Noc minęła spokojnie - albo miejsce na nocleg wybrane zostało idealnie, albo też koboldy nie pojawiły się w okolicy. Bo w to, że konflikt nagle się zakończył Ivor jakoś nie chciał uwierzyć.
Koboldy nie pokazywały się przez kolejny dzień, co można było odczytać jako ciszę przed burzą. Ich nieobecność jednak Ivorowi nie przeszkadzała w najmniejszym nawet stopniu - co prawda znaczna część jego zaklęć służyła tylko i wyłącznie do zabijania, ale zwykle używał ich do obrony, a przelewanie krwi istot inteligentnych nie należało do jego ulubionych zajęć.
To, że znajdowali się na terytorium często odwiedzanym przez koboldy, wprost rzucało się w oczy, pytanie tylko brzmiało, kiedy ich grupa rzuci się w oczy koboldom, którym taki drobiazg jak deszcz nie powinien przeszkadzać w patrolowaniu okolicy.
Kolejna noc, dla odmiany spędzona w małej jaskini, minęła spokojnie, lecz ranek nie był taki przyjemny, jak poprzedni. Koboldy nie zasypiały gruszek w popiele i zwiadowcy (bądź - jak to określiła Shee'ra - parlamentariusze) znaleźli się w niewąskich opałach.
Dopóki jednak Shee'ra prowadziła dialog, Ivor wolał się do wymiany poglądów nie mieszać, zaś użycie radykalnych środków odłożyć na później.