Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2018, 09:58   #33
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Namiot wieczorem

Jaszczur zawinął się w kłębek na małym sienniku i przykrył się otrzymanym kocem. Jednym okiem zerkał przez otwarte klapy namiotu na gwiazdy które powoli pojawiały się na niebie. Udało im się dostać nieco pieniędzy i jedzenia, oraz schronienie. Zasłyszeli też kilka plotek które mogły im teraz pomóc. Zwłaszcza jemu, kiedy był tak daleko od domu.
- To csso jutro ssrobimy? Armia jessst chyba nie dla nasss, ss kapłanami tessz bym uwasszał, ale w ssumie dobssze było by mieć z ssnimi dobre relacje. Najchętniej ssprawdził bym ten miecz, no i te dokumenty które ssagineły w ruinach. - Patrzył przez chwilę w dal, przyglądając się ludziom w tym obozowisku. Potem kontynuował.
- Widze dobre ssnaki na niebie, które ssprzyjają sssprawie ssaginietego dziecsska i tego mordersstwa. No i porwane ssieci. Mało kto ssprawdzi to lepiej nissz my.
- Kapłani, dziewczynka, miecz, sieci. - enumerował zamyślony Oosa. Trudno było mu się skupić. Był świeżo po występie. Związane z nim emocje jeszcze z niego nie uszły. Nie spodziewał się, że jego gra, na niespotykanym tutaj instrumencie i pełna nieznanych lądowcom rytmów i harmonii, zostanie tak dobrze odebrana przez miejscowych.
- Nawet w tej kolejności, w której wyliczyłem - rycerz podsumował po chwili i zaczął tłumaczyć swoje wybory. - Mikhailowi dobrze się z oczu patrzy, a i traladańskiej wierze nie mogę niczego zarzucić. Halav, Petra, Zvirchev... Nas też jest trzech - zażartował, chowając pantam do skórzanego pokrowca - choć przydałby nam się jakiś ludzki pośrednik do kompanii.
- Prędzej uważałbym na rywala Mikhaila, Atticusa - Oosa wrócił do rozważań, zwężając błoniaste oczy. Wziął głęboki oddech. - Ogólnie nie pchajmy się w coś, czego nie rozumiemy. Nie chcemy stać się ślepymi narzędziami w czyiś rękach, prawda? Mamy większy potencjał. A że jesteśmy obcymi, nie możemy pozwolić sobie na złą reputację, bo pogonią nas trójzębami... To znaczy: widłami - poprawił się tryton. Zamilkł na dłużej. -
Rozumiem, że naszym długookresowym celem pozostaje wybranie się do Ierendi? Tutaj w końcu nic nas nie trzyma, poza brakiem statku i - dodał ciszej - mglistą obietnicą audiencji u “marionetkowego” barona - tryton podkreślił przymiotnik, gdyż nie wiedział, ile prawdy było w plotkach. - Na pewno jesteś tam mile widziany i chcesz tam wrócić? - spytał się Dalianthola Oosa, bardziej ze względu na brak głębszej i dłuższej znajomości z genasim niż jakieś podejrzenia.
- Tak - skinął głową genasi. - oczywiście. Wyspy Irendii to wspaniałe miejsce, gdzie każda uczciwa osoba się odnajdzie. Moja rodzina jest wspaniała! Może rodzice nie mają zbyt wiele czasu, ale moje rodzeństwo zawsze się o mnie troszczyło i to się nigdy nie zmieni.
Gregora, który szukał właśnie śmiałków skłonnych do dołączenia do niego w poszukiwaniu chwały i bogactwa (póki co nie udało mu się znaleźć w tych trudnych warunkach nikogo sensownego), zaciekawiła muzyka którą usłyszał podczas wizyty w garkuchni, nigdy nie słyszał tak egzotycznych tonów, nie brzmiało to również jak to coś co Thyastianie nazywali muzyką. Jego zdziwienie było tym większe gdy dojrzał kto gra, było to jakieś morskie stworzenie którego nigdy nie widział (tryton?), któremu towarzyszył jasczuroczłek i jeszcze jedna morska istota, nosząca się dumnie i bogato ubrana. Kierowany częściowo ciekawością, a częściowo nadzieją, że dziwni obcy mogą mu jakoś pomóc w osiągnięciu jego celów, zdecydował się za nimi podążyć. Weszli do namiotu gdzie rozmawiali. Kiedy zbliżył się by zapukać, usłyszał jak rozmawiają o bogach-herosach Traldaru, co wydawało się być dobrym znakiem.
Oosa-Aqua-Alfa siedział i patrzył na Dalianthola, oczekując jego odpowiedzi, kiedy do namiotu wszedł olbrzymi nieznajomy. Nie wyglądał po prostu na kolejnego miłośnika ich egzotycznej muzyki. Raczej na kłopoty.
- Przedstaw się - powiedział w swoim trytońskim stylu, formułując rozkaz tam, gdzie powinna znaleźć się prośba lub pytanie.
Rycerz wykonał lekki ukłon, lustrując dziwnych przybyszów czujnym spojrzeniem. Z jego ruchów biła duma, chociaż pokrywająca kolczugę tunika w czerwono-czarnych kolorach z niewielką domieszką złota, z godłem przedstawiąjącym czarnego smoka z sercem przebitym mieczem, była wyblakła, nieco dziurawa i najwyrażniej świetność miała za sobą.
-Witajcie, jestem rycerz Gregor Dragonescu, zaciekawiło mnie co przybysze z tak odleglych krain robią w Celvinium w tych przykrych okolicznościach które tu mamy. Zastanawiam się, czy nie potrzebujecie pomocy kogoś kto bardziej orientuje się w lokalnych stosunkach. Pochodzę z rodu darzonego w Traldarze szacunkiem, choć ostatnio przyszły dla nas gorsze czasy.
Genasi wstał powoli i lekko skinął głową.
- Seafoam z rodu Danlianthol. Owi przybysze z odległych krain pragną się rozeznać w panującej tu sytuacji i jedynie wspomóc mieszkańców, aby i ich domy nie zostały zrównane z ziemią za sprawą goblinów. A naszym celem pobocznym jest zarobienie kilku złotych monet, ponieważ… po drodze nieco straciliśmy. Ale dlaczego ktoś nieznajomy byłby tak skłonny nam pomagać? - genasi obrzucił rycerza podejrzliwym spojrzeniem.
-Dla nas Traldarczyków, gościnność jest świętym obowiązkiem, a wy jesteście przecież gośćmi, którzy jak rozumiem, chcą pomóc w walce z goblińską plagą.. - jak zwykle to rodowici mieszkańcy tych ziem wezmą na siebie ciężar walki, a Thyastiańczycy przyjmą chwałę na siebie…- westchnął Gregor, zastanawiając na ile to co słyszy jest prawdą.
-Wygląda więc na to, że mamy wspólne cele, ja również oprócz pomocy rodakom potrzebuje zarobić nieco złota, niestety aktualnie posiadam go za mało bym mógł nosić się w sposób godny mojego stanu i dziedzictwa. Możemy rozważyć połączenie sił, oprócz walki z goblinami interesuje mnie też poszukiwanie miecza Dragosa Śmiałego, który zaginął w okolicach rzeki Szuturgi, mam podejrzenie, że może to być ostrze które było niegdyś w posiadaniu jednego z mych przodków. -Rycerz spojrzał na pozostałych dwóch z dziwnych przybyszów.
Teototeco wynurzył się spod koca, pod którym wcześniej był schowany całkowicie i można było tylko zobaczyć jakieś lekkie poruszenia i usłyszeć jakieś posykiwania. Szponami trzymał dwie kule, jedną ze złotego metalu, drugą kryształową w której widać było coś na kształt gwiazd.
- I chcessz nass do pomocssy. A csso my będziemy ss tego mieli? - Zapytał w pierwotnym.
- Słyszeliśmy o kilka przedsięwzięciach, przy których moglibyśmy współpracować i podzielić się zyskami... Zaś miecz byłby jeden. Nas byłoby czterech, więc ciężko będzie się podzielić - zauważył Oosa - chyba że masz czym zapłacić, tak jak ten, który poszukuje jakichś dokumentów w ruinach. - Nie wyglądasz jednak na majętniejszego niż my, nawet zbroi nie masz porządnej... - powiedział obiektywnie, bez żadnej złośliwości, bo i sam nie miał się czym pochwalić. - Wracając do miecza, mówię, że miecz byłby jeden, bo może wcale nie istnieć, a nawet jeśli, ryzyko może być ponad nasze siły, czy połączone, czy nie. Do tej pory przeżyliśmy dzięki ostrożnym posunięciom, nie zabawie w błędnych rycerzy. Poza tym... czemu nie szukasz pomocy pośród swoich? - tryton zmrużył błoniaste oczy.
Seafoam uśmiechnął się, bo podobało mu się tak pragmatyczne podejście Oosy, ale ukrył uśmiech pod dłonią, aby nie wzbudzić negatywnych emocji u rycerza.
Gregor szerokimi oczami wpatrywał się w jaszczura, wyglądającego na jakiegoś szamana i jego dziwne kule, zanim przeniósł na powrót skupione spojrzenie na trytona.
- Wasz przyjaciel zajmuje się magią? Jeżeli już macie jakieś plany, to jestem skłonny nieco w sprawie miecza poczekac, jeżeli jest mi przeznaczony to i tak trafi w me ręce, prawda? - uśmiechnął się nieco cynicznie.
- Nie magią, gwiazdami - Oosa przypomniał sobie o karze za czarostwo i wybrał ostrożną odpowiedź. Swoją drogą nie rozumiał kary “stosu”. Wydawała mu się okrutnym, prymitywnym barbarzyństwem. W jego podmorskim świecie prawie wszystkie zbrodnie i występki przestępca musiał zadośćuczynić poprzez czarodziejski geas lub świętą misję zlecaną przez duchowych władców Smaar. - Jeśli wiara w przeznaczony tobie miecz, który w odpowiedniej chwili sam ci wpadnie w ręce, pozwoli nam się skupić na realizowaniu bardziej pragmatycznych celów, chętnie podzielimy z tobą tą wiarę.
- A pośród miejscowych chwilowo ciężko kogoś znaleźć kto by się nadawał, wy zakładam już niejedno przeżyliście? Tak jak powiedziałem, chwilowo brakuje mi środków, ale mój ojciec władał bogatymi ziemiami zanim zginął za wolność Traldaru, a ja nie mam zamiaru długo cierpieć biedy.
- Przecież jest was cały naród. Jeśli choćby w tym mieście trudno o znalezienie kilku mieczy, to niedobrze o was świadczy - odrzekł Oosa.
-Kilka mieczy się znajdzie, ale uznałem, że z jakieś przyczyny bogowie postawili was na mojej drodze, przypadkiem usłyszałem jak porównywaliście się do naszej trójcy herosów-założycieli, co uznałem za dobrą wróżbę. - Odparł rycerz z lekką nutą irytacji, choć nadal starał się zwracać do trytona i pozostałych z szacunkiem. Jakie to pragmatyczne cele masz więc na oku?
- Więcss chcsee ssarobić. A do czego mossze sssię pszydać. - Syknął jaszczur w stronę trytona.
Oosa popatrzył na swoich dotychczasowych kompanów. Westchnął ciężko. Wszyscy byli przecież wyrzutkami. Gregor wydawał się stracić równie wiele przez lądową wojnę, której tryton nie rozumiał, co on przez podmorską. Ich czwórka była dziwną zbieraniną stworzoną przez przypadek (czy gwiazdy jak chciał Tetoteco), wojny i inne nieszczęścia, które połączyły ich i wyrzuciły na jeden brzeg, tak jak wezbrana rzeka wyrzuca i osadza na plażach dryfujące, czarne, wygładzone o kamienie kawałki drewna. Nie mógł być bardziej podejrzliwy wobec Gregora niż był wobec Dalianthola czy Tetoteco. Rycerz w końcu wstał.
- Niech będzie, choć wydajesz się pokładać więcej wiary w przeznaczenie i los niż paladyni i kapłani. Przejdźmy do rzeczy. Oosa-Aqua-Alfa ze Smaar zwany Mąciwodą - podał błoniastą dłoń Gregorowi, w głowie z dziwnym rozbawieniem zastanawiając się, czy zapamięta coś więcej niż “Oosa” i czy dłoń nie będzie mu się wydawała zbyt śliska, wręcz czekał na ten grymas niezadowolenia. - Jeśli zaś chodzi o cele... - pokrótce wspomniał o tych, które w skrócie w swoich dyskusjach nazywali: kapłan, dziewczynka i sieci.
- Mam nadzieję, że umiesz dobrze pływać i jesteś gotowy na ewentualną wyprawę do Ierendi - podsumował tryton. - Co tak w ogóle potrafisz? - zapytał się zgodnie z sugestią czarodzieja.
Gregor odzwajemnił uścisk dłoni Gregora i wymienił z nim uprzejmości, zauważając, pomimo egzotycznej rasy, pewną rycerskość w jego postawie.
-Pływać umiem, a zobaczyć podwodny świat….- zaśmiał się z lekkim niedowierzaniem. - Czemu nie, choć wątpię czy bym chciał tam zostać.
Jeżeli chodzi o to co potrafię, to przede wszystkim od dziecięcia ćwiczyłem się w sztuce rycerskiej, jestem wprawiony w szermierce i noszeniu zbroi, jestem w tym znacznie lepszy niż przeciętny żołdak. Znam się też na dowodzeniu. A wy?
Jeżeli chodzi o wasze plany.. - Michaił Valero to dobry i mądry człek, chroni naszą starą wiarę, uratowanie dziewczynki to szlachetny czyn, choć wiele na tym nie zarobimy, możemy przy okazji poszukać brata rycerza Stefana, za niego szlachcic oferuje sporą nagrodę. Zaś co do walki z potworem niszczącym rybakowi sieci, pewnie woda to dla was naturalny żywioł, mam nadzieję, że też się przydam.
- Jeszcze pozostają ruiny, o których wspomniałem wcześniej - dopowiedział Oosa. - Dokumenty dokumentami, ale taka ekspedycja może okazać się owocna w wiele innych znalezisk. - W Smaar takich jak ja nazywano, tłumacząc bezpośrednio - Oosa chwilę się zastanowił, marszcząc czoło - bastionami czy przedmurzami. W waszym języku najbliżej będzie mi do... galanta? Paladyna? Jestem jeszcze niezaprzysiężony, stąd wolę się nie posługiwać tym tytułem.
- Sssbadajmy sssieci, ssnajdźmy dziewczynkę, a potem wybiesszemy ssię do ruin, kiedy będzssiemy mieli trochę grossza. Będziemy mogli ssię psszygotować.- Jaszczur znów zawinął się w kłębek pod swoim kocem, tak że znów wystawała mu tylko głowa.
- Ruiny jeszcze przemyślę - wtrącił się w pierwotnym Seafoam, unosząc nieco palec wskazujący prawej ręki - to brzmi niebezpiecznie. Reszta brzmi wyśmienicie. No i jak mówił rycerz, możemy zająć się też zaginięciem tego szlachcica. Nie wiem czemu, ale czuję dziwną przyjemność w żołądku na myśl o utarciu nosa bandzie skorumpowanych ważniaków i jeszcze dostać za to wysoką zapłatę.
Oosa przytaknął.
-Paladyn? Interesujące, są u nas zakony rycerskie, choć nie widziałem nigdy by przyjmowali kogoś z tak egzotycznej rasy. Z waszych pomysłów wyprawa do ruin podoba mi się najbardziej, tam zawsze można znaleźć i skarby, i niebezpieczeństwo, moglibyśmy przed wyruszeniem tam jeszcze jakiś śmiałków do pomocy poszukać, zaś poszukiwanie tej dziewczynki może być jak szukanie igły w stogu siana… ale dobrze, zacznijmy od sprawy sieci- Skwitował. Stwierdził, że rozpoczęcie od czegoś w miarę prostego miało sens, żeby sprawdzić jak się będzie układać współpraca.
"Zakony?", Oosa pomyślał, że nie zaszkodziłoby o nie więcej wypytać, ale nie chciał zdradzać zainteresowania ani zapeszać dzieleniem się informacją o wyczekiwanej audiencji u barona. - To mamy plan - podsumował tylko. - Zaczniemy jutro z rana - powiedział stanowczo, mając nadzieję, że rzucenie się w wir aktywności zagłuszy ból i konfuzję, jaką odczuwał na lądzie. “Egzotyczna rasa, też mi coś”, pomyślał później, leżąc na kocu.
Mag wychlapał spod barłogu. Wyciągnął obie kule, przymknął klapy namiotu i zaczął wykonywać powoli rytuał. Lekki, połyskujący pył unosił się z kuli i potem znikał niesiony wiatrem, osiadał na namiocie i nieco przed nim. Obejście namiotu zajeło mu trochę czasu, w którym dało się słyszeć zrozumiałe tylko dla niego posykiwania. Po chwili, kiedy obszedł cały namiot, z miejsc gdzie osiadł delikatny pył wystrzeliły małe nitki, niby komety na nocnym niebie i pognały do głowy maga. Po całym przedsięwzięciu napił się trochę wody i poszedł spać.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 25-09-2018 o 23:51.
Lord Cluttermonkey jest offline