Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2018, 17:23   #179
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Czas uciech i zabawy dobiegł końca, a przed parą kochanków czekały nowe zadania nadchodzącego dnia. Jarvis wprawdzie nie miał tylu obowiązków co Chaaya, ale i on nie mógł uniknąć potrzeby przygotowania się do tego co miało nastąpić.
Randka… i to podwójna, nawet jeśli w pełni ukartowana, musiała wyjść idealnie, wszak razem z bardką miał przedstawić wzorowy model pary zakochanych. Jednakże czy przy takiej różnicy kulturowej oraz bagażu przeżyć jaki oboje nosili… byli w stanie przekonać otoczenie, iż potrafili odnaleźć między sobą idealną harmonię, w sam raz do naśladowania?
Gamnira pochodziła z prostego ludu… jej potrzeby i marzenia również zaliczały się do tych bardziej przyziemnych, ale trema robiła swoje… a nawet jeśli przywoływacz uważał, że takowej nie odczuwa, to od razu poczuł, gdy obserwował poczynania swojej połowicy, która niczym pracowita mrówka, zamieniała się w istne bóstwo urody, wyrafinowania i seksapilu, przed ich nieco zaśniedziałym lustrem, jakie dostali wraz z owym ciasnym pokoikiem.
Ich aktualnym i jedynym domem.

Dholianka przywdziała znajomy liliowy gorset, który okazał się o tyle prosty w użytku, że nie trzeba go było wiąząć co założenie, gdyż z przodu znajdowały się zapięcia, ułatwiające zakładanie go w pojedynkę. Uniesione nagie piersi, wydawały się w nim kuszące jak nigdy wcześniej i aż chciało się je ścisnąć lub przyssać się do ich ciemnych szczytów. Niestety widoki te zostały przysłonięte pajęczą suknią, która dzisiejszego wieczoru miała przeżyć swoją premierę. Tancerka splotła także włosy w dwa warkocze i upinając je starannie niczym koronę wokół swojej głowy, spięła je misterną spinką oraz zabezpieczyła jakimiś dziwnymi szpilkami, by odsłonić swoją szyję i barki wraz z ramionami.
Mag, z pozycji łóżka, widział drobne, rubinowe cętki, mieniące się niczym drogocenne kamienie na złotej skórze ukochanej. Czyżby Starcowi było, aż za dobrze w kobiecym ciele, że postanowił je trochę umeblować po swojemu, czy może jakiś bezimienny demon postanowił się zemścić za nieprzyjęcie propozycji gościny w jego lochu? Cóż… znając kurtyzanę oraz jej dziecinną zabobonność, owe łuski mogły być równocześnie klątwą samego suma ludojada, który z jakiegoś powodu postanowił przemienić tawaif w rybę.

Odbicie orzechowych oczu, podkreślonych ciemnymi kreskami, spoglądało zalotnie przez szkło na leżącego, gdy dziewczyna obserwowała mężczyznę podczas malowania ust karminową pastą.
- Spotkajmy się po Dartunie w tawernie… tej pustynnej, dobrze? - odezwała się, poprawiając pyszniący się na jej dekolcie łańcuszek ze srebra i bursztynów… zaklętych kul ognistych, które z wyraźnym upodobaniem nosiła na sobie, gładząc ciepłe kamienie opuszkami, niczym swoje pupilki. - Za godzinę… i nie śledź mnie.
Wstając od stolika, nałożyła złote sandałki na stopy. Puścić taką boginkę samą do miasta zakrawało o liczne wybuchy bójek w okolicznych spędach ludności, tym bardziej, że Kamala nałożyła na skronie diadem, nadający jej licu szlachetności i nienaturalnego piękna.
- Oddam mu te przeklętą księgę, przeczytam rozdział drugiej i w końcu coś zjemy… bo od tego ciągłego seksu, czuję jak żołądek zaczyna trawić samego siebie.

I po tym… wyszła. Jak gdyby nigdy nic.

Po drodze do nieszczęsnego wróża Sundari wstąpiła do jednego tajemnego miejsca o którym wiedziała tylko ona oraz Marcello. Gdy z niego wyszła jej pogryzione i podrapane ręce były całkowicie ukryte pod wspaniale wykonanymi rękawiczkami. Tawaif miała nadzieję, że gdy kochanek zobaczy ją w karczmie, to padnie z zachwytu… a przy okazji ona sama nie będzie musiała się wstydzić za stan swojej skóry. Cóż… komary nie wybierają. Chyba…

Dartun przebywał o tej porze w swojej siedzibie. Dziś zamkniętej, z wywieszką: “Klientów przyjmę od jutra”. Najwyraźniej wróż zrobił sobie wolne od obowiązków, ale nie wyglądało, by opuścił domostwo.
Chaaya zajrzała przez zabrudzoną szybę do środka, ale od ilości plam i kurzu nie mogła niczego dostrzec. Zapukała więc melodyjnie w drewno, wołając od progu słodkim głosem.
- Wróżko. Wróżeczko… to ja. Przyniosłam książkę. Ukrywasz się tam?
- Ano ukrywam! - burknął mężczyzna i po niedługim czasie, lekko uchylił drzwi. - Ta co ją sprowadziłaś, rozkwasiła mi nos!
- Nie nos… tylko co najwyżej podbiła ci oko… jak się czujesz? - spytało ciekawsko dziewczę, wdzięcząc się i zalotnie machając do nadąsanego kamrata.
- To musiałem rozkwasić… przy upadku… - westchnął pod nosem karciarz. - A czuję się źle. Twarz boli, ale obrażenia nie są warte magicznego leczenia.
Tancerka zmarkotniała nieco, przyglądając się zatroskana ukrytemu w cieniu wróżbicie.
- Oj rybeńku… to ty nie pamiętasz, że cię wczoraj uleczyłam? Daj mi wejść… obejrze cię. Piłeś coś? Chuchnij!
Chuchnął… pił wczoraj. Zionął strawionym alkoholem jak smok.

“Męęęska duuuma taka kruuucha…” zanuciła skrzecząco Laboni, rechocząc jak ropucha, a kobieta spróbowała się wepchnąć do środka, by doprowadzić przyjaciela swojego kochanka do jakiegoś porządniejszego stanu.
- Te pieniąde miały być przeznaczone na pokrycie sprzątaczki… lub co najmniej przyjaznej kurwy do przytulenia, a nie na alkohol! - zganiła go zawiedziona bardka.
- Postanowiłem je pomnożyć. Przez karty… - odparł z wyższością w głosie i bladością lica Dartun. I rzeczywiście... z rozkwaszonym nosem. Musiał się wczoraj spić przy kartach i rąbnąć twarzą o stół lub podłogę.
- No i ile wygrałeś? - spytała retorycznie tawaif, spoglądając koso na nieszczęśnika. - Chodź do stołu… albo lepiej… położymy cię spać. Musisz się wyspać rozumiesz? Wy-spać. Pieniądze mogą zaczekać.

Jak rzekła tak zrobiła. Zatrzaskując stopą drzwi, chwyciła chłopinę pod ramię i zaczęła go prowadzić na zaplecze, gdzie jak mniemała znajdowało się jego lokum sypialniane.
- Zaśpiewam ci kołysankę i naprawie twój nos, by przestał boleć, dobrze?
- Dobrze… - ziewnął amator bimbru, poddając się grzecznie działaniom tancerki. Zresztą ubranie jakie miał na sobie świadczyło, że właśnie z jakiegoś barłogu wylazł.
Łóżko miało rozbabarną pościel upodabniając się do leża jakiegoś bezdomnego zwierza. Ot… typowo kawalerskie podejście do miejsca w którym się spało.
Dholianka skrzywiła się mentalnie na widok wszechogarniającego syfu w pomieszczeniu. Nawet jej najdzikszy niewolnicy, nie byli tak niechlujni, jeśli chodziło ich miejsce do spania.
- No… jeszcze parę kroczków i się położysz. Odpoczniesz. Prześpisz się… a jak się obudzisz… nos nie będzie cie boleć…

“Ale głowa na pewno” wtrąciła usłużnie babka.

- ...przyniosłam twoją książkę, jest w takim samym stanie w jakim mi ją dałeś… ale jutro sprawdź ją jeśli nie zapomnisz dobrze? Zostawię ją na swoim stole. - Dziewczyna ułożyła na wpół bezwładną belę mięcha do wyrka, samej przysiadając z impetu na krawędzi materaca. Zaczęła śpiewać cicho rzewną piosenkę, której słów nawet na trzeźwo wróżbita by nie zrozumiał. Melodia i tembr głosu były jednak przjemne i nieco melancholijne. A gdy dodało się do tego kojące uczucie ciepła, rozlewjące się po obolałych rejonach twarzy, dawało to dość piorunujący, a raczej usypiający, efekt.
Kurtyzana bez odrazy i niechęci, utuliła mężczyznę do snu. Poprawiając mu poduszkę, by było mu wygodnie. Przykrywając, by przypadkiem nie zmarzł. Nawet zgarnęła z jego czoła posklejane od potu włosy, jakby conajmniej miało mu to pomóc w jestestwie.
Uczucie zemsty z jakiegoś powodu nie było takie słodkie jakby się jej wydawało. Chaaya w najlepszym wypadku czuła… rozczarowanie pomieszane z nikłą satysfakcją swojego triumfu nad osobą wieszcza. Czyżby się starzała? A może wypadła z formy? Może jad w jej żyłach nieco złagodniał odkąd mordercze słońce nie podgrzewało go swoimi promieniami?

Bardka została z Dartunem, aż nie usłyszała jego równomiernego pochrapywania. Wtedy wróciła do sali seansów, gdzie odłożyła księgę demonicznych przywołań obok “czarodziejskiej” kuli i korzystając z okazji, że biblioteczka była cała jej. Odnalazła księgę o duchach, by poczytać kilka rozdziałów o nieumarłych strażnikach miejsc wszelakich. Co jak się okazało było i prawdą i nie… choć zdarzały się różne pokręcone sekty, których członkowie popełniali rytualne samobójstwo, by bronić miejsca lub osoby po śmierci, to większość duchów była przyczepiana do różnych miejsc wbrew swojej woli przez “niedokończone sprawy”. Często nieumarli zdawali sobie sprawę jakie są to niedokończone sprawy… ale nie było to żelazną regułą. Niemniej dopóki nie rozwiązano tych niedokończonych spraw, ducha nie dało się permanentnie zabić. Po zniszczeniu wracał kolejnej nocy.
Słońce, pozytywna energia i czysta magiczna moc, uznawana była za dość skuteczny środek do zwalczania duchów… ale nic poza tym.
Kwestie śmierci nie interesowały za bardzo kurtyzany, można by rzec, że w jakiś sposób nawet przerażały. Być może właśnie dlatego dość szybko zamknęła księgę i… wpakowała ją sobie do torby, oglądając się z przestrachem za siebie, by się upewnić, że właściciel woluminu jej nie obserwuje. Czas naglił… miała jeszcze wiele spraw do załatwienia, a dzień powoli chylił się ku końcowi. Jarvis czekał. Musiała się więc śpieszyć.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 02-09-2018 o 13:20.
sunellica jest offline