Ciśnięta w mrok pochodnia przez moment oświetliła znajdujące się za rzeźbionym portalem pomieszczenie, a raczej tylko jego sąsiadującą z korytarzem część. Jak okiem sięgnąć w ścianach wykute były nisze, w których spoczywały ciała przodków Nadanidusa. Jednak jakiś czas temu, ktoś zakłócił spokój zmarłych, rozbijając płyty nagrobne i wyciągając trupy. Potrzaskane kości leżały bez ładu i składu na ziemi, wymieszane z resztkami szat i gruzem pochodzącym ze zniszczonych płyt. Od razu rzucało się w oczy, że ktoś, kto sprofanował zwłoki, pozbawił je również wszystkich kosztowności, z którymi zostały pochowane...
Cymmeryjczyk wielkimi susami, zupełnie nie zważając na ostrzeżenia Makhara dotyczące możliwych pułapek, pędził w kierunku zadymionego końca korytarza. Dym szybko się rozwiewał i Areon dostrzegł leżące pod ścianą, poszarpane truchło złodzieja. Obok kucał Hyrkańczyk i jęcząc ocierał twarz z krwi. Jego szata dymiła się i nosiła ślady nadpalenia.
- Tam! On pobiec tam! - wycharczał nieskładnie Arslan, wskazując czerwonym od krwi palcem na korytarz wiodący w kierunku wyjścia z podziemi. A więc Constantus chciał uciec do miasta! Barbarzyńca spojrzał w tamtą stronę, jednak w mroku nie zobaczył uciekającego kapłana.
Realizując plan Cymmeryjczyka, Makhar i Berwyn zawrócili do koszar. Możliwie najszybciej przebiegli między posłaniami martwych już żołnierzy Nadanidusa i dobiegali do drzwi, kiedy przed sobą usłyszeli zgrzyt i jakieś, niezrozumiałe jeszcze głosy.