Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2018, 03:37   #288
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Rysy twarzy łowczyni napięły się, przez co stały się bardziej drapieżne. Również oczy przymrużyła na myśl, że siostrzyczka miałaby zostać złożona w ofierze. Tutaj, tak blisko. A ona nie wiedziała jak temu zapobiec.
-W jakim celu jej używano? - zapytała cicho, chociaż nie raz już słyszała o prawdziwym zamiarze kryjącym się pod tym rytuałem. Potrzebowała jednak i myśli Kohena naprowadzić na podobne ścieżki.

-By zmienić boski porządek. Można przywołać nią coś do nas. Można coś lub kogoś zniszczyć. Można burzyć góry, wynosić równiny… zmieniać lasy w pustynie, przywoływać armię duchów. Można bardzo wiele bardzo potężnych efektów uzyskać. Można rzucić wyzwanie Kami.- wydukał blady na twarzy czarownik, bledszy niż zazwyczaj.

-Źle się poczułeś, Kohen-san? -ciało zaniepokojonej kobiety drgnęło nieznacznie, gotowe w każdej chwili podeprzeć gwałtownie osłabionego czarownika i powstrzymać przed upadkiem na ziemię. Utrata jednego z potencjalnych sojuszników było ostatnim czego teraz potrzebowała -Czyżby magia krwi była tak straszliwa, że przeraża nawet doświadczonego łowcę demonów?

- Hai. Jest straszna i zakazana.
- potwierdził mężczyzna siadając na ziemi. - I jej sekrety nie są mi znane Maruiken-san. To tabu. Obyś się myliła, oby… to tylko jakaś chora żona lub córka możnego samuraja, którą mnisi zamierzają uleczyć przy okazji rytuału. Tak jak to ponoć zrobili z samym daimyo.
Potarł dłonią swoje czoło obficie pokryte potem.- Bo jeśli masz rację, to mamy bardzo duże kłopoty. Jesteśmy między hordą roświeczonych Oni i duchów, a mnichami planującymi coś… złowieszczego. Nie da się wygrać będąc otoczonym ze wszystkich stron.

-Hai, póki co mamy zaledwie podejrzenia. Wróżby małej miko i słowa starca podającego się za „ogrodnika Japonii” to w takiej sytuacji zbyt mało, aby podejmować jakiekolwiek kroki
- stwierdziła Maruiken, cały czas uważnie przyglądając się łowcy. Czy to choroba go tak trawiła od środka? Czy sama myśl o takim rytuale przekraczała jego i tak nadwątlone siły?
-Czy słyszałeś o zdarzeniach z ziem Sasaki? - nie czekała na odpowiedź mężczyzny. Znane mu były tylko dwie osoby, które uczestniczyły w tamtym przedziwnym polowaniu. Pierwszą był Płomyczek, który opowiadając skupiałby się tylko na sobie, więc Kohen nie dowiedziałby się zbyt wiele. Wątpiła też, by Yasuro-san ucinał sobie z kimkolwiek pogawędki o podejrzanych działaniach jego klanu. Zatem tylko ona mogła zadbać o odpowiednie przedstawienie tamtych wydarzeń. Naturalnie, odpowiednie na swój sposób.

-Zapewne pamiętasz, że ja, Kirisu-kun i Yasuro-san zdecydowaliśmy się obrać na łowy akurat tamten kierunek. Nie tylko napotkaliśmy tam potężnego tygrysa z legend, którymi straszono w dzieciństwie młodego lorda Sasaki i jego siostrę, ale również walczyliśmy z nieumarłymi. Ich źródłem był czarownik, który zaledwie grą na instrumencie podnosił ich z grobów -przerwała to krótkie wprowadzenie go w szczegóły, aby zapytać - Czy to też mogła być magia krwi?

-Iye. To nie była magia krwi. Gdyby ich utrzymywał dłużej przy tym nieżyciu. Dni czy tygodnie, to wtedy tak… Ale nie była to magia krwi, choć niewątpliwie… plugawa.
- ocenił Kohen słysząc jej słowa. Nie pytał o “ogrodnika”, ani o tygrysa, ani o owego lorda Sasaki. I tak Leiko zszokowała go już wystarczająco swoimi opowieściami. Wydawał się wręcz oszołomiony jej słowami.

-Wykorzystywał ich nie tylko jako swoją osobistą armię, ale również jako niewolników pracujących w wykopaliskach. Nawet jeśli nie był to ten rodzaj magii, to ktoś ważny i tak przymykał oko na takie działania - mruknęła Maruiken, jednak nie powiedziała wprost o swoich podejrzeniach wobec daymio i jego dwóch doradców. Kohen miał już dość wrażeń jak na to krótkie spotkanie, a wątpiła, by interesowały go dworskie intrygi klanu.
Uniosła powoli swe malowane brwi, choć jedna jak zwykle skrywała się pod pasmami włosów opadającymi na część jej twarzy - Jak w takim razie rozróżnić magię krwi od innych, niewiele mniej plugawych rytuałów? Na co zwrócić uwagę nim będzie już za późno, aby powstrzymać mnichów?

-Obawiam się że nie mogę ci pomóc w tej sprawie. Jak wspomniałem magia krwi to tabu. Nigdy nie widziałem, jak ktoś jej używa. Nigdy nie miałem w dłoniach zwoju z jej regułami.
- wyjaśnił spokojnie czarownik zerkając w ogień. - Z pewnością jest to magia rytualna, a nie czar który da się rzucić w locie… tak jak te które ja używałem w walce z dwugłowym Oni przy rzece.

-Mój brak doświadczenia z magią z pewnością nie ułatwi mi odkrywania rzeczywistych zamiarów mnichów. Zostało niewiele czasu, a ja wolałabym uniknąć znalezienia się w samym środku tego, co mogą przywołać swoim rytuałem
- westchnienie umknęło spomiędzy warg kobiety, gdy cały ciężar tej sytuacji znów opadł na jej barki. Rozmowa z czarownikiem tylko pogłębiła jej niepokój.
-Ta kobieta więc jest jedynym elementem, który może rozwiązać tę zagadkę - z tymi słowami przechyliła głowę, by złocistym spojrzeniem móc powędrować za chatkę zamieszkałą przez mężczyznę. Daleko, jak gdyby z tego miejsca pragnęła sięgnąć wzrokiem ku tej części Shimody, która była niedostępna dla łowców. Opuszczona świątynia.. czy nie tam wędrował palankin?

-Możliwe. Albo skłonić Chińczyków do szczerości. Kto wie… może twe obawy są jednak bezpodstawne. - odparł ciepłym tonem czarownik. Spojrzał na Leiko dodając.- Mam nadzieję, że tak jest. W innym przypadku należałoby pomyśleć nad ucieczką z tego miasta i z ziem tego klanu. Uciec jak najdalej od Hachisuka.

-Czy na pewno?
- nie podzielała pogodnego nastawienia mężczyzny. Nie tylko zbyt wiele słyszała w czasie swoich wędrówek po ziemiach klanu, ale także poznała niejeden z tutejszych sekretów i co najważniejsze, doświadczyła na sobie strachu, bólu oraz poczucia bycia zwierzęciem w potrzasku. Nie dostrzegała więc ciepłych promieni nadziei na łatwe rozplątanie tych pajęczych sieci.
-Jeśli moje podejrzenia są słuszne, a Twoje słowa o potędze magii krwi prawdziwe, to wątpię, by ktokolwiek mógł tak łatwo uciec od konsekwencji tego rytuału. Cokolwiek to będzie; bestia przyzwana na ich usługi, nienaturalna potęga ściągnięta na klan, czy wskrzeszenie samurajów pochowanych w czasie wojny, to ta siła rozleje się poza granice ziem Hachisuka - z powrotem przeniosła swe chłodne, nieustannie kalkulujące spojrzenie na siedzącego Kohena - Czy mógłbyś żyć z myślą, że nie spróbowałeś powstrzymać czegoś tak okrutnego?

-Pewnie masz rację… ale co my możemy?
- zapytał retorycznie Kohen, wyraźnie zamyślony- Jesteśmy tylko liśćmi na wietrze. Pokonałem wiele demonów w swoim życiu, ale nigdy nie brałem udziału w wojnie. Aż do teraz… łowcy zgromadzeni w Shimodzie są żołnierzami Maruiken-san. A armia potworów wkrótce tu przybędzie. I nie odróżni nas od samurajów Hachisuka czy Chińczyków.

-Ale ta wojna będzie bardziej skomplikowana. Działania mnichów ściągnęły na siebie wiele par oczu. Jednak dla dobra mojego i innych, wolałabym zdusić cały ten konflikt jeszcze w zarodku..
- pomimo powagi sytuacji, Maruiken zdołała znaleźć w sobie iskierkę odrobinę kojącą napięte nerwy i zaśmiała się cicho zza krańca rękawa przesłaniającego jej wargi. Nie był to jednak miły śmiech rozgrzewający serca. Miał on w sobie gorzkie, ironiczne brzmienie -Oh, jeszcze kilka chwil takiej rozmowy, a obudzi się we mnie krew naszego bohaterskiego przodka rzucającego się na ratunek całej Japonii. Powstrzymaj mnie, kiedy zacznę proponować poświęcenie mojego życia. Lub zjedzenie fragmentu ciała jakiegoś demona.

-O ile dobrze pamiętam, ów bezimienny bohaterski przodek nie poświęcił swego życia. Tylko ratował nasz kraj składając w ofierze życie owego siedmiookiego potwora, zabijając go. I takiego poświęcania życia twych wrogów ci…
- dalsza wypowiedź mężczyzny utonęła w kaszlu wstrząsającym jego ciałem. Zakrył usta rękawem szaty, na którym to pojawiły się krwawe plamy. A Kohen odezwał się po chwili znów przyjaznym tonem. - A jedzenie demonów zostaw mnie. I tak nie mam nic do stracenia.

-Hai. A jeśli Kami się do Ciebie uśmiechną, to taki posiłek z serca Oni, jego szponów lub uszu, okaże się być cudownym specyfikiem na każdy ból Twojego ciała. To byłoby dobre zakończenie legendy o czarowniku ratującym Japonię, ne?
- częściowo.. makabrycznej wizji towarzyszył jeden z urokliwych uśmiechów kobiety, który sam w sobie potrafiłby uzdrowić niejedno złamane serce i podupadłego ducha. Ale nie ciało wyniszczane tak silną chorobą.
Jednak po chwili z powrotem spoważniała, ręce na piersiach krzyżując i dodając ze spokojem - Nie muszę chyba wspominać, że ta rozmowa musi zostać tylko między nami, Kohen-san. Hachisuka wyjątkowo nie przepadają, kiedy podejrzewa się o coś ich szacownych gości z Chin.

-Nic im nie powiem. W ogóle nie zamierzam wspominać nikomu o tym co mi powiedziałaś. Nie mam wszak solidnych dowodów, a poza tym… nawet gdybyśmy mieli, to rozpowiadanie o naszej sytuacji może tylko przysporzyć nam kłopotów.
- stwierdził cicho czarownik i dodał po chwili. - Bądź ostrożna Maruiken-san.

-Hai
- odparła tylko Leiko, po czym skinęła głową czarownikowi.

I tym krótkim słowem mogłaby zakończyć ich rozmowę, odwrócić się i odejść. A jednak nadal stała w miejscu, elegancka i spokojna. Spojrzeniem powoli powiodła po osamotnionej chatynce wybranej przez łowcę, oraz po jej pustym i cichym otoczeniu w tak przecież gwarnej Shimodzie.

-Potrafię docenić chęć ucieczki od zgiełku, ale w trakcie łowów polecałabym trzymać się blisko Niedźwiedzia, Czapli lub Sakury. Szczególnie z tą ostatnią dobrze Ci się współpracowało w Nagoi, ne? - wyraźny błysk w oczach kobiety wskazywał na to, że nie zapomniała namiętnego pocałunku, jakim różowowłosa łowczyni obdarzyła Kohena na pożegnanie - Nie wiemy z czym będziemy musieli się zmierzyć w trakcie rytuału. Warto więc mieć przy sobie kogoś utalentowanego we władaniu bronią, aby bronił Twoich pleców.

-Hai. Hai.
- rzekł cicho mężczyzna, a jego blade policzki zaróżowiły się. Na pewno nie z powodu choroby.
Drobna to była zmiana, ale jednocześnie tak drastyczna. Jak gdyby osoba na łożu śmierci nagle nabrała kolorów i się ożywiła, jej oczy znów nabrały blasku, a serce zaczęło żwawiej uderzać w klatce piersiowej. Wspomnienie kobiecego uroku miało prawie uzdrawiającą moc.

Ostrzegła go. Było to niewiele i wiele zarazem, przynajmniej nie pozostawiła go całkiem nieświadomego otaczających go zagrożeń. Sam zdecyduje jak wykorzysta tę wiedzę. Ona nie mogła zrobić nic więcej dla swego, ah.. braciszka.
Musiała zadbać o własne przetrwanie, nim będzie mogła kogokolwiek innego otoczyć swą opieką.




* * *



Leiko zaczynała żałować, że po ostatnim wieczorze spędzonym z samurajami, nie wzięła ze sobą na pamiątkę butelczyny sake. Albo.. dwóch, sądząc po wyjątkowo niechętnym spojrzeniu, którym obdarzała ją Sakura.
Jednak z drugiej strony, to ten trunek poniekąd był powodem tego jej obecnego.. ah, konfliktu z różowowłosą. W dłoniach Leiko źródełko tego trunku było wręcz nieskończone i nie przestawało na nowo napełniać czarki Sakury, jak gdyby to naczynko było naznaczone jakimś magicznym piętnem. Przydatnym, gdyby upijana osoba po takiej ilości trunku po prostu zwaliłaby się bez życia na futon i głośno przespała resztę nocy. I większość dnia. Tak jak Niedźwiedź, albo Płomyczek.

Ale nie ta budząca postrach kobieta. Ona raz jeszcze pokazała swą nieprzewidywalną naturę i wywróciła do góry nogami kolejne ludzkie przywary, do których była przyzwyczajona Maruiken. Hai, znała się na rozgryzaniu ludzi, od tej umiejętności zależało powodzenie jej zadań, ale zwykle charaktery jej celów zamykały się w pewnych ramach zachowań. Sakury jednak nie interesowało wpasowywanie się w jakiekolwiek konwenanse i z tym.. Leiko nie do końca wiedziała jak sobie radzić. A pijana Sakura była szczególnie przerażająca.
Ten ich drobny konflikt przypadł w najmniej ku temu właściwym czasie.

Ciche westchnienie umknęło z piersi Maruiken, nim podjęła swą nieśpieszną wędrówkę ku kobiecie siedzącej pod drzewem. U jej dłoni kołysał się niepozorny pakuneczek, którego wiązanie z lekkością trzymała między palcami. Podobno nie było kulturalnym przychodzenie w odwiedziny z pustymi rękami. A to nawet nie byłby pierwszy raz tego dnia, kiedy zdecydowała się poprzeć swe słowa czymś bardziej namacalnym.

-Sakura-san -miękkim głosem wypowiedziała przezwisko drugiej łowczyni, a delikatny uśmiech zarysował się na jej wargach. Nie dopuściła, aby chłód tej atmosfery odcisnął się i na jej zachowaniu - Bardzo przeszkadzam?

- Hai. Bardzo. Nie jestem w nastroju do przekomarzanek Maruiken-san
.- Sakura nie siliła się na grzeczności, które naznaczone przez buddyzm i konfucjanizm japońskie społeczeństwo traktowało jako podstawę współżycia. Wyspa była zbyt ciasna, by pozwolić sobie na grubiaństwo. Różowłosa natomiast nie dbała o konwenanse.
-Przyjdź później… wieczorem może?- wzruszyła ramionami z obojętnością w tonie głosu.

Słowa łowczyni sprawiły, że Leiko przystanęła w miejscu, co bynajmniej nie było spowodowane tonem jej głosu. Zastanowiła się krótko nad jej propozycją, lecz głównie z uprzejmości. Wszak nie zamierzała dać się tak łatwo przegonić.
-Iye. Wieczór mam już dla nas inaczej zaplanowany -stwierdziła enigmatycznie, po czym zbliżyła się do kobiety. Bez pytania przysiadła tuż obok niej, pakuneczek odkładając na trawę przy swoich udach obleczonych białych kimonem. I raz jeszcze uśmiechnęła się do Sakury, wyraźnie nic sobie nie robiąc z braku gorącego powitania.

Łowczyni przyglądała się jej działaniom bez słowa. Nie czuła się dobrze w obecności Leiko i to było widać. Najchętniej oddaliła by się pospiesznie, ale byłaby to rejterada. A różowowłosa była zbyt dumna na i co uciekanie przed kimkolwiek. Dlatego zdecydowała się przeczekać Maruiken.

W innej sytuacji Leiko rzeczywiście dałaby kobiecie czas na odetchnięcie, zniknęłaby z zasięgu jej wzroku na dzień, może dwa. Teraz jednak nie mogła jej podarować tego luksusu, nie kiedy świadomość zbliżającego się rytuału podnosiła maleńkie włosy na karku Maruiken. Konflikt był teraz ostatnim co potrzebowała.

-Sakura-san -po dłuższej chwili milczenia znów łagodnym głosem wypowiedziała przezwisko łowczyni, być może tym sposobem starając się nieco zmiękczyć jej serce. Również spojrzenie na nią podniosła, a w złocistych tęczówkach kryła się boleść i zatroskanie zarazem. Jak na kogoś odpychającego od siebie większość uczuć mogących mieć wpływ na powodzenie misji, Leiko potrafiła je całkiem dobrze ukazywać z pomocą zaledwie odpowiedniego przymarszczenia brwi, skrzywienia ust, czy ciężkiego opuszczenia powiek.

-Gomenasai. Moje zachowanie wczoraj było.. niewłaściwe. Nie było jednak moim zamiarem urazić Ciebie, bo zbyt wysoce cenię sobie naszą przyjaźń, nawet jeśli.. - westchnęła ciężko ukazując tym jak bardzo ją boli to nagłe nadwerężenie ich relacji - Nawet jeśli ukazałam to w nieodpowiedni sposób. I teraz nie masz ochoty choćby przebywać w moim towarzystwie.

- Tak to zwykłaś okazywać innym przyjaźń? Bawiąc się przyjaciółmi niczym kamykami Go na planszy?
- odparła cicho Sakura nie obdarzając Maruiken spojrzeniem. - Mówiąc jedno, a potem zadając kłam własnym słowom swoimi czynami.
Wzruszyła ramionami. - Przyjaźń to szczerość i zaufanie. A ty nie byłaś szczera… więc czemu masz liczyć na moje zaufanie?

-Obawiam się, że.. nie mam doświadczenia w przyjaźni, Sakura-san. Nie otaczam się wieloma kobietami, rzadko kiedy mam okazję pobyć wśród nich, a mężczyźni...
-Leiko z wdziękiem machnęła ręką w powietrzu -Oh, oni z pewnością czymś mnie darzą, lecz nie jest to przyjaźń. Są drapieżnikami polującymi na łanię, wojownikami stworzonymi do zdobywania i często to rzeczywiście czyni z nich te kamyczki na planszy Go. Takie więzi z nimi są mi bliższe od przyjaźni.
Przechyliła głowę, dzięki czemu pasmo włosów zwykle opadające jej na twarz i dodające odrobiny enigmatyczności, przy tym ruchu w pełni odsłoniło twarz łowczyni, a kosmykami figlarnie musnęło jej ucho. Różowowłosa nie chciała na nią patrzeć, ale Maruiken wprost przeciwnie - przyglądała jej się z zainteresowaniem, uśmiechając się przy tym ciepło -Ty zaś jesteś niezwykłą i piękną kobietą. Zasługujesz na prawdziwą przyjaźń oraz na bycie wielbioną.

-Nie bardzo wierzę w twoje pochlebstwa, Maruiken-san. Brzmią fałszywą nutą.-
stwierdził cierpko Sakura. Zamyśliła się dodając już bardziej łagodniejszym i ugodowym tonem.- Czemu niby przebywasz ciągle pośród mężczyzn? Nie jesteś dwórką, ni kurtyzaną, ni geishą. Ja jako łowczyni częściej mam okazję rozmawiać z żonami samurajów, bo ci są zbyt dumni by zlecać mi usunięcie problemów z ich ziem.

-Oh, zwykle kobiety nie przepadają za moim towarzystwem. Nieraz żony i kochanki wolałyby dalej zmagać się z Oni, niż zgodzić się na moją pomoc i pozwolić, abym kręciła się w okolicy ich wybranków
-w głosie Maruiken nie było zawstydzenia wynikającego z takiego traktowania. Jednak nieznaczne drgnięcie brwi zdradzało rozdrażnienie, nawet jeśli w jej słowach było ziarenko prawdy. Wszak niegdyś przyjmowała rolę szarych, niepozornych służek na samurajskich dworach i tamtejsze kobiety rzadko widywały w niej konkurencję.
-Także i charaktery naszych łowów są inne, Sakura-san. Ty jesteś potężna, nie potrzebujesz być chroniona męskim ramieniem i niejednego samuraja zawstydziłabyś swoim talentem w posługiwaniu się kataną. Podziwiają Cię żony, gejsze i te zwykłe chłopki. Również inne łowczynie - wprawdzie różowowłosa wzbraniała się przed pochlebstwami padającymi z ust Leiko, ale ta nie przestawała jej nimi karmić - Ja przy Tobie jestem słaba i delikatna. Jednak jeśli tą słabością i bezbronnością mogę zachęcić mężczyznę to wyręczenia mnie w łowach, to tak właśnie zrobię. Kobiety są na to za sprytne.

Sakura się zaśmiała sarkastycznie słysząc te słowa i zwróciła swą twarz ku łowczyni -Masz rację, więc nie dziw się iż nie uwierzę tym słowom. Żeś słaba i delikatna. Widziałam cios, który przyjełaś na swe ciało. Twa rozerwana szata świadczyła o jego sile. Nawet mnie zajęłoby trochę wylizanie się z takiej rany. Ty… dla ciebie było ledwo pacnięcie dłonią.
Myliła się. Leiko również poczuła siłę owego ciosu, który prawie ją zabił. Gdyby nie moc oka, która natychmiastowo uleczyła łowczynię, konsekwencje owej walki byłby znacznie bardziej poważne.

-Wątpię byśmy miały teraz okazję rozmawiać, gdybym nie miała w zanadrzu kilku sekretów ułatwiających mi polowania. Jednak nieraz są one okupione wysoką ceną, a chociaż nie dostrzeżesz żadnych blizn, to moje ciało dobrze pamięta każdą chwilę, kiedy ten potwór je rozszarpywał swoimi szponami - zwykle opanowaną twarz Leiko przeszył wyraźny grymas zniesmaczenia na samo wspomnienie, które tak wyraźnie wypaliło się w jej duchu. Wprawdzie teraz przede wszystkim odczuwała ten ciągły nadmiar energii, co w innych okolicznościach mogłaby przyjemnie spożytkować ze zdolnych kochankiem.. ale obecnie nie mogła sobie pozwolić na takie rozkojarzenia. Było to drażniące i niebezpieczne, szczególnie w towarzystwie Yashamaru.

-Żadna cena nie jest za wysoka, jeśli dzięki temu nie musisz martwić się bliznami lub gorzej. Ból zaś z pewnością jest niewielką zapłatą - wyłożyła swoje zdanie Sakura z ironicznym uśmieszkiem i musnęła dłonią bliznę przecinającą jej zawsze przymkniętą powiekę. I prawdopodobnie ukrywającą brak oka.

-Ty swoje blizny nosisz z dumą, co również jest godne podziwu i to nie tylko w oczach innych kobiet, ne? -spoglądając na swą towarzyszkę, Leiko uśmiechnęła się lekko oraz oczy przymrużyła w wyjątkowo kocim wyrazie -Widziałam jak naszemu znajomemu czarownikowi błyszczały oczy na Twój widok. Ani ekscytujące łowy, ani nawet kurtyzany o najbardziej nieskazitelnej skórze, nie byłyby w stanie obudzić takiego ognia w jego lichym ciele, co kilka chwil spędzonych z Tobą.

Czy to nie o swoich miłosnych podbojach zwykły plotkować przyjaciółki? Zamiast.. o podbijaniu siebie nawzajem?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem