Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2018, 21:48   #176
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Łowczyni przysiadła się pod ścianą i przyglądała “pracującym”… ze skonfundowaną miną. Najwyraźniej nigdy nie miała do czynienia z rytualną magią. Diablik chyba tak, bo splótł ramiona razem, bacznie obserwując ich czarowanie i od czasu, do czasu rozglądając się dookoła. Zapewne uznał, że argumenty tawaif są deczko… niewystarczające, ale nie miał odwagi powiedzieć o tym na głos.
W czasie kiedy Nero czytał, jego siostra odwróciła się do nabzdyczonego rogacza.
- Hej Axa… to jaki typ kobiet lubisz najbardziej?
- Hmmm… ładne? Rude... myślę, że najbardziej. Są ogniste w łóżku. Ładny biust i tyłeczek też nie zawadzi - odpowiedział pospiesznie chłopak.
- Aaaa… jakieś cechy niezwiązane z wyglądem? - spytała panna, spoglądając wymownie na koleżankę i kręcąc w zrezygnowaniu głową. Tropicielka uśmiechnęła się pobłażliwie i wzruszyła ramionami jakby chciała powiedzieć: “Spodziewałaś się po nim czegoś innego?”
- Zabawna może? Charyzmatyczna? Zmysłowa? - Mieszaniec po chwili główkowania, zaczął w końcu wymieniać cechy idealnej kobiety. - Umiejąca gotować?

Paro zaśmiała się jak skowronek, ale została pacnięta w ramię i zaprzęgnięta do rysowania koła. Wypięła się przy tym teatralnie i drepcząc drobnymi kroczkami do tyłu, powoli rysowała chybotliwą linię, póki nie wpadła kształtną pupą na zaczytanego albinosa.
Ten położył na niej wolną rękę, bardziej podświadomie, by nie upadła i zamarł na chwilę, gładząc dziewczynę po biodrze.
- Czy ty…
- ...nie mam majtek? - dokończyła za niego bardka, prostując się z rumieńcami na twarzy. - Nie miałam kiedy założyć… czy to przeszkodzi w rytuale? - spytała całkiem poważnie.
- Eeee… nie wiem, poczytam - odparł jak gdyby nigdy nic smok i znowu się zaczytał, a ona wróciła do rysowania.
W wypięty tyłeczek tancerki wpatrywały się dwie pary oczu. Axamander z miną konesera, delektując się widokami, niczym drogim winem i zszokowana oraz zaczerwieniona Gamnira, starająca zapanować nad chaosem myśli, jakie swymi słowami wywołała u niej kurtyzana.

- Zrobiłam… co teraz? - Chaaya wydawała się nieświadoma spojrzeń, lub bardzo dobrze je ignorowała. Wyglądała nawet na zaaferowaną wydarzeniem w jakim uczestniczyła.
- Teraz weź tą… i narysuj… to… - Pokazał jej coś młodzik i dziewczyna po kilku razach przekręcania głowy na boki, zabrała się do starannego rysowania… w tej samej pozycji co poprzednio.
Fiołkowooki poparzył na myśliwą i wyglądało na to, że chciał może coś powiedzieć, ale uciekł szybko wzrokiem w linijki tekstu, kręcąc głową do swoich myśli.
Po dłużących się minutach i dreptaniu, Dholianka ukończyła swoje działo, tylko po to, by zabrać się za kaligrafię.
- Dlaczego ja to wszystko muszę rooobić - poskarżyła się jak dziecko, siadając na ziemi. - Axaaa chodź mi pomóż, tego jest za duuużooo… to nudneeee…
- Oho… zaczyna się - mruknął do siebie gad, przerzucając kilka stron w księdze.
- Jak demon którego wywołujecie ma pomóc w malowaniu znaków? Mnie tu jeszcze nie ma - droczył się z nią rogacz jakoś nie spiesząc się do bazgrania glifów.
- Gamniiirooo… - wyjęczała płaczliwie złotoskóra, podskakując na kolanach.
- Nie jestem dobra w pisaniu. To znaczy umiem pisać, ale wszyscy narzekają że brzydko. - Mimo tych tłumaczeń traperka ruszyła ku bardce, by pomóc jej z tym zadaniem.
- Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć, jesteś kochana - odparła słodko uradowana kobieta z pustyni, łamiąc kredę i dzieląc się z koleżanką. Nvery zaś pokazał jaki glif ma skopiować i jak naczelnik niewolników, stał zgarbiony nad pracami, pilnując… właściwie nie wiadomo czego.
- Acha… - Łowczyni niepewnie przyjrzała się znakowi i zaczęła niezgrabnie rysować kreski, które z grubsza przypominały ów znak. Przy dużej dozie dobrej woli.

