Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2018, 11:43   #61
Raga
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- O Heretykach pogadaj sobie najlepiej z jakimś Inkwizytorem - szef znowu zażartował, a wypowiedź można było porównać z ofertą oglądania wenusjańskich Devilcatów w ich środowisku naturalnym.

- Z Heretykami jest o tyle prosto, że każdy z czasem degeneruje i traci kontrolę, a przez to kończy z kulką w głowie. Statystycznie ich średnia życia to dwadzieścia parę lat. Egzorcyzmy się zdarzają tylko jeśli ktoś ma bardzo bliską rodzinę mającą wpływy w Bractwie. Normalnie nie wychodzą żywi z przesłuchań w Katedrze lub giną na miejscu, bo Inkwizytor założy, że nie będzie żadnego pożytku z jego schwytania. Bractwo się nie certoli i za to ich lubię - zakończył dobitnie komendant.
- To z Hillem wręczyłam Bractwo odbębniając ich robotę, powinnam dostać od nich jakiś list z podziękowaniem - prychnęła ironicznie. - Zatrzymajmy się po drodze na kawę, bo zaraz umrę - zamarudziła.
- Umrzesz jak ci pozwolę - odparł Sinclair, ale po kilkudziesięciu metrach zatrzymał się przy krawężniku, obok przyulicznej kawiarni.


- Zaraz będę - powiedziała i wysiadła z auta. Schowała ręce do kieszeni płaszcza i przeszła do kawiarni. Tam chwilę wpatrywała się w rozpiskę tego co podawał lokal, a po zdecydowaniu się i odstaniu swojego w kolejce, w końcu zamówiła dwa kubki kawy i dwie kanapki na wynos. W oczekiwaniu na zamówienie dyskretnie, niby że znudzenia, rozglądała się wkoło przyglądając się twarzom ludzi w lokalu i sylwetkom na ulicy.

Ludzie sprawiali wrażenie jakby bycie na ulicy traktowali jak zło konieczne, z którym należy się pogodzić. I w zasadzie mieli rację. Głównym środkiem transportu przeciętnego człowieka była podziemna kolej łącząca wszystkie najważniejsze punkty miasta. Powierzchni używano na dotarcie do stacji i potem do punktu docelowego. Taksówki były używane sporadycznie, tylko przez osoby potrzebujące szybkiego transportu. Wysoka przestępczość powodowała, że Luna wymuszała zasadę doboru naturalnego wśród mieszkańców. Ci co mieli wystarczająco wysoki instynkt samozachowawczy przeżywali i rozmnażali się, a reszta tej szansy nie miała. Inspektor była chyba jedyną w okolicy osobą, która przyglądała się innym. Pozostali przemieszczali się w obranym kierunku starając się nie zwracać na siebie uwagi. Odwrotna sytuacja miała miejsce w przypadku gangów i pojedynczych bandziorów. To oni byli łowcami. To oni wyszukiwali ofiary, które wpadły im w oko, a gdy atakowali, pozostali ludzie szybko oddalali się, ciesząc się, że tym razem im się udało.

Irya w końcu odebrała zamówienie i wyszła z kawiarni, wracając do auta. Torbę z kanapkami rzuciła na tylne siedzenie, a jedna kawę podała przełożonemu.
- Czarna, ale bez whisky - powiedziała nieco zgryźliwie i zapięła pas.
Komendant zmierzył podwładną przeciągłym spojrzeniem.
- To nie wiem czy bez wkładki przejdzie mi przez gardło - strapił się zaglądając do kubka z udawanym obrzydzeniem. - Gotowa czy poczekać chwilę aż przestaniesz umierać? - odgryzł się.
- Dojdę do siebie w drodze. Jeszcze spory kawałek drogi mamy do naszej dzielnicy - powiedziała i napiła się swojej mocnej i bardzo słodkiej kawy.
Sinclair odpalił silnik, sprawdził ruch uliczny w lusterku, wziął duży łyk i ruszył, ale łagodniej niż Irya się spodziewała. Po chwili zorientowała się, że jadą bezpośrednio w kierunku klubu Collinsa.
Inspektor wbiła wnikliwe spojrzenie w swojego przełożonego.
- Rozumiem, że mamy potrzebne zgody na działanie poza rejonem - powiedziała z ironią w głosie.
- Działamy jak zwykle zgodnie z naszymi procedurami - odparł komendant mając zapewne na myśli, przez nikogo innego nie zatwierdzone, prywatne procedury. - Ale tym razem jest to nasz teren więc nikt się nie będzie wpieprzał - dodał widząc, że inspektor uparcie nie spuszcza z niego wzroku.
Irya zamrugała w zamyśleniu bo to wszystko jakoś tak nie składało jej się do kupy.
- To na cholerę pan po mnie przyjeżdżał? - uniosła brew w zdziwieniu. - Stracił pan na tym jakieś dwie godziny.
Sinclair sprawił wrażenie zaskoczonego pytaniem i trochę zbyt długo czekał z odpowiedzią.
- Collins ma do ciebie słabość, a mnie wkurza. Ty będziesz z nim gadać - rzucił w końcu na odczepne.
- Mało przekonujący argument - odparła Irya. - I zdecydowanie nie tłumaczy fatygowania się po mnie - dodała nie odpuszczając. - Szczególnie, że później będzie mnie pan musiał odwieźć.
- Jest to jedyna wersja jaką ode mnie usłyszysz - odparł komendant odzyskując pewność siebie. - A co do odwiezienia to może uda mi się znaleźć jakiegoś naiwniaka.

- Taryfy na pewno nie zamierzam brać - stwierdziła na to i odwróciła spojrzenie. Irya zastanawiała się, czy w to nie zamieszał się David, w jakiś sposób naciskając na jej przełożonego, by dopilnował jej bezpieczeństwa. Wątpiła jednak, by którykolwiek z nich się przyznał, nawet gdyby przesłuchiwany był przez samego inkwizytora. - Eh... Znowu muszę sobie mieszkania szukać - burknęła, wbijając spojrzenie w boczną szybę.

Reszta trasy minęła raczej w ciszy. Komendantowi w jakiś sposób udało wznieść się na wyżyny empatii i nie zaczepiać swojej podkomendnej. Zmiana w atmosferze nastąpiła dopiero gdy Sinclair zaparkował na chodniku niedaleko wejścia do klubu, przed którym tłoczyła się nie mająca końca kolejka ludzi.


Po zdecydowanej większości było widać, że udają dużo bogatszych lub starszych niż naprawdę są. Głowokark przy bramce pofatygował się, z bojową miną, kilka kroków w kierunku ich samochodu, ale wrócił na miejsce gdy zobaczył odznakę. Sinclair podszedł do niego, nachylił się i powiedział kilka słów, na co ochroniarz odpiął taśmę w geście zaproszenia.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 04-09-2018 o 11:53.
Raga jest offline