| - Co robimy z Izabellą? - Ristoff zapytał podczas wieczornego postoju. Odgrzewali nad ogniskiem zupę zrobioną z zasuszonych kawałków mięsa, grzybów i ziół. - Chciała się odłączyć i jutro pewnie będziemy na rozstaju dróg. Byłbym w stanie ją wysłać, ale nie mam pojęcia do kogo chciała przybyć i czy ktokolwiek jej tam pomoże. Jadąc z nami robi nam problem.
- Potrzebujemy sprawić, żeby magini obudziła się ze swojego snu - zawyrokował Gveir, wgryzając się w kawałek suszonego mięsa. - Nie znam magii, tedy moje rady tutaj nic nie dadzą. Nie wiem, do czego zdolny jest ten… Siewca… - Gveir wymówił słowa z rozwagą. - Ale potrzebujemy uwolnić się od magini. Wkrótce wyruszę na łowy. Nie wiem, co zaszło w śnie Esmonda i Izabelli. Ale ktokolwiek zręczniejszy w magii powinien tego dokonać.
Tu spojrzał znacząco na Hebalda.
- Inaczej… Cóż, wypadnie nam ją odesłać do wioski. Pośpi parę miesięcy, aż do czasu, kiedy zakończymy tą podróż.
Hektor odchrząknął i stuknął kilkukrotnie w miskę drewnianą łyżką.
- Nie godzi się - również zawyrokował. - Naghrsza jest odpowiedzialność za jej życie, w chwili gdy do nas dołączyghrła. Nie mówiąc już o tym, że to w Esmondowym śnie ugrzęzghrła. Musimy podróżować dalej, odkryć co z ekspedycją… ale nie godzi się porzucać Izabeli. Może uda się odnaleźć lek na jej przypadłość po drodze.
Spojrzał na Ristoffa.
- Ufam że nie rozważałeś porzucenia jej niczym worka ziemniaków, bo jatakom za ciężko?
- Jeśli w istocie możemy coś zrobić - mruknął Gveir. - W przeciwnym wypadku, ganianie z ciałem magini to nie najlepsza strategia na ukończenie tej wyprawy.
- Póki żyjghre, to najlepsza strategia - rzekł twardo utopiec.
Esmond odezwał wzrok od śpiącej, wygrywając się z zamyślenia.
-Nie mam wiedzy magicznej, ale zastanawiałem się… czy jest szansa żebym nawiązał z nią kontakt w trakcie snu? Może ona sama będzie wiedziała co zrobić w obecnej sytuacji?
- Coś takiego byłoby możliwe, gdybyśmy mieli jeszcze innego maga iluzji. - Ristoff posmutniał wypowiadając te słowa. Zaraz się otrząsnął podnosząc spojrzenie na pozostałych.
- To nie moja domena. Nie ta szkoła. - Nie wypowiedział tych słów tak pewnie jak zazwyczaj.
- Więc… Podróżujemy z Izabellą w poszukiwaniu innego maga iluzji? Lub do jej miasta? - zapytał wojownik.
-W mieście mamy większe szanse na znalezienie maga, lub chociaż informacji o takowym, niż podróżując traktem.-Myślał na głos Esmond-Stracilibyśmy jednak przy tym kilka dni, co przy tej pogodzie może skończyć się różnie.
Hektor wbił spojrzenie w maga.
- Czy pomimo tego Ristoffie… że to nie twoja szkoła, nie masz szans spróbować? To brak umiejętności czy to czymś to grozi?
Gveir skrzyżował ręce.
- Jeśli Hebald nie jest w stanie tego zrobić, to żaden z nas tego nie zrobi. Tylko on… Lub ktoś inny ze szlaku - skończył, myśląc o magach, których być może mogli znaleźć w innych osadach. Nie wiedział jednak, kto mógłby to być. Ristoff był jedynym magiem, którego znał i pomimo tego nie przekonał się do guseł.
Utopiec odchrząknął i spojrzał na smoka z pytaniem w rybich oczach.
Aurarius zauważył spojrzenie rycerza, ale jakby nie zrozumiał o co mu chodzi. Wciąż siedział nosem w swoich zapiskach i wydawał się oderwany od rzeczywistości.
Ristoff przetarł kark dłonią.
- Ona wciąż ma swój tom. Słowa rytuału na pewno będa tam zapisane. To po prostu… może zwrócić uwagę.
Smok gwizdnął, a Dizi wypuścił głośno powietrze z ust. Karzeł nerwowo popatrzył na maga, a potem na resztę grupy.
- Ja się nie zgadzam słyszycie? Nie zgadzam!
- Jeśli możemy uratować magini, to powinniśmy to zrobić, nieważne, czy zwróci to uwagę, lub nie. Któż zresztą miałby tutaj na nas zwracać uwagę, tu, w głuszy? Paru z nas odprawi rytuał, a reszta będzie ich pilnować.
- Jak kto, jak kto?! Bogowie ty mało rozumny trepie! - Dizi wybuchł gniewem. - Od początku jest coś nie tak! Od początku wpadamy na wszystkie możliwe nieszczęścia! Już pominę poroniony pomysł jazdy w zimę, ale to nie jest normalne! Bogowie nam nie sprzyjają, ich wzrok na nas ciąży i ja chce wiedzieć dlaczego! Które z was tak zgrzeszyło? Które?!
Głos mu się załamał, a ręce drżały. Poobijany mały mężczyzna patrzył na swoich towarzyszy z rozpaczą i strachem w oczach.
Utopiec wstał i podszedł do karła. Położył mu ciężko dłoń na zdrowym barku.
- Może jeden z nas, a może i wszyscy mają coś za uszami - powiedział cicho. - Tylko kapłani potrafią ocenić, kto jest grzesznikiem, a kto czysty w oczach bogów. Niech domysły nie będą źródłem strachu i powodem do poróżghrnnień przyjacielu. Są ważniejsze rzeczy, warte ryzyka o jakim mówisz.
Podniósł wzrok na towarzyszy i w końcu spojrzenie padło na Ristoffa.
- Pokaż mi jak… uczynię to. Honor nie pozwala być biernym.
Wybuch Diziego spotkał się jednak tylko z wzruszeniem ramion Gveira.
- Ci, którzy są na ścieżce ostrza nie muszą się obawiać niczego… Dopóki mogą dzierżyć miecz, oczywiście. Jeśli w istocie możemy to rozwiązać tu i teraz, to nie powinniśmy zwlekać. Co do grzechów zaś, jedynym grzechem Pana Wojny jest ucieczka od walki, jakiekolwiek walki. Nie zamierzam okazać się niewierny. Przeżyjemy to… O ile będziemy w stanie dzierżyć miecze.
Gveir wybuchnął gromkim śmiechem, patrząc na wyraz twarzy Diziego.
- No, dalej. Jak uratować magini? - zapytał Ristoffa Gveir. |