Cytadela, tak niby bliska, stawała się coraz bardziej odległa.
Najpierw smok, potem wilki, potem pogrzeb...
Całkiem jakby ktoś rzucał im kłody pod nogi. A czas płynął...
Jakby mało było wrażeń, pojawiła się kolejna niespodzianka...
Z pędzącym przez śniegi stadem niewiele można było zrobić, podobnie jak nic nie można było zrobić z powodzią czy lawiną. Nawet zabicie paru sztuk nie wpłynęłoby na zatrzymanie się lub zmianę kierunku biegnącego stada.
- Chować się! - zawołał Morn, osobiście dając przykład i kryjąc się za przewróconymi saniami. - Coś je musiało spłoszyć. Uważajcie!
Był pewien, że stado to nie koniec nieprzyjemności i że należy się spodziewać kolejnego niebezpieczeństwa.