Winter pokręciła głową
- Próbowaliśmy się stąd, wtedy straciliśmy Camprego i trzech strażników. Od tamtej pory nie próbowaliśmy badać szpital, ale nie możemy sobie pozwolić na czekanie. Jest tylko kilka problemów. Podejdźcie proszę do okna – rzekła i sama podeszła do jednego z nich. Na zewnątrz padał deszcz, ale obszar kilka metrów od murów był spowity przez ciężką żółtą mgłę. Jednak na jej granicy widzieli cienie jakiś istot. Jakiś ogromny kształt zatrzepotał nietoperzowymi skrzydłami i odleciał w głąb mgły. Dziwny i pokraczny kłąb wypustek wielkości słonia pełzł, ale nagle istota o siedmiu długich na trzy piętra patykowatych nogach stanęła nad nią w wysunąwszy siedem szczypczastych kończyn zaczęła pożerać pełznącą kreaturę.
- Nie podchodzą do szpitala… Czasem myślę, że jesteśmy ostatnimi ludźmi w uniwersum. – szepnęła – Co do planów, nie ma tu nikogo, który byłby lekarzem, jedynie personel cywilny i pacjenci, ale w kilka godzin może coś w rodzaju planu wam stworzymy. Tylko połowa szpitala się zawaliła, a część zmieniła. Znamy tylko te kilka pokoi - rzekła.
Tymczasem ocalali zaczęli się przekrzykiwać mówiąc do Imry.
- Od dziesięciu lat – powiedział blady mężczyzna.
- Od jakiegoś czasu – rzekła dziewczyna w uniformie sanitariuszki
- Od tysiąca sześciuset dwudziestu jeden dni – rzekł chudy mężczyzna o obgryzionych paznokciach
- Ile ma być? – zapytał nerwowy łysy mężczyzna
- Cicho tam – odparł Campre.
Kennick z pewnym niepokojem zauważył, że York i jego podwładni reprezentowali największy potencjał militarny, no może nie licząc wysokiej kobiety z nogą w łupku.
__________________ Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija |