Pamiętając niesamowicie wytrzymały hełm Viktora, wolał zmienić nieco taktykę. Silne uderzenie rożłożone na całą powierzchnię ataku powinno wprawić cały element zbroi w dość silne drgania.
Wraz z atakiem chciał skrócić dystans między nim i ochroną inkwizytora, robiąc krótki, acz kończący się pod kolanem celu. Ten ruch, o ile nieco wolniejszy za sprawą znajdujących się na kostkach niebieskórego kajdan, był za ich sprawą dodatkowo wzmocniony. Następnie zamierzał, wykorzystując wyprostowaną już rękę, zaatakować dłoń trzymająca karabin i odebrać go wrogowi.
O ile samo zagranie można było uważać za dość “normalne”, w wypadku Eddiego było to tylko i wyłącznie komplementem. Przeszedł jedynie kilka treningów żołnierskich i najemniczych, hartował swoje zmysły zarówno w trakcie walki o przetrwanie w więzieniach, jak i sterując poruszającymi się w kosmosie myśliwcami. Również jego ciało było silniejsze od zwykłego człowieka. Wykorzystywanie “zwykłych” zdolności było więc najlepszym, co mógł robić. Dość proste ruchy były dobrze wytrenowane, a jego “normalny atak” był zwyczajnie lepszy niż obrona czy reakcje “normalnego” człowieka.
Karasu czekał aż inkwizytor przejdzie obok niego lub nad nim. Gdyby inkwizytor przekraczał syntetyka, ten zamierzał wbić w niego od spodu miecz. Nie zaryzykuje jednak ataku, gdyby przeciwnik przechodził obok ciała naukowca. W takim wypadku Karasu planował dalej leżeć i udawać paraliż. Planował zaatakować, gdy będzie widział plecy wroga. W takim wypadku chciał przywołać duszę Musashiego i potraktować inkwizytora soczystym Niebiańskim cięciem.
Gdy Eddie złapał za broń żołnierza klęczącego teraz przed nim, spojrzał do góry. Zobaczył inkwizytora biorącego zamach w jego stronę. W tym momencie Karasu zerwał się na nogi i posłał wiązkę energii na służbistę, która uderzyła z impetem w jego plecy, odcinając płaszcz i pozostawiając płytką rysę w pancerzu. Inkwizytor w ogóle nie zareagował, posłał cięcie na niebieskoskórego, który odskoczył z karabinem. W efekcie nieznany mężczyzna przepołowił tylko swojego poddanego. Zrobił to pojedynczym, płynnym ruchem. - Powtórzę to ostatni raz: na ziemię. Ręce za głowę. - zażądał inkwizytor, nie wyłączając ostrza. W jego ogłuszającym ryku Karasu usłyszał cichy szum. Dopiero po chwili zorientował się, że to dźwięk otwieranych drzwi. Trójka, która wcześniej obsługiwała dok z robotami, musiała zerwać się z uwagi na hałas i ruszyć w ich stronę. Lada moment tu będą.
- Nie sądzę by przepoławianie żołnierzy cesarstwa było jednym ze statutowych działań inkwizytorów - zauważył Eddie. Wymierzył karabin w inkwizytora. - Zauważ, że żaden z nas nie zabił nikogo, kto wszedł na pokład wbrew oficjalnym procedurom - niebieskoskóry nie musiał kłamać. Faktycznie nie zabili jeszcze dzisiaj żadnego sługi cesarstwa. Zgodnie ze słowami inkwizytora, nie mieli nawet sobie nic do zarzucenia. Właściwie to sprzeciwili się heretykom, którzy chcieli przeciągnąć na swoją stronę jeden z eksperymentów cesarstwa i wykorzystać go do propagowania zbrukanej wizji ludzkiej rasy. Niebieskoskóry zaśmiał się w duchu, wyobrażając sobie taką linię obrony podczas przesłuchania.
Cóż, przynajmniej biorąc pod uwagę tylko inkwizytorów, to wytłumaczenie jest równie prawdopodobne co każde inne.
- Nie wiem więc, czy to ja nie powinienem Cię teraz pojmać - zauważył.
