Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2018, 12:25   #43
Dark_Archon_
 
Reputacja: 1 Dark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłość
Hastal i Rhail

Przywódca gangsterów tym razem się nie odsuwał od bijącego go Zabraka. Udało mu się w odpowiednim momencie wystrzelić i trafić. Dla Rhaila było to zbyt wiele. Nie mógł dłużej ustać na nogach, padł na kolana, po czym osunął się na bok. Mimo iż znajdował się pod ziemią, przed oczami mieniło mu się mrowie gwiazd.
Gdy Zabrak padł, Mandalorianin stwierdził, iż zaczęło się robić nieciekawie. Postanowił więc pozbyć się ochroniarzy. Wycelował do najbliższego i wypalił, po czym wycofał się za osłonę. Szefa zostawi na koniec, może uda się wziąć go żywcem. Po raz wtóry popisał się swymi zdolnościami i siłą ognia własnego karabinu. Jeden z obstawy padł jak długi, kiedy blasterowy pocisk przebił go na wylot. Lyssa postanowiła zająć się drugim z nich, jednak ten zdążył schować się za osłoną, wobec czego ani razu nie trafiła, toteż schowała się po drugiej stronie wielkiej skrzyni. Żołnierz, który wychylił się, gdy Lyssa zaprzestała ostrzału, nie ujrzał jej, dostrzegł za to Hastala po przeciwnej stronie ulicy, w którego wycelował. Mimo czasu, jaki miał, by w spokoju namierzyć Mandalorianina, chybił.

Arkanianin wiedział doskonale, kto jest tutaj najgroźniejszym przeciwnikiem. Hastal załatwił już czterech jego podopiecznych. Kiedy więc pozbył się zagrożenia ze strony pięściarza, skupił swój gniew na snajperze. Jednak również i on nie potrafił dorwać Mandalorianina. Jego najgroźniejszy przeciwnik ani razu nie oberwał. Wiedząc, że sam wiele już nie wytrzyma, z trudem doczłapał się do swojego kompana za osłoną.
Hastal ponownie strzelił i ponownie trafił, już w drugiego z ochroniarzy. Ten jednak okazał się nieco twardszy i ustał po strzale. Dobić go postanowiła Lyssa. Wyskoczyła zza skrzyni, po czym otworzyła ogień w kierunku ochroniarza, nieświadoma, że za nim skrywał się także i szef. Trafiła obu przeciwników, zabijając ochroniarza i ciężko raniąc Arkanianina, który upuścił broń i upadł na ziemię. Wciąż pluł krwią po niszczycielskich ciosach Rhaila. Ledwo potrafił oddychać.

Hastal widząc to, wyszedł z ukrycia, a wówczas usłyszał za plecami głos:
- Ty mendo, ja też mam granat! - Zawołał jeden z żołnierzy, który poważnie oberwał na samym początku starcia i, jak się okazało, nie aż tak mocno, by nie był w stanie rzucić w stronę Hastala granatem. Zaskoczony Mandalorianin próbował uskoczyć, jednak nie do końca mu się to udało. Podczas skoku wybuch pokaleczył mu nogi.
Żołnierz wydawał się być zdruzgotany tym, że nie udało mu się go zabić. Nie miał już sił, by ponownie dobyć karabinu, był zdany na łaskę Mandalorianina.
Rhail powoli podparł się ręką i usiadł.
- Niezła jatka - splunął krwią z przygryzionej wargi. - Dobra robota, Lyssa. Wstał, wykonał kilka oddechów z przymkniętymi oczami. Ostatni wypuścił z głośnym sykiem. Otworzył oczy.
- Sprawdźmy, co mają przy sobie, może coś przydatnego mieli. Potem proponuję zabrać naszych rozmówców gdzieś z dala od widoku. Mówili w końcu coś o snajperach.
Cholerne granaty… - pomyślał Mandalorianin, podnosząc się z ziemi. Odłamki po raz kolejny poraniły jego ciało, tym razem dolną partię. Nie zauważył, że jeden z tamtych z tyłu wciąż żył. Kiedy zorientował się, że zagrożenie minęło, skierował broń w stronę miotacza, gotów jednym szybkim strzałem go uciszyć. Spostrzegłszy jego stan i niezdolność do walki, najpierw kopnął jego broń, potem jego rękę, po czym go spętał. Może jeszcze będzie mógł się na coś przydać. Następnie skierował swoje kroki w kierunku szefa tej całej bandy, targając ze sobą obezwładnionego przeciwnika, aby był bliżej i nie próbował ucieczki. Arkanianina należało przesłuchać. Podszedł do niego z lufą wycelowaną w jego pierś.
- Jednak to dla ciebie ostatnia walka. Mandalorianom się nie grozi, powinieneś był o tym wiedzieć - powiedział bardzo spokojnie, po czym, cały czas kierując broń w Arkanianina, użył swojego stimpacka. - Pytaliśmy wcześniej waszego zbira, teraz zapytam ciebie. Dlaczego nie mielibyśmy was dobić od razu?
- Strzelaj, śmiało... - zachęcił go Arkanianin, krztusząc się. - My i tak wygramy, Grakkus jest skończony. Jego władza wkrótce dobiegnie końca… Ma pośród swojej świty więcej kretów, niż moja babcia na działce w Arkanii… Im dłużej mu będziecie ślepo służyć, tym gorzej dla was…- Arkanianin wyglądałby, jakby miał zaraz wyzionąć ducha. Miał zakrwawioną cała twarz, coraz ciężej kaszlał.
- Nie służę Grakkusowi. Po prostu nie lubię, gdy ktoś mi grozi - powiedział Mandalorianin w odpowiedzi. - Mogę ocalić twoje życie - w tym momencie pokazał mu drugiego stimpacka - ale musisz mnie do tego przekonać.
- To fanatyk - powiedział Rhail, podchodząc. - Z takimi trzeba ostro. Widziałeś pazurki naszej kici. - Lyssa parsknęła ostrzegawczo, nie wiadomo, czy na pokaz, czy wystawiła Zabrakowi żółtą kartkę. - Potrafi obrać jaja ze skóry, a to będzie kurewsko bolało. Chcesz spokojne zejście czy doznania ekstremalne? Rzecz jasna popilnujemy, byś szybko nie umarł.
- Po walkach… na Arenie… Zobaczycie… - To były ostatnie słowa Arkanianina. Jego ciało się poddało. Rhail zauważył, że w dłoni ściskał detonator termalny. Nieuzbrojony.
Zabrak ostrożnie wyłuskał detonator z dłoni szefa i pokazał pozostałym. Odsunął broń i dopiero wtedy upewnił się, czy ten na pewno nie żyje.
Mandalorianin schował powoli stimpacka do kieszeni. Nie dał po sobie poznać złości, która w nim narastała. Miał nadzieję na pokojowe rozwiązanie, informacje, co się dzieje w tym mieście i co się w nim kryje. A działo się prawdopodobnie dużo i to niezwykle interesujących dla Hastala rzeczy, co tym bardziej go deprymowało.
- O co tutaj chodzi... - pomyślał na głos. Nie wiedział, co się dzieje, ani w jak wielkie bagno właśnie się pakuje. A przyleciał tu tylko rozwiązać jedną osobistą sprawę sprzed lat. Wziął głęboki oddech i pozwolił emocjom ulecieć. Rany powoli zaczynały się zasklepiać dzięki użytym stymulantom.
- Na szczęście mamy zapasowego terrorystę - powiedział towarzyszom. - Sprawdźmy, co jeszcze znajdziemy i zabierajmy się stąd szybko. Może ten nam wyjaśni, o czym mówił jego szef. - Po czym zrobił, jak powiedział. Przeciwnicy nie pozostawili po sobie wielu ciekawych rzeczy. Ot głównie stertę broni, której nie było jak zabrać. Przy jednym trupie znalazł dziwny datapad. Treść była jednak zaszyfrowana. Mandalorianin spojrzał po swoich towarzyszach. Żadnemu z nich nie mógł ufać - każde mogło zatrzymać informacje w nim zawarte dla siebie. Wziął go więc sam, a wyciągnie go, kiedy będzie miał gwarancję zapoznania się z jego treścią. Cała reszta rzeczy okazała się mniej interesująca.
- Ja bym poszła do tego bunkra, Właśnie zabiliśmy jego załogę - odezwała się Lyssa. - Jestem ciekawa, jakie niespodzianki szykują dla Grakkusa. Może nie są wcale tacy źli?
- Myślisz, że to byli wszyscy? Ej, ty. Ilu was było w bunkrze? - zapytał jeńca Zabrak.
- Dwustu! - odparł butnie.
- Lyssa, zrób mu ten numer z obieraniem jajek, to wróci mu świdomość klasowa - powiedział z rezygnacja Rhail.
- Sam mu zmacaj jajka, skoro tak ci się to podoba - ofuknęła go Lyssa. - Nie jestem ani sadystką, ani katem, ani dewiantką. On nam nic nie powie, chodźmy już do tego bunkra, zanim się zlecą ludzie, a raczej sępy Torreo.
Bez słowa wyjął spod płaszcza zdobyczne wibroostrze i zaczął rozcinać jeńcowi czubkiem ostrza spodnie i pasek.
- Skończysz się z nim zabawiać w bunkrze - rzekł Mandalorianin do Zabraka - Weź go, otworzy nam wejście. - Po czym zwrócił się do Catharki: - Idź pierwsza.
Catharka już wcześniej zwróciła się w stronę bunkra, najwyraźniej też mając coś do powiedzenia, ale gdy odezwał się Hastal, zrezygnowała. Nie odpowiadając, ruszyła przed siebie z karabinem na biodrze, gotowym do strzału.
Hastal ruszył za nią, osłaniając ją przygotowanym karabinem i dronem sprawdzającym drogę.
- Co się odwlecze, to nie uciecze - zapewnił jeńca Rhail, wziął zdobyczny karabin i detonator, i gestem wibroostrza nakazął wstać jeńcowi i iść do bunkra. Szło mu się cokolwiek niewygodnie, bo ostrze cały czas uciskało mu wnętrze uda. Gotowy jednym ruchem przerwać linię potomków pojmanego wroga.
 
Dark_Archon_ jest offline