Obie panie rysowały… jedna zgrabniej, druga trochę mniej. Czas powoli płynął. Kamala póki miała zajęcie, które nie przerastało jej możliwości, była nawet zainteresowana. Miała w sobie jednak coś z niesfornej dziewczynki, bo gdy kończyła ostatni z glifów, była już mocno niecierpliwa, pomrukując i wiercąc się jak na nudnych lekcjach z kaligrafii.
- Koniec… więcej nie robię..! - obwieściła rozkruszając resztkę kredy w palcach. - Idę się porozciągać… cokolwiek, ty się zajmij resztą.
Zielonołuski wzruszył ramionami, przygotowany na taką okoliczność.
- Czy potrzymałabyś mi księgę Gamniro? - spytał uprzejmie i z dużą dozą nieśmiałości, praktycznie przygotowany na odmowę.
- No… mogę. - Wzruszyła ramionami tropicielka, prostując się i przeciągając. - Nie ma problemu.
Sundari szepnęła coś do swojego wachlarza, a ten zapłonął żywym ogniem, po czym kobieta, z piskiem i śmiechem, pobiegła w głąb ruin, potwierdzając przypuszczenia, że oboje rodzeństwa bardzo dobrze znało to miejsce.

- Nie odbiegaj za daleko… chcesz by cię znowu zaatakowano? - Białowłosy zawołał za krnąbrną trzpiotką, ale tej już w zasadzie nie było.
- Ech… mam nadzieję, że podczas twoich lekcji jest bardziej przydatna… - stwierdził do myśliwej przepraszającym tonem, rozstawiając różne przybory, dorysowując jakieś kropki, gwiazdki i cyferki.
Dziewczyna spokojnie mogła stwierdzić, że jej pismo przy jego, to istny majstersztyk kaligrafii.
- Co teraz..? - Gamnira stała, nie bardzo wiedząc co powinna robić, poza trzymaniem księgi… jak tylko ją dostanie.
Axamander zaś tęsknym spojrzeniem zerkał tam gdzie uciekła tawaif i podejrzliwie w pozostałych… ignorując to co się działo przy kręgu.
- Po prostu trzymaj księgę - odparł spolegliwie chłopak, podając rozmówczyni ciężki tom. - Zostało trochę kosmetycznych poprawek i niedługo przejdę do rytuału. - Chwilę pracował w ciszy. - Słyszałem, że prawie zabiłaś pewnego wróża… niezły numer - zmienił temat, uśmiechając się niepewnie, po czym przerzucając kilka stron, odkręcił słoik z krwią.
Tymczasem tancerka musiała chyba robić okrążenia wokół budowli… sądząc po przesuwającym się dość szybkim tempem płomieniu w ciemnościach.

- Nie bardzo chcę o tym mówić - stwierdziła zawstydzona tym zdarzeniem łowczyni, wyraźnie nie będąc dumna z tej utraty kontroli nad sobą.
- Przepraszam, nie chciałem być wścibski… - odparł smok i zaczął chlapać i bazgrać coś zakrwawionym paluchem na środku koła.
- Dobra… to jest… sztylet jest… teraz tylko ten zwój i… - mruczał pod nosem, kiedy to diablik naliczał trzecie kółeczko “błędnego ognika” na zewnątrz budynku.
Chaaya musiała być piekielnie znudzona skoro wolała biegać dookoła katedry… chyba, że nie była to ona.
Neron zaś gibał się i dalej coś mruczał, co chwila zaglądając do książki. Przerzucając jakąś kartkę w przód… później w tył… znowu coś robiąc przy kole, znowu coś wertując. Czasem złorzecząc na różnorodność interpretacji i niejasności w skalach.
- EJJJ!... Paro… rusz się. Skończyłem… - krzyknął w ciemność, ale nic mu nie odpowiedziało.
- EEEEEJ… gdzie ta baba znowu polazła….
Już miał się ruszyć i jej szukać, kiedy ta wypadła z piskiem i zgaszonym wachlarzem zza popękanej wnęki.
- Widziałam świecącą żabę! - Krzyknęła podekscytowana, ale owa ekscytacja nie udzieliła się jej bratu.
- Gówno a nie widziałaś… chodź tu… możemy odpalić zwój i to chyba tyle, więcej nie zrobimy… bo nie mamy ostatniego składnika - odparł, wzruszając ramionami.
- Kiedy ja naprrrawdę widziałam! Świeciła się! - zarzekała się złotoskóra, podchodząc do kręgu i odbierając zwój.
- Tutaj… tak blisko miasta, to rzadkość - wtrąciła ni z tego, ni z owego tropicielka, ale szybko zamilkła. Axamander zaś obserwował sytuację, jakby bał się, że zaraz coś ich zaatakuje.
- No… właściwie to nie jestem pewna czy to żaba… bo dokładnie nie widziałam… tylko takie światełko w tataraku… - wyjaśniła Dholianka, rozwijając pergamin i odczytując i dopełniając mało skomplikowaną inkantację, wraz z wszelkimi jej rytuałami.
- To na pewno była żaba… - pocieszyła ją cicho przyjaciółka i wpatrywała się w krąg, chyba jako jedyna oczekując, że coś z niego wylezie.
Kamala popatrzyła na nią z wdzięcznością, uśmiechając się smutno, bo brak wiary u jej rodzeństwa chyba nieco ją podłamał.

- No… i tu niby ten spingarafix powinien być… i potem niby miał się demon pojawić - odparł Nero po wpatrywaniu się w okrąg dobrą minutę, jak nie dwie i drapiąc się po głowie, znowu wzruszył ramionami. - To tyle.
- Acha… - odparła Sundari, opierając głowę o bark młodzieńca.
- Coś się ruszyło! O tam… między kamieniami! - wskazała dłonią trochę poddenerwowana Gamnira, a trochę podekscytowana. Pokazywała na kupki gruzu leżace mniej więcej pośrodku kręgu.
- Na prawdę? - zdziwiła się bardka, przyglądając się kupce gruzu. - Nic się nie rusza…
- Ta… pewnie demon krab… albo ślimak… albo nie wiem co… pchła - burknął niby od niechcenia albinos, ale myśliwa miała nieodparte wrażenie, że słyszała jakąś tęskną nutkę nadziei w jego głosie.
- Tttoo… kto podejdzie i sprawdzi? - Gamnira już wyciągnęła swój krótki miecz.
- Może nasz prawdziwy demon? - spytała kurtyzana, spoglądając wymownie na rogacza. - Ktoś tu miał chyba wyskoczyć i pokazać rozwidlony jęzor…
- Prawdziwy demon czeka na ofiarę z dziewicy. Nagiej dziewicy… - odparł zaczepnie mieszaniec, ale ruszył cztery litery, po drodze mrucząc jakiś czar, który otoczył jego tors magicznym, i tylko przez chwilę widzialnym, napierśnikiem.
- Możesz po prostu powiedzieć, że się boisz… - stwierdziła beznamiętnie tawaif, również się ruszając i robiąc gest, jakby chciała podwinąć tunikę.
- Pff… czego miałbym się bać - prychnął ironicznie diablik, ostrożnie przekraczając granicę kręgu. - Ale czar ze zwoju… rzuciłaś poprawnie?
- A skąd mam wiedzieć? Czy ja ci wyglądam na maga? - Przedrzeźniała go Paro, wychodząc za nim z okręgu.
- Mam nadzieję, że jeśli to demon… to nie ten z wczoraj… - wyraził swoje nadzieje Nvery, któremu dobrze było tam gdzie stał.
- A jaki demon był wczoraj? - zapytała zaciekawiona traperka, podczas gdy Axa wrzasnął (a przestraszona Chaaya wraz z nim) inkantację posyłając na oślep kilka magicznych pocisków, które rozwaliły gruz i przepłoszyły dużego, tłustego karalucha.

Wzbudziło to śmiech Gamniry. - No dalej.. to może być demoniczny karaluch.
- Rzeczywiście… może być - rzekło ze śmiertelną powagą w głosie diablę.
- Wystraszyłeś mnie ty głąbie! - wypaliła tancerka, pacając kompana w głowę. - Wydzierasz się, jakbyś co najmniej ze smokiem miał walczyć…
- Cóż… lepszy demon karaluch niż nic… - stwierdził z błędnym uśmiechem jaszczur. - Trzeba to opić…
- To się nazywa wojna psychologiczna. Jestem pewien, że jeśli nie wykończyły go moje magiczne pociski, to karaluch kojfnie na zawał od mojej bojowej inkantacji - rzekł z przesadną pewnością siebie łotrzyk.
- Przy okazji i mnie wykończysz… - szepnęła Dholianka, przytulając się do jego ramienia. - Może by go po prostu zdeptać i ogłuszyć… a później uciąć głowę?
- Można, ale drań zwiał… - oceniło diablę, próbując wypatrzeć w mroku nocy demonicznego karakana.
- Mogę ci poświęcić… chcesz? - Mieszaniec miał nieodparte wrażenie, że w tym tandemie, robi za tarczę.
- Eeejjj… zostawcie go… miasta raczej nie spali, chodźmy do baru - zawołał za nimi Neron, dumny i blady, że może jednak będą z niego magowie.
- A no chodźmy… - zgodził się z nim Axamander i zerknął znacząco na biust Chaai wyraźnie zarysowany pod zwiewnym strojem dziewczyny. - Chyba że… masz jeszcze jakieś inne plany?
- Mogę wypić jedną czy dwie kolejki, a później wyruszam na łowy. - Ta mruknęła kokieteryjnie w odpowiedzi i uciekła ze śmiechem do swoich rzeczy.
- To gdzie idziemy? Nie znam wielu miejsc… - odparł białasek.
- Może Pod rogiem i baryłką? Dawno nie widziałam mojego Vittorio… stęskniłam się! - zaszczebiotała złotoskóra.
- Są ciekawsze miejsca - zasugerował rogacz, ale traperka pogroziła mu mieczem. - Knucie zostaw sobie na inną okazję.
- Nie przejmuj się tak Gamniro - szepnęła konspiracyjnie Paro. - On po prostu wie, że nie ma szans z Vittorio - wyjaśniła, śmiejąc się jak młode nimfiątko.

Na brzegu czekał Marcello. Zanim go ujrzeli, wpierw usłyszeli jego tubalne chrapanie. Najwyraźniej staruszek uciął sobie drzemkę w czasie oczekiwania na ich powrót. Kamala ochlapała jego twarz wodą, budząc go natychmiastowo.
- Co? Za co? Bij, zabij, prosto w mordę! Ah… to panienka. Najmocniej przepraszam i… zapraszam…
O tej porze karczma Vittorio była mocno zatłoczona, przez różnego rodzaju indywidua, dające się skatalogować do szerokiej kategorii: awanturnicy.
Wielu z nich było mężczyznami żyjącymi z miecza, kilka z nich było kobietami. Uczonych tu było mało. Tłok i harmider był spory. A powietrze wypełnione planami, plotkami o pracodawcach i okazjach do zarobienia, skarbach i lochach w których można je było znaleźć.
Albinos był wyraźnie zagubiony w obecnym otoczeniu. Stąpał ostrożnie, rozglądał się niepewnie i w ogóle się nie odzywał.
Sundari ze śmiechem przedarła się do baru, zostawiając nieboraka samemu sobie.
- Vittoriooo! Tęskniłam - zakrzyknęła radośnie, podskakując i opierając się o bar, zaczęła przebierać nogami w powietrzu.
Łowczyni i jej rogaty znajomy rozpychali się tuż za nią. Choć głównie to ona się rozpychała, a ten szedł za nią.

