Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2018, 16:13   #37
Jendker
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
AUDIENCJA

Strażnicy przyszli po was przed umówionym czasie, aby podprowadzić was pod furtkę w bramie miasta a potem bezpośrednio na zamek, znajdujący się za główną ulicą miasta. Miasto, jakby nieświadome dramatu jaki dział się za jego murami wydawało się niemalże senne o tej porze dnia, i jedynie nieliczni kupcy i straganiarze przemykali spokojnymi ulicami miasta.
Wkrótce jednak strażnicy prowadzili was przez zwodzony most zamku, przechodząc obok kompleksu bramnego mogącego wytrzymać dobry tydzień oblężenia aż do głownego stołbu, w których znajdowały się komnaty barona. Antyszambry zamku były przestronne, udekorowane kolorowymi draperiami przedstawiającymi dzieje Traladary. Tkane złotymi nićmi przedstawiały najlepsze momenty chwały narodu Traladarańskiego jak na przykład zrzucenie jarzma dawno zaginionej cywilizacji psiogłowych demonów, czy zwycięskie wojny z barbarzyńcami, jak i również te smutne, klęski z rąk Thyatiańskich władców. Chwilę, którą wam zajęło podziwianie gobelinów i draperii straż wykorzystała, aby zabezpieczyć waszą broń i widoczne symbole czarnoksięskie, wszystko jednakże obiecano wam oddać po spotkaniu z baronem.
W końcu wezwano awanturników przed oblicze barona Desmonda Calvinusa II, dziedzicznego władcę tych włości. Nie wyglądał na marionetkę, i choć widać było zmęczenie w oczach, jednak jego twarz wyrażała jedynie determinację i żelazną wolę walki.


Sala nie była wielka, była to raczej jedna z mniejszych jadalni, w których władca mógł przyjmować mniej oficjalnych gości i jadać codzienne posiłki. Baron pochylony był właśnie nad drewnianą ławą, na której rozpościerała się mapa całego władztwa. Widząc was, odszedł od ławy, pozostawiając swoich doradców ślęczących nad mapą i szepczących jakieś plany. Towarzyszący wam służący, nijaki człowiek przedstawił was baronowi.


-Z czym przychodzicie panowie? - zapytał spokojnie Desmond, patrząc w gruncie rzeczy na egzotycznego Oosę, ale ciekawie zerknął również na niemal równie ciekawego Seafoama. Zaszczycił przelotnym spojrzeniem jaszczuroluda, i niemal nie spojrzał na Traladarczyka.
Pierwszy wystąpił Podmorzanin.
- Nazywam się Oosa-Aqua-Alfa, panie, zwany Mąciwodą - tryton pokłonił się przed władcą.
- Jestem rycerzem na uchodźstwie ze Smaar, z mojej podwodnej ojczyzny, leżącej na obszarze pod królestwem Ierendi i gildiami minrothadzkimi. Mój dom znajduje się pod wrogą okupacją potworów znanych jako morskie diabły. Tropię w twym kraju panie zdrajcę mojej rasy, który według moich przypuszczeń może kolaborować z potężnymi czarodziejami i, nie dajcie bogowie, z goblinami i innymi wrogami twego ludu, panie, aby zdobyć władzę zarówno na lądzie, jak i na morzu. Straciłem króla, dlatego oferuję ci mój lojalny miecz, panie, w walce z naszymi wspólnymi wrogami.

Gregor stał dumnie wyprostowany. Zmarszczył brwi kiedy Baron go zignorował, ale stwierdził że korzystniej będzie aby wpierw mówili Oosa i Seafoam.
Seafoam poczekał aż Oosa skończy mówić i znalazł odpowiedni moment, aby stanąć obok niego. Jego ruchy były powolne, czasem lekko teatralne i pełne gracji. Na jego twarzy tańczyły różne emocje, ale zawsze przyodziane uśmieszkiem świadczącym o pewności siebie. Skinął lekko głową.
- Seafoam z rodu Danlianthol. Potomek Tsunami Danlianthol. Pochodzę z odległego królestwa Irendii. Nie jestem rycerzem, ale walczyć potrafię i mam sposoby, aby zagrzać do walki innych. Stoczyliśmy już potyczkę z goblinami w drodze do twojego miasta, panie. Chciałbym zaproponować współpracę w obronie twoich ziem. Wierzę, że ja i moi towarzysze możemy stanowić wielką pomoc.
Teto tylko stał, w ciszy, łypiąc swoimi oczami na całą sytuację. Mięsisty język wysunął się z paszczy i polizał jedno, zmęczone już oko. Rozumiał wszystko co było powiedziane, ale nie za bardzo miał jak się wtrącić. Zresztą nie rozumiał za bardzo co inni chcą osiągnąć tą wizytą. Przyglądał się całej sali, i pozostałym ludziom się w niej znajdującym. Wyciągną delikatnie końcówkę swojego języka i z jej pomocą zaczął obwąchiwać. Szukał czegoś co zwróciło by jego uwagę, i zaciekawiło, urozmaicając mu ten czas.