Karasu był zaskoczony słabością swojego ataku, ale nie miał czasu na zastanawianie się nad tym. Odwrócił się bokiem, aby móc rzucić okiem na komputer i sprawdzić jak szło przejmowanie kontroli. Liczbą którą zobaczył wcale go nie usatysfakcjonowała. Medyk nie planował reagować, tylko poczekać na dalszy rozwój wypadków. Odsunął się możliwie jak najdalej, aby być poza zasięgiem ataków, a samemu mieć pełny obraz pola bitwy.
Inkwizytorzy...byli wyjątkowo bezdyskusyjni w obyciu. Pan władza być może nie chciał, może nie potrafił zrozumieć zarzutów i argumentów Eddiego, ale, tak czy siak, po prostu je zignorował. Słysząc dźwięki, które go nie satysfakcjonowały, ruszył do ataku z szybkim cięciem w stronę Eddiego. Widząc, je Eddie odchylił się w tył. Kraniec ostrza naciął jego klatkę piersiową, tworząc płynną, parzącą wręcz ranę. Nie dając się wytrącić z równowagi, Eddie natychmiast pochylił się w przód ze swoją stylową pięścią, posyłając ją w kierunku łokcia przeciwnika. Ręka poszybowała w powietrzu, chybiając cel o włos, a jej siła kinetyczna rzuciła resztą Eddiego w ruch obrotowy. Mężczyzna stracił równowagę i zaczął spadać w kierunku inkwizytora, który uderzył go głową, odrzucając obolałego przemytnika w tył na ziemię. Przeciwnik go nie dobił. Dyszał przygarbiony, powoli powracając do swojej początkowej, niezłomnej postawy. - Iskry zabijam hobbystycznie, szczylu.
Karasu ruszył do sprintu, po czym wyskoczył, uderzając mieczem od góry tak, aby wbić go pomiędzy hełm a kołnierz pancerza inkwizytora. Następnie planował użyć go niczym dźwigni, aby wyrwać hełm.
Gdy Karasu wylądował, wibracje wywołane przez opór na mieczu zatrzęsły jego dłońmi. Wbił się, choć nie był pewny czy w szparę. Gołym okiem nie było jej widać, ale, tak czy siak, miecz w czymś się zanurzył. Patrząc za siebie, kronikarz zaczął wyrywać hełm. Inkwizytor chciał go dosięgnąć, ale poruszał się zbyt wolno. Praktycznie zrzucając się na miecz, syntetyk podważył hełm, z którego podstawy zaczęły odskakiwać liczne kable, rury i zaczepy. Wtedy miecz pękł. Karasu wylądował na ziemi z połową ostrza. Inkwizytor spojrzał na niego przez ramię. Hełm mężczyzny zaczął prześwitywać, uszkodzenia były oczywiste. Karasu miał nieprzyjemność zobaczyć dość przeciętną, łysą postać, z tatuażem twarzy cesarzowej na czole. Jego hełm nie trzymał się już twarzy, dygotał do przodu i do tyłu z każdym ruchem głowy. Mimo wszystko jednak dalej tam był. Ta technologia okazała się bardziej skuteczną od tego, co posiadał Victor.
- Pokaż kotku co masz w środku - szepnął Karasu używając swojej iskry, Eksterioryzacji. Dusza medyka opuściła ciało i powędrowała w odwiedziny do inkwizytora, gdy ich spojrzenia się spotkały. Karasu liczył, że Eddie nie będzie potrzebował dodatkowych wyjaśnień, chociaż obawiał się o swoje syntetyczne dupsko - nieco nadużył Studni Dusz, więc kto wie, co Boomy odjebie, znaczy co stanie się dalej.
Niebieskoskóry rzucił trzymanym karabinem na ostrze przeciwnika. Liczył, że chociaż na sekundę wykluczy to z rozrywki miecz, któremu znacznie bliżej było do maszyn tworzącym MOM z całych istot. Nie rzadko zresztą pierwotnie nie posiadających w sobie mięsa. Wykorzystując chwilę zamieszania zamierzał wykonać soczystego i sonicznego sierpowego, który miał obrócić głowę inkwizytora o kolejne kilkaset stopni. Cóż, może chociaż kilkadziesiąt. Skoro głowa i tak była zwrócona w inną stronę, dużo łatwiej było skręcić kark denata.
