Gość nie w porę...
Co prawda to Berwyn i jego towarzysze byli tutaj nieproszonymi gośćmi, ale pojawienie się tamtych było czymś, co Berwynowi do gustu nie przypadło. Raczej trudno było sądzić, że to przybywa niespodziewana odsiecz.
Podszedł po cichu do drzwi i spojrzał przez szparę.
Wojak, a z nim jakiś spaślak; wielki pan, sądząc po ilości pierścieni. Zapewne sam szlachetny Nadanidus we własnej osobie.
Gdyby pod ręką był Areon, daliby sobie z tamtą dwójką radę. Ale Berwyn zdecydowanie nie był w dobrej formie.
- Poczekajmy, aż przejdą - szepnął do Makhara. - A potem... zobaczymy.
Atak w plecy nie należał może do najszlachetniejszych na świecie, ale raczej nie mieli wyboru. Przynajmniej w tej chwili.