Siódmy dzień podróży.
Secomber.. Cywilizacja, psia mać.
Mieścina. Zadupie
A propos dupy...
Bard powoli, z bólem, zsunął się z grzbietu wierzchowca. Pośladki miał poobijane, uda otarte.
- Zaraz mi dupsko odpadnie! Cholera, powinienem jechać na głowie! Jest mniej cenna od tyłka!
W pachnącej nawozem stajni "Siedmiostrunowej Harfy" Glaiscav zmusił się do ABC jeźdźca. Rozkulbaczył wierzchowca, wytarł mu boki wiechciem słomy i hojnie sypnął ziarnem i czysta wodą. Nie przestając marudzić.
- Pewnego dnia, za górami, za lasami, gdzie konie żyją smutno i krótko, zarżnę cię i przerobię na kabanosy. Nienawidzę cię, cholerny owsożerco...
Wychodząc Glaiscav mógł przysiąc, że koń obrzucił go prześmiewczym spojrzeniem.
- A, odwal się...
*****
Sala pijalni (knajpy, rudery, pipidówy) robiła wrażenie. Katastrofy budowlanej, oczywiście.
Glaiscav usdowił się ostrożnie na najeżonej drzazgami ławie.
- Polewki serowej i piweczko, gospodarzu. Zaryzykuję.
Muzyk pociagnął łyk chmielowca. Zamlaskał.
- Nie, Rita, ty nie pijesz. Jesteś niepełnoletnia - zakpił łagodnie bard - Twoje piwko dla Durina. Może się nabomba i opowie jakaś historię. Bo ostatnio jakiś milczący jest.
Bard powoli się odprężał. Polewkę później wdał się w rozmowę z kompanami, temat krążył od celu wyprawy do Zhentów i z powrotem.
Tymczasem w miejscowym więzieniu.
Czas mijał...