Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2018, 11:23   #36
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Gdy kule trafiły w jednego z żołnierzy, pozostała dwójka natychmiast wycelowała w Eddiego. To, co on powiedział w tym momencie, nie było istotne. Samoistny odruch i lata treningu sprawiały, że reakcją na atak był kontratak. Przeciętny osobnik jak Eddie, nie sprawiający wrażenia grozy pomimo swoich niesamowitych wyczynów, nie był w stanie tego przedyskutować. Jednakże kto inny na sali miał wystarczająco groźną charyzmę.
Gdy inkwizytor podniósł głowę z ziemi, żołnierze zastygli. Dedykowany cesarzowej mężczyzna wyrwał piłę ze swojej nogi, po czym wbił ją w podłogę pokładu i wykorzystał jako oparcie, aby się podnieść. Z każdym jego ruchem krew chlustała spod hełmu na podłogę. Gdy Karasu otworzył oczy, zobaczył nad sobą twarz umierającego człowieka.
- Wybacz, zgubiona owieczko. W tym stanie jedyne co mogę ci obiecać...to, że nie skrzywdzimy nikogo innego. - powiedział do Karasu, łapiąc się za pierś, po czym zdarł kaftan z pancerza, odsłaniając pod nim materiały wybuchowe.
- Beeeeeeee - Karasu sparodiował dźwięk wydawany przez owcę. W tym samym momencie sięgnął po pocisk z niedawno znalezioną trucizną i wbił go w zranioną nogę inkwizytora. Liczył na to, że skoro paraliż miał być skuteczny na ogromnego xeno, to na zranionego i zmęczonego człowieka podziała ekspresowo.
Niebieskoskóry nie miał powodów do dalszych działań. Inkwizytor był już unieruchomiony, pozostali w pomieszczeniu żołnierze nie stanowili większego zagrożenia. Eddie wycelował w jednego z nich, gotów do strzału, gdy tylko pojawią się jakieś sygnały zagrożenia.
Inkwizytor uniósł dłoń, gotowy uderzyć w detonator. - L'imperatrice è grande! - krzyknął i zastygł. Oczy odwróciły mu się na drugą stronę. Umarł na stojąco, obezwładniony przez swoje rany i truciznę, którą wbił w niego Karasu. Jeżeli wszyscy inkwizytorzy byli równie zawzięci, ta walka stanowiła przestrogę dla chytrej pary.
Niepewni siebie żołnierze podzielili swoją uwagę: jeden wycelował w Karasu, a drugi w Eddiego. Stanęli w tych pozycjach, czekając.
- Powtórzę po raz ostatni, wypierdalać - przemówił niebieskoskóry. Widać było, że jest bardziej niż gotowy do zaciśnięcia palca na spuście. Pomimo tego, że właśnie zabił kilka osób, które jedynie wypełniały rozkazy, nie miał wyrzutów sumienia. Bronił jedynie siebie, oraz tego, co do niego należy. Właściwie, sam nie był pewien, dlaczego jeszcze ich nie zastrzelił. Zamierzał poczekać pięć sekund. W wypadku braku odpowiedzi chciał odstrzelić celującego w niego żołnierza, następnie wpakować kilka kolejnych naboi w twarz ostatniego ludzkiego abordażystę.
Karasu połączył resztkę miecza z pozostałym kikutem ręki i nakazał nanobotom zmianę formy w tarczę. Medyk planował zasłonić się przed celującym do niego żołnierzem i wycofywać się w stronę konsoli, aby zobaczyć ile muszą jeszcze czekać na możliwość podkręcenia grawitacji.
Eddie zobaczył drgnięcie palca na karabinie przeciwnika i odruchowo wręcz odpalił swój. Sprężyna ruszyła, młot uderzył w kulę, załączył zapalnik, wysadził proch, wypuścił kulę. Pocisk poszybował w stronę przeciwnika, prześlizgnął się tuż obok nadlatującej kuli tego samego kalibru, po czym czmychnął między zszycia pancerza i ugodził żołnierza pod hełmem, wbijając się w szyję i pozbawiając go kontroli. Trafiony odchylił się i wymachnął bronią z dala od swojej pierwotnej linii strzału. Eddie dostał w brak, ale nie było to przesadą. Prawe ramię prawie natychmiast straciło na sile, kula wbiła się w nieporęczny splot mięśniowy. Obrażenie nie będzie jednak stałe, muszą tylko uzyskać chwilę spokoju. Eddie opanował się i wystrzelił w szarżującego, przeprogramowanego robota, dziurkując go doszczętnie, ale też wyczerpując swój magazynek.

Poza strzałami Eddiego na mostku rozbrzmiał również dźwięk rykoszetów, gdy te wybijały rytmy o tarczę Karasu, który szybko przemknął do konsoli admiralskiej. Programowanie było już ukończone. Jednym guzikiem mógł zmieniać wszystko, od ilości tlenu po siłę grawitacji. Był to perfekcyjny moment, ponieważ kamery ukazywały widok całej armii żołnierzy szarżującej w stronę mostku.
Karasu nie wahał się, tylko od razu przestawił odpowiednie kontrolki tak, aby na całym statku prócz mostku zwiększyć grawitację tysiąckrotnie. Liczył, że to skutecznie uziemi armię inkwizycji.Przy okazji krzyknął do Eddiego - Weź głęboki oddech - po czym znacznie obniżył ilość tlenu na mostku. Liczył na to, że oszołomieni żołnierze będą słabszymi przeciwnikami dla niebieskoskórego. Senność powinna okazać się dla nich zgubna. Medyk nie planował utrzymywać niskiej ilości tlenu na długo - potrzebował tego na chwilę, aby dać przewagę swojemu sojusznikowi. Korzystając okazji syntetyk postarał się znaleźć moduł odpowiadający za kontrolę nad robotami. Chciał wyłączyć maszyny, aby te kontrolowane przez fachowców inkiwzytora nagle nie wtoczyły im się na mostek.
Ranna ręka niebieskórego opuściła opróżniony karabin. Dla ostatniego znajdującego się na mostku żołnierza musiało to być źródłem dość sporej ulgi. Przemytnik, który dziwnym trafem był znacznie lepiej wyszkolony niż większość żołnierzy, pokonał na ich oczach inkwizytora, najwyraźniej w końcu zaczynał tracić siły.
Wziął głęboki oddech, odepchnął lewą dłonią swoją tarczę i, z pomocą kopnięcia obrotowego, wysłał ją w stronę ostatniego żywego żołnierza. Eddie zamierzał ruszyć w stronę przeciwnika gdy tylko ten zostanie zmuszony do zejścia z toru lotu ciała. Następnie, wykorzystując zdrową rękę, zamierzał wykonać proste uderzenie wymierzone w krtań celu.
Żołnierz również usłyszał ostrzeżenie Karasu. Drugą dłonią puścił broń i sięgnął do hełmu, aby coś przełączyć — prawdopodobnie zapasowe źródło tlenu. Gdy Eddie wyrzucił w stronę mężczyzny zwłoki, ten się tym nie przejął. Jeden z towarzyszących mu robotów wybiegł na przód i złapał martwego petenta... Tylko po to, aby zaraz po tym paść na ziemię — dezaktywowany zdalnie przez kontrolę na mostku. Żołnierz zdziwił się, gdy jego pomocnicza maszyna padła na ziemię. Nie zdążył ponownie złapać za broń. Dłoń Eddiego rozwaliła mu krtań.

Był to sukces jakich mało. Dzięki zmianie grawitacji cała reszta wojsk została zabita w przeciągu sekund, ich organy zgniecione przez ich własny pancerz. Co prawda Karasu odrobinę przesadził, część robotów, wszystkie naczynia w kuchni i kilka zawieszonych szaf również zostało zmiażdżone, ale nie licząc tego para odzyskała na własność cały okręt. Może Edward nie zrobił tego oryginalnie, ale teraz faktycznie był złodziejem okrętu... No chyba, że misja Louise wcale nie była fałszywa.

Patrząc na konsolę sterową Eddie zobaczył coś, co przeoczył wcześniej: stan paliwa. Lu w końcu nie zdołała zatankować gdy byli w laboratoriach. Nie udało im się znaleźć rozwiązania na brak energii w pompie. Tu, na stacji, też tego nie zrobiła. Ponieważ wystartowali stosunkowo powoli, jeszcze nie było tak źle. Ze swoją iskrą Eddie mógł wykonać dokładnie jeden skok, zabrać ich w jedno specyficzne miejsce i...co potem? W każdym razie gdyby wcześniej maksymalnie przyśpieszył start, po prostu spaliłby całe paliwo i ledwo drgnął z miejsca. Ostrożność się opłaciła.

- Domyślam się, że nie masz konkretnych planów na najbliższe kilkaset godzin? - spytał niebieskoskóry, wpisując lewą ręką odpowiednie koordynaty. Niezależnie od tego czy potrzebowali naprawy najwidoczniej niezbyt legalnego statku, kupca na okręt zdolny pomieścić małą armię czy przebudowy go, by nie zwracał aż tyle uwagi. Niezależnie od tego wizji najbliższej przyszłości, chyba właśnie tego typu rozwiązanie powinno zapewnić największe możliwości uratowania Anne.
- Prócz zajęcia się armią dusz żołnierzy, którą właśnie przez swoją głupotę rozdrobniłem na cząsteczki to nie, nie mam planów.- odrzekł wyraźnie wstrząśnięty medyk. Miał w sobie Anioła Śmierci, ale sam Karasu zdecydowanie nie cieszył się z rezultatów podjętych przez siebie działań.
- Czyli nie masz nic przeciwko, by zająć się ciekawą przypadłością przyjaciółki, o której wspominałem? - spytał krótko.
- Jeśli tylko nie będzie to ciekawy przypadek Benjamina Buttona to nie ma problemu. Zobaczę co w mojej mocy. - odpowiedział syntetyk zadowolony, że będzie mógł starać się komuś pomóc.
- To lecimy - niebieskoskóry aktywował silniki na pełnię ich możliwości. Potrzebował tylko kilku chwil by rozpocząć faktyczny, wyraźnie wykraczający poza normy poznawcze, lot. Przemytnik wziął głęboki oddech i skupił się na samym sobie. Błyskawicznie zdawał sobie sprawę, że jego świadomość wykroczyła już poza fizyczne granice ciała. Jeśli istoty wykorzystujące iskry mogły świecić jak gwiazdy, to Edward właśnie zaczął błyszczeć. Zamierzał przestać, gdy pojawi się w zwyczajowym, przeważnie zostawianym zupełnie wolnym miejscu przy jednej z baz Zacharego.
 
Fiath jest offline