Karabin wleciał prosto w wirujące ostrze, rozlatując się na kawałki i...eksplodując. Jego odłamki poleciały w każdym kierunku, jeden z nich trafił biorącego zamach Eddiego prosto w policzek, konfundując go, lekko pozbawiając równowagi i ogólnie, wytrącając z rytmu. Gdy przemytnik podniósł głowę, zobaczył, jak Karasu pada nieprzytomny na podłogę, jak gdyby ktoś go wyłączył. W tym też momencie przez drzwi wbiegła dwójka dodatkowych żołnierzy w towarzystwie trzech robotów Lu. Najpewniej przeprogramowanych.

Tymczasem Karasu znalazł się wewnątrz umysłu, czy też duszy Inkwizytora. Było to ogromne, białe pomieszczenie pełne tłumów ludzkich manekinów. Setki tysięcy ludzi stały w grupach, zamrożone w czasie podczas rozmów, posiłków, spacerów czy modlitw. Pośród nich byli tacy, z którym emanowała niebieska energia, dymiące się światło miało w sobie jakiś magiczny urok. Właśnie tym manekinom brakowało głów i kończyn, ich ciała były popękane, a ich towarzysze w rozpaczy.

Pośrodku tego wszystkiego stał inkwizytor. Był wysoki, szeroki, niesłychanie umięśniony, oraz z wyrazu twarzy — rozwścieczony.
Plan wykorzystania karabinu jako coś mającego skupić uwagę inkwizytora okazał się porażką. Zamiast dać kilka dodatkowych sekund przemytnikowi, całkowicie uniemożliwił dalszy atak. Coś jednak się zmieniło. Nie wiedział co zrobił syntetyk, jednak przeciwnik zwyczajnie nie zareagował. To dawało tak wiele możliwości.
Niebieskoskóry rozszerzył nieco nogi, obniżając nieznacznie swój środek ciężkości. Całe jego ciało znajdowało teraz oparcie w stopach, a każdy ruch wywodził się właśnie z nich. W ciągu kilku treningów, które miał przyjemność odbyć na statku, to właśnie tego typu pozycja dawała największe możliwości wyprowadzenia stabilnych uderzeń. Ponoć starożytni mistrzowie nazywali ją pozycją konia, Eddie nie miał ku temu przesłanek. Dla niego była to pozycja niska, ewentualnie podstawowa.
Wyprowadził soniczne uderzenie w kość promienistą ręki trzymającej miecz. Zamierzał przebić się na drugą stronę kończyny. Jeśli pierwsze uderzenie nie przebije na wylot zbroi, planował zwyczajnie je powtórzyć, tym razem wykorzystując drugą dłoń.
- Witaj inkwizytorze, naprawdę nie zazdroszczę Ci Twojego fachu. Wysyłanie niewinnych istot na drugą stronę, patrzenie jak towarzysze broni umierają w imię większego dobra. A to wszystko tylko dlatego, że ktoś naopowiadał Wam kłamstw. Nie musisz się jednak martwić, tutaj jesteś bezpieczny. Żadna herezja, czy zło nie spotka Cię tu. Jestem Karasu, a Ty? - przywitał z uśmiechem swojego przeciwnika syntetyk.
- A ja jestem normalnym człowiekiem, który nie znosi pseudofilozoficznej, dziecinnej gadki. Jeżeli chcesz ze mną rozmawiać, zacznij to robić jak dorosły i zrzuć te brednie. - Niezadowolenie wylewało się z inkwizytora jak woda ze spękanej dziury. - Dość się nasłuchałem waszych jęków i pieprzenia, zanim mnie tu wciągnąłeś i jeżeli dalej masz mi do zaoferowania aroganckie jęki, to się pierdol. - dusza rozglądała się na boki, badając swoje położenie.

Pierwszy cios Eddiego wywołał tylko pęknięcia w pancerzu, podobnie jak gdy walczył z Victorem, tylko słabiej. Drugi pancerz skruszył w miejscu ciosu, sprawiając przy okazji, że inkwizytor wypuścił broń. Jego ciało zaczęło powoli drgać. Podobnie sytuacja miała się z syntetykiem. W międzyczasie, widzący zamieszanie żołnierze zaczęli otaczać Eddiego z dwóch stron, ignorując ciało Karasu.
Niebieskoskóry zamierzał złapać piłomiecz, nim ten zetknie się z ziemią i, wykorzystując istniejący już pęd ostrza, odciąć jedną z nóg inkwizytora.
- Nie ruszać się! - krzyknął. O ile tego typu groźba płynąca z ust otoczonego, rannego złodzieja nie była czymś, co w normalnej sytuacji mogłoby odnieść zamierzony skutek, sprawa na mostku wygląda zupełnie inaczej. Ich przywódca właśnie ulegał wpływom i był metodycznie niszczony przez byle heretyków. Jeden z ich sojuszników leżał przy jednej ze ścian, nieprzytomny. Drugi był rozpruty przez otrze ich dowódcy. Coś było nie tak…
- Kultury Was nie uczą. Przecież mamy cały czas tego świata, nigdzie Ci się nie powinno śpieszyć. W zasadzie nie wyjdziesz stąd, póki nie zaspokoisz mojej ciekawości. Skąd pomysł, że Edward przejął statek? Nie wiecie, że jest w trakcie misji? - zapytał Karasu.
- Nie ma żadnego pomysłu. Nie będę prowadził żadnych przesłuchań na wrogim statku pod cudzą kontrolą. Nie jestem głupi. Walczycie o czas i jest to oczywiste. - sprzeciwił się inkwizytor. - Gdybyście mieli jakąkolwiek wolę się poddać, zrobilibyście to już dawno. Dałem wam liczne okazje. Ale nie. Rzucacie się, jęczycie. Nie macie czystego sumienia.

Łapiąc miecz, Eddie zobaczył, jak nagłym ruchem Inkwizytor kieruje twarz w jego stronę. Spojrzał błękitnoskóremu w oczy, gdy ten chwycił ogromny miecz i rżnął nim w nogę inkwizytora. Ostrze było ciężkie, a jego rwący mechanizm rzucał jego ciężarem na wszystkie strony. Eddie przepiłował połowę nogi inkwizytora, po czym musiał puścić broń, nim ta sama wyrwie mu się z ręki. Nietrzymane urządzenie natychmiast przestało się wiercić. Gdy tylko podniósł wzrok, zobaczył żołnierza z dwoma robotami po swojej lewej, oraz dwóch żołnierzy i jednego robota po swojej prawej. Wszyscy gotowi do wystrzału z brońmi skierowanymi w niego. Przemytnik miał ćwierć sekundy na reakcję.

- Czy tego nauczają? Tego chciałaby cesarzowa? To jej znak nosisz na czole, to jej imię powinno gościć na Twoich ustach, a jednak nie wiesz, że we własnych szeregach czai się herezja. Jesteś pewny swojej wiary inkwizytorze? Wiesz, dla kogo walczysz? Bo mnie się wydaje, że mącisz. Szukasz kozła ofiarnego, aby zatuszować swoje niecne postępki. Nawet nie wiesz kim jestem, a rękę podnosisz na mnie bez zastanowienia! - mówił coraz mocniejszym głosem medyk.
- Co ty pierdolisz. - pokiwał głową inkwizytor.
- Na statku jest zdestabilizowany artefakt w skarbcu który wywołuje szaleństwo. Dlatego nie zachowywałem się normalnie, ale tutaj, w tym wymiarze astralnym jestem sobą. Rozumiem, że moje zachowanie było dla Ciebie niezrozumiałe, ale nawet nie wiesz, z kim masz do czynienia. Robiąc tą całą szopkę zagrażacie naszemu i swojemu bezpieczeństwu. Zabrałem Cię tutaj, aby nie wywoływać większego chaosu. - odparł zdecydowanie spokojniej Karasu, patrząc w oczy inkwizytora.
Niebieskoskóry, widząc mierzące w niego lufy, zareagował odruchowo. W jego oczach najlepszą, inną od poddania się, decyzją było zejście z wszytkich linii strzału równocześnie. Miał więc tylko dwa możliwe kierunki: góra i dół. Eddie odruchowo wybrał opcję związaną z powietrzem. Zamierzał wskoczyć na inkwizytora, stojąc na rękach opartych na barkach przeciwnika.
- Parszywa magia. - westchnął inkwizytor. - Cóż, właśnie próbowałem was wyciągnąć z okrętu siłą. Odciąć nogi, jeżeli to konieczne. - wyjaśnił się. - Jak myślisz, czy to pomoże? W przeciwnym razie mogę wam zaoferować tylko uwolnienie z męk. - mężczyzna się przeżegnał. - Jeżeli jest coś, co powinienem wiedzieć o waszej sytuacji, lepiej powiedz mi, póki możesz.

Eddie wyleciał w powietrze z gradem kul rozbijających się o podłogę tuż za nim. Niebieskoskóry złapał za barki przeciwnika, łącząc swoje nogi wysoko nad jego łysą głową, po czym wykorzystując własną wagę i tempo, pchnął przeciwnika na ziemię, lecąc razem z nim. Przemytnik bezpiecznie wylądował na ciele Karasu. Syntetyk co prawda właśnie próbował wstać, ale ze złamanym grymasem osiadł z powrotem na ziemi przygnieciony ciężarem Eddiego. Dla inkwizytora nie było tak fajnie. Wylądował on tyłem głowy tuż obok kronikarza. Poluzowany hełm, zamiast amortyzować upadek, go wzmocnił, a krew wylewała się na kołnierz. Dodatkowo nacięta noga ulegał złamaniu. Z uwagi na siłę upadku oraz dodatkową wagę pancerza, dolna część kości nie miała szans na przetrwanie ciężkiego naporu. Nawet jeżeli przeciwnik się obudzi, dużo nie zdziała. Żołnierze przerwali ogień i po jednej, dwóch sekundach orientowania się w sytuacji wycelowali ponownie w Eddiego. W tym momencie okręt ruszył, powoli nabierając prędkości.

Karasu zobaczył, jak duchowa postać inkwizytora nagle pada na kolana, po czym zaczyna się podnosić z wielkim trudem, tylko po to, aby upaść ponownie i ponownie zacząć wstawać. Wola mężczyzny była niezłomna, ciało jednak ludzkie. - Będziesz musiał mnie stąd wypuścić. Nie kontroluję ciała, nie jestem pewny, co się dzieje. Twój zwariowany towarzysz próbuje mnie zabić. - poinformował Inkwizytor.

- Zanim wrócimy, musisz coś wiedzieć, inaczej czeka nas zguba. Na pokładzie jest xeno, który umie zmieniać swój wygląd. To gówno przypałętało się do nas na księżycu, gdzie przeprowadzano eksperymenty i dostało się na statek. Co gorsza, podszyło się pod naszą admirał Lu. Nie wiem co to za stworzenie, ale chyba pożera artefakty i ludzi, którzy je mają. Zaczęło buszować po okręcie pod przebraniem naszej pani admirał. Nagle roboty się zbuntowały i nas zaatakowały, a to wszystko było sprawką tego czegoś. W tym czasie to ohydztwo chciało dostać się do skarbca. I naruszyło zabezpieczenia, a my mieliśmy tam zapieczętowany ważny artefakt. No i zaczęło się piekło. Wszyscy zaczęli popadać w szaleństwo, nawet ten xeno szalał po statku, zabijając wszystko na swojej drodze i zmieniając postaci jak mu wygodnie. Victor Corvus kazał nam dostać się na mostek i zablokować wszystkie grodzie. W ten sposób planował zabezpieczyć skarbiec i zapieczętować go, by artefakt nie wywoływał szaleństwa. Samemu zaś poszedł zapolować na xeno, bo podobno ma z nimi prywatne porachunki. No i zniknął razem z potworem oraz naszą admirał, nie zdziwiłbym się, jakby gdzieś walczył. A nam się nie udało odciąć grodzi do skarbca, boście się nagle pojawili. No i widzisz sam, inkwizytorze, jak zareagowaliśmy, jak jacyś obłąkańcy. Ja jestem tylko zwykłym kronikarzem cesarskim. Nie pisałem się na takie szaleństwo. Jedno jest pewne, Twoi żołnierze lada chwila rzucą się sobie do gardeł, jeśli nie odetniemy skarbca. I kto wie, gdzie jest to plugastwo i kogo teraz udaje.- zakończył ze smutkiem w głosie Karasu, nie śpiesząc się z uwalnianiem duszy, a raczej udając, że to długotrwały proces.
- Możecie teraz wziąć tego inkwizytora i stąd spierdalać. Może jego propagowanie czystości rasowej stoi ponad prawem, ale niektóre jednostki wewnątrz armii mają większą autonomię i niezależność niż inne - poinformował zgromadzonych. Jego lewa noga znajdowała się tuż nad twarzą - W przeciwnym wypadku zginie. I jego śmierć będzie zgodna z prawem. Naruszył autonomię jednostki wojskowej nie mając ku temu przesłanek. Zaatakował agenta w trakcie utajnionej misji, której priorytet jest wyższy niż jego życie - dodał. Jeżeli którykolwiek ze zgromadzonych ruszyłby się bez jego zgody, zamierzał, z całą dostępną w jego ciele siłą, wykorzystać łysą czaszkę inkwizytora jako bardzo praktyczny blok startowy. Jeśli będzie trzeba, wyrzuci jeden z granatów błyskowych i zacznie sprint w wyraźnie obniżonej, znajdującej się poniżej zwyczajowej linii strzału, pozycji. Planował obalić najbliższego przeciwnika na ziemię, przejść za niego i wykorzystać jego ciało jako tarczę.
- To skradziony okręt świętej pamięci admirał Louise Cypher-Queen. Jeżeli nie posiadacie dowodu waszej misji, nie mamy żadnej innej możliwości niż wszcząć dochodzenie. Wasz sprzeciw sugeruje jego brak. Proszę o jego zaprzestanie i udanie się na miejscową komendę. - grzecznie poprosił wojskowy. Jego kolega w tym czasie powoli skierował się w stronę konsoli sterowej.
Niebieskoskóry po prostu kontynuował wcześniejszy plan. Gdy znajdzie się za najbliższym celem, zaatakuje pięścią w wątrobę przeciwnika. Następnie wyprowadzi kolejne uderzenie, tym razem w łokieć celu. Planował w ten sposób zniszczyć jego staw i przejąć kontrolę nad karabinem.
Eddie sięgnął do pasa i przycisnął głowę inkwizytora do ziemi. Jednocześnie wybił się, z potęgą wbijając głowę fanatyka w podłogę pokładu, jak i cisnął urządzenie przed siebie. Na błysk granatu żołnierze ślepo otworzyli ogień w kierunku, w którym znajdował się wcześniej Eddie. Chybili kompletnie. Przemytnik bez trudu obezwładnił jednego z żołnierzy, robiąc z niego żywą tarczę, jak i uzyskując dostęp do jego broni.
Inkwizytor przytaknął Karasu skinieniem głowy. - Zrobię co w mojej mocy. - obiecał.
Karasu nie ufał inkwizytorowi, ale nie widział powodu, aby dłużej siedzieć w jego głowie. Jego dusza była dla niego całkowicie nieprzydatna - medyk zyskał na czasie tyle, ile umiał. Zakończył połączenie i postarał się wrócić do swojego ciała.
Eddie zamierzał, wykorzystując ciągle utrzymujące się zamieszanie, wystrzelić w głowę jegomościa idącego w stronę konsoli sterującej. - Bierzcie inkwizytora i wypierdalać - powtórzył, tym razem jeszcze bardziej stanowczo. Zniknęły prośby, zniknęły tłumaczenia. W pokoju nie było już miejsca na perswazję. Pozostali przy życiu aktorzy mieli dość prosty wybór. Kontynuować zadanie i zapłacić za to żywotem inkwizytora, a co za tym idzie – zaprzepaścić jakiekolwiek szanse swojego awansu wewnątrz cesarskich struktur, bądź też wycofać się. Ta możliwość, o ile podobnie hańbiąca, odbija się jednak głównie na kalekim inkwizytorze.
 
Fiath jest offline