Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-08-2018, 22:56   #291
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Historyk uśmiechał się do siebie za maską postanawiając sobie, że już nigdy nie będzie pracował z amatorami. Denis musiał bardzo mocno uwierzyć Cooperowi, gdy ten mówił o ich silnej pozycji pomimo okrążenia, choć było wprost przeciwnie. W każdej chwili Black Cross mogli podnieść broń i rozstrzelać wszystkich. Prawie wszystkich. Chodzące fortece istotnie nie dałyby się tak łatwo pokonać. Choć oczywiście byłoby to nieuniknione. Nie ważne jak duże prawdopodobieństwo wiązało się z wersją przedstawioną przez Jacoba, nie sprowadzało się do jedności pomimo, iż tak właśnie sprawę przedstawiał. Świadomie.

Pierwsza zasada wychodzenia z niemożliwego to nie sabotowanie opcji. Szczególnie, że tych było jak na lekarstwo. Tymczasem Arcon postanowił swoim zagraniem osłabić ich pozycję jako grupy. Obniżyć punkt negocjacyjny. Było to tak samo groźne dla niego, jak i reszty, na rzecz której rzekomo działał.

A w zasadzie byłoby, gdyby plan historyka nie był idiotoodporny. Stwierdzenie lurkera skwitował pobłażającym kiwaniem głową. Zdawałoby się to nierozsądne. Kto mógł wiedzieć więcej o własnych poczynaniach niż on sam? Trwając przy swojej opinii Starr wystawiał całą swoją wypowiedź pod znak zapytania. Pozornie. Sam Denis wskazał jak ważny jest dla niego, na różnych płaszczyznach, Richard. Siłę tego pokazywał po prostu będąc w miejscu, w którym się znajdował. Na tej wyspie.

Tym samym zdjął z siebie całą swoją wartość i przekazał na Richarda... przystawiając mu sztylet do pleców. Pozostając niezależnym, nie wypierając się odpowiadałby za samego siebie. Obecnie, jeśli Czarne Krzyże będą chcieli skorzystać z jego usług nacisną na szlachcica lub jego rodzinę. Denis oddał lwią przysługę. Nie będzie mógł nie pomóc przyjacielowi. Lub zrobić coś na jego prośbę.

Miało to jednak swoje dobre strony. Pozycja Richarda wzrastała. I postanowił grać jak polityk. Wystąpił ze śmiałą inicjatywą. Może nawet nieco zbyt śmiałą, ale to dobrze. Było z czego schodzić podczas negocjacji. Eliasz, oczywiście, nie mógł na to przystać. Każda myśl karmiła Istotę. Jeśli zostawiliby wszystkich, którzy wiedzą lub dochodzą prawdy w krótkim czasie nastąpiłaby katastrofa. Gdziekolwiek by ich nie wysłać, cokolwiek by z nimi nie zrobić, będą nieświadomie wspierać koniec świata. Jedynym rozwiązaniem było to, aby nie myśleli. To z kolei dało się osiągnąć na ograniczoną ilość sposobów. Znany i skuteczny - tylko jeden.

Jacoba jednak interesowało inne zagadnienie. Dotyczyło ono samego Eliasza. Niedowodzącego przywódcę. Istniało wiele hipotez tłumaczących taki stan rzeczy, ale jedna wysuwała się na czoło.
- Czyżby szykowała się emerytura? - zapytał całkowicie odchodząc od tematu rozmowy z przekrzywioną ptasio głową.

Wydawało się to opcją najbardziej prawdopodobną. Zbyt ważna była ostatnia bitwa, by pozostać bezczynnym, a na to właśnie zdecydował się starzec. Był chroniony, ale jednocześnie kompletnie niewidoczny z punktu widzenia dowodzenia. To on powinien objąć stery, zaś wycofał się jeszcze przed pojawieniem się piratów.
Szansa była wysoka. Niemniej nierówna jedności.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 30-08-2018, 12:22   #292
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Bez względu na to, kto w danym momencie przemawiał, szereg luf tkwił wykierowany w ocalałych. Jedynie, gdy ktoś wykonał bardziej gwałtowny ruch, futurystyczna broń podążała za celem, gotowa spopielić potencjalnego bohatera. Wszyscy musieli ważyć każde słowo. Skończyli ostatnią walkę, jednak wciąż ich życia znajdowały się na bardzo chybotliwej szali.
Historyk od początku twierdził, że w istocie nic im im nie grozi. Trudno było powiedzieć ile było w tym realnego przekonania, a gdzie zaczynał się już blef. Główną kartą przetargową Jacoba miały być zabezpieczone informacje, gotowe do rozesłania na cały świat. Był to ostateczny argument, na wypadek gdyby runęła pierwsza fasada - przydatność ich samych. Starr w istocie od dawna budował swój koncept za pomocą małych kroczków, manipulacji oraz sprytnych socjotechnik. Część miała ich świadomość, inni byli mniej świadomi. W tym momencie Cooper jedynie zrzucił całun tajemnicy, niczym sztukmistrz podczas długo oczekiwanego spektaklu. Czy warto było tracić człowieka zdolnego wznieść tak misterną konstrukcję? O tym miał się dopiero przekonać.
Lurker swoim zwyczajem pozostał bardzo konkretny, bo i niewiele było z jego strony do dodania. Podkreślił jedynie szczere przywiązanie do swojej sprawy i butnie spojrzał po wszystkich. Jedno było pewne. Jakaś nowa siła wstąpiła w Arcona i jeśli musiał dziś umrzeć, nie zamierzał oddać ducha na kolanach. Jacobowi nie podobało się jego podejście, uważał że osłabiało ono status już i tak niepewnego sojuszu. Lecz dla lurkera było to zapewne ważne tyle, co zeszłoroczne liście.
Shagreen przyjął dłoń od Richarda, lecz nie powiedział już nic. Coś w nim zgasło na dobre - z trudem odszedł parę kroków, zaciskając okaleczoną dłoń jak w mantrze. Sam szlachcic był wściekły i ledwo powstrzymywał rozszalałe nerwy na wodzy. Miał dość machlojek badacza, które jak widać, trwały do samego kresu ich eskapady. W dodatku uwikłał w to wszystko jego siostrę. A to stanowiło już zbrukanie najwyższych świętości.
Najpierw jednak musiał odnieść się do słów Eliasza. Dla niego miał tylko sugestię, jakoby Black Cross musiało się zmienić i przestać być hermetyczną organizacją. Jego zdaniem ludzkość mogła wygrać z podwodnym mrokiem tylko dzięki połączeniu sił, a nie sieci złożonych spisków.
Wiedział, że kiedy zamilknie, nastanie czas na końcowy osąd. Nie było jednak sensu dłużej dywagować. Padły pewne słowa i tylko bogowie wiedzieli jakie miały zebrać żniwo. Czekali więc. Nawet Deborah czuwająca nad bratem uniosła teraz głowę i spoglądała na Eliasza, marszcząc suchą jak papier twarz.
Tamten oblizał spierzchnięte usta. Urządzenie do którego został podłączony mruczało groźnie.
- Wiecie już, że kiedy do was przemawiam, towarzyszy mi niezliczona ilość informacji oraz logarytmów. Niemal każdy szacunek wskazuje na to, że musicie umrzeć.
Strzelcy poprawili swoje pozycje. Zaszczebiotało kilka odezpieczonych magazynków. Starzec zamknął oczy. Zdawało się, że jego powieki jaśnieją lekkimi wyładowaniami, co uważniejsi mogli usłyszeć nawet ciche trzaski.
- Poruszyliście kilka spraw. To prawda, że wyciek informacji równy jest katastrofie. Chcę jednak abyście zrozumieli, że moja decyzja nie jest zależna od tego ultimatum. Mówiono tu również o reformacji. Nie mamy zamiaru tego robić. Black Cross chroni zbyt wiele sekretów, będących poza możliwościami poznania przeciętnego człowieka. Tak pozostanie bez względu czy zbliża się mój stan spoczynku. Bo w istocie, jest on bliski. Po mnie będą następni, zaś organizacja musi kontynuować swoje dziedzictwo. Co do was wreszcie…
Eliasz przejechał kawałek i ujął w dłoń pojedynczy płatek śniegu, który właśnie spadł z pochmurnego nieba. Spojrzał na topniejącą drobinę i przeniósł wzrok na rozmówców.
- Logika to potężne narzędzie, lecz musimy zapamiętać, że człowiek jest również istotą emocjonalną. A co za tym idzie, dokonuje czasem pozornie irracjonalnych wyborów. Jeśli byłbym ich pozbawiony, jakim czyniłoby mnie to strażnikiem ludzkości? Tych słów nie dyktuje mi żaden rachunek zysków czy strat. Robię to, ponieważ uważam, że tak trzeba.
W tym momencie Eliasz z trudem dźwignął się i ostentacyjnie odłączył kilka przewodów z cichym trzaskiem. Naręcze kabli smagnęło z impetem o ziemię.


Jeden z przybocznych Eliasza wyszedł naprzeciw starca i nachylił się do niego.
- Ależ… nie może pan. Zagrożenie jest zbyt duże.
Odpowiedział jednak mu tylko spokojny, niewzruszony niczym wzrok. Potem przywódca zwyczajnie go zignorował.
- Opuścicie to miejsce, wracając do swojego życia. Możecie zrobić to już teraz. Z kolei ci, którzy zechcą się do nas przyłączyć… ocenię ich możliwości i podejmę właściwą decyzję. Odpowiem również na pozostałe wasze pytania. Wybory muszą jednak zapaść tu i teraz. Bez względu co uczynicie, zapamiętajcie jedno. Od teraz wasze oczy będą widzieć znacznie więcej. Zaczniecie dostrzegać znaki, na które wcześniej byliście ślepi. Każdego dnia musicie pozostać czujni, chronić swoje umysły i bacznie obserwować. Dziś jedynie przesunęliśmy widmo zagrożenia do bliżej niesprecyzowanej przyszłości.
Oddział Black Cross już na dobre rozluźnił się, dając pozostałym sugestię, że są względnie bezpieczni. Eliasz czekał na członków drużyny, nadal bezpośrednio chroniony przez kilku żołnierzy. W powietrzu zawisło jeszcze jedno, niewypowiedziane pytanie, które zdał się od razu podchwycić.
- Jeśli chodzi o wasze osobiste sprawy... rozwiążecie je sami. Nie zamierzamy się wtrącać, dopóki newralgiczne informacje pozostaną poufne. Pamiętajcie jednak, że ta wyspa od wieków była miejscem pokojowych rozwiązań. Tak ma pozostać w dalszym ciągu i niech moja decyzja będzie tego najlepszym przykładem. Zakończycie swoje konflikty bez rozlewu krwi. To, co stanie się po opuszczeniu lądu, leży już poza naszym zainteresowaniem.
- Oszalałeś starcze - odważył się krzyknąć ktoś z tłumu. - Barnesowie to cyniczni mordercy, a ich brat jest niewiele lepszy!
Eliasz tylko skinął głową.
- Tak być może jest. Lecz Black Cross nigdy nie oceniało tych rzeczy. Dostaliście swoją szansę, a teraz właściwie ją wykorzystajcie.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 31-08-2018 o 18:30.
Caleb jest offline  
Stary 01-09-2018, 00:14   #293
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Stał wyprostowany. Splamiony krwią zabitych. Prowadził oddział do walki. Walczył z nimi ramię przy ramieniu. A teraz obserwował uważnie dziesiątki luf w ich dłoniach. Otaczały go wilki.

Wiedział, że przesadził. Wiedział, że Black Cross przez dekady opracowało najlepszą metodę radzenia sobie z problemami. Najskuteczniejszą. Skrytobójstwa eliminowały problem raz na zawsze.

Teraz Richard starał się wytłumić emocje. Próbował przeprowadzić krótki bilans zysków i strat. Oto dostali wybór, dołączyć lub odejść. Prosty, a zarazem banalny. Jednocześnie mężczyzna podkreślił, że nie ma co liczyć na to, że to Czarnokrzyżowcy ugną się do ich woli.

Implant aż świerzbił pod skórą. Mógł go uruchomić i z łatwością zarąbać Eliasza. Potem najbliższych strażników. Potem kolejnych...

Ile kul w tym czasie przyjmie ciało Elois?

Tej opcji nie było na stole… Nie mógł pozwolić sobie na stratę. Kolejną stratę…

Gdzie jest Manuel?


Myśli kotłowały się w szlachcicu. Jeżeli teraz postanowi odejść, to czy pozwolą mu przeszukać jeszcze raz pobojowisko, żeby ją znaleźć? Albo inne części wyspy? Zapewne nie…

Jeśli odejdzie, to któż pozostanie w nowych szeregach Czarnokrzyżowców?

Jacob?

Twarz pewnego siebie historyka przyprawiała Richarda o mdłości. Ile wtedy zostanie mu czasu zanim natknie się na własnego skrytobójcę?

Von Tier?

Kolejny psychopata, który mając za plecami Czarnokrzyżowców rozwinie swoje fascynacje ulepszaniem ciała do absurdalnych rozmiarów.

Przecież Czarnokrzyżowcy wspierali ludzi takich jak ród Barensów od dekad.

Richard patrzył kolejno w oczy wszystkim, którzy go otaczali. Czuł, że większość zebranych postąpi tak jak on. Czuł więź jaka łączy wojowników, którzy walczyli ramię w ramię z ludźmi Shagrena. Ale też z ludźmi von Tiera.

Odejście było słuszne. “Tak trzeba Richie” - powiedziałby Felix la Croix. Ojciec. Wzór do naśladowania.

Dlaczego Richard nie miał w sobie tak silnego kompasu moralnego jak Denis? Dlaczego nie mógł po prostu rzucić broni, odwrócić się i pomaszerować na sterowiec?

Z drugiej strony była zimna kalkulacja. Prawdopodobnie i tak zginą. Nie dziś. Nie jutro. Ale za ile czasu Eliasz ustąpi miejsca swemu następcy? Ile tamten będzie potrzebować, żeby ocenić, że w tym dniu wyspę opuściła cała grupa ludzi niosąca ze sobą ryzyko? Będąc wewnątrz tej maszyny byłby na bieżąco z sytuacją. Wprawdzie byłby tylko trybikiem, ale trybikiem blisko czegoś dużego.

Jeszcze kilka lat temu był kwintesencją tego co określa się mianem syna marnotrawnego. Hulaką. Pijakiem. Rozpustnikiem. Pojedynkował się z innymi głównie z chęci ich upokorzenia. A jednak coś w nim pękło po śmierci ojca. Zajął miejsce w delegaturze. Ale nic nie znaczył. Dopiero stopniowo udowadniał swoją przydatność. Trwało to miesiące, ale się udało. Gdzie widziałby się w Black Cross za dwa, pięć, dziesięć lat? Wiedział, że jest w stanie dojść na szczyt. Wiedział, że może osiągnąć taki status wewnątrz organizacji, który pozwoliłby mu coś zmienić. Chronić jego rodzinę. Siostrę.

Patrzył w oczy Denisa. Oto miał przed sobą herosa z pieśni. Tego, który rzuca się na czele wojska do walki z liczniejszym wrogiem. Tego, który ginie chwalebną śmiercią...

...a jego śmierć niczego nie zmienia.

Z drugiej strony widział siebie, jako władcę, który podpisuje warunki kapitulacji. Historia zapamięta go jako przegranego…
...choć zapewnił swym ludziom życie i dachy nad głową. Ale nikt nie napisze o nim pieśni.

- Dobrze więc. Dołączę do waszych szeregów - powiedział głośno, tak, że mogli go dosłyszeć nawet ci dalej stojący. W myślach zaś dodał:
I będę wam patrzeć uważnie na ręce.
- Barensów osądzimy za zbrodnie, których dokonali i je ujawnimy, z pominięciem niewygodnych dla Black Cross szczegółów. Rozwianie tajemnicy ciążącej nad tą sprawą przysłuży się do zadymienia szerszego widoku na sprawę - kontynuował już ciszej - Mimo wszystko proszę was, aby każdy sam podjął decyzje o dołączeniu bądź oddaleniu się. Każdy musi dokonać wyboru w zgodzie ze swoim sumieniem.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 03-09-2018, 13:36   #294
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Senior krzyżowców potarł długą brodę, zrzucając kilka zamarzniętych drobinek. Następnie przywołał jednego ze swoich ludzi.
- Podłączcie mnie z powrotem - wskazał na leżące pod nim przewody.
Mężczyźni uwinęli się bardzo szybko, a procedura trwała tylko chwilę. Złącza trafiły na swoje miejsca, by Eliasz znów władał morzem elektronicznej wiedzy. Dopiero wtedy skupił się na Richardzie.
- Widzę, że nie była to dla ciebie łatwa decyzja. To dobrze, oznacza to, że ją przemyślałeś. Zechciej teraz zaczekać.
Stary zamknął oczy. Z początku nie nastąpiło nic. Dopiero po dłuższym oczekiwaniu maszyneria zwiększyła obroty, zazgrzytała donośnie. Parę diod zajaśniało tak mocno, iż stały się rażącymi w oczy ognikami.
- Lordowie mięsni. Rigel. Cezar. Robert. Eloiza. Felix - kolejne słowa oraz imiona Eliasz cedził prawie bezgłośnie. - Sterowiec. Delegatura. Zboże. Korsarze. Uberton.
Przymknięte dotąd powieki otworzyły się szeroko. W jedno uderzenie serca wszystko ustało, zaś komputery powróciły do standardowego szumu. Mistrz agentów złożył ręce na znak, że dość już się dowiedział.
- Prześledziłem część faktów dotyczących twojej osoby. Zdajesz się być człowiekiem gwałtownym, atoli potrafiącym powstrzymać emocje, gdy ciężar sytuacji tego wymaga. Krótko mówiąc, jesteś w stanie poświęcić samego siebie dla wyższej sprawy. Zapewne i przed chwilą targały tobą różne myśli, jednak uznałeś że ten ruch przyniesie najwięcej korzyści.
Zbliżył się do Richarda. Dopiero teraz szlachcic mógł zobaczyć jak zniszczona jest twarz starca. Mężczyzna był nienaturalnie daleko posunięty w latach. Z Eliasza rzeczywiście uderzało dostojeństwo, lecz była to chwała, z jaką zazwyczaj kładzie się do grobu.
- Muszę być pewien, że zdajesz sobie sprawę z implikacji swojej decyzji. Trening w Black Cross to wieloletni proces pełen wyrzeczeń. Będziesz musiał wyzbyć się wielu emocji, a w dużej mierze zatracić samego siebie. Nasi agenci to narzędzia, które porzucają przeszłość oraz wiążące się z nią wartości. Przestają nienawidzić, pożądać, kochać. Na długi czas przestaniesz istnieć dla świata. Być może nigdy już nie ujrzysz swojej rodziny. Jeśli to ostateczna decyzja, jestem gotów przyjąć twoją kandydaturę.
Przez chwilę milczeli i tylko zdławione łkania Eloizy przerywały dziwny spokój wokół.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 03-09-2018 o 13:49.
Caleb jest offline  
Stary 03-09-2018, 19:06   #295
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Niemal każdy szacunek wskazuje na to, że musicie umrzeć.

Nagle Jacob wybuchł głośnym śmiechem. Równie prawdziwym, co nienaturalnym i nie pasującym do chwili. Pozornie. Owszem, wszystko wskazywało na to, że jedynym dobrym wyjściem z sytuacji jest śmierć z ręki agentów Black Cross. Eliasz nie dopowiedział jednak, iż tym czasem nie jest teraźniejszość, a przyszłość. Ta prosta, wręcz szkolna sztuczka, oczywista półprawda rozbawiła Coopera.

Wycofał się między Richarda i Denisa.

Kalkulacje rzeczywiście były dość jednoznaczne. Eliasz posiadał całe kohorty informacji, ale nie był wszechwiedzący.

Dysponował wyłącznie materiałami pisanymi dokładnie tak jak Mushakari ze swoim komputerem. Owszem, ten był znacznie bardziej zaawansowany, mieścił się w fotelu, natomiast sprzęt Xanouańczyka zajmował cały pokój. Niemniej wciąż były to materiały pisane. Gdyby tak nie było, istotnie byłby wszechwiedzący przynajmniej na strzałce czasu kończącej się w obecnej chwili. Z taką ilością danych jego mózg eksplodowałby, być może nawet prawie dosłownie. A jeśli tak by się nie stało, to nie dopuściłby do rozpowszechnienia Black Serpent, nie straciłby z oczu piratów, Shagreena czy Zoi Clemes. Jego siły działałyby jeszcze przed dokonaniem odkrycia i nie byłoby konieczności zabijania. Nie wiedział o dilithium.

Zatem siwobrody mężczyzna nie był wszechwiedzący. Nie mógł wiedzieć, że szantaż historyka był jedynie pustym blefem, zaś strumienie informacji przekazywane przez urządzenie nie mogły być rozstrzygające.
Jacob był najlepszym na świecie historykiem i mitologiem, lecz nikt się o nim nie rozpisywał. Człowiek sławił czyny innego człowieka. Wyłącznie. A cóż było medialnie spektakularnego w zawodowej wycenie oraz poświadczaniu historii podmorskiego śmiecia? Czy gazety rozpisywały się o światowej klasy drwalu?

"Oh, jak pięknie porąbał drewno!"

Jacob wiedział mniej więcej co i kiedy o nim napisano. Tak jak każdy, o kim nie piszą codziennie w porannej prasie. Zdawał sobie sprawę również z tego, co można było wywnioskować po pozostawionych śladach. Trochę prawdopodobieństw o wyższych bądź niższych współczynnikach, mało absolutnych pewności. Jednakże z tego również dało się coś wywnioskować. Suma informacji jednoznacznie wskazywała na to, iż rzeczywiście mógł zostawić na świecie tykające bomby w ramach zabezpieczenia. I zrobiłby to. Już nawet zaczął wcielać ten plan w życie.

- To prawda, że wyciek informacji równy jest katastrofie. Chcę jednak abyście zrozumieli, że moja decyzja nie jest zależna od tego ultimatum.

Tym razem historyk westchnął.
- Kłamie - rzucił lekko z pobłażliwością w głosie, lecz na tyle cicho, by nie przerywać.

Jeśli mówiłby prawdę, cierpiałby na rozdwojenie jaźni.
Wyłącznie znajomość całej prawdy czyniłaby go niewrażliwym. Problem w tym, że musiałby być wszechwiedzący, by ją mieć. Jacob tworząc odpowiednie zapisy na sterowcu był w najwyższym stopniu uważny zdając sobie sprawę z wagi wiedzy. Podobnie sytuacja miała się w kajucie Eloizy.
Tego typu chorobę psychiczną historyk wykluczał, ponieważ nie pozwalałaby mu znajdować się w miejscu, w którym zasiadał.

Jak zatem człowiek tak ostrożny, minimalizujący ryzyko przy każdym ruchu, pozwala sobie na tak wielki hazard? To niespójne i nierealne. Z jednej strony zabija ludzi za znalezienie drobnostki mogącej przy ogromnym wysiłku doprowadzić do słabego tropu, a z drugiej bezmyślnie rzuca na szalę losy całego świata? To śmieszne w swym nieskończonym absurdzie.
Odpowiedzią jest, wykluczona już, osobowość wieloraka lub kłamstwo.

Zaprzeczeniem chciał odsunąć ostrze od swojego gardła. Niewątpliwie nie często zdarzała się sytuacja podobna do tej, więc nie radził sobie z nią.

- Tak pozostanie bez względu czy zbliża się mój stan spoczynku. Bo w istocie, jest on bliski.

Cooper uśmiechnął się półgębkiem. Było tak, jak przewidywał. Czarne Krzyże dochodziły do końca rozdziału swojej działalności niezależnie od tego czy im się to podobało, czy też nie.

- Logika to potężne narzędzie, lecz musimy zapamiętać, że człowiek jest również istotą emocjonalną. A co za tym idzie, dokonuje czasem pozornie irracjonalnych wyborów.

Historyk nie sądził, by ktokolwiek na wyspie wiedział to lepiej od niego. Włącznie z Eliaszem. Być może nawet jego szczególnie to dotyczyło. Każdy zdawał sobie z tego sprawę, lecz wiedza, a użycie były dwoma różnymi kwestiami. Powszechnie wykorzystywali to politycy i wszelkiej maści manipulanci. Starr był w tym wirtuozem przez codzienną praktykę. Jeśli przywódca Krzyżowców kiedyś to umiał, zdecydowanie zardzewiał.

- Opuścicie to miejsce, wracając do swojego życia.

- Mówiłem - rzucił Cooper do Walkera. Również tym razem wtrącenie nie miało na celu przerwania wypowiedzi. Kiedy jednak starzec wstał, Jacob przechylił głowę, wpatrując się w milczeniu. Każda technologia miała swój koszt. Każdy implant miał swoją cenę, zaś im większa była ingerencja w ciało, tym więcej należało poświęcić. Niewykluczone, że Eliasz był fizycznym kaleką przytwierdzonym do swojego pojazdu niemal na trwałe. Ile mógł wytrzymać bez wózka?
W końcu głos zabrał Richard:

- Dobrze więc. Dołączę do waszych szeregów.

Historyk nie odezwał się ani słowem. Nie musiał. Zakołysał się na stopach. To czy dalsza część jego przewidywania się sprawdzi nie miało znaczenia. Najistotniejsze punkty, a była ich większość, właśnie się spełniły. To wystarczyło.

Eliasz usiadł ponownie podłączony do źródła wiedzy, a następnie prześledził informacje dotyczące Richarda. Wysnuł z nich prawie dokładnie to, co kilka chwil wcześniej powiedział Jacob.

- Mówiłem - mruknął z kamienną twarzą, która siłą odruchu nie spadła nawet za maską, w jakiej się znajdował. Reżim Black Cross przedstawiany przez przywódcę agentów był jednym, wielkim wyrzeczeniem. Przypominał fanatyczny zakon. O tym historyk nie pomyślał. Jego mózg przyspieszył gwałtownie w procesie fragmentacji i defragmentacji świata.
Płacz Eloizy docierał do niego jakby z oddali, choć był całkiem niedaleko.

- Mam plan. Będzie dobrze - rzucił cicho do Eloizy ściskając jej dłoń. Kiedy ją cofnął, dobyte złodziejskim ruchem, złożone dokumenty pozostały w jej ręce. Dyskretnie wskazał, aby je schowała. Podarunek dla rodu. Wyobraził sobie minę wszystkich, gdy odkryją co się w nich znajduje. Opanował szeroki uśmiech cisnący się na jego twarz.

Krzyżowców nie interesowała wojna między zonami. Była im nawet na rękę. Nikogo nie obchodziły odkrycia, tylko wzajemne mordowanie się. Żyć, nie umierać. Jacob nie szedł na kompromisy. Ratowanie świata musiała odbywać się na wielu poziomach. Do tego dążył od dłuższego czasu. Planował to. Organizował z narażeniem wielu żyć. To nie mogło być zaprzepaszczone. Nie w tej chwili. Wszystko, czego dokonał w tej materii straciłoby znaczenie.
Przycisnął się do Denisa.

- Konsekwentnie za poprzednią decyzją - powiedział i stanął na poprzedniej pozycji.

Cena jest zbyt wielka, żeby Denis i Richard mogli ją ponieść. Niosło zbyt wielką stratę w stosunku do zysków. Czekała go być może ostatnia dla nich pomoc. Teraz musiał rozegrać wszystko perfekcyjnie bez perfekcji, zważyć każdy ton bez ważenia jednocześnie i dobrać każde słowo nie dobierając żadnego. Odmierzona musiała być każda pauza i przerwa, a jednocześnie nie odmierzana, by zadziałać na najwyższym poziomie subtelności bez subtelności. Manipulacją bez manipulacji.

Nim ktokolwiek się odezwał, zaczął odwijać szmaty okręcające jego głowę. Spoczęły w kieszeni odsłaniając twarz szczelnie przykrytą maską przeciwgazową. Zatknął ją za pas i jednym ruchem przeczesał włosy z twarzą wyciosaną w kamieniu o oczach wypełnionych równym żarem, co najbardziej uwarunkowany z agentów.

- "To, co stanie się po opuszczeniu lądu, leży już poza naszym zainteresowaniem." - zacytował Jacob z nieprzeniknionym tonem. Mówił w kierunku Eliasza, lecz na głębokim, podświadomym poziomie wiadomo było, iż to nie starzec jest adresatem, lecz Richard. Odnalazło to potwierdzenie w nagłym skręcie głowy wycelowanym w szlachcica.

- Black Cross chroni ludzkość, nie ludzi. Wojna zon jest krajobrazem jak każdy inny. Dla ciebie tak nie jest. Dlatego odejdź i pojednaj Wolne Miasta z Hanzą z poparciem Cesarzowej, a zapobiegniesz najazdowi Corvus. Oni niech dbają o ludzkość, ty dbaj o ludzi. To bardziej do ciebie pasuje i nikt prócz ciebie tego nie dokona. Jesteś jedyną nadzieją. Wszystko, co planowałem i wykonywałem prowadziło do dwóch celów. Pierwszym była ochrona ludzkości przed globalną zagładą z ręki Istoty. Drugim ochrona ludzi przed wojną. Owszem, wielokrotnie wątpliwymi ruchami. Ale sam musisz przyznać, skutecznie i z wizją wielkiego celu. Jestem przede wszystkim skuteczny w swoich metodach, jeśli mam swobodę ruchów, planowania. Przy współpracy i zaufaniu innych mogę jeszcze więcej. Spójrz na całą wspólną przeszłość, a następnie powiedz mi, że tak nie jest. Nawet nieczyste działania w drodze do wielkich planów miały czyste intencje ograniczenia zła. Dobry czyn czasem pociąga za sobą znacznie większe, negatywne. Nie zawsze. Starałem się zawsze przeanalizować każdą opcję, by suma dobra, jakkolwiek pusto i wieloznacznie by to nie brzmiało, była wartością jak największą. Wykorzystaj to tak, jak potrafisz.

Wystąpił naprzód kończąc wypowiedź skierowaną do La Croix. Ponownie spojrzał ku Eliaszowi.

- Pozwól, że powiem ci jakie znajdziesz dane. Jacob Cooper, syn bez ojca i wyrodnej matki. Absolwent akademii w Corvus z dobrymi, choć nie rewelacyjnymi ocenami z uwagi na bystrość umysłu oraz zdolność analizy historii i wyłapywania niespójności. Wielu nie potrafiło zaakceptować prawdy mając wyłożoną przed oczy, ja potrafiłem przejrzeć ją samodzielnie. Z dużym nakładem sił, opierając się na prawdopodobieństwach, ale potrafię meandrować w odmętach i labiryntach historii. Poszukiwacz Yarvis, pracujący w rozmaitych miejscach, z rozmaitymi ludźmi. Także z piratami. Zawodem była wycena oraz prezentacja historii badanych przedmiotów wraz z pisemnym poświadczeniem. Geniusz i kobieciarz. Manipulant i hulaka. Przyjaciel Lucjusza Ferata - zamilkł, nagle wbijając wzrok w ziemię. Podjął równie gwałtownie.

- Ostatnie dane przed pierwszym zniknięciem: Rigel, Gildia Nautilus. Zniknięcie. Kolejne pojawienie: Xanou, okolice odlotu z K'Tshi. Zniknięcie. Następne pojawienie: sterowiec podczas podchodzenia na wyspę. Nieobecność wskazuje na chęć zniknięcia z radaru Black Cross, zaś to z kolei na podejmowanie działań przeciw zachowaniu Tajemnicy. Początkowy kontakt z rodem La Croix wskazuje na pewne prawdopodobieństwo obecności na Antigui, a także na zniszczonym sterowcu. Obiekt podejrzany o socjopatię, choć są to dane niepotwierdzone. Zdolny do skrajnych, nieprzewidywalnych akcji. Zdolny do efektywnego działania w najtrudniejszych warunkach, z najwyższą sprawnością, czego dowodzi fakt wielokrotnego pokonania wyszkolonych agentów Black Cross. Ponadprzeciętny intelekt oraz wiedza. Skuteczny w swoich metodach - ponownie ucichł odnosząc się do wypowiedzi skierowanej ku Richardowi.

- Zapewne przed chwilą dokonywał analiz sytuacji oraz rozważał wiele scenariuszy. Zapewne nie wierzy w część wypowiedzi gospodarza Wyspy. Coś pominąłem? - zapytał Eliasza.

- Trafna analiza. Mając na uwadze powyższe, dołączę do Black Cross, ale z całą swobodą. Tylko w ten sposób osiągam pełną efektywność. Nie jestem zwykłym człowiekiem, którego da się zamknąć w ustalone tu ramy. Nie jestem taki jak wszyscy agenci, ale również zdaję sobie sprawę z zagrożenia i konieczności nauczenia się ochrony umysłu. Na innych zasadach nie skorzystacie z moich talentów oraz znajomości. Wiesz, że wam się przydam, pomimo innego sposobu dotarcia do tego samego celu. Odrzucisz ten jedyny warunek, odrzucisz mnie. Ja i tak, prędzej czy później, poznam wasze sekrety. Udowodniłem już, że potrafię. Wybór należy do ciebie, Eliaszu.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 04-09-2018, 19:57   #296
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Arcon zawsze był uparty. Pamiętał wzrok Louisa przeszywający na wskroś.
I spojrzenie mówiące: wdałeś się w ojca. Dostrzegał to niejednokrotnie w oczach stryja. Surowość i oschłość rodziciela kłóciła się z jowialnym charakterem wuja. Ich wzajemne relacje, mimo przeżywanego bólu rozkwitły i sprawiły, że Denis został tym, kim miał być. Jednym z najlepszych w lurkerskiej profesji...

Wrodzona ciekawość świata zaprowadziła go na tę wyspę. Pociąg do przygody porwał młodzieńca, który z miejsca podjął ryzyko. Wówczas nie miał pojęcia, czym zakończy się jego zaangażowanie w sprawę. Los ludzi na wszystkich zonach był mu bliski. Szczególnie tych na Andromedzie. Było to echo wspomnienia o matce, która zajmowała się zarażonymi, płacąc za to najwyższą cenę. Stąd szacunek do Shagreena, którego nieustępliwość i siła charakteru mu imponowały. Estyma, którą darzył szlachetnego Richarda La Croixa, który zaopiekował się nim w krytycznej chwili. Chciał spłacić ten dług. Rozumiał teraz dlaczego napotkani agenci Black Cross zachowują się w specyficzny sposób. Wyzuto ich z uczuć bezdusznym treningiem siły woli i umysłu. Stali się zimni, niczym powietrze i krajobraz na wyspie Eliasza. Arcon wzdrygnął się, nagły dreszcz przeszył umysł i ciało. I wcale nie był spowodowany panującym mrozem... Raczej wizją tego, jakie konsekwencje niosła ze sobą decyzja Richarda. Nie dla niego, lecz nade wszystko dla tych, co pozostawali mu wierni lub darzyli siostrzanym uczuciem. Spojrzał na łkającą Eloizę. Decyzja Delegata pieczętowała los ich wszystkich...

Ne mógł zostawić patrona w takiej chwili. Black Cross nie było dla nich! Po raz pierwszy zgadzał się z Jacobem... Mogli dokonać zmian, poza ramami organizacji, która zabijała indywidualność. Wszyscy Agenci byli przecież tacy sami. Zimni, surowi, bez cienia emocji. Drużyna dostała szansę na opuszczenie wyspy. Nawet tak analityczny umysł sędziwego starca pozwolił sobie na chwilę emocjonalnej słabości. Nazwijmy to po imieniu... na błąd... Lecz decyzja zapadła... Należało to wykorzystać, opuścić wyspę i dołożyć starań, by wysiłek tych, co odeszli nie poszedł na marne. Mogli zmienić świat i życie wielu ludzi uczynić znośniejszym natomiast wstępując w szeregi Krzyżowców pozbawiali się własnej tożsamości...

- Nie, Sir Richardzie! Opuśćmy wyspę! Dochowamy tajemnicy i przyczynimy się do poprawy politycznych relacji między zwaśnionymi zonami. Osądzimy Barnesów. Spróbujemy ograniczyć cierpienia zarażonych, ukrócić dostęp do Black Serpent, poprawić los ciemiężonych na Serpens. Wiem... niewiarygodnie to brzmi i mamy na to nikłe szanse, lecz na pewno stokroć większe, niż zostając niewolnikami w służbie Black Cross podporządkowanymi bankowi myśli, słów, w postaci aparatury podpiętej do tego nieszczęśnika...
 
Deszatie jest offline  
Stary 12-09-2018, 09:32   #297
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Richard stał bez ruchu. Niczym posąg. Można było odnieść wrażenie, że skamieniał po tym wszystkim. Najpierw masakra. Walka o życie. Potem rewelacje Eliasza i wybór mający zmienić jego życie. Zmienić życie całej jego rodziny.

I Cooper, który nawet teraz wszystkim próbuje manipulować.

Eloiza, która płakała rzewnymi łzami, jakby jej brat już nie żył.
Denis, który zdawał się tym niezepsutym głosem rozsądku.

Richarda spodziewał się, że agenci Czarnokrzyżowców są w jakiś sposób warunkowani. Czuł, że są poddawani jakiemuś rodzajowi prania mózgu. Typowe w jednostkach specjalnych. Wiedział, że przy odpowiedniej sile woli jest w stanie to przetrzymać.

Ale fakt, że Eliasz powiedział o tym w tej chwili, oznaczał, że był bardzo pewny przebiegu ich treningu. Odczłowieczenie…

Zmierzył wzrokiem okablowany fotel.

Cooper zaś miał swój niecny plan ominięcia warunkowania. Cóż, pomysł jak większość dotychczasowych niezwykle sprytny. Jednak doświadczenie dyplomatyczne Richarda podpowiadało mu, że tej opcji nie ma na stole negocjacyjnym.

- Chciałbym przejść się po wyspie. Wśród ciał nie widzę mojej przyjaciółki, a chciałbym upewnić się jaki spotkał ją los zanim podejmę ostateczną decyzję.

Powiedział w końcu odsuwając od siebie w czasie ostateczną decyzję. Spodziewał się, że Eliasz przydzieli kogoś, żeby ich pilnować, dlatego uderzył wyprzedzająco:

- Przydziel mi kogoś uzbrojonego. Nie wiadomo, czy gdzieś nie zostali jakieś niedobitki z pirackich statków.

W końcu podszedł do Eloizy i objął ją lewą ręką. Przyciągnął do siebie. Przy młodej dziewczynie wyglądał niczym niedźwiedź ze swoimi szerokimi barami. Pocałował ją delikatnie w czubek głowy pozwalając wypłakać się w swój tors.

- El - nie nazywał jej tak od dobrych kilku lat - jeszcze nic nie jest przesądzone.

Spojrzał na Denisa. Lurker nawet nie mógł zdawać sobie sprawy jak wiele zrobił dla szlachcica.

- Proszę cię El, zostań tutaj jeszcze chwilę z Denisem. Ja idę poszukać Manuel.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 13-09-2018, 19:23   #298
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Eloiza wciąż była w szoku, kiedy otrzymała dokumenty. Szkliste oczy spojrzały nieprzytomnie na papirus. Dziewczyna machinalnie złożyła go i powoli schowała. Nie mogła jeszcze wiedzieć jaki skarb krył się w tym podarunku. Tymczasem pozostało jej czekać oraz karmić resztkami nadziei, że brat zmieni zdanie.
Drużynowy mówca kontynuował swoją tyradę, zamieniając ją krok po kroku w swoisty ceremoniał. Wciąż pozostało kilka figur, których Jacob nie ustawił jeszcze na szachownicy. Nadszedł zatem czas, aby dokończyć roszadę.
Decyzja szlachcica tylko komplikowała jego zamysły. La Croix w szeregach Black Cross niweczył pozycję, jaką Cooper dla niego wypracował. Badacz zagrał oczywistą, lecz pewną kartą. Ustosunkował się bezpośrednio do honoru szlachcica, choć sam był ostatnią osobą, od której tamten chciał słyszeć morały. W jednym miał jednak oczywistą wręcz rację. Istniało duże prawdopodobieństwo, że podupadająca familia mogła stać się istotnym graczem na globalnej scenie. Aby to osiągnąć, ród potrzebował radcy, który mógł działać jawnie, nie zaś poprzez fasadę sekretnej agentury.
Historyk ponownie zwrócił się do Eliasza. Starr miał świadomość jakie dane o jego osobie mogą istnieć w publicznym obiegu. Wymienienie ich przed rozmówcą sugerowało, że panuje nad sytuacją i pomagało równoważyć pozycję własnych argumentów. Dlatego też, dopiero potem zajął stanowisko wobec współpracy. Perspektywa działania z najlepiej poinformowanymi ludźmi na świecie była życiową szansą, lecz Jacob nie zamierzał jej podejmować kosztem swojej indywidualności. Jego szeroki zasób wiedzy był bezcenną wartością, przyozdobioną jednak w coś, co niektórzy nazywali pychą, a on urokiem osobistym. Black Cross zamierzało wyrugować podobne cechy, co oznaczało, że nawet poznanie tajemnic Yarvis mogło stracić swój czar. Jacob stawiał więc twardo na swoim. Robił to, mając świadomość, że nagięcie woli kogoś takiego jak Eliasz graniczyło z interwencją samego Noasa. [Przeciwstawny Test Obycia]
Stary swoim zwyczajem słuchał historyka uważnie, nie przerywając mu. Gdy Cooper skończył, krzyżowiec tylko pokiwał głową, jakby już od samego początku miał gotową odpowiedź.
- Nie wątpię w twoje możliwości, Jacobie. Udowodniłeś je, choćby przewidując większość faktów, jakie o tobie znalazłem. Muszę jednak odmówić. Nigdy nie pozwoliliśmy na podobne ustępstwa. Tylko bezwzględne trzymanie się naszych zasad pozwoliło organizacji przetrwać tyle lat. To nie jest czas na wewnętrzne transformacje naszych zasad, jak już wspomniałem. Dziś uczyniono wobec was jeden wyjątek. Nie liczcie na więcej. Jesteś w istocie chodzącą encyklopedią, Jacobie. Lecz wciąż brakuje ci takiej wiedzy o niebezpieczeństwie, jaką dysponuję ja. Nawet najtęższe umysły mogą złamać się na podobieństwo zapałki w obliczu zagrożenia. A jeśli ktoś sądzi, że jest gotowy stawić im czoła na swoich warunkach, wtedy popełnia błąd. Dołączysz do naszej organizacji na odwiecznych warunkach lub wcale. I jeszcze jedno. Jeśli sprzeciwisz się naszej polityce i zechcesz poznać sekrety Starego Świata na własną rękę, znajdziemy cię. Aczkolwiek wtedy rozmowa przebiegnie inaczej.
Lurker słuchał tego, lecz ani myślał kontynuować rozmowy z Eliaszem. Arcon powiedział dość, zaś jego uwaga skupiała się już tylko na Richardzie. Jak rzadko kiedy podzielał zdanie historyka. Blazon Stone musiało zostać ukarane. Ponadto polityczna moc arystokraty mogła zmienić naprawdę wiele. Istniała zaledwie garstka szlachetnych ludzi na wyższych szczeblach władzy. Za chwilę mogli stracić kolejnego z nich na rzecz organizacji, o której w gruncie rzeczy mało wiedzieli. Denis widział pełną aprobatę takiego podejścia również w oczach Malfoya, który nie chciał stracić pracodawcy, ale i przyjaciela.
Sam szlachcic z kolei milczał. Mierzył się obecnie z wieloma ciężkimi decyzjami. Potrzebował jeszcze chwili, paru spokojnych oddechów, aby zwolnić galopujące myśli.
Tyle że na spokój Richard nie mógł sobie pozwolić.
- Chciałbym przejść się po wyspie. Wśród ciał nie widzę mojej przyjaciółki, a chciałbym upewnić się jaki spotkał ją los zanim podejmę ostateczną decyzję. Przydziel mi kogoś uzbrojonego. Nie wiadomo, czy gdzieś nie zostali jakieś niedobitki z pirackich statków.
Richard podszedł też do siostry i przytulił ją. Należało jej się choć trochę pocieszenia w tym całym zamieszaniu.
- El, jeszcze nic nie jest przesądzone. Proszę cię El, zostań tutaj jeszcze chwilę z Denisem. Ja idę poszukać Manuel.
Dziewczyna potrafiła tylko skinąć głową. Walczyło w niej zbyt wiele emocji. Nie zdążyła odpowiedzieć, bowiem La Croix skierował się na pole niedawnego starcia. Dopiero wtedy zauważył, że jeden ze strzelców Eliasza odłączył się ze swojego oddziału i podążył za nim. Zbrojny doskonale wiedział co miał robić, choć nie padł na głos żaden rozkaz.


Na pobojowisku nadal rozlegały się jęki, wokół kłębił gryzący dym. Z każdą chwilą gasły kolejne życia, na podobieństwo małych ogników, które żar stale rozniecał wysoko w powietrze. Czy Manuel leżała gdzieś tam, przykryta sczerniałymi trupami? Być może jej skóra stopiła się jak wosk, a kości przypominały zniekształcony onyks.
Richard zatrzymał się nagle i wytężył słuch. Wydało mu się, że doszły go jakieś nawoływania. To mógł być ktoś z rannych, aczkolwiek głos brzmiał dość składnie. Dźwięk powtórzył się i sam żołnierz skinął na znak, że je usłyszał. Wtedy nogi Richarda już same porwały go do przodu. Przemierzył kilka wyrw oraz kopców z ciał i wreszcie ją ujrzał.
Pilot szła powoli, obsmarowana sadzą, która pokryła całość gibkiej postaci. Była podrapana, zarobiła wiele siniaków, lecz z pewnością miała jeszcze pożyć. To nie było jedyne zaskoczenie. Skuty srebrnym łańcuchem von Tier przestał walczyć jakiś czas temu. Bezwolnie sunął po ziemi, ciągnięty przez Manuel.
Zatrzymała się tuż przed Richardem, ciskając mężczyznę pod jego nogi. Patrick splunął krwią i przewrócił się na brzuch.
- Dopadłam go chwilę po eksplozji - powiedziała pilot, jakby była to najzwyklejsza rzecz pod słońcem. - Reszta jego ludzi była nieprzytomna bądź martwa. Słyszałam co mówił dziadek, lecz sądziłam, że zechcesz to załatwić poza jego ludźmi - tu spojrzała na ochroniarza, lecz ten zdawał się ignorować sytuację.
- Zabij go, puść wolno, jak uważasz - mruknęła Manuel i sama wyciągnęła rewolwer. - Mogę to również zrobić ja. Śmierć tego człowieka jest ci należna, a ja zrobiłabym dla ciebie naprawdę wiele - przez chwilę w jej głosie rozbrzmiał zagadkowy ton.
La Croix spojrzał na hanzytę, to znów ku agentowi Black Cross, który wciąż stał bez ruchu. Na wyspie obowiązywała umowa o pokojowych pertraktacjach, lecz Eliasz nie powiedział jasno, co grozi za jej złamanie.
Dowódca Kompanii Wilka zachłysnął się krwią, lecz nadal był przytomny i patrzył dumnie przed siebie. To był dla niego koniec i to dobrze to wiedział. Jego oddział został zdziesiątkowany, chroniła go ledwie garstka rannych ludzi. Nawet gdyby teraz oszczędzono mu życie, zabicie mężczyzny po opuszczeniu wyspy było formalnością.
A mimo to całą postawą informował, że ma to sobie za nic.


Ledwie La Croix opuścił miejsce spotkania, jak zimne powietrze przeciął donośny charkot. To Gascot kręcił się niespokojnie, próbując gorączkowo złapać choć kilka haustów. Na próżno jednak. Utrata krwi wyczerpała jego organizm, on zaś był blady jak ściana. Brak orfenu, do którego był przyzwyczajony przez większość życia, tylko pogarszał sprawę. Wiecznie wyszczekany arystokrata nie miał siły mówić. Na jego twarzy, tam gdzie przez całe życie tkwił cyniczny uśmieszek, malowało się przerażenie. O to sam Kaos przyszedł po jego duszę, odbierając ją w jednej, krótkiej chwili. Siostra tym razem pogładziła mężczyznę, odgarnęła blond pukiel i szepnęła coś uspokajającego. Nigdy nie zdążył tego usłyszeć. Gdy Deborah zdała sobie z tego sprawę, zamknęła mu oczy.
Odczekała jeszcze trochę, po czym wstała, otrzepując metodycznie kolana. Znów przybrała formę posągu, obraz rzekomego opanowania.
- Zdaje się, że obiecano mi bezpieczne ujście z tego miejsca - jej ton wyraźnie oczekiwał wykonania ustalonych warunków.
Shagreen patrzył na to z boku. W dalszym ciągu był rozgoryczony, ale być może nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
- Mi także dano pewne słowo.
Spojrzenia skupiły się na grupie pomiędzy nimi.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 14-09-2018 o 10:11.
Caleb jest offline  
Stary 14-09-2018, 10:09   #299
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Cieszył się, że decyzja Richarda została odroczona. Wierzył.. tak Arcon wierzył głęboko w szlachetność swego patrona. I w jego zdolności do podejmowania właściwych wyborów. Któż jeśli nie La Croix jest w stanie dać przykład innym rodom, by przewartościowali swoje cele? Aby sięgnęli pamięcią do czasów, kiedy ich przodkowie stawiali honor na pierwszym miejscu, a dopiero później dbali o dobra i pomnażanie majątków oraz powiększanie swoich sieci wpływów. Kiedy pragnęli zapisać się w historii czynami, a nie stanem swego bogactwa i splendoru.

Stanął obok Eloiz, gotów chronić ja przed niebezpieczeństwem. Może nie miał imponującej postury, lecz postronni musieli widzieć jego wzrok, który jasno dowodził, że młodzian niechybnie rzuci się do gardła tym, którzy zechcieliby skrzywdzić dziewczynę.

Shagreen przypomniał im o swojej obecności. Denis w żadnej mierze nie czuł się niekomfortowo, mimo bliskości zarażonego śmiertelną chorobą szlachcica. Przeszedł piekło choroby niemal konając na sterowcu. Nieżyjący już doktor wstrzyknął mu sterydy zdobyte przez Richarda na wyspie przemytników. To ocaliło mu życie. Sam też czuł się wtedy jak trędowaty. Podziwiał przywódcę z Andromedy za hart ducha i niezłomność w śmiertelnej chorobie. Bo wiedział z własnego doświadczenia, że piekło przeżywane w umyśle było równie bolesne jak syndromy toczącej ciało zarazy.

- Eliasz dał słowo! Odejdziemy i spróbujemy polepszyć los cierpiących. Wlejemy nadzieję w ich udręczone serca. A później zdobędziemy lekarstwo dla ich okaleczonych ciał - zwrócił się do Walkera. - Zdecyduj czy zechcesz w tym uczestniczyć? Czy nadal liczy się tylko pomsta za krzywdy?
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 14-09-2018 o 10:41.
Deszatie jest offline  
Stary 14-09-2018, 22:49   #300
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Cooper pokręcił głową z lekkim westchnieniem. Wiedział, że nie będzie to łatwe zadanie, lecz właśnie do tego momentu dążył. Wiele udało się zrealizować, ale w tym obrazie brakowało ostatecznego pociągnięcia.

Richard musiał zatrzymać Corvus w marszu wojny. Jeśli tego nie zrobi, Orion stanie w płomieniach. Zawodzenie rannych, krzyki umierających i wszechobecne rzeki krwi. Ofiary są oddechem wojny. Kto znajdzie się pośród nich? Czy nie będzie między nimi jego rodziny i przyjaciół? Szlachta to klasa podwyższonego ryzyka.

Jacob tymczasem musiał...

- Nawet ty nie zrozumiałeś tego, co właśnie przekazałem. Mówisz o ustępstwie, a w rzeczywistości ono nie istnieje. Chronisz ludzkość, a zabicie nas byłoby bezpośrednią przyczyną jej upadku. Na to nie możesz sobie pozwolić. Łatwiej jest umrzeć niż stać się antytezą tego, czemu poświęciło się życie. Podczas gdy wszyscy przybyli na Wyspę bez pancerza, ja zasłoniłem się jedną, jedyną rzeczą stanowiącą sens i cel waszego istnienia. Czymś, czemu poświęciliście swoje życie i siebie samych. Istniejecie po to, by chronić tajemnicę, nie dopuścić do jej ujawnienia, a tym samym nie dawać Temu mocy, którą będzie mógł zatopić świat... Nie wystawiam się bezmyślnie na zagrożenie. Nie przychodzę niezabezpieczony. Dlatego zabijałem twoich wyszkolonych, zaimplantowanych siepaczy, zaś oni nigdy nawet nie zdołali mnie drasnąć. Nigdy. W żadnym ze starć. Dlaczego zatem zakładasz, że wystawiłbym się na działanie sił ponad moje możliwości? Owszem, nie wiem jeszcze wielu rzeczy o Starym Świecie. Pomimo nieznajomości zagrożeń poznałem wasz sekret, zaś tam, w korytarzu To próbowało wpełznąć mi do głowy. Bezskutecznie. Bo dokładnie widzę granicę moich możliwości. I dokładnie widzę jak pokonać to, czego pokonać nie można - zamilkł na chwilę zbliżając się do punktu, w którym chciał się znaleźć. Tam właśnie zmierzał.

- Odsuwacie zagrożenie w czasie raz za razem, a ono powraca. Jeśli nie w tym pokoleniu, to w kolejnym lub następnych. Siedzicie w pudełku wypróbowanego i ani myślicie spojrzeć poza jego granice nie mówiąc o postawieniu kroku. Nie mówię o przeprowadzce na całkiem nieznany wam ląd, stanowiącej przyczynę nieznanych skutków. Mówię o zwiadzie - odchrząknął i spojrzał wprost na Eliasza.

- Zamierzam To zniszczyć. Definitywnie i nieodwracalnie. Prawdopodobnie wiecie, że to niemożliwe. Ale zawsze w końcu przychodzi człowiek, który tego nie wie i właśnie to robi. Tkwicie w stagnacji, zamknięci w cyklu węża połykającego własny ogon, co sam przyznałeś. Właśnie przez to nigdy tego nie dokonacie nawet jeśli próbowaliście. Prawdziwym szaleństwem jest podejmowanie tych samych działań i oczekiwanie różnych rezultatów. Pozbędę się tego sam lub z waszą pomocą. I nic mi nie zrobicie, nie zdołacie mnie zatrzymać. To wam oferuję, to muszę zrobić. Łatwo nie będzie, ale mam już kilka pomysłów. Dajcie mi dane, a znajdę dźwignię, która poruszy świat. Która poruszy Istotę. Wszyscy posiadają jakieś słabości. Szczególnie bogowie - rzekł mitolog.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 14-09-2018 o 22:53.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172