- Nieporozumienia…ambasador ich wysłał... jeszcze kurwa powiedzą, że dla hrabiego Doriana pracują - mruknął kapral patrząc jak dwaj dziwni osobnicy znikają za zakrętem -
Dobra robota posterunkowy. Jak wrócą to spierdol ich ze schodów bez fatygowania mnie.
- Ta jest - strażnik zasalutował regulaminowo.
Iladabode tymczasem zorientował się, że parę osób w porcie ciekawie się im przygląda. Zbyt ciekawie. Szczęściem, zdążyli zniknąć w uliczkach zanim ciekawość przerodziła się w coś bardziej przykrego.
Klucząc uliczkami po kilkunastu minutach znaleźć się w sąsiedniej dzielnicy. Było tu sporo sklepów różnego rodzaju. Nie było problemem zrobić zakupy.
A potem wystarczył zabić trochę czasu jaki został do wieczora.
*
- Kapitanie! - wołanie majtka siedzącego na bocianim gnieździe wzbudziło poruszenie na pokładzie. Kapitan osłaniając kapeluszem oczy przed słońcem spojrzał w górę.
- Co jest?
- Statek. Nie ma bandery.
Faktycznie, do zatoczki wpływał statek. Bystre oko Wróbla mogło dostrzec, że wielokrotnie był naprawiany. Nazwa na kadłubie “Złoty bażant” lśniłą nowością. Smukły kadłub, ale i dosyć ładowny. Przeczucie i życiowe doświadczenie mówiły Kubie, że to nie kupiec.
Na Bażancie także ich zobaczono. Po chwili na maszcie wesoło załopotała bandera Alani. Jakże by inaczej, skoro kawałek dalej był Alański port.
- Nie jest dobrze - powiedział kapitan. -
Mam przetrzebionych i rannych ludzi. Jak dojdzie co do czego może być ciężko.
- Znasz ten okręt, kapitanie?
- Znam ten typ. Bosman… niech ludzie po cichu się uzbroją.
- Ay, ay sir.
Od Was zależy czy pokojowo pogadacie czy
nie.