Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2018, 21:16   #93
Asuryan
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Kiedy stali tak Hektor usłyszał szept.
- Psst! Chcesz coś wiedzieć?
- Bghrlghrl? - utopiec od dłuższego czasu nie odzywał się. Teraz zaś zaskoczony rozejrzał się gwałtownie łapiąc za rękojeść miecza, gotów wyciągnąć ostrze. Jedyne zaś co wydostało się z gardła to bulgotanie, choć chciał powiedzieć “Co? Kto tam?“.
- Psst! Tutaj jestem! Ja coś wiem! - usłyszał ze swojej lewej strony z dołu.
Hektor powiódł spojrzeniem wzdłuż swojej ręki, którą właśnie chwytał za miecz, w dół, tam skąd dochodził dźwięk. Przełknął ślinę.
- A ja coś wiem. Tutaj, hop hop! - wydobyło się spod karwasza.
- Co na przenajświętsze obrządki… - szepnął utopiec i puścił miecz. Miast tego, trochę drżącą ręką złapał za krawędź karwasza i odchylił go przysuwając do oka i do ucha.
Zobaczył coś wypukłego i szklistego pod materiałem swojego ubrania.
- Tak! Tak! Tutaj! Powiem, co wiem jak mi dasz spojrzeć w słońce!
- Uch...
Nie chciał, nie mógł, musiał. Ciekawość była zbyt silna. Rozsupłał wiązania karwasza i zsunął go na ziemię. Pod spodem zobaczył jak w miejscu niedawno wypalonego magicznie znaku zamkniętego oka patrzy sobie takie prawdziwe, Z czerwoną tęczówką. Uśmiechnęło się. Tak musiało wyglądać uśmiechnięte oko jeśli nie widziało się ust. Tylko w ten sposób można było wytłumaczyć to co robiło.
- Ooo jak tu ślicznie! Tak ślicznie! Ach! Obiecałem powiedzieć co wiem! Otóż… wiem, że jesteś wiernym rycerzem jego wysokości króla! Co za historia! - głos oka był dziwnie gderliwy i ciągle się ruszało spoglądając w każdą stronę.
Hektor przez moment patrzył niezmiernie zdziwiony, a potem szybko zakrył oko dłonią.
- Co? Aj! Ała! Fuj! Zabierz swoją cuchnącą rękawicę z mojego oka! - głos zdawał się być przytłumiony.
Utopiec nie bez obaw podniósł dłoń zachodząc w głowie dlaczego świat snów musi być tak nierealny. Z drugiej strony, świadomość że to sen sprawiła, że jeszcze zachowywał względny rezon.
- Kim jesteś? - zapytał gdy tylko oko na nowo pojawiło się w zasięgu wzroku.
- Kim jestem? Pytanie? Pytanie! Ktoś mnie o coś pyta! Śmiertelnicy są jednak najlepsi! Jestem demonem. Nie. Znaczy tak, ale to jakoś tak nie oddaje sedna sprawy. Hm… Ha! Jam jest ten co chciwie pożąda wszelkiej wiedzy tego świata..! Hm… nie. To też nie to. Nie chce mieć z tą kurwą chciwością nic wspólnego. Lubię wiedzieć...
- To zrozumiałe… - dodał cicho Hektor kiwając głową.
- No właśnie! Wiedza jest wspaniała. Tylko no… jakoś tak nudno TYLKO wiedzieć. No nie wiem. Co ty mi na to powiesz?
Nim utopiec zdążył odpowiedzieć zdał sobie sprawę, że inni musieli słyszeć i widzieć całą rozmowę jaką właśnie przeprowadził ze swoim dodatkowym okiem na przedramieniu.

Gveir milczał, obserwując konwersację Utopca z czymś na jego ramieniu.

- To tylko sen - skomentował w końcu rewelacje, jakie działy się przed jego oczyma, a po chwili, kiedy zdał sobie z czegoś sprawę, dodał: - Czyj jest to sen? Ristoffa? Esmonda? Isabelli?

Esmond również przyglądał się niecodziennej konwersacji utopca. Nie był specjalnie zszokowany formą jego rozmówcy, w końcu znajdowali się w świecie snów, jednak było w tym coś..dziwnego.

-Może nas wszystkich? Może śnimy wspólnie?- odpowiedział najemnikowi.

Obejrzał się na ścianę żywopłotu, w której zanikała mgła. Korzystając z chwili, usiłował rozgarnąć liście, by sprawdzić czy ślad ciągnie się po drugiej stronie.

