Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-09-2018, 11:43   #61
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- O Heretykach pogadaj sobie najlepiej z jakimś Inkwizytorem - szef znowu zażartował, a wypowiedź można było porównać z ofertą oglądania wenusjańskich Devilcatów w ich środowisku naturalnym.

- Z Heretykami jest o tyle prosto, że każdy z czasem degeneruje i traci kontrolę, a przez to kończy z kulką w głowie. Statystycznie ich średnia życia to dwadzieścia parę lat. Egzorcyzmy się zdarzają tylko jeśli ktoś ma bardzo bliską rodzinę mającą wpływy w Bractwie. Normalnie nie wychodzą żywi z przesłuchań w Katedrze lub giną na miejscu, bo Inkwizytor założy, że nie będzie żadnego pożytku z jego schwytania. Bractwo się nie certoli i za to ich lubię - zakończył dobitnie komendant.
- To z Hillem wręczyłam Bractwo odbębniając ich robotę, powinnam dostać od nich jakiś list z podziękowaniem - prychnęła ironicznie. - Zatrzymajmy się po drodze na kawę, bo zaraz umrę - zamarudziła.
- Umrzesz jak ci pozwolę - odparł Sinclair, ale po kilkudziesięciu metrach zatrzymał się przy krawężniku, obok przyulicznej kawiarni.


- Zaraz będę - powiedziała i wysiadła z auta. Schowała ręce do kieszeni płaszcza i przeszła do kawiarni. Tam chwilę wpatrywała się w rozpiskę tego co podawał lokal, a po zdecydowaniu się i odstaniu swojego w kolejce, w końcu zamówiła dwa kubki kawy i dwie kanapki na wynos. W oczekiwaniu na zamówienie dyskretnie, niby że znudzenia, rozglądała się wkoło przyglądając się twarzom ludzi w lokalu i sylwetkom na ulicy.

Ludzie sprawiali wrażenie jakby bycie na ulicy traktowali jak zło konieczne, z którym należy się pogodzić. I w zasadzie mieli rację. Głównym środkiem transportu przeciętnego człowieka była podziemna kolej łącząca wszystkie najważniejsze punkty miasta. Powierzchni używano na dotarcie do stacji i potem do punktu docelowego. Taksówki były używane sporadycznie, tylko przez osoby potrzebujące szybkiego transportu. Wysoka przestępczość powodowała, że Luna wymuszała zasadę doboru naturalnego wśród mieszkańców. Ci co mieli wystarczająco wysoki instynkt samozachowawczy przeżywali i rozmnażali się, a reszta tej szansy nie miała. Inspektor była chyba jedyną w okolicy osobą, która przyglądała się innym. Pozostali przemieszczali się w obranym kierunku starając się nie zwracać na siebie uwagi. Odwrotna sytuacja miała miejsce w przypadku gangów i pojedynczych bandziorów. To oni byli łowcami. To oni wyszukiwali ofiary, które wpadły im w oko, a gdy atakowali, pozostali ludzie szybko oddalali się, ciesząc się, że tym razem im się udało.

Irya w końcu odebrała zamówienie i wyszła z kawiarni, wracając do auta. Torbę z kanapkami rzuciła na tylne siedzenie, a jedna kawę podała przełożonemu.
- Czarna, ale bez whisky - powiedziała nieco zgryźliwie i zapięła pas.
Komendant zmierzył podwładną przeciągłym spojrzeniem.
- To nie wiem czy bez wkładki przejdzie mi przez gardło - strapił się zaglądając do kubka z udawanym obrzydzeniem. - Gotowa czy poczekać chwilę aż przestaniesz umierać? - odgryzł się.
- Dojdę do siebie w drodze. Jeszcze spory kawałek drogi mamy do naszej dzielnicy - powiedziała i napiła się swojej mocnej i bardzo słodkiej kawy.
Sinclair odpalił silnik, sprawdził ruch uliczny w lusterku, wziął duży łyk i ruszył, ale łagodniej niż Irya się spodziewała. Po chwili zorientowała się, że jadą bezpośrednio w kierunku klubu Collinsa.
Inspektor wbiła wnikliwe spojrzenie w swojego przełożonego.
- Rozumiem, że mamy potrzebne zgody na działanie poza rejonem - powiedziała z ironią w głosie.
- Działamy jak zwykle zgodnie z naszymi procedurami - odparł komendant mając zapewne na myśli, przez nikogo innego nie zatwierdzone, prywatne procedury. - Ale tym razem jest to nasz teren więc nikt się nie będzie wpieprzał - dodał widząc, że inspektor uparcie nie spuszcza z niego wzroku.
Irya zamrugała w zamyśleniu bo to wszystko jakoś tak nie składało jej się do kupy.
- To na cholerę pan po mnie przyjeżdżał? - uniosła brew w zdziwieniu. - Stracił pan na tym jakieś dwie godziny.
Sinclair sprawił wrażenie zaskoczonego pytaniem i trochę zbyt długo czekał z odpowiedzią.
- Collins ma do ciebie słabość, a mnie wkurza. Ty będziesz z nim gadać - rzucił w końcu na odczepne.
- Mało przekonujący argument - odparła Irya. - I zdecydowanie nie tłumaczy fatygowania się po mnie - dodała nie odpuszczając. - Szczególnie, że później będzie mnie pan musiał odwieźć.
- Jest to jedyna wersja jaką ode mnie usłyszysz - odparł komendant odzyskując pewność siebie. - A co do odwiezienia to może uda mi się znaleźć jakiegoś naiwniaka.

- Taryfy na pewno nie zamierzam brać - stwierdziła na to i odwróciła spojrzenie. Irya zastanawiała się, czy w to nie zamieszał się David, w jakiś sposób naciskając na jej przełożonego, by dopilnował jej bezpieczeństwa. Wątpiła jednak, by którykolwiek z nich się przyznał, nawet gdyby przesłuchiwany był przez samego inkwizytora. - Eh... Znowu muszę sobie mieszkania szukać - burknęła, wbijając spojrzenie w boczną szybę.

Reszta trasy minęła raczej w ciszy. Komendantowi w jakiś sposób udało wznieść się na wyżyny empatii i nie zaczepiać swojej podkomendnej. Zmiana w atmosferze nastąpiła dopiero gdy Sinclair zaparkował na chodniku niedaleko wejścia do klubu, przed którym tłoczyła się nie mająca końca kolejka ludzi.


Po zdecydowanej większości było widać, że udają dużo bogatszych lub starszych niż naprawdę są. Głowokark przy bramce pofatygował się, z bojową miną, kilka kroków w kierunku ich samochodu, ale wrócił na miejsce gdy zobaczył odznakę. Sinclair podszedł do niego, nachylił się i powiedział kilka słów, na co ochroniarz odpiął taśmę w geście zaproszenia.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 04-09-2018 o 11:53.
Raga jest offline  
Stary 05-09-2018, 14:55   #62
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację

Klub był dosyć spory. Oświetlenie od razu weryfikowało czy ktoś był podatny na epilepsję. Muzyka głośna, tandetna, ale odpowiednia i zgodna z oczekiwaniami klubowiczów. Loże mieściły się po prawej i lewej oraz na antresoli, która otaczała cały lokal. Bar usytuowany był na środku w centrum parkietu. Corday naliczyła 8 platform z rurami lub klatkami gdzie wiły się, pragnące desperacko atencji, półnagie lalunie. Wiły się dosyć sprawnie więc można było założyć, że dzisiejszego wieczoru spełnią swoje mało ambitne marzenia.

Sinclair ruszył przez środek odpychając od siebie każdego kto stanął mu na drodze. Jedna czy dwie osoby, jakie na niego wpadły, zostały potraktowane odpowiednio brutalniej. Komendant kierował się w kierunku kotary mieszczącej się na przeciwległej ścianie i prowadzącej zapewne za zaplecze. Irya podążała jego śladem, przez co nie musiała się już tak bardzo rozpychać. Starała się przy tym z całych sił ignorować muzykę, ale niestety jej tandetna nuta wgryzła się w mózg i pewnie już na wieczność pozostanie jej w głowie.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=5e1aqKrZSWQ[/media]

- Nie mogliśmy się z nim rozmówić na posterunku? - zapytała szefa, przekrzykując dudniącą muzykę.
- Moglibyśmy, ale u siebie będzie znośniejszy - odparł komendant stając koło kotary i pokazując odznakę kolejnemu mięśniakowi jaki w momencie zmaterializował się przed nimi gdy zbliżyli się zanadto do zaplecza. Pracownik Collinsa, odchylił kotarę ukazującą korytarz prowadzący na lewo.
- Do końca i na górę - mężczyzna wskazał na schody na jego końcu.
Korytarz miał kilkanaście metrów, a po prawej jego stronie było wejście na część magazynową. Na pierwszy rzut oka było widać szare kartony z logo firm alkoholowych, przekąsek i różnej maści produktów używanych w tego typu lokalach. Nic ciekawego. Schody wskazane przez ochroniarza prowadziły również w dół, do piwnicy.

Schody raz się zawijały i wychodziły na mniejszą salkę będącą zapewne pokojem dla VIP-ów. Sofy były wykończone najlepszej jakości skórą, a minibar był wyposażony o kilka klas lepiej niż ten na dole. Muzyka również była nieco inna, cichsza i znośniejsza, gdyż miała inny cel. Ewidentnie dziani, stali bywalcy, mieli tutaj zapewnioną indywidualną obsługę poprzez lalunie pokroju klatkowo-rurowego z sali poniżej.

Z dłońmi schowanymi w obszernych kieszeniach płaszcza Corday bez słowa snuła się za Sinclairem. Kierowana czystym wścibstwem zaglądała do mijanych pomieszczeń, jeśli tylko akurat drzwi do nich były uchylone.

- No dobra to o coś konkretnego mam go cisnąć? - odezwała się w końcu, podchodząc bliżej do przełożonego, by nie musieć podnosić głosu.
- Posłuchamy jaki ma problem. Obiecamy mu pomóc. Potem zastanowimy się czy faktycznie coś z tym zrobimy, a wtedy zrobimy tak jak postanowiliśmy - odparł Sinclair podobnym tonem. - Jak będziesz miała do niego jakieś pytania to wal śmiało. Ja tutaj jestem tylko dlatego, żeby nasz wizerunek budować. Żeby czuł się ważny. - Komendant był rozbrajająco szczery.
Irya parsknęła przytłumionym w ostatniej chwili śmiechem. W sumie to robota podobała jej się, była idealna na rozruszanie się po wykańczającym urlopie.
- Spoko, da się zrobić - odpowiedziała wciąż rozbawiona. - Pójdzie szybko i bezboleśnie.
Kolejny ochroniarz, pilnujący raczej aby dziewczyny były posłuszne niż żeby jakiś z klientów nie posunął się za daleko, zagadnięty wskazał jeden z dwóch korytarzy.
- Drugie drzwi - poinformował funkcjonariuszy.

Corday rzuciła okiem w kierunku drugiego korytarza gdzie zauważyła kilka drzwi, a nad dwoma z nich paliły się czerwone lampki. Jeden z klientów w drogim garniturze wstał lekko zataczając się i powiedział coś do jednej z dziewczyn. Ta z wymuszonym uśmiechem skinęła głową i poprowadziła delikwenta do jednego z pokoi nad którego drzwiami zapaliła się kolejna czerwona żarówka. Przyglądając się twarzy innej dziewczyny, która wykonywała prywatny taniec dla innego klienta Irya zauważyła, że spod perfekcyjnie wykonanego makijażu przebija się na kości policzkowej sporej wielkości siniak. Corday zmrużyła oczy, ale nic nie zrobiła. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Irya prostytucji samej w sobie nie potępiała, bo każdy zarabiał na utrzymanie tak jak potrafił, jednak stręczycielstwa i przemocy nie mogła zdzierżyć.

Sinclair stojąc przy wskazanych drzwiach przywołał Corday machnięciem ręki i ta nieśpiesznie do niego dołączyła. Po chwili nacisnął on klamkę.

Biuro Collinsa było dobrze urządzone, ale kiczowate elementy wykończeniowe, dodane już pewnie przez niego samego raziły w oczy. David stał przy lustrze weneckim wychodzącym na salę główną i przyglądał się uważnie. Na odgłos otwieranych drzwi odwrócił się. Jego spojrzenie prześliznęło się szybko po komendancie i utkwiło w inspektor z dodatkiem obleśnego uśmiechu.
- Witam w moich skromnych progach! - rzucił na powitanie z lekką przesadą.
Corday ignorowanie takiego zachowania przychodziło dość lekko. Z uprzejmym uśmiechem przyjęła jego nader wylewne powitanie. Pobieżnie przyglądając się wnętrzu przez myśl jej przeszło, że jej architekt widząc je dostałby zawału, a już na pewno kazał spalić tą herezję jaką był tu wystrój.
- W czym możemy panu pomóc? - zapytała Irya, odpuszczając sobie przedstawianie się, bo każdy już tu każdego znał.
- Konkretnie i do rzeczy. Lubię takie kobiety - skomentował wieloznacznie Collins. - Może coś do picia? - zaproponował podchodząc do karafek stojących na szafce pod ścianą i nalewając sobie do szklanki bursztynowego płynu.


Corday zerknęła na Sinclaira, mrużąc oczy, dając mu niewerbalny sygnał co ona o tym myśli. Komendant wyraźnie się wahał, ale jednak nie odezwał się ignorując ofertę. Właściciel widząc brak reakcji wrócił na miejsce za biurkiem i wskazał gościom obite skórą krzesła po drugiej stronie blatu, a następnie wywalił założone, jedna na drugą, nogi na biurko.
- Znowu zawitali do mnie ludzie z Crimeshield - zaczął Collins. - Zaoferowali mi ochronę lokalu za naprawdę śmiesznie wysoką kwotę. Chcieli 10% mojego obrotu. Oczywiście wyśmiałem ich. Zadzwoniłem do Was ze względu na to co się wcześniej stało w moim Dojo.
Nie życzę sobie aby coś takiego powtórzyło się tutaj - mężczyzna nie krył roszczeniowej postawy. Blondynkę natomiast coraz mocniej bolał wysoki poziom pozerstwa jaki przedstawiał ich "poszkodowany".
- Czy posiada pan nagrania ze spotkania z owymi przedstawicielami Crimeshield? - spytała Irya. - Chętnie byśmy się dowiedzieli kto konkretnie pana nachodzi.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 22-04-2019 o 19:38.
Mag jest offline  
Stary 11-09-2018, 13:18   #63
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Owszem. Mam nagrania. Co was interesuje? Samo spotkanie czy coś jeszcze? - zapytał mężczyzna.
Inspektor już miała powiedzieć, że jedynie moment rozmowy uwieczniający groźby, ale coś jej zaświtało w głowie.
- Nagrania z samego spotkania z nimi i rozmowy, jak również nagrania sprzed budynku, uwieczniające pojazd którym przyjechali na spotkanie.
- Pojazdu nie mamy zarejestrowanego - odparł z udawanym żalem właściciel - Nie każdy parkuje tak jak wy - intuicja Iryi podpowiadała, że przytyk dotyczył czegoś więcej niż tylko miejsca w jakim zostawili auto. - Jeśli chodzi o spotkanie to moi ludzie przygotowali nagranie. Jest tutaj - dodał wyciągając płytkę z szuflady biurka, położył na blacie i przesunął w kierunku inspektor.
Ten materiał załatwiał dla nich całą sprawę i na dobrą sprawę mogli zbierać się do siebie. Głupio jednak było tyle drogi fatygować się dla kilku zdań, więc wypadało jeszcze popytać i pierdoły.
- Doskonale - odparła, choć nie było entuzjazmu w jej głosie i sięgnęła po nośnik danych. - Jakie wystosunkowali represje nie przyjęcia ich oferty? - zapytała.
- Wprost nic konkretnym nie zagrozili - Collins ociągał się z odpowiedzią, ale wydobył z siebie zapewne tylko to co było zgodne z nagraniem jakie właśnie przekazał. - Wiecie jak to działa. Opowiadają o tym co się może stać jak się nie skorzysta z ich oferty. Z doświadczenia sami wiecie, że bardzo często te rzeczy jakimś zbiegiem okoliczności się jednak przytrafiają - mężczyzna powiedział to tak jakby miał duże doświadczenie w tym temacie.
- Po powrocie na posterunek zapoznamy się z materiałem - odparła, lekko potrząsając trzymanym w ręku dyskiem. - Czy coś jeszcze chciałby nam pan powiedzieć, czy możemy już się oddalić by zająć się pana problemem? - dodała wypowiadając w bardzo dyplomatyczny sposób słowa, które naprawdę cisnęły jej się na język.
- Liczę, że jesteście kompetentni i na podstawie tego co wam dałem ustalicie sobie wszystko co potrzebujecie. - Collins wstał, ale nie po to żeby odprowadzić gości do drzwi, tylko żeby uzupełnić opróżnioną już szklankę. - Jak będziecie jednak mieli jeszcze jakieś pytania to moje drzwi są dla was zawsze otwarte - dodał ze sztucznym, wyuczonym uśmiechem.

Corday nie odpowiedziała tylko wstała z fotela i spojrzała w kierunku przełożonego dając mu znać, że nie ma sensu dłużej tu przesiadywać. Kiedy Sinclair ruszył do drzwi, Irya podeszła do Collinsa nalewającego sobie, sądząc po zapachu, nie pierwszej jakości szkocką. Była wyższa od mężczyzny, więc musiała się nieco pochylić, by zbliżyć usta do jego uszu.
Collins wyglądał jakby zaraz miał eksplodować z przypływu ekscytacji, której wcale nie zamierzał ukrywać i nerwowo oblizał wargi.
- Jeśli tylko pojawi się cień podejrzenia, że dziewczyny tu są podle traktowane, to zapewniam, że nie ma takiej instytucji, która nie przyjdzie na dokładną kontrolę pana lokalu - syknęła groźbę i odsunęła się od niego, znów przywdziewając na twarz uprzejmy uśmiech.
Poprzedni nastrój Collinsa prysł bez śladu, a jego twarz diametralnie się zmieniła. Przez ułamek sekundy wyrażała rozczarowanie, które przekształciło się w wyraźną, ledwo powstrzymywaną furię, a towarzyszył temu złowrogi błysk w oczach.
- Każda z nich wie gdzie są drzwi - odparł ostro. - Każda z nich też wie co je czeka jak mi coś zrobi koło dupy, a wygląda na to, że któraś nie jest wystarczająco wdzięczna za pracę jaką jej daję - uzupełnił kierując wzrok w kierunku gdzie za ścianą znajdowała się sala dla VIPów.
- Odezwiemy się wkrótce - dodała nie zrażona jego komentarzem. Inspektor dobrze wiedziała, że jej “upomnienie” go wystraszyło i teraz dwa razy się zastanowi nim coś zrobi. Nie oglądając się na niego, wyszła z gabinetu.
Collins patrzył za nimi bez słowa.

***

W drodze do biura niewiele było do obgadania. Wszelkie decyzje można było podjąć dopiero po zapoznaniu się z nagraniem. Oboje jednak byli zgodni co do tego, że mają o wiele ciekawsze rzeczy do roboty niż pomaganie Collinsowi.

Nagranie zaczynało się gdy czteroosobowa grupa osobników podeszła do wejścia do klubu. Ubranie i sposób poruszania się, kojarzyły się Corday z Andersonem. Drugie ujęcie kamery pokazywało grupę zaraz po wejściu do lokalu i według inspektor przynajmniej jedna z osób poprawiała na sobie kurtkę, tak jakby wdała się w jakąś szamotaninę.
Kolejna scena pokazywała ich wchodzących do salki dla VIPów. Dwóch ruszyło do drzwi gabinetu Collinsa, dwóch pozostałych zatarasowało drogę nadchodzącym ochroniarzom.
Kolejne ujęcie miało miejsce już w gabinecie właściciela, ale nagranie również nie było pełne.

Cytat:
- Przesyłamy pozdrowienia od pana Parkera - zaczął jeden z nich.
- Pan Parker niech się zajmie swoimi interesami, a nie moimi - odszczeknął Collins.
- Mamy dla pana ofertę nie do odrzucenia. Wiemy doskonale jakie są pana obroty Panie Collins. Za 10% pana zysków jesteśmy w stanie zapewnić panu bezpieczeństwo w tej dzielnicy - zaproponował niezrażony mężczyzna.
- Proszę przekazać panu Parkerowi, że sam jestem sobie w stanie zapewnić ochronę - Collins był nieugięty.
- Czyli mam rozumieć, że nie jest pan zainteresowany współpracą i taką informację ma przekazać panu Parkerowi? - doprecyzował gość.
- Dokładnie tak! A teraz wynocha! - zapienił się właściciel.
- Zatem do widzenia. Myślę, że niedługo się znowu zobaczymy - mężczyzna odpowiedział ze stoickim spokojem, wstał i skierował się do wyjścia. - Idziemy - wydał polecenie towarzyszom.
Corday ze skrzyżowanymi przed sobą rękami i znudzeniem wymalowanym na twarzy oglądała nagranie. Niby nic nie mówią, ale każdy wie o co chodzi. Scenka była podręcznikowym przykładem zastraszania słabszego przez silniejszych. Kobieta przetarła dłonią twarz i popatrzyła na przełożonego.
- Ja to bym ich na siebie nasłała. Niech się pokopią, a my będziemy mogli pozbierać tych niedobitków i zamknąć w celi. W sumie tak jak to ostatnim razem ogarnęliśmy mimochodem - zaproponowała całkiem serio Irya.
- Przy odrobinie szczęścia sprawa rozwiąże się sama. Jakoś mnie nie rusza los Collinsa, jego ludzi, ani zdegenerowanych bywalców jego klubu - przytaknął Sinclair. - Jedyne konsekwencje to klasyczna zjebka z góry. Miejmy nadzieję, że nie ostatnia. - dodał bardziej do siebie odchylając się w fotelu i wpatrując w sufit.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 18-09-2018, 11:03   #64
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- A właśnie! - przypomniało jej się. - Co z tymi typami co ich zgarnęliśmy razem z Andersonem? Dalej kisną w więzieniu, czy ktoś się po nich zgłosił? - zainteresowała się.
- Ten cały Morgan spowodował, że się wyślizgali - odparł komendant na powrót wracając do rzeczywistości i prostując się. - Ponoć całą winę za akcję zastraszenia i wymuszenia zwalił na Andersona i udowodnił, że to nie oni pierwsi oddali strzały. Ludzie Collinsa przygotowali zasadzkę. Jedyne zarzuty dla nich to wejście na teren prywatny bez pozwolenia. Jedni i drudzy mieli pozwolenie na broń długą - szef nie ukrywał uznania. - Jedyny efekt to grzywna, na którą ktoś wyłożył kasę i cofnięcie pozwoleń na broń długą.

Irya roześmiała się rozbawiona tym jak sprawa się rozwiązała. Musiała przyznać, że Morgan był wybitnie zaradny skoro udało mu się sprawę Andersona przekuć na własne cele i wyciągnąć pracowników Crimeshield z paki. Ale to wszystko miało też dodatkowe plusy. Choćby te cofnięte koncesje. Teraz mieli mocno uszczuplony wachlarz narzędzi, którymi mogli robić sobie nawzajem krzywdę.
- Jeszcze jedna taka akcja i całkiem stracą pozwolenie na broń - stwierdziła z radością. - Będą się wtedy musieli tłuc na gazrurki - wyobraziła sobie tą sytuację i jeszcze bardziej się roześmiała. Zupełnie zignorowała to jak komendant dyskretne wyraził swoje obawy o naganę z góry. Kobieta nie interesowała się ile już zdążył nagrabić sobie Sinclair i w jakiej komitywie był z postawionymi wyżej na policyjnej drabince dowodzenia.

- To co, zwołujemy pana Parkera na złożenie zeznań? - zaproponowała, kiedy w końcu zapanowała nad atakiem wesołości.
- Możemy spróbować - parsknął śmiechem Sinclair - Ale na twoim miejscu nastawiłbym się raczej na wizytę w jego siedzibie. Zorganizuję spotkanie - dodał dźwigając się z fotela.
- Jedna cholera gdzie będziemy z nim gadać. Powiedziałabym, że przynajmniej dostaniemy porządną kawę, ale ostatnio nasza się poprawiła - skomentowała z rozbawieniem.

Po powrocie do biura Sinclair skierował się do biurka Coopera.
- Zorganizuj jeden patrol, żeby stale obserwował lokal Davida Collinsa - polecił sierżantowi, a następnie zaszył się w swoim gabinecie by po kilkunastu minutach pojawić się w drzwiach.
- Parker spotka się z nami jutro rano - obwieścił przez całe biuro w kierunku inspektor.
- Świetnie, ubrać się na tą okazję na galowo czy dresy wystarczą? - odparła Irya, odkładając akta Andersona na swoje biurko, które czytała głównie z nudów, ale też z drobna nadzieją że dostanie jakiegoś nagłego olśnienia.
- Ja idę tak - odparł komendant rozkładając ręce na boki w akcie prezentacji. - Ty jak masz ochotę się odstawić to ja nie będę miał nic przeciwko, ale nawet w dresach będziesz wyglądać lepiej niż ja - dodał z kamienną twarzą.
- To nie ulega najmniejszym wątpliwościom - odparła Irya, kiwając głową z udawaną powagą.

***

Dzień pracy minął niespodziewanie szybko i Corday na koniec zmiany była przeświadczona, że Sinclair będzie miał ochotę odwieźć ją do domu, ale najwidoczniej coś mu wypadło, bo wytypowana na jego zastępstwo została Lewis. Ku zaskoczeniu inspektor Amy ogarnęło coś na kształt ataku paniki. Krew odpłynęła z jej twarzy, poderwała się z miejsca i pobiegła do gabinetu szefa. Przez szybę widać było jak zmieszana dziewczyna próbuje mu coś tłumaczyć. Chwilę później Amy wyszła z biura z opuszczoną głową, w czymś na kształt zawstydzenia łypiąc co kilka kroków na Iryę. Zaraz za nią w drzwiach pojawił się Sinclair wyznaczając finalnie Coopera do roli szofera.

Corday była daleka od tego by mieć pretensje do koleżanki, dlatego wychodząc z biura mrugnęła do niej okiem i uśmiechnęła się przyjaźnie. Cooperowi, jak to jemu, było wszystko jedno i nie wyglądał by miał zamiar narzekać na przydział. Razem z Inspektor zjechał windą na parking podziemny.
- Jak pani rana? - zapytał chyba grzecznościowo, jej podwładny.
- W klinice zadbali by nie została nawet blizna - odparła Irya tonem, jakby rozmawiali o pogodzie na Marsie. Tam zawsze było tylko wietrznie i upalnie, z okazjonalnymi burzami piaskowymi. Mężczyzna pokiwał tylko głową i zaraz znaleźli się przy jego aucie. Otworzył je i zaprosił Inspektor do środka.
- No to jedźmy, trochę drogi jest przed nami - skomentowała Irya, zapinając pasy.

***

Droga minęła dosyć szybko. Usta Coopera rzadko pozostawały zamknięte, tak jakby cisza była bardzo dla niego niezręczna. Wszystkie tematy jakie poruszał i pytania, które zadawał były mało interesujące dla Corday i kobieta odzywała się tylko przez grzeczność.

Po wjechaniu do garażu Cooper zatrzymał się między samochodami nawet nie szukając miejsca parkingowego.
- Jakby pani czegoś potrzebowała to proszę dzwonić - zaoferował Dennis.

Inspektor stojąc już na płycie parkingu i zamykając drzwi zobaczyła zaparkowanego naprzeciwko sedana, a za jego kierownicą siedział, ze skierowaną głową w jej stronę, mężczyzna w kaszkietówce. Odległość, odbicie oświetlenia na przedniej szybie i cień wnętrza powodowały jednak, że było za daleko na dokładniejszą identyfikację.

Corday powiodła wzrokiem dalej po parkingu tak, żeby wyglądało to na rutynowy odruch. Przez myśl jej przeszło, że Anderson musiałby być cholernym kretynem żeby nachodzić ją gdy była pod obserwacją wewnętrznych. To sprawiło, że zahamowała swoje zapędy by robić scenę. Ale trzeba było mieć jakoś zabezpieczone plecy. Ostrożnie odwróciła się z powrotem do drzwi auta otwierając je, jakby sprawdzała czy wszystko ze sobą zabrała.
- Cooper, zadzwoń do mnie za kwadrans. Gdybym nie odebrała to wszczynaj alarm, a teraz wyjeżdżaj - nakazała tonem nie znoszącym sprzeciwu i nie czekając na jego odpowiedź zatrzasnęła drzwi pojazdu. Schowała ręce do kieszeni płaszcza i normalnym krokiem skierowała się do wind. Czuła wzrok obserwatora na swoich plecach do tego stopnia, że aż powodował mrowienie, które minęło dopiero, gdy drzwi windy zamknęły się odcinając ją od garażu.

Jadąc windą czuła, że serce wali jej jak po porządnej przebieżce. Zastanawiała się czy jej się nie przewidziało, czy czując wzrok na sobie tamtego mężczyzny w samochodzie po prostu nie wyolbrzymiła tego do poziomu przesady. Bo może to był tylko mieszkaniec, który przypadkiem miał po prostu podobne ubranie, a w aucie siedział, bo cieszył się tą krótką chwilą spokoju, zanim wróci do domu do sfrustrowanej żony i rozwrzeszczanych dzieci.
Corday prawie podskoczyła kiedy rozległ się krótki dźwięk windy oznajmiający, że dotarła na wskazane piętro.
- Posiwieję przed trzydziestką... - mruknęła pod nosem i sięgnęła po pistolet w kaburze. Trzymając broń w rękach wyjrzała z kabiny windy, gdy jej drzwi się rozsunęły. Było czysto. Szybkim krokiem przeszła przez korytarz do drzwi swojego mieszkania. Zamki nie wyglądały by ktoś przy nich majstrował. Otworzyła prędko zamki i weszła do środka, zamykając za sobą je jak najszybciej.

Następnie obeszła ostrożnie całe mieszkanie. Znała je jak własną kieszeń, wiedząc nawet które ściany są nośne a które tylko cienkimi działowymi, za którymi nie warto było się chować w razie strzelaniny.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 03-10-2018, 11:01   #65
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Telefon zgodnie z ustaleniami zadzwonił po kilkunastu minutach.
- Wszystko w porządku proszę pani? - przejęty głos sierżanta zabrzmiał jeszcze zanim inspektor zdążyła się odezwać.
- Wszystko w porządku, nikt na mnie nie czekał w mieszkaniu - odparła Irya. - Dzięki za pomoc i przepraszam, jeśli się zdenerwowałeś. Wolałam mieć w razie draki mieć plan awaryjny - wytłumaczyła się.
- W takim razie wracam na posterunek - usłyszała w odpowiedzi, a zaraz potem odgłos zapalanego silnika.
- Nie stałeś na widoku? - dopytała Corday.
- Zatrzymałem się na chodniku niedaleko pani wieżowca - wyjaśnił w odpowiedzi.
-Okej, to wracaj już - odparła Inspektor.
- Zrozumiałem - potwierdził i rozłączył się.
Irya jeszcze przez chwilę patrzyła na swój telefon zastanawiając się, czy dobrze zrobiła nie zgłaszając tego. Dużo zaryzykowała, ale wyglądało na to, że przynajmniej nie zbłaźniła się przed wydziałem wewnętrznym, wykazując mocno rozbuchaną paranoją. W końcu odłożyła telefon, zeszła na pierwszy poziom mieszkania i jeszcze raz sprawdziła czy wszystkie zamki były pozamykane. W końcu pozwoliła sobie na wyluzowanie. Podeszła do barku i nalała sobie whiskey.
- Spróbuję poszukać sobie nowego mieszkania w Southside - powiedziała idąc na piętro po swój prywatny komputer.

Poszukiwania z tak ja znużyły, że prawie zasnęła na biurku. Nim jednak poszła wziąć prysznic przed snem, przeszukała listę kontaktów w swoim telefonie i znalazła agenta nieruchomości który kiedyś znalazł jej to mieszkanie. Chwilę to jej zajęło ale że nie miała już siły się z nim rozmówić to napisała wiadomość czego potrzebuje i w jakiej dzielnicy, wraz z dopiskiem żeby się z nią skontaktował, gdy znajdzie coś odpowiedniego.

Będąc już pod prysznicem i gdy woda przyjemnie obmywała jej ciało, naszło ją na przemyślenia. Czy aby na pewno typ w kaszkietówce był Andersonem? Jeśli tak, to czemu by miał ją nachodzić? Była tu w końcu na takim podglądzie…
- Chyba że już wewnętrzni odpuścili - powiedziała sama do siebie. - Czemu nie wyszedł z auta? Może widział, że Cooper się kryje po kątach… - sięgnęła po balsam do ciała i zaczęła go wcierać w mokrą skórę. - Pewnie zwinął się… Powinnam była spisać numery auta i przekazać do sprawdzenia… - ganiła się za bezsensowne ryzykowanie.
W końcu wyszła spod prysznica, owinęła się ogrzanym szlafrokiem i poszła prosto do łóżka.

Dzień 23 czwartego miesiąca roku

Ranek zaczął się podobnie jak dnia poprzedniego. Ponownie miała zły nastrój przez zdenerwowanie spowodowane dziwnym osobnikiem spotkanym w garażu, jak również wypitym alkoholem. Szczęśliwie dla jej wątroby, po robocie zapomniała zboczyć do monopolowego i jedyne czym mogła się truć wieczorem to ostatnie pół butelki whiskey. Zwlekała się z łóżka, niespiesznie ubrała i zaczęła szykować do wyjścia. Już przy drzwiach wyjściowych mieszkania podskoczyła jej adrenalina i wzmożyła znacznie swoją czujność. W myślach powtarzała sobie, że to tylko paranoja. Droga windą dłużyła się niemiłosiernie, aż w końcu znalazła się na poziomie garażu.

Wyszła z kabiny i spojrzała w kierunku gdzie poprzedniego dnia stał zaparkowany sedan gdy tylko drzwi windy się otworzyły. Jej obawy się potwierdziły. Samochód stał w tym samym miejscu, a kierowca nadal znajdował się w środku. Wszystko wskazywało na to, że spędził tutaj noc.
Irya zacisnęła szczękę tak mocno, że aż zazgrzytała zębami. Miała już sięgać po broń i podejść do typa… Ale powstrzymała swoje zapędy. Typ nie wykonywał żadnych ruchów, tylko ją obserwował. Zbliżenie się do niego mogło skutkować rozpoczęciem strzelaniny i najpewniej by oberwała. Lubiła swoją głowę więc wolała nie mieć jej odstrzelonej.
Wsiadła do swojego auta i czym prędzej wyszukiwała się do odjechania. Była duża szansa że dzisiejszego dnia nie wróci już do tego mieszkania… I czuła też dziwną potrzebę sprawdzenia intencji gościa w kaszkietówce.
- Będziesz mnie śledził? - powiedziała spoglądając w tylne lusterko.
Corday przeszyło nieprzyjemne uczucie, gdy zobaczyła, że samochód ruszył za nią. Tak jakby mężczyzna odpowiedział na pytanie, którego nie miał prawa słyszeć.
Przez całą drogę, gdy inspektor zerkała we wsteczne lusterko, widziała swój ogon o jeden lub dwa pojazdy za sobą, który podążał za nią jak cień.
- Albo jest tak beznadziejny w tym, albo chce, żebym wiedziała, że mnie śledzi… - skomentowała pod nosem i przyspieszyła. Potężny silnik zamontowany pod maską zawarczał i auto wyrwało do przodu.

Irya kilkukrotnie traciła swój ogon z oczu, ale mimo lepszych parametrów swojego samochodu, ruch uliczny i sygnalizacja nie były dzisiaj po stronie inspektor. Tropiciel musiał najwidoczniej być też chyba lepszym od niej kierowcą kierowcą, bo za nic nie chciał się dać zgubić. To dało Inspektor jednoznaczną odpowiedź, że to ona była obiektem zainteresowania mężczyzny w kaszkietówce.
- O co ci chodzi, do cholery? - mruknęła Irya, kierując pytanie do śledzącego ją osobnika. Była prawie pewna, że nie chce jej zrobić krzywdy, bo to mógł zrobić gdy wychodziła ze swojego mieszkania. - Kto nie ryzykuje... - dodała i rozejrzała się przez przednią szybę. Pamiętała że zaraz powinna mijać kawiarnię którą odwiedziła poprzedniego dnia. Zjechała na skrajny pas i skręciła na parking. Tam zatrzymała się i zaczęła rozglądać przez szyby, szukając swojego "ogona".
Długo nie musiała czekać. Wjechał na parking zaraz po niej. Przejechał koło jej samochodu aż do końca parkingu, zawrócił i ustawił się gotowy do wyjazdu.
Inspektor chwilę siedziała zastanawiając się co zrobić. Każdy rozsądny człowiek sięgnąłby po telefon i zadzwonił do odpowiednich osób, zgłaszając to.
Niestety Corday miała w sobie tą cząstkę hazardzisty przez którą robiła niekiedy dosyć nierozsądne rzeczy. Odruchowo sięgnęła dłonią do pistoletu, upewniając się, że jest na swoim miejscu. Dopiero wtedy wyszła z samochodu i skierowała swoje kroki do kawiarni. Tam zamówiła kawę i kanapki na wynos. Dokładnie to dwie kawy.

Wyszła i już od drzwi bez skrępowania przyglądała się mężczyźnie w aucie stojącym na drugim końcu parkingu. Wróciła do swojego pojazdu, ale nie wsiadła do niego tylko położyła zakupione rzeczy na jego dachu. Zostawiła w dłoni jedynie jeden kubek z kawą. Ponownie skierowała swoje spojrzenie na swojego stalkera i skinęła do niego lekko dłonią w geście zaproszenia. Następnie upiła łyk kawy.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 04-10-2018, 11:32   #66
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Przez kilka sekund w obcym samochodzie nie było widać żadnego ruchu. Wyglądało to tak jakby kierowca zastanawiał się co począć w tej sytuacji. Po chwili jednak drzwi się otworzyły i nad dachem pojawiła się głowa w kaszkietówce. Postać zamknęła drzwi pojazdu i ruszyła w kierunku inspektor. Postura i ruchy były znajome. Przypominały jej sierżanta Ramseya. Koleś na pewno był w wojsku. Ciężkie buty, jeansy i luźna kurtka mogły ukrywać dobrze zbudowanego mężczyznę. Po kilku metrach Corday poznała twarz skrytą daszkiem. Była pewna. To był Anderson. Szedł wolno i był bardzo czujny. Ręce trzymał w kieszeniach kurtki, ale jego swobodna postawa mogła być myląca. Anderson podszedł na odległość niecałych dwóch metrów i przysiadł w milczeniu na masce pobliskiego samochodu.
Inspektor przez drobną chwilę miała ochotę wycofać się z tego pomysłu i zwyczajnie uciec. Ale to tylko szczątkowy instynkt przetrwania przez nią przemawiał. A raczej tak to sobie tłumaczyła. Odetchnęła ciężko, ale zachowała swoją pewną siebie postawę. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że Anderson gdyby chciał ją zabić już dawno to zrobił. Dlatego podjęła takie, a nie inne decyzje, sprawdzając go po drodze kilka razy. Miała więc prawie pewność, że nie miał co do niej złych zamiarów.
- Nie przepadam za kawą - przerwał ciszę mężczyzna patrząc Iryi prosto w oczy.
- Najwidoczniej nigdy nie pił pan dobrej kawy - odparła Irya, zdobywając się na nieznaczny uśmiech. Powolnym ruchem sięgnęła po torbę z kanapkami, leżącą na dachu jej auta i rzuciła ją mężczyźnie. - Zapewne nie jadł pan jeszcze śniadania - stwierdziła.

Corday mimo, że była na to przygotowana, to jednak zaskoczyła ją szybkość reakcji Andersona. Dłoń płynnym ruchem wyskoczyła z kieszeni i złapała torbę. Były wojskowy zaglądnął do wnętrza i trochę wybrzydzając znalazł w końcu coś co go zainteresowało.
Nachylił się niebezpiecznie blisko blondynki, aby jednak tylko odłożyć torbę na maskę jej samochodu, po czym prostując się odwinął papier i wgryzł się w swoje zdobyczne śniadanie.
Irya w myślach dała sobie plusa, że przezornie zamówiła kilka różnych rodzajów kanapek.
- Niezła - docenił jeszcze z pełnymi ustami, ale przełykając na tyle aby móc wydobyć z siebie słowo.
Corday uważnie mu się przyglądając popijała swoją kawę. Nie odsunęła się i powstrzymała się od wzdrygnięcia, gdy mężczyzna nadto zbliżył się do niej.
Dłuższą chwilę stali tak w milczeniu. Było to wystarczająco czasu by Anderson zjadł, a Irya dotarła do dna w swoim kubku.
- Czym sobie zasłużyłam na pana zainteresowanie? - zapytała Inspektor, przerywając w końcu ciszę. Mężczyzna był postawny, więc musiała nieco zadrzeć głowę, żeby spoglądać mu w twarz.
Anderson przyglądał się chwile dziewczynie jakby szukając odpowiednich słów.
- Interesowaniem się pewnymi sprawami i osobami - odparł w końcu.
- Spektrum moich zainteresowań jest dość szerokie - powiedziała Corday. - Więc przydała by się bardziej konkretna odpowiedź z pana strony.

- Morgan, Hill, Crimeshield, Parker, White, zwłaszcza Morgan - doprecyzował.
- Długa ta pana lista - skomentowała Irya i skrzyżowała ręce przed sobą. - Znał pan Hilla?
- Tylko, że tak powiem, służbowo, ale teraz to już raczej nie ma znaczenia. Jeśli chodzi o mnie to nie mam żalu, że go pani zabiła.
Nie dało się ukryć, że była to w pewien sposób pokrzepiająca informacja.
- Cleaner w krematorium wyczuł z jego ciała Mroczną Harmonię - odpowiedziała uważnie przyglądając się jego reakcji. - Ma pan jakieś sugestie jak mógł się tego nabawić?
Ledwo zauważalne zmiany w mimice Andersona zdradzały wahanie.
- Nie mam pojęcia, ale jakbym miał obstawiać to postawiłbym na Morgana.
- Chyba nie szczególnie się panowie lubicie - skomentowała Corday. - Niestety, ale bycie adwokatem nie czyni z automatu z osoby wyznawcą Mrocznej Harmonii - dodała z lekkim rozbawieniem. - A z tego co zauważyłam to pan Morgan był bardzo zaangażowany by wyciągnąć pana z aresztu.
- Czyli nasłanie na mnie tajniaków i to, że potem próbowali mnie wykończyć to jednak jego sprawka? Dzięki za cynk. Tego nie byłem pewien. Owszem, nie lubimy się, ale teraz nie lubimy się bardziej.

Irya stanęła przed ogromną pokusą by pozostawić ten temat w niedopowiedzeniu, które Anderson już sobie odpowiednio tłumaczył. Byłby to jej mały rewanż za nasłanie na nią Hilla, gdyby to Morgan był za niego odpowiedzialny. Nic jednak w temacie Crimeshield nie było proste i takie jakie wydawało się być na pierwszy rzut oka. Poznała prawnika na tyle by zasiała się w niej ta drobna niepewność i niejednoznaczność. Kobieta potrząsnęła kubkiem w nadziei, że jeszcze było w nim trochę kawy. Był pusty.
- Pan Morgan jest wybitnie ambitną osobą. Swoją markę, pozycję i majątek zbudował na skuteczności i byciu bezwzględnym - zaczęła Corday. - Zapewne była to droga po trupach. Mogę spokojnie założyć, że wrogów ma więcej niż może sobie pan wyobrazić. Proszę mnie źle nie zrozumieć, wcale go nie bronię - sięgnęła po drugi kubek stojący na dachu, ten którego Anderson usilnie nie chciał. - Po prostu Morgan jest zbyt inteligentny by zostawiać po sobie ślady prowadzące do niego. Może komuś zależy by wykorzystać pana niechęć do niego? - powiedziała i upiła łyk. - Ale proszę, chętnie usłyszę wersję z pana perspektywy - zachęciła go do mówienia.
- Sam fakt, że teraz tutaj gadamy ze sobą to jakaś chora abstrakcja, ale skoro mam okazję to głupio by było z niej nie skorzystać - przyznał mężczyzna. - Moja perspektywa jest taka, że ktoś w Crimeshield mnie wystawił i próbował wyeliminować. Dopóki w Crimeshied rządził White nie miałem żadnych problemów. Wszystko zaczęło się niedługo przed tym jak Parker i Morgan się skumali. Teraz White i Parker mają równie silną pozycję i ten stan nie potrwa długo. Tylko jeden z nich zostanie na polu bitwy. Różnica jest taka, że Parker nadal ma Morgana, a White nie może już na mnie liczyć w takim stopniu jak kiedyś.

- Dobrze... - Irya miała twarz pokerzysty, by nie zdradzić się, że dobrze wie jak Parker zdobył swoje bonusowe udziały. - Może więc zanim się wypowiem to zacznijmy od początku... Czy współpracował pan z wydziałem wewnętrznym policji i szpiegował dla nich w Crimeshield? - zapytała z powagą w głosie.
- Co?! - prawie krzyknął Anderson z mieszaniną zaskoczenia i urazy na twarzy. - Nigdy nie wchodziłem w żadne układy z wewnętrznymi. Z tego co wiem to White też trzymał się od nich z daleka.
Irya zapewne roześmiałaby się gdyby nie to, że stojący przy niej mężczyzna był zdesperowany. Mógł też jednym ruchem ręki złamać jej kark.
- Mogę zapewnić, że nakaz przeniesienia pana nie został podrobiony. Osobiście to sprawdziłam - zapewniła go. - Jakikolwiek był powód przeniesienia pana, rozkaz został wydany u wewnętrznych z wyższego szczebla - dodała i spojrzała na zegarek. Skrzywiła się widząc, że straciła szansę na to by zdążyć na czas do swojego biura. Teraz będzie musiała jechać prosto do Parkera. - Czy agenci którzy pana eskortowali mówili coś znaczącego?
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 08-10-2018, 15:36   #67
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Przez cały czas byli sztywni i praktycznie się nie odzywali. Jak wjechaliśmy w rejon doków to już wiedziałem, że mam przesrane. Zatrzymali się, otworzyli drzwi do samochodu i kazali mi spieprzać. Na pytanie co z kajdankami trochę zgłupieli. Wiem jak się ustawić dobrze do strzału w pozycji do szybkiego wyciągnięcia broni, a jeden z nich dokładnie to zrobił. Nie było trudno zgadnąć co zamierzają. Resztę pani chyba zna.
- Tak, widziałam. Na pierwszy rzut oka widać, że coś jest ostro najebane. Kretyni - Inspektor pokręciła głową z dezaprobatą. - Zawsze uważałam, że do wewnętrznych biorą tylko półmózgi - skomentowała. - Co teraz pan zamierza?
- Mam pewne zbowiązania wobec pana White’a. Gdyby nie to to pewnie bym po prostu zniknął. Na pewno to zrobię jak pozamykam zaległe sprawy.
- Lojalnie z pana strony - odparła Irya, bo zakładała, że pieniądze tu nie wchodziły w grę, bo żadna suma nie była warta takiej postawy. - Mógłby pan mieć we mnie sojusznika, gdyby pomógł mi pan dotrzeć do osoby, która przyprowadziła do mnie Hilla - zaproponowała mu.
- Po pierwsze to chyba nie jestem odpowiednią osobą - odparł szczerze Anderson. - Hill był pionkiem. Nie wiem kto mógłby w ogóle chcieć się go pozbywać. Jakby coś ewidentnie zapierdolił w Crimeshield to są na to inne sposoby. Takie, które będą nauczką dla innych. Gdyby pan White miał coś z tym wspólnego to pewnie bym wiedział. Po drugie to przez kogoś kto uruchomił wewnętrznych mam tak przesrane, że nie wiem co byłoby mi po takim sojuszniku jak pani.

- Nigdy nie wiadomo co przyniesie los i jakich sojuszników będziemy potrzebować jutro - odparła nie zrażona Corday. - Jeśli faktycznie za wszystkim stoi Morgan to niestety, ale ja mam większe szanse go dopaść niż pan - wzruszyła ramionami. - Ale proszę na chwilę odsunąć swoją niechęć do niego i pomyśleć komu by zależało na nasłaniu pana na Morgana. Bo tak się składa, że ktoś dla niego wiarygodny mu powiedział, że jest pan kretem.
- Taka rada. Wie pani po czym poznać, że Morgan kłamie? Porusza ustami - Anderson sam odpowiedział nie czekając na potencjalną reakcję inspektor. - Taki ze mnie kret jak z pani Inkwizytor. Nie wiem kto na panią nasłał Hilla i w jakim celu, ale mnie wystawił ktoś z Crimeshield. W pierwszej kolejności typuję duo Parkera i Morgana.
Irya roześmiała się, szczerze rozbawiona komentarzem mężczyzny na temat prawnika.
- No cóż na mnie już czas. Spóźnię się na spotkanie jak zaraz nie ruszę - stwierdziła widząc, że dalsza rozmowa niczego jej nie wniesie.
- W takim razie może pani przyznać się dokąd pani zmierza. Zaoszczędzi nam to obojgu czas. Przynajmniej na dzisiaj - zaproponował były wojskowy.
Blondynka uniosła brwi w zaskoczeniu.
- Nadal zamierza pan być moim cieniem? - spytała go.
- Tylko do czasu kiedy przestanie mieć pani cokolwiek wspólnego z Morganem i Crimeshield - odparł poważnym tonem i z perfekcyjnie kamienną twarzą, które nie pasowały do właśnie wypowiedzianego zdania.

- To czeka nas długa znajomość - podsumowała Inspektor z ciężkim westchnieniem. - Właśnie będę musiała mocno depnąć, żeby nie spóźnić się na spotkanie z akcjonariuszem tejże firmy. Raczej nie będzie się pan chciał kręcić w pobliżu Parkera.
- Z trasy wnioskuję, że chodzi o Parkera, a nie White’a. Byłbym bardzo wdzięczny za informację czego ma tyczyć spotkanie. - Być może w mniemaniu Andersona była to prośba, ale dla Corday definicja prośby nie niosła za sobą żadnych potencjalnych konsekwencji w przypadku odmowy.
Blondynka wzruszyła ramionami.
- Rozwój wydarzeń w sprawie, przy której pana zgarnęliśmy do paki - odparła od niechcenia. Miała już zamiar wsiąść do samochodu, ale uznała, że temat mógłby nabrać nowej głębi gdyby jej rozmówca zechciał się podzielić swoim zdaniem. - Ten sam pokrzywdzony co ostatnio. Wymuszenie haraczu za ochronę klubu. W imieniu Parkera.
- Czyli chłopcy adaptują do sytuacji. Dobrze. Nie ma po co się wychylać - odparł Anderson najwidoczniej ukontentowany, gdy dotarło do niego znaczenie słów inspektor. - Mam nadzieję, że nie narobili sobie u was kłopotów?
- Nie, kłopotów nie mają - odpowiedziała Inspektor i uśmiechnęła się z lekkim rozbawieniem. - Ale za to musi pan podziękować Morganowi, wyciągnął wszystkich z aresztu. Niestety całą winę przypisując panu za to zajście.
- Dobrze. Bardzo dobrze. - Iryi wydawało się, że zadowolenie mężczyzny nie odnosiło się do działań prawnika, ale do tego, że coś poszło po jego myśli. - Będziemy w kontakcie - obiecał odrywając się od karoserii samochodu i zamyślony ruszył w kierunku swojego samochodu.

Irya posłała za nim jedynie krótkie spojrzenie. Musiała się śpieszyć, przy czym było już zdecydowanie za późno, żeby jechać na posterunek. Wsiadła do auta i sięgnęła po telefon. Wysłała krótką wiadomość do przełożonego, że spotkają się dopiero na parkingu przed budynkiem gdzie pracował Parker.

***

Corday używając swojego prywatnego GPS’a bez problemu znalazła siedzibę Parkera mieszczącą się we wschodniej części Southside. Ciekawiło ją jak radzą sobie zwykli szarzy obywatele, których nie stać było na luksus posiadania tego gadżetu Cybertroniku.
Jedyne wolne miejsca parkingowe miały tabliczkę “gość” i ich widok był wręcz nienaturalny w porównaniu do ciasno upchanego pasa samochodów po drugiej stronie ulicy. Samochód śledzący inspektor bardzo powoli przejechał ulicą, przy której stał budynek i przyspieszył w momencie gdy okazało się, że jest to miejsce docelowe młodej kobiety. Ewidentnie Anderson sprawdzał czy go nie okłamała i teraz pewnie zaszyje się w jakimś kącie, czekając aż skończy spotkanie. Tym akurat się nie martwiła, bo przynajmniej na tą chwilę mężczyzna nie stanowił dla niej zagrożenia.


Jedno z miejsc zajmował samochód Sinclaira, a on sam stojąc oparty o samochód wzbogacał atmosferę sporą chmurką dymu papierosowego. Na widok zajeżdżającej inspektor nie odezwał się tylko ostentacyjnie zgiął rękę i sprawdził godzinę, a następnie popatrzył z wyrzutem na podwładną.
- No co? Przecież jestem na styk - stwierdziła Irya bez najmniejszego poczucia winy w tonie głosu, podeszła do niego.
- Kobiety - mruknął komendant po wypuszczeniu z siebie głośno powietrza.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 09-10-2018, 13:56   #68
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Przed wejściem do budynku nie było nikogo, więc jedyną opcją było wejście do środka.
Recepcjonistka wychwyciła ich natarczywym spojrzeniem zaraz gdy przekroczyli próg i nie spuszczała z nich oka.


- My na spotkanie do pana Parkera. Komendant Sinclair i inspektor Corday, CBI - szef zaanonsował siebie i swoją towarzyszkę podchodząc do kontuaru. Irya stała obok przełożonego z dłońmi schowanymi w kieszeniach i od niechcenia rozglądała się po recepcji.
- Tak. Pan Parker się was spodziewa - odparła kobieta sprawdzając coś w notatkach. - Proszę za mną - powiedziała w formie polecenia i ruszyła szybkim krokiem w kierunku schodów prowadzących na pierwsze piętro.

Gdy inspektor wraz z komendantem pokonali wszystkie stopnie kobieta stała już przy otwartych drzwiach do pokoju konferencyjnego.
- Proszę tutaj poczekać. Pan Paker zaraz do państwa dołączy - poinformowała sucho i pewną dozą niecierpliwości.


- Brzmi jak rozwódka, która mąż zostawił dla młodszej - skomentowała Corday szeptem do przełożonego zachowanie kobiety, gdy zasiadła przy stole w takim miejscu by mieć widok na wejście do sali oraz okno. Odruchowo zaczęła wypatrywać samochodu Andersona.
- Ja bym obstawiał, że nigdy go nie miała - odparł komendant wpatrując się w zamknięte właśnie drzwi.

Czas w sali okropnie się dłużył. Nieciekawy widok za oknem gdzie nawet nie było znajomego samochodu jej cienia, do tego mdłe fronty szaf, ciemny ekran wielkiego telewizora i pusta ściana nie pomagały. Corday zajęła miejsce przy stole konferencyjnym i rozsiadła się na fotelu. Miała ochotę włączyć sprzęt i przerzucać kanały, ale pilot podpowiadał, że jest to tylko wyświetlacz do prezentacji. Wbiła więc znudzone spojrzenie w sufit, wystukując paznokciami rytm na blacie stołu przed nią. Przestała, gdy zdała sobie sprawę, że była to melodia piosenki z klubu Collinsa. Skrzywiła się przy tym z niesmakiem.
Sinclaira za to ewidentnie nosiło. Irya była pewna, że szef wiele by oddał za poszlakę, że w pomieszczeniu jest gdzieś ukryty barek. Skończyło się na tym, że stanął przed zamkniętym oknem i uparcie wpatrywał się w klamkę najwidoczniej mając ochotę otworzyć je i zapalić kolejnego papierosa. Podwładna zapewne by go poparła w tym pomyśle, gdyby nie fakt, że nie znosiła dymu tytoniowego.
Gdy irytacja obojga sięgała już niemal zenitu drzwi się otworzyły i do środka wszedł mężczyzna po trzydziestce, a zaraz za nim znajoma twarz w postaci Morgana. Na widok prawnika, blondynka nie była w stanie powstrzymać się od lekkiego uśmiechu. Wywołało go wspomnienie tego jak skomentował jego prawdomówność Anderson. Ten grymas mógł zostać bardzo niejednoznacznie odebrany.


- Wy zapewne do mnie - bardziej stwierdził niż zapytał ruszając w kierunku fotela na przeciwko telewizora. - Komendant Sinclair i inspektor Corday - dodał pokazując, że jest przygotowany, ale nie wykazując żadnego przejęcia swoim spóźnieniem i zajmując miejsce, które prawdopodobnie należało do niego. Morgan natomiast usiadł po jego prawej stronie.
Corday powiodła spojrzeniem po przybyłych, by na koniec zatrzymać wzrok na komendancie, w wyczekującym geście. Sinclair był starszy od niej stopniem, więc uznała, że to on powinien rozpocząć przesłuchanie.
Komendant usiadł w fotelu i kilkukrotnie się w nim poprawił próbując bezskutecznie zająć wygodną pozycję. Po chwili poddał się i pochylił się do przodu, opierając przedramiona na blacie.
- Dostaliśmy zgłoszenie, że pańscy ludzie odwiedzili ostatnio niejakiego Davida Collinsa, który twierdzi, że dostał od was propozycję ochrony. Propozycję nie do odrzucenia - dodał dając do jasno zrozumienia co ma na myśli.
- Co za ludzie i skąd przypuszczenie, że pracowali dla mnie? - zapytał Parker.
- Stąd, że byli to ci sami ludzie, których bronił w sądzie obecny tutaj pan Morgan. Powiązanie jest dosyć ewidentne.
- Z tego co wiem to nie mam wyłączności na usługi pana Morgana - zaczął mężczyzna.

- Przepraszam, że się wtrącę, ale ta linia obrony się nie sprawdzi - wszedł mu w zdanie Morgan wywołując ostre spojrzenie swojego pracodawcy. - Powiązania o których wspomniał pan komendant są faktycznie ewidentne. Co konkretnie nam się zarzuca? - dodał prawnik większość swojej uwagi kierując na inspektor. W trakcie tej szybkiej wymiany zdań, Irya milczała mając jedynie minę uprzejmego zainteresowania, przesuwając swoje spojrzenie po mówiących, przy czym za każdym razem gdy kierowała wzrok na prawnika, wykrzywiała swoje usta w drobnym uśmiechu. Nie miała jednak zamiaru wtrącać się w rozmowę bez wyraźnego polecenia.
Sinclair kilkukrotnie przesuwał spojrzenie z Corday na wpatrzonego w nią Morgana, a gdy kobieta w końcu nawiązała ze swoim przełożonym kontakt wzrokowy, ten wykonał ruch głową zachęcając ją do przejęcia inicjatywy.
- Tylko w tej konkretnej sprawie? - zaczęła Inspektor i wyprostowała się. Nieśpiesznie sięgnęła ręką pod pazuchę marynarki i wyciągnęła swój notes, wraz z wiecznym piórem. Zdjęła skuwkę i położyła ją na blacie stołu. Widać było wyraźnie, że było one wykonane ręcznie, na zamówienie. Blondynka otworzyła niewielki notes, na stronie która zapisana była mało czytelnym pismem.

Oczywiście była to tylko naprędce wykonana notatka w zupełnie innej sprawie, ale zawsze lepiej to wyglądało, gdy osoba przesłuchiwana miała wrażenie, że było się świetnie przygotowanym i nie mówiło z głowy.
- Tak. W tej konkretnej - potwierdził Morgan uśmiechając się półgębkiem. Sprawiał wrażenie dziwnie pobudzonego, a w oczach paliły mu się iskierki zadowolenia. Uczucie chłodu w obecności prawnika nadal było obecne, ale gdyby inspektor nie przypomniałaby sobie o nim, to pewnie nie zwróciłaby na to uwagi.
- Wymuszanie haraczu i wystosunkowanie gróźb karalnych czyli ogólnie pojęte zastraszanie - wymieniła i na koniec uniosła spojrzenie znad notesu wprost na twarz prawnika. - Biorąc pod uwagę, że nie jest to pierwszy raz kiedy pracownicy Crimeshield wchodzą nieupoważnieni na teren będący własnością pana Collinsa, to nie wygląda to dobrze - dodała i uśmiechnęła się do niego wyzywająco.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 10-10-2018, 11:34   #69
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Klub, jeśli dobrze zgaduję o który chodzi, jest miejscem publicznym, a z pani wypowiedzi nieuprawnione wejście na teren prywatny nie było w grupie zarzutów. Ponadto nie widzę tutaj jakiegokolwiek zarzutu odnośnie napaści czy nawet naruszenia przestrzeni osobistej. Czy zatem można założyć, że całość zarzutów tyczy się interpretacji przez pana Collinsa wypowiedzi jednego z naszych ludzi? - odpowiedział z podobnym uśmiechem.
- Nie sądzę, żeby klub z ochroną, gdzie na wejściu jest prowadzona selekcja gości można było nazwać miejscem publicznym - stwierdziła Irya, nie spuszczając spojrzenia z prawnika. - Dziękuję też za zwrócenie uwagi na pominięte przeze mnie zarzuty - dodała i jej uśmiech się nieznacznie powiększył. - Zapewniam, że prokurator nie pominie niczego na oficjalnym piśmie oskarżenia. Jednakże nie wyprzedzajmy faktów... - stwierdziła i zamknęła notes, odkładając go na blacie stołu i sięgnęła po leżącą obok skuwkę od pióra. - To spotkanie ma jedynie na celu poznanie stanowiska pana Parkera w sprawie tego co wydarzyło się w klubie pana Collinsa - po wypowiedzeniu tego zdania nie zaszczyciła swoją uwagą Parkera, tylko przyglądała się Morganowi zakładając, że on przedstawi wersję swojego klienta.

Uśmiech zniknął na moment z twarzy prawnika i zanim udało mu się odezwać znów zabrał głos Parker.
- O takiej sytuacji nie posiadam informacji. Ci ludzie mieli jedynie złożyć Collinsowi standardową ofertę ochrony. Jeśli dopuścili się czegoś więcej to jest to tylko i wyłącznie ich wina. Ze swojej strony mogę jedynie obiecać, że osobiście zweryfikuję ich sposób działania - dodał w trochę zbyt złowieszczy sposób.
Corday skupiła swoją uwagę na Parkerze, ale nie wyglądała na jakkolwiek przejętą jego tonem wypowiedzi.
- Czyli przyznaje pan, że z pana polecenia pracownicy Crimeshield pojawili się w biurze pana Collinsa - powiedziała Irya zdecydowanie bardziej jako stwierdzenie niż pytanie. - Nic by w tym nie było nadzwyczajnego. Gdyby nie to nieszczęsne zajście z siłowni pana Collinsa. Czy jeszcze coś pan chciałby dodać? - tym razem pytanie było wyraźnie zaakcentowane.
- Zajście w siłowni to była samowolka Andersona. Rozprawa się odbyła i wyrok zapadł. Nie widzę więc powodu szukania analogii. Anderson już nie pracuje w naszej organizacji i jego metody działania nie są propagowane - wypowiedział Parker jednym tchem jak wyuczonej formułki. - Ostatnia wizyta u Collinsa była przez nas zatwierdzona i jak już mówiłem tyczyła się standardowej oferty naszej firmy.
- Oczywiście, że sprawa siłowni już zakończona jest w sądzie - przyznała rację Inspektor. - Jednakże w świetle nowych wydarzeń nie wykluczone że prokurator wniesie wniosek o ponowne rozpatrzenie tamtego oskarżenia jeśli w toku obecnego śledztwa wyjdzie że tamto zachowanie Andersona nie było podyktowane jego własnym stylem pracy, a odgórnie ustalonym schematem działania obowiązującym w Crimeshield - powiedziała spokojnym tonem i z uprzejmym uśmiechem. - Jeśli posiada pan jakiś materiał dowodowy, który potwierdzi pana stanowisko to prosilibyśmy o przekazanie go w nasze ręce. Chętnie też porozmawiamy z pana pracownikami którzy zostali skierowani na rozmowy z panem Collinsem.

Parker już otworzył usta aby coś odpowiedzieć ale w słowo znów wszedł mu Morgan.
- Obawiam się, że dowody będzie ciężko przedstawić, ale tutaj możemy powołać się na domniemanie niewinności. Polecenie nawet jeśli było wydane słownie to tylko ze słowem będzie skonfrontowane. Bardzo chętnie będziemy z wami współpracować, ale nasza firma nigdy nie miała dewizy transparentności. Najpierw chcielibyśmy zapoznać się z konkretnymi zarzutami oraz dowodami na jakich się opierają, a wtedy my przedstawimy adekwatne do nich kontrdowody. Wtedy też udostępnimy dane konkretnych, wskazanych pracowników gdyż w naszym interesie jest ochrona ich danych osobowych - zakończył prawnik uśmiechając się wyzywająco w kierunku inspektor.
- Na nagraniach z monitoringu, które otrzymaliśmy doskonale widać twarze konkretnych pana pracowników. Otrzymają oni imienne wezwanie do złożenia zeznań - odparła Irya. - Rozumiem, że nie mają panowie nic więcej do powiedzenia? - z uroczym uśmiechem skierowanym do Morgana.
- Może być pani pewna, że wezwania niezwłocznie przekażemy do odpowiednich osób - obiecał prawnik. - Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna - dodał na koniec wstając od stołu.
- Liczę na tą współpracę - odparła Corday z lekkim uśmiechem. Inspektor niespiesznie wstała z fotela i zabrała swoje rzeczy ze stołu, chowając je w wewnętrznej kieszeni marynarki. - Do widzenia panie Morgan - dodała i spojrzała na Sinclaira oczekując jego reakcji.

Komendant wstał zaraz po niej. Widać, że nie był zadowolony, ale z drugiej strony nie było widać po nim żadnego rozczarowania. Po prostu zrobił to, co trzeba było zrobić.
Parker również wstał i krótko pożegnał się, a następnie razem z Morganem wyszli zostawiając gości samych.
- Muszę zapalić - stwierdził Sinclair idąc w kierunku drzwi.
- Ja tam jadę od razu do biura - odparła Corday, podążając za nim. - Ubiorę Coopera w przesłuchanie ludzi Parkera.
- Ubieraj - zezwolił komendant i ruszył w kierunku schodów.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 28-12-2018, 23:03   #70
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

Zdecydowanie Komendant za punkt honoru postawił sobie by dojechać do biura przed swoją podwładną. Corday była przeświadczona, że miała przewagę, w końcu jej auto miało więcej mocy i lepiej się prowadziło niż jego, ale uznała, że da mu wygrać. Zakładała, że przez to będzie w lepszym nastroju, a to całemu wydziałowi wyjdzie na dobre. Zamarkowała więc złe wybranie pasa na trasie i dzięki temu przełożony miał szansę ją przegonić.

Na miejscu odruchowo poszła po kawę. Stojąc w pomieszczeniu socjalnym, zdała sobie sprawę, że wypiła już tego dnia dwie. Trzecia by ją przyprawiła już tylko o ból głowy.
Zgodnie z planem, zadanie przesłuchania ludzi Parkera Inspektor zleciła Cooperowi. Sama zasiadła przy swoim biurku, na którego blacie postawiła kubek ze stygnącą herbatą.
Myślami była przy sprawie zastraszania Collinsa. Gość miał cienkie dowody. Nagranie było mocno pocięte i Inspektor była świadoma, że Morgan nie będzie musiał się wiele gimnastykować by przed sądem je podważyć.
- Jego problem, że nie dał całego nagrania - skomentowała to Irya cicho, wpatrując się w parę unoszącą się nad kubkiem. Herbatę lubiła pić zimną, więc spokojnie mogła skupić się na pracy. A tą miała w planach chwilowo zakończyć, bo na telefon otrzymała informację od agenta nieruchomości, że znalazł dla niej odpowiednie mieszkanie i wystarczy, że je obejrzy.

Patrząc na zapisany właśnie adres, który podyktował jej agent, dotarło do niej, że jest to dokładnie jej poprzednie miejsce zamieszkania. Wyglądało na to, że nowy właściciel nie próżnował i szybko zajął się nową inwestycją. Biorąc pod uwagę to co opowiedział Morgan to przywrócenie funkcjonowania apartamentowca było czystą formalnością.
Z początku miała zrezygnować z tej oferty, uznając ją za niepotrzebną stratę czasu. Najzwyczajniej nie miała ochoty mieszkać w mieszkaniu gdzie ją napadnięto i gdzie zastrzeliła człowieka. Ale wygrała w niej ciekawość tego czy cokolwiek się zmieniło odkąd ostatni raz była w tamtej kamienicy. Przyjęła więc ofertę.

Agent zadziałał bardzo szybko i kilka apartamentów, w tym jej poprzedni, nadal były wolne.
Nowy właściciel wziął sobie do serca ostatnie wydarzenia i ochrona budynku została mocno wzmocniona. W stróżówce w garażu był nie jeden, a trzech ochroniarzy, a kilku dodatkowych snuło się po głównym hallu.
Widząc to Irya poczuła satysfakcję. Nic a nic nie żałowała swojej decyzji o zatrudnieniu Morgana, który po prostu zniszczył poprzedniego właściciela.

W końcu jednak powiedziała swojemu, że nie chce mieszkania w tym miejscu, argumentując, że żaden z pokazanych apartamentów nie spodobał jej się. Uściśliła więc swoje wymagania, dodając wysoki standard ochrony obiektu jako jeden z trzech najważniejszych cech lokum które miał jej znaleźć. Po tym pożegnała się z nim i wróciła do biura.

***

Raport Coopera przedstawiający sytuację u Collinsa z perspektywy pracowników Crimeshield pokrywał się w wielu, znanych już inspektor, punktach. Corday dostała również ich dane osobowe. Wszyscy służyli razem z Andersonem w Wolnych Brygadach i w tym samym czasie zostali zwolnieni do cywila odzyskując lub nabywając członkostwo w Capitolu. Różnice w zeznaniach polegały na tym, że ochroniarz przed wejściem nie chciał ich wpuścić. Gdy pracownicy Crimeshield nie ustępowali ten zaczął cwaniakować i wezwał wsparcie ze środka. Po krótkiej szamotaninie, którą określili samoobroną, ochroniarze Collinsa skontaktowali się z pracodawcą, który zgodził się na rozmowę. Ludzie Parkera przedstawili ofertę swojego pracodawcy po czym już bez kolejnych ekscesów opuścili lokal mocno niezadowolonego Collinsa. Cooper w raporcie zacytował nawet zwrot “ból dupy”.
- No to trzeba teraz skonfrontować te zeznania z Collinsem - podsumowała Corday z niechęcią. Ale zaraz w głowie zaświtała jej wspaniała myśl. - Cooper, weźmiesz Amy i razem odwiedzicie go. Wspomnicie o tym co zeznali ludzie Parkera i zapytacie go czy ma jakieś dodatkowe dowody, które chce dołączyć do akt sprawy prokuratorowi.

***

Twarz Coopera po powrocie nie wyrażała entuzjazmu, a u Lewis malowało się obrzydzenie. Spotkanie z Collinsem najwidoczniej musiało mocno się odbić na jej psychice. Dennis podszedł do biurka inspektor i położył jej raport na biurku.
- Collins przez całe spotkanie dawał do zrozumienia, że jest lepszy i ma nas za śmieci. Formalnie niestety nie ma mu co zarzucić. Nawet bezustanne dwuznaczne uwagi względem Lewis nie ma jak ugryźć - zaczął sierżant słowami wstępu. - Mimo to udało nam się go połechtać informowaniem na bieżąco o postępach i skierować część pretensji z nas na Crimeshield. Jedyne co dostaliśmy to kilka epitetów rzuconych w ich kierunku i jedna groźba. Odnośnie śledztwa stwierdził, że dał nam wszystko co miał i co nam trzeba i naszym zasranym obowiązkiem jest go chronić, a jeśli coś spotka go ze strony ze strony Crmieshield to ruszy wszystkie swoje kontakty i dopilnuje, żeby nam zrobili koło dupy. Tutaj nie mam pewności czy mówił o kimś personalnie czy o całym naszym wydziale.

Corday roześmiała się jakby Cooper właśnie opowiedział jej świetny kawał. Zupełnie nie dziwiła jej relacja jaką złożyli jej podwładni.
- Chciałabym zobaczyć jak próbuje spełnić swoje groźby - skomentowała gdy opanowała swoje rozbawienie. - Dołączycie do akt notatkę ze spotkania z nim - dodała już na poważnie. - Wyraźnie zaznaczcie w niej, że Collins miał możliwość dołączenia dodatkowych materiałów dowodowych ale nie skorzystał z tej możliwości. Pamiętajcie że ma podsłuch w swoim biurze więc nie ma miejsca na kolorowanie raportu - przestrzegła.
Cooper skinął głową na potwierdzenie, że wszystko jest dla niego jasne i wrócił do swojego biurka.

Po tym jak służba Corday dobiegła końca, Inspektor w drodze na podziemny parking zdzwoniła się z agentem nieruchomości. Była bardzo zmotywowana, żeby jeszcze tego samego dnia się zdecydować na cokolwiek. Agent nie próżnował i przedstawił jej nowe oferty. W końcu klient z nazwiskiem Corday oznaczał pokaźną prowizję.
Tego dnia odwiedziła zawrotną liczbę czterech apartamentów. Jeden z nich zasługiwał na szczególną uwagę - było tak bardzo napakowane nowinkami Cybertroniku, że nie potrzebował ludzi w ochronie ani recepcji. Fascynujące to było i niepokojące zarazem. Mimo iż automatyka była wielce wygodna, to Irya na nie się nie zdecydowała na nie. Wolała już jak byli ludzie w recepcji i ochroniarze kręcili się po korytarzu.

Dzień zakończył się jednak owocnie. Decyzja została podjęta, podpisy na umowie wynajmu złożone, a zlecenie urządzenia apartamentu zlecone. Mieszkanie to było znacznie mniejsze od poprzedniego, w którym została napadnięta, ale znajdowało się na szczytowej kondygnacji i rozpościerał się z niego piękny widok na Lunę. A zarazem miała kwadrans by dojechać na posterunek.
Agent nieruchomości twierdził, że wszystko będzie gotowe w przeciągu dwóch dób.
W dobrych nastroju Corday wróciła do swojego mieszkania w centrum.

Na miejscu ucieszyła się, że nawet nie tknęła się za pudła z jej rzeczami, zwróconymi z dawnego-niedawnego lokum. Skierowała się do barku, by oblać dobrym winem udane poszukiwania, ale czytając etykietę trunku, wpadła na pomysł, że skoro jest na swoim terenie to mogła równie dobrze wybrać się do sprawdzonego i lubianego przez siebie klubu. Wzięła prysznic, przebrała się w inną koszulę i zadzwoniła po taksówkę.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172