Det czując jak lód się pod nim załamuje skoczył przed siebie i jeno cudem nie zsunął się w lodowatą toń. Koniec końców miał przemoczone buty, ale szczęśliwie reszta była względnie sucha. Ot, to tu to tam rozbryski wody, lodu i śniegu dekorowały jego odzienie. Pewniej wdrapał się na lód i szybko ruszył w kierunku szlachcica sięgając po łuk.
Dostać się na brzeg. Chronić Vilburna. Wspomóc Dorę i Otta. W tej kolejności. Może podróż przez jeziora była całkiem dobrym pomysłem, ale rzeczywistość zweryfikowała plany. Więcej tak ryzykować nie miał zamiaru i miał nadzieję, że pozostali drużynnicy też podzielą to zdanie... jak nie, to komuś przywali.