Poczuł jak gdyby przez jego ciało przeszedł jakiś impuls, który go przeniósł w zupełnie inne miejsce. Zrobiło się zimno i ciemno, a on znajdował się w jakimś tajemniczym miejscu. W sali znajdowało się dwóch mężczyzn, jednym z nich był władyka, a drugim jakiś starzec
- Akurat teraz wróciła i zaczeła już ich doglądać. - powiedział poddenerwowany władyka
- Niech jej podłożą to - starzec podsedł do stołu i podniósł amulet, a potem wręczyłgo Von Schrankowi- a i będziesz miał na kogo zwalić winę. Na koniec zgodnie z planem dasz swoim ludziom odtrutkę. - wskazał na wielką butlę z niebieskawym płynem - zginą ci którzy muszą, a reszta przeżyje, a ty oddasz obiecany hołd dla najwyższego
- Czy w tedy będę nie… ale Randulf nie usłyszał nic więcej, przerwał mu hałas uderzania czymś o metalową powierzchnię.
Oswald nakazał karczmarzowi by ten chociażby stukając jakąś łychą w garnek dał sygnał aby ludzie się zebrali. Pomysły ten okazał być się na tyle dobrym, że wokół nich zaczęli się zbierać wieśniaki, z tych nie najdalej oddalonych chałup. Byli oni mocno zaciekawieni tym co się właściwie dzieje. Kilku pojawiło się już w momencie starcia ze strażnikami. Teraz jedynie z zaciekawieniem i przestrachem patrzyli na Oswalda.
Nowiny jakie głosił mocno zaskoczyły tutejszą ludność, w dosyć dużym już tłumie (około 80 ludzi),
dało się słyszeć przytakiwanie i oburzenie na Witolda. Ludzie odrazu wiedzieli o kogo może chodzić. Jeden nawet zaoferował, że może zaraz tego brudasa przyprowadzić. Jego słowa niemal w tym samym momencie znalazły aprobatę kolejnych pięciu.
Sama już informacja o piciu wina czy piwa ich mocno pobudziła. W tłumie dało się zauważyć, że na informacje o oznaczeniu białą krechą drzwi, wiele osób zaczęło być poruszonymi, co mogło znaczyć, że chorych jest wielu.
Klara ruszyła do swojego przybranego brata, który leżał w swoim pokoju w karczmie. Z początku wyglądało jak gdyby wcale jej nie poznał, jego oczy były popękane, pełne małych czerwonych żyłek a ciało gorące. Klara była pewna jednego, nie wyglądało to dobrze, ale nie było to to samo co dopadło najemników znajdujących się w chatce zielarza.
Rudi, najemnik który szedł razem z Otwinem dodał jedynie na słowa Oswalda:
- Trup, a chałupa spalona. Nie wygląda aby był tak samo przeklęty jak my, to pewnie coś innego, jednak bóg jeden wie co. To co teraz? Myślałem, że coś zjemy w tej karczmie, ale chyba się na to nie zapowiada.