Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2018, 12:57   #182
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Dotarli na miejsce, po drodze wzbudzając pewne zainteresowanie strojem Chaai. Niemniej byli już daleko od jej ludu, więc Jarvis zagarnął bardkę ramieniem, wyraźnie dając do zrozumienia, że zaczepki wobec niej nie będą tolerowane.
Samego Axamandera znaleźli już czekającego przy stoliku w karczmie. Rozpromienił się na widok dziewczyny, ale nieco jego uśmiech skwaśniał, gdy dostrzegł, że przybyła w towarzystwie.
Tawaif spadł kamień z serca, że nie musiała o rogacza wypytywać i szukać go po pokojach. Jej obawy co do swojej wstrzemięźliwości, szybko uleciały pod sufit przestronnej sali jadalnej i kobieta przez chwile pomyślała nawet o tym, że w sumie, nie musiała ciągnąć tu ze sobą kompana jako obstawy.
- Tylko nie mów, że siedzisz tu jak porzucony psiak i mnie oczekujesz - zawołała słodko, machając na powitanie mieszańcowi, nic nie robiąc sobie ze spojrzeń innych. Ten sam strój który budził w niej zawstydzenie, jednocześnie dodawał jej siły i napędu… wystarczyło tylko zmienić nieco otoczenie.
- Interesy najpierw, przyjemność później. Siadajcie - mruknęło diablę i wstało, by coś wysypać z woreczka, tworząc czerwony krąg dookoła nich. Następnie sam usiadł i zerknął na krąg, który zapalił się zielonym płomieniem. - Teraz nikt nas nie usłyszy
Tancerka usiadła na przeciwko miejsca miejskiego marudera, opierając jeden łokietek o blat i pochylając się nieco wprzód, co wyeksponowało jej jędrne walory pod cienkim materiałem. Słowem się jednak nie odezwała, uśmiechając się tylko pobłażliwie, gdy oglądała “spektakularne” niziny czaroklectwa.
- Więc… od czego mam zacząć… co was najbardziej interesuje? - Zapytał diablik co chwilę zezując na biust Kamali. Jego ogon kiwał się na boki jak u pieska.
- Najlepiej wszystko. Kiedy, gdzie, po co, za ile, z kim, na jak długo… - wymieniała beznamiętnie Sundari, ale tylko po to, by się podroczyć z rozmówcą.
- Kiedy… jak najprędzej. Gdzie… do grobowca wampirów. Po co… po skarb tam ukryty. Za ile… dwa tysiące plus to co znajdzie się po drodze i ewentualnie w innych grobach. Z kim… ze mną i jeszcze dwójką… w miarę sprawdzonych awanturników, plus wasza dwójka i twój brat - zaczął pospiesznie wymieniać Axamander.
- A te wampiry nie będą miały za złe plądrowanie ich domu? - Zapytał cicho czarownik.
- Nie. Spotkała ich ostateczne śmierć jakiś czas temu - wyjaśnił rogacz.

~ O nie… ~ Pomyślała kurtyzana, opierając się bezwładnie o poręcz krzesła, zupełnie jakby coś wyssało z niej całą wolę istnienia.
“Może nie będzie tak źle…” zaczęła skonsternowana babka, ale nie dane było jej skończyć.
~ O nie…
“Może to nie to samo miejsce?” spróbowała swych sił Ada.
~ O nie, nie i jeszcze raz nie…
“Oczywiście, że nie… bzykać się ze Srarvisiem to owszem, ale plądrować grobowce wampirów to o la boga!” Jojczyła wciąż nabzdyczona Deewani.