Kiedy młody Oosa usłyszał za plecami obrzydliwy ruch języka Tetoteco, z trudem powstrzymał zauważalny, gniewny ruch brwi. Zależało mu na dobrym wrażeniu. Kiedy leżał w namiocie i nie mógł zasnąć (albo budził się ze snu, zaciekawiony nieznanymi dotąd dźwiękami nocy), wyobrażał sobie tą audiencję krok po kroku, do najmniejszego szczególiku, dziesiątki razy, choć z braku nie-książkowego doświadczenia z powierzchnią i jej mieszkańcami wielu rzeczy naturalnie nie wiedział. W swojej perfekcyjnej projekcji między innymi nie przewidział prymitywnych odruchów jaszczuroluda... Śliskie, śliniaste liźnięcie wytrąciło go z równowagi. “Miałeś być rycerzem, a zostaniesz nadwornym błaznem, naiwniaku”, przeklął się w myślach.
Mięsisty język wynurzył się z paszczy by oblizać drugie zmęczone już oko. Szybki ruch, by potem znów schować się za rzędem zębów, pozostawiając w końcu oboje oczu dobrze nawilżone. Ogon jaszczura pare raze uderzył o kamienną posadzkę wydając dźwięk, kiedy metalowe ozdoby zderzały się z twardą podłogą. Głowa co jakiś czas obracała się by ciekawski jaszczur mógł chłonąć nowe dla niego widoki.
- Tak... - zakłopotany zachowaniem jaszczuroluda Oosa przytaknął słowom genasiego, aby odwrócić uwagę władcy od Tetoteco - nie tylko napotkaliśmy gobliny, ale również kuo-toa. Natrafiliśmy na rozległe jaskiniowe legowisko obu tych plugawych ras, mogące zagrażać mieszkańcom okolicznych wiosek. Na dowód powagi naszych słów i naszej lojalności możemy zorganizować wyprawę przeciw tym potworom, panie.
Tetoteco popatrzył na Trytona a potem na władcę. Pomachał energicznie głową, a potem wysyczał w pierwotnym.
- Tssak było! Gobliny! - zaczął pokazywać swoimi szponami długi nos i długie uszy, dreptał też w miejscu jak goblin.
Na dźwięk głosu jaszczuroluda Oosa zdrętwiał z zakłopotania. “Tylko nie to...”, pomyślał. “Już po nas.”
- I Kuo Toa! - Tu zaczął pokazywać pływanie i człapanie ryboludzi, a potem dźganie oszczepem.
- I my ich posssłaliśmy do walki międzssy ssobą. - Pokazał dwa szpony z jednej i drugiej strony, a potem zderzył i kotłował je ze sobą pokazując walkę.
- Stąd mój przydomek Mąciwoda, panie... - Oosa próbował nieco ucywilizować wypowiedź Tetoteco, ale nie spodziewał się nawet pyrrusowego zwycięstwa w starciu z kulturą i manierami jaszczuroluda.
- O gobliny poniosssły straty, ale ryboludzie psszegrali. - Znów pokazał szponem długi nos i uszy i podniósł ręce na znak zwycięstwa. Potem pokazał człapanie ryboczłowieka, pięścią uderzył w tors jakby trafiła go strzała. Upadłszy na plecy głowę odchylił do tyłu i wywalił język na bok. I znów wrócił do swojej normalnej pozy i stał tak nieruchomo. Potem polizał oko.

Oosa tylko przełknął głośno ślinę i z sercem próbującym wyrwać się z klatki piersiowej czekał na odpowiedź władcy.
- Gobliny? Kuo-Toa? - Baron wyraził swoje zdziwienie - Sami widzicie, że mam na głowie najazd goblinów. Nie zechcę póki co organizować wypraw na ryboludzi. Tym bardziej, z niesprawdzonymi najemnikami, awanturnikami, czy kim tam jesteście - spojrzał wątpiąco na całą waszą czwórkę.
- Mam całkiem sporo na głowie, więc pytam wprost, z czym do mnie przychodzicie? - Baron zapytał konkretniej - chcecie służyć? Nie wezmę na osobistą służbę kogoś, kogo nie znam, to oczywiste. Możecie się zgłosić do Constantina Kierescu - odparł wzruszając ramionami - na pewno znajdzie zadanie dla najemników. Udowodnijcie swoją wartość aby służyć rodowi Calvinum, to pomyślimy. Czasy są dobre do wojaczki i jeśli tego szukacie, znajdziecie to.
- Zatem postąpimy zgodnie z twoją radą, panie... - odrzekł grzecznie Oosa. Zacisnął zęby najmocniej jak potrafił. Poczuł ogromną ochotę, by podjąć próbę ugryzienia się ze złości w tyłek. Gdyby był czarodziejem, już by znikł lub zapadłby się pod ziemię. Czarodziejem... albo smokiem! Sesha potrafił przecież przyjmować dowolną postać. Postać szarej myszki, takiej jak ta buszująca po namiocie zeszłej nocy, byłaby jak znalazł. Niestety, Oosa był tylko dwudziestojednoletnim, naiwnym, wędrownym rycerzem, którego ambicje nie przystawały do umiejętności. “Jeszcze nie.” “A może” - próbował się pocieszać - “baron jest rzeczywiście marionetką i to taką, za której sznurki pociągają ciemne siły?” To by tłumaczyło jego niechęć względem śmiałków gotowych do bohaterskich czynów, tym bardziej niezrozumiałą, że trytoński lud zawsze był dla lądowców przyjaciółmi, nieocenionymi sojusznikami, a nawet mentorami. “Tak mówiła starszyzna i tak musiało być.” Zanim paladyn obrócił się na pięcie, wciągnął głęboko powietrze, próbując doszukać się w nim choćby najmniejszej nuty zepsucia... A kiedy już ich odprowadzono, zrugał jaszczuroluda gniewnym spojrzeniem... które szybko zamieniło się w szczery śmiech.
- Mieczami zrobimy więcej dobrego niż jęzorami - podsumował. - Gotowi ruszyć nad rzekę?
Tetotecko poruszył się ucieszony.
- Naresszcie! Jussz sssie bałem ssze będziecie chcieli ssię płasszczyć i gadać z połową miasssta. - Jaszczur odwrócił się i zaczął człapać w kierunku wyjścia i strażników, by odebrać swoje rzeczy.
- Sssłapmy to csso ssiedzi w rzece a potem weźmy ssię ssa kolejne sssadanie.
- Gregor - Oosa zwrócił się w trakcie drogi do traladańskiego sira
- powiedz co wiesz o Constantinie Kierescu. I o żołnierce tutaj, w Calvinum. Warto, chętnyś? Słyszeliśmy, że dowódca słynie z surowości. Biorę go na języki, bo może i jestem błędny - powoli trytoński rycerz zaczął dopuszczać do siebie tąką myśl - ale nie obłąkany, rozumiesz...
- Niewiele się po tej rozmowie spodziewałem, Baron to Thyastiańczyk, który boi się jeno że grunt osunie mu się spod nóg. Trudno bo nim oczekiwać Traladarańskiej gościnności. W sumie mogło być gorzej, nie odzywałem się bo raczej bym wiele nie pomógł, mój ojciec zginął w bitwie w której Baron walczył po przeciwnej stronie. - Gregor wzruszył ramionami, zanim przeszedł do odpowiedzi na właściwe pytanie.
-Kierescu jest surowy i wierny Baronowi oraz Księciu, ale na żołnierce się zna. Niestety w regularnej armii nie zaakceptowałbym stanowiska zwykłego żołnierza a nie nie wiem czy dadzą mi rangę oficerską, wcześniej nie chcieli. Ale może w czymś moglibyśmy mu pomóc, szczególnie że inwazja nadciąga.

Oosę - jak każdego tryton postawionego pierwszy raz na lądzie - niewiele interesowały konflikty pomiędzy Traladańczykami i Thyatiańczykami, ich władcami czy kościołami. Cokolwiek, co dowiadywał się o lokalnej polityce, wpadało mu jednym uchem i wypadało drugim, gdyż wszystko brzmiało jak codzienne, nudne przepychanki sąsiadów. Walki prawdziwej wagi jego zdaniem - i zdaniem wielu trytonów odizolowanych od trosk lądowców - toczyły się w Podmorzu i na Planach Wewnętrznych. Rozumiał jednak stratę Gregora. Nie mógł też zaprzeczyć, że poczuł się rozczarowany spotkaniem z baronem. A jeśli gobliny były dla powierzchniowców tym, czym morskie diabły dla mieszkańców Podmorza, pragnął się zaangażować w tą walkę, aby Calvinum nie spotkał podobny los co Smaar. Napił się kilku kropel wody z pamiątkowej muszelki.
- Myślę podobnie - przyznał paladyn.
- A co do barona... Może w plotkach o nim tkwiło jakieś ziarno prawdy - westchnął ciężko.
 
Jendker jest offline