- Ach… to bardzo miłe z twojej strony - odparł karczmarz, po czym dodał zadziornie. - Ale i tak nie dostaniesz nic na kredyt lub ze zniżką.
- Okrutny i nieczuły jak zawsze… - westchnęła smętnie egzotyczna dziewczyna. - Poproszę dwa kieliszki czegoś anyżowego - dodała rezolutnie, stając z powrotem na podłodze.
- W interesach moja droga trzeba być rekinem. Zimnokrwistą rybką - odpowiedział żartobliwym tonem barman, ale po nalaniu trunku… policzył bardce mniej niż powinien.
- W takim razie ja chce być wielorybem… by taki zły, zły rekin mnie nie dopadł - stwierdziła dziecinnie Chaaya, płacąc grzecznie i biorąc oba napitki w łapki, obejrzała się na napchaną ludźmi salę.
Ciężko będzie gdzieś usiąść i porozmawiać, zauważyła ze smutkiem.

- Trochę tu tłoczno teraz - zauważyła Gamnira, rozglądając się dookoła, a Axamander dodał.
- O tej porze zawsze tak tu jest. Tylko rankiem i w południe luźno. Poza tym ostatnio można tu kupić kieliszki porządnego wina za całkiem rozsądną cenę.
- Cieszę się, że Vittorio się powodzi - mruknęła pod nosem kurtyzana, mocząc usteczka w słodkim alkoholu. - M-m smak dzieciństwa… - Rozmarzyła się podczas kontemplacji trunku.
- Wypijemy na zewnątrz karczmy? - zaproponowała myśliwa, po zastanowieniu się.
- Czemu nie, ja prowadzę! - zawołała radośnie Paro i unosząc oba kieliszki wysoko nad głową, zaczęła lawirować między gośćmi, aż nie przedostała się do Nerona pod ścianą, któremu wręczyła jeden likier.
- A ja załatwię nieco więcej tego alkoholu. Z dwóch kieliszków wiele się nie napijemy - rzekł diablik i ustawił się w kolejce przy barze, podczas gdy tropicielka ruszyła za przyjaciółką.

- Wychodzimy już? - zdziwił się zielonołuski, potulnie człapiąc na zewnątrz za rozbrykaną “siostrzyczką”.
- Tu jest za ciasno… będziemy pić na zewnątrz - odparła mu kobieta z pustyni, wychodząc w gęstą mgłę.
- A...ha… chcesz się napić? - spytał chłopak myśliwej, pokazując na kieliszek. - Śmierdzi jak lekarstwo… nie moje klimaty.
Ta wzruszyła ramionami i wzięła kieliszek z jego dłoni.
- Nigdy nie narzekaj na alkohol. Odkaża organizm - stwierdziła mentorsko i wypiła duszkiem zawartość, nawet się nie wzdrygając.

- Moim zdaniem bardziej zatruwa… więc niech przynajmniej smakuje - burknął pod nosem młodzik, opierając się o ścianę blisko okna tawerny, by korzystać z nikłego światła.
Dholianka drobiła w miejscu, przyglądając się kanałowi, który w mlecznych oparach wyglądał jak rów do samego piekła.
- Nie… alkohol to może trucizna, ale bardziej zabija choroby i robaki niż ciebie - stwierdziła Gamnira ironicznie i podrapała się po czuprynie. - I lepiej się przyzwyczajaj, bo na bagnach pije się tylko alkohol. Woda jest zdradliwym trunkiem.
- Mogę wam dać magiczną karafkę z niegasnącym źródełkiem. - Przyłączyła się do rozmowy Chaaya.
- Już ją spakowałem - stwierdził Nveryioth, krzyżując ręce na piersi i zapatrując się przed siebie.
Tancerka nadęła policzki i chyba miała ochotę się trochę pokłócić, ale tylko tupnęła i zapatrzyła się z powrotem w wodę.
- Żadnej takiej wody… żadnych magicznych ułatwień, żadnych cudownych namiocików, żadnych wygodnych podusi - wyłożyła swoje zdanie specka od przetrwania w głuszy. - Ruszasz na nauki, a nie by pozwiedzać moczary. A to oznacza także poznanie wszelkich utrapień, jakie można na nich spotkać.
- Sama kazalaś kupić namiot - przypomniał spokojnie smok.
- Normalny namiot, który wieczorem trzeba samemu rozłożyć. A nie te magiczne coś samo się składa i rozkłada. Torba też ma być normalna. Żadne pojemne cudeńka - uściśliła łowczyni.
- Ale wiesz, że wodę można odkazić zagotowując ją? - spytał beznamiętnie młodzik. Wyglądał trochę tak… jakby odbywał podobnych rozmów tysiące.
- Można robić wiele rzeczy, ale nie wszystko jest warte zachodu - odparła kobieta i spojrzała na białowłosego z rozbawieniem. - Nie próbuj być mądrzejszy niż tubylcy. Bo się sparzysz.
- Nie o to chodzi… po prostu mówisz… - zaczął z automatu, ale uciszyła go tawaif.
- Co ci mówiłam o wypominaniu. Zero wypominania… zero łapania za słówka. Milczenie jest złotem. Ucz się na moim przykładzie…
Chłopak już się nie odezwał, wpatrując się tym razem w ziemię.
- Ogień będziemy palić krótko i nie za duży. Ogień przyciąga uwagę, a my nie chcemy skupiać uwagi na sobie - odezwała się tropicielka i zerknęła w kierunku drzwi karczmy wraz z resztą, z której to wychodził Axamander z kieliszkami czerwonego trunku na drewnianej tacy.

Albinos zaśmiał się pod nosem, wyglądając przy tym jak stary nietoperz, podczas gdy jego siostra miała minę, jakby połknęła robaka, co tylko jeszcze bardziej go bawiło.
- Sprawdźmy więc jak dobre tu wino jest. Przyniosłem każdemu po dwa kieliszki. Na mój koszt - ozwał się wesoło mieszaniec, “nie zdając sobie sprawy” z powodów zakłopotania Kamali.
- AHAHAHA!! No dalej siostruniu… napij się, śmiało - zakpił skrzydlaty szyderczo, biorąc jeden kieliszek w smukłe palce. - Tyle się go nadźwigałem, a nawet nie spróbowałem jak smakuje… - dodał pod nosem, biorąc sporego łyka.
- Mmm… słodkie i mocne, nie dziękuję, zmarnowałeś tylko pieniądze. Mówiłam ci, że nie piję czerwonego wina - odparła rogaczowi Sundari, zasłaniając się naparstkiem likieru.
- Smaczne… - stwierdził fiołkowooki, ale widać było, że też nie jest jego fanem.

- Ale to tylko dwa kieliszki, a nie cała butelka. - Tymczasem naciskał z wesołym uśmiechem diablik. - Za mało by upić.
Traperka duszkiem wychyliła oba swoje kieliszki pod rząd.
- Axa… kochany mój… - odparła słodko Chaaya. - Nie napiję się z tobą wina, bo rzuciłabym się na ciebie jak kotka i wyssała nasienie do cna z twojego ogonka - dodała zgryźliwie. - Po za tym… to wino było moje. I już zdążyłam się go opić, zwłaszcza, że jedną beczkę dalej trzymam w swoim pokoju.
- Obiecanki i macanki… myślę, że nawet po całej butelce byś się nie skusiła. - Mężczyzna wystawił rozwidlony język niczym mały chłopiec. - Więc mnie tu nie łudź takimi wizjami. Poza tym to dwa kieliszki… ze mną się nie napijesz?
- Pójdę już - odparła kurtyzana, dopijając anyżówki i wręczając pusty kieliszek Nveremu. Chłopak westchnął tylko i pokręcił głową w zrezygnowaniu. Diablę nie było za dobre w te gierki, być może sprawdzały się na prostych dziewczynach… ale Kamalasundari do nich nie należała.
- Do jutra Gamniro, załóż buty, potrenujemy trochę. - Pożegnawszy się pomachaniem dłoni, ruszyła w kierunku przystani z łodziami.

- Starczyłoby jej pół kieliszka, lecz wszystko popsułeś - burnknął gad, odstawiając na tacę puste kieliszki i biorąc swoją ostatnią porcję wina.
- No cóż… zdarza się… - stwierdził niezrażonym tonem diablik, wypijając swoją porcję wina. Zaś łowczyni zabrała się za trunki swojej mentorki nie okazując efektów upojenia.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline