Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-08-2018, 20:15   #181
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Para zjadła więc w ciszy i we względnym skupieniu. Tancerka wyglądała dość zabawnie w męskim płaszczu, co i rusz gubiąc dłonie w przydługich rękawach. Okrycie to jednak sprawiało, że ich podpity gospodarz czuł się nieco pewniej w ich towarzystwie. Nie zważając więc na swoją niewygodę, dziewczyna dzielnie walczyła ze zwojami materiału, ani razu się nie skarżąc.
Po odebraniu pustych naczyń Kamala ponownie coś zamówiła, wymieniając się z karczmarzem kwiecistymi podziękowaniami.
Do Jarvisa dopiero teraz dotarło, że ostatnim razem to on składał wszystkie zamówienia. Kobietom nie wypadało się odzywać do obcych mężczyzn. Czyżby więc zmuszając tawaif do konwersacji popełnił nieświadomy nietakt?
Mógł się tylko domyślać, gdyż jego ukochana nie dała po sobie niczego poznać… i jedynie nieco zażenowany i przyparty do muru karczmarz, zdawał się potwierdzać jego przypuszczenia.
Cóż… pozostaje zwalić wszystko na alkohol, który nieco zamglił jego zdolności do podejmowania dobrych decyzji.

- Nie mają dziś niestety gulab jamun, za to ulepili laddu, przyniesie ci na spróbunek, razem z sokiem ze świeżego granatu i mięty. - Sundari odprowadziła wzrokiem ciężko człapiącego Hushejna, po czym oparła się plecami wygodnie o oparcie ławy. Jej palce skubały bezwiednie mankiety płaszcza, gdy sunęła spojrzeniem po pustej sali.
Zbliżało się późne popołudnie, za niedługo pustynny lud wyruszy ze swoich siedzib w poszukiwaniu miejsca na obiad, a więc niedługo nie będą się już cieszyć względną prywatnością.
Tymczasem kucht wrócił z tacą, na której spoczywała patera z… znowu pączkami? i dwoma kielichami ciemnego, karminowego płynu przyozdobionego listkami mięty oraz korą cynamonu.
- Wygląda smacznie… - skłamał gładko czarownik, przyglądając się owym… kulkom. Co jednak nie przeszkodziło w zabraniu się do posiłku. Bądź co bądź nie zwykł kaprysić przy posiłkach.

Jak szybko mógł zaobserwować, ów deser miał tylko kształt wspólny z pączkami, a same “ciastko” nie było ciastkiem. Gdy mag wziął kulkę do ręki, była ona cięższa i bardziej zwarta… lub zbita w sobie. Po ostrożnym nadgryzieniu okazała się krucha i sypka, jakby zrobiona była… z mokrego piasku.
Cokolwiek to było na szczęście nie chrzęściło międzyzębami i było słodkie, nieco orzechowe… może mączne i zdecydowanie maślane. Nie zmieniało to jednak faktu, że po zjedzeniu jednego takiego laddu Jarvisowi zrobiło się sucho w ustach.
Szczęściem mieli sok…
...bardzo zdradliwy, bo cierpki aż język stawał kołkiem w gardle. Od kiedy granat tak smakował?
O dziwo siedzącej obok bardce nie straszna była, ani suchość, ani cierpkość… bo żwawo pochłaniała jednego “nie-pączka” za drugim, wesoło kręcąc żuchwami.
Przywoływacz tak sprawny nie był, więc jadł powoli i ostrożnie. Kęs za kęsem, zerkając na kurtyzanę, kiedy do tawerny nadciądali coraz to nowi klienci.

Zaczęło się niewinnie, najpierw dwójka zasuszonych staruszków… później wielopokoleniowa rodzina, łącząca, aż dziewięciu osobników, następne mieszane trio składające się z białej szermierki, czaroskórego wojownika i kakaowego maga.
Dholianka szybko więc musiała pilnować swojego spojrzenia, które “wdzięcznie” wlepiła w blat stołu, jakby to było coś najciekawszego w świecie.
Po siódmym laddu zaprzestała się opychać, bo i świadkowie byli skorzy do wyliczania każdego łakocia jaki w siebie wcisnęła, siorbała więc smętnie sok, wpatrując się ukradkiem w jedzącego obok mężczyznę… może samej odliczając jego strawę?
~ Idziemy? ~ zaproponował telepatycznie jej kochanek, przyspieszając jedzenie swojej porcji i udając obojętność podczas rozglądania się dookoła.
~ Ty płacisz... ~ odparła mu niespotykanie szybko złotoskóra, wstając żwawo od stołu.
Trzy kobiety piastujące na kolanach małe berbecie, bardzo szybko zaczęły do siebie szeptać, nie spuszczając wzroku ze ślicznookiej tancerki, która postawiła kołnierz płaszcza, chcąc się ukryć przed złym okiem.
~ Poczekam na zewnątrz… tu jest za duszno. ~ Skłamała nie bacząc na przyłapanie, po czym ruszyła do drzwi stukając cicho obcasami o podłogę, co tylko wzburzyło trzy kumoszki jeszcze bardziej. Siedzący przy nich mąż musiał uciszać ostrym “sziiiszaniem”, bo ich plotkarstwo przyciągało coraz więcej, na nie same, uwagi.

Jarvis odczekał, aż dziewczyna wyszła, dopiero wtedy zapłacił gospodarzowi. Odczekał chwilę i ruszył powolnym krokiem, nonszalancko i dumnie. Jakby rzucał wyzwanie. Wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się szukając kochanki wzrokiem.
Chaaya stała nad kanałem, wpatrując się w zakwitłą wodę. Gdyby nie ładna buźka i staranna fryzura, z tej odległości można było wziąć ją za typa lubiącego napadać panny w zaułku, obscenicznie się przed nimi odkrywając. Może czas było zainwestować w inny płaszcz? A może… to tylko tawaif tak w nim wyglądała z racji swojej drobnej postury?
Nadzieja matką głupich, ale w coś trzeba było wierzyć.
~ Chodźmy przyjrzeć się temu “Skowronkowi”... zanim udamy się do diablęcia ~ zaproponował czule magik, podchodząc bardki.
~ Aż tak cię to nurtuje? ~ Kobieta brzmiała nieco przekornie, tylko nie do końca było wiadomo komu na ten przekór robiła. ~ Dziękuję za płaszcz ~ odparła, zdejmując wierzchnie ubranie.
~ Zaciekawiło mnie. Zaintrygowało ~ wyjaśnił Jeździec, uśmiechając się ciepło. ~ A ciebie?
~ Kupiec czy złodziej? ~ Kamala spytała czupurnie, oddając płaszcz właścicielowi. ~ Niezależnie czy to sprawa gwałtu, czy zwykłej grabieży… ludzie z pustyni to… honorowi i zacietrzewieni w sobie, uparci jak osły, skurczybyki, którzy lubią pomiatać innymi, ale nie lubią gdy ktoś nimi pomiata. Więc, nie… mnie to nie zaintrygowało. Ja to w pełni rozumiem.
~ Tutejsi też uważają za sprytniejszych niż są w rzeczywistości i lubią się mścić na tych, którzy ich oszukali. Zwłaszcza elity takie są ~ odparł telepatycznie czarownik i spoglądając na Sundari dodał. ~ A rozejrzenie się to jeszcze nie angażowanie się w sprawę.
~ Hai, hai… czyli idziemy sprawdzić tawernę. ~ Dziewczyna nie zamierzała odbijać piłeczki, co było dosyć dziwne. ~ To prowadź gdzie teraz...bo ja się nie znam na mieście.


Najkrótsza droga prowadziła do gondoli, następnie kanałem w dół… później w górę… jakiś tuzin zakrętów i zawrotów i… w końcu znaleźli się na obrzeżach bogatej dzielnicy, tutejszej ‘arystokracji’.
Tu panny jak i kawalerowie przypominali wyglądem rajskie ptaszki, które ubarwiły swe piórka w pstrokate barwy wiecznych godów.
Kochankowie przygotowani na romantyczną kolację idealnie wpasowywali się w te otoczenie. Wprawdzie to Chaaya robiła za pawia, a Jarvis za przepiórkę, ale tutaj i tak nikt nie zwracał na nich uwagi. Każdy pilnował własnego nosa lub ewnentualnie potencjalnego, dzisiejszego partnera do nocnych uciech.
Tutejsze restauracje przyciągały przepychem i ogołacały ze wszelkiego złota, każdą nieuważną sakiewkę jaka się napatoczyła. I choć otoczenie było kuszące dla wszelakiej maści złodziejaszków, to ilość mijanych patroli straży miejskiej, dawała jasne przesłanki, kto tu rządził na ulicy. A w zasadzie nie kto… a co.
Prawo. Mniej lub bardziej przyjazne obywatelom, lecz niemal zawsze cechujące bezpieczeństwo.
Nie było tu dzieci w obdartych ubraniach, ani żadnych pijaczków, gondolierzy byli ubrani jak przyboczna straż królewska, dookoła przechadzali się ochroniarze, arystokraci, szlachcianie i nowobogaccy mieszczanie, których stać było na nieco ekstrawagancji. Nawet kapłani z okolicznych świątynek prezentowali się godnie, jeśli nie przesadnie. Ścieżki były zamiecione, okna wymyte, latarnie wypolerowane, elewacje kamienic zachwycały barwą niczym świeżo spod pędzla. Nawet krzaczki były przystrzyżone i okiełznane, a gołębie tłuste i leniwe.

“Złotopióry Skowronek” był jakieś dziesięć minut drogi od granicy z dzielnicą kupiecką. Budynek porażał ogromem i bielą kamienia z którego został zbudowany.
Wszystkie drzwi, filary i okiennice rzeźbione były w motywach roślinnych. Przywoływacz dostrzegł nad każdym potencjalnym wejściem do środka magiczne glify, wyryte i wymalowane złotą i czarną farbą. Nie do przegapienia, acz… również nie do odczytania, przynajmniej dla niego.
Przy bramie wejściowej stało czterech stróżów. Wszyscy byli uzbrojeni w miecze, a dwóch z nich dodatkowo w misterne kusze automatyczne. A każdy z nich miał przy pasie dwa różnie oznaczone magazynki. Jedne ze zwyczajnymi bełtami, drugie ze specjalnie spreparowanymi osikowymi kołkami na “wyjątkowe okazje”. Chmurnym spojrzeniem przeczesywali okolicę z nikim nie rozmawiając, ani wzajemnie się nie rozpraszając. Gdy tylko ktoś wzbudzał w nich złe odczucia, obserwowany był i wręcz niematerialnie odpędzany z okolicy, czwórką gniewnie wpatrujących się w niego oczu.
Czarownik znał na tyle swoje miasto, by domyślać się, że pod płaszczykiem prawa kryje się opieka jakiejś potężnej wampirzej rodziny. Zapewne jednego z tych najpotężniejszych rodów… obecnej nieumarłej elity miasta.
- Wygląda ślicznie… i drogo - ocenił na głos, rozglądając się. - To nie miejsce dla gangów, więc złodziej musiał przybyć z zewnątrz. Ktoś tu musiał zlecić tą robotę. Wedrzeć się do takiego skarbca i ukraść jeden przedmiot… to marnotrawstwo włożonego wysiłku, nie uważasz?
Kurtyzana wpatrywała się w olśniewająco białą budowlę jak w trudny do odgadnięcia obrazek.
- Ale dlaczego skowronek? I to złotopióry… skowronki są małe i pięknie śpiewają… a to… to już bardziej albatrosa przypomina. - Dziewczyna skupiła się na całkowicie innym aspekcie zaistniałej kompozycji, wyraźnie główkując nad sensem nazwy przybytku.
- Jest opowieść o złotym słowiku. Który łączy piękno zewnętrzne z wewnętrznym… złote pióra ze ślicznym głosem. Niektórym osobom może nie podobać się, że czasem brzydkie opakowanie kryje coś pięknego… i że szary słowik pięknie śpiewa. Może ta nazwa jest nawiązaniem do słowika idealnego. Który jest piękny i ma cudny głos? - zadumał się mężczyzna, pocierając podbródek. - Wampiry są strasznie próżnymi istotami.

~ Elfy też ~ wtrącił Starzec znienacka.
- Smoki też… zwłaszcza czerwone, prawdziwie zadufane w sobie dupki o nijakim guście - dodała jak gdyby nigdy nic Kamala, przyglądając się jednemu z ochroniarzy, który zdążył ją już wyhaczyć wzrokiem. Bardka wzięła kochanka pod rękę, nieznacznie wtulając policzek w jego ramię, przy jednoczesnym podjęciu wyzwania na natarczywą obserwację.
- Jakoś… nie pasuje mi to powiązanie z pięknem… jest mocno na wyrost…
~ Ktoś nie potrafi okazać wdzięczności za łaskawie udzielaną mu wiedzę ~ fuknął obrażony smok.
- To konkurs mierzenia… “męskich przydatków”. Każdy wampirzy ród pokazuje swą potęgę poprzez bogactwo siedzib i nieruchomości podległych mu rodzin kupieckich. Przepych jest tu przedkładany nad dobry gust - wyjaśniał Jarvis gdy przechodzili dookoła budynku. Przyglądał mu się poprawiając okulary na nosie. - Jak byś… uciekła z tego budynku? Którą drogą?
Kamienica zewsząd otoczona była wodą, jedyne widoczne wejście drogą lądową znajdowało się od bramy głównej. Ściany były na tyle gładkie, że nawet pająk miałby problem z wejściem po niej na górę, ale w oknach nie było krat.
- Hm… teleportowałabym się… ale tu nie można tego robić - odezwała się po namyśle Sundari, pokazując palcem na oglifowaną okiennicę.
- Są jeszcze strażnicy z kuszami. Także w nocy, którzy z pewnością zauważyliby każdego kto się wspina po ścianie, dzięki pajęczej wspinaczce. Najprościej by się było dostać pod przebraniem i wyjść tak samo. Ale przecież… - zadumał się Smoczy Jeździec. - … z pewnością stróże znają z twarzy całą obsługę hotelu. Może jako gość?
- Zostałby chyba zauważony przez straż w środku… - zaczęła towarzysząca mu kobieta, pocierając policzkiem o ramię rozmówcy. - ...ciężka sprawa. To miejsce wydaje się nie do zdobycia… ktoś musiał mieć poważny powód, by zlecić komuś włamanie się, nie chcę nawet wiedzieć ile to kosztowało.

- Nie masz wrażenia, że nie powiedziano nam prawdy? Albo… nie powiedziano nam całej prawdy? - zadumał się mag.
- Jestem pewna, że nie powiedziano nam wszystkiego… - obruszyła się złotoskóra, pusząc jak perliczka. - Kto normalny opowiadałby nieznajomym swoje haniebne, bardziej lub mniej, sekrety? Scenariuszy jest wiele… tylko chodźmy stąd, bo się na mnie gapią, jeszcze chwila, a coś im powiem.
Faktycznie… teraz już dwóch strażników “odpędzało” Dholiankę natarczywym wrokiem.
- Ten cały złodziej mógł wcale nie być złodziejem… córka mogła go najzupełniej w świecie obdarować drogocenną pamiątką, a gdy sprawa wyszła na jaw, wymyśliła bajkę o napadzie. O! Albo do włamania w ogóle nie doszło, bo delikwenta zaprosiła lub wpuściła, bo się w nim na przykład zadurzyła. Mogli też słudzy zgubić bagaż podczas podróży i teraz strażnicy szukają Francisa Widmo. Lub sam kupiec przegrał błyskotki w karty i teraz dla zmylenia wściekłej córki i żony, rozpowiada plotki. Jak widzisz możliwości jest bez liku. Złodziej mógł działać na zlecenie, lub całkowicie przypadkiem wybrał sobie czas i miejsce na szalone grabieże lub gwałty lub jedno i drugie. Mogło być ich dwóch, mógł być kobietą, albo z wykształcenia czarodziejem…
- No cóż… zajmiemy się tym jutro. Teraz czas się spotkać z Axamanderem, potem ta randka, a potem… zamierzam pochwycić cię, porwać i wykorzystać sytuację w lubieżny sposób. - Przywoływacz wymruczał cicho wprost do ucha tancerki.

“Znooowu? Ech...czy jemu się nie nudzi?” zaprotestowała gniewnie Deewani.
“Taki jest już los dziwki, czego ty znowu marudzisz?” Laboni przebudziła się z lekkiego letargu w jaki wpadła, gdy nie była potrzebna maskom.
“No bo to można jajo znieść z nudy. Ciągle musimy się tylko pieprzyć i pieprzyć.”
“Aiyaa! Wyrażaj się!” zapiszczała oburzona Nimfetka.
“Jakie znowu jajo? A co ty kura jesteś?” zaskrzeczała babka.
“Będę mówić co mi się podoba! I jak to jakie jajo… oczywiście, że SMOCZE!”
“O nie…” westchnęło kilka panien. “Ona dalej z tym smokiem… A cicho, daj dziecku pomarzyć… A ja to co? Co z moimi marzeniami? A gówno, nie ciskaj się i ty!”
“Smocze… chyba SROCZE!” żachnęła się matrona. “Jak ci się tu nie podoba to wracaj do tego starego dziada.”
“A żebyś wiedziała, że wrócę!” Zapowietrzyła się łobuzica.
“No to idź i nie wracaj. Muł ci na drogę!”
“Przecież ty tam ukiśniesz z nudy!” Umrao była wielce niepocieszona, że straci kompankę do pyskowania.
“Nie prędzej niż z tym tu…” fuknęło młode dziewczę, gotowe iść i nie wracać, choćby skały nauczyły się czarować.
“No nie powiem, by był duszą towarzystwa, ale…” Zaczęła erotyczna emanacja.
“Nie obchodzi mnie jego penis! Nic a nic… niech se go trzyma w spodniach, co mi do tego…”
“Aćha, aćha… no co ty… Dewa-Deewani… ale, że do Starca? Na prawdę? A co z Ranveerem?” Widząc, że tancerki nie da się przegadać, zmysłowa maska postanowiła wyciągnąć ostatni atut z pomiędzy swoich jędrnych piersi.
“Ranveer nigdzie się nie wybiera… a F...F...FFF...Starzec jest o niebo ciekawszy od Jarvisa.”
“Ale się z nim pokłóciłaś…” wtrąciła rozbawiona, stara raszpla, rechocąc jak ropucha.
Maska pisnęła jakby została zaskoczona nagłym klapsem i poczęła wizgać i jęczeć wściekła, że ktoś przypomniał jej o tak ważnym szczególe.
“Idź, idź do niego… na kolanach najlepiej” sarknęła babka, a zacietrzewiona łobuzica skrzeczała jak nadeptywana żaba, nie ruszając się ze swojego miejsca “dowodzenia”.
~ Wszystkie żeście się pokłóciły. Bando gdaczących perliczek. Co wy sobie myślicie, że ja jestem podobny do waszych byłych gachów, żeby żebrać o wasze zainteresowanie?! ~ ryknąl głośno czerwonołuski. ~ Zapominacie o całej sytuacji. Jedyny powód dla którego nie siedzicie w ciemnicy wspomnień i nie patrzycie jak ja chodzę w waszym ciele, wynika z tego z mojej łaskawo...
“ŻE JESTEŚ LENIWY!” wytknęła gromko chłopczyca.
~ Gówno prawda. Te delikatne kobiece ciałko nie wytrzymuje zbyt długo mojego majestatu i słabnie za szybko ~ prychnął gniewnie smok, zdradzając prawdziwe przyczyny rzadkiego przejmowania kontroli nad ciałem tawaif.
“Srata tata ty stara, wyliniała jaszczurko! Wolisz spać i wspominać swoją potęgę, zamiast palić i grabić…”
“I zabawiać Deewani” wtrąciła Laboni.
“Właśnie!... CO? NIEEE!!!” Zawstydziła się pannica.
“Ararara… chyba się kłócą… nie lubię jak się ktoś kłóci… kłótnie są nie wporz…”
“Na litość bogów Nimfetko, weż ty się czasem przymknij…” Umrao była wielce niepocieszona, że ktoś próbował odebrać jej sposobność na dobrą, starą rozrywkę.
Cichy szloch i łkanie świadczyły, że eteryczka, przyjęła krytykę do serca. Jak zwykle zresztą zbyt dosadnie.
~ Żadna z was nie zasłużyła na smoczy język i jego pieszczotę ~ syknął gniewnie Czerwony.
Babka tylko wybuchła niepohamowanym śmiechem, przy wtórze płaczu, odgłosów obrzydzenia i westchnień rozczarowania pozostałych masek.
Dyskusja była skończona. Deewani została tam gdzie była, ku uciesze erotycznej koleżanki i swojemu załamaniu.

- To w takim razie… musimy popłynąć do Czerwonego Karła? Albo małego… albo… no… jakiegoś tam karła, znasz taką karczmę? - zapytała jak gdyby nigdy nic Chaaya.
- Kojarzę gdzie jest… ale ledwo. Byłem w tamtej okolicy kilka razy za młodu. W samej karczmie chyba nie. - Zadumał się czarownik.
- Czy to… porządne miejsce? - dopytywała się bardka, nieznacznie miętosząc rąbek od falbanki rękawiczki. Kobieta może i umiała zapanować nad swoją mimiką i głosem, ale nie potrafiła w pełni stłumić swojej podświadomości.
Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, martwiła się owym spotkaniem z “panem o rozwidlonym języku”.
- Nie wiem… chyba tak… pół na pół. Ani nie skandalicznie, ani.. nie miejsce dla grzecznych panienek z dobrego domu. - Sięgnął pamięcią mężczyzna, drapiąc po podbródku i spoglądając podejrzliwie spytał. - Czemu o to pytasz?
- O co pytam? - Kobieta odpowiedziała z udawanym zdziwieniem, choć uwagę skupioną miała na swoim biuście, lub raczeej dekolcie, który próbowała nieco… zredukować. Niestety gdy naciągnęła tkaninę na jedną pierś, odsłaniała drugą, a gdy próbowała to naprawić, wracała do punktu wyjścia.
- Chodźmy już… booo się spóźnimy. - Prędzej chciała mieć to już z głowy, ale głośno się to tego nie przyznawała.
- Zawsze możemy pójść byś się przebrała, jeśli czujesz się nieswojo - odparł czule mag, przyglądając się z rozbawieniem staraniom kochanki.
- Zwar… - Kamala z automatu chciała nakrzyczeć na partnera, lecz zbladła nieco i popatrzyła zlękniona prosto w jego oczy. - Nie podobam ci się… prawda. - To było stwierdzenie, niż pytanie.
- Nie… raczej… staram się nie ulec pokusie fantazjowaniu o tobie… wyglądasz jak kusząca pokusa. Wcielenie niewinności w zmysłowym ciele i stroju. Skonsumuj mnie… to słyszę w głowie, gdy na ciebie patrzę - rzekł bardzo cicho, nachylając się ku niej. - Jak skończymy rozmowę z Axamanderem, to wynajmiemy pierwszy lepszy pokoik i przekonasz się jak bardzo mi się podobasz w tej sukni.

Para łanich oczu w pełnym ciszy skupieniu wpatrywały w przywoływacza, przeszywając goniemal na wylot. Sprawdzała go… wcale się z tym nie kryjąc, aż ciarki przechodziły na samą myśl co… i ile… mogła z niego wyczytać Sundari.
- Aiyaa… - Tawaif zakryła jeden policzek, uśmiechając się łagodnie i w zawstydzeniu. Najwyraźniej test został zdany, lub wybuch wściekłej furii (lub czego innego) został oddalony w terminie. - Nie możemy… nie, nie - mruknęła, schylając głowę i ruszając powoli w stronę gondol, mocniej przytulając ramię towarzysza.
- Nie możemy… co nie znaczy, że nie chcę… - wyszeptał jej do ucha Jarvis. - Jesteś zachwycająca niczym… szkarłatna żmijka. I pewnie równie niebezpieczna.

“Bleee porzygam się…” zakomunikowała zniesmaczona Deewani.
“Tylko celuj pawiem tak, by trafić na głowę Nimfetki…” stwierdziła beznamiętnie Umrao.
“Babciu, babciuuu…” Czując zagrożenie nieśmiała dziewuszka szukała ukojenia we wspomnieniu opiekunki, lecz jak zwykle się przeliczyła.
“Ile razy mam ci powtarzać, aż dotrze do tego twojego pustego łba… nie jestem twoją babcią!” huknęła matrona, wzbudzając kolejną falę szlochów i łkania.
“Bleee nadal mi nie dobrze…” burknęła cicho chłopczyca.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 02-09-2018, 12:57   #182
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Dotarli na miejsce, po drodze wzbudzając pewne zainteresowanie strojem Chaai. Niemniej byli już daleko od jej ludu, więc Jarvis zagarnął bardkę ramieniem, wyraźnie dając do zrozumienia, że zaczepki wobec niej nie będą tolerowane.
Samego Axamandera znaleźli już czekającego przy stoliku w karczmie. Rozpromienił się na widok dziewczyny, ale nieco jego uśmiech skwaśniał, gdy dostrzegł, że przybyła w towarzystwie.
Tawaif spadł kamień z serca, że nie musiała o rogacza wypytywać i szukać go po pokojach. Jej obawy co do swojej wstrzemięźliwości, szybko uleciały pod sufit przestronnej sali jadalnej i kobieta przez chwile pomyślała nawet o tym, że w sumie, nie musiała ciągnąć tu ze sobą kompana jako obstawy.
- Tylko nie mów, że siedzisz tu jak porzucony psiak i mnie oczekujesz - zawołała słodko, machając na powitanie mieszańcowi, nic nie robiąc sobie ze spojrzeń innych. Ten sam strój który budził w niej zawstydzenie, jednocześnie dodawał jej siły i napędu… wystarczyło tylko zmienić nieco otoczenie.
- Interesy najpierw, przyjemność później. Siadajcie - mruknęło diablę i wstało, by coś wysypać z woreczka, tworząc czerwony krąg dookoła nich. Następnie sam usiadł i zerknął na krąg, który zapalił się zielonym płomieniem. - Teraz nikt nas nie usłyszy
Tancerka usiadła na przeciwko miejsca miejskiego marudera, opierając jeden łokietek o blat i pochylając się nieco wprzód, co wyeksponowało jej jędrne walory pod cienkim materiałem. Słowem się jednak nie odezwała, uśmiechając się tylko pobłażliwie, gdy oglądała “spektakularne” niziny czaroklectwa.
- Więc… od czego mam zacząć… co was najbardziej interesuje? - Zapytał diablik co chwilę zezując na biust Kamali. Jego ogon kiwał się na boki jak u pieska.
- Najlepiej wszystko. Kiedy, gdzie, po co, za ile, z kim, na jak długo… - wymieniała beznamiętnie Sundari, ale tylko po to, by się podroczyć z rozmówcą.
- Kiedy… jak najprędzej. Gdzie… do grobowca wampirów. Po co… po skarb tam ukryty. Za ile… dwa tysiące plus to co znajdzie się po drodze i ewentualnie w innych grobach. Z kim… ze mną i jeszcze dwójką… w miarę sprawdzonych awanturników, plus wasza dwójka i twój brat - zaczął pospiesznie wymieniać Axamander.
- A te wampiry nie będą miały za złe plądrowanie ich domu? - Zapytał cicho czarownik.
- Nie. Spotkała ich ostateczne śmierć jakiś czas temu - wyjaśnił rogacz.

~ O nie… ~ Pomyślała kurtyzana, opierając się bezwładnie o poręcz krzesła, zupełnie jakby coś wyssało z niej całą wolę istnienia.
“Może nie będzie tak źle…” zaczęła skonsternowana babka, ale nie dane było jej skończyć.
~ O nie…
“Może to nie to samo miejsce?” spróbowała swych sił Ada.
~ O nie, nie i jeszcze raz nie…
“Oczywiście, że nie… bzykać się ze Srarvisiem to owszem, ale plądrować grobowce wampirów to o la boga!” Jojczyła wciąż nabzdyczona Deewani.

- Rezygnuję… na moje miejsce mogę polecić pewną wojowniczkę - odparła wartko Chaaya, co trochę nie pasowało do jej “bezwolnej” pozycji i martwego spojrzenia
- Mogę wiedzieć czemu? - zapytał zaskoczony mieszaniec.
- Nie lubi nieumarłych i walczyć z nimi… w końcu jest bardką - sprostował przywoływacz.
- Raczej nie napotkamy potężnych nieumarłych w tym miejscu - argumentował diablik, walcząc o zmianę zdania przez dziewczynę.
- Nie wrócę tam… nie ma takiej opcji… i nie chce odkrywać nowych miejsc. On tam na pewno jest…. siedzi i czeka by się zemścić. Nie, nie, kategorycznie odmawiam wzięcia w tym udziału… - Zacietrzewiła się Dholianka, machając nieco smazmatycznie rękoma, żywo gestykulując.
- Kto niby? Której z wampirzych koterii podpadliście? - zaciekawił się Axa.
- Chodzi o atropala - wytłumaczył cicho kochanek złotoskórej.
- Przecież to bajka, którą straszy się dzieci. Elfie wampiry, jeśli istniały, już dawno zostały wybite, a ich bóg… to legenda - odparł ironicznie rogacz.
- To nie legenda… to fakt - odparł ponuro Jarvis.
- Tak czy siak… raczej nie napotkasz go w tamtym grobowcu. Ludzkie wampiry nie czczą bogów, uważając siebie za istoty bogom podobne - wyjaśniło diablę.

Kamala zgrzytnęła zębami, świdrując spojrzeniem deski w blacie stołu. Jej obie dłonie pracowały na najwyższych obrotach. Jedna skubiąc rękawiczkę, a druga drapiąc i podważając delikatne łuski ukryte za jej koronkowym materiałem.
Cała ekscytacja z powodu wyprawy poszła w niwecz i jedyne czego tawaif teraz chciała, to po prostu wstać i wyjść.
Odejść jak najdalej od toczącej się dyskusji. Odciąć się, zapomnieć i zająć czymś nowym.
Pieprzone miasto z tymi jego pieprzonymi wampirami! Pieprzyć to wszystko.
Tak! Bunt! Bunt na pokładzie… nie jest już przecież dziewczynką zależną od woli starszyzny. Jest wolna i może robić co chce.
Czując jak nowa energia wstępuje w jej ciało, Sundari wstała nagle z krzesła i przeskakując krąg ruszyła bez słowa do drzwi.
Mag jeszcze przez chwilę rozmawiał, ale potem i on sam przeskoczył krąg ognia, podążając za wyraźnie rozgniewaną bardką. Był zaniepokojony jej nietypowym zachowaniem.
Kobieta napędzana falą nowej siły, postanowiła iść za ciosem ostrza i poinformować Nveryiotha o swojej rezygnacji, oraz kategorycznie zabronić mu uczestniczenia w misji, wszak nie mógł ryzykować rozpoznania. Kto wie do jakiego grobowca zostaną posłani, a nuż znajduje się tam figurka, posążek, obrazek, rycinka czarciego noworodka, przez które podgląda świat na wpół zapomniany atropal i co wtedy?
Nie… smok ma szlaban na wychodzenie z miasta i koniec.

~ Wszystko w porządku? ~ Usłyszała za sobą tancerka.
Usłyszała w głowie.
Smoczy Jeździec podążał za nią w milczeniu, niczym cień.
Nad brzegiem kanału kurtyzana straciła nieco pary, bo zatrzymała się i zgarbiła, wpatrując w mętną wodę przed sobą. Na drapanym ramionku powoli wykwitało zaczerwienienie od podrażnienia, ale Chaai to chyba nie przeszkadzało.
Obejrzawszy się za siebie w poszukiwaniu przywoływacza, pokręciła charakterystycznie głową, uparcie milcząc.
- Chodźmy stąd… do naszej karczmy. - Jarvis objął ją czule od tyłu i przyciągnął do siebie.
Dziewczyna wygięła smutno usta, zwieszając głowę, ale nie stawiała oporu. Bunt buntem, ale na walkę potrzeba było ogromnych pokładów witalności. Te z racji bytu setek masek, były u niej zawsze na wyczerpaniu.
Nvery będzie musiał poczekać… tymczasem trzeba było skupić się na powrocie do domu…
Tylko Deewani czuła, jakby ktoś z powrotem zamykał ją w klatce… w niewoli… i tęskno wzdychała do przygód o których zawsze marzyła ona… i reszta dziewcząt, kiedy były jeszcze - nienaznaczone.
Czarownik ruszył z nią przytuloną do siebie i szeptał. - Jutro powściubiamy nosa w sprawę tej kradzieży. Dobrze nam to zrobi.

Podróż odbyli w całkowitej ciszy. Po nagłym zrywie nie pozostało w Dholiance ani cienia jakiejkolwiek werwy, czy przebojowości, a jedynie apatyczna powłoka, nadająca jej wygląd lalki. Bardzo ładnej i delikatnej, lecz pustej w środku.
Kamala nie odezwała się nawet wtedy, gdy ukochany zaprosił ją gestem do środka ich małego apartamenciku, potulnie wchodząc za nim. Tam… nieco “ożyła” rozglądając się nieporadnie po czterech ścianach, jakby nie poznawała miejsca, po czym zrobiła rzecz, której mężczyzna najmniej się (jeśli w ogóle) spodziewał.
Sundari usiadła na ziemi w kącie pomieszczenia i podciągając nogi pod brodę, ułożyła głowę na kolanach, wpatrując się w ścianę.
Magik... uczynił podobnie. Usiadł w identycznej pozie, opierając się plecami o jej plecy. Podciągnął nogi pod brodę i rzekł cicho.
- Jeśli chcesz… możesz w każdej chwili zdradzić co cię gryzie. Ja poczekam. Zresztą mamy czas jeszcze do wieczora.

“O rajuuu o co jej znowu chodzi?!” Ciskała się gniewnie Szalona.
“A o co tobie chodzi?” burknęła rozzłoszczona Seesha.
“To chyba ty masz jakiś problem” odpysknęła Rozmarzonej Umrao.
“Dziewczyny to nie jest dobry moment, żeby się kłóc…”
“Weż ty się przymknij a nie ważniakujesz!”
“Sama weź się przymknij rozwrzeszczana małpiatko!”
“Odezwała się jedna z drugą!”
“Cicho, cicho… ktoś się kłóci.”
“Kto się kłóci? Kto?”
“Z kim?”
“O co znowu poszło?”
Maski rozśpiewały się niczym dorodne stadko papużek, przekrzykując jedna drugą, nie za bardzo wiedząc co się dzieje i dlaczego, ale bardzo chcące wyrazić swoje zdanie na JAKIŚ temat.
Sundari na szczęście ich nie słyszała, tak samo jak chłopaka, siedzącego za nią. Usunąwszy się w cień własnych myśli i poczynań tawaif próbowała wyzbyć się niesprecyzowanego smaku w swoich ustach.
Gorzka porażka i dojmujące zawstydzenie swoją postawą, nawzajem biesiadowało na jej kubkach smakowym, doprowadzając do nieprzyjemnych mdłości i… poczucia winy, a wszystkie te emocje okraszone były kapką absurdu, bo przecież kobieta nie miała powodu, by to wszystko teraz odczuwać.
Nie zrobiła niczego złego, przynajmniej z punktu widzenia “normalnego” człowieka, a więc czemu chciała zapaść się pod ziemię i przestać istnieć?
“Ty wampiryczny pomiocie z kłapaczką na zadku!”
“Ty nierozruchana dziuro bez dna!”
“Wypierdku mamuta roztrzaskany o urwisko skalne!”
“A żeby ci tak szkorbut wszystkie zęby nagdnił.”
“A tobie ospa wypryszczyła cycki!”
Wyzywały się wzajemnie panny, zapominając gdzie były i co właściwie robiły, liczyła się chwila dla przedstawienia swojej racji, a że żadna z nich owej racji nie miała… nie było jednak teraz ważne.

Przywoływacz nadal tam był, nadal czekał cierpliwie, opierając się o nią plecami, nie dając o sobie zapomnieć. Czekał w milczeniu i prawie w bezruchu.
Gdy minęło pół godziny bardka zaczęła się wiercić i kręcić, by znaleźć wygodniejszą pozycję.
- Możesz mi usiąść na kolanach - mruknął Jarvis, splatając nogi w kucki, by zrobić jej wygodniejsze potencjalne siedzisko.
Tancerka obejrzała się na towarzysza, jakby ten co najmniej obraził ją tymi słowami. Nie ofukała go jednak, ani nie kazała spadać gdzie kobry zimują, a jedynie usiadła z naburmuszoną miną, wtulając się z dobitną pogardą w męską pierś, by mag przez przypadek nie myślał, że uda mu się ją nakłonić do rozmowy.
Ten jednak nie odzywał się wcale. Objął kochankę w pasie, przytulając do siebie i nucąc coś cicho. Dobrze jej znaną melodię.
Nie robił nic poza tym.

Minęło kolejne pół godziny upartego milczenia. Chaaya jednak zdążyła się przez ten czas rozluźnić i nie była to zasługa śpiewnego talentu Jeźdźca, a dziurek od guzików w jego płaszczu. Dziewczyna wwiercała paluszki, miętosiła materiał, ciągnęła za nitki, rozciągała szwy, aż w końcu nie zaznała małej, destruktywnej nirwany, która pozwoliła odetchnąć jej i jakoś przełknąć nieprzyjemne uczucia.
Nie chcąc jednak przekazać nucącemu, wsunęła jedynie nos pod kołnierzyk jego koszuli, inhalując się jej świeżym zapachem i obserwowała lekko rozmazany profil mężczyzny, mrucząc mu do spółki.
Ten nie przerywał nucenia rozkoszując się samą obecnością Dholianki, niemniej zauważył zmianę jej nastroju i uśmiechnął się czule.
- Nie uśmiechaj się - burknęła kurtyzana. - To poważna chwila…
Może i była takowa, ale kilka kwadransów temu.
- Bardzo poważna? Bo wiesz… twoja krągła pupcia trochę mnie uwiera i jest… pobudzająca… nic na to nie poradzę… - Jarvis zaczął się żartobliwie tłumaczyć z faktu, że tawaif kusiła swego partnera do podboju, wywołując odpowiednią reakcję poniżej pasa.
Złotoskóra uśmiechnęła się trochę bez wyrazu, a trochę smutno. Deewani zdążyła zapiać swoje “A NIE MÓWIŁAM??!!” wyraźnie rozzłoszczona, że jej tworzycielka ponownie dała usidlić się w pokoju.
- Mam usiąść obok ciebie, by było ci lżej? - spytała z troską w głosie, gładząc palcami po odstającej kości podbródka ukochanego, muskając wargami jego szyję.
- Nie… po prostu zrelaksuj się - odparł magik, uśmiechając się ciepło, po czym “spoważniał”.
- Jak mam się zrelaksować w tak poważnej chwili? - zapytała podchwytliwie ślicznotka.
- Na pewno coś wymyślisz. Ja tu jestem tylko krzesłem - mruknął żartobliwie czarownik.
Dziewczyna zachichotała psotliwie, lecz zaraz sposępniała, spoglądając w zatroskaniu w kierunku czarownika. Nie ważne jak mocno się starała wyprzeć pewne sprawy, one i tak pozostawały w jej środku, kłując i uwierając - przypominając, że wciąż były.
- Bardzo się boję… dlatego obiecaj mi, że będziesz ostrożny - szepnęła zmartwiona, ponownie przesuwając opuszkami po linii szczęki Jarvisa.
Nie mogła mu ot tak zabronić wyruszenia z Axamanderem na misję, chciała tego… ale nie mogła, bo zbyt mocno się bała, że stanie się dla niego ciężarem - nudnym obowiązkiem. Że tak jak robiła to jej jej babka, będzie podcinać mu skrzydła i obrzydzać radość z życia w obawie, że ją opuści.
- Czego się boisz? - zapytał cicho przywoływacz i uśmiechnął się. - Że będę ostrożny, to ci mogę obiecać.
- To skomplikowane… - Speszyła się bardka, nieco odsuwając od niego, jakby w ten sposób chciała się zdystansować do całej sytuacji. - Po prostu… jeśli… jeśli usłyszysz w tym grobowcu głos… uciekaj. Dobrze? Nie myśl o Axamanderze i innych, po prostu uciekaj.
- Nie zgłosiłem się do jego małej wyprawy. Mógłbym mu zaproponować Godivę, ale ona sama nie pójdzie. A ja bez ciebie… nie mam powodu się wybierać - wyjaśnił z ciepło mężczyzna. - Równie dobrze możemy pomyszkować przy tajemnicy zaginionej błyskotki, co ty na to?

Chaaya była tak zdziwiona tą odpowiedzią, że zupełnie nie wiedziała jak ma zareagować. Sunęła zaskoczonym spojrzeniem po rysach twarzy kochanka, otwierając usta jak rybka i nie mogąc wydusić z siebie żadnej odpowiedzi. Jej usta drżały na przemian w uśmiechu lub wyrazie niesprecyzowanego zmartwienia i nawet oczy miały problem z określeniem, czy szczypią bo jest im sucho, czy może chciało się dziewczynie płakać.
W końcu przylgnęła wargami do warg towarzysza, po czym wtuliła się w niego mocniej, oddychając z wyraźną ulgą.
- Zresztą dziś masz jeszcze zadanie do wykonania nauczycielko. - Mruknął mag, całując wybrankę wprost w czuprynę. - Zamierzasz spotkać się z swoją uczennicą przed randką?
- Nie-e… po co? Pewnie chciałaby się wymigać ze spotkania… a zresztą nie wiem nawet gdzie jej szukać - odpowiedziała z dziecięcą beztroską w głosie tawaif.
- Czyli przez resztę czasu jaki nam został mam cię tylko dla siebie? - odparł z niecnym uśmiechem chłopak, dodając po chwili. - Choć… w obecnej sytuacji, to ty masz mnie dla siebie.
- Nie ważne czy ja mam ciebie, czy ty mnie… tak jest dobrze - stwierdziła kobieta, podnosząc się delikatnie, by przybliżyć twarz do twarzy Jarvisa.
Ich usta nie stykały się, lecz oddechy całowały ich wzajemnie po wargach i policzkach.
- To prawda… tak jest miło - odpowiedział czarownik po chwili, przyglądając się twarzy złotoskórej i delektując chwilą. Ta w odpowiedzi uśmiechnęła się jedynie, muskając ulotnie jego usta.


Jarvis z Kamalą podążali uliczkami miasta. Przywoływacz wydawał się kogoś wypatrywać w tłumie przemierzającym zarówno alejki jak i płynącym w kanałach. Wieczorem miasto ożywało i ludzie spieszyli do wielu miejsc, w końcu wydawało się, że kogoś rozpoznał. Zamachał do
śniadego młodzieńca z krótką włócznią w dłoni. Jego strój, był trochę niedopasowany. Jakby chłopak przypuszczał, że wkrótce będzie większy i wypełni workowaty strój.
- Godiva - rzekł z uśmiechem.

Bardka jak zwykle nieco denerwowała się ich wzajemną bliskością w towarzystwie przechodniów, a im bardziej czuła zawstydzenie, że szła oto ramię w ramię z mężczyzną, trzymając go pod rękę, tym bardziej wtulała się w jego ramię. Można rzec: o ironio…
Widoki jednak zakochanych par, bezdomnych dzieci, czy choćby zwykłych, spracowanych po całym dniu pracy, mieszczan, dodawał jej otuchy i wiary w samą siebie. Potrzeba zaadaptowania się do nowej sytuacji oraz wrodzona ambicja doskonalenia samej siebie, pozwalały nie tylko przezwyciężać opory, ale także popychać do szalonych czynów, jak kochanie się na ulicy podczas niewidzialności, czy choćby subtelna jazda w bluszczowym zakątku.
Rozpraszana myślami jak i kolorowymi przechodniami być może o równie barwnych życiach co ich ubrania, Dholianka z początku nie zauważyła tej, która tak mocno zalazła jej za skórę i której chciała unikać.
- Dlaczego jest… czarna jak noc solamnijska? - spytała, zanim ugryzła się w język, marszcząc delikatnie czoło jak człowiek, który próbuje ogarnąć nieprzyjemny absurd dziejący się na jego oczach.
Przecież przeklęty pierścień zmieniał tylko płeć, a nie kolor skóry, więc jakim sposobem, nosząca na sobie bransolete przemiany smoczyca, notabene nie mogąca zmieniać iluzją swojego ludzkiego wyglądu, wyglądała jak jej niewolnik Sa’ad? Czyżby niebieskoskrzydła starała się zrobić na niej wrażenie, czy może razem z Jarvisem, lub i bez niego, stwierdzili, że tawaif nie mogłaby mieć białych przyjaciół z racji swojego rodowodu?
Jedna i druga wizja była dla dziewczyny mocno nieprzyjemna, choć poza drobną zmarszczką na czole nie dała po sobie tego poznać.

- Nie bardzo wiem czemu. - Mag westchnął cicho. - Pierścień jest kapryśny w swym działaniu. I przy zmianie płci mogą wystąpić… drobne błędy w detalach. Tak jak mój mały biust. -
Najwyraźniej ta kwestia nadal go frapowała.
- Jakoś małe cycki mogę zrozumieć… ale popatrz na nią! Jest czarna jak węgiel, to nie detal, który można przeoczyć, to jest jak… jak… jak plama krwi na śniegu. Widzisz od razu. - Sundari nie przypadło do gustu tłumaczenie, jej zdaniem szyte grubą nicią, najwyraźniej kolor skóry bodł ją bardziej niźli się można było tego spodziewać. - Nie ważne… po wszystkim zniszczę to cholerstwo skoro jest takie “wadliwe”.
- Jak zamierzasz go zniszczyć? - spytał zaciekawiony czarownik, gdy podchodzili do gadziny w ciele mężczyzny.
- Wrzucę go do wulkanu? - Burknęła dumnie i gniewnie kurtyzana, odruchowo naciągając materiał zbyt mocno odkrywający jej dekolt, przez co jej jedna pierś prawie nie wyskoczyła bokiem. Tancerkę, aż zmroziło i bardzo szybko zaniechała jakichkolwiek poprawek pod wpływem silnym emocji. - I nie uśmiechaj się… wiem, że to robisz… inaczej ciebie też tam wrzucę! - Fuknęła zadzierając wyżej głowę.
- Nie uśmiecham… podziwiam tę piękne wzgórza - mruknął cicho rozmówca i dodał. - Możliwe, że magia obu pierścieni, tego zmieniającego jej postać i tego zmieniającego jej płeć, rezonują ze sobą… stąd ta różnica.

“Powiedział ten, co się na magii zna doskonale” stwierdziła podle chłopczyca.
“Deewani, weź ty się odtenteguj, bo jak piaski kocham, zrobię komuś krzywdę!” Najleniwsza z emanacji, miała wyraźny problem, że któraś z sióstr miała problem, bo najwidoczniej nie mogła w spokoju spać.
Umrao od razu zbystrzała i już szykowała się do bitki, ale Laboni rozgoniła towarzystwo, klaszcząc na stroszące się panny.
Ada westchnęła z wyższością, cicho oznajmiając, że kurwa kurwie łba nie urwie, na co któraś z bezimiennych usłużnie stwierdziła, że jak urwie to… po kurwie i wszystkie wybuchły głupkowatym śmiechem.

- Trudno… nie ma co gdybać nad pękniętym dzbanem. Zbierajmy się, bo nie chce się spóźnić, masz pomysł gdzie pójdziemy? - Zmieniła temat złotoskóra piękność.
- Pamiętasz może ten roślinny przybytek? - zapytał jej kompan.
- Nie, nie, nie. Zapomnij - wtrąciła dobitnie Chaaya.
- To może coś z kabaretem? - Zapytał Jarvis, gdy podeszli do Godivy, która poprawiła turban. - No to… jak właściwie powinnam mieć na imię?

“Wymyśl… wiesz w ogóle jak się myśli?” wycedziła ironicznie łobuzica do Niebieskiej.
“No do chuja! Przymknij się wreszcie! Tu ludzie chcą wypoczywać!” Kismis nie wytrzymała i zapiała jak wściekły bażant.
“Jjakh-jjakh ti śię wyrażaś!” Nimfetka zaczęła biadolić z mocnym akcentem, co tylko poddenerwowało intelektualistkę.
“Ze wsi jesteś?! Co ty, zapomniałaś języka w gębie? Panuj nad sobą!”
“Ha, Ha! Kłócą się kłócą, Umrao… Umrao patrz!” zawołała radośnie Deewani.
“Mam tego po dziurki w nosie! Niech ją ktoś zamknie bo ją trzasnę!” awanturowała się ospała maska.
“Uważaj, żebym ja cię nie trzasła!” zawołała gromko erotyczna.
“Chyba cyckiem!” zakpiła tamta.
“A jakże!”
“Język, język! Dbajmy o poprawność!” nawoływała ‘mądrala’, ale mało kto ją słuchał.
“Ha, ha! Kłócą się!” Piszczała chłopczyca wesoło, że, aż Starzec poczuł radość i podniecenie od niej bijące. Nareszcie coś się działo, oprócz płaczu i chędożenia.

- To ja się ciebie pytam gdzie idziemy, ja się nie znam na tutejszych tawernach i codziennych rozrywkach - wyjaśniła bardka, potrząsając charakterystycznie głową. Potakiwała? Zaprzeczała? Zbywała?
Jednakże nie tylko czarownik nie uzyskał odpowiedzi, bo obecność skrzydlatej chyba w ogóle nie została przez dziewczynę zarejestrowana.
- Dobrze… to zgarniemy łowczynię i ruszymy na najbliższej nastrojowej restauracji - zadecydował czarownik, pocierając podbródek. - A co do imienia…
- Mogę się nazywać Radogost… ale chyba nie pasuje ani do stroju, ani do karnacji - mruknęła smoczyca męskim głosem.
- Słucham? - Spytała nieco podniesionym głosem Kamala, nie dosłysząc przez jazgot swoich myśli. - Ach… dobrze. Dobrze… CO?! Nie! Nie najbardziej… bo się zgubi. Pogubi znaczy się. To musi być… być… - Urwała rozglądając się nieporadnie wokoło. Co ona właściwie robiła? Jaki był cel stojący za całą tą nieudolną maskaradą?
Na chwilę orzechowe spojrzenie padło na czarnoskórego mężczyznę, sunąc ze smutkiem po odsłoniętym torsie.
~ Taki sam odcień… Taki sam jak u mojego Sa’ada ~ pomyślała z melancholią Dholianka i na jedno uderzenie serca, wszystkie głosy walki i wyzwisk ustały, by babka mogła zawrzeć głos.
“Za niski trochę… tak z pół metra”
“Chyba między nogami” skwitowała Umrao, ale i jej głos naznaczony był tęsknotą.
Kurtyzana westchnęła z nostalgią. Chciała wrócić do domu i sprawdzić, czy wszyscy byli bezpieczni i szczęśliwi.
- Gamnira to trójka… trzeci poziom majątkowy na dziesięciopoziomowej skali… musimy poszukać piątki. Do czwórki mogłaby czasem wpaść, jeśli zarobiłaby więcej na skórach, ale pięć to już luksus na który szkoda jej pieniędzy. Wyżej nie ma co celować, bo tylko się zawstydzi, zrazi i zestresuje.
- Dobrze… coś niewyszukanego. A co z nią? - Zapytał kochanek, wskazując na mężczyznę. Ten wzruszył ramionami. - Chyba tu niepotrzebnie marnuję czas. Nie mam pojęcia kogo mam właściwie odgrywać i jak.

“Ty marnujesz czas? TO NAM MARNUJESZ CZAS!”
“Deewani przestań…” Eteryczna dziewczynka, próbowała powstrzymać swoją prawie równą wiekiem koleżankę.
“No co przestań? No co przestań? Czy ja zmyślam? Czy ja kłamię?” Obruszyła się łobuzica. “Wiecznie z nią problemy! Wiecznie trzeba zwracać na nią uwagę, obchodzić się jak z jajem! No? Nie jest tak? Nie jest?”
Jednakże wszystkie maski milczały jak zaklęte, więc ta niezrażona dalej kontynuowała.
“Ona wiecznie ma problem! Nawet cholernego imienia nie jest w stanie wymyślić… Idzie jako zapchaj dziura na randkę! NA RANDKĘ! I nie wie co ma robić? Mamy jej stworzyć cały scenariusz, który odegra jeśli będzie miała taki kaprys? Hę? Co ona do cholery robi jak nas podgląda? To nawet ja, czy chcę, czy nie, zdobywam jakąś wiedzę na temat penisów, a jestem cholerną dziewicą!”
“Psychicznie” uściśliła Ada.
“BRAWO ALLADYNIE, SAMA NA TO WPADŁAŚ?!”
“Aćha, aćha… po co te nerwy Kamalo… uspokój się. Wdech i wydech.” Do akcji wkroczyła babka.
“JESTEM SPOKOJNA!”
“Nie, nie jesteś”
“A CO JA TAKIEGO ROBIĘ? MÓWIĘ TYLKO PRAWDĘ! WSZYSTKIE TAK MYŚLIMY!”
“Nie mówisz, a krzyczysz… no już ćhi, ćhi…” Laboni była cierpliwa i zupełnie nie zrażona atakiem.
“Nie cichaj na mnie…” burknęła Szalona, ale spuściła nieco z tonu. “Nie lubię jak na mnie cichają… mnie nie można ucichać!”
“Szać.”
“Przymknij się Ada!” Warknęła Umrao.
“Dobra… na bogów, spokojnie…” fuknęło molę książkowe.
“Już nie cicham, spokojnie, pamiętaj o oddechu, wszystkie przechodzimy trudne chwile…”
“Nie lubię Jarvisa.” Skorzystała z okazji chłopczyca.
“Tooo akurat wiemy” odparła opiekunka.
“Będziecie wszystkie przez niego cierpieć… zobaczycie… mówie wam.”
“Na wszystkie piaski…” wtrąciła się Seesha. “Starzec ci kazał to powiedzieć?!”
“Odczepcie się od Starca! Ja to wam mówię! Ja!”
“Szalona…” mruknęło echo dziewcząt i tancerka zapadła się w sobie.
“Tak się nazywam! No i co?” Pisnęła z przestrachem, gorączkowo zastanawiając się nad drogą ucieczki.
“Szalona… Um, Um. Szalona.”
“Się z dupami na rozum pozamieniałyście! Tyle wam powiem! O!”
“Deewa kochanie, no daj już spokój” szepnęła zasmucona Nimfetka.
“Wczoraj na pół nocy Umrao przejęła ciało! PÓŁ NOCY się z nią pieprzył! Skoro tak kocha Sundari, to czemu rżnął inną?”
“Kocha nas?”
“Się zesrał, a nie was kocha…” wypluła wściekła dziewczynka. “Dla niego nie ma różnicy… same sprawdźcie. Zerżnie każdą. Nie różni się niczym od tych w niewoli. Ważne by się twarz zgadzała, reszta jest nieważna.”
Maska odłączyła się od reszty, by zniknąć między wspomnieniami. Pozostała reszta nie bardzo wiedziała co powiedzieć, co myśleć, ani co robić dalej, dlatego po chwili każda z nich zajęła się tym co potrafiła najlepiej. Kismis poszła spać. Seesha marzyć. Umrao fantazjować o kolejnych podbojach. Ada rozszyfrowywała elfi język z podarowanego od Starca wspomnienia. A Laboni, jak to Laboni… zaganiała owieczki niczym pies pasterski, by się nie rozpierzchły po umyśle i tylko Nimfetki nie było w całym tym rozgardiaszu, bo poszła szukać małej uciekinierki, zmartwiona stanem jej ducha.

- Nazywasz się Kamal czyli doskonałość, pochodzisz z południa pustyni...powiedzmy z ziem Khuzarskich, jesteś wojownikiem, najmitą i banitą. Wyrzucono cię z kraju, ponieważ nie chciałeś przyłożyć ręki do ludobójstwa, w skrócie zdrada stanu w imię wyższej idei. Może być? - Odparła bez entuzjazmu bardka, zwracając się do Godivy.
- Powinnam coś wiedzieć, jakby zaczęła mnie wypytywać o rodzinę, zwyczaje… ten kraj? Co tam jest ładnego? Czy mam zmyślać? - Zapytała smoczyca.
- Południe to jedna wielka sawanna… kraina wielkich terenów, co klan to inny obyczaj. Spokojnie możesz zmyślać, a i tak nie miniesz się z prawdą - wyjaśniła Chaaya, odgarniając cieniutki kosmyk włosów za ucho.
- No… to chyba sobie poradzę. - Westchnęławojowniczka, splatając ramiona na swoim torsie. - Postaram się być miła, ale to jednorazowa randka. Gamnira nie jest w moim typie urody.
- Nie nam powinnaś to mówić - skwitowała tawaif, wzruszając ramionami.
Ona sama nie postrzegała swoich kochanków w kwestiach typów urody i nie za bardzo orientowała się jak w ogółe takie coś funkcjonuje.
- Dobrze… to chodźmy po Gamnirę, a potem na tą podwójną randkę - zaproponował czarownik.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 02-09-2018, 21:42   #183
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wieczór się zbliżał. Zachmurzone niebo ciemniało. Cała czwórka podążała za Jarvisem w poszukiwaniu karczmy odpowiednią na podwójną randkę. Zarówno Gamnira, jak i Godiva były stremowane i nie odzywały się za bardzo. Szły obok siebie, zerkając od czasu do czasu.
Co prawda Godiva odzywała się do swojej “partnerki” to były to wypowiedzi bardzo… neutralne. Na temat pogody, architektury i wszystkiego co dostrzegała w okolicy. A Gamnira coś tam wymrukiwała.
Ogólnie było widać, że rozmowa się nie kleiła.
Smoczyca w męskim ciele potrafiła być śmiała wobec Jarvisa czy Chaai. Ale przy obcych traciła nieco ze swojej drapieżności. Niewątpliwie ta podwójna randka… randką dla tawaif nie będzie. Zarówno Godiva potrzebowała wskazówek, by dobrze odegrać swoją rolę i pomóc Gamnirze… jak i sama Gamnira w ogóle nie radziła sobie w tej sytuacji. Jako nauczycielka, bardka musiała więc skupić się na jej uczennicy.

Na szczęście Jarvis znalazł tawernę odpowiednią na takie nauki. “U Błotnej Mureny”.
Karczma ta była mała, ale przytulna.


Niezbyt wyrafinowana, ale… może to i lepiej?
Chaaya porównywała ten przybytek z karczmą Vittorio, w której to Gamnira i bardka się spotykały. Oczywiście “U Błotnej Mureny” było przybytkiem o standardzie zdecydowanie przewyższającym karczmę Vittoria, acz… nadal wyglądającym dość “chropawo”. Pasował do Gamniry, a ona potrzebowała wszystkiego co mogło poprawić jej samopoczucie.
Była bardziej stremowana od Godivy, choć smoczyca była tu dziewicą. Wyraźnie straciła resztki pewności siebie, co było dziwne… Gamnira wszak miała kochanków przecież.
Być może powodem tego był fakt, że nigdy nie była na randce? Owszem, zapewne spotykała się z mężczyznami w barze przy kielichu. I lądowała po pijaku łóżku z nimi. A to była prawdziwa randka i w dodatku łowczyni była wrzucona na głęboką wodę. Podobnie jak Godiva mająca jeszcze mniej doświadczeń w tej mierze. Zapowiadała się ciężki wieczór, zarówno dla uczennicy, jak i dla nauczycielki.



Śpiącą bardkę, wtuloną w kochanka obudziło brzęczenie. Chaaya poruszyła się czując coś ciężkiego na klatce piersiowej. Macając dłonią zorientowała się co to za ciężar. No tak. Księga. Tom pożyczony od Dartuna nie należał do małych. Był też stosunkowo gruby. A ona zasnęła czytając go.
Do brzęczenia dołączały poirytowane popiskiwanie. Sprawiło to, że zaspana kurtyzana łaskawie otworzyła oczy, by zobaczyć co zakłóca jej odpoczynek. Po czym, zaskoczona tym co widziała, otwerała oczy szerzej i szerzej. Bo dość duże i poirytowane stworzonko latało tuż nad jej twarzą. Pyrausta , posłaniec od Miedzianego. Smoczek latał nad jej twarzą machając pospiesznie skrzydełkami i zniecierpliwionego. W łapkach trzymał zwój pergaminu i z pewnością pragnął jak najszybciej wykonać zlecenie swego mistrza. A nie miał jak, bo zarówno tawaif jak i jej kochanek spali jak zabici.Nic więc dziwnego, że budząca się dziewczyna wprawiła w unoszącego się w powietrzu smoczka w ekscytację i energiczniej zaczął okrążać tawaif popiskując głośno, w celu zwrócenia jej uwagi na siebie.



Sprawa honoru

Przed wyruszeniem do Skowronka, Jarvis otrzymał od ukochanej… kilka… rad.
Po pierwsze musiał ubrać się w najświeższe ubrania, a płaszcz oddać do wyprasowania. Nie było także mowy o zabieraniu ze sobą większości ekwipunku, ograniczając się do niezbędnego minimum, które miało pozostać ukryte pod połami szat. Dodatkowo zmuszony został do założenia biżuterii, która miała zapewnić potencjalnych rozmówców o jego dobrym statusie.
Czarownik nie miał za wiele świecidełek, ani magicznych, ani tych zwykłych, nie wspominając o tym, że wizja noszenia złotego łańcuszka czy bransolety, mocno bodła w jego męską dumę. Chaaya się jednak uparła i nałożyła mu na szyję wisior z lustrem, okutym kamieniami księżycowymi. Sam medalion mógł pozostać ukryty pod kamizelką, ale łańcuszek musiał być na widoku. Dostał także spiżową bransoletę w słonie, oraz sygnet z czerwonym kamieniem na którym ktoś wyrył królika.
Pierścień wyglądał na bardzo stary i używany przez lata. Krył w sobie duszę, ale obrączka była o wiele za duża na chudziutki paluszek kobiety, a więc nie ona była jego pierwotną właścicielką.
Następnie usłyszał co było mu wolno mówić, a czego nie, jak patrzeć i nie patrzeć, czy jeść.
Sprawę córki i rodzinnego honoru mial traktować śmiertelnie poważnie, nie mógł się jednak wypytywać o dziewczynę, ani próbować się z nią spotkać. Kwestia kradzieży ograniczała się tylko i wyłącznie do kolczyka lub ewentualnie innych rzeczy, jeśli zostały jakieś skradzione, w żaden sposób nie powinien dać do myślenia, że za sprawą nath kryje się coś jeszcze i że on o tym wie.
Jeśli zostanie dopuszczony do przepytywaniu służby, lepiej by nie robił sobie wrogów wśród strażników, ponieważ zazdrośni mogą utrudniać mu zadanie.
O samej tawaif nie powinien wspominać, chyba, że ktoś o nią spyta. Wtedy nie powinien próbować kłamać, a postawić sprawę jasno, nie wchodząc w szczegóły.
Ostatnią rzeczą był prezent.
Wprawdzie to przywoływacza „poproszono” o przysługę, ale przychodząc w gościny powinien przynieść ze sobą jakiś podarek w ramach szacunku i otwartości. Butelka tutejszego, specjalnego alkoholu powinna w zupełności wystarczyć.

Uzbrojony w informacje Smoczy Jeździec, wyruszył więc na spotkanie z Fadlem, w nadziei przyjęcia go przez jego pana. Tymczasem zanim to miało nastąpić, musiał przeprawić się przez ochronę przybytku, która zagrodziła mu drogę, w mało przyjemny sposób pytając…
- Dokąd to i po co?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 16-10-2018, 16:35   #184
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Karczma „U Błotnej Mureny” nie była może strzałem w dziesiątkę, ale bardka nie miała czasu narzekać i szukać na wariata kolejnego miejsca. Gamnira zachowywała się gorzej niż zdrewniały tatarak, a Godiva wcale nie była od niej lepsza.
Rozmowy się nie kleiły. Obie panie, w tym jedna udająca pana, wymieniały się zdaniami tak krótkimi, że równocześnie mogłyby rzucać do siebie słowa hasła i wyszłoby na to samo.
Tawaif nigdy nie spotkała tak drętwej i wstydliwej istoty jak tropicielka. Przez dłuższą część wieczoru wpatrywała się w uczennicę jak w wyjątkowo rzadkie zwierzę, a jej zmęczony umysł starał się ogarnąć rzeczywistość.

W końcu złotoskóra zamówiła wszystkim kolejkę białego wina o słodko kwaśnej kompozycji i owocowej nucie, po czym uśmiechając się serdecznie, rozpoczęła pogawędkę.
- Tooo… co robiłaś moja droga przez cały dzisiejszy dzień? Przygotowujesz się powoli do wyprawy do lasu?
- Tak. Wyznaczyłam już trasę, szykuję strzały i sieci. Wybieram raczej bezpieczne regiony, choć im dalej od żywej części miasta tym niebezpieczniej - wyjaśniła łowczyni, sztywniejąc niczym na odpytce u profesora.
Tancerka nawinęła kosmyk włosów na palec, oglądając się czule na czarownika, który starał się udawać niewidzialnego.
- Hmmm… to wspaniale, mam nadzieję, że złapiecie dużo zwierzyny, czy mogłabym złożyć u ciebie zamówienie na pewną rzecz?
- Możesz… jeśli będzie okazja, to spróbuję - zgodziła się z nią myśliwa. - Za odpowiednią cenę. Tym razem w złocie.
- Wydaje mi się, że nie powinnaś mieć z tym problemu… nawet z moim bratem na karku. - Zaśmiała się Dholianka, trącając kolanem w kolano Jarvisa.
~ Przysięgam, że zabije i ciebie i ją, jeśli zaraz nie zaczniecie się zachowywać jak na randce ~ syknęła groźnie, wprost do ukochanego umysłu, zachowując przy tym wdzięk i minę anioła, po czym zacmokała dźwięcznie.
- Ale… nie będziemy tu rozmawiać o interesach. Opowiedz lepiej mi i Kamalowi, czy złapano już tego wielkiego suma ludojada? Mój przyjaciel uwielbia wyzwania i walki z ogromnymi przeciwnikami, jest w tym naprawdę świetny, widziałam jego pokazowe walki. No… nie wstydź się - zagaiła do smoczycy, jak to najserdeczniejszego towarzysza. - ...opowiedz jak obroniłeś mnie przed wężem!
To akurat był dobry pomysł, bo Godiva zaczęła gadać jak najęta, opowiadając jak zaatakowała gada i jaki był duży, walcząc dzielnie, atakując zaciekle swą włócznią podczas gdy on próbował ją opleść.

~ Wybacz… nigdy nie byłem na takiej randce. Takiej grzecznej i układnej. Tym bardziej Godiva nie ma takich doświadczeń ~ wyjaśnił tymczasem potulnie mag, starając się objąć kochankę w pasie.
Chaaya spiorunowała mężczyznę spojrzeniem i tylko ogromną siłą woli powstrzymała mięśnie przed mimowolnym skurczem w grymasie.
~ A JA MAM DOŚWIADCZENIE?! ~ Wybuchła jak wulkan, przyklaskując grzecznie czarnoskóremu kompanowi, jakby jego historia porywała ją w tym samym stopniu co jego. ~ Nie denerwuj mnie nawet… to był twój pomysł i z randką i z Godivą, masz nie zawalić. ~ Fuknęła na koniec, przysysając się do kieliszka z alkoholem, ale… sącząc go niewinnie i leniwie.
- A może ty coś opowiesz o sobie Gamniro, Kamal z pewnością jest zainteresowany twoją osobą - stwierdził przywoływacz z uśmiechem, a skrzydlata przerwawszy swą tyradę rzekła.
- Jestem? A tak jestem bardzo… opowiedz z czym walczyłaś, co pokonałaś, jaki styl walki preferujesz?
- Na pewno nie zabiłam suma ludojada, bo to… bajka którą straszy się naiwnych, natomiast… - Traperka się zamyśliła. - Mantikora była problematyczna…
I tu zaczęła się opowieść o mantikorze i walce z nią, która przyciągała uwagę błękitnosłuskiej, a kurtyzana stwierdziła, że musi się napić czegoś mocniejszego, więc zamachała na służkę.
W między czasie na oczekiwanie przyjęcia zamówienia, przyglądała się w zamyśleniu postawnej kobiecie, sprawdzając ile ta zapamiętała z nauk, wykorzystując wiedzę przy stole.
Uczennica radziła sobie raz lepiej, raz gorzej, niewątpliwie świadomość, że mentorka na nią patrzy, pozwalała jej trzymać nieco fasonu. No chyba, że zapominała się w opowieści na którą to smoczyca żywo reagowała, choć głównie skupiając się na potworze niż na samej łowczyni.
Bardka przerzuciła więc spojrzenia na kochanka, zastanawiając się na jaki temat oni mogliby porozmawiać. Niestety nic nie przychodziło jej do głowy. Powróciła więc do obserwacji i podtrzymywania dyskusji u pary na przeciwko, odnotowując w pamięci nad czym jeszcze powinna z Gamnirą popracować.

- Smakuje ci trunek? - Z zamyślenia wyrwał ją ukochany, podczas gdy myśliwa kończyła opowieść, coraz bardziej wbijając oczy w stół, bo miała świadomość, że cała trójka się na nią gapi.
Tawaif oparła się w siedzeniu, przekrzywiając głowę na bok, by móc swobodnie patrzeć po wszystkich zebranych, jeśli naszłaby ją taka ochota.
- Może być… a tobie? Pewnie wolałbyś czerwone… - odparła pogodnie, uśmiechając się kokieteryjnie.
- Są wina robione tylko na północy… z lodowych winogron. Te są najlepsze… ale niestety i najdroższe. I najmocniejsze - stwierdził czarownik niczego nie wyjaśniając. - Nawet bogacze rzadko raczą nimi swoich gości.
- Eeee tam… jeśli jest coś mocniejszego od bimbru z bagiennego tataraku, to tylko trucizna - wtrąciła tropicielka.
- Czyyyli… nie smakuje tak? - Spytała ostrożnie Dholianka, posyłając karcące spojrzenie przyjaciółce. - Zawsze możemy zamówić coś innego… i droższego i bardziej mocnego, ale nie powiem… przyjemnie byłoby coś zjeść na początku.
- Nie… to może być. Moc to nie wszystko… liczy się smak - odparł z uśmiechem mag i zapytał. - Na co mamy ochotę?
Skupił wzrok na zamierzającym się odezwać Kamalu. - W kwestii jedzenia.
- Mmm… zjadłabym coś pieczonego. - Rozmarzyła się złotoskóra. - Na przykład rybę, albo… węża. Ooo dawno nie jadłam węża, czy u was w mieście jada się takie mięso?
- Tak.. z dusicieli - potwierdzili niemal chórem Gamnira z Jarvisem i zaczęli wymieniać, na przemian, najlepsze potrawy z wężowego mięsa.
- Och! - Chaaya zaklaskała w dłonie, uśmiechając się cała podekscytowana. - Chcę, chcę spróbować!
- Wszystkiego czy może konkretnej potrawy? - Jeździec zadał pytanie, podczas, gdy znudzona tym Godiva dodała. - Lepiej sprawdzić czy w ogóle w tym przybytku serwują tę gadzinę.
Sundari długo rozmyślała nad odpowiedzią zanim rzekła.
- Chyba… ten… ten duszony w winie i zielonym pieprzu wydaje się… taki… orientalny.
- Pójdę spytać co mają… - stwierdził Kamal, wstając i ruszając ku karczmarzowi. - A wy dalej możecie plotkować o potrawach.
Tancerka odprowadziła go wzrokiem, po czym uśmiechnęła się przepraszająco do łowczyni.
- I… jak wrażenia? Dobrze się bawisz?
- No… jest… miło… chyba. Właściwie nie wiem co powinnam po takiej randce oczekiwać. - Ta speszyła się, starając wzrokiem wypalić dziurę w stole. - Ani właściwie jak powinna ona przebiegać. Normalnie to bym się spiła i… jakoś by to by było.
- Spokojnie kochana… to tylko spotkanie. Przyszliśmy dobrze zjeść, wypić, trochę porozmawiać. Spróbuj Kamala trochę poznać, opowiedz mu też o sobie, znajdźcie wspólny temat - odparła kurtyzana pocieszająco. - To wasze pierwsze spotkanie… nikt nie oczekuje wybuchu kuli ognistej.
Po dłuższym namyśle traperka zapytała w końcu drugą parę kochanków. - Nie bardzo… wiem jak je szukać… a wy jakie macie wspólne tematy?

Ciałem bardki wstrząsnął nagły dreszcz, jakby została ukłuta przez zmrożoną szpilkę. Spojrzała w kierunku przywoływacza, jakby zobaczyła go po raz pierwszy. Szeroko otwarte w zdziwieniu oczy, zmrużyły się nieznacznie, gdy kobieta uśmiechnęła się tajemniczo do partnera, wyciągając do niego rękę.
- Chodzi ci… o czym my rozmawiamy? - spytała, mając nadzieję, że źle zinterpretowała zamierzenia rozmówczyni. - Czy… jak szukamy tematów do rozmów z obcymi?
Kiedy tawaif zastanowiła się nad wyjaśnieniem pierwszego pytania, poczuła jak strach przyobleka jej złotą skórę o gęsią skórkę i nieprzyjemnie ściska w piersi, zupełnie jakby jakaś niewidzialna siła próbowała ją powstrzymać przed wypowiedzeniem jakiegokolwiek słowa.
Owa ręka zaciskająca się na jej gardle, ale nie chciała pozbawić jej tchu i uśmiercić, a jedynie uciszyć, na zawsze… na wieczność.
O czym Kamala rozmawiała z Jarvisem? Jakie mieli wspólne tematy do pogawędek? Co ich łączyło, a co skłócało?

Drobne palce zaciskały się na dłoni mężczyzny w coraz większej panice i przerażeniu.
Gdyby Smoczym Jeźdźcom odebrać wspólną „misję” znalezienia naczynia dla Starca… gdyby pozbawić ich wspólnego gruntu jakim była Kryształowa Jaskinia… gdyby odjąć te wszystkie szalone noce, spędzane wspólnie na poznawaniu swoich ciał… czy było cokolwiek czym mogli się dzielić? Czy dzięki wzajemnej pracy zbudowali most łączących ich oboje?

Drzemiący Starzec wybudził się niespodziewanie, czując dziwną… wręcz obcą prezencję. Jakaś istota na granicy życia i śmierci, mroku i światła, jaźni i niebytu, wpatrywała się w niego parą czarnych i pustych oczu.
Przechodziła przez niego, przeszywała umysł tancerki, jej ciało, karczmę, miasto… i unosiło się coraz wyżej. Ulatywało niczym ptak, aż Ferragus znalazł się w próżni.
Na jedno uderzenie serca był w całkowitej… pustce… lodowatej i wilgotnej samotności... oziębłej i ciasnej grocie z której nie było wyjścia.
Pustka ta, odwzajemniała jednak jego przenikliwe spojrzenie, niczym głęboka, mroczna studnia i w niewyjaśniony sposób przyciągała go do siebie.
Do smoka dotarła nagle wyjątkowo zaskakująca i niesamowicie niepokojąca myśl.
Tu… przez tą jedną sekundę… był jedyną istotą żywą. Tu Sundari... nie żyła. Tu… gdziekolwiek to było, dziewczyna umarła, choć jej świadomość pozostała, a ten mrok, który go otaczał, to było to, co jej martwe oczy widziały.

Srebrzysty śmiech Deewani ściągnął go z powrotem na jego dawne miejsce. Tu… gdzie wszystko wydawało się w porządku. Dholianka dalej panikowała, a każda z masek pogrążona była we własnym świecie marzeń, pragnień i wspomnień, przeżywając, umierając i rodząc się, każda - jak i kiedy chciała.
Chłopczyca przeskakiwała pomiędzy lustrami, rozpraszając go na tyle skutecznie, że nie mógł z powrotem wytropić tego obcego miejsca w którym jeszcze chwilę temu przebywał.
- Interesują nas różne kultury, światy… nowe miejsca i posiłki. Doświadczenia. Mam jeszcze wiele do pokazania mojemu skarbowi. A ona mi też… ma wiele do pokazania - odparł za Chaayę ciepło czarownik, na co Gamnira stwierdziła krótkie - Aha...
- Spróbuj porozmawiać na kilka tematów z Kamalem i sprawdź na który reaguje najżywiej… w ten sposób poznasz co go interesuje, nie pytając się go o to… - wyjaśniła cicho kurtyzana, dopijając swoje wino, by się nieco rozluźnić.
- Walka? Ja tam za dużo nie walczyłam… polowanie to… coś innego. Ubić zwierzynę należy szybko i bez narażania siebie… - wyjaśniła łowczyni, podczas gdy smoczyca wróciła z informacjami o miejscowym menu. - Mają pytona duszonego w winie. Z głową… dla koneserów.
Kurtyzana popatrzyła po zebranych, rozpromieniając się nieco.
- Tooo kto z was ma ochotę na węża? - zapytała beztrosko, ciągle ściskając dłoń przywoływacza.
- Z głową czy bez? - Jarvis rzucił bardce wyzwanie. - Głowa pewnie w całości zamarynowana w winie. Z oczami i mózgiem.
Dziewczyna nadęła policzki, mrucząc cicho.
- Ja się nie br...brzydzę… - odparła bardzo, bardzo cicho, strosząc się jak przepióreczka.
- Ja zjem… jeśli ty zjesz… - stwierdził ze “złowieszczym” uśmiechem magik.
- Zgoda! - Złotoskóra kokietka zaparła się, rumieniąc buńczucznie, ale myśliwa widziała w jej oczach odbicie lęku.
~ Widzisz… mamy coś wspólnego. Wspólne tematy, doświadczenia… jak znalezienie baryłek z winem, jak obserwatorium ~ stwierdził czule Jeździec poprzez telepatię. ~ To drobiazgi, ale znaczące.
- Kamalu… zamówisz nam głowę? - poprosił na głos, a Godiva się zawahała zerkając na Chaayę. - Jak wam nie posmakuje… ja mogę zjeść.
Tancerka uciekła spojrzeniem gdzieś daleko, ni to się dąsając na swojego kochanka, ni wstydząc.. Poprawiła jedynie uścisk, który przestał być już tak spazmatyczny i pokiwała głową na znak, że się zgadza.

To wyzwanie skupiło wzrok tropicielki na parze, a później i skrzydlatej, która przyniosła im łeb węża, gładko rozcięty na dwie połówki wzdłuż kręgosłupa. Kości trzymały tą całą potrawę w kupie. Trzeba było tylko delikatnie zedrzeć skórkę, by dostać się do mięsa, a oko i mózg wybrać łyżeczką.
Tawaif przysunęła twarz bliżej, by móc przyjrzeć się swojemu posiłkowi. Nie wyglądał źle, choć oczy mocno ucierpiały przy obróbce cieplnej. Niemniej choć nieco głodna… kobieta nie rwała się do spożywania, podważając widelcem korpus gada, by obejrzeć go ze wszystkich stron, z niewyjaśnionego powodu omijając głowę.
W końcu popatrzyła cierpiętniczo na czarownika i puszczając jego dłoń, wzięła nóż, którym pomogła sobie dostać się do mięsa, w perfekcyjny sposób unikając wyczekujących spojrzeń całej trójki… czwórki, zebranych przy stole.
- Caaałkiem… dobre - burknęła oględnie, maczając kawałki mięsiwa w winnym sosie.
- Oczy są najlepsze… - odparł Jarvis nożem wyjmując ugotowaną na twardo gałkę oczną i bez zmrużenia oka ją konsumując.
- Ma rację… o ile to są rybie oczy - stwierdziła fachowo Gamnira.
- Ble… nigdy więcej cię nie pocałuję - oświadczyła Kamala, drżąc od obrzydzenia na ten widok.
- Mam wrażenie, że to akurat nieprawda - odparł czule przywoływacz, biorąc się za mięso i zerkając na bardkę. - Chyba się nie boisz spróbować, co?
- Umm… trochę… martwię się… eee… tym, że jak je rozgryzę, to… nie będzie smaczne i już się ohydnego smaku nie pozbędę z języka - mruknęła zawstydzona Dholianka, spoglądając na łypiącze, mętne oczko dusiciela.
- Smakuje trochę jak winne jajko… a smak potrawy da się zabić, mocnym trunkiem lub słodkim ciastem - pocieszył ją konsumujący mężczyzna. - No jeszcze móżdżek został i ten dziwny gruczoł pod nim.
Chaaya nałożyła oko na łyżeczkę i ponownie się mu przyjrzała.
- A mogę oka nie jeść? - spytała błagalnie, nie mogąc się przemóc.
- Jeśli dasz mi buziaka - zawyrokował kochanek, nastawiając usta do pocałunku.
Kurtyzana pisnęła cichutko, odsuwając się w panice. Pokręciła głową, nie mogąc wydusić z siebie słowa, po czym chapsnęła ustami za łyżeczkę, aż zadzwoniła od jej ząbków.
Dziewczyna zrobiła wielkie jak spodki oczy, nie wiedząc co dalej zrobić. Gryźć? Połykać? Pluć?
Popatrzyła z nadzieją na traperkę, jakby ta miała jej co najmniej wyczarować szczerozłotego słonia. Ta była równie zaciekawiona co reszta, którzy wpatrywali się w nią z zaciekawieniem i oczekiwaniem. Gdy tak trzymała śliski, obły i miękki kształt o lekko winnym posmaku w ustach. Dość szybko doszło do kobiecej świadomości, że połykanie nie wchodzi w grę, a i plucie byłoby trudne… oko było na to duże.
Kolejna fala paniki zalała jej ciało, kiedy musiała wybierać co dalej robić. Małachała przy tym nerwowo dłońmi jak ptaszek, próbujący wzbić swe tłuste ciałko w przestworza i wydając przy tym równie nerwowe pomruki i popiskiwania.
W końcu tancerka chwyciła za kieliszek czarownika i zlała jego wino do swojego pustego pucharu, następnie zanim Godiva się spostrzegła jej kieliszek również został opróżniony na rzecz ratowania egzotycznej panny, która wyciągnęła rękę po porcję Gamniry z wyraźnym błaganiem w oczach. Uzyskując niemą zgodę, bo ta nie zareagowała w żaden sposób na jej zachowanie. Zupełnie zaskoczona tym co się działo.

Uzbrojona w dwa kielichy wina, zrobiła pierwsze podejście do przegryzienia delikwenta w swoich ustach, ale w ostatniej chwili speniała i tylko zamiałczała bezradnie, przygotowując się na najgorsze.
Zwiesiła głowę, oddychając ciężko, że obserwującym ją kompanom przez chwilę przeszło przez myśl, że ta płacze.
Kamalasundari westchnęła raz i drugi, to wzruszając ramionami, to kręcąc charakterystycznie głową, jakby prowadziła dialog sama ze sobą. Co właściwie było prawdą, ktoś wszak musiał ją przekonać do działania. Wtem nagle tupnęła gniewnie nogą, ugryzła raz… drugi, trzeci, w końcu przełknęła pośpiesznie, wypijając oba “uciułane” kielichy duszkiem.
Pobladła i zaraz momentalnie dostała uroczych wypieków na policzkach i nosie, a wzrok się niebezpiecznie roziskrzył od nadmiaru łez.
- Nie chcę… o tym… rozmawiać - szepnęła z przegraną w głosie.
Choć oko nie było w smaku tak straszne, to płyn w jego wnętrzu był… dziwnie oleisty i nie za bardzo chciał zostać wypłukany przez trunek.
- Dobrze… a na móżdżek starczy ci sił? - Zapytał cicho przywoływacz przyglądając się troskliwie i smutno swojej partnerce. Zaś smoczyca gromiła go wzrokiem za to co zrobił jej bardce.
- Móżdżek… mi nie przeszkadza… - odparła odrętwiała Dholianka, zabierając się powoli do dalszego posiłku. - Nie mów do mnie przez pewien czas… proszę.
Dalej strawała odbywała się więc w ciszy. Powoli znikały połowy móżdżku, język i mięśnie na połówkach czaszki gada.

Wypite duszkiem wino uderzyło Sundari do głowy dopiero, gdy puste talerze zostały zabrane ze stołu. Tawaif nadal była nieco trzepnięta po batalii ze zdradziecką gałką, ale powoli “wracała” duchem do kompanów. Wprawdzie uśmiechała się do zebranych przy ławie, ale wzrokiem wędrowała po sali, zatrzymując się zajętych miejscach gdzie siedzieli obcy mężczyźni.

“Dałabym mu pięć…”
W głowie dziwki z pustyni aktualnie trwały “targi”, gdzie pod młotek szły męskie pośladki w krzesłach lub ich rosłe ramiona. Od czasu do czasu przewinęła się jakaś kobieca szyja lub dłoń, ale bardzo sporadycznie.
“Piątkę? Za co? Za buty chyba…”
Każda z masek zwracała uwagę na co innego. Jedne preferowały “surowość” kształtów, inne “rzeźbę”. Jedne były szczodre w ocenie, drugie surowsze od klechy na ambonie świątyni.
“Ej… ale te buty są całkiem znośne… ta sprzączka jest wyjątkowo… hmmm niespotykana, jak dla mnie sześć.”
“Ale co sześć?”
“No buty, buty!”

Jarvis zaś próbował jakoś rozkręcić dwójkę siedzących przed nim randkowiczów, podpytując raz Niebieską, raz na myśliwą, o kwestie, które mogły zainicjować jakąś wymianę zdań między nimi. Szło mu.... różnie. Na ogół wywoływał krótkie rozmowy, które jednak nie prowadziły do wielu punktów wspólnych.
Chaaya od czasu do czasu wracała spojrzeniem do swojego stolika, ale bardzo szybko się nudziła.
~ One się chyba muszą upić… ~ stwierdziła surowo, nawiązując telepatyczną więź z ukochanym. ~ Spodziewałam się po Godivie czegoś więcej… no cóż, jak ma się na kogoś liczyć… ~ Westchnęła cierpiętniczo, ale magik wiedział, że przemawiało przez nią wino… i może odrobina złości za poprzednie wysoki skrzydlatej.
- Gamniro chodź ze mna na chwilę do baru co? Niech sobie faceci pogadają na męskie tematy, a my zamówmy sobie drinka - rzekła bardka na głos z wesołymi iskierkami w oczach.
~ Z włóczniczką, w której się podkochiwała, też sobie nie radziła ~ przypomniał jej Jarvis i zabrał się za nalewanie wina do, swojego i Godivy, kielichów. A łowczyni skinęła głową i wstała.

Tawaif poprowadziła koleżankę do dwóch wolnych miejsc pod szynkiem, po czym wskoczyła na wysoki stołek i usiadła bokiem do blatu. Tak by wszyscy mieli dobry widok na jej piękną osobę.
- Uf… w końcu chwila wytchnienia - odparła z ulgą, opierając łokieć o bar i bawiąc się palcami na kolii kul ognistych. - Kamal strasznie przynudza, aż mi wstyd, że cię zmuszam do rozmawiania z nim. - Przeprosiła… chyba, bo mówiąc to uśmiechnęła się zalotnie do jednego z bywalców, który je obserwował.
- Jest inny niż mężczyźni z którymi się spotykałam - oceniła tropicielka, drapiąc się po bliznach na twarzy. - Nie gapi mi się w biust, nie próbuje… obłapiać, nie rechocze z własnych głupich żartów. Jest inny… nie wiem, czy to dobrze. Bardziej martwi mnie to, że sama nie wiem, czy robię coś źle, czy dobrze. Czy jestem miękka jak ty… czy po prostu sobą.
Tancerka zastanowiła się chwilę nad tą kwestią.
- Nie za bardzo, nie, nie jesteś… - odpowiedziała ostrożnie. - Jesteś bardzo cicha, to plus, ale powinnaś się trochę udziecinnić… hmmm albo no... nie wiem… Każdy mężczyzna ma swoje własne preferencje. Axamander na przykład lubi słodkie i drapieżne panny, dlatego przy nim zawsze udaje głupszą niż jestem i często się z nim przekomarzam, co przecież nie oznacza, że taka jestem… Flirt to taka gra pozorów. Kłamstwo i udawanie.
- Aha… a jakie lubi twój ukochany? - zapytała zaciekawiona Gamnira, zerkając za siebie na rozmawiających Jarvisa i czarownksórego. - Chociaż… pewnie lubi takie jak… ty… Nie musisz nic przed nim udawać.
Kurtyzana posmutniała i zamówiła sobie coś do picia, po czym gdy barman odszedł zebrała się na odpowiedź.
- Lubi delikatne i radosne… ma potrzebę opiekowania się kimś, tak mi się zdaje. Nie zawsze jestem z nim szczera, czasem mam wrażenie, że nie obchodzi go jaka jestem naprawdę… Nikogo nie obchodzi.
Dostając do ręki kieliszek, zabrała się za sączenie słodkiego napoju.
- Bo ja wiem. Skoro cię kocha to chyba naturalne, że chce cię otoczyć opieką - zastanowiła się uczennica, popijając swój trunek. - Próbowałaś? Być z nim szczera? Powiedzieć co cię martwi? Być sobą?

Kamala zafrasowała się wielce, przygryzając w roztargnieniu dolną wargę. Czy była szczera… wobec siebie… wobec Jarvisa?
Na pewno nigdy czarownika nie okłamała, ale też niczego mu zanadto nie wyjawiła, czekając, aż zacznie zadawać pytania i tłumacząc się w duchu za wszelkie swoje przewiny, gdy ten tego nie robił.
Pytanie dlaczego?
- Nie wiem… chyba nie. To znaczy… nie - przyznała smutno, czując wstyd i odrazę do samej siebie. - Nie jestem taka jak kiedyś… ja… nie podobam się sobie i nie chcę… - Sundari urwała, spoglądając na szereg butelek z alkoholem wystawionych za kontuarem na widok klientów.
Prawda była taka, że bardka nie mogła znieść samej siebie. To, jak wpłynęła na nią ucieczka z Pawiego Tarasu… jak zmieniła ją śmierć Ranveera i ich syna…
Janus nie powinien jej wyciągać z tych lochów, powinien pozwolić zgnić jej ciału w odosobnionym grobie.
Bo martwi nie powinni wracać do życia.
- Aćha… skąd nagle zeszłyśmy na tak poważną rozmowę? Jesteśmy przecież na randce, powinnyśmy się bawić! - Zaśmiała się perliście, pogodniejąc i uśmiechając od ucha, do ucha, w kierunku przyjaciółki, wznosząc kielich w toaście. - Nie chcę upijać się na smutno, bo nie pozostanie mi nic innego jak pójście spać, a mam dalekosiężne plany na dzisiejszy… wieczór.
- Masz rację. Nie jesteś taka jak kiedyś. Ja… nie jestem taka jak przed paroma dniami. Próbuję się zmienić i rozwinąć… jak ty. - Uśmiechnęła się Gamnira, a potem skuliła się w sobie. - Acz… nie idzie mi tak dobrze jak tobie… chyba.
- To zdecydowanie nieprawda - odparła dziewczyna z pustyni. - Jesteś słodziutka jak daktylek, ale potrzebujesz czasu by jeszcze trochę dojrzeć. - Wyszczerzyła się wyjątkowo drapieżnie. - Tylko czekać, aż będzie można cię schrrrupać - mruknęła zawadiacko, oblizując się nader lubieżnie.
- No… czyli mam się bać, że ty mnie schrupiesz? Skoro już odmówiłaś swojemu kochankowi pocałunków? Jest… - Spojrzała za siebie. - …potulny wobec ciebie. Potrafi być drapieżny? Dziki? Silny?
- Arararara… czyżby moja kochana uczennica się upiła? - Zachichotała Dholianka jak wredny chochlik, kręcąc kieliszkiem w dłoni. - Skąd ci się nagle zebrało na takie zbereźne plotki, hm?
Spojrzawszy na ukochanego, uśmiechnęła się szeroko.
- Widziałaś kiedyś borsuka? - spytała nagle, oglądając się ciekawsko na kobietę.
- Borsuka? Już się o to pytałaś… - Zamyśliła się łowczyni i wzruszyła ramionami. - …borsuki widziałam.
- Jarvis kiedyś należał do gangu Wściekłych Borsuków - odparła tancerka z mieszanką dumy i czułości. - Wprawdzie nigdy nie widziałam tych zwierząt i nie wiem jakie są, gdy się wściekną… ale… łatwiej czasem ujarzmić lwa lub kobrę, niźli się z nim kochać w szale… Potrafi parzyć jak prawdziwy płomień. To przyjemne.
- Są wtedy… w sumie rozkoszne. Rzucają się dziko i fukają. Udają większe niż są. - Zaśmiała się Gamnira i mruknęła zmysłowo. - Trochę ci zazdroszczę… przy mnie mało który mężczyzna może być silny. A ci którzy są… cóż… zwykle nie mają innych zalet.
- To chyba taka ich taka przynależność płciowa… bardzo szybko spoczywają na laurach - stwierdziła Chaaya zdawkowo, wzruszając ramionami. - Ciężko o dobrego kochanka i partnera… zazwyczaj trzeba wybierać albo to, albo to. Natomiast my kobiety musimy być doskonałe we wszystkim, nie sądzisz? W kuchni. W łóżku. W pracach domowych. W wychowywaniu dzieci…. i koniecznie musimy mieć talent do cerowania!
- Chyba nie nadaję się na kobietę. Mam łapy jak bochny chleba. Igła nigdy jakoś nie była mi przyjazna. Ileż to palców… pokułam. - Westchnęła smętnie traperka.
Kurtyzana zaśmiała się radośnie, wzbudzając swój biust w drżenie.
- Ja za to nie mam cierpliwości… prędzej bym tą igła zadźgała tego co mnie zmusił do szycia.
- Ten twój to partner czy kochanek więc? A co do spoczywania na laurach. Jest taki korzonek, co podany tuż przed zabawą nie daje mężczyźnie spocząć przez dobre parę godzin - zażartowała złośliwie.
Złotoskóra zastanowiła się poważnie, ściągając usta w dzióbek.
- Mam nadzieję, że jedno i drugie… i nie o takich laurach mówiłam - wytknęła rozmówczyni pokazując jej język. - Nie spotkałam zbyt wielu, którzy by się starali… którzy by dbali o ciebie i każdego dnia walczyli o twe względy jak podczas pierwszego spotkania, ale… to… że ich nie spotkałam, nie oznacza, że ich nie ma w ogóle. Chodźmy, wracajmy do naszych czarusiów, tylko zamówmy im coś mocnego.
- Bo ciągle by ganiali za nową zdobyczą - burknęła żartobliwie Gamnira, gdy wracały do debatujących cicho, acz energicznie mężczyzn. Czarownik chyba udzielał wykładu Godivie, bo Kamal częściej słuchał niż mówił.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 17-10-2018, 16:19   #185
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Tawaif postawiła na stole dwie szklanki z ciemno bursztynowym płynem, ledwo zakrywającym grube dno.
- Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać - zaszczebiotała słodko, siadając na swoim miejscu z wyraźnie zadowolonym i pijanym uśmieszkiem na ustach. - Tęskniliście?
- Oczywiście - odparł ciepło Jarvis, przyglądając się Chaai, jego wzrok był łobuzerski i rozbierający.
Wszak i oni nie szczędzili sobie trunków, podczas tej rozmowy. Gardło wymagało nawilżania podczas intensywnego używania.
Kamal tylko mruknął skupiając wzrok nie na bardce, a nie na łowczyni. - Bardzo…
Ta podsunęła przywoływaczowi napitek bliżej dłoni, poruszając dwuznacznie brwiami, jakby się z niego nabijała lub wyzywała na pojedynek.
- Miło nam to słyszeć… ale czy my Gamniro tęskniliśmy za nimi? - sarknęła bezlitośnie, uśmiechając się jak mała hienka.
- Eeee… nie… - stwierdziła krótko i bez namysłu traperka, uśmiechnęła się na widok urażonej miny Godivy i rozczarowanego maga.

- Ahahaha..! Masz prawdziwy talent do nokautowania przeciwnika! - Dholianka zaśmiała się głośno, wyraźnie uradowana takim obrotem sprawy. Dopiero po chwili spoważniała, kaszląc i chrząkając. - Ale jako dama nie powinnaś tak mówić… męskie serduszka są bardzo delikatne i łatwo je… złamać. Potłuć. Zmiażdżyć. Zetrzeć na proch… - Lisi uśmiech od ucha, do ucha, nadał jej wypowiedzi nieco mroczny i demoniczny ton.
- Prawda? - spytała na powrót radosna jak słoneczko, wdzięcząc się do swojego wybranka.
- Tak… i znam kobiety, które lubują się w takich zabawach - mruknął posępnie czarownik, uśmiechając się czule kurtyzany.
- Ja taka… taką osobą nie jestem - stwierdził dumnie czarnoskóry. - Moje serce jest twarde i dumne i silne… jak na postrach pustyni przystało!
- Stepu - wytknęła niezwruszona tym omsknięciem tancerka, zapatrując się na Kamala z nieodgadnionym wyrazem. - Na pustyni to jaaa jestem postrachem! Co nie Gamniro? - Dziewczyna puściła koleżance oczko, po czym zabrała się za pocieszanie swojego partnera, zapewniając, że obroni go przed każdą “harpią” tego świata.
- Stepu! Tak. Tam też. - Smoczycę i mężczyzn łączyła jedna cecha wspólna. Duże ego. Natomiast myśliwa zaśmiała się i podrapała po bliznach.
- Z pewnością najbardziej urokliwym postrachem… To w takim razie ja muszę być postrachem bagien?
- A dla mnie zostało miasto, tak? - Westchnął retorycznie Jarvis.
- Albo łóżko - szepnęła dwuznacznie Chaaya, chichocząc jak podlotek. - Aaa w ogóle Kamalu to ty nie wiesz, ale Gamnira nauczy mojego brata być tropicielem! Zabiera go do lasu, wyobrażasz to sobie? Mój słodki Nero niedługo zostanie pogromcą kuropatw… o ile na bagnach są kuropatwy rzecz jasna.
- Cudownie… - Uśmiechnął się radośnie wojownik i zwrócił do łowczyni. - Masz go mocno przećwiczyć. Z potem przychodzi nauka. Czyż nie?
- Tak czasem mówią - stwierdził krótko przywoływacz.

Chaaya przyglądała się czujnie magikowi, zapominając na chwilę o mruganiu. W końcu prychnęła i wyciągnęła dłoń po szklankę. - Jak nie pijesz to ja wypiję… - rzekła wyniośle.
- Wypiję… z tobą wraz… z oczami wpatrzonymi w twoje śliczne oczka - odparł jej kochanek, choć jego deklaracja nie do końca pokrywała się z prawdą. Wzrok za często opadał mu dół, na kobiecy biust. Niemniej wlał alkohol do gardła.
Tancerka przysunęła twarz bliżej twarzy mężczyzny, mrużąc oczy, jakby próbowała się czegoś dopatrzeć. Mruknęła parę razy bliżej nieokreślone dźwięki, po czym odchyliła się.
- I tak cię nie pocałuję - zawyrokowała twardo.
- Hmm… - Jarvis nachylił się ku dziewczynie i zaatakował znienacka. Jego usta wpiły się w jej szyję, muskając wargami i językiem jej skórę. Ten widok wywołał lubieżny uśmieszek u Kamala i nieco nerwowy chichot łowczyni, zakończony słowem. - ...bestyjka…
Dholianka pisnęła cichutko, rumieniąc się jak dorodna różyczka. Odsunęła się wraz z krzesłem jak najdalej od “napastnika”, wyraźnie zmieszana i zawstydzona, kryjąc policzki i szyję za dłońmi.
~ Jak możesz! Tak przy wszystkich ~ zbeształa go… ale przez telepatię, bo nie mogła wydusić z siebie słowa, zmartwiona rozglądając się po sali, by sprawdzić ile par oczu ich obserwowało.
~ Pragnę cię… mógłbym o wiele więcej… ~ odparł żartobliwie czarownik, lubieżnymi wizjami pieszczot jej całego ciała pokazując… jak wiele więcej chciałby zrobić.
Miasto to różniło się zaś w kwestii kultury od jej rodzinnych stron, bo jedyne co tawaif zdołała dostrzec to pobłażliwe uśmieszki. Nikt tu jej nie potępiał, za to paru zazdrościło Smoczemu Jeźdźcowi.
~ Nie mów tak, bo… ~ Chaaya szeptała nerwowo, patrząc z wyrzutem wprost w ciemne oczy przywoływacza. Z wyrzutem… ale i tęsknotą, dobrze zakamuflowaną lecz czytelną dla partnera.
Bardka walczyła z chęcią ulegnięcia na wezwanie do miłosnego tańca, czując się w obowiązku towarzyszyć tropicielce. Nie mogła jej przecież tak po prostu porzucić… tu z obcym “mężczyzną”, który się nawet nią nie interesował.
Biedna Gamnira… jak mogła się zgodzić na tak okropny podstęp wobec niej?
~ Poczekam. Potrafię być cierpliwy. Randka się kiedyś skończy. A wtedy… ~ Jarvis nie musiał kończyć wypowiedzi. Dobrze wiedziała wszak co kryje się za słowem “wtedy”.

Złotoskóra nadęła lekko policzki, wyraźnie zmagając się z myślami. W końcu opuściła ręce na podołek, skubiąc nerwowo dolną wargę.
- Nie bądź z siebie taki zadowolony - burknęła, chcąc uratować się jakoś z kłopotliwej sytuacji. - Za twój niegrzeczny wybryk winny mi jesteś deser… i to nie byle jaki! Zwykły pączek czy ciasteczko nie wystarczy.
Mag uśmiechnął się, przesyłając tancerce w myślach różne propozycje deserów z bitej śmietany, jeden bardziej lubieżny od drugiego. Sam zaś stwierdził spokojnie.
- Ale to raczej przy innej okazji lub w innym przybytku. Takie karczmy nie słyną z dobrych deserów.
- To go zmieńmy, nie musimy ciągle siedzieć w jednym miejscu - odbiła piłeczkę dumna rusałka, potrząsając głową do tyłu, jakby chciała pozbyć się kosmyków z twarzy.
- Gamniro… ty też chcesz zmienić miejsce? - zapytał Jarvis z uśmiechem, a myśliwa pokręciła głową.
- Nie wiem… tu jest miło. Mam wrażenie, że tam gdzie są lepsze desery… ja nie pasuję.
Chaaya napuszyła się czerwieniejąc jeszcze bardziej.
- Oj daj spokój! Jak to tak ze słodyczy rezygnować. - Najwyraźniej była skora do wielu poświęceń, ale odrobinie cukru nie popuści.
- Tu też są pewnie jakieś słodycze - stwierdziła nieco spłoszonym tonem głosu uczennica.
- Nooo pewnie są… - Zastanowiła się na głos Dholianka, przekrzywiając głowę nieco na bok. - Ale pewnie są to domowe ciasta, albo inny nudny wypiek. Chodźmy na coś fajnego, póki mamy czas i towarzystwo.
- Ale tam będą prawdziwe damy… - pisnęła łowczyni, próbując dokonać rzeczy niemożliwej. Skulić się tak, by być mniejszą i trudniejszą do zauważenia.
Kurtyzana mruknęła coś pod nosem, wyraźnie bijąc się z myślami. Chciała iść gdzie indziej, ale nie miała serca zostawiać koleżanki.
- W takim razie niech mężczyźni pójdą sami i przyniosą nam do karczmy.
- Gamniro… dobra rada. Takie kaprysy raczej nie są tym co powinnaś wyrażać na randkach - odparł czarownik i wstał od stołu. - Chodź Kamalu, kupimy im jakieś łakocie i nafaszerujemy afrodyzjakiem.

Kobieta z pustyni pokazała obojgu język, krzyżując ręce na piersi.
- Wam to już nawet magia nie pomoże - zawyrokowała dumnie, zadzierając nosa, po czym zamachała na służkę, by zamówić… więcej alkoholu.
- Przydałaby się muzyka… potańczyłabym z jakimś przystojniakiem - stwierdziła chochliczo, gdy nie była już w zasięgu słuchu kochanka i towarzyszącej mu Godivy w przebraniu
- A jak rzeczywiście dosypią jakichś afrodyzjaków? Ten twój chłop rozbierał cię wzrokiem - zażartowała Gamnira, rozglądając się dookoła i stwierdzając z ulgą, że muzyków nie było widać w karczmie. Raczej nie była miłośniczką potańcówek.
- A tam… on sobie tylko żartował, nie masz co się przejmować - wyjaśniła tawaif, wzruszając niedbale dłonią. - Choć z drugiej strony… - Orzechowe oczy pociemniały nieznacznie, błyskając złowrogo w półmroku sali. - Nie ładnie tak się wykręcać i chować, czyżbym cie niczego nie nauczyła przez te kilka dni? Masz okazję być damą, a prawie wrosłaś w krzesło.
- Nie czuję… się pewnie. - Druga kobieta odparła, starając się skurczyć w krześle. Bezskutecznie. - Może ta randka to był jednak zły… pomysł? Może za wcześnie?
- Rrrandka… to tylko brzmi dumnie - obruszyła się jej mentorka, cmokając głośno. - Kamal jest jak tarcza do której uczysz się strzelać, powinnaś wykorzystać go, by sprawdzić w czym sobie radzisz, a w czym nie. Tymczasem ani z nim nie rozmawiasz, ani nie udajesz, że chcesz z nim rozmawiać… ja wiem, że on do najelokwentniejszych nie należy, ale jest dobry, porządny.
- Stara się być miły i trochę mnie podpytywał i lubił jak słuchałam co mówi - mruknęła myśliwa, drapiąc się po czuprynie. - Ale może to właśnie jest problemem? Dotąd wiedziałam, czego chcieli.. złapać mnie za tyłek albo cycki, wychędożyć w pokoju. Byli szczerzy, ordynarni i pijani… jak mnie rozdrażnili dostawali w gębę, jak nie… to czasami lądowałam z nimi w tym łóżku. On… nie chce tego, on jest po prostu miły. Nie wiem jak sobie radzić z miłymi mężczyznami.

Kamalasundari pomasowała się po kości policzkowej, zjeżdżając opuszkami na linię szczęki. Ściągnęła nieznacznie brwi jakby rozważała bardzo poważną kwestię, po czym nagle i bez ostrzeżenia wybuchła śmiechem.
- Ahahaha… oj głupia ty głupia - stwierdziła rozbawiona, biorąc do ręki kieliszek, by się z niego napić. - Tamci rozmawiali z tobą by ci wsadzić… ten rozmawia, bo ma wolny wieczór i sposobność spędzić go ze znajomymi. Po prostu z nim rozmawiaj, baw się, wygłupiaj, cokolwiek… Masz problem, bo nie wiesz czego on chce? A jeśli on przeżywa to samo? Siedzi i się zastanawia czego ty chcesz od niego?
- Pewnie masz rację… - Westchnęła smętnie Gamnira. - A ja najbardziej to chcę się upić i powygłupiać, pokląć… tyle, że tak robiłaby stara ja. A dama nie powinna.
- Nie rozdrabniaj się tak nad tym… poznaj go i pozwól siebie poznać. Nie musicie iść do łóżka, nie musicie się nawet całować, by się dobrze bawić… kto wie, może się spijemy i postanowimy zakraść się do którejś winnicy, by poraczyć się tegorocznym antałkiem? Myślisz, że damy nie szaleją? Bo ja jestem niemal pewna, że na tych wszystkich nudnych balach na których przesiadują, piją, by się znieczulić i tylko odliczają czas do końca swojej katorgi. - Bardka rozparła się na krześle, masując odsłonięty kark z wyraźnym dyskomfortem wypisanym na rumianej buzi.
- Tak źle być damą? - zapytała się zdziwiona traperka. - Tak źle być piękną, zwiewną i podziwianą?
- Hmmm… nie wiem jak to jest u was, ale tam skąd pochodzę to prawdziwy koszmar… te wszystkie tytuły, ukłony, pozdrowienia, kwiecista mowa i rymy, by było bardziej dumnie niźli jest w rzeczywistości… zanim się spytasz rozmówcy która godzina, mija pół dnia na grzecznościach - stwierdziła złotoskóra, wzdychając ciężko. - Tu zapewne jest podobnie… dlatego ludzie wolą spotykać się w mniejszych grupach, wśród znajomych, bliskich. Nie trzeba się wtedy bawić w tą całą otoczkę.
- Nie wiem… zazwyczaj jestem z dala od ślicznych sukienek i bogatych przyjęć. A co ty… robisz dla zabawy, poza droczeniem się ze swoim kochankiem? - Zachichotała pretendentka na damę i dodała złowieszczo. - Pewnie w końcu nie wytrzyma i rzuci się na ciebie jak dzika bestia.
- Zależy… o jaką zabawę ci chodzi, robię wiele rzeczy - stwierdziła dyplomatycznie “Paro”, kryjąc ziewnięcie za dłonią. - Myślisz, że się rzuci? Byłoby fajnie… ale szkoda mi sukienki. Jest magiczna.
- No… szkoda by było sukienki… trochę… - Zaśmiała się łowczyni i wzruszyła ramionami. - No nie wiem. To ty go znasz lepiej. I… jakie rzeczy są dla ciebie zabawą?
- Czytanie książek jest fajne, o i pielęgnowanie kwiatów, ah… - Rozmarzyła się Dholianka. - Często też ćwiczę taniec, albo zwiedzam miasto… sprawdzam nowe knajpki i próbuję nowych potraw. Czasem siadam i po prostu obserwuje innych… albo kocham się jak dzika fretka z Jarvisem. Tak… to też jest jakaś zabawa.
- To też… - Siłaczka podparła dłonią policzek. - …ale musi mieć w sobie coś więcej niż inni. Bo gdyby nie miał, to wszak… mogłabyś mieć wielu przystojnych mężczyzn, każdego dnia... innego.
- Dba o mnie i jest czuły… - odparła nieco zamyślona kurtyzana, smutniejąc z chwili na chwilę coraz bardziej. - Po co mieć wielu mężczyzn… skoro można mieć tego jedynego? Czy to nie jest przyjemne? Wiedzieć, że ma się kogoś, kto będzie przy tobie niezależnie od sytuacji?
- Hmmm… nie wiem… nigdy jednego nie miałam, a polegać wolę na tych dwóch. - Traperka uniosła ręce w górę i z dumą naprężyła swoje bicepsy.
Chaaya zaśmiała się jak lisiczka. - I jak? Sprawdzają się? - spytała wyciągając rękę, by dotknąć napiętego ramienia przyjaciółki.
- W walce… doskonale - odparła Gamnira, pozwalając się dotykać. - W odpędzaniu niechcianych amantów jeszcze lepiej.
- I męskich wróżek. - Zaśmiała się tancerka wesoło.
- Za to do wabienia nadają się kiepsko. Podobnie jak nogi… nie mam tak kusząco zgrabnych jak ty. Bardziej… konary. - Kobieta zaczerwieniła się trochę, wspominając ten atut mentorki, do którego miała olbrzymią słabość.
- Miłości to nie przeszkadza… - odparła Dholianka, wracając do zabawy palcami na koronce rękawiczki. - Wiesz, że dzięki tej sukience mogę się wspinać po ścianach? Jeszcze tego nie wypróbowałam. Ciekawe jakie to uczucie…
- Hmmm…. nie wiem… pewnie straszne. Dla mnie straszne, bo nie przepadam za wysokością. Wolę trzymać się bliżej gruntu - wyjaśniła szybko tropicielka i rozejrzała po karczmie. - Chcesz teraz sprawdzić?
- No jasne! - Zawołała tawaif w dziecięcej ekscytacji. - Chłopcy coś się guzdrzą i zaczynam się nudzić… jak myślisz, zrobić to tu, czy idziemy szukać jakiejś wysokiej ściany?
Dziewczyna zaczęła rozglądać się ciekawsko po zaciemnionych kątach pomieszczenia, szukając dogodnego miejsca do swoich popisów.
- No… raczej tu…. bo nas zgubią - oceniła ta druga, rozglądając się również, acz najczęściej zerkała na karczmarza… niepewna tego jak on zareaguje na ten wybryk.
- Oj tam… to nas znajdą, a jak nie znajdą… to my znajdziemy sobie nowych przystojniaków do flirtowania, niahahaha! - Kamalasundari z racji upojenia była nieco głośniejsza niż zazwyczaj. - A teraz z drogi! Zróbcie mi przejście, czas na wspaniały pokaz lady pajęczycy!
Bardka wyskoczyła z krzesła, niczym rusałka ze swojej sadzawki i żaden promil w jej krwi nie mógł odebrać jej wspaniałej kociej gracji. Drewniana podłoga pod jej stopami bujała się nieznacznie, przez co kobieta zmuszona była do balansowania na “ruchomej” powierzchni, kołysząc zmysłowo bioderkami, niczym rozkapturzona kobra hipnotyzująca swoją ofiarę.
Kurtyzana nawet po pijaku nie umiała przestać kusić, a może robiła to nieświadomie… może po prostu była sobą, a jej uroda dodawała tylko pikanterii.

- Hmmm… teraz tylko… jak ten czar działa? - Zastanowiła się na głos właścicielka magicznej sukni, podchodząc do ściany, by ją dokładnie wymacać, opukać, obejrzeć i… czy ona właśnie przyłożyła do niej ucho?
W karczmie zapanowała nieco zmieszana i napięta cisza. Bywalcy zaprzestali rozmów między sobą, a karczmarz wraz ze służkami przypatrywali się złotoskórej ze zdziwieniem i ciekawością. Jasnym było, że ich klientka trochę przesadziła z alkoholem, ale nie wszczynała żadnej burdy, więc na razie nie trzeba było ingerować w to co rob…
Damesa wypięła się do widzów, zdejmując ze swoich nóg złote pantofle, które postawiła na stole przed nieznaną sobie parką, tłumacząc się, że pająki butów nie używają, więc i ona nie będzie, po czym ze śmiechem i… ni to piskiem, ni okrzykiem bojowym rzuciła się na ścianę.
Co kilka delikatniejszych panien zamknęło oczy, wzdychając cicho w obawie przed tym co sądziły miało nastąpić.
Chaaya jednak nie uderzyła o drewno i nie padła zamroczona na ziemię, a… przykleiła się do powierzchni, chichocząc zwycięsko.
Natychmiast kilka szeptów rozległo się w wielkiej sali, ktoś zagwizdał z podziwu, a ktoś zaczął dopingować, by ślicznotka wspinała się dalej… co też uczyniła.

Tancerka wdrapywała się jak pająk, choć w sumie… to bardziej raczkowała, kręcąc przy tym tyłeczkiem i zanosząc się perlistym, i przepełnionym czystym szczęściem, śmiechem. W końcu dotarła do sufitu i nie zmieniając pozycji dotarła, aż na sam jego środek, wisząc jak małpka koło wielkiego karnisza.
- Patrz Gamniro! Jak pajkąk! Jak prawdziwy pająk! Czy ta suknia nie jest wspaniała? - Krzyknęła radośnie, gramoląc się na swoje stopy i odpychając się dłońmi od podparcia, stanęła na nogach głową w dół.
Wprawdzie kobiece ciało trzymało się twardo tam gdzie “stało”, ale powłóczysta spódnica opadła z cichym łopotem w dół, nakrywając drobną bardkę niczym namiot i odsłaniając to… co wcześniej ukrywało.
Piękne i zgrabne złote nóżki przyciągały spojrzenia jak magnes, a paru co bardziej podchmielonych obserwatorów, zachęcając nawet do wstania, by móc obejrzeć i inne… zgrabne rejony ciała okryte tylko filigranową koronką bielizny.

- Eee? Co się stało? Kto zgasił światło? - Zdziwiła się kurtyzana, która potrzebowała nieco więcej czasu, by dotarło do niej to co się stało.
Nie otrzymała odpowiedzi. Od nikogo. Mężczyźni spoglądali na jej odkryte wdzięki pożądliwie, zwłaszcza, że bielizna nie ukrywała nic… tylko podkreślała piękno tego co powinna ukrywać.
Łowczyni… też zawiodła… czerwona jak burak na obliczu i wyraźnie podniecona, wodziła spojrzeniem po zgrabnych nogach tawaif… swojej własnej słabości.
Pajęcza piękność zamotała się pod materiałem, chwytając za rąbek sukni, by go trochę potarmosić w palcach.
- A… o… to tylko moja… moja... GAAAAAAAMNIIIIROOOOOOO!!!!! - Dziewczyna zawyła niczym podpalona harpia, gibiąc się na boki, nie wiedząc dokąd ma uciec.
- GAMNIROOOOO ŚCIĄGNIJ MNIEEEE!!!! - Darła się coraz głośniej i głośniej, może faktycznie zamieniając się w jedną z gorgon, truchtając po suficie raz w lewo raz w prawo, wprawiając w popłoch tych, co byli zbyt blisko.
Nawet najbardziej wytrwali bywalcy, nie mieli ochoty zderzyć się z pędzącą Dholianką, choć wizja jaką mieli przed nosem była wielce kusząca.
Była zresztą za wysoko na to by tak po prostu być zdjęta z sufitu. Myśliwa zachipnotyzowana zgrabnymi nogami bardki w pełnej okazałości z początku nie zareagowała na krzyki. A potem dopiero dodała.
- Jjjaak? - I rozejrzała się dokoła. - Uspokój się… a ja wejdę na stół i może cię chwycę?
- JAK MAM SIĘ USPOKOIIIĆ!!! - Krzyczała spanikowana i zażenowana tancerka, nie wiedząc, czy ma zakrywać swoje wdzięki, czy lepiej ukryć twarz w materiale. - SZYBKO! SZYBKO! - Załkała, coraz głośniej chlipiąc. Jak to się stało, że tak niepozorna zabawa zamieniła się w tak potwornie zawstydzającą tragedię?

- Chaayu? - Co gorsza, podsłyszała głos swojego kochanka, zaskoczonego zapewne tym co widzi i czego nie widzi. Gdzieś tam słyszała sapanie wdrapującej się na stolik traperki, której strój oraz alkohol w żyłach też utrudniały takie działania.
- O nie, o nie, OOO NIEEEE!!! - Tawaif znowu zaczęła się gibać i szukać miejsca do ucieczki.
- NIEEE PATRZ NA MNIEEE!!! - Zawołała żałośnie, by w tej samej chwili dotarło do niej, że w sumie spojrzenie Jarvisa nie przeszkadzało jej tak bardzo… jak obcych. Ilu ich było? Pięciu? Dziesięciu? Piętnastu? Nie liczyła, nie zwracała uwagi, kiedy miała ku temu sposobność, a teraz… teraz wszystko przysłaniała fioletowa satyna.
~ To jak mam cię ściągnąć z sufitu nie widząc niczego? ~ zapytał telepatycznie czarownik i by odwrócić jej uwagę od sytuacji dodał. ~ Przyniosłem lodowy sorbet z leśnymi owocami. Drogi przysmak.
~ Gamnira mnie ściągnie! Jest silna i wysoka! ~ burknęła dziewczyna na granicy płaczu. ~ Nie chce już deseru! Wyrzuć go w cholerę!.. Albo nie… nie rób tego. ~ Sama nie mogła zdecydować co było dla niej w tej chwili ważniejsze.
~ Gamnira jest pijana i w sukience i się chybocze… Może Kamal pomoże, co? ~ zaproponował mag. ~ Boję się, że obie się wywalicie.
~ TYLKO GAMNIRA MOŻE MNIE DOTYKAĆ W TEJ CHWILI! ~ odparła gniewna i uparta jak osiołek bardka, kucając, co niekoniecznie polepszało jej aktualnej sytuacji. Jednakże sądząc po odgłosach szlochania, bardce było już wszystko jedno. Bardziej upokorzyć się nie mogła.

- Podaj… mi dłonie? - Usłyszała mniej więcej tuż pod sobą. Głos należał do Gamniry… tylko ton słów była taki jakiś wstydliwy i deczko podniecony?
Kamalasundari wyciągnęła ufnie ręce jakby chciała się przytulić, głośno pociągając przy tym nosem.
I traperka ją pochwyciła… po czym obie upadły na stół… choć na szczęście dla Dholianki to łowczyni przyjęła na siebie impet upadku.
Spadły ze stołu, pociągając za sobą “obrus” zrobiony ze starej niedźwiedziej skór,y zmieniając się w plątaninę tkanin i kończyn.
Kobieta z pustyni wygrzebała się z barłogu, niczym żabka wychodząca z kryjówki po zimowym śnie. Odrzuciła kieckę, by spoczęła na właściwym miejscu, ukrywając przy okazji głowę swojej wybawicielki pod długaśnym trenem. Nie zwracała jednak na to uwagi, zawstydzona, zapłakana i czerwoniutka na buzi. Poderwawrzy się na równe nogi, podbiegła do stołu, gdzie stały jej buty i przytulając je do piersi, bez słowa wybiegła na zewnątrz, jak najdalej od spojrzeń.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 19-10-2018, 19:18   #186
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Była ścigana… oczywiście, że była... wiedziała przez kogo… uparty i nieustępliwy. Nawet wtedy gdy powinien. Nie chciał zostawić jej samej. Nie zamierzał pozwolić by była sama ze sobą. Jarvis ją ścigał. Czuła to… i słyszała za sobą.
Nie dała też rady odbiec za daleko. Była bosa, w obcym mieście, w którym aktualnie trwała noc i mgła przysłaniała pole widzenia. Czarownik więc bez problemu dopadł ją przy jednej z przystani dla gondol, jak próbowała przywdziać obuwie.

- Patrz Chaayu, co… mam… czyż to nie urocze, na swój sposób? - Kochanek trzymał w dłoni jakieś zwierzątko, którego pyszczek wpatrywał się w zapłakaną bardkę.

[media]http://saltspringconservancy.ca/wp-content/uploads/2016/04/Townsends-sized.jpg[/media]

Nietoperz o dużych uszach, dziwnym przypominającym kwiat nosie i ciupelkich jak łebki od szpilki, czarnych ślepkach.
- Niestety nie wyciągnąłem nic ładniejszego z torby - ocenił mag.
- Paro… w mieście jestem…P... - Dziewczyna urwała, przyglądając się zwierzątku. - Z jakiej torby..?
Wyciągnęła palec by dotknąć jednego z uszu, ale w ostatniej chwili wycofała się, chyba nie będąc pewną, czy podoba jej się to co widzi.
Gacek zapiszczał cicho, przypatrując się dłoni tancerki, gdy mężczyzna tłumaczył. - Z torby sztuczek. Szarej. Wyciągasz kulkę, rzucasz i zmienia się w zwierzątko. Niezbyt potężne, ale nadaje się nieco do przynoszenia wiadomości, odwracania uwagi i tym podobnych rzeczy.
Dholianka otarła mokre policzki, nie odrywając szklistych oczu od nocnego postrachu komarów.
- Faktycznie… uroczy - stwierdziła, kręcąc charakterystycznie głową i nakryła swoimi dłońmi dłoń przywoływacza trzymającą nietoperza. - Podobny trochę do ciebie - odparła starając się uśmiechnąć wesoło, po czym spróbowała odebrać stworka, by móc mu się bliżej przyjrzeć.
- W czym niby… ja jestem o wiele bardziej przystojny. - “Obruszył” się czarownik, niezbyt wiarygodnie udając obrażonego, kiedy tawaif bez problemu przejęła stworka z jego rąk.
- Chodzi o pierwsze wrażenie - wyjaśniła, przyglądając się gackowi z ciekawością. - Na początku… nietoperz wydaje się bardziej straszny niż uroczy… a ty… nie wyglądasz na tak czułego jaki naprawdę jesteś. Wyczarowałeś mi szczura ze skrzydełkami na pocieszenie… to urocze i zaskakujące. Większość mężczyzn po prostu by mnie przytuliło i uznało, że spełnili swoje zadanie. - Kurtyzana pogłaskała zwierzaka po łebku, zastanawiając się jak go wypuścić, by nie uszkodzić.
- Tulenie też miałem w planach… jak tylko stracisz czujność… - Jarvis zażartował i zerknął za siebie. Przez chwilę milczał nim rzekł. - Podwójna randka się zakończyła. Godiva weźmie Gamnirę do karczmy w której toczą się pięściarskie pojedynyki, a potem odprowadzi ją do domu.
Kamala posmutniała nieznacznie i wyciągnęła dłonie ku niebu w nadziei, że mały ssak zrozumie, że jest wolny i może lecieć gdzie chce.
- Nie pożegnałam się z nią… ani nawet nie podziękowałam za pomoc. Jestem całkowicie do niczego - mruknęła posępnie.
- Podziękujesz jutro… w końcu ją uczysz nadal. - Uśmiechnął się ciepło magik, a nietoperz przez pewien czas kokosił się w ciepłych dłoniach, aż w końcu przelatująca ćma wzbudziła jego instynkt łowiecki i zerwał się za nią do lotu.
- Jestem najgorszą nauczycielką dobrego wychowania jaką mogła sobie wybrać. - Westchnęła bardka, machając na pożegnanie zwierzęciu. - I najgorszą kochanką z jaką można się pokazać… ja, bardzo cię przepraszam. Nie chciałam postawić cię w takiej sytuacji.
- Bo ja wiem... to był prześliczny widok… zapierający dech w piersiach - zamruczał zmysłowo magik. - Kuszący... by wędrować ustami po tych zgrabnych nóżkach.
Objął ukochaną ramieniem i przytulił. - Nie masz za co przepraszać. Ja nie jestem lordem, ty nie jesteś lady. Nie mamy dobrego imienia, które można by było obrazić takim skandalem… zresztą skandale można obrócić na swoją korzyść.
Sundari wtuliła się w tors swojego rozmówcy, obejmując go za plecami. Zaśmiała się cicho, pociągając nosem, po czym wytarła oba policzki o marynarkę przywoływacza, spoglądając do góry z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Wracamy do domu? - spytała z napięciem w głosie, by nagle się podekscytować. - O! Masz mój sorbet? Chce mój deser… usiądźmy gdzieś, proszę.
- Mam… chodźmy do najbliższych ruin. Znajdziemy jakiś murek, co? - Czarownik wyciągnął i podał dziewczynie pucharek wypełniony smakołykiem.
- Dobrze, dobrze… - Złotoskóra bardzo słabo słuchała partnera, zapatrzona w łakoć z mieszaniną pożądliwości i ekscytacji.

Przez chwilę wędrowali kanałami, szukając odpowiedniego miejsca. Niemniej elfich świątyni było tu sporo i wkrótce natrafili na ruiny kolejnej, którą to miejscowi omijali szerokim łukiem, pozwalając jej zarastać. Kochankowie wślizgnęli się do niej, by móc odpocząć. Ta świątynia nie była przybytkiem miłości, a wojny raczej, sądząc po resztkach polichromii na ścianach.
Nie przeszkadzało to jednak tancerce na żwawym zajadaniu się deserem, z każdym kęsem uśmiechając się coraz szerzej i szerzej. Dholianka była cicha i skupiona na tym co aktualnie robiła, nie przykładając zbyt dużej uwagi na otoczenie. Momentami jednak towarzyszący jej mężczyzna wyczuwał na sobie przelotne spojrzenie, lecz niestety nie potrafił utrzymać go na sobie odrobinę dłużej. Prawdopodobnie brakowało mu trochę cukru i słodkiej polewy oraz poręcznego pucharka w którym mógłby się zacnie prezentować.
Jarvisowi posłusznie oddał pole swojemu zmrożonemu “rywalowi”. Z czułym uśmiechem wpatrując się w kobietę, rozkoszując się chwilą i widokami. Bądź co bądź, suknia Chaai “zapraszała” do podziwiania tego co kryło się pod nią.

Kurtyzana odezwała się dopiero gdy skończyła jeść. Sądząc po minie była wielce zadowolona.
- Bardzo smaczne. Kupiłeś dla mnie ciekawy deser. Dziękuję.
Przysuwając się bliżej ukochanego, wyskrobała z dna kielicha resztę leśnego sorbetu i przysunęła go do ust przywoływacza, chcąc go nakarmić. Na co on pozwolił, grzecznie dając się karmić.
- A teraz pocałunek… bo jak nie… to sam zacznę całować. I niekoniecznie rozpocznę od ust - postraszył ją.
Dziewczę spojrzało na niego z wyrzutem.
- Pff zepsułeś taką romantyczną chwilę.
W swojej łaskawości zostawiła magowi trzy i pół łyżeczki lekko rozpuszczonych lodów. - Co ja z tobą mam… - Westchnęła wymownie, wyrzucając pucharek za siebie, by obiema dłońmi wczepić się w poły marynarki kompana i przysuwając go do siebie (a raczej siebie do niego) musnęła jego wargi w delikatnym pocałunku, jakby drocząc się z apetytem ich dwojga.
Czarownik odwzajemnił jej czułą pieszczotę, jednak jego dłonie spoczęły na jej piersiach, delikatnie je masując… Choć to nie była silna pieszczota, to przypominała bardce jak namiętnym kochankiem potrafił być… odpowiednio sprowokowany.
- To ja tu do ciebie z sercem na dłoni a ty łapiesz mnie za cycki? - spytała rozbawiona trzpiotka, owiewając owocowym oddechem usta partnera. Prawdopodobnie próbowała się stroszyć i boczyć, ale była na to i zbyt pijana i zbyt zmęczona, więc tylko wróciła do pocałunków z każdą chwilą coraz płomienniejszych i bardziej chaotycznych.
- Hej… same się... osunęły… - Ten próbował się tłumaczyć pomiędzy całusami, ale jakoś nie wpadł na pomysł, by te dłonie odsunąć od jej biustu. Nadal je ugniatał, całując równie gorące jak jego, usta kochanki.
- Mhm… na pewno… to był… niefortunny… wypadek - mruczała dziewczyna, napierając coraz mocniej na dłonie pod sobą. - Chodźmy do domu. Do łóżka…
- Dobrze… moja śliczna tancereczko. Chodźmy.
- Czasem po prostu lepiej udawać, że nic się nie stało… więc, nie przypominaj mi o tym. Jestem pewna, że jutro dostatecznie długo będę wysłuchiwać Gamniry… - Złotoskóra zeskoczyła z murku i wyciągając rękę do ukochanego, pozwoliła się prowadzić miejskimi alejkami, wprost do hoteliku.



Upalny dzień chylił się ku końcowi. W Dholstanie od dwóch dekadni trwała druga pora „sucha”, co oznaczało, że wszelka, dzika i sprowadzona, roślinność odbywała stan wegetacji jak podczas zimy.
Zbliżała się siedemnasta, najgorsza i najtrudniejsza część doby na Rozgrzanych Piaskach. Powietrze doprowadzone było do temperatury rozbuchanego, kuźniczego brzucha i miało takie pozostać jeszcze długo w nocy, podtrzymywane emitowaną energią z rozżarzonych wydm.
Prawie naga i niesamowicie młodziutka Chaaya leżała na wielkim legowisku i zaznawała wątpliwej przyjemności z… bycia kobietą. Jej lekko wzdęty brzuszek falował w rytm niespokojnego oddechu, gdy kolejna fala bóli menstruacyjnych zawładnęła jej ciałem. Pot perlił się na ciemnozłotej skórze, sprawiając, że rozpuszczona burza włosów, które długością sięgały jej do kolan, lepiła się do kwilącej cicho tancerki.

Rozległo się skrzypnięcie dwuskrzydłowych drzwi z mahoniowego drewna. Znak, że do pomieszczenia „katuszy”, wszedł ktoś nieproszony.
- Chaaya begum - odezwał się cicho ponad dwumetrowy mężczyzna w jasnej przepasce biodrowej i luźnej kamizelce do kompletu. Jego skóra była czarna jak najciemniejszy atrament, mroczniejsza niż same dno piekieł.
- Przyniosłem ci coś do jedzenia…
- Ale ja nie chcę jeść! - Zaprotestowała gniewnie dziewczynka, zwijając się w kłębek. - Idź sobie! Precz!
Sługa stał niewzruszony, przyglądając się czarnymi oczami, leżącej istotce z mieszanką współczucia i rozbawienia.
- Chaaya begum… nie jadłaś nic od prawie dwóch dni…
- BO NIE JESTEM GŁODNA! - Przerwała mu wypowiedź tawaif.
- Daj pokój Chaaya begum. Przecież nie może być, aż tak źle… - Westchnął polubownie niewolnik, odstawiając tacę z lekkim posiłkiem na niski stolik do kawy, przy łożu. Następnie usiadł na jednej z haftowanych poduszek i biorąc z podłogi porzucony grzebień, zaczął czesać włosy swojej pani.
Pukle rozkładały się po całym legowisku jak wielka pajęczyna, której ofiarą padła kurtyzana.
- Co ty możesz wiedzieć! - Burknęła patetycznie. - Masz pytona tak długiego… że mógłbyś zrobić sobie z niego arkan na wielbłądy. A poza tym, nie krwawisz z niego.
Kamala przewróciła się na drugi bok, by móc obserwować z nadąsaną minką pracującego podwładnego.
Sa’ad bo tak właśnie miał na imię chłopak, uśmiechnął się pogodnie i odpowiedział z rozbawieniem.
- Obawiam się, że przeceniasz moje naturalne przymioty pani.
Szczotkował ostrożnie kosmyki jej włosów, z czułością przygładzając te, które zostały już rozplątane i ułożone.
- JA UMIERAM! Powinieneś płakać, a nie się ze mnie śmiać! - Zaperzyła się bardka.
- Kiedy mówisz tak za każdym razem, kiedy przychodzą krwawienia - ciągnął niewzruszony czarnoskówy.
- Tym razem na pewno umrę! Czuję to - zawyrokowała z Sundari, łapiąc się teatralnie za brzuch.

W pokoju zahulał niespodziewany i ostry przeciąg, szarpiąc rozgrzanym powietrzem za kotary balkonowe. I choć panował gorąc, czuć było chłodną aurę, napływającą przez otwarte z hukiem obijanych od ściany skrzydeł drzwi.
- Ubieraj się! - Zawołała od progu piękna i cudotwórcza Laboni w całej swojej okazałości. Weszła do pomieszczenia z rozmachem i naturalną władczością, spoglądając, swoją idealnie skrojoną w kształcie serca, twarzą, w kierunku wnuczki.
- KYA??!! - Ta skrzeknęła jak sroka, przyglądając się wspaniałej postawie kobiety. Jak w taką pogodę mogła zachowywać się tak dostojnie, powabnie i z wigorem?
- Przynieście Chaai jakiś kameez do przywdziania. Ino szybko… zaraz będzie mieć gościa - zażądała surowo starsza kurtyzana.
Sa’ad odstąpił od swojej właścicielki i skłoniwszy się pokornie, odszedł do innych sal, w tym samym momencie, kiedy nieprzyzwoicie piękna i golutka dziewczynka, wydarła się jak w ukropie, zrywając z posłania.
- KYYYAAA???!!!
Kilka spłoszonych pawi, zapiało w ogrodzie na zewnątrz, jakby odpowiadały pytaniem na pytanie.
„Co się dzieje?”

- Nie drzyj się jak stare prześcieradło… - upomniała pociechę opiekunka, przechadzając się po grubym i miękkim dywanie w misterne wzory, wachlując się od niechcenia złotym wachlarzem, wysadzanym rubinami. - Posprzątaj tu i uczesz się, bo wyglądasz jak tkaczka podczas nowiu.
- Bo umieram! - Odpysknęła furiotycznie Chaaya, nie wierząc w to co się działo.
- Aćha? Tylko przekwitasz… przywyknij wreszcie, jesteś dorosła od ponad jednej pory suchej - wtrąciła niepodzielna władczyni egzotycznego zamtuza.
Młodziutką tancerkę, aż zatkało ze złości, pozwalając tym wyjść babce na otwarty korytarz z fontanną i „małym” ogrodem. Dopiero wtedy bardka uzmysłowiła sobie, że powinna się odgryźć.
NIE!
Ona kategorycznie musi się odgryźć!
Zapominając więc na chwilę o niewygodach, bólu i upale, wypadła w ślad za „konkurentką”, zgarniając po drodze pulchny placuszek chlebowy z tacy.
- Tyhyhyyy stara lampucero! Jestem nieczysta! Krwawię! Cierpię! A ty mi klienta sprowadzasz?!
- Taka już dola dziwki - stwierdziła matrona, zatrzymując się pod rzeźbionym filarem. - A zresztą… jemu nie przeszkadza odrobina krwi.
- Ale mi przeszkadza lachociągu o spękanych udach! - Warknęła, niczym wściekły fenek, tancereczka, celując podpłomykiem w nauczycielkę.
Okoliczna straż i służba zaprzestała swoich czynności i cofnęła się bardziej w cień pod ściany, udając, że ich nie było w pobliżu. Nawet świerszcze jakoś zaprzestały grać.
- Jak ty mnie… nazwałaś? - Laboni odwróciła się do swojej latorośli z wyrazem surowej miny.

Bogowie! Czemu najpodlejsze jędze musiały być też tak nieziemsko piękne?
Młoda Kamala nie tylko nie znosiła swojej mentorki za to, że ta była zołzą, ale także zazdrościła jej urody…
Tych wspaniale zaokrąglonych bioder, które, niczym rozpostarty kaptur kobry, hipnotyzowały swoim ruchem.
Gładkiej, lekko wklęsłej talii i piersi, jak dwa kiście, pełnych i soczystych, winogron.
Ciało Sundari dopiero się rozwijało i wciąż posturą przypominała bardziej dziecko. Chłopca.
A w swojej dziecięcej naiwności myślała, że może gdyby przewyższyła krasą swoją rywalkę, sama mogłaby decydować z kim i kiedy chciałaby się spotykać.

- Ogłuchłaś ty wyskrobany zarodku bawoła? - Syknęło śliczne dziewczę, nieświadome swojej mocy jaką oddziaływała na mężczyznach, jednakże do akcji wkroczył już… zarządca ochrony.
- Laboni begum… Chaaya begum… - Wojownik ukłonił się paniom, po czym jego spojrzenie utkwiło w, ubranej tylko w przepaskę biodrową, niziutkiej kurtyzanie. - Przybył…
- Najwyższa pora… - odparła lodowatym tonem starsza stażem kobieta. - Zaprowadźcie go do pokoju poczekalnianego - rozkazała niczym generał, po czym rozejrzała się sokolim wzrokiem po kulących się po kątach ludziach.
- Salemo powiadom kuchnię, że mamy gości. Nandini przyprowadź kilka dziewczyn, by zabawiły na pewien czas naszego pana. Sa’ad! Przygotuj tę małą mangustę do spotkania. Błyskiem. - Laboni jak prawdziwa królowa pszczół, rozporządzała służbą. Ignorując ciskającą się i buntującą Chaayę.

Bardka poczerwieniała cała ze złości, rzucając chlebkiem naan w odchodzącą tawaif, po czym parskając jak wściekły kucyk, wróciła do swojego pokoju.
Na niskiej sofie z poduszek leżało dziesięć strojów. Każdy w innym kolorze, kroju i sposobie zdobienia.
- Przygotowałem kilka propozycji dla ciebie… która barwa pasuje do twojego nastroju? - Zapytał spokojnie czarnoskóry niewolnik, otwierając czterodrzwiowy sekretarzyk z kości słoniowej, gdzie znajdowała się prywatna biżuteria Dholianki.
- ŻADEN! Biały - fuknęła nadal zła złotoskóra, ciskając gromy swoim spojrzeniem.
- Biały? Ale to…
- Kolor żałoby. WIEM.
Mężczyzna nie zamierzał się sprzeczać, skinął tylko głową.
- Zaraz coś ci przyniosę…
Sa’ad miał niemiłe wrażenie, że jego pani, przygotuje swojemu klientowi prawdziwie piekielne spotkanie, ale z jakiegoś powodu… wcale mu nie współczuł.

***

- Zrobiłaś wtedy sporo rabanu didi - szepnęła zziajana Nimfetka do ukrytej za witrażem Deewani.
- Co tu robisz? - spytała druga z masek, bardziej zdziwiona niż zła.
- Szukałam cię, chciałam się upewnić, że nic ci nie jest - odparła ciepło pierwsza.
- Jak widzisz czuje się świetnie - burknęła łobuzica, wracając do podglądania własnych wspomnień.
- Czy… mogę z tobą popatrzeć? - Eteryczna dziewuszka pomimo swojej lękliwości, nie dała się tak łatwo zbyć. Jej siostra potrząsnęła głową, ni to potakując, ni zaprzeczając i Nimfetka kucnęła obok, nie przeszkadzając.

***

Młoda tancerka ubrana w zwiewną tunikę ze śnieżnobiałego jedwabiu, obszytego mandalicznymi haftami z kremowej nici, siedziała na środku łoża, a dookoła niej rozlewały się kaskady pofalowanych włosów.
Dziewczyna wyglądała jak ośnieżona góra z której czubka wypływały ciemne wodospady, łączące się na poduszkach w rzeki. Nie miała na sobie biżuterii. Żadnych kolczyków, żadnej kolii, zero pierścieni czy bransoletek na nadgarstkach lub kostkach.
Jedynie oczy obrysowane miała ciemnymi kreskami z kohlu, nadając jej spojrzeniu ciężkiego i erotycznego wyrazu.
Do pokoju wszedł wspaniale wystrojony mężczyzna w turbanie, ozdobionym broszami oraz wisiorami świadczącymi o jego statusie.
Do pokoju wszedł książę… i choć na pustyni wielu mianowało się tym tytułem, tylko nieliczni mieli faktyczną szansę, by zasiąść na tronie.
Samir, był ósmy kolejce, a gdy odejmie się trzech starszych braci ówczesnego władcy, którzy nie pożyją dużo więcej od samego Shafiqa (oby żył wiecznie), znajdował się w pierwszej piątce, najbardziej możnych, sławnych i wpływowych książąt w Dholstanie.
Jego widok jednak nie zrobił na tawaif żadnego wrażenia, w pełnej pretensji milczeniu, przyglądała mu się niewzruszona i nieugięta.

- Nie powitasz mnie z należną czcią Chaaya begum? - spytał blisko trzydziestoletni bożek pychy, spoglądający z góry na swoje przyszłe pole podbojów. Kurtyzana ściągnęła gniewnie brwi, po czym uśmiechnęła się z, równą jeśli nie przewyższającą Samira, wyższością.
- Czy mi się tylko zdaje, czy to ty przyszedłeś do mnie w gości, a nie na odwrót? - Odpowiedziała zajadle, nie spuszczając rześkiego, jak poranne powietrze, spojrzenia z rozmówcy.
Ten zmieszał się wyraźnie, nie spodziewając się takiej odpowiedzi. Szybko jednak odzyskał rezon i wyciągnął dłoń w geście pozdrowienia.
Bardka nie odpowiedziała, uśmiechając się tylko przebiegle.
- Aćha… mam niemiłe wrażenie, że gwiazdy są dzisiaj nieco przymglone? Na szczęście mam coś co może temu zaradzić… - Niezrażony mężczyzna uderzył knykciem w oddrzwia i para sług wniosła drewnianą pakę, zabezpieczoną magicznymi glifami, stawiając ją na łóżku przed tancerką.
Następnie skłoniwszy się parze, wyszła bez słowa na zewnątrz.
- Otwórz… nie jesteś ciekawa? - Książę nie odrywał spojrzenia od prześlicznej dziewczyny, która z tak wystudiowaną oziębłością go traktowała. Sam nie wiedział, czy dławiło go bardziej pożądanie do tego cud natury stworzenia, czy może złość, że nie była mu uległa… tak jak inne.
Kamala przeniosła beznamiętne spojrzenie na pakunek, ale nie uczyniła nic więcej.
- Otwórz go… no otwórz. Rozkazuję ci otwierać - warknął Samir i złotoskóra przysunęła pojemnik bliżej siebie, unosząc pokrywę.
Zajrzała do środka.
Wewnątrz dostrzegła idealnie zmrożony tort z bitej śmietany, świeżych owoców, jasnego biszkoptu i… lodów. Wspaniale wykonane dzieło, zabezpieczone magią zimy przed zepsuciem. Coś… czego nigdy normalnie nie dostaniesz na rozgrzanych ziemiach wiecznych piasków, ona miała ot tak… wystarczyło rozłożyć nogi.

Sundari wyciągnęła ręce, by ostrożnie wyjąć ciasto na łóżko. Na jej wargach wykwitł delikatny uśmiech zadowolenia. Pretendent do tronu odetchnął z ulgą, czując, że został przyjęty. Usiadł obok przyszłej kochanki, wpatrując się w nią z niecierpliwością i fascynacją. Była taka piękna, taka delikatna, krucha… jak ze snu.
Nie mógł uwierzyć plotkom jakie rozpowszechniano na dworach na jej temat. Nie wierzył, gdy mówiono o jej łanich i przejrzystych oczach, gdy zaklinano się na jej anielski uśmiech, gdy rozprawiono na temat jej niespotykanie jasnej karnacji i czekoladowych falach włosów.
Wydawała się taka nierzeczywista, a jednak… siedziała tuż obok niego. Czuł bijące od jej ciała ciepło i zapach kadzidlanego dymu i perfum.
Była prawdziwa.
Tawaif sapnęła cichutko z wyraźnym problemem unosząc ciężką tacę z ciastem. Królewicz momentalnie oprzytomniał i pomógł filigranowej laleczce z wyjęciem prezentu. Ich dłonie na moment się spotkały, gdy wzajemnie podpierali paterę. Chaaya na chwilę zastygła w bezruchu, rumieniąc się nieznacznie i wędrując najmniejszym paluszkiem po linii kciuka Samira. To była idealna chwila na pocałunek, chłopak pochylił się nad rusałką z oazy, składając usta do…
Litry bitej śmietany wymieszanej z puszystym ciastem i owocami zalepiły mężczyźnie oczy, usta, nos i jedno ucho. Zanim zdziwienie pozwoliło mu przetrawić to co się właśnie stało, został dodatkowo ogłoszony srebrna tacą, która trzasnęła go przez głowę.

- Ty mały, nędzny psie z rynsztoka… - Głos pełen nienawiści i jednocześnie przesycony słodyczą rozległ się w pomieszczeniu, gdy roztrzęsiona bardka, spoglądała z góry na dzieło swojego zniszczenia. Jej klient spadł z posłania, umazany cały w śmietanie. Prychał i kichał, jedną ręką starając się zetrzeć z twarzy grubą warstwę kremu, a drugą szukając swojego turbanu, który spadł mu po ciosie od talerza. Tak jak korona dla króla, tak turban z rodową broszą, był insygnią władzy i kwintesencją majestatu, nie mógł ot tak zostać strącony i co gorsza… walać się po podłodze!
- Ty pieprzony, gówno żrący skarabeuszu… - Kurtyzana chwyciła za największą z poduszek, którą zaczęła okładać mężczyznę, aż ten mógł się jedynie skulić i wykrzykiwać inwektywy pod jej adresem.
- Myślisz, że jak nosisz na czole perłę to już ci wszystko wolno? Myślisz, że ten twój tort byłby w stanie zniwelować moje rozczarowanie jakie nosisz między nogami??!!
Samir wczołgał się pod łóżko, wydzierając na całe gardło.
- Straaaż! Straaaż! Nie zbliżaj się do mnie ty… ty… Deewani!
- Straż cie tutaj nie usłyszy… nikt cie tutaj nie usłyszy… - wysyczała demoniczna żmijka, włażąc pod łóżko za swoją ofiarą.

***

- Swoją drogą… po tej akcji było strasznie głośno w okolicznych pięciu miastach - wtrąciła Nimfetka przysłuchując się litanii bluzgów jakimi szalona emanacja obrzucała wciśniętego w kąt i kategorycznie pokonanego klienta.
- Taaa… zupełnie nie wiem o co tyle krzyku… nawet nie zapłacił tak dużo jak się zaklinał. - Druga z dziewcząt, zaczynała powoli tracić zainteresowanie całą scenką.
- Wsadź se ten turban w dupę, mój nocnik na szczyny jest od niego o wiele droższy! - Wydzierało się wspomnienie za witrażem.
- Zawsze podziwiałam twoich kochanków… byli tacy…
- Nudni?
- Nie… - Eteryczna emanacja zaśmiała się cicho.
- Nawet jakbym sczezła w grobie to nie pozwoliłabym ci dotknąć mego łona! BA! Takiemu przegrywowi to bym go nawet nie pokazała!!!
- Cechowali się silną wiarą… że kiedyś im się uda… że kiedyś ich pokochasz… - stwierdziła ta delikatniejsza z dwójki, podczas gdy tragikomedia dziejąca się na ich oczach sięgała apogeum.
- Czy ja wiem… - Deewani ziewnęła przeciągle, odwracając się plecami do okienka.
- I byli ci wierni… bardzo, bardzo wierni - dodała smutno najstarsza, bardziej do siebie niż do niej.
- Jak cię kuśka swędzi to zapłać swojej matce, albo siostrze, niech nogi przed tobą rozłoży, a nie mi głowę zawracasz i to jeszcze wtedy, kiedy nie mam nastroju być nawet świadoma twojej smutnej egzystencji!?
- Znudziło mnie patrzenie… chodźmy gdzieś indziej. - Łobuzica złapała siostrę za rękę i pociągnęła za sobą.
Sceneria się nieco rozmazała, gdy obie przeskakiwały ze wspomnienia do wspomnienia, aż w końcu nie stanęły w sercu stolicy Dholstanu.
Bojaźliwe nimfiątko rozglądało się bezradnie na boki, nie za bardzo wiedząc co ze sobą począć. Nawet jeśli miasto było tylko wspomnieniem, sama świadomość, że była na wolności napawała ją lękiem.

- Nie trzęś tak portkami, przecież nic się takiego nie dzieje! - Chłopczyca strofowała groźnie maskę, fukając jak dzika kuna. Chwilę rozglądała się po alejkach, nie bardzo wiedząc co począć, po czym nagle ją olśniło.
- Widziałaś Starca jak był młody? - spytała z entuzjazmem.
- S-słucham? - Dziewuszka zwana Chaayą wybałuszyła oczka na swoją kopię.
- Ja widziałam… pokazał mi! Wyglądał suuuperaśnie! I ział ogniem i w ogóle w niczym nie przypominał tego starego zgreda jakim jest teraz! Chodź pokażę ci! - Odparła Szalona i napięła się cała jak struna, niczym w oczekiwaniu na atak.
Nimfetka podrapała się po głowie, próbując zwolnić uścisk na swojej dłoni, ale jak ją dziewczyna złapała, tak trzymała jak w imadle. Po chwili obie dziewczynki zostały pokryte wielkim, nienaturalnym cieniem, przelewającym się nad ich głowami. Przerażona emanacja o delikatnej naturze uniosła głowę i spojrzała w ogromne, czerwone cielsko, unoszące się nad miastem.

***

Ferragus ukryty na dnie duszy powoli zasypiającej Kamali, medytował, lub jak wolał to nazywać, analizował i planował swoje dalsze posunięcia. De facto… fantazjował na temat swoich przyszłych triumfów i krwawych zemst na licznych wrogach. Od pewnego jednak czasu wyczuł dziwną aktywność u swojej pyskatej „podopiecznej”, więc zaciekawiony podglądał jej poczynania jednym okiem. Z początku nie działo się nic fascynującego. Ot kolejne wspomnienie z burdelu, jakieś babskie ploty, kilka przeskoków w miejscu i czasie… aż… nie ujrzał siebie samego, nad miastem w którym nigdy nie był. Unosił się, piękny i młody… nieco podkoloryzowany, bo jego łuski nie były aż tak ciemne… i nie miał tylu kłów w paszczy i rogów na czole i szponów w łapach… ale tak, bez wątpienia to był on ze wspomnienia, które pokazał Deewani.

***

- J-jaaaki on wieeeelkiiii!!! - Zapiszczała przerażona eteryczka, szukając miejsca by się schować przed, wyraźnie czegoś szukającym, gadem.
- A tam… i tak go trochę pomniejszyłam - odparła dumnie łobuzica, jakby mówiła o swoim futerkowym pupilu. - Szybko… pomyśl, że siedzisz mu na karku.
- C-coo..?! - Dziewczynie nie było jednak dane dokończyć, bo momentalnie znalazła się na grzbiecie olbrzyma, leniwie zataczającego kręgi nad miastem. Druga z masek wiwatowała głośno i radośnie, wychylając się zza skrzydła, by móc oglądać panoramę Dholstanu.
- Co my tu robimy?! Co tu robi S-starzec? - Panikowała Nimfetka, chlipiąc głośno i tuląc się do ogromnej wypustki na grzbiecie smoka.
- No jak to co? NAJEŻDŻAMY NA KRRRAJ!
W tym samym momencie w którym padła odpowiedź chłopczycy, wielki smok zaryczał głośno i buchnął strumieniem ognia, spopielając wszystko na swojej drodze. Miasto pokryło się rzeką stopionego piasku i kamienia, budynki eksplodowały w spektakularny sposób nie wytrzymując ciśnienia i temperatury smoczego oddechu, dym czerniał i unosił się coraz wyżej w powietrze ograniczając widok, ale nie gryzł i nie szczypał jak ten prawdziwy.
- NA BOGÓW DEEWANIII JA CHCE DO DOMUUU!!! - Skrzeczała mało dwornie maska, tuląc się do pleców monstrualnego wierzchowca, jak do cudotwórczej tratwy na sztormowym morzu.
Szalona Chaaya śmiała się jak zły i okrutny wezyr, który swoją intrygą zgładził całą nację, której „służył”. Śmiała się i tańczyła, podczas gdy mało wierna kopia Starca obracała w niwecz całe wspomnienie.
Nad lecącymi na grzbiecie wspomnieniowego Starca, pojawił się smok gargantuicznych rozmiarów. Czerwony gad nieco jaśniejszy i mniej rogaty… za to olbrzymi i bardziej majestatyczny. Ferragus nieco podrósł od czasów młodości.
Antyczny zerkał na to co się działo poniżej niego, nieco rozbawiony i nie bardzo wiedzący co właściwie zrobić w tej sytuacji, więc… otoczył się chmurami stając się ukrytym za nimi kształtem… gigantycznym, ale tylko cieniem.

Gdy gad przemieścił się do Dholstanu, coś… coś było nie w porządku. Czy trafił w złe miejsce, czy w czasie jego „podróży” wydarzyło się coś czego nie zarejestrował?
Deewani stała na pysku lecącego, wielkiego, czerwonołuskiego gada. Pod ich ciałami znajdowało się pogorzelisko buchające żarem i kłębiastym dymem. Dziewczynka wpatrywała się w rozmyty widnokrąg, a wyraz jej twarzy przypominał bezdenną pustkę, jakby ktoś wyrwał z jej drobnego ciałka duszę i pożarł. Czy to na pewno była Deewani?
Metr dwadzieścia wzrostu. Ubrana w szerokie bulfiaste spodenki, luźną tunikę i szal. Włosy miała związane w dwa tłuste warkocze sięgające ud. Na śniadej cerze widniało kilka strupków na przedramionach i buzi.
Cóż… istota ta wyglądała jak Deewani i Starzec miał nieodparte wrażenie, że kiedyś ta powłoka należała właśnie do tej maski, ale… no właśnie. COŚ się zmieniło.
Tancerka postąpiła krok w przód, a gdy jej bosa stópka nie napotkała żadnego podłoża, runęła niczym wyrzucona przez dziecko laleczka. Spadała nieruchoma i cicha, bez strachu spoglądając w zbliżającą się w zastraszającym tempie ziemię.
Gad widział przed sobą zbliżający się kres emanacji. Nie poczynił jednak nic, by temu zaradzić. W wyobraźni nie dało się przecież umrzeć, więc nie trzeba było się przejmować… czyżby?
Skrzydlaty mimowolnie napiął się przygotowując na upadek, chcąc czy nie, widział nie tylko spadające ciało z perspektywy obserwatora, ale także osoby spadającej, więc gdy chłopczyca spadała, a on spadał wraz z nią.

Zderzenie było ciche i całkowicie bezbolesne, lecz nie zakończyło to karkołomnego spadania dziewczyny i smoka.
Wciąż byli w powietrzu… lecz przebijając się przez powłokę jednego wspomnienia, wpadli w drugie, a później w trzecie, czwarte, piąte…
Otaczające głosy zamieniały się w niezrozumiałe świsty, a obrazy w rozmazane plamy kolorów. Spadali i spadali, zupełnie jakby ktoś zrzucił ich z najwyższego poziomu niebios z zamiarem umieszczenia ich na najniższym poziomie piekieł. W pewnym momencie chłopczycę, a co za tym idzie i smoka, ogarnęła ciemność.
Jednakże ta ciemność, różniła się nieznacznie od tej ciemności, którą znali. Ta ciemność… żyła.
Jaszczur nigdy w życiu nie odczuwał zbyt silnych emocji, które w większości były domeną humanoidów, toteż nic dziwnego, że teraz… czując je, nie rozpoznał ich symptomów.
Skrzydlaty miał wrażenie, że coś go uwiera… nie mógł jednak sprecyzować, ani co to było, ani gdzie go uwierało. Czy był to ogon? Łapa? Pysk? Skrzydło?
Uczucie to powoli rozprzestrzeniało się, jakby coś za pomocą pajęczych sieci powoli oplatało każdy skrawek jego cielska.
Mrożąc krew w żyłach.
Wzburzając do temperatury ognia.
Paraliżując i odrętwiając, a zarazem mrowiąc bólem, który do bólu nie był podobny.
Drżał z zimna i dusił się z gorąca.
Czy on umierał? Czy może to Kamala umierała? Znalazł się w pułapce? Coś ich zaatakowało? Przerażenie i terror jaki zawładnął jego umysłem, był niepodobny do żadnego jaki przeżył w swoim życiu. Czy to właściwie on odczuwał? Czy może czuł to wszystko przez Deewani?
Wizja powoli zaczęła wracać, lecz to co zaczął dostrzegać, wcale nie napawało go chęcią do widzenia więcej.
Murowana ściana… w podziemiu… nieco wilgotna, krzywa w jednym kącie… z nierównego kamienia, a jednak gładka… pod sufitem jasnoszara, by im bliżej podłogi stawać się coraz ciemniejszą, aż w końcu brunatnoczarną… Gdzieniegdzie widział jasne, lśniące smugi czegoś mokrego… Woda? Za ciemna… Atrament? Nie…
Choć nie mógł rozpoznać koloru, czuł, że to na co patrzył było jego… pochodziło od niego… Krew.
Gdy tylko jego świadomość została porażona tą wizją, dostrzegł w rozpryskach fragmenty kości… i jakiejś tkanki.
Czy to był… mózg.
Do nozdrzy uderzyła ostra woń. Znajoma woń śmierci, strachu i osamotnienia. Była kwaśna, drażniąca gardło i osadzająca się słodkawo mdłym nalotem na języku. Odrobinę zardzewiała, odrobinę metaliczna, odrobinę oleista… Gęsta i lepka. Wypełniająca od środka i szukająca ujścia na zewnątrz.
Ferragus wiedział gdzie był i wiedział na co patrzył… wiedział co się właśnie stało.
Jego syn… jego kochany synek leżał pod ścianą… nie był w stanie go uratować, nie ochronił go gdy ten tego potrzebował.

Zawiódł.
Zawiódł.
Zawiódł.

Umysł drakona zaczął dziwnie drgać i skwierczeć jakby ktoś wyjął jego mózg i umieścił w gotującym się garze. Ból jaki z niego płynął był nieustanny i nie do opanowania. Ból którego nie dało umiejscowić się w ciele, ponieważ nie dotyczył on ciała… a ducha. Coś jeszcze się w Starcu budziło. Coś o czym zapomniał siedząc w bardce. Coś pierwotnego.
Sparaliżowany, osamotniony, zagubiony, przerażony, bezbronny i zdruzgotany… leżał w całkowitych ciemnościach, wpatrując się w ścianę, która nie chciała zniknąć nawet wtedy kiedy zamykał oczy, jakby ktoś z nożem i pochodnią, wykrawał i wypalał na jego powiekach horror którego był świadkiem.
Z każdą upływającą sekundą, która jawiła się niczym lata, obraz ten stawał się coraz bardziej detaliczny, coraz wyraźniejszy, coraz dokładniejszy.
„Przestań…” pomyślał Ferragus leżąc bezwładnie u granic swoich możliwości umysłowych.
„Przestań… Błagam cię… Przestań… Nie patrz… Nie patrz… NIEEE PAAATRZ!!!” krzyczał, lecz głos należał do kobiety.
Coś trzasnęło pod jego ciężarem i gad runął w mroczną przepaść, w ostatniej chwili dostrzegając martwe spojrzenie zmasakrowanego noworodka.
Był już blisko dna… skąd ciemność spozierała na niego, jakby wyzywała na pojedynek.
A Ferragusa wypełniała… bezbrzeżna wściekłość. Jego prawdziwa emocja. Ta która pozwoliła mu znaleźć się tu gdzie był w tej chwili.

Wtem jakaś obecność wyrwała go z paszczy mroku. Znów leciał nad miastem, obleczony w białe chmury, które miały ukryć jego obecność przed maskami. U dołu jednak nie czekały na niego spopielone szczątki, a nienaruszone wspomnienie królestwa w pełnej okazałości. Pośród budowli z piaskowca, muru lub gliny, dostrzegł wspaniałą budowlę okalaną zielonym i tętniącym życiem ogrodem. Jego bystre oczy wypatrzyły wśród kwiecia kobietę… młodą i piękną, która bawiła się z pawiami w berka. Jej długie rozpuszczone włosy, oraz delikatne i zwiewne sari, nasuwało na myśl Nimfetkę.
Po Deewani nie było jednak śladu, zupełnie jakby nigdy nie istniała.

Antyczny smok wylądował z hukiem przed dziewczyną, na jego ciele było widać pęknięcia i szczeliny po uszkodzonych łuskach… pod nimi nie było widać mięsa czy krwi, ale żar.
- Myślisz, że dam się złapać w te sztuczki… myślisz, że nie wiem co to Piekło? Wiem doskonale… ja w tym Piekle byłem… parę wieków. Nie zamykałem się w nim, ale zostałem uwięziony - sarknął gniewnie na powitanie.
Dziewczynka widząc monstrum, odwinęła się i zaczęła uciekać z krzykiem i płaczem, a w ślad za nią i pawie, które były równie odważne co ich właścicielka.
Gad zionął ogniem, a płomienie niczym żywe węże otoczyły dziewczątko, odcinając jej drogę ucieczki.
- Co tu się na wszystkie światy otchłani dzieje? - syknął w kolejnym popisie “dyplomacji”.
- Ja nic nie zrobiłam, nie rób mi krzywdy… ja tylko chciałam pobawić się z pawiami - zaszlochała skulona tancerka, nakrywając głowę rękoma w geście obronnym i dziecinnie bezradnym.
- Taaak… to co to było za wciąganie mnie w swoje emocje? - burknął smok, starannie ukrywając “słabość” jaką miał do swojej nosicielki i jej wszystkich wcieleń (no… może poza Laboni), kładąc się i przyglądając podejrzliwie. - Narzucanie mi swoich lęków i bólu… mam wystarczająco dość takich przyjemności, w postaci własnych wspomnień. Twoich.. waszych nie potrzebuję.
Gad posłyszał szum myśli, gdy kobieta próbowała zrozumieć i dojść do tego o czym on mówił, w końcu pokręciła bezradnie głową i wygięła usta w podkówkę.
- N-nie rozumiem… o czym mówisz. - To była prawda, po “spadającym” wspomnieniu nie było śladu w umyśle bardki.
- A gdzie jest Deewani? - syknął jaszczur rozglądając się dookoła.
Dziewuszka również się rozejrzała, gładząc kosmyk włosów w nerwowym tiku.
- No… nooo… gdzieś się może ukrywa? Nie wiem - odparła przepraszająco, spuszczając potulnie wzrok na trawę. - Ona lubi się ukrywać… pewnie wróci jak się znudzi.
- Jak ją złapię… to spuszczę jej takie manto, że się nie pozbiera… - Starzec rozglądając się dookoła rzucał groźby na wiatr. No bo co mógł zrobić kawałkowi osobowości? Mniej rzeczywistemu niż on sam. Dookoła smoka zaczęła rosnąć grota pokryta kawałkami klejnotów powbijanych w ściany.
Młodziutka tawaif pisnęła w strachu i czmychnęła czym prędzej do wnętrza wielkiego apartamentu, by po chwili wrócić do swojej twórczyni, gdzie czuła się najpewniej.
Wkrótce umysł Kamali pogrążył się we śnie i na kilka godzin, nastała spokojna i cicha ciemność, naznaczona sennymi mirażami.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 20-10-2018, 17:17   #187
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Chaaya wybudziła się, podświadomie czując, że ktoś ją obserwuje. W półmroku powoli wstającego dnia dostrzegła parę ślepek, wpatrujących się w nią uparcie, za każdym razem, gdy smoczy posłaniec przelatywał nad jej głową.
Dholianka ziewnęła przeciągle, po czym “szusznęła” na stworka, który popiskiwał chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Jak mi obudzisz kochanka… - odezwała się w smoczym. - To dostaniesz prztyczka w nos… - zagroziła, ponownie ziewając i wyciągając rękę po zwój.
Pyrausta coś tam po swojemu popiskała urażonym tonem, choć najwyraźniej smoczy nie był jej obcy. Bo popiskiwała ciszej.
Pergamin zaś był zaproszeniem na spotkanie. Był tam opis miejsca i podany czas.
- Odpowiedź… odpowiedź… - Smoczek wreszcie raczył się odezwać w zrozumiałym (bo drakonicznym) języku.
Kobieta pomasowała się po karku, wzdychając ciężko. Nie miała chyba ochoty na kolejne spotkania z ludźmi i nieludźmi na najbliższe kilka dni, ale miała niepokojące wrażenie, że komu jak komu… ale temu klientowi nie można ot tak odmówić.
- Dobrze… przyjdziemy - stwierdziła polubownie. - Mam ci to napisać, czy zapamiętasz?
- Zapamiętam… - mruknął gad. - Przekaże… mamy oko... na was.
Stworek zafurkotał skrzydełkami unosząc się wyżej.
Bardka opadła na poduszkę z cichym westchnieniem.
- Dziękuję i do zobaczenia. - Pożegnawszy się, wtuliła się w tors śpiącego mężczyzny i spróbowała wrócić do przerwanego snu.


Pobudka zaczęła się od dotyku, od przyjemnego muśnięcia na skórze... delikatnego dreszczyku, rozchodzącego się od łydki w górę. Wcale nie zachęcał on do opuszczałania łóżka przez dziewczynę, która mruknęła coś niezrozumiale, poruszając się niespokojnie na granicy snu i jawy.
- Głowa… mnie boli - obwieściła sennie, kryjąc podstępny uśmiech pod poduszką.
- Czy ja mówię, że masz coś robić? - Usłyszała w odpowiedzi, czując dotyk palców i ust kochanka na swej prawej nodze. Zapewne wspominając wczorajszy pokaz tawaif, delektował się tym co miał pod ręką, wodząc językiem po nodze, a czasem kostce tancerki.
Kurtyzana fuknęła sennie, nakrywając policzek kołdrą i przymknęła na chwilę powieki.
- A więc leże jak kłoda i zobaczymy jak długo… wytrzymasz - odparła trzpiotnie, przeciągając się z cichym jękiem w pieleszach. - Mieliśmy posłańca w nocy… Archiwista zaprasza nas na spotkanie. Zgodziłam się, bo… obawiam się, że nie mamy wyboru na nic innego.
- Miedziane smoki nie słyną z agresywności - mruczał czarownik, rozkoszując się zdobyczą niczym duży kocur. Złotoskóra czuła jego pieszczoty, nienachalne i leniwe i… dziwne. Jarvis nie wydawał się pieścić jej ciała, by przypodobać się jej i zyskać przychylność. Ot, rozkoszował się chwilą.
Kamala mruczała przez chwilę, wtulając się w poduszkę i zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Wie o nas za dużo… i jest dość wpływowy, by nam uprzykrzyć życie… nie chcę by Nvery znowu był gnębiony przez wampira… i nie chcę byś ty miał problem z którymś z nieumarłych. - Jakaś nutka zazdrości pobrzmiewała w jej zaspanym głosie, lub ewentualnie, przez pierze jej ton był nieco zniekształcony.
- Skoro to tylko spotkanie, to może nie będzie tak źle - odparł przywoływacz, tuląc łydkę Sundari do policzka i łaskocząc jej skórę włosami. - ...śliczna.
- Może… - Bardka napięła mięśnie w nodze i pogładziła wielbiciela po policzku, wyjątkowo delikatnie, jakby robiła to ręką.
- Dobrze spałeś?
- Przyjemnie… miałem wygodne poduszki - stwierdził mag, głaszcząc kochankę po nodze opuszkami palców.
Wygodne poduszki, no tak… spał na jej klatce piersiowej, wtulając czuprynę w biust. - A ty? Jak ci się spało?
- W porządku. Spokojnie… - odpowiedziała, po czym wyjaśniła. - Nie miałam żadnych snów… a przynajmniej nie pamiętam, więc… wypoczęłam psychicznie i fizycznie.
- Będę musiał to sprawdzić… - mruknął “złowieszczo” Smoczy Jeździec, ale jego pieszczoty nie nabrały ani intensywności, ani lubieżności. Ot, rozkoszował się ich małą sielanką.
- Musieć to ty musisz odwiedzić Dartuna… przynieść mu śniadanie i jakiś lek, na ból głowy… o i jak już jesteśmy przy jego temacie tooo… dam ci pewną książkę, która trzeba mu podrzucić, tak, by się nie zorientował.

Chaaya podłożyła poduszkę pod głowę i ostatecznie otworzyła oczy, by móc obserwować rozmówcę spod zmrużonych powiek.
Jarvis zaciekawił się i trochę zaniepokoił, jednak nie na tyle, by pozwolić uciec, pochwyconej już, zgrabnej nodze tancerki. - Jaką to książkę pożyczyłaś bez jego wiedzy?
Dziewczyna zaśmiała się jak psotny chochlik, po czym uśmiechnęła jak niewinna elfia wróżka.
- O duchach, jak przywołać, jak odwołać… takie tam, chciałam się trochę podszkolić z tej dziedziny.
- Chcesz wywoływać duchy? Nie wystarcza ci, że elfie... same nas odwiedzają? - W ramach “karcenia” mężczyzna delikatnie ukąsił ją w łydkę, ale dreszczyk jaki tawaif poczuła , był mało bolesny.
- Skupiałam się raczej na odwoływaniu… - odparła. - Nvery chciałby pomóc swojemu zmarłemu koledze… uznałam, że powinnam co nieco poczytać, bo nie mam zbyt dużej wiedzy na temat nieumarłych bytów. Chodź tu do mnie - poprosiła na koniec, klepiąc miejsce obok siebie.
Ukochany posłusznie ułożył się obok niej.
- Nie lepiej wynająć jakiegoś kapłana, albo nekromantę? Duchy bywają problematyczne.
Kobieta pogładziła go po torsie, po czym się do niego przytuliła, ocierając się noskiem o jego obojczyk.
- Na cmentarzu są ukryte skarby, których strzeże duch… pokazanie tej kryjówki obcemu mogłoby zwiększyć ryzyko rozkopywania szczątków. I duch i Nvery tego nie chcą.
- No tak… elfi cmentarz pełen jest skarbów - zreflektował się mężczyzna, obejmując kochankę ramieniem i tuląc do siebie. - I co wyczytałaś z księgi?
- Nooo… że pokonane w walce duchy wracają następnego dnia i najlepiej to pomóc im załatwić sprawę, która nie pozwoliła im spocząć… podobno wiele z nich wie co to za sprawa i tylko udają, że nie wiedzą… - Zaczęła opowiadać Dholianka, całując delikatnie bladą skórę.
- Święte symbole i ogólnie woda święcona pomagają z odpędzaniu nieumarłego, no i nie każda broń na nie działa.
Jej pocałunki rozpraszały nieco Jarvisa, który leniwie muskał opuszkami palców szyję bardki. - Mhmm… Skoro elf nie chce powiedzieć jaką to nie załatwioną ma sprawę, to… jak go zmusić do tego?
Kurtyzana uśmiechnęła się jak przebiegłe lisiątko, wtulając się bardziej w ukochane ciało.
- To już nie mój problem, a Nveryiotha, ja tylko zapewniam mu mentalne wsparcie i wiedzę… - wyjaśniła, łaskocząc męską pierś wargami.
- Acha… a ja mam taki problem… że pochwyciłem jedną taką ładną dziewuszkę o zgrabnych nogach i pupie. I ona sprawia, że nabieram ochoty na konsumpcję. I co my zrobimy z tym problemem? - zażartował czarownik, pozwalając kochance na wszelkie zabawy ze swoim torsem, jakie przychodziły jej do głowy.
- To faktycznie bardzo poważny problem - stwierdziła Chaaya, czerpiąc wielką przyjemność z bliskości ich nagich ciał. Najwyraźniej podobały jej się wszelkie czułości, tulania, głaskania i tym podobne. - Czy mam się nią zająć, by dała ci spokój? - spytała na moment milknąc, by zostawić różowy ślad po swoich ustach w miejscu gdzie wyczuła bicie serca jej partnera.
- No nie wiem … a jak planujesz się nią zająć? - Ten mruczał, sięgając niżej i zaciskając delikatnie palce na pośladkach dziewczyny, co wywołało mimowolny uśmiech zadowolenia na jej twarzy.
- Złapałabym ją za włosy i wyrzuciła przez okno - syknęła złowróżebnie, podgryzając magika w szyję jak dzikie zwierzątko. - A później pokazałabym ci gdzie kończą mężczyźni którzy łapią śliczne dziewczęta.

Bardka zaśmiała się jak postliwy elfik, niwecząc “krwiożerczy” nastrój jaki próbowała zbudować. Chwilę pokokosiła się w ramionach leżącego rozmówcy, szukając jakiejś przyjemnej pozycji do dalszych pieszczot, ale ostatecznie została tam gdzie była, nieruchomiejąc nieco i milknąc.
Mężczyzna ozwał się cicho i ostrożnie, jakby dzielił się z kochanką jakąś wielką tajemnicą. - Chyba chwyciłem tą trzpiotkę za pupę…
Kobieta zadarła głowę, by móc popatrzeć na przywoływacza, ale jedyne co mogła dostrzec to jego szyję i brodę. Westchnęła więc polubownie.
- A miła w dotyku? Miękka? - Zapytała z ciekawskim tonem w głosie, wyswobadzając jedną swoją rękę. - Jędrna i gładka? Fajnie się trzyma? - Jej rozczapirzone paluszki sunęły po boku Jeźdźca, aż nie zatrzymały się na chudych biodrach, skąd blisko było do jego pośladków. Chwyciła jeden, sprawdzając jego sprężystość i coś pomruczała pod nosem, kiwając czupryną na boki.
- Bardzo miła w dotyku, taka mięciutka poduszeczka, okrąglutka. - Jarvis mruczał w odpowiedzi, ugniatając drapieżnie krągłość, którą pochwycił. - Idealna pod moją dłoń.
- Opisz mi… przekaż dokładnie co czujesz - poprosiła tancerka, unosząc się na łokciu, by móc ucałowac kochane usta.
W głowie Smoczego Jeźdźca pojawiła się łagodna wizja deszczu w gęstym, tropikalnym lesie, gdzie kobieca dłoń gładziła mięsisty liść dorodnego fikusa.
- Bardzo mięciutka, delikatna skóra… gładziutka, ciepła. Jak ścisnąć, to jakby poduszkę pełną pierza chwycić... tego najbardziej delikatnego pierza… a jaka sprężysta - wyjaśniał chłopak, spełniając kaprys złotoskórej.

Kamala zaśmiała się wyraźnie rozbawiona, lecz to nie odpowiedź ją rozbawiła, a przynajmniej czarownik nie miał poczucia, że śmiała się z niego.
- Na przyszłość wiedź, że nie ładnie przyrównywać kobiece wdzięki do zwykłych poduszek… nawet tych najdelikatniejszych - odparła z rozczuleniem, wracając dłonią do męskiej twarzy, by zgarnąć mu kosmyk włosów z czoła. - Nasuwa to mało przyjemne wrażenie… przynajmniej u ludzi z pustyni. My nie przytulamy się do poduszek… my na nich siadamy zamiast krzeseł - wytłumaczyła spokojnie, podczas gdy obraz w głowie słuchającego nieco się zmodyfikował. Palce zsunęły się z liści do delikatnych pąków, skubijąc je tak, jak skubane były jego włosy. - Wolałabym, żebyś na mnie nie siadał… ale zawsze utule twoją głowę do snu… zawsze - przyrzekła cicho, łaskocząc koniuszkiem języka dolną wargę maga, który poczuł w swojej wyobraźni rześki smak, spływającej po roślinności wody.
- Nie ma za wiele rzeczy równie mięciutkich i przyjemnych jak twój tyłeczek… - Ten ugniatał leniwie swą zdobycz, uśmiechając się czule do kusicelki. - Do czego innego mógłbym porównać?
- Nie wiem… nie siedzę ci pod czaszką - zachichotała Sundari z dziecinną błazenadą. - Ale skoro to co czujesz najlepiej odpowiada poduszce to nie będę się spierać, choć pamiętaj, że mam ząbki… i w razie jakiś prób przygniatanie mnie… pogryzę i to dotkliwie - zagroziła, grożąc paluszkiem. To mógł być błąd… bo mężczyzna nagle pochwycił ów palec zębami, acz delikatnie. Wargi muskały opuszkę palca, a język lizał skórę. Na szczęście kurtyzana tego nie żałowała, uśmiechając się tylko w roztkliwieniu. Orzechowe oczy błyszczały od powoli rosnącego pożądania, uważnie przyglądając się zabiegom kochanka. A on z premedytacją tańczył czubkiem języka po jej palcu, powoli i bez pośpiechu. Delektował się sytuacją, wpatrując w oczy bardki.
Znała zresztą jego taktykę, powolnego rozpalania jej zmysłów, rozgrzewania ciała... aż stawało się dzikim wulkanem namiętności, gotowym rzucić się na niego, by wycisnąć z niego rozkosz.

Dholianka milczała dłuższą chwilę, chłonąc każdy szczegół przed sobą, w końcu zarumieniła się dostatecznie mocno, co znaczyło, że przywoływaczowi udało się w końcu rozniecić ogień w palenisku. Wprawdzie nadal nie za duży, ale nie groził nagłym zgaśnięciem przy najdrobniejszym powiewie bliżej nieokreślonych niepowodzeń.
- Jarvisie… powiedz mi, czy ja… zaspokajam cię duchowo tak jak i cieleśnie? - Dziewczyna przerwała milczenie, chowając wilgotny paluszek do swoich ust, jakby próbowała na nim słodkiego kremu.
- Tak… lubię nie tylko figlować z tobą Kamalo. - Mężczyzna uniósł nieco głowę i cmoknął kurtyzanę w czubek nosa. - Lubię twoje towarzystwo.
W odpowiedzi uśmiechnęła się tylko wyraźnie uszczęśliwiona, spontanicznie postanawiając przytulić się ciasno do smukłego ciała obok.
- Chodźmy coś zjeść! - Zawołała radośnie, zapominając na chwilę o zmaganiach magika z jej podnieceniem.


Poranne danie było miejscową specjalnością i składało się z żółwich jaj gotowanych do lekkiego ścięcia, ostrożnie otworzonych i gotowych do posypania ziołami i przyprawami, które to wypełniały czarki stojące dookoła posiłku. Do tego grzanki i różany likier do popitki.
Jarvis rozwiał obawy Chaai mówiąc, że ten akurat trunek jest bardzo lekki jeśli chodzi o możliwość upojenia. Trzeba byłoby wypić duszkiem ze cztery butelki by zadziałał.
Bardka więc ochoczo zabrała się do jedzenia, może nawet nazbyt ochoczo jak na osobę, która podobno cierpiała na “ból głowy”. Możliwość spróbowania czegoś nowego, wyraźnie ją pobudzała i rozpromieniała, do tego stopnia, że przez cały posiłek nie odezwała się ani słowem, krusząc zioła nad jajkami, mieszając płynne żółtko z lekko ściętym białkiem, smarując chrupkiego tosta, czy siorbiąc ostrożnie nalewki, aż na talerzu nie pozostał nawet ślad po strawie.
- Achhh… mogłabym tak jeść codziennie… tylko z wariacją warzyw - rzekła w końcu, zbierając opuszkami okruszki z blatu stołu.
- Zauważyłem coś - odparł z uśmiechem czarownik, który przez cały ten czas przyglądał się dziewczynie. - Poznałem to, co chyba ci umykało. Wiem, co lubisz… ty jesteś łakomczuszek i smakoszka. Lubisz smakować nowe potrawy.
Dholianka drgnęła niepewna jak ma zareagować. Zarumieniła się zmieszana, spuszczając wzrok na podołek.
- M-myślisz, że to lubię? - spytała speszona, uśmiechając się głupiutko, bo zupełnie nie wiedziała co począć z taką informacją o sobie. - Czy to… dobrze?
- Promieniejesz… jak kosztujesz nowych potraw. Wręcz kusi, by cię karmić jak ulubioną wiewiórkę. Oczywiście potem należy zadbać, byś miała okazję do wysiłku i nie zaokrągliła się - odparł żartobliwie mężczyzna i dodał. - Tak… to dobrze, że jest coś co lubisz. I przyjemnie patrzeć na ciebie w tak wesołym nastroju.
- Promienieję… - Tawaif powtórzyła po nim jak papużka, wciąż nieco zakłopotana. - Lubię jeść… ja lubię jedzenie - mruczała pod nosem, jakby starając się przyzwyczaić do tej oczywistości. Po czym podniosła wzrok, przyglądając się czujnie ukochanemu.
- Nie podobają ci się kobiece kształty? Wolisz… chude?
- Podobają mi się twoje kształty - wyjaśnił rozbawiony przywoływacz i nachylił się uśmiechając się “złowieszczo”. - Ale skoro twój brzuszek jest pełny jedzonka, to… mam powód, by cię porwać do pokoju, rzucić na łoże i kochać tak długo z tobą, aż padniesz bez sił… prawda?
Kurtyzana westchnęła, biorąc kosmyk włosów, którym zakryła sobie szeroki uśmiech na ustach.
- Aiya… nie chcę być uszczypliwa ale z naszej dwójki to ty często… padasz bez sił - odparła zadziornie.
Jarvis rozparł się w krześle, nie dając tak łatwo za wygraną.
- Jestem gotów na kolejną bitwę, by zmusić cię do zmiany zdania - odparł z uśmiechem. - Jestem pewien też, że są rzeczy, które szczególnie lubisz… na przykład w alkowie.
Kobieta wstała od stołu wesoło się śmiejąc.
- W takim razie chodźmy do pokoju… i sprawdźmy jak wytrwały być potrafisz oraz jak dobrze zdążyłeś mnie poznać.
- Dobrze… - Magik podążył za nią, wodząc lubieżnie wzrokiem po jej krągłościach i rozpraszając wszelkie jej wątpliwości co do ewentualnego braku na nią apetytu u siebie.

Ledwie dotarli do komnaty, ledwie Kamala zamknęła drzwi… a już jej ukochany dociskał jej ciało do nich, obsypując żarliwymi pocałunkami usta i szyję.
Sundari mimowolnie się uśmiechnęła, rozluźniając się i poddając czarownikowi, tak, jak kawałek drewna poddawał się obróbce sprawnego rzeźbiarza.
Było coś w tej ciasnej bliskości co uzależniało. Im mocniej czuła na sobie ciężar partnera, tym była spokojniejsza. Im ciężej było oddychać, im boleśniej drzwi wbijały się w plecy, tym bezpieczniejsza, o ironio, się czuła. Zupełnie jakby znalazła się w kokonie, gdzie nikt i nic nie mogło jej dopaść. Jakby pawęż pełna czułości czułości i pożądania chroniła jej ciało przed atakami.
A gdy dołączyć do tego żarliwe usta, odciskające się gorącym piętnem na jej skórze, bardka zamieniała się w gorące źródełko, coraz trudniejsze do utrzymania w ryzach umięśnionych ud.
- Uważaj… bo pomyślę, że cię głodzę - odezwała się żartobliwie, odnajdując wargami wargi mężczyzny, by móc na chwilę się im oddać.
- Im więcej smakuję, tym więcej pragnę. - Jarvis opadł na kolana i zaczął podwijać damskie szaty, by dobrać się do jej lśniącego skarbu.
Był bardzo wygłodniały i dziki… gdzieś zniknęła ta cierpliwość z poranka.

Dziewczyna zabujała się na palcach i przygryzając usta, wsparła obie dłonie na głowie przywoływacza, przyjemnie masując i drapiąc jego skórę.
- Nie tylko ja tu jestem łakomczuchem… to pocieszające - odparła rozczulona.
- Strasznym… łakomczuchem… - Smoczy Jeździec bezczelnie pozbawił ją bielizny, odsłaniając jej intymny zakątek… tylko po to, by rozsmakować się w nim, muskając go językiem i ustami. Mało subtelnie, ale z dużym entuzjazmem. Zupełnie jakby był innym niż zazwyczaj kochankiem. Tym razem energia przeważała nad precyzją… pieszczoty były silne, acz mało finezyjne.
Złotoskóra westchnęła głośno, opierając głowę o framugę drzwi. Na chwilę zabrakło jej tchu w piersi, oszołomiona dość agresywnymi doznaniami. Wyglądało jakby jej towarzysz dokądś się spieszył, albo był czymś rozdrażniony i próbował zająć swoje myśli.
~ Nie ucieknę ci… ~ Przekazała swoje myśli poprzez telepatię. ~ I nie przeszkadza mi, jeśli nie masz czasu na rozpalanie mnie…
~ Kamalo… mogę być delikatny i spokojny… i precyzyjny… ~ Gdy tak mruczał w odpowiedzi, jego język niczym pędzelek malarza, muskał czubkiem wrażliwe obszary jej podbrzusza. ~ Jeśli chcesz… ale uznałem, że najpierw udowodnię ci moje łakomstwo.
Tancerka zadrżała, starając się nie jęknąć zbyt głośno. Jej palce zaciskały się i rozluźniły na głowie kochanka bez udziału świadomości.
~ Zaskoczyłeś mnie… przepraszam ~ Jej przekaz był duszny i urywany. ~ Źle odebrałam...
Niestety, a może stety, więcej nie mogła z siebie wykrzesać, zbyt mocno rozkojarzana pieszczotami.
~ Nie myśl. Poddaj się chwili i pragnieniom ~ polecił jej mag, wracając do drapieżnej zabawy, przerywanej wręcz romantycznymi muśnięciami języka na jej drżących udach. ~ Masz śliczne nóżki i pupę i brzuszek i piersi. Tyle miejsc do wycałowania.

Dholianka posłuchała rady i skupiła się na czerpaniu przyjemności. Nie starała się walczyć, a wychodzić naprzeciw spełnieniu, które spięło w spaźmie jej ciało, przyoblekając dół pleców o gęsią skórkę.
Chaaya dyszała cicho, wpatrując się w sufit i głaszcząc klęczącego jak dobrze ułożonego pupilka. W tym ruchu było jednak wiele czułości i wdzięczności, za to, że ten wybrał trwać przy jej boku.
- Czyżby to miód na moje uszy wylał się z twoich słodkich usteczek? - spytał czarownik, gdy posłyszał jej cichą fanfarę na cześć ekstatycznej fali przetaczającej się przej ciało.
Tawaif spojrzała w dół na mężczyznę, łapiąc go pod brodę.
- Nie wiem jak to robisz, że zawsze ci się to udaje - poskarżyła się z wyraźnym utrapieniem wymalowanym na jej twarzy. - Tyle lat byłam… nie ważne kim byłam… i nigdy nie zapomniałam fachu jakim władam. - Klęknąwszy scałowała z ust wybranka swoje słodkie soki, po czym zaczęła rozpinać mu spodnie. - Jakbym co noc była dziewicą, której rozpustny dżin pokazuje tajemne życie kochanków. Bądź przeklęty Jarvisie.
- Po prostu… pozwoliłem ci być troszkę samolubną. - Ten odparł cicho, głaszcząc ją czule po głowie. - Delektować się tym co łączy mężczyznę i kobietę w alkowie. Co budzi ten sam żar w ich krwi. Jesteś wyjątkowo fascynująca… wtedy.
Bardka popatrzyła na rozmówcę z zachowawczym uśmieszkiem.
- Samolubną… Fascynująca… - Zmarszczyła lekko nosek, przez co wyglądała jak wściekła ryjówka. - Co cię skłania by twierdzić, że jestem wtedy taka fascynująca… opowiedz mi o tym - poprosiła wyraźnie zaciekawiona tą kwestią, dobierając się palcami do czarodziejskiego fleciku, na którym Umrao uwielbiała wygrywać miłosne dźwięki.
- Jest w tobie ogień Kamalo. Ukryty głęboko… żar, który budzi się w gniewie i czasem w namiętności. Żar, który potrafi strawić twoje lęki swoim płomieniem - wyjaśnił swoje przemyślenia przywoływacz, przyglądając się jej działaniom na swojej dumie, w pełni gotowej do podboju wszelkich bram miłości kurtyzany.
- Wiesz… jesteś bardzo słodki gdy tak mówisz… - stwierdziła Sundari po pewnej chwili zastanowienia. - Słodki jak krem z gotowanego ciasta… - Jej obie dłonie chwyciły twarz Smoczego Jeźdźca i przyciągnęły do swojej, zmuszając go do pochylenia się. - Nadziewa się nim ciastka zwane w niektórych miastach ptysiami… - mruknęła zmysłowo, na chwilę łącząc ich usta w dość drapieżnym pocałunku, który został przerwany śmiechem.
- Aż nabieram ochoty by stać się takim ptysiem, pytanie tylko czy starczy twej słodyczy na moje ciałko.

Mała i podstępna nimfa, zerwała się na równe nogi z chichotem odbiegając ku stolikowi o który się oparła, prezentując swoje odkryte i jędrne walory jak na wystawie.
Zgrabne pośladki napinały się hipnotycznie, gdy kobieta przenosiła ciężar z jednej stopy na drugą i wyraźnie się naigrywając z mężczyzny, który sam skończył ze spodniami w kolanach na drugim końcu pokoju, by ruszyć niezgrabnie w kierunku pokusy jaką mu pokazywała.
- Z pewnością starczy… - zapewniał ją z łobuzerskim uśmiechem magik, coraz bliższy owej figlarnej psotki. Już była prawie w zasięgu jego dłoni wyciągniętych przed sobą.
Złotoskóra skorzystała z okazji i ściągnęła przez głowę niewygodną suknię, zrobiła to w punkt, bo w momencie zdjęcia, została momentalnie pochwycona.
- Nie strasz, nie strasz… pokaż - odparła lubieżnie, ocierając się swoimi skarbami o dumę kochanka.
- Uważaj… bo życzenia się spełniają… smakoszko… - Jego dłonie zacisnęły się władczo na jej biodrach, a duma równie władczo podbiła wilgotny zakątek.
Silny sztych wprawił jej ciało w drżenie i poruszył lekko jej piersi. Kolejne były już tylko silniejsze. Jarvis delikatny nie był w swoim uporze pokazania jak duży apetyt w nim budzi. Ale czy musiał? Żar, o którym mówił, przecież już płonął w ich lędźwiach.
Tawaif opadła na blat jęcząc głośno jak rozpustnica, którą wszak potrafiła być. Wiła się niespokojnie, wyraźnie pobudzona i zadowolona zarazem.
To było to czego chciała, czego pragnęła. Było idealnie.
“Niestety” do czarownika szybko dotarło, że nie złapał on nimfy, a podstępnego sukkuba, który zwabił go, by w pełni wykorzystać.
Bitwa na wytrzymałość właśnie się rozpoczęła, a on wiedział, że i tak pójdzie na dno. Mógł się jedynie postarać, by zabrać tam ze sobą swoją partnerkę. A że miał doświadczenie w podobnych bojach, to… bitwa mogła być pełna niespodzianek.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 22-10-2018, 17:42   #188
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Paro była spóźniona… była bardzo spóźniona. Jej boje z Jarvisem zajęły sporo czasu. Czarownik był wygłodniały i chętny do zaspokojenia tego głodu. Po całej nocy figli, poranek był równie intensywny. Czy był to efekt jego wigoru, czy jej talentów w prowokowaniu pożądania? Możliwe, że i tego i tego. Tak czy siak, dziewczyna jak zwykle mocno po czasie, ruszyła do przybytku Vittorio, w łódeczce zmizerniałego Marcello, który nie był skory do chwalenia się z przeżyć wczorajszego dnia.
Może to i lepiej, bo tawaif nie miała siły słuchać. Wprawdzie głowa jej nie bolała, a kac nie był zbyt ostry, ale zarywanie nocy nad książką o duchach, plus dziki seks, robiło swoje.
Na szczęście jeszcze tylko jutro i Chaaya będzie miała wolne od porannego wstawania i spędzania kilku godzin z łowczynią. W końcu będzie miała czas dla siebie, choć jeszcze nie zdecydowała, jak ów czas spożytkuje. Może znajdzie sobie nową pracę? Lub nauczy się czegoś nowego?

Karczma “Pod rogiem i baryłką” jak zwykle o tej porze świeciła pustkami, tłusty właściciel za barem leniwie polerował kufle do piwa, tylko przelotem sprawdzając, kogo do niego licho przygnało.
Złotoskóra uśmiechnęła się do mężczyzny, machając mu na przywitanie, po czym rozejrzała się po zacienionej sali w poszukiwaniu głupiutkiej uczennicy, przygotowując się na najgorsze.
Komentarz z wczorajszej randki.
Gamnira siedziała w kącie, najciemniejszym kącie. Ubrana zwyczajnie i lekko, choć jej postura była zgarbiona i nieco “wciśnięta” w krzesło. Musiała czekać dość długo, ale nie widać było po niej zniecierpliwienia. Tylko zmęczenie, a na policzku miała siniaka.
Tancerka podeszła do stolika z cichym stukotem obcasów o drewnianą podłogę. Popatrzyła z góry na przyjaciółkę, uśmiechając się do niej nieco zmartwiona.
- Powiedz, że ten kto ci to zrobił, skończył z amnezją w rynsztoku… - Odsunąwszy sobie krzesło, przysiadła się, opierając łokciami o stół.
- Nie… ale wylądował na deskach. - Uśmiechnęła się delikatnie traperka, muskając siniaka palcami. - Wygrałam… o ile dobrze pamiętam, dwie walki… albo trzy. Kamal chyba sześć.
- Gratuluje, jesteś niesamowita. - W głosie Dholianki nie było słychać nagany, a faktyczny podziw i… coś na kształt współczucia. - A Kamal oszukiwał… dlatego tyle wygrał, jest jak mój brat… podstępny łotrzyk, ale poczciwy. Przepraszam, że się spóźniłam… znowu.
Myśliwa zaśmiała się lisio.
- Opowiesz, że z szczegółami czemu się spóźniłaś, czy może zostawisz moją ciekawość nienasyconą? - spytała i zadumała się. - Swoją drogą… ciekawe czy damy kochają się jakoś inaczej. Muszą skoro wam to tak długo schodzi… u mnie to szast prast… i po sprawie.
- Jeśli by zredukować to co jest przed… oraz to co jest po… to u nas też jest szast prast i po sprawie - odparła rozbawiona kurtyzana, śmiejąc się cicho. - Później chwila przerwy i runda druga… trzecia… i później wychodzi na to, że jestem spóźniona. Chodź pokażę ci coś.
- Tak jest… nauczycielko. - Łowczyni wstała od stołu.

Kobiety wyszły tawerny i skierowały się do przystani, skąd Chaaya opłaciła przepłynięcie do miejsca w którym mieszkała. Stamtąd, nie mówiąc nic co mogłoby zdradzić dokąd się kierują, ruszyły spękanymi zaułkami, coraz bardziej oddalając się od rejonów zamieszkanych i coraz bardziej przybliżając się do ruin sporej budowli, wyuzdanej miłości, okalanej niskim murkiem.
- Byłaś tu kiedyś? - spytała bardka, pokazując palcem na wejście do środka. - To elfia świątynia… może rzucić trochę światła… na pewne sprawy.
- Mówią, że zaglądanie do opuszczonych świątyń przynosi pecha… zwraca uwagę elfich duchów, które w niej mieszkają - wyjaśniła cicho Gamnira, kręcąc głową w zaprzeczeniu.
- Pierwsze słyszę… u nas nie ma takiego przesądu. - Zdziwiła się jej mentorka, po czym ruszyła swobodnym krokiem do środka. - Gdybym miała przy sobie pewną książkę… podarowałabym ci ją w prezencie, niestety zostawiłam ją w domu. Nie bój się, to miejsce nie jest przeklęte, a duchy prawie w ogóle się tam nie pojawiają.
- U was nie ma nawiedzonych przez elfy miast. - Zaśmiała się pobierająca nauki kobieta, podążając w ślad za tancerką.
- Mamy całe cmentarne miasteczka… i piramidy… i katakumby… nie wspominając o tym, że piach zmieszany jest z prochem naszych przodków… Pustynia to jeden wielki cmentarz. - Śmiała się pogodnie Paro, po czym przystanęła na chwilę, przykładając dłoń do czoła i wytężając wzrok.
- Ach! Widzę słońce! - Zapiszczała radośnie, po czym dała nura w głąb sali.

- To jednak.. nie to samo… - oceniła tropicielka, wchodząc ostrożnie i rozglądając się po ścianach. Coraz bardziej czerwona na twarzy spytała. - Czy one na nas patrzą? Oczekują czegoś?
- Przestań tyle gadać i poprzyglądaj im się bardzo dokładnie - rozkazała bardka, wchodząc bosymi stopami na ołtarz, by móc wpatrywać się w niebieskie niebo. - O! I powiedz, która pozycja ci się najbardziej podoba, to cię jej nauczę.
- Ja nie czuję się tu… komfortowo… - pisnęła myśliwa, rozglądając się przez chwilę, a potem wpatrzyła się z coraz bardziej rozwartymi oczami na figlujące ze sobą dwie elfki w wielce wyuzdanej pozycji, która także eksponowała ich długie zgrabne nogi… czyli jej osobistą słabość.
- No daj już pokój… nie jesteś przecież dziewicą - obruszyła się Chaaya, zataczając zamaszyste piruety z szeroko rozrzuconymi rękoma w których trzymała pantofelki. - Sama chciałaś bym cię uczyła…
- Jeśli chodzi o to… to… jestem. - Gigantka wskazała drżącą dłonią, dwie pieszczące się elfki, których twarze “obserwowały” ją z lubieżnym uśmiechem. Spojrzała w innym kierunku i znów zaczerwieniła się. - Czy ona mu… między biustem? A tam.. naprawdę robią to w liczniejszych grupach. Czy to nie przeszkadza… ja wolałabym kameralnie… jak można… liczniej?

Kurtyzana westchnęła cierpiętniczo, zatrzymując się w pół kroku.
- Świat nie składa się z romansów rycerskich… ludzie… humanoidy są obrzydliwe, zwłaszcza gdy są rozpieszczone, bogate i znudzone, lub czegoś im w życiu brakuje - stwierdziła oschle, zeskakując z ołtarza i zakładając buty.
Łowczyni żyła w bańce. Może nie za pięknej, ale bezpiecznej. Pozwalała ona pozostać jej dzieckiem tak długo jak chciała. Kamala nigdy nie miała takich możliwości i fakt, że ktoś taki jak Gamnira miał prozaiczność, normalność, na wyciągnięcie ręki… bez wysiłku, bez wyrzeczeń, a jednak szukała czegoś innego, doprowadzał ją do furii.
Świat był niesprawiedliwy.
- Może przyprowadzenie cie tu było błędem… chodźmy gdzieś indziej.
- No... nie… nie zamierzam… się cofać - mruknęła speszona siłaczka, rozglądając się po rzeźbach. - Wszystkie one wydają się takie zadowolone… nie wiem… która pozycja dałaby mi najwięcej przyjemności i byłaby prosta dla partnera?
Chaaya niestety wiedziała. Musiała wiedzieć, by móc zadowolić klientów, nawet nie kochanków. Na wszystkie ziarnka Rozgrzanych Piasków, ile by dała za ignorancję.
- Jest różnica między kobietami i mężczyznami… najpierw sprecyzuj płeć swojego partnera - stwierdziła polubownie, jak zwykle poddając się nurtowi życia. Walka była bolsena i męcząca oraz nie gwarantowała sukcesu. Co się stało to się nie odstanie. Urodziła się kurwą i jako kurwa umrze, pytanie tylko czy przy ciele kogoś kogo kocha, czy kogoś komu służyła.
- Mężczyzna… wiesz… przecież, że kobiety mnie pociągają, ale... - mruknęła traperka, zerkając co chwila figury elfich piękności o zgrabnych, długich nogach.
- W takim razie zacznijmy od podstaw. - Dholianka zrobiła zapraszający gest i powiodła myśliwą do lewego rogu pomieszczenia, pokazując płaskorzeźbę.
- Pozycja numer jeden. Na stojącą łyżeczkę. Kobieta stoi twarzą do ściany, może się o nią opierać rękoma, mężczyzna jest z nią, biorąc ją od tyłu. Jedną rękę pieści jej pierś a drugą łechtaczkę… wiesz co to łechtaczka? - Bardka pożałowała pytania w tym samym momencie, kiedy je wypowiedziała. - Nie ważne… później ci pokażę. - Wskazawszy rząd rzeźb, powiodła kobietę do następnego “okazu”.
- Pozycja numer dwa. - Złotoskóra pogłaskała głowę leżącej elfki, którą zdobywał na stojąco kochanek. - Równie prosta co pierwsza, ale przynajmniej nie musisz się wypinać i jak jesteś mocno pijana to bliżej masz do podłogi. Zasady są te same co poprzednio… o a tu jest to o czym ci mówiłam. Ma to pod kciukiem, przyjrzyj się dokładnie.
- Acha… - Wymruczała cicho Gamnira, nachylając się, by im przyjrzeć owemu szczegółowi. - A która jest twoją ulubioną? No chyba, że jest bardzo skomplikowana, to nie muszę wiedzieć.
- Lubię wszystkie - skłamała gładko tawaif, uśmiechając się liso. - Pod warunkiem, że uczestniczy w niej jeden kochanek… trójkąty i inne tego typu zgrupowania odbywają się z niewolnicami. Szanująca się dama z pustyni nie kocha się z kilkoma na raz.

“Tego akurat nie można o tobie powiedzieć” sarknęła Laboni, rechocząc jak stara ropucha. Kamalaundari zignorowała wspomnienie swojej opiekunki i ruszyła do kolejnej rzeźby.

- Pozycja numer trzy. Do góry nogami. Oboje partnerów leżą… no prawie. Mężczyzna leży na plecach, a kobieta pieści go ustami, samej pozwalając na to samo jemu. W tej pozycji możesz się też kochać z kobietą, to dość uniwersalne.
- Ja tam… nie wiem czy bym mogła z kobietą. - Uczennica szepnęła wstydliwie i dodała głośniej. - A już na pewno nie… w licznej grupie. Bym się pogubiła, co i jak i kogo - zażartowała, próbując pod śmiechem ukryć zakłopotanie i fakt, że kilkakrotnie zerkała na nogi Chaai od czasu wejścia do tego przybytku.
- Tak czy siak… jeśli wieźmiesz do ust mężczyznę, skup się na jego… główce - ciągnęła niewzruszona kurtyzana, kucając przed jednym ze skamieniałych kochanków, opuszkiem palca zataczając kółeczko na szczycie jego włóczni. - Lizanie i ssanie jest dla nich przyjemne, ale nie strasz zębami, bo jak im szybko stanął, tak im ze strachu jeszcze szybciej opadnie. Są mocno przewrażliwieni na punkcie swojej “dumki”. Co się zaś tyczy kobiety, lizanie i ssanie… ale tu jest pewien szkopuł. Nigdy nie liż łechtaczki na boki, zdecydowana większość tego nie lubi i od razu się wścieka. Bezpiecznie jest góra i dół, oraz na około.
- Acha… - mruknęła czerwona na twarzy Gamnira i rozejrzała się nerwowo. - Nie.. masz wrażenia jakby… one oczekiwały czegoś od nas? Te kamienne elfy?
- Zapraszają nas byśmy do nich dołączyły… dla nich to czysta zabawa, gdy idziesz z kumplami do baru to oczywistym jest, że z nimi będziesz piła… prawda? - Spytała beztrosko kurtyzana, wstając na równe nogi i bujając się na obcasach spojrzała ku wyjściu. - Powinnyśmy się niedługo zbierać, bo tylko im przeszkadzamy.
- Zapraszają to… znaczy…. mamy te rzeźby dotykać? - dopytywała się łowczyni, trochę uspokojona zapowiedzią opuszczenia tego miejsca.
Dholianka przewróciła oczami i chwyciła tropicielkę za rękę, ciągnąc ją ku wyjściu. - Nie głuptasie… siebie mamy dotykać. Nawzajem. Dołączyć do nich jako kolejna para kochanków - wyjaśniła, po czym odwróciła się na chwilę do sali.
- Wrócę tu wieczorem z Jarvisem… wytrzymajcie trochę! - Zawołała jak do starych dobrych przyjaciół, śmiejąc się wesoło, nawet wtedy gdy już obie dotarły do kanału.
- Jak ci się podobała wczorajsza randka? - zmieniła nagle temat, szukając wolnej gondoli.
- Było miło… jak się rozdzieliliśmy… ale nie wiem czy to była randka, czy popijawa z kumplem. - Wzruszyła wielkoludka, drapiąc się po czuprynie. - Odprowadził mnie do domu.
- To miłe z jego strony… - odparła bardka zamyślona. - Trochę ci się wczoraj przyjrzałam… musimy popracować jeszcze nad paroma kwestiami i jutro odbędziesz wielki test. Spotkasz się z moim bratem i powalisz go na kolana swoją delikatnością i kobiecością. Oceni twój makijaż, ubiór, fryzurę, chód, zachowanie przy stole, oraz sposób wypowiadania się. Masz to potraktować jako śmiertelnie poważną próbę. Zrozumiano?
- Ale… on? Nie powinien ktoś inny? - zapytała się zaskoczona tym traperka - Bo nauczyciel musi mieć respekt u ucznia. A ty wpierw mnie ośmieszysz przed bratem, a potem oczekujesz że go czegoś nauczę.
- Tak… on będzie w tym najlepszy. Zna twoją sytuację, jest na bieżąco ze wszystkim przez co przechodziłyśmy, no i najważniejsze… ma mnie za siostrę - wyjaśniła tawaif, łapiąc przepływającą łódkę, po czym dała wytyczne co do miejsca kolejnej destynacji.
- Nie przejmuj się… on nie ocenia. To znaczy ciebie będzie oceniać, ale nie w takim sensie. Nie musisz się przy nim wstydzić, bądź po prostu sobą… a on będzie sobą na waszym treningu i zobaczysz wszystko się ułoży.
- Mam złe przeczucia po prostu… myślę, że z obcym byłoby łatwiej. - Westchnęła smętnie druga z dziewczyn i zadała pozornie zwyczajne pytanie, choć przypominające nieprzyjemne wydarzenia. - A jak było z twoją pierwszą randką?
- Nie miałam pierwszej randki… - odparła złotoskóra, drapiąc się po policzku. - I nie będzie tak źle… to, że nie wiesz jak być damą nie oznacza, że nie wiesz jak być tropicielką.
- Wiem jak być myśliwą… oby twój braciszek nie okazał się krnąrbny, bo potrafię być i wredną - wyjaśniła dumnie Gamnira z szerokim uśmiechem i dodała. - Nawet z obecnym ukochanym?
- Hmmm… na upartego można by powiedzieć, że coś na kształt randki było… ale ja tego tak nie odebrałam, on pewnie też nie. - Wzruszyła ramionami Chaaya, przemilczając wywody koleżanki.
- Acha… - Ta strapiła się, opuszczając głowę. - Życie damy wydaje się być… skomplikowane.
- Pewnie tak… a może nie? - Kurtyzana do dam nie należała, nawet jeśli w jej żyłach płynęła błękitna krew. - One pewnie myślą, że nasze życie jest skomplikowane… punkt widzenia zmienia się od punktu siedzenia… czy jak to mawiają. - Zaśmiała się pogodnie.
- Acha… a co teraz w ramach nauki? Mam nadzieję, że nie każesz mi opowiadać, co mi pokazałaś w ramach sprawdzianu. - Łuczniczka nieco zbladła na twarzy przerażona taką wizją.
Tancerka udała, że nie dostrzega zmieszania u rozmówczyni, odpowiadając z uśmiechem.
- Płyniemy na zakupy… każda szanująca się panna powinna mieć perfumy, którymi skropi się przed spotkaniem z amantem. Dostałam namiar na pewien warsztacik z pachnidłami. Sama muszę coś kupić, więc dobrze się składa, prawda?
- Mhhhm… - Bladolica uniosła pachę i powąchała siebie marszcząc brwi. Chyba nie wiedziała jak używa się pachnideł. I po co.
- Tam się ich nie używa - skwitowała Kamala, unosząc jedną brew do góry i obserwując poczynania towarzyszki. - Onie nie zamaskują twojego niemycia się, a jedynie otoczą cię przyjemną aurą…
- Myję się! Raz na dwa dni… w mieście - odparła oburzona kobieta. - Albo częściej, jak się wybrudzę.

Tymczasem gondola przycumowała przy stromych schodkach w mało zamieszkanej części miasta. Dookoła znajdowały się kamienice w połowie zaludnione przez w miarę zamożnych ludzi, a w połowie przed wspomnienia.
Sundari zapłaciła za przewóz i wyszła na brzeg, rozglądając się w zatroskaniu, wyraźnie czegoś szukając. Gromadka okolicznych dzieci, zbiła się za popękanym murkiem i z ciekawością przyglądała się dwóm nowym twarzom.
- Tooo… chyba gdzieś tam? Zgaduję… Chodźmy - zaordynowała, drepcząc pośpiesznie w bliżej nieokreslonym kierunku.
- Zgadujesz? - zapytała nieprzekonana przyjaciółka. - Wiesz, że to miast zbudowano tak, by nawet miejscowi mogli się zgubić wśród zaułków?
Bardka zaśmiała się nerwowo, oglądając z wyrzutem na towarzyszkę.
- Nie musisz mnie straszyć dobrze? Wiem co robię… chyba. - Ostatnie słowo burknęła prawie niesłyszalnie, pod nosem.
W miarę jak obie się oddalały od miejsca w którym wysiadły, za nimi zaczęły skradać się berbecie, ciekawsko między sobą szepcząc. Zupełnie jakby wiedziały kim obie panny były i dokąd zmierzały. Do sklepiku ze snobistyczną zawieszką.

[media]http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/c/c4/French_Perfumerie_next_to_Faneromeni_Square_Nicosi a_Cyprus.jpg/450px-French_Perfumerie_next_to_Faneromeni_Square_Nicosi a_Cyprus.jpg[/media]

“Parfumiere”... żeby każdy, kto ją widział, że to przybytek na poziomie. Niewątpliwie pokryty zaklętymi runami i pieczęciami, aż do przesady.
Dziewczyna z pustyni wzięła się pod boki i popatrzyła dumnie na stojącą obok wielkoludkę.
- Iii znalazłam! Widzisz… mówiłam, że wiem co robię - odparła podniośle, otwierając sobie drzwi, by wejść do środka.
- Znalazłaś, znalazłaś. - Ta mruknęła, wchodząc za nią.
Sklepik był spory i bogato wyposażony. W powietrzu unosiły się egzotyczne wonie, a w kącie… stało dziwo… Mechaniczny strażnik, wyjątkowy pod każdym względem. Zwykle takie konstrukty nie były cyzelowane pod względem estetycznym. Ale sama sprzedawczyni, wysoka blondynka w krwistoczerwonej sukni, była chodzącym wcieleniem dobrego gustu.
- Czym mogę pomóc drogim klientkom? - zapytała nonszalancko.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 23-10-2018 o 16:21.
sunellica jest offline  
Stary 23-10-2018, 16:20   #189
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Dholianka przyjrzała się sprzedawczyni ze zdawkową ostrożnością. Wewnętrznie, bo na zewnątrz, wydawała się rozluźniona i wesoła. Szukając sklepu miała nadzieję, trafić na mały atelier, gdzie ceny nie będą sięgać setek złotych monet, ale z drugiej strony… z jej urodą, każdy celowałby w najwyższe progi.
Dziewczyna westchnęła nieznacznie.
- No jak to w czym… oczywiście, że w dobraniu perfum - odpowiedziała beztrosko, wskazując na towarzyszącą jej myśliwą. - To pierwsze perfumy w jej życiu… trzeba będzie pomóc w doborze, ja już mam doświadczenie i wiem czego chcę.
- To może zacznijmy od tego czego ty chcesz dla siebie, moja droga… - odparła sklepikarka zwracając się do Chaai. Podeszła do Gamniry i obeszła ją, przyglądając się uważnie. - Hmm… do czego potrzebne są te pachnidła, bo ten strój i ta sylwetka woła o jakieś leśne, żywiczne zapachy… może coś z drzewem sandałowca?
- Chcę coś z wanilią, ambrą lub piżmem, goździkami lub cynamonem oraz jaśminem iii… może jakimś słodkim, lekko szczypiącym cytrusem? Nie wiem jak wy je tu nazywacie, tam skąd pochodzę to dość… częste kompozycje - wyjaśniła tancerka, po czym dodała w odpowiedzi na pytanie.
- Dla niej przydadzą się na randki, spotkania służbowe… ale oczywiście musi jej się podobać.
- Hmm... - Zamyśliła się kobieta, spoglądając na tropicielkę. - Trudne zadanie. Nie widzę… jej… na randce.
Odwróciła się i ruszyła w kierunku szafki pełnej fiolek.
- Coś z krain gorących piasków czy miejscowe naśladownictwa?
Tawaif zwęziła oczka, przez co wyglądała jak wyjątkowo niewyspany grzechotnik. Komentarz ekspedientki wyraźnie jej nie podpasował, ale wojowanie to miecz obosieczny… co z tego, że się odwinie, skoro zostanie z pustymi rękoma, a niestety nie wiedziała gdzie szukać podobnego sklepu.
- Jestem otwarta na propozycje… może miejscowe będą ładne, to czemu nie?

Na ladzie lądowały kryształowe fiolki, wypełnione zapewne różnymi zapachami. Właścicielka atelier ustawiała je w gustownym rządku mówiąc.
- Proszę… o nieco informacji, jaki strój, jaka fryzura, jaka natura… lub co z charakteru chcemy podkreślić?
Zerkała przy tym, to na bardkę, to na jej milczącą jak grób koleżankę, która najchętniej schowałaby się za drobniutką kurtyzaną.
- Naga, stęskniona, rozpalona, nieprzewidywalna niczym ogień lub pustynna kobra? - Ta strzeliła prosto z mostu, podchodząc do wystawionych buteleczek, by móc je powąchać.
- Czy pytała pani o moją przyjaciółkę?
- Tak. O nią. - Potwierdziła z uśmiechem kobieta, patrząc jak złotoskóra wącha pierwszy z zapachów… podobny do tego, który używała najstarsza z jej sióstr, acz bardziej mokry i zawiesisty.
Dyskretnie podsunęła ku Chaai jedną z fiolek, która zapewne miała oddawać podany przez nią opis.
Dziewczyna przymknęła oczy, inhalując się zapachami, to co czuła było… ładne, ale zawiesistość jakoś kojarzyła jej się z bagnem lub wodą, a ona chciała być ogniem.
- Mmmm… cicha, romantyczna, zagubiona, delikatna, wstydliwa, ale wyjątkowo dziewczęca… potrafi być porywcza, jeśli się zestresuje. Chciałabym by podkreślić u niej delikatną i czułą naturę - wyjaśniła, sięgając po podsunięty produkt.
- Odezwij się… a nie udajesz słup soli - pogoniła uczennicę z łobuzerskim uśmiechem. - Powiedz co chciałabyś uzyskać… lub wąchać. Jakie kwiaty lubisz, jakie owoce, jakie zwierzęta lub drzewa…
- Ale ja… lubię ryby - wybąkała Gamnira, a sklepikarka powątpiewająco spoglądała na łowczynię.
- Romantyczna, delikatna, dziewczęca, co?

Zapach podetknięty pod nos Dholianki okazał się bardziej… ognisty od poprzedniego, bardziej korzenny i przyjemnie drażniący nozdrza. Nutka cynamonu wzmocniona piżmem i jakieś orchidee… kojarzył się z jadem ukrytym pod kwiatowymi płatkami. ”Jestem piękna i niebezpieczna”… mówił.
- Może coś owocowego dla niej... jabłoń, grusza? - zaproponowała ekspedientka, wskazując traperkę, ale zwracając się do bardki.
- Ten zapach jest wspaniały! - Ta odparła podekscytowana, trzymając kurczowo fiolkę w dłoni, po czym obejrzała się na omawianą.
- Jabłoń może… słodkie kwiaty… piwonia, groszek, wrzos lub konwalia… może coś rześkiego jak mięta? Skoro lubi ryby to jakąś morską nutę?
- Pasowałaby do niej… ale nie do całej tej nieśmiałości jaką chcemy pokazać - oceniła sprzedawczyni, przyglądając się myśliwej. - Morskie nuty… mówią… “jestem przygodą”. Nieśmiałość się z tym gryzie. - Po czym podeszła do kolejnej szafki, by wyjmować zapachy przeznaczone dla Gamniry.
- Ach… rozumiem… - Chaaya pokiwała głową, przyglądając się spłoszonej towarzyszce. - No dalej… powiedz coś jeszcze. Lubisz las prawda? I zielony kolor.
- No… lubię - mruknęła cicho siłaczka.
- Błotna paproć… ale jako tło… może ta fiolka? - Gospodyni podsunęła jeden flakonik tancerce, owocowy zapach w którym było czuć bagienną wilgoć… arbuzowo-gruszkowy aromat, słodki, ale... lubieżny.
- Hmmm może coś bardziej niewinnego? - Zastanowiła się na głoś bardka, podtykając pod nos tropicielki fiolkę z zapachem.
- Lilia wodna… może… z gruszką ? - zastanawiała się na głos sprzedawczyni, zerkając to na złotoskórą, to na jej podopieczną. Niemniej jedynie ze zdaniem tej pierwszej raczyła się liczyć. Może dlatego, że ta druga wolała się nie odzywać.

- No powąchaj na litość boską to nie trucizna! - Zniecierpliwiła się tawaif, tupiąc groźnie nogą na “zbuntowaną” uczennicę. - Lilia… lilia może być lub lotos… lotos jest taki niewinny i delikatny i smaczny - stwierdziła spolegliwie do perfumiarki.
- Jaki lotos? Na otaczających nas bagnach rośnie ich wiele rodzajów… większość z nich jest bardzo cenne ze względu na alchemiczne właściwości, a niemal wszystkie pachną na wszelkie możliwe sposoby. Jaki lotos, by pasował do niej - dopytywała się sprzedawczyni, gdy Gamnira powąchała podsuniętą pod nos perfumę i mruknęła wstydliwie. - Ładnie pachnie.
- Oczywiście, że ładnie… ale czy ci się podoba? - Burknęła gniewnie Paro, wracając z flakonikami do lady. - Zwykły orzechodajny… niedoceniany jest przez wielu, do czasu, aż nie grozi im śmierć z odwodnienia lub głodu. Taka jest moja przyjaciółka. Niedoceniana… do czasu.
- Ładnie pachnie… - wyjaśniała nieco spanikowana łowczyni. - …więc chyba dobrze.
- Można by użyć krwawego lotosu… który oczywiście sprawi, że dziewczyna stanie się bardziej charyzmatyczna - stwierdziła nieznajoma, oczywiście próbując wcisnąć droższy (choć skuteczny) specyfik. Wszak krwawy lotos był używany w alchemicznych miksturach charyzmy (i był drogi).

Kurtyzana udała, że przez chwilę rozważała daną propozycję, ale w końcu potrząsnęła charakterystycznie głową, ni to potakując, ni zaprzeczając.
- Nie. Chcę tylko lekko oszlifować kamień, by wydobyć z niego jego naturalne piękno, a nie go podkolorozowywać, to na dłuższą metę się nie zdaje w żadnej dziedzinie - odparła, wodząc spojrzeniem po półkach. - Macie tu coś też dla mężczyzn?
- Oczywiście… coś dla mężczyzn i coś na mężczyzn. Pachnidła do alkowy, świece zapachowe. Jestem prawdziwą czarodziejką zapachów - rzekła z wyraźnym entuzjazmem blondynka. - Mam wszelkie rodzaje pachnideł, jak inne przedmioty związane z zapachami i oparami.
Chaaya przytaknęła, ruszając wzdłuż wystawy, by móc się poprzyglądać fikuśnym flakonikom i puzderkom.
- Do dobrze, dobrze… a kadzidła do włosów też macie? Interesują mnie tylko te z Rozgrzanych Piasków, a mówiąc ściślej tylko z jednej oazy zwanej Łzami Nomady. Macie coś od nich?
- Taaak… ale są dość drogie… - Zamyśliła się sprzedawczyni i podrapała się po podbródku. - I kolejne dostawy będą jeszcze droższe, o ile w ogóle będą. Ostatnio coraz mniej karawan i towarów dociera z tamtych krain.
- Och… - Dholianka przystanęła w pół kroku, wyraźnie strapiona. - Może… to tylko chwilowe? - Bardziej chciała samą siebie zapewnić, niż swoje słuchaczki. - Tak czy siak… poprosimy coś z lotosem orzechodajnym.
- Z tego co słyszałam… ponoć nie… jakieś demony zmieniły Rozgrzane Piaski w gorącą lawę… miejscowi królowie sprzymierzyli się przeciw nim ze swoimi odwiecznymi wrogami. Toczy się tam ponoć wojna… więc raczej nie ma co liczyć na jakiekolwiek dostawy… przez … pół roku co najmniej - wyjaśniła kobieta i spojrzała na Kamalę - Te kadzidła to jakieś konkretne, czy dowolne z Łez Nomady?
Tancerka spuściła głowę, bębniąc palcami w szkło jednej z gablot, długo się nieodzywając. Na szczęście stała prawie tyłem do obu kobiet, więc nie musiała za bardzo martwić się swoją mimiką, gdy poczuła, że głos jej nie zadrży, wróciła do miejsca z próbkami, mówiąc cicho.
- Zostawmy na razie te kadzidła… potrzebne jej perfumy, ja mogę tu wrócić w każdej chwili.
- Dobrze… proszę tu poczekać. Zaraz wrócę z owym pachnidłem. I pamiętajcie moje drogie. - Ekspedientka wskazała palcem na mechaniczną postać. - Roger patrzy.
Po czym wyszła na zaplecze.

“Patrzenie płatne ekstra” sarknęła Laboni, ale ani ona, ani żadna z masek, nie wspominając o Kamali, nie były w sosie, by pociągnąć dalej jakikolwiek z tematów.
- To niemiłe, by swojego klienta podejrzewać o kradzież, skoro nawet nic podejrzanego nie zrobił - burknęła Sundari, oglądając się na miejsce w którym zniknęła perfumiarka.
- Może tutejsze damulki tak kradną często? - zażartowała niemrawo tropicielka, czując się wyraźnie przytłoczona otaczającym ją luksusem.
- Żałosne - oceniła tawaif, inhalując się wybranym dla siebie zapachem.
- Prawdopodobnie - zgodziła się łowczyni, nie wiedząc co bardka tak ocenia. Jej żart, czy płynący z niego wniosek. Na pewno wyglądała na… tak jakby zmęczoną i pobladłą, jakby zmagała się z bólem brzucha lub czymś podobnym.
- Po zakupach pójdziemy na coś słodkiego i opowiem ci nad czym musisz jeszcze popracować przed jutrzejszym egzaminem.
Tamta przytaknęła cicho, a tymczasem sklepikarka wróciła z fiolką pełną perfumy.
- Kto chce ocenić mieszankę? Muszę przyznać, że niewątpliwie jest bardzo… udana - rzekła z dumą zachwalając swój produkt.
- Spróbuj Gamniro… ja po tobie. - Paro dała pierwszeństwo uczennicy, zachęcając ją delikatnym uśmiechem. - Powiedz, czy ci się podoba.
- Ja? - speszyła się kobieta i zaczęła ostrożnie wąchać. - Ładnie pachnie.
- Ładnie? Pachnie zachwycająco - stwierdziła podniośle ekspedientka.
- Zamknij oczy i powiedz z czym ci się kojarzą - poprosiła kurtyzana, przyglądając się ciekawsko flakonikowi.
- Co? To nie jest dobry pomysł - stwierdziła nerwowo myśliwa, po czym postąpiła zgodnie z zaleceniem nauczycielki. - Eee… z tym… krzywą wieżą Gascarda.

Dholiance nic to nie mówiło, więc tym bardziej była ciekawa zapachu. Ostrożnie odebrała fiolkę z pachnidłem i przymykając oczy zaciągnęła się wonią.
Bardziej delikatną i subtelną niż poprzednia, zmysłową acz z owocową nutą pomieszaną z roślinnym aromatami kojarzącymi się jej z… ogrodem pod obserwatorium astronomicznym w którym figlowała z Jarvisem.
- Ooo… przyjemne - rozmarzyła się, biorąc jeszcze kilka wdechów. - Jak rusałka… albo skryta nimfa. Który ci się bardziej podoba? Pierwszy czy drugi?
- Oba były miłe dla nosa - oceniła zakłopotana tym pytaniem traperka.
Dziewczyna o złotej skórze westchnęła cicho nad swoim losem jako mentorki.
- Perfumy ogółem są miłe dla nosa… ale który wolisz czuć częściej? - wyjaśniła cierpliwie. - Chcesz zobaczyć co ja wybrałam?
- Wolę zdać na twój wybór… - zadecydowała Gamnira z wyraźną ulgą w tonie głosu.
Chaaya nadęła policzki, mrucząc gniewnie jak wkurzona łasiczka.
- Mówiłam o swoich perfumach… ranyyy… czemu ty musisz być taka uparta. Dobrze. Bierzemy ten drugi, jest zdecydowanie lepszy dla jej natury. - Ostatnie słowa zwróciła do czekającej ekspedientki.
- Zapakować? - Ta zaproponowała z wesołym uśmiechem. A uczennica próbowała się usprawiedliwić.
- No bo... nie mam doświadczenia.
- Powąchałaś jeden… a później drugi… teraz trzeba wybrać, który chcesz wąchać częściej… nie musisz mieć w tym żadnego doświadczenia! - Ofukała ją bardka, zwracając się słodko do sklepikarki. - Tak, poprosimy… tylko oddzielnie dla nas obu.
- Oczywiście.
Blondynka szybko wyjęła spod lady kolorowy papier, wstążeczki i nożyczki. Była bardziej mistrzynią pakowania niźli zapachów, bowiem pod jej dłońmi obie fiolki były szybko otaczane szykownymi, papierowymi opakowaniami i obwiązywane wstążeczkami niczym drogie prezenty.
- Och jak ładnie… - pochwaliła ją tancerka, przyglądając się z podziwem pracy jej dłoni. - Czuje się jakbym miała urodziny!
- Cóż… uważam, że prezencja to połowa sukcesu, drugą jest oczywiście osobowość lub talent, ale należy wyglądać właściwie. Także perfumy powinny nie tylko ładnie pachnieć, ale równie pięknie się prezentować. - Trzeba było przyznać, że zarówno jej strój jak i wystrój jej sklepu potwierdzał jej filozofię.
Był to bardzo próżny punkt widzenia, ale Kamala nie miała zamiaru o nim dyskutować. Cierpliwie czekała na zakończenie pakowania i podanie ceny.


Po zapłaceniu za obie fiolki perfum, kobiety wybrały się do bogatszej części miasta, ku uciesze tawaif i cierpieniu łowczyni.
Sundari wybrała całkiem zaciszną cukiernię o starannie wybielonych ścianach i filigranowych, rzeźbionych w jasnym drewnie meblach. W swoim kremowym kombinezonie i o drobnej posturze, pasowała do tego miejsca idealnie… jej towarzyszka trochę mniej, ale nie spotkała się z żadnymi przykrymi reakcjami na swój widok. Złoto w końcu było największym przyjacielem człowieka… jak także i wrogiem, ale na szczęście nie w tu.
Gdy obie panie zamówiły sobie najdziwniejsze pozycje z dzisiejszego menu, zaczęły dyskutować na temat kobiecości, gracji, uprzejmości, powabu, posłuszeństwa, delikatności i wszelkiego dobra jakie przykładna dziewczyna z dobrego domu powinna posiadać. Wprawdzie to złotoskóra więcej mówiła, a tropicielka przytakiwała starając się spamiętać, ale rozmowa jaka by nie była całkiem dziarsko przebiegała… tym bardziej, że lody były smaczne, a ciastka świeże, w dodatku herbata choć bez alkoholu była aromatyczna i owocowa niczym najlepsze wino czy świeży sok. Pod koniec całej tyrady bardka zeszła na temat swojej prośby sprzed wczoraj. Poprosiła Gamnirę, by upolowała dla niej borsuka… a w zasadzie nie całego zwierzaka, a tylko jego pazur. Reszta jej nie obchodziła. Myśliwa mogła sobie pozostałe części zachować.
Oczywiście kobieta z lasu próbowała dyskutować, że pazury wcale nie są takie unikatowe jak chociażby futra tych ssaków, ale jak Dholianka się uparła, tak nie chciała jej słuchać. Miał być pazur i to nie byle jaki bo NAJPIĘKNIEJSZY. Na prezent. Ale jaki i dla kogo tego już nie chciała powiedzieć, uśmiechając się tylko tajemniczo i nieco aż za bardzo psotliwie.
Po pewnym czasie traperka dała za wygraną i powiedziała, że jeśli Neron nie będzie jej za bardzo przeszkadzał to przyniesie jej pazur nawet nie zabijając samego zwierzęcia.
Chaaya była wielce uknotentowana i zamówiła sobie kolejne ciastko, wznawiając dalsze lekcje na temat...

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 24-10-2018, 19:44   #190
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Sprawa honoru cz.2

Obcesowość z jaką został potraktowany, niespecjalnie Smoczego Jeźdźca zdziwiła. Było to typowe, dla tego tego rodzaju pracowników. Zawsze zadzierali nosa.
- Szukam Fadla, to mój… znajomy. Zaprosił mnie na rozmowę o starych dobrych czasach - rzekł w końcu czarownik, próbując wybrnąć z tej sytuacji.
Nie wiadomo czy podziałał jego stoicyzm, czy może podanie imienia jednego z mieszkańców gospody, ale mężczyźni przyoblekli twarze w surowy i kamienny wyraz, po czym rozstąpili się bez słowa, ignorując jego niewygodną obecność.
Można było wejść do środka.
Monumentalne drzwi, aż prosiły się o otwarcie z przerażającym skrzypieniem, ale o dziwo działały bez zarzutu i przywoływacz wszedł do przestronnego hallu wyłożonego marmurem. Białym marmurem o złotych żyłkach, odbijających raźnie blask licznie porozpalanych lamp i lampionów.
Na środku recepcji stało starannie wymozaikowana sadzawka z pomarańczowymi i żółtymi rybami o długich i tłustych wąsach. Pod sufitem rozwieszona była kratka po której pięły się słodko pachnące kolorowe kwiatki.
Sługa przy kontuarze, skłonił się dworsko. Był młody, jeśli nie młodziutki. Ubrany w dopasowany surducik w kolorze jasnego fioletu, patrząc po przechadzających się służkach, kolor ten był wpisanym motywem Złotopiórego Skowronka.
- Witamy w naszych skromnych progach. Nazywam się Adonis i jestem na pana usługi. W czym mogę wielmożnemu panu pomóc?
- Szukam Fadla, to mój… znajomy, chciałem mu zrobić niespodziankę i się z nim spotkać, by pogadać o starych dobrych czasach - stwierdził uprzejmie Jarvis, starając się nie rozglądać za bardzo. - Zastałem go może?
- Fadl… jest naszym mieszkańcem? Czy przebywa tu sam, czy z kimś jeszcze? - Chłopak zmieszał się nieco i zaczął wertować ogromną księgę, w której zapewne mieli spisanych wszystkich ajentów. - Niespodzianka to miły gest… ale obawiam się, że będziemy musieli zapytać waszmościowego przyjaciela o zgodę na spotkanie… Rozumie pan, gwarantujemy swoim mieszkańcom najwyższy poziom dyskrecji oraz spokoju.

Tymczasem do lady podeszła jakaś kobieta w długiej fiołkowej sukience i haftowanym złotą nicią fartuszku.
- Znowu dziesiątka zalana… poślijcie po Garrego… a i para z trzynastki potrzebuje przewodnika po mieście. Wybierają się na jakąś maskaradę i potrzebują kupić stroje.
Adonis zbył ją jednak machnięciem ręki, szukając właściwego imienia.
- Jest na służbie uuuu… - Magik “szukał imienia” w swojej pamięci. - … kupca Abdula? Bodajże. Jako strażnik.
Po czym uśmiechnął się wyrozumiale, mając pełen respekt dla problemów pracowników.
- Duży ruch w interesie? - zagadnął dla zabicia czasu.
- Abdul..? - Służący pobladł wyraźnie, wybałuszając nieco oczy przez co wyglądał jak jedna z tych rybek w sztucznym oczku wodnym. - Czy mości pan nazywa się Ga-rv-is? - Zerwawszy jakąś wiszącą karteczkę przy świeczniku, zaczął “odcyfrowywać” zapisek.
- Jarvis… tak mam na imię - odparł przywoływacz zaskoczony tym, że jego pojawienie się tutaj wywoływało taki efekt.

Chłopak położył zwitek na blacie tak, by jego rozmówca mógł odczytać zapisane imiona. - Faktycznie… to może być i Jarvis. Został pan polecony przez Fadla i potwierdzony przez Dżafara, co równoznaczne jest z wciągnięciem pana na listę gości, którzy mogą swobodnie spotkać się z rodziną Karimów oraz ich świtą. Całe czwarte piętro należy do nich, czy posłać kogoś, by obwieścić pana przybycie?
- Tak… posłać - stwierdził po chwili namysłu czarownik i rozejrzał się dokoła, szukając miejsca do przycupnięcia w recepcji. Choć niby miał swobodny dostęp, to za pierwszym razem wolał uniknąć wejścia tam gdzie nie powinien.
Adonis zamachał na czatującą pod ścianą dziewczynę, która przytruchtała do nowego gościa, skłoniła się grzecznie, po czym przypomniała sobie, że powinna dygnąć, więc i to zrobiła, po czym powiodła nowego klienta do kolejnej sali, gdzie było pełno kanap i foteli obitych fioletowym welurem przy towarzystwie niskich stolików z lanego, kolorowego szkła.
- Czy życzy pan sobie coś do picia w trakcie oczekiwania? - spytała grzecznie, uśmiechając się, ale nie za szeroko, jakby nie była pewna czy powinna. Zapewne dopiero uczyła się swojego fachu.
- Sok gronowy… bez dodatków - poprosił Jeździec, zdejmując cylinder i rozglądając się. Kusiło go by wypuścić Gozreha na zwiady, ale… może lepiej z tym poczekać?
Służąca oddaliła się na zaplecze i pozostało jedynie… czekać albo na nią, albo na kogoś od Abdula.
Wyścig wygrała służąca, wracając z tacą na której stała wysoka i oszroniona szklanka, wypełniona złotym płynem. Ustawiła ją na stoliku przed zamawiającym, gdy do sali wszedł zziajany Fadl… musiał chyba zbiegać z tych wszystkich schodów zanim tu dotarł.
- A niech mnie… przyszedłeś! - zawołał radośnie, uśmiechając się promiennie, aż w jego policzkach nie zrobiły się charakterystyczne dołeczki.
Tym razem był trzeźwy… widać to było po jasnych i przejrzystych oczach.
- No… tak… przyszedłem. Zobaczę na ile mogę pomóc. - Przywoływacz wolał nie składać wiążących obietnic. Wskazał na miejsce przed sobą.
- Nie byłem pewny do samego końca… ufff… - Wojak opadł na fotel, rozkładając wyprostowane nogi przed sobą. Na skroniach perlił mu się pot.
- Wody z miodem - rzucił do pracownicy, która czym prędzej ruszyła wypełnić swoje nowe zadanie.

Dholianin odczekał, aż zniknie całkowicie z pola widzenia, zanim się odezwał. - Zanim spróbujesz pomóc… Dżafar mój przełożony, będzie chciał z tobą porozmawiać. Może uda się załatwić sprawę tak, by Abdul nie musiał o niczym wiedzieć? Zaraz tu zejdzie… tylko coś mu się nie śpieszy.
- Jeśli o to chodzi, to trzeba znaleźć wymówkę dla mojej obecności. Macie broń palną? Zajmuję się też po trochu rusznikarstwem - zaproponował Jarvis, choć po prawdzie to inne zajęcia pochłaniały jego cały wolny czas.
- Mój pan ma… ale tylko dla ozdoby… - Zmieszął się cynoskóry, drapiąc po dłoni. Bardzo starał się nie urazić swojego towarzysza. - My… nie za bardzo, szanujemy tego typu wynalazki, wolimy tradycyjne rozwiązania.
- Ale je też trzeba utrzymywać w dobrym stanie, by prezentowały się właściwie i nie przynosiły wstydu, zamiast dumy… prawda? - spytał retorycznie mag.
Młodzik wyszczerzył się łobuzersko, po czym momentalnie struchlał i wyprostował w siedzeniu, gdy kątem oka dostrzegł wchodzącego.


Wysoki i nieco żylasty, o ponurym wyrazie twarzy, mężczyzna
ruszył ciężkim i jednocześnie lekkim krokiem w ich kierunku. Chwilę po tym pojawiła się służąca z napitkiem dla Fadla.
- Jarvisie… to mój przełożony Dżafar, Dżafarze to mój brat Jarvis… być może zaradzi coś na nasz… problem. - Widać było, że ostrożnie dobiera słowa przy niechcianej parze uszu.
Wojownik wyciągnął spękaną dłoń w geście przywitania, mrucząc tubalnym i przyjemnym do słuchania głosem.
- Dżafar. - To tak… jakby czarownik jeszcze o tym nie wiedział.
- Jarvis… - Jeździec odpowiedział podobnym gestem, ściskając jego dłoń. Po czym czekał z kolejnymi słowami, aż usiądzie.
Ciemnoskóry popatrzył spode łba na swojego podwładnego, który uśmiechał się jak głupkowate emu, po czym przysunął sobie fotel, na którym usiadł opierając dłonie na swoich kolanach.
Łypnął na czającą się dziewczynę, która migiem wyparowała z pomieszczenia.
- Fadl mówił, że podróżujesz z kimś komu ufa. Dlaczego tej osoby nie ma tu z nami? - zapytał bez ogródek, marszcząc brwi, jakby nie do końca rozumiał czym kierował się chłopak obok.
To było… dziwne pytanie. Przwywoływacz zerknął na Fadla zaskoczony, tym, że on nie wspomniał o tym detalu.
- Obowiązki ją zatrzymały - odparł więc zdawkowo nie wdając się w szczegóły.
- Jąąą? - Nadzorca uniósł jedną brew, spoglądając na współpracownika, który nie zaprzestał się uśmiechać nawet w tak nieprzyjemnej sytuacji.
- Nooo…
- Co za mężczyzna ufa kobiecie? - przerwał próbę wyjaśnienia.
- To DHOLIANKA! - obruszył się święcie chłopak. - My Dholianie ufamy sobie bezgranicznie, myślisz, że jak zbudowaliśmy takie imperium?!
- Nie obchodzi mnie jak… - skwitował czarnoskóry, opierając się o oparcie i krzyżując ręce na piersi. - A więc to kobieta, której nie znasz, której nie łączą cię nawet więzy krwi… przyjmijmy, że jest godna zaufania. Co ma do tego on? - Wskazał dłonią na magika.
- Przyjaciele moich przyjaciół są moimi przyjaciółmi - wyjaśnił swoją filozofię wojak.
- Wszyscy są wrogami, dopóki nie udowodnią, że jest inaczej - odparował jego dowódca.
- To barbarzyńskie podejście - stwierdził obrażony Fadl.
- To lekkomyślne podejście - odparł niewzruszony Dżafar, po czym chwilę milczał, może kalkulując lub podsumowując całe zdarzenie. - Jaki masz interes w tym, że nam “pomożesz”? - spytał z wyraźną podejrzliwością, obserwując ciemnymi oczami siedzącego cicho Jarvisa.
Nic dziwnego, że śledztwo tak ciężko im idzie, z takim podejściem i prezencją, chyba nikt nie chciałby z nimi współpracować.
- Będziecie mieli u mnie dług wdzięczności. Tu nazywają coś takiego inwestycją w zasoby ludzkie. A poza tym… - Wzruszył ramionami czarownik. - Obchodzi mnie sława tego miasta i nie lubię, gdy ją byle złodziejaszki psują.
Starszy z wojowników ponownie się zamyślił. Siedzący obok niego cynoskóry wciąż się uśmiechał, ale trochę tak bardziej nerwowo. W tej właśnie chwili rozstrzygały się losy, czy Smoczy Jeździec zostanie dopuszczony do sprawy, czy nie.

- Nie rozumiem twoich przesłanek… ale niech będzie - obwieścił nadal nieufny Dżafar. - Będę ci jednak patrzył na ręce… wystarczy nam zdrad na jakiś czas.
- To teraz… powinniśmy popracować nad jego przykrywką - odparł na powrót wesoły Fadl.
- Przykrywką? - Zdziwił się pierwszy z nich. - Po co to wszystko jeszcze bardziej utrudniać?
- Jeśli nie chcecie zrzucać na głowę waszego pracodawcy mojego śledztwa, to… chyba przykrywka byłaby odpowiednia - stwierdził ugodowo przywoływacz, któremu było wszystko jedno w tej kwestii.
- Śledztwo trwa bo tego wymaga od nas szacowny Abdul… oby żył wiecznie - przypomniał ponuro czarnoskóry, jego pracownik przewrócił jedynie oczami, najwyraźniej nie zgadzając się z nim w paru kwestiach, ale posłusznie mruknął “oby…” co by nie wzbudzać kolejnych pretensji. Co ciekawsze nie przestał się uśmiechać.
- A więc pójdziesz teraz do niego na górę i mu powiesz, że zatrudniłeś go w sprawie skradzionego… ‘nath’? - spytał zgryźliwie Dholianin, co nie pasowało do jego przyjaznej aparycji. Ostatnie słowo zostało delikatnie, acz charakterystycznie wyartykułowane, co oznaczało, że za kradzieżą kryło się coś jeszcze.
Zarządca zapadł się nieznacznie w fotel i zgrzytnął zębami, zastanawiając się gorączkowo.
W końcu rzekł.
- Gdy twój szanowny przyjaciel zacznie się wypytywać ludzi naokoło to myślisz, że to nie zwróci jego uwagi?
- Możemy wtajemniczyć resztę, prawda Jarvisie? - Fadl popatrzył ciekawsko na czarownika.
- Mężczyźni potrafią trzymać język za zębami… ale nie kobiety. - Czarny strażnik miał wyraźną awersję do płci przeciwnej i wcale się z tym nie krył.
- To się ich nie będzie pytał - odparł filozoficznie jego podwładny.
- Mogą podsłuchiwać… - przypomniał mu zwierzchnik, i na chwilę przy stoliku zapanowała napięta cisza.

- Na razie nie planuję pytać… ale jeśli mógłbym obejrzeć pokój w którym nastąpiła kradzież. Oczywiście pod nieobecność mieszkanki pokoju i pod czujnym okiem jednego z was - zaproponował ostrożnie mag.
Mężczyźni z pustyni wymienili się spojrzeniami, wyraźnie czymś zestresowani. W końcu odezwał się młodszy z wojowników.
- Tooo… będzie trudne mój bracie. Żona Abdula zamknęła się tam z córką i nie wpuszcza nikogo z mężczyzn, nawet męża. Obawia się… gniewu - wytłumaczył najostrożniej jak potrafił.
- Acha… - To trochę komplikowało plany Jeźdźca, ale… wszak… miał dostęp do przedmiotu, który mógłby rozwiązać ten problem. - A jeśli przyszłaby moja siostra… to zostałaby tam wpuszczona?
- I jak niby chcesz wytłumaczyć jej najście? - spytał poirytowany Dżafar. - Praca pod przykrywką to jedno… ale wciskanie swojej siooostry... - Chyba bardzo nie mógł przeboleć, że kolejna kobieta pojawi się w jego okolicy. - ...raczej będzie trudne do wytłumaczenia.
- To prawda… Hala begum nie ma przy sobie żadnej broni palnej, więc rusznikarstwo odpada - wtrącił strapiony Fadl. - Obie mają też własne służki, plus obsługę hotelu… kim miałaby być twoja siostra?
- To na razie nie ma znaczenia. Jak się pojawi to… z konkretnymi pomysłami. Opowiedzcie o tym złodzieju. Każdy szczegół ma znaczenie, zwłaszcza jego wygląd. Nawet jeśli go zmieniał. - Jarvis zbył ich pytania zmianą tematu. Na razie bowiem sam nie miał konkretnego pomysłu i musiał swe plany przemyśleć.
- Jak nie ma znaczenia! - Obruszył się czarnoskóry. - Myślisz, że jakąś obcą babę wpuszczą do pokoju, skoro własnego męża i ojca nie chcą?
- Weź daj pokój stary… jak ty z tymi nerwami nie dostałeś jeszcze wrzodów - odparł całkiem wyluzowany, a może nie, Dholianin, po czym się nieco zasępił, lecz wciąż się uśmiechał. - Jasna cera… koloru kości słoniowej?
- Raczej różanego mleka - burknął starszy wojownik.
- Ciemne włosy. - Kontynuował drugi. - Chyba brązowe.
- Czarne - sprostował Dżafar.
- Niebieskie oczy?
- Zielone.
- Miał bliznę na prawym pol…
- Na lewym.
- DO KURWY PRZECIEŻ GO WIDZIAŁEM! - Wybuchł nagle cynoskóry, wyraźnie rozdrażniony ciągłym poprawianiem.
- Też go widziałem… wszyscyśmy go widzieli i każdy opisuje go inaczej… - Ton głosu zarządcy spadł o kilka tonów, aż przyprawiał o ciarki na karku.
- I każdy widział go inaczej… jednocześnie? Dwie osoby w tej samej chwili widziały go inaczej? - zadumał się przywoływacz.
- Myślę, że… - Fadl podrapał się po policzku. - ...widzieliśmy go tak jak wyglądał… ale gdy próbujemy go sobie przypomnieć… nasze opisy różnią się w detalach… nieznacznie. Na pewno ma ciemne włosy i jasne oczy, cerę białą… kilka blizn na twarzy, ale nie możemy tego sprecyzować ani uściślić dokładniej. Nawet koloru jego ubioru.
- To nie wygląda jak normalna cecha… raczej coś magicznego. Niemniej… może strój jesteście w stanie opisać? - zapytał zamyślony czarownik.
- Chyba normalny… - Tym razem odpowiedział zarządca strażników. - No taki jak… wszyscy… co on tam nosił. Koszulę, kamizelkę, marynarkę z połami… co nie? - spytał się kamrata, który zmarszczył nos, bo na tutejszej modzie znał się tak samo dobrze co jego przedmówca.
- Nooo… wyglądał jak tutejszy. Bogaty. Szarmancki.
- Dobrze wychowany, z ogładą, zna bardzo dobrze miasto i tutejszą elitę - kontynuowali zmianę.
- Poliglota i artysta.
- I chyba kolekcjoner… sztuk wszelakich, bo znał dosłownie wszystko co ze sobą przywieźliśmy lub na sobie nosiliśmy.
- Jak się nazywał? Jakie imię podał? Na znajomości z kim się powoływał? - zapytał Jarvis zamyślony.
- Francis Carver, ale w sumie nikt o kimś takim nie słyszał - odparł strapiony Fadl.
- Powiedział, że wszystkich zna, ale jest wolnym strzelcem, bo nie pasują mu tutejsze rządy. Nie wnikaliśmy. Znał dobrze miasto. Każdy sklep, każdy lombard, każdą knajpę. Wiedział co, gdzie i kiedy. Obrotny był… pomógł nam się zaaklimatyzować - dodał z żalem drugi z mężczyzn.
- I tu powinna się w was obudzić czujność. Byle ulicznik dobrze zna miasto, byle ulicznik… ale nikt z elity. Od tego oni mają właśnie swoje sługi - stwierdził ironicznie przywoływacz i się zamyślił. - Był więc pośrednikiem pomiędzy wami a… kim? Jak wam pomógł się zaaklimatyzować? Jakie miejsca zaproponował?
- Może u was tak jest… - stwierdził na powrót ponuro Dżafar, a jego pracownik tylko westchnął.

- Nie był pośrednikiem… poznaliśmy go w dokach, wpisywaliśmy się w urzędzie, on przyszedł wykupić jakieś dziecko. Wyglądała na sierotę i w dodatku chorą, strasznie pyskata, mała jędza. Podobno kradła, dowodów nie było… dała w zęby jakiemuś z patrolu i ją przymknęli. Był bardzo zły, wykłócał się z nimi, że dziecka nie wolno tak traktować, że mała jest chora, a oni ją w zimnym lochu trzymają. Zignorowaliśmy to… poszliśmy się posilić do poleconej przez straż jadłodajni. Droga, porządna i z renomą. Krzycząca Mewka się nazywa. Okazało się, że ta parka też tam była. Facet strofował małą i przyglądał się jak ta je… sądząc po jej zachowaniu nie jadła od dawna. Hala begum i Amal begum były pod wielkim wrażeniem, u nas to niespotykane by szlachta opiekowała się takimi obdartusami spod ciemnej gwiazdy. Kupiły dziecku ciastko i gdy kelner przyniósł zamówienie do stołu tamtej dwójki… Francis przyszedł podziękować. Tak to się zaczęło. - Dholianin miał większe gadane od swojego kompana, oraz zdecydowanie lepszą aparycję. Jak zwykle to on wszystko wyjaśnił, ignorując jadowite spojrzenia od tego obok.
- Jak się ta mała nazywała? Ją opisać możecie? Może wspomniała jakąś dziwną nazwę przy okazji? - Zadumał się czarownik. - Jakieś zwierzę na przykład, lub potwora.
- Kazała mówić na siebie… Bumi. Wyglądała jak najstraszniejsza śmierć z najstraszniejszej opowieści. Mała. Chuda. Biała…
- Bardziej przeźroczysta - dodał z obrzydzeniem Dżafar, wzdrygając się. - Widziałeś każdą żyłkę pod jej skórą.
- Taaa… blond włosy miała skręcone w dredy, sięgały do ramion i wyglądały, że na skroniach czymś je spinała, bo się tak odgniotły śmiesznie… - kontynuował z werwą przedmówca, również nieco obrzydzony.
- A oczy… jasne jak bławatki, ale białka… miała całe czerwone… jakby zamiast łez, płakała krwią… i miała takie zasinienia pod oczami, chore… jak u człowieka który leży na łożu śmierci. - Ten widok musiał wywołać na zarządcy straży piorunujące wrażenie, bo Jarvis widział, że ten na samo wspomnienie, aż pobladł. - I miała katar… potworny katar. Nie mogła oddychać, jakby ją coś dusiło od środka.
- Wolałbym jej tak dokładnie nie pamiętać - stwierdził cynoskóry, krzywiąc swój nieskazitelny uśmieszek.
- Szlachta tu też się nie zajmuje obdartusami. Niektóre świątynie, to tak… ale nie szlachta. - Zamyślił się coraz bardziej skonsternowany magik i podrapał po podbródku. - Będę potrzebował informacji na temat lokalizacji owego urzędu.
Mężczyźni od razu podali mu potrzebne informacje, łącznie z wyjaśnieniem jak do niego dotrzeć ze Skowronka, następnie zwrócił się do nich ponownie, tym razem pytając o…
- Co było dalej?
- Cóż… od słowa do słowa i jakoś rozmowa się nawiązała, nie za bardzo wiemy, bo nie siedzieliśmy przy stole, mieliśmy swoje własne. Mieliśmy ich jednak na oku. Z tego co udało nam się uzyskać od naszego pana, przedstawił się jako tutejszy. Nie był jednak z żadnej wysoko postawionej rodziny… podejrzewaliśmy, że był bękartem na utrzymaniu tatusia… lub mamusi.
- Na pewno mamusi - przerwał Fadlowi Dżafar.
- O-b-o-j-ę-t-n-e… Bumi podobno nie była, aż tak chora jak wyglądała i jak wykrzykiwał Francis w urzędzie… to podobno magiczny spadek po dalekich przodkach. Dziewczynka umiała czarować, więc od razu spodobała się Amali begum, która zawsze chciała nauczyć się czarować, ale nie miała do tego, ni talentu, ni głowy. Francis był zauroczony, że córka naszego pana, była dla niej taka miła…
- Raczej sprawiał takie wrażenie. - Nadąsał się ciemnoskóry wojak, krzyżując ręce na piersi.
- Zaoferował, że oprowadzi nas po mieście, bo ostatnio byliśmy tu kilka lat temu i wiele się zmieniło. Bumi spotkała się z nami może raz albo dwa razy… ale unikała tłumu i ludzi, nieswojo się czuła, chyba denerwowały ją spojrzenia i podejrzenie, że jest nieumarłą. Bała się rówieśników… gdy tylko jakaś grupka uliczniaków pojawiała się na horyzoncie, ta uciekała w przeciwnym kierunku. Raz prawie wskoczyła do kanału, ale Francis złapał ją za kołnierz. Podobno mieszkają razem, ale mała jest niereformowalna i nie chce się ubierać i zachowywać porządnie. Zgarnął ją z ulicy… gdy była dzieciątkiem, rozpoznał w niej naturalnego czarodzieja, choć… mocno nietypowego. No i to tyle… poszli do galerii sztuki, do opery, kabaretu, galerii, na pokaz ruchomych obrazków, nocny targ, na jakiś odpust w noc jakąś tam, do świątyni kogoś tam… Gadali o wszystkim i o niczym, ot zwykła znajomość.
- To ile ta znajomość trwała? - zapytał się Jarvis, zliczając kolejne punkty.
- To jest nasz trzeci dzień śledztwa… czyli przypłynęliśmy dziesięć dni temu… - odparł Dholianin.
- Czyli siedem.
- Tak… więc… istnieje… niewielka szansa, że Francis był wampirem, a ta Bumi… jego służką. Możliwe, że zwykłym wampirzym pomiotem bez koterii, lub z rozbitej już koterii wampirzej. Tak czy siak dobrze by było sprawdzić, czy nikt nie został pokąsany. Tak na wszelki wypadek. - Przywoływacz spoglądał przy tym znacząco na obu mężczyzn, w nadziei, że nie będzie musiał walić prosto z mostu.

Dżafar drgnął nieznacznie, wyraźnie zdziwiony, jego towarzysz wybałuszył ocz jak zaspana sowa, po czym momentalnie się roześmiał.
- Twoja siostra to wampirolożka… niezły numer! - Zawołał radośnie, a czaroskóry patrzył, to na jednego, to na drugiego, nie za bardzo rozumiejąc, aż w końcu wszystkie części układanki wskoczyły na swoje miejsce.
- Może być - odparł spolegliwie.
- W tym mieście dobrze wiedzieć o tych istotach - wyjaśnił Smoczy Jeździec i skinąwszy głową dodał. - I tak trochę się zna na nieumarłych.
- No… ale oni nie byli wampirami, byli ciepli… podobno - wtrącił zarządca tak na zaś.
- Nie możecie określić jak Francis wygląda, więc… skąd wiecie na pewno, że byli ciepli. Może namieszał wam w głowach i w tej kwestii, co? - “Śledczy” ironicznie wyraził swój sceptycyzm. Po czym dodał spolegliwie. - Oczywiście to nie jest pewnik. Równie dobrze mogę się mylić, ale lepiej upewnić się w tej kwestii.
Ta ironia w głosie nie spodobała się Dżafarowi, który zmarszczył czoło w marsowej minie. Jego towarzysz zaśmiał się niezręcznie, nie wiedząc co odpowiedzieć. W końcu potrząsnął głową, ni to potakując, ni zaprzeczając, kwestię inetrpretacji tego znaku zostawiając czarownikowi.
- Ostatecznie mogę jedynie doradzać. - Ten zamyślił się i rozejrzał po komnacie. - Ten przybytek… też wam Francis doradził?
- Nie, założył go znajomy naszego pana, zawsze gdy przypływamy do La Rasquelle to w nim nocujemy - odparł ciemnoskóry, nadal nieco napięty.
- Mhmmm… - Jarvis skwitował tą wypowiedź, wyraźnie zadumany. Miał bowiem na czubku języka kolejne pytanie… ale to mogłoby się okazać kolejnym zarzutem. Bowiem przypuszczał, że nikt nie wypytał znajomego pana o tego Francisa.
- Co ów złodziej jeszcze opowiadał o sobie? Nawet w kłamstwach mogą kryć się ziarenka prawdy... więc wszystko jest ważne - dodał.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172