27-08-2018, 03:52
|
#175 |
| Kapłanka sama się wystraszyła Oswalda, to co dopiero strażnicy. Przez chwilę miała zaproponować opatrzyć uszkodzoną rękę, ale nie mogła zapomnieć o bracie. Coś trzeba było wybrać, a zaraza miała wyższy priorytet. - Ile drogi stąd do posiadłości Von Schranka? Spodziewajcie się, że...
Wtem Klara zauważyła Otwina. I chmurę dymu. I pierzastego, nawet ślicznego gryfa. Jak mogła wcześniej przegapić takie zwierzątko? Bo chyba nie przybłąkało się od chaty leśnika? - Rozumiem, że leśnika zabrał Morr... - powiedziała jeszcze zanim Otwin i jego kolega weszli do karczmy - Sprawdzę co z Ernstem - zwróciła się już do ojczyma - ale obawiam się, że nie będę miała dużo czasu. Okolicy grozi epidemia, jeżeli już nie jest w toku. Muszę... muszę przemyśleć co z tym zrobić...
Przytuliła się na chwilę do Olafa, czy raczej bardziej nacisnęła na niego ramieniem i głową, mając ręce zajęte kijem i torbą. Poszła na zaplecze obadać brata.
Nie miała pojęcia, co powinna zrobić w tej sytuacji. Gdyby to była zwykła choroba, należałoby wprowadzić kwarantannę, ustanowić szpital i po prostu czekać, modląc się gorliwie, by Shallya przekonała ojca do zabrania jak najmniejszej ilości osób. Tutaj dochodził jeszcze jeden element - Chaos. Paskudne i podłe kulty Chaosu, chcące truć i niszczyć bogu ducha winnych ludzi. Ktoś musiał za tym stać, ale co mogła zrobić Klara? Ładnie poprosić, żeby przestali? Jeden z czarniejszych scenariuszy zakładał zbrojne ruszenie na chaosytów, kilku wojowników miała pod ręką, ale wciąż przydałaby się jakaś stanowcza ręka. Czasami tęskniła do nadgorliwych sigmarytów, ci się nie patyczkowali i bez patrzenia na koszty, walczyli o czystość Imperium. |
| |