Minęło zaledwie kilka godzin od jego pierwszej rozmowy z Shanią Tyron, a już zdążyło się tyle wydarzyć. V potrzebował odpoczynku, lecz najpierw postanowił zdać raport przedstawicielce Ravena. Był już prawie poranek, Shania pewnie jeszcze spała, lecz dla netrunnera nie było to problemem.
V zespolił się z komputerem przy swoim stanowisku i zanurkował w odmęty danych. Uwielbiał to uczucie, porównywał je czasem do zanurzania się w wodzie, lecz w tym przypadku zagłębiał się w bezmiar nienamacalnej materii, na którą na wiele wyszukanych sposobów potrafił wpływać i ją kształtować.
Kontrola… czyli to czego pragnąć od dziecka.
Tak jak podejrzewał, Shania smacznie spała w swoim apartamencie, do którego zabezpieczeń V dostał się przez sieć. Wysoko postawione korpo-suki nie bawią się na mieście w środku tygodnia – każdy dzień ma być szczegółowo zaplanowany i podporządkowany sztywno nakreślonym schematom. Punktualność, dobra organizacja, skuteczność – runner mógł się co najwyżej utożsamiać z tym ostatnim. Postanowił nieco zaburzyć tę doskonałą harmonię…
V z poziomu kamerki kieszonkowego, przenośnego komputera Shanii, w którym aktualnie "przebywał" ustawił sygnał na implanty zainstalowane w jej głowie. Każdy agent korporacji posiada wysokiej klasy sprzęt komunikacyjny, zastępujący dawne telefony komórkowe. Wideorozmowy wyświetlane na siatkówkach, lista kontaktów kierowana myślowo, a nawet… budzik. Runner z pełną satysfakcją dorastającego chłopca, który lubi sprawiać psikusy dziewczętom uruchomił wybudzacz agentki podkręcając nieco głośność
Back in black
I hit the sack
I've been too long I'm glad to be back
Yes, I'm let loose
From the noose…
… cause I'm back
Yes, I'm back
Well, I'm back
Yes, I'm back
Well, I'm back, back...
W uszy Shanii uderzył hard-rockowy klasyk z lat 80-tych poprzedniego wieku i runner musiał przyznać, że docenia gust muzyczny dziewczyny.
- Co jest kurrr…!!!?? – zerwała się Shania do pozycji siedzącej na swoim łóżku wyłączając muzykę. - Nie ustawiałam na piątą nad ranem... znowu jakieś błędy w sofcie, jasna cholera! - zakipiała sfrustrowana kobieta.
- Dzień dobry Panno Tyron – odezwał się jakiś głos w jej głowie na co aż podskoczyła i zaczęła się panicznie rozglądać po sypialni nie rozumiejąc o co co chodzi. – To ja, musiałem Panią wybudzić przez implant komunikacyjny. Musimy pogadać, mam kilka informacji na temat jednego z morderstw. Proszę wstać, ubrać się i być przy terminalu za kwadrans. Porozmawiamy jak ludzie.
- Ty skurwielu... co Ty sobie wyobrażasz?! Porozmawiamy, owszem… - burknęła wściekła Shania. – Ale jeszcze raz wejdziesz do mojej głowy i będziesz tam grzebał, zapomnę o całej naszej akcji i najzwyczajniej w świecie zdechniesz…
V siedział w swoim pokoju mając ubaw po pachy. Kiedy minął kwadrans, Shania zasiadła przed swoim terminalem w typowo korporacyjnej stylizacji – włosy upięte w kok, dobrze wyprofilowana marynarka, spódnica do kolan zgrabnie układająca się na jej nienagannej figurze i drobne akcenty z biżuterii. Chłód, klasa i profesjonalizm na jednym obrazku. Agentka popijała kawę, kiedy na jej ekranie pojawiła się dobrze jej znana maska samuraja.
- Zacznijmy może od tego Panno Tyron, że na początek będziecie musieli trochę posprzątać w Luxusie, bo sprawy… jakby to powiedzieć… trochę wymknęły się z pod kontroli – poinformował ją V.