Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2018, 21:00   #30
BloodyMarry
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Aurora poczęstowała zaklęciem kolejnego szkieleta, ledwie dostrzegając go zza kamiennego przejścia. Mróz przyprószył szronem jego zmurszałe kości, z których kilka pękło w niemal teatralny sposób.
Kobold podbiegł do przodu i świsnął biczem, posyłając kości nieumarłego na posadzkę grobowca. Upiorny klekot kości stanowił epitafium dla jeszcze jednego tworu plugawej magii.
Kargar rozglądał się dookoła, zastanawiając się, gdzie podział się największy z upiorów. Trzymał się nieco z tyłu żeby mieć oko na kapłankę.

Ogromny cień przesłonił przez moment migoczące światło pochodni leżącej na podłodze przed pomnikiem. Spadł niczym całun na truchło jednego z nieszczęśników, którzy wcześniej przybyli do tej krypty. Blada twarz, otoczona mrocznym, podartym płaszczem ukazała się awanturnikom w całej swojej potwornej okazałości. Keek niemal dostrzegał kosmyki eteru otaczające istotę, wijące się niczym macki. Alladien mogła jedynie patrzeć z przerażeniem na straszliwego upiora, którego jakaś mroczna magia sprowadziła na ten świat, głodnego krwii śmiertelnych i ich dusz.
- Zabiorę… je… wszystkie… - Szept będący krzykiem przedarł się nawet przez łomot włochatych stóp na posadzce. Upiór sięgnął w dół, w stronę jednego z niedźwieżuków. Ten, wybałuszywszy oczy w przerażeniu, próbował się cofnąć, ale istota, jakby zirytowana jego oporem uniosła szponiastą rękę, w której zalśnił kiścień, zrobiony jakby z samego cienia. Broń opadła w dół, przedzierając się przez ciało jakby go nie było, a kiedy upiór szarpnął ręką, łańcuchy oplotły duszę niedźwieżuka, wydzierając ją z ciała. Włochaty brutal upadł na posadzkę niczym kukiełka której odcięto sznurki (trafienie, kill)
Alladien krzyknęła w stronę ostatniego z widm, starając się ukryć swój lęk nawet przed samą sobą:
- Pókim żywa, nie pozwolę ci na to! - Wyrzekłszy te słowa, w zdenerwowaniu wyciągnęła w jego stronę rękę, po czym wykrzyczała w niebiańskim, usiłując spalić widmo świętym płomieniem. - Nakazuję ci nas przepuścić!
Szyderczy śmiech istoty był jedyną odpowiedzią na atak i apel kapłanki. Płomienie nie imały się potwora, a ten demonstracyjnie wsadził jeszcze cienistą łapę pod jeden z jęzorów niebiańskiego ognia, rozpalonego przez Alladien, której serce truchlało słysząc jego rechot.
Niedźwieżuk, który wcześniej rozmawiał z, Alladien zawył z przestrachu.
- Do wyjścia! - wrzasnął i ruszył biegiem w stronę widocznych w oddali drzwi. Reszta jego włochatej bandy podążyła za nim, desperacko próbując uciec z grobowca
Ostatni szkielet nie gonił niedźwieżuków, za to stanął w przejściu, wykonując do końca jakiś mentalny rozkaz swojego upiornego pana. Wyczuł swoimi zmysłami niewielkiego kobolda i dźgnął włócznią, chybiając jednak zwinnego łotrzyka.

Aurora użyła swej mocy by dodać sił Daivynowi, a potem stanęła za Keekiem i kolejnym zaklęciem poczęstowała ostatni szkielet. Zaklęcie Aurory oszroniło kolejnego szkieleta. Czar nie mógł jednak równać się z wytrzymałością ożywieńca, który uparcie stał na kołyszących się nogach, klekocząc żuchwą i potrząsając groźnie włócznią.
Keek zmienił ponownie broń na rapier. Kobold uderzył rapierem, jednym, czystym cięciem ścinając ożywieńcowi nogi w kolanach. Szkielet upadł na podłogę, rozsypując się po kamiennych kaflach, a Keek podążył za niedźwieżukami.
Kargar przesunął się do przodu i stanął obok Aurory, gotowy zareagować, gdyby ostatni duch ruszył w jego stronę. W tej samej niemal chwili Daivyn, który odzyskał część sił, podniósł się, chwycił za broń i ruszył w ślad za Aurorą.
Wielki cień poruszył się szybko, wyczuwając drobną istotę próbującą przebiec obok niego. Ledwie zdołał go trącić upiornym kiścieniem. Łańcuchy zagrzechotały, kiedy dusza kobolda próbowała wyrwać się z ciała, ale profesor krzyknął z bólu, i szarpnął się do tyłu, upadając na ziemię. Wściekły duch rozejrzał się za kolejną ofiarą. Wyczuwając cztery duże dusze, biegnące przez komnatę podążył za nimi.

Alladien zrobiła kilka kroków.
- Keek żyje! - zawołała do pozostałych członków drużyny, po czym po raz kolejny wysłała w stronę widma kulę świętego ognia..Płomienie Ixiona ponownie objęły upiora, który, zajęty ściganiem niedźwieżuków, wydawał się nie zwracać na nie uwagi. Kapłanka nie zauważyła, by jej zaklęcia odnosiły jakikolwiek efekt na tej mrocznej istocie, która wydawała się po prostu zbyt potężna.
Niedźwieżuki uderzyły w kamienne drzwi grobowca. Pierwszy odbił się bezsilnie i upadł na podłogę, zamroczony. Drugi jednak lepiej wykorzystał impet, a może drzwi już były wzruszone wcześniejszym uderzeniem, w każdym razie niedźwieżuk wyleciał z nimi na zewnątrz w ogłuszającym trzasku kruszonego kamienia. Kolejny wyskoczył za nim. Ostatni żyjący, zręcznie unikając cienistych sponów upiora przeturlał się po podłodze i rzucił w kierunku wyjścia, w czasie gdy jego zamroczony kompan zbierał się z podłogi. Grobowiec zalała fala jasnego światła, które oślepiłoby wszystkich, gdyby nie fakt, że pomnik stojący na samym środku komnaty rzucał długi cień, prosto na czających się koło kamiennych murków awanturników. Upiór obrócił się w stronę cienia a jego lodowaty wzrok wbił się wasze dusze.

Aurora, widząc że niedźwieżuki przebiły się przez drzwi, postanowiła postawić wszystko na jedną kartę.
- Pieprzyć to… - rzuciła pod nosem i rzuciła się biegiem w kierunku drzwi.
Kargar rzucił się również do wyjścia, widząc że ataki kapłanki nie mają efektu na upiorze, a niedźwieżuki dotarły do przejścia. Widząc leżącego kobolda przerzucił go sobie przez ramię. Daivyn doszedł do wniosku, że cokolwiek zrobi, to i tak źle to się dla niego skończy. Dlatego też postanowił iść w ślady kompanów... acz nie posunął się tak daleko, jak oni.
Upiór, zawył aż tynk posypał się z sufitu. Ofiary uciekały mu, a bezczelny wojownik jeszcze zabierał jego łup.
- Wezmę….twoją….duszę - wychrypiał i uderzył na wojownika. Cienisty kiścień oplótł Kargara i chwilę później, było już po wszystkim. Martwe ciało wojownika uderzyło z brzękiem zbroi o podłogę, kiedy krzycząca w niebogłosy dusza wojownika zaplątała się w łańcuchy. Upiór chwycił ją swoimi pazurami, i rozerwał na strzępy, rechocząc.
- Spróbuj dopaść mnie, grzeszna duszo, zamiast pastwić się nad mymi owieczkami! - krzyknęła Alladien, czując że znajduje się na granicy załamanie. Głos się jej łamał, a do oczu napływały łzy. Śmierć niedźwieżuków potrafiła jeszcze jakoś znieść, ale nie śmierć jej kompana. Nawet takiego zdobytego może ze trzy godziny temu.
- A może twe nieumarłe serce zna jednak strach? Upiór sięgnął swoimi cienistymi szponami do przebiegającej kapłanki ale zdołał jedynie złapać jej przelatujące obok włosy. Zawył z wściekłości i spojrzał gorejącym wzrokiem na elfa... który uprzejmie się ukłonił.
Po niedźwieżukach został jedynie kurz, kiedy ich włochate stopy niosły ich daleko poza grobowiec.
Aurora krzyknęła z przerażenia widząc upadające ciało wojownika i potwora rozrywającego jego duszę. Bez namysłu podbiegła do nieprzytomnego kobolda, podniosła go i uciekła w kierunku wyjścia. Biegnąc raz spojrzała w tył spoglądając w kierunku, gdzie znajdowali się jeszcze pozostali towarzysze. “Przepraszam... musicie sobie jakoś poradzić” pomyślała wybiegając przez “otwarte” przez niedźwieżuki drzwi.
Elf nie zamierzał czekać, aż duch przyjdzie do niego i wyładuje na nim swoją wściekłość. Ruszył biegiem w stronę lśniącego światłem słonecznym wyjścia, po drodze zabierając plecak kobolda.
Upiór wył. Przykuty do miejsca swojej pokuty nie był w stanie ścigać swoich przeciwników. Elf widział, jak upiór podchodzi do ciał niedźwieżuków i Kargara, i szepcze w mrok jakieś sylaby, wypełnione mocą. Z ciał niedźwieżuków podniosły się kolejne, cieniste widma, a z ciała Kargara powstała podobna istota z cienia, przyobleczona w mroczny pancerz.

Aurora i Alladien przypadły do ciała rannego kobolda. Chwilę nad nim spędziły, próbując rozgrzać jego niewielkie członki, zmarznięte niczym sople. Po chwili obie spostrzegły, że kobold oddycha i krążenie mu wróciło.

Awanturnicy znaleźli się na zboczu stromej góry, stanowiącej doskonały widok na całą dolinę. Pod nimi rozciągał się zielony dywan sosen i świerków, słońce świeciło wysoko na niebie, niebieskie niebo przecinały co jakiś czas białe chmury. Elfy czuły powiew wczesnej wiosny. W oddali widać było jednak dymy, wiele dymów jakby ktoś na horyzoncie rozpalał ogniska. Duże ogniska. Alladien, będąc często na wojnie w swoim ojczystym Ethengarze widziała już podobne, znaczące tylko jedno - hordę pustoszącą okoliczne ziemie. Odgłosy bębnów w oddali, niosących się spod pobliskiej góry nie pozostawiał wątpliwości, któż to bawi się w podpalacza. Goblinów było znacznie więcej. W oddali widać było trakt, odcinający się brunatną linią od zieleniejącej już trawy. Wyglądając zza góry i patrząc na wschód można było dostrzec lśniącą niczym lustro taflę płynącej nieopodal rzeki. Bystre oczy elfa mogłyby nawet zauważyć niewielką łódkę z białym żaglem, sunącą na południe. Ktokolwiek spojrzałby do góry, widziałby jednak jedynie mgłę, powoli opadającą w dół. Zza jej jeszcze rzadkich pasemek, przebijał się ciemny dym. Góra płonęła z jednej strony, choć ogień był bardzo daleko, to nozdrza elfów łowiły jego zapach gnany wiatrem.


Aurora odetchnęła czując puls kobolda, po czym przeniosła wzrok na elfa.
- Ty! - rzuciła donośnie, podnosząc się znad kobolda.
- Ile jeszcze dusz musi ucierpieć z powodu twojej głupoty i lekkomyślności, zanim w końcu zmądrzejesz?! - popchnęła łucznika. - Jakbyś tak jak Keek stał na w ukryciu, a nie lekkomyślnie złaził po tych schodach, to może nie wpadłbyś w pułapkę i Kargar nie straciłby życia ratując twoją lekkomyślną dupę! Keek też o mało nie zginął. Sam ten zwiad był najbardziej poronionym pomysłem na jaki można było wpaść! To było logiczne, że po tamtej akcji nie będą bezczynnie czekać i pić herbatki!
Zdaniem Daivyna Aurora chyba nie pomyślała o tym, że gdyby nie on poszedł, to wybrałaby się tam Alladien, ale nie miał siły ani ochoty na ten temat dyskutować.
- Ja… - westchnęła Alladien, łamiącym się głosem. Dłonie jej jeszcze drżały, a łzy nie chciały przestać spływać po policzkach. - Nie chciałam poprowadzić tych niedźwieżuków i Kargara na śmierć. Chciałam pójść przodem, zobaczyć z czym mamy do czynienia, wrócić i przygotować się. Ale to wszystko działo się zbyt szybko. Zanim się zorientowałam, wybuchła batalia. No i te gobliny za naszymi plecami. - Przerwała na chwile, walcząc z żalem o każdy oddech. Sięgnęła do plecaka po urywek sztandaru i zaczęła nerwowo mielić go w dłoniach, aby odzyskać jakoś nad sobą panowanie. - Szkoliłam się przez cały ten czas w sztukach magicznych i wojskowych, aby nie pójść w ślady mego wodza, a w godzinie próby i tak was wszystkich zawiodłam.
- Trzeba było mnie słuchać, gdy mówiłam, że nie możemy iść tam bez planu. Ba! Trzeba było mnie posłuchać i iść innym korytarzem, a nie pchać się tam z powodu głupiego wschodu słońca! Może, gdybyś odpuściła, to Daivyn i Keek nie poszli by na ten zwiad, nie doszłoby do pojmania elfa, a w związku z tym do walki! Możliwe, że gdybyś wtedy dała sobie przemówić do łba, to Kargar byłby teraz żywy wśród nas! - Aurora nie panowała nad swoją złością. Rzucała słowami, niczym nożami, nie zwracając uwagi na to, jaki ból i przykrość sprawiają one kapłance.
- Wschód słońca, boska wola czy bitewny sztandar nie powinny przysłaniać ryzyka. Ale… Ja nie chciałam. Gotowa byłam nawet pójść sama i zginąć, byleby was nie narażać… - znowu nie mogła złapać oddechu. - Ja wiem, że dla nich znajdzie się lepsze miejsce, kiedy tylko uwolnię ich jakoś z okowów tego stworzenia. Że z tej sytuacji nauczę się ostrożności. Że to i tak cud że po spotkaniu z widmem jeszcze ktokolwiek z nas żyje. Ba! Że nie potrafiło mnie złapać, gdy wtedy obok niego przebiegłam. Ale… Ale moje serce dalej krwawi. Nie umiem tego zmienić…
- Nie musiałabyś koło niego przebiegać, jakbyśmy tam w ogóle nie poszli! Ostrożności się nauczysz? Szkoda, że o niej nie myślałaś, kiedy z twojego powodu poszli na ten zwiad! A twoje “nie chciałam” nie wróci Kargarowi życia! “Nie chciałam”, to można powiedzieć, jak spytasz kobietę, który to miesiąc, a ona nie jest brzemienna tylko otyła, ale w przypadku, kiedy ktoś stracił życie “nie chciałam” nie działa! - druidka rzuciła oschle. - I jakbyś pomyślała wcześniej, to teraz nie musiałabyś płakać, że nie możesz tego zmienić.
- Ja nie płaczę przez to, że nie mogłam tego zmienić! - rzuciła histerycznie Alladien, łapiąc się za włosy. - Ani o to, że mogłam. Przecież poszli na zwiad, abyśmy mogli ocenić czy kontrnatarcie może się powieść. Skąd miałam wiedzieć, że Daivyn praktycznie sam się im zwiąże? Albo że tam na górze jest widmo łakome krwi? Przepraszam… - Kolana się pod nią ugięły, ale jeszcze stała jakoś na nogach.[/i]
- Ty teraz żartujesz?! - elfka spojrzała na młodą kapłankę jak na wariatkę. - Kontratak? Widziałaś ile było tych goblinów, gdy uciekaliśmy? - przyłożyła palce do skroni i zaczęła je masować. “Trafiłam tu z bandą kompletnych idiotów i samobójców” pomyślała.
- Jak ty chciałaś organizować jakikolwiek kontratak, biorąc pod uwagę ich przewagę liczebną? Albo wiesz, nie odpowiadaj. Od twojej dziwnej logiki boli mnie już głowa. - Odwróciła się na pięcie i odeszła kilka kroków dalej, po czym usiadła na trawie i wzięła kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić.
- Po tamtej masakrze do dzisiaj przed snem często nachodzą mnie myśli, że nie zasługuję na żaden oddech, jaki biorę… - Alladien ściszyła głos i zaczęła chodzić w kółko. - I słyszę te wojenne bębny… Czuję ciepło krwi, zapach walki, rozległe pola zaścielone trupami. Zawiodłam wtedy ich wszystkich i byłam zbyt słaba. W zakonie miałam być silniejsza… Ale znowu… Jestem jedynie słabym dziewczę w blaszanej parodii zbroi.
- Przestań już jazgotać - rzuciła elfka spokojniejszym już głosem. - Bo tego użalania nie da się już słuchać. Jak będziesz całe życie sobie wmawiać, że jesteś słaba, to będziesz słaba. Jesteś kapłanką… w dodatku bardzo młodą i dźwigasz na sobie duże brzemię. Musisz sobie jednak uświadomić, że świat jest podły i że nie dasz rady wszystkich uratować. A także musisz także nauczyć się rozgraniczać kiedy masz iść ślepo za wolą swego boga, a kiedy musisz odpuścić dla dobra innych. - położyła się na trawie i spojrzała w niebo. - Wiara ma być głęboka, a nie ślepa. Na ślepo łatwo się potknąć…
- Wiem to o słabości. Mój pan, drugi ojciec… Właściwie to wszyscy mnie tego uczyli. Zwyczajnie czasem… nachodzą mnie takie myśli. Mam wrażenie, że jestem chora… - Alladien zaczęła się powoli uspokajać. Usiadła, opierając się plecami o górę za nimi. - Poza tymi bębnami… Te są prawdziwe, prawda? Gobliny są blisko i coś knują. A ja… Ja chcę tylko porozmawiać z drugim ojcem. Napisać pieśń… Albo wiersz. Nawet losowe słowa. Zapomnieć o tej porażce… Przekuć ją w zwycięstwo. Zwyczajnie kiedy tylko dochodzi do takich sytuacji, jakaś część mnie bierze mnie za potwora… Takiego jak mój wódz. Ale oczywiście masz rację. Chciałam tego czy nie, powinnam była pójść naokoło. W najgorszym wypadku odprawiłabym pokutę. Po prostu to wszystko… Światło, jaskinie, obcy mi awanturnicy, gobliny i pająki… Za dużo tego. W głowie mi aż szumi… Dzięki Ixionowi, że jesteś tu ze mną.
- To już nic nie mów i się uspokój, wycisz się… - Druidka zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Powietrze z zewnątrz było zdecydowanie przyjemniejsze niż w jaskini, nawet jeśli czuć było unoszący się z oddali dym. Po chwili spojrzała na kapłankę, przez chwilę zastanawiając się jak po takiej reprymendzie może ona dziękować za jej towarzystwo.
- ...Nie ma za co. Jak znów będziesz wariować, to znowu cię opieprzę. - Zaśmiała się lekko pod nosem i dalej obserwowała leniwie płynące po niebie chmury...
- Mój drugi ojciec… Dla niego plany to ledwie mizerna górka do obejścia w kilka kroków. Jeśli chcesz, mogę się go spytać, jak się czują twoi bliscy. Nie wiem czy to zrobi. Raczej nie mogę mu rozkazywać… Ale to dla niego przecież nic. Jeśli chcesz, oczywiście… - wyszeptała cicho.
- Już ci mówiłam, że nie interesuję się boskimi sprawami. Moi bliscy nie żyją i nic tego nie zmieni… Zostawmy już ten temat. - odparła nie odrywając wzroku od nieba.
Aasimarka skinęła jedynie głową, spoglądając wysoko na niebo.
- Obiecuję wam, którzy polegli w tamtym grobowcu. To może mi zająć kilka dni, muszę odzyskać siły, naszykować się, przestudiować strategie nieumarłych, ale wrócę tu i was uwolnię. Nawet jeśli nie dam rady widmu, pozwolę waszym duszom odejść. Przyrzekam wam to na ten sztandar - powiedziała cicho, starając się aby elfka nie mogła jej usłyszeć, w niebiańskim języku. - A wam obiecuję poprawę… Choćby miały mnie diabły rozszarpać, nie przełożę już boskich praw ponad wasze życie… - dodała w ten sam sposób, spoglądając na resztę ocalałych.
Następnie wstała i odłożyła sztandar do plecaka, szykując się do dalszej drogi. Zaczęła od prób wypatrzenia jakiegoś ustronnego miejsca, gdzie mogliby nieniepokojeni rozbić obozowisko.
 
BloodyMarry jest offline