Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2018, 16:20   #29
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Aurora zareagowała jako pierwsza. Jeden z duchów został trafiony jej zaklęciem, ale nie zrobiło ono na nim niemal żadnego wrażenia. Wciąż przeskakiwał od cienia do cienia, poruszając się z upiorną gracją.
Keek jęknął po cichu ze strachu, wyciągnął łuk i strzelił w najbliższy cień, modląc się do wszystkich bóstw, by duchy chociaż trochę były powiązane z planem materialnym, by można było je zranić. Strzał kobolda przeszedł przez jeden z cieni. Wydawało się przez chwilę, jakby rozrywał go niczym delikatną tkaninę, która jednak po chwili zeszła się znów w całość. Koblodowi wydawało się też, a może to tylko cienie płatały figle, że przez upiorną twarz ducha przemknął jakiś dziwny wyraz bólu.
- Damy radę wszyscy razem, musimy się przebić! Osłaniać kapłankę i elfkę, potrzebujemy ich magii! - Kargar zawołał do tyłu, walcząc ze strachem w obliczu nadprzyrodzonego zła. Desperacko mierząc przeciwnika wzrokiem i zastanawiając się, czy jego miecz lub młot podziała na te cieniste stwory, zajął pozycję nieco z przodu szykując się na natarcie wroga.
Daivyn miał wrażenie, że strzał Keeka dał jakiś pozytywny efekt, dlatego też strzelił, mierząc do tego samego ducha.
- Zapalcie pochodnie – zawołał w stronę niedźwieżuków. - One chyba boją się światła.
Efekt ostrzału był mizerny, ale to, co wcześniej wydawało się koboldowi, musiało być prawdą. Istota, choć zbudowana z cienia musiała odczuwać ból, lub przynajmniej go pamiętać.

Mniejsze cieniste duchy rzuciły się na przód, mknąc niczym czarne chmury, ale były od chmur znacznie szybsze.
Pierwszy, darty pociskami kobolda i elfa, wzniósł się nad wojownikiem pilnującym drzwi. Młot opadł ze świstem przecinając jedynie powietrze, kiedy zwinna niczym wiatr istota wywinęła się z pod powolnego ciosu nieużyteczną bronią. Kolejny duch przeszedł przez ścianę, zamierzając chwycić Alladien swoimi cienistymi szponami. Ixion czuwał jednak nad swą wierną wyznawczynią, bo palce ducha co i rusz młóciły jedynie powietrze. Ostatni z trójki atakujących przeleciał ścianę, wpadając na jednego z niedźwieżuków. Ten wybałuszył tylko oczy ze strachu, a sierść na karku podniosła mu się niczym u kota. Widmowe palce zacisnęły się na szyi niedźwieżuka, dusząc go. Potwór wył z bólu, próbując strząsnąć z siebie lepkie paluchy, ale ich dotyk mroził mu końcówki futra dodatkowo raniąc.
Wielki Cienisty duch zmieniał swój kształt i wolno szybował dookoła pomnika, jakby czekając, aż jego mniejsi słudzy zakosztują wpierw krwi i dusz śmiertelnych. Upiorne wycie rozległo się po całej komnacie, drażniąc uszy. Jakby w odpowiedzi na to wezwanie płyty nagrobne stojących pod ścianą trumien upadły z łoskotem na podłogę, odkrywając mroczne kształty. Zaświeciły ogniki w starych, zmurszałych czaszkach. Martwe ręce chwyciły za broń, gotowe ukarać śmiertelników za ich bluźnierstwo.
Alladien odwróciła na chwilę głowę w kierunku łucznika:
- Te maszkary ulękną się jedynie słońca. Choćbyśmy rozpalili milion pochodni, nie ulękną się. - Następnie wyciągnęła rękę w kierunku ducha napastującego jednego z niedźwieżuków, odmawiając modlitwę mającą na celu posłać w jego stronę święty ogień - Wróć do swych cieni, nieumarła maszkaro!
Święty płomień uderzył w atakującego niedźwieżuka cienia. Ten zwinął się niczym kłąb dymu, który wleciał przez okno do domu, a który został wygoniony przez przeciąg sprytnej gospodyni. Paroksyzmy bólu przecinały widmową twarz, kiedy duch cierpiał, palony przez święte płomienie przywołane przez kapłankę.

Niedźwieżuki zaczęły wpadać w panikę. Zmieszane, przestraszone przez upiornego przeciwnika, zaczęły zachowywać się tak, jakby miały za chwilę uciec do korytarza, którym przyszły. Jedynie zaatakowany niedźwieżuk próbował desperacko ratować swoje życie, młócąc swoją maczugą na prawo i lewo. Jego wysiłki były równie skuteczne co Kargara. Ciężka broń po prostu nie trafiała w zwinnego i ulotnego niczym mgła przeciwnika.

Szkielecie kształty, które wypełzły z trumien, ruszyły w stronę tych, co naruszyli spokój krypty. Zardzewiała broń wlokła się za nimi, klekocząc po podłodze. Uniosły się kusze, dźwięknęły dawno nie używane łuki. Coś huknęło z oddali, w kłębach dymu. Pociski rozorały plecy widma, o ile jakieś miało. Krzyczało w niemym bólu, darte strzałami, które przeleciały przez nie, wbijając się między kamienie framugi drzwi. Kula z tajemniczej broni uderzyła w kolczugę wojownika, posyłając go o krok do tyłu, kolejny bełt przerwał kilka ogniw na ramieniu, raniąc dotkliwie. Wojownik ledwo stał, na szczęście większość salwy szkieletów rozbiła się o ściany.

Aurora ponownie rzuciła w cienia lodowy pocisk. Efekt zaklęcia był jeszcze mniejszy, niż za pierwszym razem i Aurora stwierdziła, że zabicie potwora w ten sposób zajęłoby wieki. Za pomocą mrozu udało jej się nieco zmniejszyć jedną cienistą kończynę.
Keek wyciągnął rapier i wbił go z całej siły w kłębiącego się upiora, który dusił niedźwieżuka. Kobold niemal czuł, jak rapier zagłębia się w jakąś nieziemską istotę, której chłodny dotyk momentalnie oszronił ostrze, ale duch nie zareagował, tak jakby nic się nie stało
Kargar desperacko machał młotem i nawet udało mu się kilka razy trafić potwora, rozmazując jego sylwetkę po całym korytarzu. Stwór jednak znów składał się z powrotem, choć nieco wolniej niż poprzednio przy ostrzale. Widać było, że ciosy awanturników odnoszą jednak skutek i jakby spoistość duchów miała jakieś fizyczne granice.
- Walczcie, pokonamy je razem, umiemy je zranić, chcecie zginąć jak tchórze?!! - zawołał do niedźwieżuków po goblińsku, prawie powalony bełtami szkieletów Kargar, rozpaczliwie zbierając w sobie siły. Jednocześnie starał się walczyć z cienistymi upiorami. Niedźwieżuki nie zwracały jednak uwagi na krzyki Kargara.
Daivyn zamienił łuk na miecz i zatakował najbliższego ducha. Podbiegł z bronią w dłoni w kierunku ducha atakującego Alladien i zanurzył ostrze miecza w mrocznej sylwetce. Miecz momentalnie pokrył się delikatną mgiełką mrozu a zraniona istota niemal od razu zaczęła łączyć rozcięcie, które zostało zrobione bronią elfa.
- Zaatakujecie szkielety! - zawołał do niedźwieżuków. Niedźwieżuki jednak tylko patrzyły skonsternowane, i całkowicie ignorowały Daivyna. Albo go nie rozumiały, choć niewątpliwie w Thyatiańskim się wyznają, albo po prostu elf nie miał wystarczającego autorytetu, by nimi potrząsnąć.
Duch atakujący Alladien, wstrząśnięty ciosem elfa cofnął się nieznacznie do tyłu, zawirował w powietrzu i uderzył w elfa cienistymi pazurami. Czarne łapy chwyciły elfa za gardło, na które wystąpił od razu trupi kolor. Żyły i arterie stały się od razu widoczne pod blednącą skórą elfa, w miarę jak duch wysysał życiodajne soki z wojownika. Chwilę później bezwładne ciało Daivyna upadło na posadzkę krypty niczym szmaciana lalka. Duch atakujący Kargara bezsilnie młócił łapami powietrze. Wojownik robił co mógł aby unikać szponów potwora, co mu się udawało, choć kilka razy Kargar poczuł lodowaty dotyk widma na swojej kolczudze. Widmo duszące niedźwieżuka wpiło się w jego gardło. Sierść posiwiała mu, czy to ze strachu, czy to może od szronu, jednak po chwili i jego ciało zwaliło się na ziemię, zimne i bez życia.
Wielki Cienisty duch wciąż krążył i wył dokoła pomnika, aż w końcu zniknął gdzieś za jedną z kamiennych ścianek, w cieniu.
Alladien spojrzała z pewnym lękiem na padającego obok niej na ziemię Daivyna. Na szczęście wojownik jeszcze oddychał, chociaż należało mu szybko pomóc.
- Musimy wziąć się w garść, wszyscy! Razem możemy przegonić ich do zaświatów, gdzie ich miejsce! - zakrzyknęła kapłanka, po czym posłała kolejną dawkę świętego ognia na cienia, który zabił właśnie jednego z niedźwieżuków. - To nie jest miejsce dla nieumarłych!
Płomienie zesłane przez wyznawczynię Ixiona ogarnęły cienistego ducha. Śmierdziało eterem, kiedy jego eteryczna powłoka paliła się w świętym ogniu, a popiół spadał na podłogę. Chwilę później po duchu nie pozostał już nawet ślad. Niedźwieżuki stały jednak zdezorientowane. Alladien zdała sobie sprawę, że jej wyczyn chwilowo zatrzymał ucieczkę, ale w tępym wzroku ich przywódcy widać było, że potrzebuje konkretnej wskazówki odnośnie tego, czego się od nich oczekuje.
Bugbeary stały więc, wpatrzone w kapłankę niczym w swojego szefa, patrząc i czekając na rozkazy. Kiedy jednak bełty i strzały szkieletów zaczęły sypać się gęsto w kolejnej salwie, ruszyły do przodu niczym stado dzików, równie bezwładnie jak one, i z takim samym impetem. Aurora czuła się niczym w futrzastej trąbie powietrznej, kiedy brutalne istoty przebiegały obok niej. Keek z trudem starał się unikać ich włochatych stóp.

Szkielety obrały sobie na cel stojącego w przejściu Kargara. Dwie strzały uderzyły go w kolczugę, nie przebijając jej, jedna ponownie rozdarła stojącego naprzeciwko niego ducha. Kłąb dymu pojawił się w oddali i kolejny huk wyszczerbił kawałek framugi kamiennego przejścia, a ostatni bełt ślizgiem przesunął się po podłodze i zatrzymał się za plecami awanturników, przechodząc jakimś cudem pomiędzy ich stopami. Kargar dostrzegł, jak część szkieletów nie mających żadnej broni strzeleckiej ustawia się w idealnym szyku przed pomnikiem, zagradzając do niego dostęp.

Aurora pochyliła się nad leżącym elfem, próbując opatrzyć mu rany, jednakże chwilowo nie potrafiła pomóc rannemu. Wyglądało to tak, jakby upiór wyssał ogromne ilości sił witalnych z całego ciała.
Keek ponownie zamachnął się biczem na widmo blokujące mu dostęp do wojownika. Cios był tak zręczny, że trafił eterycznego potwora prosto w jego gorejące zimnym światłem oko. Coś jakby pękło w duchu, który momentalnie zaczął rozpływać się w powietrzu. Po chwili jednak, powoli niczym płynący syrop kawałki mrocznej mgły zaczęły się łączyć.
Kargar, stale tkwiący przy wejściu, dalej walczył z już mocno rannym upiorem.
- Poteżna Petro, pomóż nam w walce z tymi, którzy zbezcześcili twój ołtarz! - zawołał w stronę pomnika. Szeroki cios Kargara rozproszył w końcu kolejnego ducha. Światła w zimnych oczach zgasły, a mrok rozpłynął się, zostawiając na młocie wojownika sadzę zmieszaną ze szronem.
Mniejsze widmo chwyciło kolejnego niedźwieżuka za gardło i poczęło go dusić. Szpony siegnęły do klatki piersiowej stwora, sięgając bezpośrednio do serca. Niedźwieżuk padł jak ścięty kosą, z zamrożonymi przez szron oczami.

Ostatnie widmo płonęło w wyczarowanym świętym płomieniu Ixiona, sypiąc popiołem na wszystkie strony. Niedźwieżuki, słysząc polecenie kapłanki i wyczuwając swoją szansę, rzuciły się na przód, w stronę strzelających w nich szkieletów. Dwa najbliższe szkielety zostały po prostu zmiecione na bok wielkimi maczugami kudłatych brutali, którzy pędzili jak oszalali w kierunku pomnika, w typowo niedźwieżukowym stylu, niczym rozpędzone stado.
Szkielety nie pudłowały. Cios miecza otworzył szeroką ranę na piersi jednego niedźwieżuka, bełt kuszy wbił się w nogę kolejnego, a kolejny obłok dymu i trzask z dziwnej broni wyrwał sporą dziurę w ramieniu niedźwieżuka, próbującego obejść swoich kamratów od boku.

Aurora widząc, że towarzysze i niedźwieżuki radzą sobie dość dobrze, postanowiła ponowić próby pomocy “kuzynowi”.
- Nie umieraj mi tu! Nie zdążyłam jeszcze opieprzyć cię za twój kretynizm! Żyj! - zawołała, próbując pomóc elfowi. Po chwili, mając pewność, że łucznik przeżyje, obserwowała poczynania reszty drużyny.
Keek widząc szansę na przebicie się przez grobowiec, rzucił się za niedźwieżukami, próbując znaleźć miejsce między zdecydowanie większymi od profesora brutalami, by zadać cios szkieletowi. Bicz kobolda trzasnął nad głową niedźwieżuków sięgając jednego ze szkieletów. Cios oderwał czaszkę, która trzasnęła w ścianę obok.
Kargar również podążył za niedźwieżukami, pokrzepiony tym, że najbliższe upiory padły, a nietypowi sojusznicy awanturników przynajmniej ruszyli swoje wielkie tyłki.
Alladien ruszyła powoli przed siebie, rozglądając się uważnie dookoła.
- Widział kto może gdzie schowało się czwarte widmo? - spytała głośno, starając się przekrzyczeć bitewny harmider. Kapłanka nie dostrzegła jednak żadnego śladu czwartego widma, znacznie większego od pozostałych i na pewno bardziej groźnego. Nie chcąc tracić więcej czasu na widocznie bezowocne poszukiwania, postanowiła kontynuować dotychczasową strategię, mimo świadomości, że ta pewnie straci na efektywności. Wymierzyła dłonią w najbliższego jej kościotrupa i wypowiedziała kolejny werset.
- Nimiejszym Ixion cię osądza!
Szkielet okazał się jednak dosyć odporny na płomienie, które go ogarnęły i nie chciał spłonąć do końca. Widać było, jak jego łuk i część zbroi wtapia się w niego niczym wosk, i część kości pękała w wysokiej temperaturze, ale stwór wciąż stał.
Bugbeary kontynuowały swoje natarcie. Tłum masywnych bestii roztrącał szkielety na wszystkie strony. Strzelcy dosłownie rozsypali się pod naporem ich ciał, kości pękały miażdżone masywnymi pałkami. Niedźwieżuki wpadły do głównej komnaty. Pomnik stał się niemym świadkiem zagłady niemal wszystkich pilnujących go szkieletów, kiedy brutale po prostu stratowały ustawionych, ożywieńczych obrońców, łamiąc jak zapałki nastawione na sztorc włócznie.
Szkielety kłuły wściekle włóczniami, nic sobie nie robiąc z niszczycielskiej mocy ich przeciwników. Odporne na strach i grozę walki, wbijały swoją zardzewiałą broń w ciało rannego już od kuli niedźwieżuka, który padł w kałuży krwi.
 
Kerm jest offline