Gdy tylko Igor umilknął, usłyszał zachrypłe wołanie sierżanta, ledwo przebijające się przez przerażający hałas dookoła. lekko uchylił drzwi pojazdu i wyjrzał szybko na zewnątrz. Sierżant czołgał się, ciągnąc rannego na środku otwartego pola. Te godne Gwardzisty bohaterstwo wtłoczyło nową odwagę w serce chłopaka. Ryknął „Tajest”, zrobił krok za transporter, żałując, ze nie dostali przydziału granatów dymnych, rzucił z całej siły swój ostatni rozpryskowy w prawdopodobne stanowisko wroga, które według niego najbardziej zagrażało mężnemu sierżantowi. Najszybciej jak mógł, przymknął ponownie pancerne drzwi i rzucił się w kierunku radia. W drodze zauważył towarzysza Caina, wydawał sie być ogłuszony, ale żył i strzelał. Musiał go nie usłyszeć...
- Wszystko w porządku towarzyszu?! – wykrzyczał po czym dopadł do radia – Tam sierżant potrzebuje pomocy!
Drżącymi palcami wybrał odpowiednią częstotliwość i wykrzyczał
- Halo, konwój?? Eto... - Imperatorze, jaki my mieliśmy numer?? – trojka! Jesteśmy pod ciężkim ostrzałem! Wsparcie potrzebne! Towarzyszu poruczniku, zgłoście się!
Zamilkł słysząc odpowiedź. Szumiało mu w uszach.Nogi zmiękkły do reszty. zamamrotał, po czym wykrzyczał do wskakującego do chimery Turanda
- Konwój zaatakowany! Job twoju mać. Chyba mają gorzej niż my! - nogi ugięły sie pod nim i mimowolnie usiadł na krześle. Patrzył w podłogę. Pustka, kompletna. Nie był pewien nawet gdzie jest. Bał się... tak bardzo się teraz bał...
__________________ "To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS
Ostatnio edytowane przez Judeau : 12-07-2007 o 12:00.
|