Liście ustąpiły pod naporem ręki Esmonda. Na początku. Łowca zdążył spostrzec drewniane wnętrze zasnute szarozieloną mgłą. Jakaś sylwetka niespokojnie poruszyła się w półmroku. Błysnęły białka przestraszonych dwukolorowych oczu i krzew zamknął się szczelnie odpychając łowcę do tyłu. Mgła wzburzyła się samej tracąc przepływ. Po kilku wolnych uderzeniach serca zaczęła opadać. Ponownie ruszyła przed siebie leniwie się snując po ziemi.

- Nudno? Chyba… chyba tak. - odrzekł utopiec. - Dlatego zawsze trzeba działać…
Hektor spojrzał na żywopłot przez moment zastanawiając się, czemu Esmond go jeszcze nie zaczął strzyc. Jednak bardziej nagląca sprawa szybko na nowo zwróciła jego uwagę.
- Ale zanim będę działać, mów dalej. Co jeszcze o mnie wiesz? Czegoś nie dokończyłem, prawda? - dopytywał.
- Hohohoho - oko zaśmiało się z ekscytacją. - Może wiem. Taak… ale hmm… chce coś w zamian. Co mi dasz?*.

- Coś jest dalej, jakby drewniane pomieszczenie- poinformował łowca, samemu dobywając jedno z dwóch ostrzy przyczepionych do kołczana. Poslugujac sie nim jak maczetą usiłował przebić sie przez oporny żywopłot.

Tymczasem Gveir miał swój własny pomysł. Zawinął łańcuchem i uderzył zamaszyście po gałęziach, chcąc sprawdzić, czy będzie umiał skosić przeszkodę.

- Nie… - utopiec przewrócił oczyma. - Oczywiście że wiem. Bo ty wiesz, ale nie możesz pewnie nic z tym zrobić. Więc mówiąc mi wprawisz coś w ruch i będziesz obok by na to patrzeć.

Ściana żywopłotu ustępowała pod ostrzami Esmonda. Również działanie Gveira przyniosło zamierzony efekt. Ta broń - to musiało być to o czym marzył. Czuł jakby krawędzie ogniw musiały być naostrzone lecz gdy sam je wcześniej sprawdzał nie wyglądały na takie. To była najlepsza broń na świecie… musiała tylko stać się rzeczywistością.
- Huu - oko wydało z siebie zaintrygowany dźwięk słysząc propozycję Hektora. - Tak też możemy zagrać! Tak, to wspaniały pomysł! Co gdybym powiedział ci coś o tym miejscu?

- Gdyby tylko! - sapnął Gveir, wymierzając potężny cios ostrzem. - Gdyby tylko mógłbym w jakiś sposób wydostać stąd ten… Ten… - zawahał się, myśląc nad odpowiednią na ostrza nazwę. - Wtedy mógłbym się zmierzyć z panią lasu!

Oczywiście, nie był pewien, czy sama broń by wystarczyła. Marza i jej szpony wyglądały na coś, co wymagało nieco więcej niż świetnej broni… Lub, czy taka miała wystarczyć?
Pytania krążące po głowie Gveira tylko powielały jego wątpliwości. “Wszak smok obiecał! Tylko czy można mu było ufać? Czy mógł stworzyć coś tak wspaniałego jak to co trzymał w swych dłoniach? Jak wyciągnąć tę broń poza sen? A może nowy towarzysz Hektora będzie wiedział?”

Gveir, któremu błysnęła myśl o wyciągnięciu wyśnionej broni poza sen, nagle przystanął i przestał siekać wściekle żywopłot.

- Ty - wskazał nagle palcem na oko na ramieniu Hektora. - skoroś taki wiedzący, rzeknij mi no: rzeczy, co powstały ze snu, pozostają we śnie?

Hektor spojrzał wpierw na oko, potem na Gveira. Podniósł brew w wyrazie zaskoczenia. a na twarzy przez moment wymalowało się pytanie z gatunku “Czemu mówisz do mojej pieczeni?”. Zaraz jednak rycerz opamiętał się i wrócił uwagą do własnej ręki.
- Mów zatem - rzekł utopiec do oka. - Jestem ciekaw.*

Esmond kontynuował próbę przebicia się na drugą stronę żywopłotu, co jakiś czas zerkając na towarzyszy. Gdy padło pytanie najemnika przerwał, nasłuchując odpowiedzi, która mogła mieć wpływ na obecną wyprawę jak i jego samego.

Oko mrugnęło powieką ze skóry utopca kilurotnie popatrzyło na niego, a potem na Gveira.
- Czy rzeczy snu pozostają we śnie? Czyli inaczej czy można wyjąć ze snu coś do rzeczywistości? Huhuhu... Huhuhuhu! - oko zaczęło się śmiać jakby usłyszało najlepszy żart na świecie. - Da się. Jak? Za tę informację chciałbym coś w zamian! Coś… esencjonalnego!

Kiedy Esmond przerwał rzezanie ściany żywopłotu, ta powoli zaczęła się zarastać.

Gveir uśmiechnął się.

- Moich mięśni ci nie dam, są mi potrzebne do walki z Marzą. Co byś chciał w zamian za to? Nie mów zagadkami, jestem przecież tylko prostym wojakiem. Oby twoja odpowiedź była coś warta...

Gveir zamachnął się mimowolnie ostrzami, które z sykiem zawirowały w powietrzu. Czekał na odpowiedź oka.

Esmond w tym czasie powrócił do próby przebicia się przez zarastający żywopłot, przysłuchując się rozmowie. Gdy otwór był wystarczająco duży, spróbował przedostać się na drugą stronę.

- Śmiertelniku… każesz mi myśleć za siebie? Dobrze. Oddasz mi część swojej pamięci w zamian za możliwość wydostania czegokolwiek ze snu. Takie są moje warunki! - ton głosu demona zmienił się na bardziej ponury jakby rozmowa przestała go bawić. W tym czasie Esmond niestrudzenie ciął, szarpał, rozrywał i niszczył ścianę żywopłotu tylko po to aby dostać się do środka. Robił to sam, ale na tyle skutecznie, żeby odrastająca roślina nie nadążała. W końcu na nowo dojrzał wnętrze ciemnego pokoju. Przedarł się do środka. Pokój był ciemny i nieco zakurzony. Okna nie miały szyb a błony sprawiające, że jakiekolwiek światło było mętne. W pokoju siedziała dziewczynka o dwukolorowych oczach. Patrzyła ze strachem na łowcę.
- Dlaczego tu jesteś?

Gveir spojrzał na pulsujące ostrza. Metal przepięknie odbijał światło tej krainy, nawet, jeśli była tylko snem. Czy rzeczywiście potrzebował pamięć? Czy żeby podążać dalej swoją ścieżką, nie wystarczyło tylko wziąć ostrza i spełnić swoje przeznaczenie jako wojownika? Z drugiej strony - myślał - czy pamięć nie jest częścią jego samego? Co mogło się stać, kiedy Gveir przestanie pamiętać część z tego, co wcześniej pamiętał?

- Część pamięci, mówisz - ostrożnie rzekł - jaka część? Co chcesz z tego, co pamiętam?

Wojownik uśmiechnął się, ujmując łańcuch w dłonie. Leniwie kręcił wspaniałą bronią młynek, której ostrza cięły powietrze, jakby były obdarzone własnym życiem.*

Esmond badawczo przyglądnął się dziewczynie.

- Izabela?- zapytał spokojnym tonem, usiłując jej nie przestraszyć.

- Pośpieszcie się - mruknął utopiec widząc że Esmond przeszedł przez żywopłot. - Zaraz nam zniknie z oczu…
Wzdrygnął się przy ostatnim słowie i przesunął bliżej do ściany. Starał się rozgarniać dziurę ręką, a jak tego było mało, on sam sięgnął po miecz. Pomyślał przy tym, że chyba nigdy wcześniej, tak jak teraz nie chciał by żywopłot po prostu zniknął.

- Nie powiem. Musisz zaryzykować. - demon zachichotał - To jak? Mamy układ?

Utopiec miał dobry pomysł. Żywopłot faktycznie po chwili letargu zaczął odrastać i zacieśniać się. Miecz był potrzebny. Widział w środku pokój, zupełnie inaczej oświetlony niż labirynt. Esmont stał przed dziewczynką o dwukolorowych oczach i bujnych brązowych lokach.
- Tak. Nie powinno cię tutaj być! Och! - dziewczynka zauważyła wyrwę w ścianie. - Oj nie! Nie, nie, nie! Wyjdź! Zamknij! Wyjdź! - tupnęła nóżką - Tu jestem bezpieczna! On tu nie wejdzie! Wyjdź!

- Zastanów się Gveir… Au miał ci pomóc - rzekł Utopiec i znów sieknął po ścianie.

- Droga do ostrzy oferowanych jest długa i trudna - rzekł Gveir. - Kto wie, co tak naprawdę smok może przyrządzić swoją alchemią?

Wojownik spochmurniał jednak.

- Mamy układ - zdecydował się w końcu. - i]Odczyń swoje gusła. Ale wiedz, że jeśli weźmiesz więcej, niż trzeba, sam zapragniesz, abym zapomniał, że mnie kiedykolwiek spotkałeś[/i]

- Spokojnie, nic Ci nie grozi - uspokajał ją Esmond.
Zbliżył się powoli i przykucnął kilka kroków od dziewczynki.
-To ja, Esmond. Poznajesz? Przed kim się chowasz?

Izabela zatuptała znów nóżkami.
- Przed tym co wszyscy! Idź sobie! Inne powiedzą ci więcej! Zostaw mnie i nie psuj już! - była tak zła, że na jej dziecięcym czole pojawiła się zmarszczka. Nie atakowała jednak Esmonda, ani go nie wypychała.
W tym samym czasie demon zaśmiał się przejmująco. Rycerz i najemnik zobaczyli jak przedramię utopca zaczyna się wybrzuszać w miejscu oka. To wyskoczyło do góry, a za nim pojawiła się czarna masa posklejanych piór. Przerażającą chwile póżniej z ręki Hektora wystawała głowa, szyja, skrzydło i część korpusu zdeformowanego kruka. Ptak miał jedno wyupiase czerwone oko na głowie, przerażająco chudą szyję i drugie oko na skrzydle. Wyciągną je do Gveira.
- A więc mamy układ śmiertelniku. Przypieczętujmy go - skrzydło dłoń wyciągało się do najemnia czekając na jego reakcję. Gdy tylko zostało uściśnięte człowiek poczuł jak wokół jego lewego oka piecze niczym ognie przykładane do skóry.
“Quid re nata convertere somnis invoco corvis pacto vires. Daemonum, in alteram partem declinent a somno somnia!” - usłyszał wewnątrz swojej głowy. - “By zmienić co zrodzone ze snu w prawdziwe, wzywam moce paktu Kruka. Demoniczna siło wyrwij marzenie ze snu!”
- Wykrzycz je gdy będziecie się budzić. Nie pomyl się! - zaśmiał się demon chowając się w przedramieniu rycerza znikając zupełnie.
Hektor widział wypalany wzór na twarzy najemnika. Czuł swąd przypalonego ciała. Potem, gdy demon znikał, jego ręka mrowiła i nawet po wszystkim miał wrażenie jakby nie do końca miał czucie. Zerwał się wiatr, a z głowy najemnia oderwał się kawałek krusząc się i rozwiewając.
Gveir zapomniał. Nagle słowo Artamen przestało nieść ze sobą wagę. Co to było? Skąd znał to słowo? Kto go tego nauczył?
Te pytania nie były ważne, bo wiatr nie ustawał. Inny śmiech poniósł się po labiryncie. Głębszy, bardziej aksamitny.
- Znalazłem cię! - powiedział i mała izabella zaczęła krzyczeć. Na oczach łowcy wiatr wdarł się przez szczelinę i porwał dziewczynkę. Rycerzowi i najemnikowi mignęła burza bujnych, brązowych loków. Dziecko piszczało niesione gdzieś w dal. Pokój był pusty.

Łowca zerwał się z przyklęku chcąc biec za porwaną. Obejrzał się na Hektora i Gviera, dopiero teraz zauważając cenę paktu zawartego z demonem.

-Musimy biec- ponaglił. Czuł że musi się spieszyć, czekał jednak na pozostałych, świadom że rozdzielenie się w labiryncie nie jest dobrym pomysłem.

- Na odmęty bagiennego urwiska - jęknął Hektor czując mieszankę konsternacji i zakłopotania. Z niewiadomych przyczyn nie czuł strachu i przerażenia. Może akceptował, że to tylko sen, a może bardziej martwił go fakt, że jego własna rozmowa została przerwana. Rozmowa w której miał właśnie dowiedzieć się… Chciał powiedzieć coś jeszcze… pomyśleć coś jeszcze, ale słowa Esmonda zwróciły uwagę na bardziej palące rzeczy.
- Zatem w drogę - zdecydował i ruszył wraz z Esmondem na śmierć zapominając o karwaszu leżącym na ziemi.

Gveir stał przez małą chwilę, zdezorientowany. Czuł, jakby z wnętrza jego jaźni wydarto coś, co należało kiedyś do niego, ale nie miał teraz czasu, by nad tym myśleć. Pulsujące ostrza same go niosły, wyczuwając obietnicę nadchodzącej bitwy.

Podążył za rycerzem i łowcą.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline