Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2018, 19:30   #234
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Na drużynę runęło stado sierściuchów pochodzących z tego kręgu piekła, gdzie mieścili się już ludzie macający bułki bez ich zakupu. Mówiło się co prawda, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Tutaj raczej mieli do czynienia z czymś, co w człowieku najbardziej lubiło śledzionę.
Zbyszek ponownie nabawił się problemów z co bardziej dyskretnymi częściami ciała. W odpowiedzi na atak dokonał równie heroicznego, co niebezpiecznego czynu. Czar mógł zabić wroga, ale i wszystkich wokoło. A już szczególnie zważywszy na wszechobecny opar o składzie dań serwowanych w goblinich restauracjach. Wirkucipałek z kolei… wyglądało na to, że lekko się przyciął. Choć Silverballs nie mógł tego wiedzieć (a byłaby to kłopotliwa świadomość) przez głowę krasnoluda przeskakiwały kaskady chaotycznych wspomnień. Ich wspólnym mianownikiem były próby integracji z rozmaitymi zwierzętami. To z kolei musiało być cokolwiek trudne dla obydwu stron, gdyż personę rodzaju Wirkucipałka mógł polubić tylko ktoś o osobowości litej skały.
Był wreszcie i on, pozostawiony z dwójką wrogów. Stop, właściwie jednym - wydedukował łucznik, słysząc co Bogdan wyrabia z kundlem. Kojarzyło się to z fabryką bólu, trepanacją czaszki i wyjściem z rozwydrzonym gówniarzem do restauracji. Nic to specjalnie nie zmieniało. Jeden psiak czy cała armia - Partridge posiadał zadziwiającą umiejętność zbierania ran, nawet gdyby walczył z emerytowanym szachistą w śpiączce.
Wtem mu zaświtało! Wciąż miał łuk z chaty starego dziada. Szybko wyciągnął nabytek i od razu napiął cięciwę. Tamta zadrżała w rytm jego rąk, bowiem strach wylewał się przez skórę elfa.
Lecz Partridge nie zamierzał odpuścić. Postanowił podjąć wyzwanie tu i teraz.
Nie tylko Wirkucipałka nawiedzały retrospekcje. W krytycznych momentach przed Partridgem również stawały sceny z przeszłości. Były to czasy dzieciństwa, jakie tchnęły jakąś słodką naiwnością, a co za tym idzie, dodawały mu otuchy (choć może była to zwykła zgaga). Dokładnie teraz, wizualizował siebie jako ośmioletniego ledwie Patrysia, którego ojciec lubił zabierać na treningi pokrętnika. Była to ulubiona gra elfów, choć żaden nie potrafił do końca wyjaśnić jej zasad. Najważniejsze było jednak to, że rozgrywka kończyła się w momencie, kiedy zawodnik padał na ziemię i symulował złamanie z przemieszczeniem. Czyli po dwóch minutach.
Te chwile szczególnie cenił, zważywszy iż stanowiły jedyną przerwę od prania go po tyłku. Jeden trening zapamiętał zaś szczególnie dobrze. To wtedy jakimś cudem udało mu się zdobyć kilka punktów. Ojciec okazał mu tak rzadki przejaw czułości, pogładził po włosach i rzekł:
- Widzisz synu. Jednak nie jesteś taki tragiczny. W ramach nagrody przesuniemy twoją adopcję o kilka dni.
W ślepych oczach teraźniejszego Partridge’a zajaśniała łza. Ktoś niegdyś w niego wierzył. Nie mógł teraz zawieść. To była jego chwila! Każdy ruch miał więc opanowany i ściśle skoordynowany. Silverballs stanął w rozkroku, poprawił ułożenie łokci oraz dłoni, podniósł łuk do góry i…
No właśnie, zapomniał że brakuje mu amunicji. Nie pamiętał również, że dzięki nowej zdolności, była mu ona zbędna. Tak to już wyglądało, kiedy ktoś posiadał pamięć rozwielitki po przejściach.
Tak czy inaczej, nastąpiła błyskawiczna zmiana planów.
Partridge ujął oburącz jeden koniec łuku i mocno się nim zamachnął. Kompletnie na oślep i byle gdzie. W taki sposób najbardziej lubił. To z kolei przypomniało mu inną lekcję ojca. Zdaje się, że udzielił mu ją po szóstym miodzie pitnym za pomocą drewnianej lagi.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 23-08-2018 o 21:29.
Caleb jest offline