Elsa patrzyła na wyłom z ogromną nieufnością. Niby coś się przybliżyło, ale ona sama nie miała poczucia przestrzeni. Początkowe wrażenie przejścia "na wyciągnięcie ręki" minęło i nie wiedziała już, jak blisko jest do zamku. Czuła jakby utknęła w martwym punkcie, bez wyjścia i rozwiązania. Sytuacja zaczęła ją przerastać, choć starała się nie dać tego po sobie poznać.
Gdzieś z tyłu za jej plecami i Harald, i Dieter toczyli bój charakterów. Kapłanka jednak trzymała się z daleka od tych dogryzań i słownych przepychanek, nie widząc w tym żadnego sensu. W dodatku trochę było jej przykro, że nie mogła ich prowokować swoim zachowaniem, bo oni robili to sami sobie nawzajem. Atmosfera zagęszczała się, a zmysł magii Elsy jakby zamarł.
- Rzekłabym, że Morr rozpozna swoich, ale obawiam się, że was to bardziej przerazi, niż zmotywuje - przygryzła siną wargę spoglądając na towarzyszy. W ostateczności uśmiechnęła się bardzo słabo i zachwiała na chudych nóżkach.
- Właściwie, do mnie to przemawia. Nich Pan zadecyduje - zadarła drobny nosek ku górze i trzymając szaty wysoko, odsłoniła nogi aby wygodnie móc przeskoczyć na drugą stronę. Jeśli spadnie i stanie jej się krzywda, to widocznie tak miało być.