Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2018, 12:23   #35
BloodyMarry
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Powoli skradacie się w stronę opuszczonego, zwodzonego mostu. Hałas dzwonu staje się wręcz ogłuszający, więc po chwili dociera do was, że po prostu nie ma sensu się skradać. Ktokolwiek pilnowałby w tej chwili bramy, nie dosłyszałby nawet ryczącego i ziejącego ogniem smoka, nie mówiąc o krokach kilku awanturników. Nie słyszeliście nawet własnych kroków, kiedy szliście spokojnie przez opuszczony most, i otwartą na oścież bramę.
Elfy zaciekawiło mnóstwo śladów, ludzkich, niesłychanie pomieszanych, ale większość prowadziła od bramy, kierując się ku północy. Nad bramą górowały dwie drewniane wieże i niewielka galeryjka strzelecka, obecnie pusta i smutna. Widzieliście jakieś ciemne kształty ruszające się za bramą i wasze ręce odruchowo powędrowały do rękojeści broni, kiedy jednak skupiliście wzrok, dostrzegliście jedynie...kilka świń chodzących luźno koło jednej z wież i rozbity płotek ogrodzenia, zza którego najpewniej wylazły, i nie pilnowane przez nikogo ryły sobie spokojnie rozmiękłą glebę. Drzwi do obu wież stały otworem, kołysząc się lekko na wietrze i najpewniej słyszelibyście ich skrzypienie, gdyby nie okropny hałas dzwonu, dochodzący jak się wydawało z dzwonnicy okazałego budynku stojącego po lewej stronie od bramy, w głębi podwórka.


Daivyn i Keek pośpiesznie przeszukali wieże. Obie okazały się puste, nie było nawet broni na widocznych na ścianach stojakach.
Pozostawało wejść do środka, przy ogłuszającym hałasie dzwonu. Przed nimi rozciągał się w miarę duży plac, najpewniej będący miejscem, w którym miejscowi rozstawiali swoje kramy. Pośrodku widać było spory krater. Gdzieniegdzie zaś... widać było kamienie. Nie jakieś zwyczajne kamienie, tylko takie, mające po prawie pięć stóp obwodu. Po prostu sobie leżały, jeden wystawał prosto z pola, inny leżał na zmiażdżonym ogrodzeniu, przez które wyszły sobie świnie, inny widać było pogrzebany pod belkami ściany jednego z domów. Ciemność nie pozwalała ogarnąć wzrokiem całej wioski, ale wyglądało to tak, jakby coś, co zaatakowało wieś miało co najmniej jakąś maszynę oblężniczą, która mogła ciskać takie pociski. Po lewej stronie od bramy, widoczny w całej okazałości duży budynek okazał się być jakąś świątynią. Zagrodzony drewnianym płotem, przejście do niego znajdowało się niemalże pośrodku placu. Po prawej stronie znajdowały się zagrody dla świń, a nieco dalej, droga prowadząca do kamiennej wieży na wzgórzu. Wokół nie było żywej duszy.
- A więc Aurora miała rację… To jak najbardziej jest napaść. Trebusze. I to w górach… Może gdybyśmy podeszli bliżej, udałoby się nam ustalić, gdzie mniej więcej musieli je rozstawić - rozgadała się kapłanka.
Aurora posłała w kierunku aasimarki wymowne spojrzenie mówiące “A nie mówiłam?”.
- Jesteś chodzącą listą Ixiońskich cnót, Auroro. Naprawdę… Dobrze będzie cię mieć przy sobie, kiedy będziemy wypatrywać tych machin zniszczenia. Wiesz może, czego szukać? - spytała Alladien.
- Prawdę mówiąc niewiele nam to da - powiedział Daivyn, któremu nazwa trebusz nic nie mówiła, ale do czego nie zamierzał się przyznawać. - Chcesz je znaleźć i zapytać właścicieli, po co zniszczyli kawałek wioski i zabrali mieszkańców?
- Mnie jakoś ciekawość pod tym względem nie rozpiera. - wtrąciła Aurora. - Wygląda na to, że nie ma tu żadnej żywej duszy oprócz nas. Najlepiej chodźmy stąd zanim ten stan się zmieni.
- A nie jesteś ciekawa, kto tak uparcie dzwoni? - spytał elf. - Może warto by to sprawdzić?
- Hmm… niech pomyślę… Nie - pokręciła głową. - Jakoś nie czuję, ażeby ta wiedza miała jakoś szczególnie zmienić moje życie.
- Powiadają, że ciekawość jest przyczyną postępu. - Daivyn uśmiechnął się lekko.
- I pierwszym stopniem do piekła. - odparła patrząc w kierunku, z którego dobiegał dźwięk dzwonu. - A co wy na to? - spytała Alladien i Keeka.straszniejszy, niż te machiny oblężnicze. Spójrzcie tylko na te kamienie! Będą ważyć z
- Można sprawdzić, kto tam tak wali - odpowiedział Keek - Ktokolwiek to jest, nie może być dziewięćdziesiąt kilogramów, jeśli nie lepiej!
- Jeśli przynosi się ze sobą trebusze, raczej nie myśli się o polowaniu na sakiewki. To nie będzie więc zbójecka pułapka. Ale mogą ostrzelać wieże, a dzwonnik może wziąć nas za napastników, więc zalecałabym ostrożność - rzekła Alladien, po czym odwróciła się do Keeka. - Ciężar tych kamieni to najmniejszy problem. Powinieneś widzieć z jaką prędkością to śmiga w powietrzu… Efekty chyba wszyscy widzimy. Zastanawia mnie jedynie brak zbrojnej armii. Po co ostrzeliwać miasto, którego nie chcesz potem szturmować? Lepiej się pospieszmy, jeśli nie chcemy znaleźć się w środku bitwy…
- Do bitwy potrzebne są dwie strony - powiedział Daivyn. - Mieszkańcy uciekli. Na północ, w stronę gór. To z kim napastnicy chcą walczyć? Z jednym dzwonnikiem? A skoro zakończono ostrzał, to dlaczego nikogo tu nie ma? Z tych, co przywlekli ze sobą trebusz lub dwa?
- Idziemy porozmawiać z tym dzwonnikiem, czy idziemy stąd? - zadał kolejne pytanie, nieco już zmęczony bezowocną dyskusją.
- Jeśli tam nie zajrzymy, to niczego się nie dowiemy - skomentował profesor. - Może powie nam na co mamy uważać w dalszej drodze, gdzie nie iść albo chociaż co się tutaj stało.
- A ja wiem? Złożenie i transport takich rzeczy przecież trwa. To nie twój łuk, że go sobie przez ramię przewiesisz. Albo pognali za uciekającymi. W obu przypadkach mamy trochę czasu na rozmowę, po prostu się nie ociągajmy - odparła kapłanka.


Awanturnicy powoli weszli głębiej w podwórko. Zmysły Aurory, wyostrzone niczym u kota, lub innego dzikiego zwierzęcia chłonęły bodźce z otoczenia. Hałas jednak zagłuszał wszelki dźwięk. Alladien, której oczy również przyzwyczajone były do ciemności próbowała dostrzec coś w ciemnościach. Wydawało jej się, że jeden z kamieni poruszył się. Najpierw powoli, potem nie miała już żadnych wątpliwości, że coś powoli człapie w ich kierunku. Było włochate, o sylwetce niczym niedźwiedź. Potem jednak dostrzegła nisko spuszczony łeb, w którym zalśniły w świetle księżyca długie, białe kły. Krew rumieniła futro wokół pyska, a duże, trójkątne uszy czujnie wsłuchiwały się w miarowy hałas dzwonu. Nos jednak szybko złapał trop nowych ofiar. Oczy kudłatej bestii, wielkości sporego konia błyszczały złowrogą inteligencją i przewrotną mocą, dostrzegając złotowłosą dziewczynę. Kapłanka zdążyła jedynie dać ostrzegawczy znak swoim towarzyszom, że nadciągają wrogowie, i ponownie pora szykować się do walki.


Na widok przeciwników Aurora przemieniła się w gigantycznego pająka, który zgrabnie pomknął do przodu i wypluł z siebie strugę kleistej brei, która w powietrzu zamieniała się w lepką sieć. Jednak szybkość, z jaką pająk to zrobił spowodowała, że trafił w leżący nieopodal ogromny głaz.
Bestie prędko, niczym błyskawica, rzuciły się na pająka, szybko go otaczając. Kły błyskały czerwienią raz po raz, kiedy szarpały cielsko pająka, w którego przemieniła się Aurora. Worgi atakowały podstępnie, wbijając kły i szarpiąc łbami na boki. W końcu pająk padł na ziemię, podcinany przez kudłate bestie.
Daivyn bez wahania strzelił do najbliższego worga. Strzała wbiła się w kłąb jednego z wilkopodobnych stworów. Pysk wyszczerzył się mu w grymasie bólu i najpewniej usłyszałbyś jego skowyt, gdyby nie ten dzwon. A elf zamienił łuk na miecz i tarczę. Uznał, że bezpośredni atak może odwrócić uwagę worgów od Aurory-pająka.
Keek również nie pozostał bierny i ruszył w stronę ranionego worga. Uderzenie batem trafiło bardzo celnie w jedno z jego ślepi. Bestia zwinęła się z bólu, i przypadła na przednie łapy, targając łbem na wszystkie strony.
Alladien, widząc że Aurorze w końcu udała się sztuka przemiany, w głębi serca ucieszyła się. Równie szybko jednak przeraziła ją brutalność worgów i stan, w jakim znalazła się druidka. Wyciągnęła ku niej dłoń i wypowiedziała pospiesznie modlitwę.
- Niechaj mój pan uchroni cię przed złem!
Następnie minęła w pośpiechu kobolda, aby stanąć oko w oko z osłabionym już monstrum i zamachnąć się na niego swą maczugą. Trafiła, lecz piekielna bestia wciąż jednak stała na nogach, ogłuszona, krwawiąca i obita biczem. Sierść zjeżyła się z wściekłości, lub może ze strachu przed rychłą śmiercią.

Aurora, chociaż pokiereszowna, nie zamierzała ulec bez walki. Podniosła się i zaatakowała rannego worga. W swej pajęczej postaci otworzyła szczękoczułki i ugryzła słaniającego się potwora prosto w pysk. Chrupnęło, i spora część łba znalazła się w brzuchu Aurory.
Worgi, choć poniosły pewne straty, nie zamierzały ustąpić. Pierwsza bestia ugryzła Aurorę-pająka prosto w bok. Życie uchodziło z przemienionej skorupy, kiedy monstrum zacisnęło szczęki, łamiąc odnóża. Druidka leżała na ziemi, widząc gorejący czerwienią, i cuchnący gnijącym mięsem pysk, który zacisnął się na jej ciele.
Daivyn przystąpił do realizacji wcześniejszego planu - podszedł kawałek i z bliska zatakował worga. Miecz elfa wbił się w bok worga, przejeżdżając po żebrach bestii.
Keek również ruszył do przodu. Machnął biczem, owijając go wokół gardła jednego z worgów. Oczy bestii rozszerzyły się, kiedy próbowała łapać powietrze, ale kobold miał inny plan, po prostu rzucił się do tyłu, całym ciężarem ciała. Coś koszmarnie chrupnęło. Worg wyprężył się niczym struna, plunął śliną z pyska, i padł prosto w piach wiejskiego placu.
Kapłanka nie wsparła kolejnej akcji żadną modlitwą, wymierzając po prostu ordynarne uderzenie maczugą ostatniemu z ocalałych oponentów. Cios jednak lekko jedynie trafił w łeb worga, jedynie przyciągając jego uwagę do kapłanki. Przez ogłuszający jęk dzwonu przebił się w końcu ryk kudłatego monstrum.

Aurora, już w swej normalnej postaci, wstała i wyciągnęła scimitar. Worg targnął łbem, kiedy krzywa klinga szabli Aurory przejechała mu po jego masywnym karku.
Kłapnął zębami, próbując dosięgnąć druidkę, jednak jego zęby wbiły się bezsilnie w drewnianą tarczę elfki. Targał łbem, próbując odrzucić jej osłonę, ale bezskutecznie.
Daivyn nie zamierzał odpuścić i pozwolić, by kudłata bestia wyrządziła dalsze szkody lub uciekła. Miecz elfa ponownie rozorał bok worga, który zaczął się już słaniać na swoich łapach.
Keek również nie ustępował. Podszedł bliżej i ponownie strzelił z bicza, po raz ostatni, owijając końcówkę broni wokół kostek potwora. Szarpnięcie, zakończone chrobotem łamanych kości, i bezradne stworzenie padło na piasek alejki, zdychając.


 
BloodyMarry jest offline