- Rezygnuję… na moje miejsce mogę polecić pewną wojowniczkę - odparła wartko Chaaya, co trochę nie pasowało do jej “bezwolnej” pozycji i martwego spojrzenia
- Mogę wiedzieć czemu? - zapytał zaskoczony mieszaniec.
- Nie lubi nieumarłych i walczyć z nimi… w końcu jest bardką - sprostował przywoływacz.
- Raczej nie napotkamy potężnych nieumarłych w tym miejscu - argumentował diablik, walcząc o zmianę zdania przez dziewczynę.
- Nie wrócę tam… nie ma takiej opcji… i nie chce odkrywać nowych miejsc. On tam na pewno jest…. siedzi i czeka by się zemścić. Nie, nie, kategorycznie odmawiam wzięcia w tym udziału… - Zacietrzewiła się Dholianka, machając nieco smazmatycznie rękoma, żywo gestykulując.
- Kto niby? Której z wampirzych koterii podpadliście? - zaciekawił się Axa.
- Chodzi o atropala - wytłumaczył cicho kochanek złotoskórej.
- Przecież to bajka, którą straszy się dzieci. Elfie wampiry, jeśli istniały, już dawno zostały wybite, a ich bóg… to legenda - odparł ironicznie rogacz.
- To nie legenda… to fakt - odparł ponuro Jarvis.
- Tak czy siak… raczej nie napotkasz go w tamtym grobowcu. Ludzkie wampiry nie czczą bogów, uważając siebie za istoty bogom podobne - wyjaśniło diablę.

Kamala zgrzytnęła zębami, świdrując spojrzeniem deski w blacie stołu. Jej obie dłonie pracowały na najwyższych obrotach. Jedna skubiąc rękawiczkę, a druga drapiąc i podważając delikatne łuski ukryte za jej koronkowym materiałem.
Cała ekscytacja z powodu wyprawy poszła w niwecz i jedyne czego tawaif teraz chciała, to po prostu wstać i wyjść.
Odejść jak najdalej od toczącej się dyskusji. Odciąć się, zapomnieć i zająć czymś nowym.
Pieprzone miasto z tymi jego pieprzonymi wampirami! Pieprzyć to wszystko.
Tak! Bunt! Bunt na pokładzie… nie jest już przecież dziewczynką zależną od woli starszyzny. Jest wolna i może robić co chce.
Czując jak nowa energia wstępuje w jej ciało, Sundari wstała nagle z krzesła i przeskakując krąg ruszyła bez słowa do drzwi.
Mag jeszcze przez chwilę rozmawiał, ale potem i on sam przeskoczył krąg ognia, podążając za wyraźnie rozgniewaną bardką. Był zaniepokojony jej nietypowym zachowaniem.
Kobieta napędzana falą nowej siły, postanowiła iść za ciosem ostrza i poinformować Nveryiotha o swojej rezygnacji, oraz kategorycznie zabronić mu uczestniczenia w misji, wszak nie mógł ryzykować rozpoznania. Kto wie do jakiego grobowca zostaną posłani, a nuż znajduje się tam figurka, posążek, obrazek, rycinka czarciego noworodka, przez które podgląda świat na wpół zapomniany atropal i co wtedy?
Nie… smok ma szlaban na wychodzenie z miasta i koniec.

~ Wszystko w porządku? ~ Usłyszała za sobą tancerka.
Usłyszała w głowie.
Smoczy Jeździec podążał za nią w milczeniu, niczym cień.
Nad brzegiem kanału kurtyzana straciła nieco pary, bo zatrzymała się i zgarbiła, wpatrując w mętną wodę przed sobą. Na drapanym ramionku powoli wykwitało zaczerwienienie od podrażnienia, ale Chaai to chyba nie przeszkadzało.
Obejrzawszy się za siebie w poszukiwaniu przywoływacza, pokręciła charakterystycznie głową, uparcie milcząc.
- Chodźmy stąd… do naszej karczmy. - Jarvis objął ją czule od tyłu i przyciągnął do siebie.
Dziewczyna wygięła smutno usta, zwieszając głowę, ale nie stawiała oporu. Bunt buntem, ale na walkę potrzeba było ogromnych pokładów witalności. Te z racji bytu setek masek, były u niej zawsze na wyczerpaniu.
Nvery będzie musiał poczekać… tymczasem trzeba było skupić się na powrocie do domu…
Tylko Deewani czuła, jakby ktoś z powrotem zamykał ją w klatce… w niewoli… i tęskno wzdychała do przygód o których zawsze marzyła ona… i reszta dziewcząt, kiedy były jeszcze - nienaznaczone.
Czarownik ruszył z nią przytuloną do siebie i szeptał. - Jutro powściubiamy nosa w sprawę tej kradzieży. Dobrze nam to zrobi.

Podróż odbyli w całkowitej ciszy. Po nagłym zrywie nie pozostało w Dholiance ani cienia jakiejkolwiek werwy, czy przebojowości, a jedynie apatyczna powłoka, nadająca jej wygląd lalki. Bardzo ładnej i delikatnej, lecz pustej w środku.
Kamala nie odezwała się nawet wtedy, gdy ukochany zaprosił ją gestem do środka ich małego apartamenciku, potulnie wchodząc za nim. Tam… nieco “ożyła” rozglądając się nieporadnie po czterech ścianach, jakby nie poznawała miejsca, po czym zrobiła rzecz, której mężczyzna najmniej się (jeśli w ogóle) spodziewał.
Sundari usiadła na ziemi w kącie pomieszczenia i podciągając nogi pod brodę, ułożyła głowę na kolanach, wpatrując się w ścianę.
Magik... uczynił podobnie. Usiadł w identycznej pozie, opierając się plecami o jej plecy. Podciągnął nogi pod brodę i rzekł cicho.
- Jeśli chcesz… możesz w każdej chwili zdradzić co cię gryzie. Ja poczekam. Zresztą mamy czas jeszcze do wieczora.

“O rajuuu o co jej znowu chodzi?!” Ciskała się gniewnie Szalona.
“A o co tobie chodzi?” burknęła rozzłoszczona Seesha.
“To chyba ty masz jakiś problem” odpysknęła Rozmarzonej Umrao.
“Dziewczyny to nie jest dobry moment, żeby się kłóc…”
“Weż ty się przymknij a nie ważniakujesz!”
“Sama weź się przymknij rozwrzeszczana małpiatko!”
“Odezwała się jedna z drugą!”
“Cicho, cicho… ktoś się kłóci.”
“Kto się kłóci? Kto?”
“Z kim?”
“O co znowu poszło?”
Maski rozśpiewały się niczym dorodne stadko papużek, przekrzykując jedna drugą, nie za bardzo wiedząc co się dzieje i dlaczego, ale bardzo chcące wyrazić swoje zdanie na JAKIŚ temat.
Sundari na szczęście ich nie słyszała, tak samo jak chłopaka, siedzącego za nią. Usunąwszy się w cień własnych myśli i poczynań tawaif próbowała wyzbyć się niesprecyzowanego smaku w swoich ustach.
Gorzka porażka i dojmujące zawstydzenie swoją postawą, nawzajem biesiadowało na jej kubkach smakowym, doprowadzając do nieprzyjemnych mdłości i… poczucia winy, a wszystkie te emocje okraszone były kapką absurdu, bo przecież kobieta nie miała powodu, by to wszystko teraz odczuwać.
Nie zrobiła niczego złego, przynajmniej z punktu widzenia “normalnego” człowieka, a więc czemu chciała zapaść się pod ziemię i przestać istnieć?
“Ty wampiryczny pomiocie z kłapaczką na zadku!”
“Ty nierozruchana dziuro bez dna!”
“Wypierdku mamuta roztrzaskany o urwisko skalne!”
“A żeby ci tak szkorbut wszystkie zęby nagdnił.”
“A tobie ospa wypryszczyła cycki!”
Wyzywały się wzajemnie panny, zapominając gdzie były i co właściwie robiły, liczyła się chwila dla przedstawienia swojej racji, a że żadna z nich owej racji nie miała… nie było jednak teraz ważne.

Przywoływacz nadal tam był, nadal czekał cierpliwie, opierając się o nią plecami, nie dając o sobie zapomnieć. Czekał w milczeniu i prawie w bezruchu.
Gdy minęło pół godziny bardka zaczęła się wiercić i kręcić, by znaleźć wygodniejszą pozycję.
- Możesz mi usiąść na kolanach - mruknął Jarvis, splatając nogi w kucki, by zrobić jej wygodniejsze potencjalne siedzisko.
Tancerka obejrzała się na towarzysza, jakby ten co najmniej obraził ją tymi słowami. Nie ofukała go jednak, ani nie kazała spadać gdzie kobry zimują, a jedynie usiadła z naburmuszoną miną, wtulając się z dobitną pogardą w męską pierś, by mag przez przypadek nie myślał, że uda mu się ją nakłonić do rozmowy.
Ten jednak nie odzywał się wcale. Objął kochankę w pasie, przytulając do siebie i nucąc coś cicho. Dobrze jej znaną melodię.
Nie robił nic poza tym.

Minęło kolejne pół godziny upartego milczenia. Chaaya jednak zdążyła się przez ten czas rozluźnić i nie była to zasługa śpiewnego talentu Jeźdźca, a dziurek od guzików w jego płaszczu. Dziewczyna wwiercała paluszki, miętosiła materiał, ciągnęła za nitki, rozciągała szwy, aż w końcu nie zaznała małej, destruktywnej nirwany, która pozwoliła odetchnąć jej i jakoś przełknąć nieprzyjemne uczucia.
Nie chcąc jednak przekazać nucącemu, wsunęła jedynie nos pod kołnierzyk jego koszuli, inhalując się jej świeżym zapachem i obserwowała lekko rozmazany profil mężczyzny, mrucząc mu do spółki.
Ten nie przerywał nucenia rozkoszując się samą obecnością Dholianki, niemniej zauważył zmianę jej nastroju i uśmiechnął się czule.
- Nie uśmiechaj się - burknęła kurtyzana. - To poważna chwila…
Może i była takowa, ale kilka kwadransów temu.
- Bardzo poważna? Bo wiesz… twoja krągła pupcia trochę mnie uwiera i jest… pobudzająca… nic na to nie poradzę… - Jarvis zaczął się żartobliwie tłumaczyć z faktu, że tawaif kusiła swego partnera do podboju, wywołując odpowiednią reakcję poniżej pasa.
Złotoskóra uśmiechnęła się trochę bez wyrazu, a trochę smutno. Deewani zdążyła zapiać swoje “A NIE MÓWIŁAM??!!” wyraźnie rozzłoszczona, że jej tworzycielka ponownie dała usidlić się w pokoju.
- Mam usiąść obok ciebie, by było ci lżej? - spytała z troską w głosie, gładząc palcami po odstającej kości podbródka ukochanego, muskając wargami jego szyję.
- Nie… po prostu zrelaksuj się - odparł magik, uśmiechając się ciepło, po czym “spoważniał”.
- Jak mam się zrelaksować w tak poważnej chwili? - zapytała podchwytliwie ślicznotka.
- Na pewno coś wymyślisz. Ja tu jestem tylko krzesłem - mruknął żartobliwie czarownik.
Dziewczyna zachichotała psotliwie, lecz zaraz sposępniała, spoglądając w zatroskaniu w kierunku czarownika. Nie ważne jak mocno się starała wyprzeć pewne sprawy, one i tak pozostawały w jej środku, kłując i uwierając - przypominając, że wciąż były.
- Bardzo się boję… dlatego obiecaj mi, że będziesz ostrożny - szepnęła zmartwiona, ponownie przesuwając opuszkami po linii szczęki Jarvisa.
Nie mogła mu ot tak zabronić wyruszenia z Axamanderem na misję, chciała tego… ale nie mogła, bo zbyt mocno się bała, że stanie się dla niego ciężarem - nudnym obowiązkiem. Że tak jak robiła to jej jej babka, będzie podcinać mu skrzydła i obrzydzać radość z życia w obawie, że ją opuści.
- Czego się boisz? - zapytał cicho przywoływacz i uśmiechnął się. - Że będę ostrożny, to ci mogę obiecać.
- To skomplikowane… - Speszyła się bardka, nieco odsuwając od niego, jakby w ten sposób chciała się zdystansować do całej sytuacji. - Po prostu… jeśli… jeśli usłyszysz w tym grobowcu głos… uciekaj. Dobrze? Nie myśl o Axamanderze i innych, po prostu uciekaj.
- Nie zgłosiłem się do jego małej wyprawy. Mógłbym mu zaproponować Godivę, ale ona sama nie pójdzie. A ja bez ciebie… nie mam powodu się wybierać - wyjaśnił z ciepło mężczyzna. - Równie dobrze możemy pomyszkować przy tajemnicy zaginionej błyskotki, co ty na to?

Chaaya była tak zdziwiona tą odpowiedzią, że zupełnie nie wiedziała jak ma zareagować. Sunęła zaskoczonym spojrzeniem po rysach twarzy kochanka, otwierając usta jak rybka i nie mogąc wydusić z siebie żadnej odpowiedzi. Jej usta drżały na przemian w uśmiechu lub wyrazie niesprecyzowanego zmartwienia i nawet oczy miały problem z określeniem, czy szczypią bo jest im sucho, czy może chciało się dziewczynie płakać.
W końcu przylgnęła wargami do warg towarzysza, po czym wtuliła się w niego mocniej, oddychając z wyraźną ulgą.
- Zresztą dziś masz jeszcze zadanie do wykonania nauczycielko. - Mruknął mag, całując wybrankę wprost w czuprynę. - Zamierzasz spotkać się z swoją uczennicą przed randką?
- Nie-e… po co? Pewnie chciałaby się wymigać ze spotkania… a zresztą nie wiem nawet gdzie jej szukać - odpowiedziała z dziecięcą beztroską w głosie tawaif.
- Czyli przez resztę czasu jaki nam został mam cię tylko dla siebie? - odparł z niecnym uśmiechem chłopak, dodając po chwili. - Choć… w obecnej sytuacji, to ty masz mnie dla siebie.
- Nie ważne czy ja mam ciebie, czy ty mnie… tak jest dobrze - stwierdziła kobieta, podnosząc się delikatnie, by przybliżyć twarz do twarzy Jarvisa.
Ich usta nie stykały się, lecz oddechy całowały ich wzajemnie po wargach i policzkach.
- To prawda… tak jest miło - odpowiedział czarownik po chwili, przyglądając się twarzy złotoskórej i delektując chwilą. Ta w odpowiedzi uśmiechnęła się jedynie, muskając ulotnie jego usta.


Jarvis z Kamalą podążali uliczkami miasta. Przywoływacz wydawał się kogoś wypatrywać w tłumie przemierzającym zarówno alejki jak i płynącym w kanałach. Wieczorem miasto ożywało i ludzie spieszyli do wielu miejsc, w końcu wydawało się, że kogoś rozpoznał. Zamachał do
śniadego młodzieńca z krótką włócznią w dłoni. Jego strój, był trochę niedopasowany. Jakby chłopak przypuszczał, że wkrótce będzie większy i wypełni workowaty strój.
- Godiva - rzekł z uśmiechem.

Bardka jak zwykle nieco denerwowała się ich wzajemną bliskością w towarzystwie przechodniów, a im bardziej czuła zawstydzenie, że szła oto ramię w ramię z mężczyzną, trzymając go pod rękę, tym bardziej wtulała się w jego ramię. Można rzec: o ironio…
Widoki jednak zakochanych par, bezdomnych dzieci, czy choćby zwykłych, spracowanych po całym dniu pracy, mieszczan, dodawał jej otuchy i wiary w samą siebie. Potrzeba zaadaptowania się do nowej sytuacji oraz wrodzona ambicja doskonalenia samej siebie, pozwalały nie tylko przezwyciężać opory, ale także popychać do szalonych czynów, jak kochanie się na ulicy podczas niewidzialności, czy choćby subtelna jazda w bluszczowym zakątku.
Rozpraszana myślami jak i kolorowymi przechodniami być może o równie barwnych życiach co ich ubrania, Dholianka z początku nie zauważyła tej, która tak mocno zalazła jej za skórę i której chciała unikać.
- Dlaczego jest… czarna jak noc solamnijska? - spytała, zanim ugryzła się w język, marszcząc delikatnie czoło jak człowiek, który próbuje ogarnąć nieprzyjemny absurd dziejący się na jego oczach.
Przecież przeklęty pierścień zmieniał tylko płeć, a nie kolor skóry, więc jakim sposobem, nosząca na sobie bransolete przemiany smoczyca, notabene nie mogąca zmieniać iluzją swojego ludzkiego wyglądu, wyglądała jak jej niewolnik Sa’ad? Czyżby niebieskoskrzydła starała się zrobić na niej wrażenie, czy może razem z Jarvisem, lub i bez niego, stwierdzili, że tawaif nie mogłaby mieć białych przyjaciół z racji swojego rodowodu?
Jedna i druga wizja była dla dziewczyny mocno nieprzyjemna, choć poza drobną zmarszczką na czole nie dała po sobie tego poznać.

- Nie bardzo wiem czemu. - Mag westchnął cicho. - Pierścień jest kapryśny w swym działaniu. I przy zmianie płci mogą wystąpić… drobne błędy w detalach. Tak jak mój mały biust. -
Najwyraźniej ta kwestia nadal go frapowała.
- Jakoś małe cycki mogę zrozumieć… ale popatrz na nią! Jest czarna jak węgiel, to nie detal, który można przeoczyć, to jest jak… jak… jak plama krwi na śniegu. Widzisz od razu. - Sundari nie przypadło do gustu tłumaczenie, jej zdaniem szyte grubą nicią, najwyraźniej kolor skóry bodł ją bardziej niźli się można było tego spodziewać. - Nie ważne… po wszystkim zniszczę to cholerstwo skoro jest takie “wadliwe”.
- Jak zamierzasz go zniszczyć? - spytał zaciekawiony czarownik, gdy podchodzili do gadziny w ciele mężczyzny.
- Wrzucę go do wulkanu? - Burknęła dumnie i gniewnie kurtyzana, odruchowo naciągając materiał zbyt mocno odkrywający jej dekolt, przez co jej jedna pierś prawie nie wyskoczyła bokiem. Tancerkę, aż zmroziło i bardzo szybko zaniechała jakichkolwiek poprawek pod wpływem silnym emocji. - I nie uśmiechaj się… wiem, że to robisz… inaczej ciebie też tam wrzucę! - Fuknęła zadzierając wyżej głowę.
- Nie uśmiecham… podziwiam tę piękne wzgórza - mruknął cicho rozmówca i dodał. - Możliwe, że magia obu pierścieni, tego zmieniającego jej postać i tego zmieniającego jej płeć, rezonują ze sobą… stąd ta różnica.

“Powiedział ten, co się na magii zna doskonale” stwierdziła podle chłopczyca.
“Deewani, weź ty się odtenteguj, bo jak piaski kocham, zrobię komuś krzywdę!” Najleniwsza z emanacji, miała wyraźny problem, że któraś z sióstr miała problem, bo najwidoczniej nie mogła w spokoju spać.
Umrao od razu zbystrzała i już szykowała się do bitki, ale Laboni rozgoniła towarzystwo, klaszcząc na stroszące się panny.
Ada westchnęła z wyższością, cicho oznajmiając, że kurwa kurwie łba nie urwie, na co któraś z bezimiennych usłużnie stwierdziła, że jak urwie to… po kurwie i wszystkie wybuchły głupkowatym śmiechem.

- Trudno… nie ma co gdybać nad pękniętym dzbanem. Zbierajmy się, bo nie chce się spóźnić, masz pomysł gdzie pójdziemy? - Zmieniła temat złotoskóra piękność.
- Pamiętasz może ten roślinny przybytek? - zapytał jej kompan.
- Nie, nie, nie. Zapomnij - wtrąciła dobitnie Chaaya.
- To może coś z kabaretem? - Zapytał Jarvis, gdy podeszli do Godivy, która poprawiła turban. - No to… jak właściwie powinnam mieć na imię?

“Wymyśl… wiesz w ogóle jak się myśli?” wycedziła ironicznie łobuzica do Niebieskiej.
“No do chuja! Przymknij się wreszcie! Tu ludzie chcą wypoczywać!” Kismis nie wytrzymała i zapiała jak wściekły bażant.
“Jjakh-jjakh ti śię wyrażaś!” Nimfetka zaczęła biadolić z mocnym akcentem, co tylko poddenerwowało intelektualistkę.
“Ze wsi jesteś?! Co ty, zapomniałaś języka w gębie? Panuj nad sobą!”
“Ha, Ha! Kłócą się kłócą, Umrao… Umrao patrz!” zawołała radośnie Deewani.
“Mam tego po dziurki w nosie! Niech ją ktoś zamknie bo ją trzasnę!” awanturowała się ospała maska.
“Uważaj, żebym ja cię nie trzasła!” zawołała gromko erotyczna.
“Chyba cyckiem!” zakpiła tamta.
“A jakże!”
“Język, język! Dbajmy o poprawność!” nawoływała ‘mądrala’, ale mało kto ją słuchał.
“Ha, ha! Kłócą się!” Piszczała chłopczyca wesoło, że, aż Starzec poczuł radość i podniecenie od niej bijące. Nareszcie coś się działo, oprócz płaczu i chędożenia.

- To ja się ciebie pytam gdzie idziemy, ja się nie znam na tutejszych tawernach i codziennych rozrywkach - wyjaśniła bardka, potrząsając charakterystycznie głową. Potakiwała? Zaprzeczała? Zbywała?
Jednakże nie tylko czarownik nie uzyskał odpowiedzi, bo obecność skrzydlatej chyba w ogóle nie została przez dziewczynę zarejestrowana.
- Dobrze… to zgarniemy łowczynię i ruszymy na najbliższej nastrojowej restauracji - zadecydował czarownik, pocierając podbródek. - A co do imienia…
- Mogę się nazywać Radogost… ale chyba nie pasuje ani do stroju, ani do karnacji - mruknęła smoczyca męskim głosem.
- Słucham? - Spytała nieco podniesionym głosem Kamala, nie dosłysząc przez jazgot swoich myśli. - Ach… dobrze. Dobrze… CO?! Nie! Nie najbardziej… bo się zgubi. Pogubi znaczy się. To musi być… być… - Urwała rozglądając się nieporadnie wokoło. Co ona właściwie robiła? Jaki był cel stojący za całą tą nieudolną maskaradą?
Na chwilę orzechowe spojrzenie padło na czarnoskórego mężczyznę, sunąc ze smutkiem po odsłoniętym torsie.
~ Taki sam odcień… Taki sam jak u mojego Sa’ada ~ pomyślała z melancholią Dholianka i na jedno uderzenie serca, wszystkie głosy walki i wyzwisk ustały, by babka mogła zawrzeć głos.
“Za niski trochę… tak z pół metra”
“Chyba między nogami” skwitowała Umrao, ale i jej głos naznaczony był tęsknotą.
Kurtyzana westchnęła z nostalgią. Chciała wrócić do domu i sprawdzić, czy wszyscy byli bezpieczni i szczęśliwi.
- Gamnira to trójka… trzeci poziom majątkowy na dziesięciopoziomowej skali… musimy poszukać piątki. Do czwórki mogłaby czasem wpaść, jeśli zarobiłaby więcej na skórach, ale pięć to już luksus na który szkoda jej pieniędzy. Wyżej nie ma co celować, bo tylko się zawstydzi, zrazi i zestresuje.
- Dobrze… coś niewyszukanego. A co z nią? - Zapytał kochanek, wskazując na mężczyznę. Ten wzruszył ramionami. - Chyba tu niepotrzebnie marnuję czas. Nie mam pojęcia kogo mam właściwie odgrywać i jak.

“Ty marnujesz czas? TO NAM MARNUJESZ CZAS!”
“Deewani przestań…” Eteryczna dziewczynka, próbowała powstrzymać swoją prawie równą wiekiem koleżankę.
“No co przestań? No co przestań? Czy ja zmyślam? Czy ja kłamię?” Obruszyła się łobuzica. “Wiecznie z nią problemy! Wiecznie trzeba zwracać na nią uwagę, obchodzić się jak z jajem! No? Nie jest tak? Nie jest?”
Jednakże wszystkie maski milczały jak zaklęte, więc ta niezrażona dalej kontynuowała.
“Ona wiecznie ma problem! Nawet cholernego imienia nie jest w stanie wymyślić… Idzie jako zapchaj dziura na randkę! NA RANDKĘ! I nie wie co ma robić? Mamy jej stworzyć cały scenariusz, który odegra jeśli będzie miała taki kaprys? Hę? Co ona do cholery robi jak nas podgląda? To nawet ja, czy chcę, czy nie, zdobywam jakąś wiedzę na temat penisów, a jestem cholerną dziewicą!”
“Psychicznie” uściśliła Ada.
“BRAWO ALLADYNIE, SAMA NA TO WPADŁAŚ?!”
“Aćha, aćha… po co te nerwy Kamalo… uspokój się. Wdech i wydech.” Do akcji wkroczyła babka.
“JESTEM SPOKOJNA!”
“Nie, nie jesteś”
“A CO JA TAKIEGO ROBIĘ? MÓWIĘ TYLKO PRAWDĘ! WSZYSTKIE TAK MYŚLIMY!”
“Nie mówisz, a krzyczysz… no już ćhi, ćhi…” Laboni była cierpliwa i zupełnie nie zrażona atakiem.
“Nie cichaj na mnie…” burknęła Szalona, ale spuściła nieco z tonu. “Nie lubię jak na mnie cichają… mnie nie można ucichać!”
“Szać.”
“Przymknij się Ada!” Warknęła Umrao.
“Dobra… na bogów, spokojnie…” fuknęło molę książkowe.
“Już nie cicham, spokojnie, pamiętaj o oddechu, wszystkie przechodzimy trudne chwile…”
“Nie lubię Jarvisa.” Skorzystała z okazji chłopczyca.
“Tooo akurat wiemy” odparła opiekunka.
“Będziecie wszystkie przez niego cierpieć… zobaczycie… mówie wam.”
“Na wszystkie piaski…” wtrąciła się Seesha. “Starzec ci kazał to powiedzieć?!”
“Odczepcie się od Starca! Ja to wam mówię! Ja!”
“Szalona…” mruknęło echo dziewcząt i tancerka zapadła się w sobie.
“Tak się nazywam! No i co?” Pisnęła z przestrachem, gorączkowo zastanawiając się nad drogą ucieczki.
“Szalona… Um, Um. Szalona.”
“Się z dupami na rozum pozamieniałyście! Tyle wam powiem! O!”
“Deewa kochanie, no daj już spokój” szepnęła zasmucona Nimfetka.
“Wczoraj na pół nocy Umrao przejęła ciało! PÓŁ NOCY się z nią pieprzył! Skoro tak kocha Sundari, to czemu rżnął inną?”
“Kocha nas?”
“Się zesrał, a nie was kocha…” wypluła wściekła dziewczynka. “Dla niego nie ma różnicy… same sprawdźcie. Zerżnie każdą. Nie różni się niczym od tych w niewoli. Ważne by się twarz zgadzała, reszta jest nieważna.”
Maska odłączyła się od reszty, by zniknąć między wspomnieniami. Pozostała reszta nie bardzo wiedziała co powiedzieć, co myśleć, ani co robić dalej, dlatego po chwili każda z nich zajęła się tym co potrafiła najlepiej. Kismis poszła spać. Seesha marzyć. Umrao fantazjować o kolejnych podbojach. Ada rozszyfrowywała elfi język z podarowanego od Starca wspomnienia. A Laboni, jak to Laboni… zaganiała owieczki niczym pies pasterski, by się nie rozpierzchły po umyśle i tylko Nimfetki nie było w całym tym rozgardiaszu, bo poszła szukać małej uciekinierki, zmartwiona stanem jej ducha.

- Nazywasz się Kamal czyli doskonałość, pochodzisz z południa pustyni...powiedzmy z ziem Khuzarskich, jesteś wojownikiem, najmitą i banitą. Wyrzucono cię z kraju, ponieważ nie chciałeś przyłożyć ręki do ludobójstwa, w skrócie zdrada stanu w imię wyższej idei. Może być? - Odparła bez entuzjazmu bardka, zwracając się do Godivy.
- Powinnam coś wiedzieć, jakby zaczęła mnie wypytywać o rodzinę, zwyczaje… ten kraj? Co tam jest ładnego? Czy mam zmyślać? - Zapytała smoczyca.
- Południe to jedna wielka sawanna… kraina wielkich terenów, co klan to inny obyczaj. Spokojnie możesz zmyślać, a i tak nie miniesz się z prawdą - wyjaśniła Chaaya, odgarniając cieniutki kosmyk włosów za ucho.
- No… to chyba sobie poradzę. - Westchnęławojowniczka, splatając ramiona na swoim torsie. - Postaram się być miła, ale to jednorazowa randka. Gamnira nie jest w moim typie urody.
- Nie nam powinnaś to mówić - skwitowała tawaif, wzruszając ramionami.
Ona sama nie postrzegała swoich kochanków w kwestiach typów urody i nie za bardzo orientowała się jak w ogółe takie coś funkcjonuje.
- Dobrze… to chodźmy po Gamnirę, a potem na tą podwójną randkę - zaproponował czarownik.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline