Adrenalina napędzała ją do działania i buzowała w skroniach. Nawet, jeśli strach o własne życie gdzieś tam pozostawał, to obecnie ukryty był głęboko pod chęcią pokonania zielonych pokurczy i wyjścia z potyczki bez najmniejszego zadrapania. Tak, jak się spodziewała, goblin zaatakował pierwszy, dał się nabrać na pozorne wyhamowanie wojowniczki. Na pozorne opuszczenie gardy, odsłonięcie się. Gobliny miały to do siebie, że nie były zbyt mądre, co Ferna skrzętnie wykorzystała. Uniknięcie ataku przeciwnika w pół-piruecie i od razu wyprowadzenie własnego ciosu. Mocnego. Mającego zadać jak najwięcej obrażeń.
Krew chlustnęła we wszystkie strony, gdy ostrze topora weszło z mlaśnięciem w ciało goblina, niemal je rozpoławiając. Ferna miło zaskoczyła się siłą ataku i tym, że walka z tym zielonym zakończyła się po jednym, precyzyjnym uderzeniu. Z lekkim trudem wydobyła zakrwawioną broń z truchła, które zwaliło się pod jej nogami i rozejrzała się dookoła. Pozostali radzili sobie równie dobrze, no, może pomijając Aldrika, który został ranny. Teraz jednak nie było czasu, by jakkolwiek się nim zająć, gdyż wciąż musieli bić się o życie z dwoma nacierającymi goblinami.
Ferna z okrzykiem bojowym na ustach poderwała swój oręż i ruszyła szybko w kierunku najbliższego przeciwnika. Tym razem taktyka uległa delikatnej modyfikacji - miała zamiar zasypać zielonego gradem ciosów; nawet, jeśli przyjąłby je na swoją broń, któryś i tak pewnie wgryzie się w jego ciało, na co mocno liczyła. Wciąż przygotowana była również na uniki i odskoki, gdyby tego potrzebowała.
Trzeba było to zakończyć tu i teraz. Jak najszybciej.