Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2018, 19:06   #295
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Niemal każdy szacunek wskazuje na to, że musicie umrzeć.

Nagle Jacob wybuchł głośnym śmiechem. Równie prawdziwym, co nienaturalnym i nie pasującym do chwili. Pozornie. Owszem, wszystko wskazywało na to, że jedynym dobrym wyjściem z sytuacji jest śmierć z ręki agentów Black Cross. Eliasz nie dopowiedział jednak, iż tym czasem nie jest teraźniejszość, a przyszłość. Ta prosta, wręcz szkolna sztuczka, oczywista półprawda rozbawiła Coopera.

Wycofał się między Richarda i Denisa.

Kalkulacje rzeczywiście były dość jednoznaczne. Eliasz posiadał całe kohorty informacji, ale nie był wszechwiedzący.

Dysponował wyłącznie materiałami pisanymi dokładnie tak jak Mushakari ze swoim komputerem. Owszem, ten był znacznie bardziej zaawansowany, mieścił się w fotelu, natomiast sprzęt Xanouańczyka zajmował cały pokój. Niemniej wciąż były to materiały pisane. Gdyby tak nie było, istotnie byłby wszechwiedzący przynajmniej na strzałce czasu kończącej się w obecnej chwili. Z taką ilością danych jego mózg eksplodowałby, być może nawet prawie dosłownie. A jeśli tak by się nie stało, to nie dopuściłby do rozpowszechnienia Black Serpent, nie straciłby z oczu piratów, Shagreena czy Zoi Clemes. Jego siły działałyby jeszcze przed dokonaniem odkrycia i nie byłoby konieczności zabijania. Nie wiedział o dilithium.

Zatem siwobrody mężczyzna nie był wszechwiedzący. Nie mógł wiedzieć, że szantaż historyka był jedynie pustym blefem, zaś strumienie informacji przekazywane przez urządzenie nie mogły być rozstrzygające.
Jacob był najlepszym na świecie historykiem i mitologiem, lecz nikt się o nim nie rozpisywał. Człowiek sławił czyny innego człowieka. Wyłącznie. A cóż było medialnie spektakularnego w zawodowej wycenie oraz poświadczaniu historii podmorskiego śmiecia? Czy gazety rozpisywały się o światowej klasy drwalu?

"Oh, jak pięknie porąbał drewno!"

Jacob wiedział mniej więcej co i kiedy o nim napisano. Tak jak każdy, o kim nie piszą codziennie w porannej prasie. Zdawał sobie sprawę również z tego, co można było wywnioskować po pozostawionych śladach. Trochę prawdopodobieństw o wyższych bądź niższych współczynnikach, mało absolutnych pewności. Jednakże z tego również dało się coś wywnioskować. Suma informacji jednoznacznie wskazywała na to, iż rzeczywiście mógł zostawić na świecie tykające bomby w ramach zabezpieczenia. I zrobiłby to. Już nawet zaczął wcielać ten plan w życie.

- To prawda, że wyciek informacji równy jest katastrofie. Chcę jednak abyście zrozumieli, że moja decyzja nie jest zależna od tego ultimatum.

Tym razem historyk westchnął.
- Kłamie - rzucił lekko z pobłażliwością w głosie, lecz na tyle cicho, by nie przerywać.

Jeśli mówiłby prawdę, cierpiałby na rozdwojenie jaźni.
Wyłącznie znajomość całej prawdy czyniłaby go niewrażliwym. Problem w tym, że musiałby być wszechwiedzący, by ją mieć. Jacob tworząc odpowiednie zapisy na sterowcu był w najwyższym stopniu uważny zdając sobie sprawę z wagi wiedzy. Podobnie sytuacja miała się w kajucie Eloizy.
Tego typu chorobę psychiczną historyk wykluczał, ponieważ nie pozwalałaby mu znajdować się w miejscu, w którym zasiadał.

Jak zatem człowiek tak ostrożny, minimalizujący ryzyko przy każdym ruchu, pozwala sobie na tak wielki hazard? To niespójne i nierealne. Z jednej strony zabija ludzi za znalezienie drobnostki mogącej przy ogromnym wysiłku doprowadzić do słabego tropu, a z drugiej bezmyślnie rzuca na szalę losy całego świata? To śmieszne w swym nieskończonym absurdzie.
Odpowiedzią jest, wykluczona już, osobowość wieloraka lub kłamstwo.

Zaprzeczeniem chciał odsunąć ostrze od swojego gardła. Niewątpliwie nie często zdarzała się sytuacja podobna do tej, więc nie radził sobie z nią.

- Tak pozostanie bez względu czy zbliża się mój stan spoczynku. Bo w istocie, jest on bliski.

Cooper uśmiechnął się półgębkiem. Było tak, jak przewidywał. Czarne Krzyże dochodziły do końca rozdziału swojej działalności niezależnie od tego czy im się to podobało, czy też nie.

- Logika to potężne narzędzie, lecz musimy zapamiętać, że człowiek jest również istotą emocjonalną. A co za tym idzie, dokonuje czasem pozornie irracjonalnych wyborów.

Historyk nie sądził, by ktokolwiek na wyspie wiedział to lepiej od niego. Włącznie z Eliaszem. Być może nawet jego szczególnie to dotyczyło. Każdy zdawał sobie z tego sprawę, lecz wiedza, a użycie były dwoma różnymi kwestiami. Powszechnie wykorzystywali to politycy i wszelkiej maści manipulanci. Starr był w tym wirtuozem przez codzienną praktykę. Jeśli przywódca Krzyżowców kiedyś to umiał, zdecydowanie zardzewiał.

- Opuścicie to miejsce, wracając do swojego życia.

- Mówiłem - rzucił Cooper do Walkera. Również tym razem wtrącenie nie miało na celu przerwania wypowiedzi. Kiedy jednak starzec wstał, Jacob przechylił głowę, wpatrując się w milczeniu. Każda technologia miała swój koszt. Każdy implant miał swoją cenę, zaś im większa była ingerencja w ciało, tym więcej należało poświęcić. Niewykluczone, że Eliasz był fizycznym kaleką przytwierdzonym do swojego pojazdu niemal na trwałe. Ile mógł wytrzymać bez wózka?
W końcu głos zabrał Richard:

- Dobrze więc. Dołączę do waszych szeregów.

Historyk nie odezwał się ani słowem. Nie musiał. Zakołysał się na stopach. To czy dalsza część jego przewidywania się sprawdzi nie miało znaczenia. Najistotniejsze punkty, a była ich większość, właśnie się spełniły. To wystarczyło.

Eliasz usiadł ponownie podłączony do źródła wiedzy, a następnie prześledził informacje dotyczące Richarda. Wysnuł z nich prawie dokładnie to, co kilka chwil wcześniej powiedział Jacob.

- Mówiłem - mruknął z kamienną twarzą, która siłą odruchu nie spadła nawet za maską, w jakiej się znajdował. Reżim Black Cross przedstawiany przez przywódcę agentów był jednym, wielkim wyrzeczeniem. Przypominał fanatyczny zakon. O tym historyk nie pomyślał. Jego mózg przyspieszył gwałtownie w procesie fragmentacji i defragmentacji świata.
Płacz Eloizy docierał do niego jakby z oddali, choć był całkiem niedaleko.

- Mam plan. Będzie dobrze - rzucił cicho do Eloizy ściskając jej dłoń. Kiedy ją cofnął, dobyte złodziejskim ruchem, złożone dokumenty pozostały w jej ręce. Dyskretnie wskazał, aby je schowała. Podarunek dla rodu. Wyobraził sobie minę wszystkich, gdy odkryją co się w nich znajduje. Opanował szeroki uśmiech cisnący się na jego twarz.

Krzyżowców nie interesowała wojna między zonami. Była im nawet na rękę. Nikogo nie obchodziły odkrycia, tylko wzajemne mordowanie się. Żyć, nie umierać. Jacob nie szedł na kompromisy. Ratowanie świata musiała odbywać się na wielu poziomach. Do tego dążył od dłuższego czasu. Planował to. Organizował z narażeniem wielu żyć. To nie mogło być zaprzepaszczone. Nie w tej chwili. Wszystko, czego dokonał w tej materii straciłoby znaczenie.
Przycisnął się do Denisa.

- Konsekwentnie za poprzednią decyzją - powiedział i stanął na poprzedniej pozycji.

Cena jest zbyt wielka, żeby Denis i Richard mogli ją ponieść. Niosło zbyt wielką stratę w stosunku do zysków. Czekała go być może ostatnia dla nich pomoc. Teraz musiał rozegrać wszystko perfekcyjnie bez perfekcji, zważyć każdy ton bez ważenia jednocześnie i dobrać każde słowo nie dobierając żadnego. Odmierzona musiała być każda pauza i przerwa, a jednocześnie nie odmierzana, by zadziałać na najwyższym poziomie subtelności bez subtelności. Manipulacją bez manipulacji.

Nim ktokolwiek się odezwał, zaczął odwijać szmaty okręcające jego głowę. Spoczęły w kieszeni odsłaniając twarz szczelnie przykrytą maską przeciwgazową. Zatknął ją za pas i jednym ruchem przeczesał włosy z twarzą wyciosaną w kamieniu o oczach wypełnionych równym żarem, co najbardziej uwarunkowany z agentów.

- "To, co stanie się po opuszczeniu lądu, leży już poza naszym zainteresowaniem." - zacytował Jacob z nieprzeniknionym tonem. Mówił w kierunku Eliasza, lecz na głębokim, podświadomym poziomie wiadomo było, iż to nie starzec jest adresatem, lecz Richard. Odnalazło to potwierdzenie w nagłym skręcie głowy wycelowanym w szlachcica.

- Black Cross chroni ludzkość, nie ludzi. Wojna zon jest krajobrazem jak każdy inny. Dla ciebie tak nie jest. Dlatego odejdź i pojednaj Wolne Miasta z Hanzą z poparciem Cesarzowej, a zapobiegniesz najazdowi Corvus. Oni niech dbają o ludzkość, ty dbaj o ludzi. To bardziej do ciebie pasuje i nikt prócz ciebie tego nie dokona. Jesteś jedyną nadzieją. Wszystko, co planowałem i wykonywałem prowadziło do dwóch celów. Pierwszym była ochrona ludzkości przed globalną zagładą z ręki Istoty. Drugim ochrona ludzi przed wojną. Owszem, wielokrotnie wątpliwymi ruchami. Ale sam musisz przyznać, skutecznie i z wizją wielkiego celu. Jestem przede wszystkim skuteczny w swoich metodach, jeśli mam swobodę ruchów, planowania. Przy współpracy i zaufaniu innych mogę jeszcze więcej. Spójrz na całą wspólną przeszłość, a następnie powiedz mi, że tak nie jest. Nawet nieczyste działania w drodze do wielkich planów miały czyste intencje ograniczenia zła. Dobry czyn czasem pociąga za sobą znacznie większe, negatywne. Nie zawsze. Starałem się zawsze przeanalizować każdą opcję, by suma dobra, jakkolwiek pusto i wieloznacznie by to nie brzmiało, była wartością jak największą. Wykorzystaj to tak, jak potrafisz.

Wystąpił naprzód kończąc wypowiedź skierowaną do La Croix. Ponownie spojrzał ku Eliaszowi.

- Pozwól, że powiem ci jakie znajdziesz dane. Jacob Cooper, syn bez ojca i wyrodnej matki. Absolwent akademii w Corvus z dobrymi, choć nie rewelacyjnymi ocenami z uwagi na bystrość umysłu oraz zdolność analizy historii i wyłapywania niespójności. Wielu nie potrafiło zaakceptować prawdy mając wyłożoną przed oczy, ja potrafiłem przejrzeć ją samodzielnie. Z dużym nakładem sił, opierając się na prawdopodobieństwach, ale potrafię meandrować w odmętach i labiryntach historii. Poszukiwacz Yarvis, pracujący w rozmaitych miejscach, z rozmaitymi ludźmi. Także z piratami. Zawodem była wycena oraz prezentacja historii badanych przedmiotów wraz z pisemnym poświadczeniem. Geniusz i kobieciarz. Manipulant i hulaka. Przyjaciel Lucjusza Ferata - zamilkł, nagle wbijając wzrok w ziemię. Podjął równie gwałtownie.

- Ostatnie dane przed pierwszym zniknięciem: Rigel, Gildia Nautilus. Zniknięcie. Kolejne pojawienie: Xanou, okolice odlotu z K'Tshi. Zniknięcie. Następne pojawienie: sterowiec podczas podchodzenia na wyspę. Nieobecność wskazuje na chęć zniknięcia z radaru Black Cross, zaś to z kolei na podejmowanie działań przeciw zachowaniu Tajemnicy. Początkowy kontakt z rodem La Croix wskazuje na pewne prawdopodobieństwo obecności na Antigui, a także na zniszczonym sterowcu. Obiekt podejrzany o socjopatię, choć są to dane niepotwierdzone. Zdolny do skrajnych, nieprzewidywalnych akcji. Zdolny do efektywnego działania w najtrudniejszych warunkach, z najwyższą sprawnością, czego dowodzi fakt wielokrotnego pokonania wyszkolonych agentów Black Cross. Ponadprzeciętny intelekt oraz wiedza. Skuteczny w swoich metodach - ponownie ucichł odnosząc się do wypowiedzi skierowanej ku Richardowi.

- Zapewne przed chwilą dokonywał analiz sytuacji oraz rozważał wiele scenariuszy. Zapewne nie wierzy w część wypowiedzi gospodarza Wyspy. Coś pominąłem? - zapytał Eliasza.

- Trafna analiza. Mając na uwadze powyższe, dołączę do Black Cross, ale z całą swobodą. Tylko w ten sposób osiągam pełną efektywność. Nie jestem zwykłym człowiekiem, którego da się zamknąć w ustalone tu ramy. Nie jestem taki jak wszyscy agenci, ale również zdaję sobie sprawę z zagrożenia i konieczności nauczenia się ochrony umysłu. Na innych zasadach nie skorzystacie z moich talentów oraz znajomości. Wiesz, że wam się przydam, pomimo innego sposobu dotarcia do tego samego celu. Odrzucisz ten jedyny warunek, odrzucisz mnie. Ja i tak, prędzej czy później, poznam wasze sekrety. Udowodniłem już, że potrafię. Wybór należy do ciebie, Eliaszu.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline